The Vampire Diaries chapter 15 PL.pdf

(271 KB) Pobierz
297687374 UNPDF
KRONIKI WAMPIRÓW
ROZDZIAŁ 15
Tłumaczenie: mixti
297687374.001.png
Spiesząc za Damonem Elena starała nie spoglądać ani w prawo, ani w
lewo. Mogła zobaczyć zbyt dużo z tego, co Bonnie i Meredith jawiło się jako
bezkształtna ciemność.
Po obu stronach znajdowały się składy, miejsca, gdzie z pewnością
zwożono niewolników do sprzedaży lub przetransportowania ich gdzieś później.
Elena mogła usłyszeć skomlenie dzieci w ciemnościach i, gdyby sama nie była
tak wystraszona, od razu pospieszyłaby w poszukiwaniu płaczących dzieciaków.
„Ale nie mogę tego zrobić, ponieważ jestem teraz niewolnicą.” –
pomyślała czując dreszcz, który przebiegł ją aż po koniuszki palców. – „Nie
jestem już ludzką istotą. Jestem czyjąś własnością.”
Odkryła, że znów gapi się na tył głowy Damona zastanawiając się, jak, do
licha, dała się na to namówić. Zrozumiała, co to znaczy być niewolnicą – w
rzeczywistości wydawało się, że intuicyjnie to akceptowała, co samą ją
zaskoczyło – a to Nie Było Dobrą Rzeczą.
Oznaczało to, że mogła być… Cóż, cokolwiek by się jej nie przydarzyło,
mogło to obchodzić jedynie jej właściciela. A jej właścicielem ( jak mogła znów
dać się na to namówić?) ze wszystkich ludzi na świecie był właśnie Damon.
Mógł sprzedać wszystkie dziewczyny – Elenę, Meredith i Bonnie – i
mógłby wydostać się stąd w ciągu godziny z forsą w kieszeni.
Spieszyli przez ten portowy rejon, dziewczęta z oczami wbitymi w
ziemię, aby tylko się nie potknąć.
Wspięli się na wzgórze. Pod nimi, na pewnego rodzaju formacjach w
kształcie kraterów, rozpościerało się miasto.
Na obrzeżach znajdowały się slumsy, zatłoczone prawie aż do miejsca, w
którym stali. Ale przed nimi wyrastało ogrodzenie z drucianej siatki, które
oddzielało ich od miasta, nawet jeśli mogli spoglądać na nie z lotu ptaka. Gdyby
wciąż znajdowali się pod ziemią w jaskini, do której uprzednio weszli, byłaby
ona teraz najświetniejszą podziemną pieczarą, jaką można by sobie wyobrazić –
ale już ich tam nie było.
„Zdarza się to czasami podczas takiej przejażdżki promem.” – powiedział
Damon – „Weszliśmy w – no cóż – załamanie przestrzeni” – starał się
wytłumaczyć, a Elena starała się zrozumieć – „Przeszłaś przez Wrota Demona, a
kiedy się już stamtąd wydostałaś, nie byłaś już dłużej w Ziemskim Wymiarze,
ale w zupełnie innym.”
Elena spojrzała jedynie w niebo, by móc mu uwierzyć. Konstelacje były
inne; nie było Wielkiej i Małej Niedźwiedzicy ani Gwiazdy Północnej.
2
Było tu również słońce. O wiele większe, ale też o wiele bardziej
przyćmione niż ziemskie i nie opuszczało nigdy horyzontu. W każdym
momencie około połowa słońca była widoczna, dniem i nocą – choć te terminy,
jak zauważyła Meredith – straciły tu swoje tradycyjne znaczenie.
Kiedy tylko dotarli do bramy wykonanej z drucianej siatki, dzięki której
mieli nareszcie opuścić rejon przetrzymywania niewolników, zatrzymało ich
coś, o czym później Elena dowiedziała się, że jest Strażnikiem.
Została poinformowana, że Strażnicy byli władcami Mrocznego
Wymiaru, choć sami pochodzili z innego miejsca daleko stąd i to było tak, jakby
nieustannie okupowali ten mały kawałek piekła, próbując wymusić posłuch
wśród nędznego króla i seniorów, którzy podzielili między sobą to miasto.
Strażnikiem tym była wysoka kobieta, której włosy miały odcień ten sam,
co włosy Eleny – czystego złota – obcięte na wysokości ramion. Nie zwróciła
najmniejszej uwagi na Damona, ale od razu spytała Elenę stojącą jako pierwsza
w szeregu tuż za nim:
- Dlaczego tu jesteś?
Elena była zadowolona, bardzo zadowolona, że Damon nauczył ją, jak
kontrolować aurę. Skoncentrowała się na tym, podczas gdy jej mózg szumiał z
ponaddźwiękową prędkością, zastanawiając się, jaka była właściwa odpowiedź
na to pytanie. Odpowiedź, która pozwoliłaby im pójść wolno a nie zostać
odesłanymi do domu.
„Damon nie przygotował nas do tego.” – było jej pierwszą myślą. A drugą
było to, że „rzeczywiście nie, ponieważ sam nigdy tu nie był.” Nie wiedział jak
to wszystko tutaj działa, jedynie niektóre rzeczy.
„A jeśli kobieta zamierzała namieszać mu w głowie, mógł zwariować, i
zaatakować ją.” – dodał mały pomocny głosik pochodzący gdzieś z
podświadomości Eleny. Dziewczyna podwoiła prędkość swoich myśli.
Wymyślanie kłamstw było kiedyś jej specjalnością i teraz powiedziała pierwszą
rzecz, która strzeliła jej do głowy i to było to:
- Założyłam się z nim i przegrałam.
Rzeczywiście, brzmiało dobrze. Ludzie zakładając się stracili wiele
rzeczy: posiadłości, talizmany, konie, zamki, butelki z dżinem w środku. A jeśli
okazałoby się, że to niewystarczający powód, mogłaby zawsze powiedzieć, iż to
jedynie początek jej smutnej historii. Co najlepsze, była to w pewnym sensie
prawda. Dawno temu oddała za Damona żywot, tak samo jak za Stefana, a
Damon nie całkiem zmienił swoje, tak jak prosiła. Może w połowie się zmienił.
Odrobinkę.
3
Strażniczka gapiła się na nią zaintrygowanym spojrzeniem prawdziwie
niebieskich oczu. Ludzie gapili się na Elenę przez całe jej życie – bycie młodą i
piękną oznacza, że jedynie wtedy, jeśli ludzie się nie gapią, zaczynasz się
przejmować. Ale zaintrygowanie mieszało się z odrobiną zmartwienia. Czyżby
ta wysoka kobieta przeczytała jej myśli? Elena spróbowała dodać kolejną
warstwę białego szumu. Wyszło z tego kilka linijek piosenki Britney Spears.
Podkręciła paranormalny głośnik.
Kobieta przytknęła dwa palce do skroni, jak ktoś kto ma atak bólu głowy.
Potem spojrzała na Meredith.
- Dlaczego… ty tu jesteś?
Zwykle Meredith w ogóle nie kłamie, ale jeśli już to czyni, traktuje
kłamanie jako intelektualną rozgrywkę. Na szczęście, nigdy też nie próbuje
naprawiać czegoś, co było zepsute.
- Z tego samego powodu. – rzekła smutno.
- A ty? – kobieta spojrzała na Bonnie, która wyglądała, jakby znów miała
się rozchorować.
Meredith lekko trąciła Bonnie. Potem spojrzała się na nią znacząco. Elena
popatrzyła się na nią jeszcze bardziej znacząco, bo wiedziała, że Bonnie musi
jedynie wymamrotać „Ja też.” A Bonnie była przecież dobrym
„przytakiwaczem”, po tym jak Meredith zyskała silną pozycję.
Problem tkwił w tym, że Bonnie była także w transie lub może bliska
wejścia w trans, tak że nie miało to teraz znaczenia.
- Ciemne dusze. – powiedziała
Kobieta zamrugała, ale nie w taki sposób, w jaki się mruga, kiedy ktoś
powie coś kompletnie bez znaczenia. Zamrugała ze zdumienia.
- Ciemne… dusze? – spytała Strażniczka przyglądając się uważnie
Bonnie.
- Miasto jest ich pełne. – rzekła Bonnie z rozpaczą.
Palce Strażniczki wykonały taniec, co wyglądało jakby pisała na
palmtopie.
- Wiemy o tym. To jest miejsce, gdzie przybywają.
- Więc powinnaś to zatrzymać.
- Mamy tylko ograniczoną jurysdykcję. Mrocznym Wymiarem rządzą
tuziny frakcji najwyższych władców, którzy mają władców niższej rangi do
wykonywania rozkazów.
„Bonnie.” – pomyślała Elena starając się przeciąć umysłowe zamglenie
Bonnie, nawet kosztem tego, że mogłaby być usłyszana – „To jest policja.”
4
W tym samym momencie zastąpił ją Damon.
- Jest taka sama jak pozostałe. – powiedział – Z wyjątkiem tego, że ma
zdolności paranormalne.
- Nikt nie pytał cię o zdanie. – Strażniczka krzyknęła na niego nawet nie
patrząc w jego kierunku – Nie obchodzi mnie jaką niby szychą jesteś. – nagle
obróciła głowę z zamyśleniem wpatrując się w światła miasta – Za tym
ogrodzeniem jesteście na moim terenie. Więc pytam tą małą rudą dziewczynę:
czy to co on mówi jest prawdą?
Elena na moment spanikowała. Po tym wszystkim, co przeszli, jeśli
Bonnie teraz nawali…
Tym razem to Bonnie zamrugała. Poza tym chciała zakomunikować, że
była tu z tego samego powodu co Elena i Meredith. I była to prawda, że miała
paranormalne zdolności. Bonnie była straszliwą kłamczuchą, kiedy miała za
dużo czasu do myślenia o różnych rzeczach, ale na to pytanie mogła
odpowiedzieć bez zastanowienia:
- Tak, to prawda.
Strażniczka przyjrzała się Damonowi.
Damon również zaczął się jej przyglądać, tak jakby mógł to robić całą
noc. Był wytrawnym obserwatorem.
Strażniczka machnęła na nich ręką.
- Przypuszczam, że nawet nawiedzeni mogą mieć zły dzień. – powiedziała
i zwróciła się do Damona – Zajmij się nimi. Zdajesz sobie sprawę, że każdy
nawiedzony musi dostać licencję?
Damon, wykorzystując najlepsze szlacheckie maniery, rzekł:
– Madame, one nie są profesjonalnymi wróżkami. Są jedynie moimi
prywatnymi asystentkami.
- Nie jestem „Madame”, proszę się do mnie zawracać „Najwyższa
Wyrocznio”. Przy okazji, ludzie uzależnieni od hazardu zwykle okropnie tu
kończą.
„Ha, ha” – pomyślała Elena – „Gdyby tylko wiedziała, jakiego rodzaju
grę tutaj podejmujemy… Cóż, prawdopodobnie powodzi nam się nie lepiej niż
Stefanowi teraz.”
Za płotem znajdowało się podwórze. Stały tu lektyki, jak również riksze i
małe gokarty. Żadnych karoc, żadnych koni. Damon wziął dwie lektyki, jedną
dla siebie i Eleny, a drugą dla Bonnie i Meredith.
Bonnie wciąż wyglądająca na zagubioną gapiła się na słońce.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin