Roman Motoła - Od Lenina do Putina - wywiad z Grzegorzem Braunem (2012r.).pdf

(292 KB) Pobierz
Rozmowa z Grzegorzem Braunem, reżyserem i scenarzystą, autorem cyklu dokumentalnego
pt. "Transformacja"
Od Lenina do Putina
Data publikacji: 2012-12-11 20:00
Data aktualizacji: 2012-12-14 09:12:00
"Transformacja". reż., scen. Grzegorz Braun, prod. Robert Kaczmarek, Film Open Group
System sowiecki był wspierany, finansowany na bardzo wiele różnych sposobów przez tych,
którzy nominalnie pozostawali jego głównymi przeciwnikami. Przez tych samych
kapitalistów, którymi politrucy straszyli grzecznych obywateli sowieckich. To tylko jeden
spośród faktów spychanych do domeny teorii spiskowych - mówi Grzegorz Braun, twórca
cyklu dokumentalnego pt. "Transformacja. Od Lenina do Putina".
Światło dzienne ujrzały dwie pierwsze części „Transformacji” – dokumentalnego miniserialu
Pańskiego autorstwa, poświęconego genezie systemu komunistycznego oraz ekspansji idei
komunistycznej w świecie. Uważa Pan, że właśnie dzieje imperium sowieckiego są kluczowe
dla zrozumienia współczesnej historii?
- Owszem, projekt sowiecki, Rosja „od Lenina do Putina” (tak chciałbym, by brzmiał podtytuł
całego cyklu) to taka soczewka skupiająca najpotworniejsze problemy poprzedniego stulecia. W
filmie jednak mowa jest nie przede wszystkim tym, co dzieje się w najściślejszym kręgu władzy na
Kremlu, ale raczej o tym, co dzieje się naokoło, w polu promieniowania kremlowskiej „gwiazdy
śmierci”. Ale oczywiście, choćby ten cykl miał nawet i sto cztery części, a nie cztery – tak jak
zamierzamy – nie sposób przedstawić summy encyklopedycznej wiedzy na temat historii
komunizmu. Zatem wybieram soczewkę, w której widać więcej.
W istocie nie chodzi o przedstawienie dziejów konkretnego państwa, a raczej o pokazanie stałych
wariantów gry, tych powtarzalnych chwytów, sowieckiego modus operandi , które wypracowano
częstokroć jeszcze za Lenina i Dzierżyńskiego, a które stosowane były – i jak przypuszczam, są do
dzisiaj - w polityce światowej.
Projekt sowiecki, państwo bolszewików założone przez Lenina i złożone ad acta przez Gorbaczowa
oraz Jelcyna, jest o tyle dobrym polem badawczym, że stanowi rozdział już zamknięty – od 1917 do
1991 roku. Chciałbym, żeby widz zauważył tę powtarzalność motywów i chwytów. Nie po to
jednak, żeby się doktoryzować z dziejów Związku Sowieckiego, tylko, żeby nabyć orientacji, która,
w moim mniemaniu, może być użyteczna także dla każdego odbiorcy aktualiów politycznych czy
każdego konsumenta informacji z dziedziny polityki, także współcześnie.
Historyczne fakty ukazane w pierwszych dwóch częściach filmu układają się w mocno
rozciągniętą w czasie sekwencję zdarzeń. Zadziwia diabelska w swej istocie skuteczność tej
bolszewickiej metody. Na czym, Pana zdaniem, ona polega?
- To dobry epitet: diabelska, bo to wszystko jest diabelstwo. To jedno z narządzi, jakimi się
posługuje główny nieprzyjaciel Pana Boga w walce z Nim, my jesteśmy, czy też bywamy tej walki
narzędziami, natomiast ziemia jest jej areną. To jest diabelstwo, ale ja nie opowiadam o wymiarze
mistycznym, myślę, że to jest wymiar, w którym część odbiorców z natury się porusza i w związku
z tym nie trzeba tu niczego pokazywać palcem. Ot, wystarczy przypomnieć, że bolszewicy traktują
Kościół i wszelką wiarę jako cel agresji numer jeden. Notabene, zawsze też wracają do korzeni.
Współczesna bolszewia, która już ukradkiem pozamykała te wszystkie kapliczki, w których już „nie
wypada”, już zbyt obciachowo jest palić świeczki czy nawet ogarki, jak marksizm czy leninizm.
Współczesna komuna zawsze wraca do korzeni, szydło z worka zawsze w końcu wyłazi i z całego
wielkiego „programu dla ludzkości” zostaje przede wszystkim szczucie na Kościół.
Na tej płaszczyźnie mój film porusza się tylko mimochodem. Główny wysiłek został nakierowany
na kolekcjonowanie faktów, które są – mam nadzieję – wymowne same w sobie.
Wymowne, ale bynajmniej nie znane powszechnie. To nie jest historia wzięta z podręczników,
z jakich uczyliśmy się my ani z tych, jakich uczy się obecnie młodzież.
- Mam nadzieję, traktuję jako duży komplement diagnozę, że ten film wbrew pozorom nie
opowiada historii do znudzenia znanej i oklepanej. Tak, selekcjonując fakty starałem się posługiwać
tym właśnie kryterium. Im te ułamki, fragmenty, wycinki z gazet, z historycznych książek, z filmów
archiwalnych są mniej znane, tym większy budują dysonans poznawczy w umyśle przeciętnie
wykształconego Polaka (chociaż nie tylko do Polaków, mam nadzieję, ten film może dotrzeć). W
istocie, stawiam sobie za cel, może nawet i za punkt honoru poszukiwanie takich właśnie
dysonansów poznawczych. Nie tak dawno, ze dwa miesiące temu przeczytałem, że w pewnej szkole
w Teksasie przygotowano akademię z okazji rocznicy rewolucji październikowej! Pewien
nauczyciel historii zorganizował takie obchody. Amerykańskie dzieci, czy też młodzież gimnazjalna
przebierała się za bolszewików po to, żeby uczcić rocznicę tego kroku milowego na drodze
ludzkości do postępu. Przypuszczam, że i w Polsce jest wiele szkół, w których pracują tacy
nauczyciele, a wydana na ich pastwę młodzież może być bezkarnie atakowana ideologicznie przez
ludzi uważających Marksa i Lenina za facetów całkiem do rzeczy.
Moja opowieść, mój - nazwijmy to szumnie – wykład dziejów Związku Sowieckiego nie jest w
żaden sposób rewelacyjny w tym sensie, żeby odsłaniał jakieś nowe sensacje. To są wszystko znane
i uznane przez historiografię fakty, których prawdziwości nikt nie zakwestionuje. Tym niemniej,
bardzo wiele spośród nich nie jest notowanych w powszechnym wykładzie podręcznikowym, czy to
szkolnym, czy nawet akademickim. Mam na myśli takie wydarzenia, jak geneza i przebieg
rewolucji bolszewickiej, na przykład fakty tak podstawowe jak finansowanie rewolucji
bolszewickiej i z Berlina i z Nowego Jorku. Ciekawe, że są one przyjmowane do wiadomości
częściej przez współczesną historiografię rosyjską, niż przez tę postpeerelowską, czy anglosaską. W
publikacjach rosyjskich bardzo pewne, można rzec – gwarantowane prawo obywatelstwa ma już
wersja dziejów II wojny światowej, której głównej i najbardziej spektakularnej korekty dokonał
swoim „Lodołamaczem” Wiktor Suworow. Otóż, w Polsce funkcjonują dwie szkoły. Jedni historycy
udają, że tej książki nie ma i że fakty w niej opisane nie mają znaczenia; i są historycy, którzy tego
nie negują. W Rosji zaś wszystkiego jest więcej, zatem i historyków, dla których teza Suworowa
jest oczywistością, również jest więcej.
Wracając do pierwszego pytania. Skąd sukces bolszewików i to, że system bolszewicki powstał i
umocnił się przez tyle lat? Można powiedzieć, iż za te pieniądze, które dostali i z Berlina i z
Nowego Jorku utrzymałby się każdy. System sowiecki był wspierany, finansowany na bardzo wiele
różnych sposobów przez tych, którzy nominalnie pozostawali jego głównymi przeciwnikami. Przez
tych samych kapitalistów, którymi politrucy straszyli grzecznych obywateli sowieckich. To tylko
jeden spośród faktów spychanych do domeny teorii spiskowych.
Związek Sowiecki nie utrzymałby się przez tyle dziesiątków lat, gdyby nie periodycznie ponawiane
zastrzyki finansowe, których temu imperium udzielała międzynarodówka finansowa. Nie
utrzymałby się, ponieważ systematycznie doznawał finansowej zapaści (przelewanie z pustego w
próżne ma zawsze bardzo ograniczony horyzont czasowy). A zatem musiał szukać jakiejś terapii
odmładzającej. Środków na nią udzielali zawsze jacyś ludzie interesu, który sami w Związku
Sowieckim mieszkać by nie chcieli.
Mam nadzieję, że jeśli uda się zrealizować następne części filmu, doprowadzą one widza do tego
momentu, który na nasz użytek nazwano transformacją ustrojową przełomu lat 80. i 90. Że
wówczas stanie się dla widza całkiem czytelne to, jak w procesie tzw. pieriestrojki zastosowano z
sukcesem owe wcześniej po wielokroć już wcześniej obmyślone i zastosowane chwyty. Zaliczam
do nich przede wszystkim metody kryjące się za dwoma hasłami: NEP i „Trust”, zawartymi w
tytule pierwszego odcinka filmu.
Związek Sowiecki, ponieważ z definicji jest niewydolny ekonomicznie i z zasady nie tylko
nieproduktywny, ale i autodestruktywny. A zatem, po wyczerpaniu w piorunującym tempie rezerw
wewnętrznych musi szukać ich na zewnątrz. Stąd naturalna nieodzowność i niezbędność
agresywnej ekspansji.
Ponieważ technologia, patenty są nieosiągalne, bo nie wszystko da się ukraść i nie wszystko da się
kupić, stąd kolejne próby eksportu rewolucji. Pierwsza, podjęta w 1920 roku kończy się fiaskiem
(jak to pięknie ujął w filmie Jerzy Targalski, Polacy byli jeszcze „starymi Polakami” i stanęli na
drodze marszu bolszewików na zachód). Niektórzy sądzą i do dziś lansują taką wersję, że po klęsce
1920 roku Sowieci mieli rzekomo zaniechać myśli o rewolucji światowej. Mieli stosunkowo szybko
pożegnać się z konceptem zaprowadzenia komunizmu na całej ziemi. Otóż, to bzdura, fałsz. Idea
rewolucji światowej była konstytutywna dla Związku Sowieckiego od samego początku. On został
utworzony na potrzeby rewolucji światowej po to, żeby potencjał Rosji wykorzystać i przekierować
na podbój świata, na przemalowanie całej ziemi na czerwono. Ale szybko okazało się, że
przeprowadzenie „z marszu” rewolucji światowej nie powiedzie się, ta rewolucja improwizowana
nie przynosi sukcesu, że trzeba się przegrupować. Co świetnie rozumie Lenin i jego towarzysze
zbrodniarze, w trakcie przegrupowania Związek Sowiecki staje się przez moment wrażliwy na
niebezpieczeństwo ciosu z zewnątrz. Musi zatem dokonać wewnętrznego przegrupowania,
transformacji, reformy (oczywiście, nie po to, żeby zmienić swoją naturę, lecz by się umocnić) -
jednocześnie łudząc i mamiąc świat co do rzeczywistej natury i celów systemu. Zatem równolegle
tym przegrupowaniem musi być podjęta propagandowa akcja dezinformacyjna. A zatem – NEP,
działanie zewnętrzne, by ludzie w kraju, ci umierający z głodu mogli dożyć następnej zimy i żeby
podstawowe potrzeby biologiczne ludności zostały zabezpieczone, bo musi być ktoś, kogo
ostatecznie pognamy na tę rewolucję światową. Zarazem uruchamiany jest „Trust”, czyli ogłoszenie
na zewnątrz wersji, która głosi, że systemu nie trzeba atakować, bo on za chwilę sam się obali - pod
ciosami rzekomo rosnącej wewnętrznej opozycji. W tym celu ludzie Dzierżyńskiego na polecenie
Lenina stworzyli taką całkowicie fikcyjną organizację - ów słynny "Trust" właśnie.
Wypracowanymi w ten sposób kanałami dezinformacyjnymi zaczęto następnie szerzyć tezę, że
Związek Sowiecki zmienił priorytety i będzie się od tej pory skupiał na budowie socjalizmu we
własnych granicach. Te dwie operacje to przecież w istocie clou gorbaczowowskiej „pieriestrojki”!
Mam nadzieję, że w kolejnych częściach cyklu „Transformacja” ta analogia się uwydatni i, mam
nadzieję, uda się opowiedzieć dzieje „okrągłego stołu” czy tak zwanych reform demokratycznych w
krajach bloku wschodniego jako twórczego wykorzystania i rozwinięcia wątków operacji „Trust” z
lat 20. i 30. XX wieku.
Czy to zachód kupił tę wersję o zmianie priorytetów, bo był tak naiwny, czy też sowiecka
dezinformacja tak doskonała?
Zawsze staje to pytanie i ono w każdym przypadku jest zasadne: czy to pies merda ogonem, czy to
ogon macha psem? Czy Związek Sowiecki był autonomicznym i suwerennym projektem, którego
twórcy, autorzy i budowniczowie oszukali i wykorzystali naiwność zachodu dla swoich celów, czy
też Związek Sowiecki był projektem politycznym powołanym do istnienia przez ludzi, którzy nigdy
nie mieszkali na Kremlu, a wykorzystali ZSRS jako walec do zniwelowania gruntu pod budowę
jeszcze większej wieży Babel. To jest pytanie, które, mam nadzieję, będzie się wyłaniać z tego
cyklu.
Rozmawiał Roman Motoła
Dokończenie rozmowy opublikujemy na naszych łamach w najbliższych dniach. I część
"Transformacji" ukazała się w środę 12 grudnia jako dodatek do "Super Expressu".
1126816511.001.png
Rozmowa z Grzegorzem Braunem
Od Lenina do Putina (cz. II)
Data publikacji: 2012-12-16 20:00
Data aktualizacji: 2012-12-17 08:22:00
Kadr z filmu "Transformacja. NEP, Trust i głuchoniemi ślepcy". Prod. Film Open Group
Czy Związek Sowiecki był autonomicznym i suwerennym projektem, którego twórcy, autorzy
i budowniczowie oszukali Zachód wykorzystując jego naiwność dla swoich celów, czy też
projektem politycznym, powołanym do istnienia przez ludzi, którzy nigdy nie mieszkali na
Kremlu, a użyli ZSRS jako walca do zniwelowania gruntu pod budowę jeszcze większej wieży
Babel? To pytanie, które postawił Grzegorz Braun w pierwszej części rozmowy z PCh24.pl.
Dziś publikujemy dokończenie wywiadu z twórcą cyklu dokumentalnego pt. „Transformacja
– od Lenina do Putina”.
System sowiecki miał posłużyć budowie wieży Babel, ale i stworzeniu „nowego człowieka”.
Tak, nie da się zbudować wieży Babel bez stworzenia, wychowania „nowego człowieka” oraz bez
eliminacji człowieka „starego”. Ta eliminacja, oczywiście następuje drogą eksterminacji,
pauperyzacji, marginalizacji, deprawacji, ale przede wszystkim trzeba zauważyć, że „nowy
człowiek” może być wychowany – czy raczej: wyhodowany - tylko w przypadku, jeśli się go
wyrwie z trzech naturalnych wspólnot: rodziny, narodu i wspólnoty religijnej, czyli Kościoła. To
właśnie te organizmy musi zaatakować ktoś, kto chce stworzyć „wspólnotę” wynaturzoną, sztuczną,
„wspólnotę” wieży Babel. To właśnie rodzina, naród i Kościół są głównymi wrogami
przeznaczonymi do eksterminacji.
Z sowietami nie ma negocjacji. Jeśli je prowadzą, to wyłącznie jako posunięcie taktyczne, kiedy
naprawdę, z jakichś obiektywnych przyczyn nie są w stanie rzucić nam się do gardła. Gdy zaś
odżywają, odbudowują się, natychmiast wracają do swej natury, czyli agresji, ekspansji,
podboju. Niezależnie, dodajmy, czy to akurat sowiet czerwony, zielony, czy brunatny. Warto
rozumieć racjonalne powody, które pchają ich do zbrodni. I tu pouczające są właśnie dzieje tamtego
Związku Sowieckiego, ze stolicą w Moskwie. Warto zauważyć, że Wielki Głód i wielka czystka lat
30. były efektem bynajmniej nie paranoi Józefa Stalina, ale logiczną konsekwencją wejścia
1126816511.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin