Poniższy tekst pochodzi sprzed 3 lat.docx

(39 KB) Pobierz


Poniższy tekst pochodzi sprzed 3 lat. Od tamtej pory, według naszej wiedzy, sprawa nie ruszyła się do przodu ani o krok. – admin. 

Sześć ofiar, a sprawca na wolności – nowe okoliczności wypadku drogowego ś.p. Filipa ADWENTA 

ZŁOŻYŁ ŻYCIE NA OŁTARZU OJCZYZNY 

Stowarzyszenie Obrony i Rozwoju Polski 
ZARZĄD GŁÓWNY 
Al. J. Piłsudskiego 8-10, 35-074 Rzeszów. PL. Tel. +48/17/862.28.48 ; fax 017.862.54.07. 
Nr REGON: 180 113 227 . www.soirp.iap.pl; e-mail: zg@soirp.rzeszow.pl 

Rzeszów, dnia 7. stycznia 2008 roku. 
L. dz.: ZG/ P/1/01/08 

Sąd Apelacyjny w Lublinie 
Wydział Karny-Odwoławczy 
ul. Obrońców Pokoju 1 
20-959 Lublin 

sygn. akt II AKa 305/07 
sygn. akt II K 54/07 

OŚWIADCZENIE 

Stowarzyszenie Obrony i Rozwoju Polski występowało przed Sądem Okręgowym w Radomiu w postępowaniu sygn. akt II K 54/07 jako przedstawiciel społeczny po stronie Pani dr Alicji Adwent, żony tragicznie Zmarłego Europosła dr. Filipa Adwenta i Członków Jego fatalnie doświadczonej Rodziny. Udział organizacji w rozprawie ma na celu monitorowanie postępowania w celu doprowadzenia do jak najpełniejszego wyjaśnienia przyczyn i okoliczności tragicznej w skutkach katastrofy drogowej. 

Rozprawa w pierwszej instancji toczyła się przed Sądem Okręgowym w Radomiu, ale już powstrzymanie się Prokuratury Okręgowej w Radomiu od żądania aresztu dla bezpośredniego sprawcy śmierci sześciu osób budzi zdecydowany sprzeciw i poważne wątpliwości, jak bowiem wynika z przebiegu postępowania, zachodzi podejrzenie matactwa w śledztwie i przed Sądem, co w wyraźny sposób ujawniało się w zeznaniach świadków obrony. Wypada jednak rozpocząć od innych zaniechań Prokuratury. 

Jak wynika z zeznań kolejnych świadków, uczestniczący w wypadku samochód sprawcy już w momencie zakupu nie był sprawny technicznie. Dowodem na to jest fatalny stan opon, określonych przez biegłych jako „łyse”. Taki pojazd nie powinien przebyć trasy z Anglii do Polski, nie mówiąc już o dalszym odcinku, do Grójca. Na granicy Polski, jeżeli nie wcześniej, uszkodzeniu ulega szybkościomierz i tachograf, co zdecydowanie wyklucza MANA z ruchu drogowego – (ale nie w firmie Artura Jasika.) Ten, doskonale znając sytuację (wszak osobiście kupował samochód w Anglii), polecił oskarżonemu Radosławowi Fijołowi jechać niesprawnym pojazdem. Wreszcie, skutki tragicznego zdarzenia łatwiej przerzucić na niesprawność samochodu, choć naszym zdaniem wypadek nie był spowodowany jego defektami. Mimo to Prokuratura do tej pory nie wyciągnęła z tego stosownych wniosków. Nawet nie wszczęto postępowania przeciw winnym wspomnianych zaniedbań. Podobnie rzecz wyglądała, jeśli idzie o składanie przed Sądem fałszywych zeznań przez świadka Jana Zarębę, czy jego jazdę niesprawnym samochodem. 

W gruncie rzeczy, właścicieli odrębnych firm, państwa Ilonę i Artura Jasik wypadałoby zapytać o wiele innych rzeczy. I, tak na przykład: dlaczego zatrudniano kierowców (zwłaszcza dotyczy to Radosława Fijoła) nie podpisując z nimi ani umowy o pracę, ani umowy zlecenia? dlaczego nie sprawdzono list wynagrodzeń z krytycznego okresu? dlaczego nie sprawdzono, czy od wypłaconych wynagrodzeń został odprowadzony sto-sowny podatek? dlaczego przygotowanie kierowcy do wykonania tak poważnej i odpo-wiedzialnej misji, jak jazda samochodem ciężarowym z kierownicą usytuowaną po pra-wej stronie na długiej trasie, polegało na zrobieniu kilku kółek na placu firmy? czy sprawdzono dokumenty przewozowe wszystkich pojazdów (ciężarowy MAN, osobowe FORD i OPEL), jeśli tak, co z nich wynika? czy, wobec podejrzenia o użycie narkoty-ków przez sprawcę nieszczęścia, sprawdzono jego samochód pod kątem obecności w nim narkotyków? czy użyto w tej sprawie psów tropiących? czy na miejscu zdarzenia sprawdzono pod tym kątem ubranie i przedmioty osobiste sprawcy? czy w ogóle doko-nano sprawdzenia tych przedmiotów? co z ewentualnych kontroli wynika? czy dokonano szczegółowej kontroli firm państwa Jasik? Pytania te adresujemy do Panów Prokurato-rów, którzy w ciągu całej rozprawy przed Sądem Okręgowym w Radomiu pytań niemal nie mieli! 

A wypadało zapytać świadka A. Jasika, dlaczego nie obawiał się wysłać w tak długą i trudną do przewidzenia trasę wywrotki z załadowanymi na nią dwoma samochodami osobowymi, które w dodatku nie były w żaden sposób zabezpieczone? Dodatkowo, dlaczego ani Policja, ani Prokuratura, ani nawet Sąd żadnych wniosków z tego nie wyciągnęły? Dlaczego, w strefie tak kryminogennej, jaką stanowią przejścia graniczne, w Świecku, właściciel firmy nie obawiał się pozostawić owej wywrotki z cenną, bądź co bądź, zawartością na okres dwóch tygodni, bez jakiegokolwiek zabezpieczenia? Przy tej okazji rodzi się pytanie: czemu, w gruncie rzeczy, miał służyć ten przedłużony postój? Czy przypadkiem nie oczekiwano na okoliczności bardziej sprzyjające uruchomieniu śmiercionośnego MANA?! Czy nie chodziło tu o Europosła? Przecież w zasięgu telefonu były osoby mające świadomość, że śp. Filip Adwent w chwili przyjazdu konwoju pojazdów z Anglii do Polski jeszcze przebywał w Parlamencie Europejskim. Trzeba było na niego poczekać… 

W każdej z tych spraw Prokuratura nabrała wody w usta, i mimo, iż w wielu wypadkach wypadało postawić zarzuty, do tej pory – a od zdarzenia minęło ponad dwa lata! – nie zrobiła tego. Wiele zaszłości wymagało wyjaśnienia, doprecyzowania. Nie wykonano tego.

Obecny na rozprawie pan Prokurator Prokuratury Okręgowej w Radomiu nie zechciał też wyjaśnić okoliczności wykonania przez oskarżonego R. Fijoła wielkiej liczby połączeń telefonicznych, w tym także ze świadkiem Janem Zarębą, który zeznał, że w nocy poprzedzającej katastrofę drogową Fijoł całą noc spał obok niego w busie mki Volkswagen, którym obaj przyjechali naprawić i odebrać uszkodzoną wywrotkę. Więcej – nie zechciał wyjaśnić jak to się stało, że oskarżony Radosław Fijoł, wskutek cudownego zdarzenia, doznał daru bilokacji i ze swoją komórką, śpiąc obok J. Zaręby w Volkswagenie stojącym w Świecku, wędrował przez Niemcy! A przecież o kolejnych kłamstwach oskarżonego i jego świadków mówią bilingi rozmów i rozmieszczenie kolejnych stacji bazowych telefonii komórkowej, obok których tej nocy przejeżdżał oskarżony. Możliwe też, że po Niemczech wędrowała jedynie komórka oskarżonego po to, by uprawdopodobnić wyjątkowe zmęczenie oskarżonego, podczas kiedy on sam istotnie przebywał w Polsce… Czemu mogła służyć ta ewentualna mistyfikacja – wypada się jedynie domyślać. Ale pana Prokuratora nawet to nie interesowało. Podczas kolejnego posiedzenia Sądu milczał, nie korzystając z przysługującego mu prawa do zadawania pytań. Czyżby wszystko było jasne…? Wątpliwości wywołane tym pytaniem rozwiał sam pan Prokurator, który zapytany przez uczestników rozprawy, dlaczego on, oskarżyciel publiczny nie zadaje pytań w tak istotnych dla procesu kwestiach, i dlaczego zajmuje zdecydowaną pozycję obrony oskarżonego, odpowiedział, że wszystko za niego robią inni, wobec czego on sam nie ma o co pytać. Pytanie: kto inny, skoro wspomniane pytania nie padły lub zostały przez Sąd pominięte. Wypadało zapytać, po co pan Prokurator w ogóle mitręży czas, ale oddalił się szybkim krokiem, w sposób bardzo niegrzeczny pozostawiając w niepewności, co do praworządności w demokratycznym Kraju płatników różnego rodzaju podatków. Pan Prokurator – w odróżnieniu od swych interlokutorów – był bardzo młody, ale może właśnie z tej racji wypada mu to grubiaństwo wybaczyć…? 

Zdumienie budziła powściągliwość Prokuratora, kiedy świadek Krzysztof Zawadzki zeznawał, że R. Fijoł dzwonił do niego o godz. 1720 i 1757 (czego dowodzą bilingi rozmów), a więc tuż przed tragicznym w skutkach zdarzeniem, który nie usiłował wydobyć ze świadka dalszych szczegółów tych rozmów. Podkreślamy: rozmowy miały miejsce tuż przed katastrofą, co – po pierwsze – wyklucza sen oskarżonego w momencie zdarzenia! Każda rozmowa, nawet ta najbardziej banalna, wybudza na jakiś czas jej uczestnika, nawet, gdyby przed chwilą „spał” za kierownicą. Zaś po drugie, nasuwa bardzo realne przypuszczenie, że kierowca MANA był zdalnie – przez telefon – sterowany. O wykonaniu zadania zameldował telefonicznie zleceniodawcom, gdyż, jak przypuszczamy, to było przedmiotem jego rozmowy telefonicznej bezpośrednio po zderzeniu. O tej to rozmowie mówiła świadek Anna Milczarek, która pierwsza znalazła się obok sprawcy. Prokuratura i w tym przypadku nie zechciała wyjaśnić liczby i kolejności, a nawet może treści telefonów, mimo, że wszystkie znajdują się w dostępnych bilingach. Sąd w 47 stronicowym (!) uzasadnieniu wskazuje na jedno: zaśnięcie za kierownicą spowodowane nieprzespaną nocą i stanem zejściowym po użyciu amfetaminy. A więc wg Sądu, wszystko niechcący, zupełnie nieumyślnie! Dowody przeczą temu stanowisku. 

Zastępujący prowadzącego śledztwo Prokuratora i obecny podczas jednej z kolejnych rozpraw Prokurator Prokuratury Okręgowej w Radomiu też nie miał pytań. A wypadało je zadać, chociażby w celu wyjaśnienia sposobu przeprowadzenia dowodów z miejsca zdarzenia przez policjantów Komendy Rejonowej w Grójcu. Właściwie żaden z nich nie rozmawiał ze sprawcą na miejscu zdarzenia, a przecież właśnie tam, na gorąco można było zdobyć wartościowe, ważne w sprawie zeznania. Policjant Przepiórka zeznał, że ślady na asfalcie, to nie wynik hamowania, a tylko rysy na jezdni. Świadek Arkadiusz Słupek, technik KR Grójec opisał je niejednoznacznie jako smugi, pozostawiając biegłemu dokładną interpretację dowodów zdarzenia. W tym miejscu Pełnomocnik Poszkodowanej Mec. Andrzej Siedlecki zawnioskował o powołanie odrębnego i niezależnego zespołu biegłych techniki drogowej i dokonanie symulacji komputerowej zdarzenia, jak to się dzieje w cywilizowanych krajach, i… stało się! Pan Prokurator przemówił! Wnioskował jednak o oddalenie prośby Pana Pełnomocnika stawiając się tym samym po stronie oskarżonego. Nb., mimo to Sąd – nie mając jednoznacznych dowodów – uznał, że bezspornie są to ślady hamowania. 

Trudno sobie wyjaśnić, dlaczego Panowie Prokuratorzy, których rola podczas postępowania procesowego ustawowo jest diametralnie różna od pozycji obrony, zachowywali się w trakcie rozprawy w tak dziwny sposób. Bo, dla przykładu, kiedy na sali pojawił się świadek Krzysztof Zakrzewski, ignorujący dotychczas przebieg rozprawy inny Prokurator nagle, i to dość niebezpiecznie dla swojego zdrowia, ożywił się. Stało się tak po złożeniu przez świadka zeznań mówiących, że zbliżający się z przeciwka z szybkością ponad 100 km/godz. MAN, którego K. Zakrzewski w sposób niczym niezakłócony od dłuższego czasu obserwował (Zakrzewski jechał jako pierwszy w kolumnie, zaś z przeciwka nadjeżdżał ten jeden, jedyny MAN), nagle zaczął zjeżdżać na jego pas jezdni. Świadek bardzo mocno podkreślił olbrzymią prędkość nadjeżdżającego pojazdu i zamiar kierowcy, który nie tylko wykonał nagły manewr w lewo, na jadące w kolumnie samochody osobowe, ale – kiedy w wyniku pierwszego uderzenia w przyczepkę K. Zakrzewskiego jego ciężarówka odbiła w prawo, zdecydowanie poprawił kierownicą w lewo, uderzając z całą mocą w jadący jako drugi w kolejności samochód śp. Europarlamentarzysty, a następnie w jadącego za nim Poloneza, zabijając na miejscu dwie kolejne, bardzo młode osoby. Wypada tu wspomnieć, że biegli w zakresie ruchu drogowego stwierdzili, iż MAN poruszał się kursem w sposób jednostajnie przekraczającym oś jezdni i działo się tak na długości ponad 150 m. Biegli nie byli na miejscu zdarzenia, ale i oni potwierdzili, że kierowca MANA zachował się w sposób co najmniej dziwny, gdyż odległość od MERCEDESA do TOYOTY była stosunkowo duża i mógł wyprowadzić samochód, a na pewno hamować. Zresztą, wystarczy sobie wyobrazić zachowanie kierowcy, który na chwileczkę zasnąłby za kierownicą – po pierwszym uderzeniu otwiera oczy, wyprowadza lub usiłuje wyprowadzić pojazd na właściwy kurs i… zdecydowanie hamuje. W każdym razie, tak postępuje kierowca, który usiłuje nie dopuścić do wypadku, czy katastrofy komunikacyjnej. Świadek Zakrzewski dodał, że po zdarzeniu R. Fijoł uśmiechał się, nadto powiedział, że to co oskarżony zrobił, zrobił z premedytacją. O celowości katastrofy zeznała świadek także Anna Milczarek, która bezpośrednio po staranowaniu TOYOTY podeszła do uwięzionego w samochodzie Pana Filipa Adwenta, od którego usłyszała, że: „To nie był przypadek!”. Były to ostatnie słowa Zmarłego. Przesłanie stanowiące swoisty testament, zeznanie świadka, którego Sąd nie zechciał zaprotokołować. Dlaczego? Wypada tu podnieść, że Pan Filip Adwent obawiał się zamachu na swoje życie. Trudno przyjąć, że zachowaniem naturalnym dla człowieka zmierzającego do szczytu swej kariery społecznej i politycznej, jest szczególne ubezpieczanie się na życie oraz wykupywanie sobie miejsca na cmentarzu i grobowca (wszystko to stało się tuż przed tragiczną śmiercią). Wszak Zmarły miał dopiero 50 lat… 

Wracając jednak do dziwnego zachowania obecnego na sali Prokuratora, przemówił, ponieważ uznał za stosowne zaatakować świadków, którzy jednoznacznie zadali kłam wcześniejszym zeznaniom. Pan Prokurator swoimi pytaniami starał się podważyć prawdę wypowiedzi Anny Milczarek i Krzysztofa Zakrzewskiego utrzymując, iż ich zeznania są tendencyjne i ocenne. W opinii świadka Waldemara Kuchcińskiego, policjanta KR Grójec, zeznania K. Zakrzewskiego i A. Milczarek były najmocniejsze, ponieważ pochodziły z ust jedynych świadków, którzy dokładnie widzieli i opisali wszystkie fazy zdarzenia. 

Zdumienie budzi fakt, iż ani Prokuratura, ani Sąd Okręgowy w Radomiu podczas całego postępowania procesowego w wielu miejscach nie dążyły do obiektywnego wyjaśnienia okoliczności tej straszliwej katastrofy, chociaż właściwie zdarzenie wypada nazwać ohydną, z góry zaplanowaną zbrodnią. Sąd nie dopuścił dowodu z ponownego przeprowadzenia badania okoliczności zdarzenia, a zwłaszcza dokonania analizy czasowo-przestrzennej dotyczącej wszystkich faz wypadku. Nie wyraził zgody na wykonanie szczegółowej analizy wypadku przez laboratorium Kryminalistyki KGP. Dlaczego? Sąd, trwającą niezmiernie długo serią uporczywych pytań adresowanych do biegłego z dziedziny toksykologii, wręcz wymusił na nim zeznanie, że ta niewielka dawka amfetaminy mogła mieć wpływ na przebieg wypadku. Wcześniej doktor usiłował wyjaśnić, że przy znacznej wadze oskarżonego (w chwili popełnienia czynu miał ponad 130kg), dawka 68 ng/ml przy zauważalnym progu 50 ng/ml nie ma większego znaczenia. Biegły wprost powiedział, że dla sugerowanego przez obronę, ale też przez Sąd!, utracenia kontroli nad własnym zachowaniem trzeba około 2000 ng/ml amfetaminy, jednak Sąd postawił na swoim i taki zapis znalazł się w protokole rozprawy. Podobnie rzecz wyglądała przy wspomnianym już wyżej opisie rzekomych śladów hamowania MANA, gdzie długo indagowany (naciskany) przez Sąd policjant zeznał, że znajdujące się na jezdni ślady mogły być śladami hamowania ciężarówki. Widać było wyraźnie, że ów technik kryminalistyki miał zdecydowanie dość wymuszanego przesłuchania i chciał jak najszybciej opuścić salę Sądu. Prokurator, tak jak obrona sprawcy, nie domagał się rzeczowego wyjaśnienia sprawy, ani przez owego policjanta, ani przez niezależnych biegłych sądowych. A przecież ślad nagłego hamowania ciężarówki ze wspomaganiem powietrznym, niewyposażonej w ABS, a z taką mieliśmy tu do czynienia, jest bardzo mocny, wyrazisty i jednakowy na całej swej długości. Dzieje się tak, gdyż zablokowane koła rysują oponami wszystkich osi pojazdu zdecydowane, grube linie. Przy założeniu, że wywrotka poruszała się ze znaczną szybkością w linii prostej, powinniśmy otrzymać dwie wyraźne, nawarstwiające się smugi, tym mocniejsze, że samochód miałby hamować tzw. łysymi oponami, a jezdnia w tym miejscu przeszła gruntowną naprawę i była w stanie bardzo dobrym (samochodu nie podrzucało na wybojach). Przy innym ustawieniu kierownicy tak opisanych śladów powinno być cztery lub nawet sześć. Tymczasem Sąd z uporem wartym lepszej sprawy niezachwianie pochylał się nad jedną słabą (zdaniem technika kryminalistyki pochodzącą z innego zdarzenia), nierównomierną i krótką smugą o szerokości dochodzącej do 40 cm. Naszym zdaniem nie było żadnych śladów hamowania, co potwierdza tezę, że wyposażony w prawostronną kierownicę duży i mocny samochód ciężarowy z niesprawnymi (dla niepoznaki!) oponami, niesprawnym szybkościomierzem i tachografem (dla ukrycia prawdziwej, bardzo dużej, niedozwolonej, szybkości jazdy i samego momentu uderzenia!) okazał się doskonałą machiną śmierci, zaś wynajęty do tego celu kierowca wykonał swoje zadanie w 600% (wszak zginął nie tylko szczególny cel ataku Pan Filip Adwent, ale jeszcze pięć innych osób!). Ustawione na nieprzystosowanej do przewozu pojazdów wywrotce samochody osobowe miały dodatkowo wykazać niestabilność całego układu. Jednak według Sądu, sytuacja była nie do końca przewidywalna przez sprawcę, ale w żadnym wypadku nie zamierzona…! Sąd ewidentnie przeczy tu samemu sobie, z jednej bowiem strony na str. 45 „Uzasadnienia wyroku” pisze, iż „Oskarżony nieumyślnie naruszył zasady w ruchu drogowym”, a wcześniej, na str. 43 wskazuje, że oskarżony kierował samochodem, którego stan techniczny i ładunek eliminowały z ruchu. Sprawca więc, co najmniej godził się z możliwością spowodowania katastrofy w ruchu lądowym! Naszym jednak zdaniem, kierowca dla upozorowania zmęczenia i niesprawności wykazał się długotrwałą jazdą i obecnością w organizmie amfetaminy, co wskazując na niby nieumyślność czynu łącznie pozwoliło obronie na nie zabieranie głosu niemal podczas całej rozprawy, tak, jakby wiedziała, że wszystko już zostało dokładnie ustalone… Może stało się tak dlatego, że Sąd sam, bez wezwania, oddalił zdecydowaną większość wniosków dowodowych zgłaszanych przez pełnomocników oskarżycieli posiłkowych. Przykro to przyznać, ale Sąd nie wykazał zainteresowania w wyświetleniu wszystkich zaszłości związanych z tą zbrodnią. Podzielał w tej mierze stanowisko Prokuratury. 

Wreszcie, Prokurator nie domagał się, a Sąd nie dołożył należytej staranności dla wcześniejszego doprowadzenia świadka szalenie ważnego – Marcina Dybowskiego, który jako Asystent Posła posiadał olbrzymią wiedzę nt. Jego pracy, życia, planów i zwyczajów. Jak sam zeznał, przebywał z Nim niemal 24 godziny na dobę. Współpracując ze Zmarłym był doskonale wprowadzony w zagadnienia pracy parlamentarnej, politycznej (także tej nie związanej z Europarlamentem) i społecznej. Jako jedna z niewielu osób wiedział o szczegółach wyjazdu Europarlamentarzysty i Jego Rodziny do Polski. Znał trasy przemieszczania się Pana Filipa Adwenta i cel jego wyjazdów. Uznawał się za przyjaciela Zmarłego. I ten człowiek usiłował wydobyć od Żony jeszcze żyjącego, aczkolwiek znajdującego się w stanie śpiączki farmakologicznej, Pana Filipa Adwenta jego osobisty laptop, a kiedy to się nie powiodło, nazajutrz wyłudził go od niepełnoletniego Syna. Mimo wielokrotnych próśb, nalegań i żądań zwrotu oddał go po groźbie skierowania sprawy do sądu, wyrażonej przez prawnika Pani Alicji Adwent. Oddał, ale po wykasowaniu wszystkich danych!!! Wiedza nt. powodu takiego działania nie okazała się dla Prokuratury i Sądu na tyle ważna, by poczuł się zdeterminowany do skutecznego zaproszenia wspomnianego świadka pracującego w Sandomierzu. Znaczące przy tym jest zachowanie samego Marcina Dybowskiego, który od momentu śmierci swego Pryncypała nie tylko w żaden sposób nie okazuje chęci pomocy, czy chociażby zainteresowania tą tragiczną sytuacją, ale unika wszelkich kontaktów z Rodziną Zmarłego. Więcej, nie tylko nie interesuje się okolicznościami śmierci, ale nawet, prawidłowo wezwany, nie stawia się na żadną z rozpraw. M. Dybowski pojawił się przed Sądem dopiero wobec realnego zagrożenia doprowadzenia go siłą. Zaskakującym jest, że w rozmowie z Mec. A. Siedleckim przed rozprawą zagroził, że będzie zeznawał przeciw Rodzinie śp. Filipa Adwenta. Słowa te słyszały stojące w korytarzu Sądu osoby. Dlaczego groził, czy bał się…?! Czego? Jaka była prawdziwa rola M. Dybowskiego? Ta wyjątkowa i zupełnie niezrozumiała sytuacja powinna wzbudzić szczególne zainteresowanie organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, tym bardziej, że do zadania świadkowi pozostało jeszcze kilka innych pytań… 

Najwyższym oburzeniem napawa fakt domagania się w apelacji od wyroku przez Obrońcę R. Fijoła obniżenia wymierzonej kary do minimum i jej warunkowego zawieszenia. Już obecny wyrok jest rażąco niski, po pierwsze dlatego, że Sąd przyjął sprawstwo nieumyślne. Opisane wyżej i dowiedzione przed Sądem okoliczności jednoznacznie wskazują, że sprawca świadomie naruszył szereg istotnych przepisów ruchu drogowego, co miało wpływ na przebieg katastrofy komunikacyjnej. Przecież nie wolno siadać za kierownicą niesprawnego samochodu (o niesprawności wiedział już w Świecku!), który to pojazd, wywrotka, w dodatku, jako zupełnie niedostosowany, był załadowany w żaden sposób nie umocowanymi samochodami i poruszał się z szybkością o ponad 30 km/godz. przekraczającą dozwoloną. Przemieszczał się po drogach publicznych pojazdem, który w żadnym razie nie miał prawa tam się znaleźć! W sposób świadomy usiadł za kierownicą po olbrzymim zmęczeniu (jeśli przyjąć tę wersję wydarzeń) i po użyciu amfetaminy. Po drugie: zasądzony wyrok jest przerażająco niski. Wynika z niego, że życie jednej osoby warte jest mniej, aniżeli jeden rok więzienia. Zwłaszcza, iż zdaniem przedstawicieli Stowarzyszenia działania sprawcy miały charakter umyślny, przeprowadzone były z premedytacją. W tym stanie rzeczy domagamy się przyjęcia kwalifikacji prawnej czynu opisanego w art. 173 §1 kk w związku z art. 173 §3 kk i art. 178 §1 kk i wymierzenie mu nieporównanie surowszej kary. Wreszcie w wyniku tej katastrofy zginęło sześć osób, w tej liczbie trzy bardzo młode, na progu życia i Człowiek wyjątkowo zasłużony dla Polski, a także Rodzice Zmarłego, ci, którzy mieli tak wyjątkowy wpływ na patriotyczne, doskonałe wychowanie Syna i Wnuków. Nadto, Stowarzyszenie domaga się wyjaśnienia prawdziwych okoliczności zbrodni, a zwłaszcza wskazania jej zleceniodawców. Tego rodzaju zbrodni dokonują jedynie płatni mordercy. Zatem, kto najął Radosława Fijoła, jaka była rola Ukraińca Saszy, dlaczego wszystko odbyło się przy współudziale A. Jasika i jego firmy, jaki jest tu związek powiązań mafijnych, w wyniku rozliczeń których (jak mówią osoby znające to środowisko), rok wcześniej zginął brat Jasika? Raz jeszcze pragniemy przywołać ostatnie słowa Człowieka, który w obliczu rychłej śmierci, do obcej kobiety powiedział: „To nie był przypadek!” 

Po orzeczeniu kary 5 lat pozbawienia wolności Sąd Okręgowy w Radomiu nie zadecydował o potrzebie zatrzymania oskarżonego do czasu uprawomocnienia się wyroku, ani zakazu opuszczania Kraju, nie mówiąc już o dozorze policyjnym, mimo, że istnieje duże prawdopodobieństwo jego wyjazdu za granicę. Zachodzi więc obawa, że Radosław Fijoł, już prawomocnie skazany, nie odbędzie żadnej kary, że już go nie ma nawet w granicach Unii Europejskiej. Jawi się tu kolejne pytanie: komu i dlaczego na tym zależało? 

Dla porównania, pozwolimy sobie przywołać toczący się obecnie przed Sądem Okręgowym w Krakowie proces Pana Antoniego Jarosza (sygn. akt IV Kz 1393/07), w którym oskarżony – prof. zw. dr hab. inż., rektor wyższej uczelni, człowiek poważnie chory – został najpierw ukarany decyzją o zatrzymaniu paszportu, dozorem policyjnym i kaucją w wys. 30.000 zł, a następnie zatrzymany na okres trzech miesięcy. Przypomnieć wypada, że zarzuty stawiane Profesorowi są wręcz śmieszne, wobec tych, o których mowa w niniejszym wystąpieniu, przy czym Stowarzyszenie – monitorując także to postępowanie – nie dopatruje się najmniejszej winy oskarżonego, widząc jednocześnie olbrzymie zagrożenie jego zdrowia, a nawet życia. Mamy, więc, dwóch podsądnych: Prof. Antoniego Jarosza i Radosława Fijoła, znamy zarzuty: nadużycie władzy i zabór mienia wartości ok. 1000 zł i – katastrofa, w wyniku której zginęło sześć osób; kara: pierwszy, zagrożenie do 10 lat i drugi, orzeczona 5 lat; zabezpieczenia: Profesor ostatecznie 3 miesiące aresztu i … Ten sam jest tylko kk i kpk! 

Stowarzyszenie Obrony i Rozwoju Polski pozwala sobie wyrazić głębokie przekonanie, że zadane tu pytania znajdą wyczerpującą odpowiedź, zaś opisane tu błędy i niedociągnięcia zostaną naprawione w postępowaniu apelacyjnym. Jednocześnie wnosi o surowe ukaranie tych osób, które dopuściły się kłamstw w śledztwie i podczas rozpraw przed Sądem Okręgowym w Radomiu, a także o ukaranie osób winnych czynów zabronionych opisanych w niniejszym wystąpieniu. 

Za Zarząd, 

(-) Andrzej Klimek, prezes 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin