PODRÓŻ DO SŁOŃCA.rtf

(18 KB) Pobierz

Grzegorz Leończuk

 

PODRÓŻ DO SŁOŃCA

 

 

              Dużo o Rudrakszy napisano, choć prawie nic po polsku, ot, tyle że są to paciorki szczęścia. Odnoszę się tu do literatury dostępnej w internecie. A ona, Rudraksza, jest pestką z owocu drzewa Rudrakszowego rosnącego daleko w Azji. Wikipedia podaje, że jest to drzewo wiecznie zielone i duże, o łacińskiej nazwie Elaeocarpus ganitrus. Rudraksze są twarde, można je gotować w mleku czy wodzie, a Ajurweda, prastary indyjski system leczniczy stosuje jako lekarstwo na wiele chorób.

 

              Dane mi zostało - co poczytuję za wielki Dar - doświadczać Rudrakszy na sobie. Jak to się stało? Dostałem Ją w darze od Sathya Sai. Stworzył ją kolistym ruchem podczas spotkania, na jakie zaprosił mnie i innych Polaków w 2001 roku w Puttaparthi, w Indiach. Najpierw wszakże zaznajomię wstępnie Czytelnika (Czytelniczkę) z postacią Awatara, którym jest Sai. Opowiem o Nim w poniższym reportażu z 2004 roku, jak sądzę.

 

---------

 

              Byłem w Indiach długo, ponad czterdzieści dni - stwierdziłem. W suwalskiej restauracji, przy zielono-żółtym akwarium z rybami rozmawiałem z Ratajem. Prawnik i prawdziwy społecznik, Waldemar jest spokrewniony ze słynnym przedwojennym marszałkiem Sejmu, Maciejem Ratajem. Waldek to niespełna czterdziestolatek - wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego i były doradca premiera Buzka. Powściągliwy. Dawno się nie widzieliśmy.

              Potoczyła się rozmowa. Przywiozłem z podróży sporo wiadomości, m.in. o islamie. Rataj komentował obrazowo - odejście na pustynię, ale powinien nastąpić powrót i działanie. Uśmiechnąłem się na to. Oczywiście. Ucieczkowość wykluczona.

              Indie to słodycz.

              Indie to egzotyka. Choć dobrą przygodę można znaleźć, jak wówczas sądziłem, również w Polsce. Oto w pokamedulskim klasztorze, w Domu Pracy Twórczej nad Wigrami, Rataj i Jachimowicz, dyrektor Domu, i Miłosz Gałecki, filozof, zastanawiali się, jak podnieść prawdę, dobro, piękno na odpowiednie miejsce w społeczeństwie. Do osiągnięcia tego trzeba odrzucić dzisiejszą dyktaturę pieniądza, gdy oczy się śmieją do gładkich banknotów... Ideały - Bóg, Honor, Ojczyzna stają się w tym oślim tańcu parawanikiem dla "robienia pieniędzy". Taka jest na zachodniej półkuli rzeczywistość, póki co i to należy odmienić. Wiosną w Wigrach ludzie z różnych stron rozmawiali już o tym "złotym cielcu współczesności" - pieniądzach, o prądzie prymitywnych rozrywek i upadających wartościach ludzkich. Brałem w tym udział, byli dziennikarze, artysta, politolodzy, ksiądz. Były rozmowy - i co? Rozgoryczenie Miłosza Gałeckiego, który wystąpił z wykołysanym wykładem wokół Platona; poczuł, że go nie słuchano...

 

Tyle Polska.

 

W południowych Indiach, w Puttaparthi, gotowało mnie ciepło.

 

Jeszcze w ambasadzie w Warszawie przypadkowy rozmówca narzekał, jak jego znajomy z Krakowa zostawił Polskę i pojechał do Indii. - Wyobraża Pan sobie? Wynajął komuś mieszkanie i sobie pojechał. "Zostawił nasze polskie sprawy", skomentował z goryczą. Uśmiałem się z tych "polskich spraw". Ale potem, w Indiach, kiedy zabrałem się do pisania reportażu, zacząłem właśnie od Rzeczypospolitej i porównań Indii z naszym krajem!

              Jak widać jest coś na rzeczy w anegdocie, przywołanej w książce "God in action" (Bóg w działaniu) prof. Kasturiego o Sathya Sai, że Polacy wprowadzają temat "polski" wszędzie - potrafią napisać dzieło: "Słoń a sprawa polska". Ale dobrze już, zostawmy! Lepszde to, niż - że użyję określenia cioci - "szczekają po angielsku", wstydząc się  Ojczyzny. Dodam - sam zarabiam, ucząc angielskiego.

 

              W Puttaparthi brzmią wieczorem cykady (świerszcze ciepłych krajów), do uszu wpada rosyjski, telugu, angielski w różnych odmianach... Wieś ta stała się niedawno małym miastem, ale obok Mumbaiu i Delhi widnieje już na mapie Indii, którą wziąłem w Polsce z ambasady. Żyje tu bowiem i działa Sathya Sai Baba, wzór pracy społecznej, odnowiciel cnót, określany przez miliony ludzi i uczonych w Pismach Wedyjskich jako Awatar (upostaciowienie Boskości). Dokonania tej Postaci rozsławiły Puttaparthi, czyniąc z tej drobnej plamki w ogromie kraju odwiedzany i żywo omawiany punkt.

              O jego dziełach - ciało ma dziś 84 lata - można już przeczytać w licznych książkach (kilka przetłumaczyłem na polski). Oglądałem w Indiach olbrzymi szpital superspecjalistyczny, gdzie są leczeni bezpłatnie ludzie, m.in. biedni okoliczni wieśniacy. Mogłem podziwiać zadbane budynki założonych przez Niego darmowych szkół, w tym Uniwersytetu (!). To jak naucza się w Jego szkołach, a jest ich w Indiach ponad 8 tysięcy, jest ogólnie niespotykane. Oddzielne dla chłopców i dziewcząt, oprócz solidnego kształcenia wpajają młodzieży tolerancję, poszanowanie dla cnót i wysokie zasady moralne. Opoką Wychowania w Wartościach Ludzkich, jak określa się tten program szkół Sai, są główne cnoty, stanowiące wspólny mianownik wszystkich religii. Sai nazwał je Wartościami Ludzkimi.. Nacisk jest położony na rzeczywiste stosowanie ich w życiu codziennym. Prawda, Pokój, Prawość, Miłość i Nie Krzywdzenie. Szkoły dają świetne wyniki; niektóre państwa przyjęły ten program u siebie jako oficjalny.

              Sathya Sai działa na różnych płaszczyznach społecznych, w Indiach i poza ich granicami, pokazując drogę i punkt dojścia dla ludzkości: wiedzę o Boskości. Opowiada o najgłębszych prawdach, znanych dotąd jedynie mędrcom. Oświadcza, że ludzkość w istocie jest Boska. Jak to możliwe? Poprzez Boską Iskrę drzemiącą w każdym człowieku, którą należy rozdmuchać dobrym życiem. To właśnie nią, Boskością, jest - jak mówi Sai - człowiek, dotąd błędnie utożsamiający się z ciałem, które przecież jest chwilowe. I to jest główna tajemnica istnienia. Wedy, Pisma Święte mówią: TAT TWAM ASI - jesteś Nim, Boskością. Sai dodaje: tylko o tym nie wiesz. Jak to, jestem Bogiem? - spyta człowiek w przestrachu. Gdzie mi do Boga - zaklnie się. A On zapewnia, że właśnie do tego odkrycia, O boskości ludzkiej istoty, dochodzą od dawna mędrcy, w ciszy badania własnej jaźni. Jak doświadczyć tego samemu? Pytaj siebie, kim jesteś, odpowiada Nauczyciel. Zdążaj duchową drogą, chłopcze, dziewczyno. Prowadź sie odpowiednio! Pobierajcie się, nie miejcie kochanek -"girl friends", to ludziom nie przystoi! nie ma w tym odpowiedzialności... Właśnie to powiedział osobie piszącej te słowa.

              "Dla ochrony sprawiedliwych, dla zagłady nieprawość czyniących, w niektórych wiekach przychodzę Ja Sam" - powiedział pewnego razu. Zgodnie ze Swą wolą stwarza przedmioty, pojawia się równocześnie w różnych miejscach, zna myśli ludzi, wysłuchuje modlitw, jak twierdzą tysiące ludzi.

              Spodobał mi sie nacisk, jaki kładzie na edukację. Mówi, że nauczyciel to najważniejszy zawód. Pedagodzy zaś powinni nauczać dobrego życia, ale i dawać tego przykład swoim postępowaniem codziennym. Tylko taki przykład działa. Przypomina się tu osoba, z której mogą być dumni Polacy i Żydzi - Janusz Korczak, wspaniały wzór postępowania, porywający osobowością i poświęceniem. Ze swymi podopiecznymi, dziećmi, pomaszerował na śmierć do komory gazowej w Oświęcimiu podczas II wojny światowej. To był prawdziwy bohater. Oddaję szacunek temu człowiekowi o wielkiej inteligencji, wrażliwości i dobroci.

 

SATHYA SAI dał początek ogólnoświatowej Organizacji Sathya Sai, stawiającej za cel działanie dla dobra społecznosci i ojczyzny. Uczy patriotyzmu, odpowiedzialności za kraj i szacunku dla rodziców na pierwszym miejscu, oraz poszanowania różnych religii. Organizacja Sai w Polsce organizuje m.in. darmowe obozy medyczne w Żytkiejmach, gdzie miejscowi ludzie korzystali z opieki medycznej lekarzy, zainspirowanych przykładem i ogólnoludzkimi naukami Sathya Sai. Z pierwszego z tych obozów pracy społecznej robiłem nagrania do Radia 5 w Suwałkach, kiedy tam pracowałem.

              W Puttaparthi tymczasem ujrzałem studentów Sathya Sai, lśniących bielą mundurków. Hindusi i jeden chłopak z Litwy. Rodzice czekają w kolejce do tych szkół, aby zapisać dzieci - uczniowie osiągają dobre wyniki w nauce, są porządni i przyjaźni. Podobno inne szkoły "sciągają" już wzór Sathya Sai i stosują u siebie.

              W Puttaparthi spotkać można ludzi z całego świata. najwięcej Hindusów, choć jest też wielu Rosjan! - płyną Was tu potoki, Bracia. Jest Argentyńczyk Gabriel, jest Australijczyk, który zamiast breakfast (śniadanie) mówi breaky; a wśród Rosjan Krynicki z Syberii, potomek Polaka. Lekarz Ernest, z Petersburga, to Białorusin. Poznałem dawnego trenera radzieckich narciarzy wyczynowych, co przyjechał odwiedzić Sathya Sai po raz pierwszy - sympatyczny ten Łotysz Melkis. Powiada, że mam postawę "polskiego pana" - po czym on to poznaje? Rozmawiamy o historii, o "polskaj imperii" - Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdzie przodkowie jego współbraci tworzyli niegdyś część Inflant. Polskaja imperia... Również od Ernesta z Roski słyszę o dawnej sile Polski. I dziwne to, bo w uszach mam strofowanie Polski przez jakąś Brukselę... Pewnego dnia Ernest recytuje z pamięci polski wiersz; popatruje. "To Adam Mickiewicz. Pan Tadeusz" - powiada uśmiechnięty. Szok.

              Jak ja lubię ludzi! Melkis uroczy kawalarz: na jego wizytówce czytam, pod nazwiskiem: Andrys Melkis - homosapiens. Przypadł mi do serca. Prikljucieńje - dobra przygodo! Ile my za Ciebie damy.

              Stąpałem potem po chłodnych salach Muzeum Odwiecznego Dziedzictwa, zbudowanego pod wpływem Sathya Sai w Puttaparthi. Poświęcone jest religiom całego świata, płatkom kwiatu Boskości, jak obrazuje to Sai, a swoimi białymi kopułami góruje nad osadą. Jeszcze nie widziałem takiej architektury: trzy jasne stożki - aby do nich dojść, trzeba posapać, iść ostro pod górę. I czasem zawyje Ci obok Hindus motorikszą, motocyklową taksówką na trzech kółkach... piłują zapewne na "jedynce". W połowie drogi warto rzucić okiem na widoki dokoła. Podgórska okolica, na prawo rozciągają się nieodległe, duże szczyty. Kępy zieleni; te góry są całkiem niepodobne do Tatr, Sudetów. Jakieś inne - jasne, zielone, trochę groźne. Są tam czarne skorpiony, więc pomyśl, zanim ruszysz pod górę.

              Przed muzeum trochę drzew, napis [pomiędzy nimi] "Nie wchodzić". Poniżej, w ogrodzeniu, chodzi jeleń. Nie jesteś taki jak u nas, jeleniu! Przyglądam się z ciekawością i spoglądam chciwie na małpy. Szare, wzrostu niedużych psów; przyciągają uwagę matki z dziećmi. W pewnej chwili doświadczam czegoś osobistego, od seca, nieznanego dotychczas... ale bronię się przed tym! Chodzi o dzieci małp. Dostrzegłem ich twarze - są podobne do ludzkich. Ścisnęło się serce. Jak to możliwe że one są tak nam bliskie! chciałoby się krzyknąć.

Hm, "mędrzec widzi jednakowo człowieka i psa, i zjadacza psów..." Ludzie, ja tu przyjechałem z Europy, tam zwierzęta się zabija, doświadczenia prowadzi, jak hitlerowcy na więźniach.

              Ale przyznaj, przybyszu z daleka - jeszcze nigdy nie spojrzało na Ciebie stworzenie o tak ludzko dziecinnej twarzy.

              Skaczą, łażą po grubym kablu elektryczności, rozciągniętym pośród drzew. Chłonąłem widok plemienia szaromałp; zerkam z ciekawością, aż, zda się, nieprzyzwoicie. Cale rodziny - kłótnie, śmigają dzieci po gałęziach, wrzask. Któraś już włazi na znak "No parking". Zaraz, nie ma! gdzie ona się podziała?

              Mohammed z południa Rosji mówi o małpach: "abjezjana", Andrys Łotysz "abjezjanka". Ucho polskie tym zaskoczone, już prędzej oddziała na nie "monkey". Co sie z nami porobiło? Rosyjski język, tak słowiańsko bliski, skąd taki nieznany? I dlaczego "abjezjanka" brzmi dziwniej niż "monkey"?

              Wróćmy do Sathya Sai. Kiedy człowiek patrzy na to, czego już dokonał, na sieć szkół Sai, uczących fachowości i dobroci - miło odetchnąć takim wzorcem, zobaczyć, że jest coś takiego w ogóle możliwe. Kiedy sporo społecznych potrzeb w Polsce, połowa ludzi w biedzie, przygnębienie ma co czwarty obywatel.

              Odpoczywasz w tropikach, ale - wracaj do Polski!

----------------------

 

 

              Taki był mniej więcej zapis z jednej z kilku podróży - pielgrzymek do Sai, ściślej sześciu, jakie odbyłem od roku 2000, kiedy ruszałem w świat z dyplomem magistra historii Uniwersytetu w Białymstoku.

              Teraz opowiem szerzej o spotkaniu twarzą w twarz z Sathya Sai owego lata 2001. Przyjechaliśmy z Polski w piątkę - dwudziestoparolatek z Suwałk - Robert, Pawet Pietrzak, student architektury w Poznaniu, dopiero co poznany nauczyciel uniwersytecki Pawła, Marek Pindral (obecnie na stypendium w Chinach) i wreszcie mój kolega ze studiów, historyk i polonista Marek Perkowski. Przelecieliśmy nad Rosją, z przesiadką pod Moskwą, potem pociąg z Mumbaiu i autobus, w którym Paweł chciał podróżować na dachu!

              Sathya Sai, co dzień dwukrotnie wychodzący do ludzi na darśan (dosłownie "widzene"), zaprosił po pewnym czasie naszą grupkę na osobną rozmowę. Weszliśmy do niewielkiego pokoju i usiedliśmy na podłodze. Ja - być może w odległości dwóch i pół metra od Ojca (Jedno z imion, pod jakimi jest znany: Baba" - oznacza "Ojciec" w sanskrycie). Siedział na fotelu i pytał nas o ogólne rzeczy. Chłopcy i Marek usadowili się pod ścianą. Nagle spojrzał na mnie i spytał po angielsku: what do you want? Czego chcesz?

              Po drugiej stronie salki siedziało kilku młodych Hindusów z Anglii.

              Miałem gotową odpowiedź. "Love" - "Miłości". Być kochającym, doświadczać Jej. On na to: "Love is God. Live in Love" (Miłość jest Bogiem. Żyjcie w Miłości"). Podniósł dłoń, chyba na wysokość twarzył uczynił kolisty ruch w powietrzu. I oto na oczach wszystkich, Marka Pindrala, Pietrzaka, reszty, w Jego dłoni pojawił się złoty łańcuszek z czymś oprawionym w złote

kapturki. Zaskoczyło mnie to, nie spodziewałem się podarunku. Chłopców bardzo! - wyciągnęli szyje jak gęsi! Sai zrobił ruch ręką - podejdź. Kiedy podszedłem i podniosłem z karku swoje długie włosy, zapiął mi to na szyi.

 

----------

 

              Był to łańcuch z oprawioną w złoto Rudrakszą właśnie, od której zacząłem niniejszą opowieść. Nie znałem rudrakszy zupełnie. Sai nie wyjaśnił, co to jest, po prostu ją podarował. Potem powiedział jeszcze, żebym nie jadł mięsa. "Wiem..." - odpowiedziałem, byłem bowiem wegetarianinem. Mimo to powtórzył ostrzegawczo. "Do not eat meat" (Nie jedz mięsa).

              Minęło trochę czasu. Przyszłość niosła już wyjaśnienia. Kiedy ponownie odwiedziłem Puttaparthi, spotkałem w aśramie (u Sai) Niemca w średnim wieku, podróżującego po Indiach. Jego pierś pokrywały naszyjniki z Rudrakszy! Wówczas zdało mi się to dziwne. Wiedziałem jednak, że nosi to co i ja.

Porozmawialiśmy, powiedziałem, że Sai stworzył mi Rudrakszę - ożywił się. Tak?  Spytał, czy wiem, co to jest? Odparłem, że nie. Przyniósł mi pewną ilość tekstów na jej temat, m.in. z prasy indyjskiej po angielsku. Dowiedziałem się wówczas cudownych rzeczy o podarunku Sai.

W następnych latach sam zgłębiałem wszystko o Rudrakszy, do czego mogłem dotrzeć.

 

O niektórych właściwościach Rudrakszy

 

              Podaje się, że Rudraksza posiada naturalne, korzystne dla ciała i umysłu własności elektryczne i magnetyczne oraz indukcyjne, m.in. zmienne bieguny magnetyczne, odpowiednio dopasowując swoje działanie do danego człowieka.

              Jedno z Pism Świętych, Dewii Puranam, stwierdza krótko - każdy człowiek powinien za wszelką cenę nosić Rudrakszę.

 

              O POLSCE I ROSJI

 

              Kiedy w 2001 roku rozmawiałem z Sathya Sai, zadałem mu dwukrotnie nurtujące mnie pytanie odnośnie Polski.

              "Should we be close with Russia?" Czy powinniśmy być blisko z Rosją? Czy Polska powinna być blisko z Rosją?

              Rzucił na mnie okiem. "Yes" (Tak) - odparł po angielsku

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin