''Śladami Klątwy''.odt

(313 KB) Pobierz

Józef Siemek

"Śladami Klątwy"

 

Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1970 wydanie II

(wydanie I 1966)

 

OD AUTORA

 

Praca "Śladami klątwy" nie wyczerpuje tematu klątwy-anatemy - ekskomuniki.

Nie ma takich ambicji i nie stawia sobie takiego zadania, bo to trud ponad siły

jednego człowieka, bo to cel wykraczający poza ramy jednej skromnej

publikacji. I chyba nie przesadzimy stwierdzając, że pełnej publikacji na ten

temat jeszcze długo, bardzo długo maszyny drukarskie ze swych kleszczy nie

wypuszczą, jeszcze bardzo długo nie ujrzy jej oko czytelnika. Bodaj

najistotniejszą przyczyną tej "niedomogi" jest prosty fakt, że zarówno

najważniejsze, jak i najtajniejsze dokumenty oświetlające zagadnienie klątwy są

troskliwe i "po żandarmsku" strzeżone przed okiem czy to naukowca-historyka,

czy to popularyzatora-publicysty, choćby nimi byli najżarliwsi wyznawcy religii

rzymskokatolickiej lub najwierniejsi członkowie rzymskiego kościoła.

Wybitny katolicki znawca historii papiestwa i autor wielotomowego dzieła na

ten temat, Ludwik Pastor, tak o tej sprawie pisze: "Zobrazowanie i ocena

działalności, jaką rozwijała za Pawla III inkwizycja, jest dla historyka

niemożliwe, gdyż nie ma do dyspozycji żadnych aktów. Wprawdzie archiwum

Santo Officio w Rzymie podobno zawiera częściowe akta, ale wgląd do nich jest

stanowczo zakazany" (L. Pastor: “Historia Papieży, t. V, s. 712.)

"Śladami klątwy" to nie traktat naukowy o klątwie, o całym okresie

przedinkwizycyjnym i o całym okresie inkwizycyjnym; to również nie

monografia historyczna, źródłowa i dokumentalna, sięgająca do korzeni tej

instytucji, jej działalności na wszystkich etapach rozwoju rodu ludzkiego i

społeczeństwa, skutków i odprysków tej działalności; to wreszcie nie żadna

sensacyjna ciekawostka, podobna do tych, które przed wojną ukazywały się co

tydzień w zeszytowym wydaniu i następnie z zapałem czytywane były w

czasie... skubania pierza na wsi. Dlaczego tytuł “Śladami klątwy"? Pragniemy w

formie możliwie najbardziej popularnej pokazać i przypomnieć, czym była

klątwa i jakkolwiek nie będzie tu mowy wyłącznie o stosach, torturach, świętej

inkwizycji, biologicznym i moralnym zabijaniu człowieczeństwa i społeczności,

to jednak zechcemy, by przemówiło wszystko to, co może pozornie

bezpośrednio nie wiąże się z ponurym ceremoniałem i jego społecznymi

następstwami, ale jest jego dziedzictwem w prostej linii, jego jeszcze

niezupełnie zagasłymi i zamarłymi przeżytkami. Boć przecie jasna jest dla

każdego sprawa dzisiejszej bezsiły instytucji klątwy czy interdyktu. Ale również

myliłby się grubo każdy, kto by sadził, że wraz z wygaśnięciem stosów i

przekazaniem narzędzi tortur do muzeów, że wraz z zamknięciem

inkwizycyjnych działów bibliotek i archiwum watykańskiego dla niemal

wszystkich “ciekawych", że wraz z przemianowaniem świętej inkwizycji na

Święte Oficjum, a na ostatnim soborze na Kongregację dla Doktryny Wiary -

równocześnie kościół katolicki zrezygnował z marzeń o "dawnych dobrych

czasach", porzucił myśl o klątwie.

Pamiętajmy więc, że do dnia dzisiejszego obowiązuje jako “nietykalna

świętość" prawo kanoniczne, w wielu przypadkach wyraz skrajnego

wstecznictwa i antyludzkiej ideologii średniowiecza. Zgodnie z tym, kodeksem

pozbawione są na przykład prawa do święceń kapłańskich dzieci

pozamałżeńskie i niewolnicy (!); zwłoki wyklętego publicznie winny być

usunięte z cmentarza (kanon 1242); jak w średniowieczu, tak i dziś

duchowieństwo winno podlegać sądom duchownym (kanon 120); papież może

zwolnić katolików od przysięgi złożonej władzy (kan. 1320), co rozciągano

niejednokrotnie na władzę państwową itd. itd.

W okresie międzywojennym podstawową normą konkordatu polskiego

zawartego w roku 1925 z Watykanem był przepis artykułu pierwszego, który

mówił o stosowaniu w Polsce bez ograniczeń "prawa bożego i kanonicznego".

Relikty klątwy, jako polityczno-społeczno-gospodarczego oręża inkwizycji -

tego "najregularniejszego" dziecięcia nietolerancji wszelkiej maści i

nienawistnych stosunków międzyludzkich- przetrwały do czasów dzisiejszych,

do drugiej połowy XX wieku. I chociaż "heretycy" nie płoną rozpięci na

belkach, to jednak na przykład w Hiszpanii w myśl konkordatu zawartego w

roku 1953 obowiązuje ustawowy zakaz cywilnej formy małżeństwa, a także

ustawowy przymus nauczania religii rzymskokatolickiej dla dzieci

niekatolickich, zakaz działalności publicznej wyznań niekatolickich. Nie istnieje

pojęcie bezwyznaniowości. Niekatolik nie może być nauczycielem, pełnić

odpowiedzialnej służby państwowej, być oficerem. W niektórych stanach USA

(Arkansas, Maryland, Missisipi, Tennessee, Południowa Karolina)

bezwyznaniowi odczuwają wiele konstytucyjnych szykan i ograniczeń.

Artykuł XII konstytucji stanu Arkansas mówi: “Ktokolwiek zaprzecza istnieniu

Boga, nie może pełnić urzędu w instytucjach publicznych tego stanu ani nie

może składać zeznań w jakimkolwiek urzędzie". W roku 1962 głośna była

sprawa, usunięcia z uniwersytetu im. św. Jana w Nowym Jorku dwu studentek i

dwóch studentów, z których jedna para zawarła ślub w urzędzie stanu

cywilnego, a druga występowała w charakterze świadków. List rektoratu głosił,

że "małżeństwo takie jest bardzo grzeszne i stało się przyczyną publicznego

skandalu". Warto dodać, że studenci zawarli ślub w maju, a w czerwcu mieli

otrzymać dyplom ukończenia studiów. ("New York Times", "New York Herald

Tribune" z 19 V 1962 r.)

Takich i podobnych śladów klątwy znajdziemy więcej zarówno w dobie

minionej, jak i nam współczesnej. Będą one różne, o rozmaitym zasięgu i

rozmiarach. Chcemy, by przypominały, by oburzały, by - czasem - śmieszyły.

Niechaj Czytelnik wraz z nami postępuje tymi nie całkiem zasypanymi tropami

klątwy i niech będzie wyrozumiały wobec niewątpliwych braków i błędów nie

do uniknięcia. Radzi będziemy, jeśli swoimi celnymi uwagami pomoże je w

przyszłości usunąć.

                                                                                                       Józef Siemek

 

 

PRZEDMOWA DO WYDANIA DRUGIEGO

 

Pierwsze wydanie "Śladami klątwy" ukazało się na początku 1966 roku. Od tego

czasu upłynęły ponad 4 lata. Dla historii, w szczególności kościoła, to okres

formalnie mało znaczący. Ale dla obecnej jego sytuacji, którą zawrotne tempo

współczesnego życia zmusza do nadążania za osiągnięciami nauki i mózgu

ludzkiego, za codziennymi, niemal rewolucyjnymi przemianami w świadomości

i obyczajowości społecznej i - co za tym idzie - w układach

społeczno-politycznych świata - to nie bagatela. Kartkując pierwsze wydanie

"Śladami klątwy" łatwo wysnuć wniosek, że mieliśmy do czynienia z

"epokowymi" wydarzeniami dotyczącymi historii kościoła katolickiego, że

między jednym a drugim wydarzeniem występowały często przerwy, jakby

kamieniami milowymi odległe od siebie niejednokrotnie przestrzeni czasową

wieku czy kilku wieków. I wokół tych epok - wydarzeń - dokumentów

gromadziła się obszerna i przeważnie tendencyjna publicystyka i propaganda,

mająca na celu uzasadnienie "zawsze słusznej i prawidłowej drogi" kościoła;

ciągnącej się przez 2 tysiące lat. Ten "marsz", oczywiście, jak staraliśmy się w I

wydaniu wykazać, w dużym stopniu wiązał się z określonymi przemianami

ustrojowo-politycznymi, do których kościół katolicki, na czele z jego hierarchią

scentralizowaną w Rzymie, nadążając czy spóźniając się, zawsze na ogół zbliżał

się i w nowych układach politycznych i społecznych zajmował czołową pozycję.

Metodom i systemowi doganiania tych przemian i epok

i współkształtowania ich poświęciłem swoją książkę, której drugi człon tytułu

(“klątwy”) był próbą wyjaśnienia tych zjawisk. W ostatnich jednak kilkunastu

latach, kiedy nurt życia i rozwoju ludzkości przybrał na sile, kiedy nauka i

wiedza poczęły robić ogromne postępy, kiedy zagadnienia polityczne stały się

centralnym ośrodkiem zainteresowania społeczeństw, kiedy świat spłynął

potokami krwi i łez przy milczącym, a jakże często neutralno-aprobującym

stanowisku kościoła, kiedy miliony tych pokrzywdzonych, niewinnych,

płaczących i krwawiących, jakże często ze słowami modlitwy na ustach,

zapatrzonych w Rzym - zaczęło powątpiewać o "sprawiedliwości Boga" i jego

namiestników na ziemi, kiedy wreszcie na "horyzoncie" wiary zaczął się

rysować wspomniany w I wydaniu kryzys, już nie występujący sporadycznie,

ale przybierający coraz szersze rozmiary - stare, średniowieczne, inkwizycyjne,

krwawe i bezkrwawe groźby i kary blakły i z każdym dniem stawały się coraz

mniej skuteczne.

Do tego trzeba dodać i jakościowe zmiany w umysłowości arcypasterzy i

pasterzy - począwszy od papieży, poprzez kardynałów i biskupów, a kończąc na

niższym klerze świeckim i zakonnym, nie zapominając oczywiście, o "mózgach

teologicznych". Nie uogólniając tych procesów i nie rozszerzając ich na całą bez

wyjątku hierarchię rzymskokatolicką możemy stwierdzić, że w ostatnich latach

w kościele nastąpił pozytywny i postępowy przełom, na pewno nie z miłości do

wszystkich "braci odłączonych", ale z racjonalnej wyrachowanej troski o własną

egzystencję i przyszłość, z racjonalistycznego pojmowania otaczającej go

rzeczywistości i w przewidywaniu idących i brzemiennych w niebezpieczeństwa

dla "opoki Piotrowej" czasów. Stąd bierze się trzeźwy i krytyczny pogląd na

dotychczasową strukturę hierarchii kościoła, na współzależność biskupi -

papież, na zasadę kolegialności, na wzmagający się intensywnie, szczególnie

wśród kleru, ale i biskupów nie omijający, bunt przeciw skostniałym formom

powstałym przed dwoma tysiącami lat, a w niektórych przypadkach nowszego

statusu instytucji gmachu Piotrowego.

Szczególnie ta "rewolucyjność" i "buntowniczość", z uwagi na jej mnogość i

coraz większą powszechność, nie pozwala Kurii Rzymskiej i niektórym

konserwatywnym episkopatom na sięgnięcie do drastycznych kar i

dyskryminacji. W dzisiejszej sytuacji każda owieczka jest no wagę złota, a cóż

dopiero wielkie stada z pasterzami na czele... Te, z grubsza biorąc, motywy

skłoniły Watykan do zwołania w stosunkowo szybkim czasie II Soboru

Watykańskiego i niemal niezwłocznie po nim I Synodu, a jeszcze szybciej - II

Synodu. Ten pośpiech, w szczególności dotyczący zwołania Nadzwyczajnego II

Synodu, owocujący niespodziankami, świadomie cenzurowanymi przez

przewodniczącego episkopatu polskiego na tymże synodzie z obawy przez

"zepsutymi prasą, radiem i telewizją" wiernymi polskimi - był dla mnie główną

zachętą do uzupełnienia i rozszerzenia I wydania mej pracy pt. "Śladami

klątwy" w oparciu o możliwie wiarygodne, autorytatywne i w większości

katolickie źródła i informacje.

W II wydaniu uwzględniłem również wydarzenia w PRL w latach 1967-1968,

które usiłowały do brudnej, dywersyjnej akcji politycznej włączyć

nieuzasadnioną, antynaukową, antyhistoryczną i naciągniętą teorię o dziejowej

nietolerancji religijnej w Polsce w jej tysiącleciu. I w tym przypadku starałem

się wykazać bezpodstawność tej tezy, sztucznie i niejednokrotnie prowokacyjnie

zaktualizowanej. Drugą przyczyną uaktualnienia tej książki był szczery

obowiązek podziękowania wszystkim moim Czytelnikom pierwszego wydania

"Śladami klątwy". Kilkanaście spotkań autorskich w kilku województwach w

ramach dekady "Człowiek-Świat-Polityka", spotkań nie zawsze "gładkich" i

lekkich wzbogaciło mnie o wiele cennych, trafnych uwag, wytknęło szereg

braków i tym samym pomogło wnieść poprawki i sugestie czytelnicze do

wydania drugiego. W końcu, by nie być posądzonym o stronniczość i

tendencyjność oraz skłonności do jednostronnego, propagandowego ujmowania

treści mojej książki, na pewno jeszcze dalekiej od ideału i kształtów naukowych

- pragnę na tym miejscu wyrazić wdzięczność moim Czytelnikom, którzy -

zgodnie z prośbą o uwagi w I wydaniu - korespondencyjnie przekazali mi ich

niemało, w tym sporo słusznych. Uwzględniam je obecnie. Dziękuję księżom i

świeckim działaczom katolickim za ich fachowe i autorytatywne spostrzeżenia i

propozycje. Na oszczercze listy i wyzwiska, łącznie z klątwami, trudno mi

odpowiadać. Jestem - po prostu - przeciw anonimom. Mogę je tylko skwitować

przeświadczeniem, że pochlebne oceny niektórych księży uchronią mnie od

klątewnych piekieł...

J. S.

ROZDZIAŁ I

KLĄTWA

POCHODZENIE I RYTUAŁ

 

l. POCHODZENIE

 

Klątwa, zwana także ekskomuniką lub anatemą, trzymała ludzkość w obłędnym

strachu przez wieki, docierała do każdego zakątka, zagrażała każdemu

człowiekowi. Klątwa strącała z tronów, wypędzała z domu i z kraju, rzucała

poszczególne jednostki, grupy i całe narody przeciw sobie. Jeden człowiek w

Rzymie przy pomocy klątwy był w stanie postawić narody pod bronią, choć sam

broni nie posiadał, potrafił obalać pokój i wzbudzać w ludziach zwierzęce

instynkty. Jednych wyklinał, drugich błogosławił. Sojusznikiem papieża była

ciemnota i nieświadomość narodów·i ludzi; którzy drżeli na samą myśl o

klątwie, oraz zabobonny lęk przed piekłem i nieszczęściami doczesnymi, które

klątwie lub jej groźbie towarzyszyły. Trzeba było nadzwyczajnej odwagi, aby

się jej nie ulęknąć, aby w boju nie porzucić zagrożonego ekskomuniką czy już

ekskomunikowanego dowódcy, aby nie złamać przysięgi wierności złożonej

władcy, który znalazł się w zasięgu ekskomuniki, aby nie wyrzec się wyklętego

ojca czy matki, syna czy córki, siostry czy brata. Klątwa była w stanie zerwać

wszelkie więzy rodzinne, narodowe, pozbawić człowieka podstawowych źródeł

utrzymania i skazać na śmierć głodową, odebrać mu cześć i poważanie.

Nieszczęsny wyklęty miał tylko dwie drogi do wyboru: albo trzymać hardo

wyprostowany kark i wtedy najczęściej w osamotnieniu i pohańbieniu ginął,

albo też zgiąć kark, upokorzyć się, opłacić i żyć dalej. Przede wszystkim klątwa

była niezastąpionym sposobem i orężem w walce z każdym przeciwnikiem

zagrażającym w pierwszym rzędzie politycznemu, a następnie finansowemu

autorytetowi kościoła. Klątwa odgrywała konkretną rolę w kościele,

spełniającym dotychczas zawsze służebną funkcję polityczno-społeczną wobec

klas posiadających i rządzących, funkcję hamującą postęp.

Nasuwa się pytanie, skąd wzięła się ta ponura, potworna zmora, ten przez tyle

wieków trapiący ludzkość, zagrażający postępowi, wolności i uczciwości

bezlitosny miecz wojującego kościoła? Jaka jest jej metryka i rodowód, jaki był

jej rozwój, jej rytuał i przepisy, które nią rządziły? Klątwa nie była wymysłem i

tworem kościoła rzymskiego. Już w ustroju wspólnoty pierwotnej istniało wiele

zakazów, których przekroczenie mogło na winnego ściągnąć nieszczęście.

Czasem (gdzieniegdzie aż po dzień dzisiejszy) zakazy nosiły nazwę tabu, kiedy

indziej - kapu. “Za pomocą kapu (tabu) kapłani rządzili ziemią i wszystkim, co

ona wydawała lub co się w niej znajdowało; rządzili każdą rodziną, każdą

jednostką, jej mieniem i czynami, kuchnią, żołądkiem i wszystkimi potrzebami.

Tabu przeto było liczne, drobiazgowe i obejmowało całe życie człowieka... Kara

śmierci oczekiwała człowieka za dotknięcie się kamienia lub drzewa świętego.

Kara śmierci za zabicie lub zranienie zwierzęcia świętego. Kara śmierci za

naruszenie porządku lub przerwanie ciszy w czasie ofiar publicznych, modłów.

Karę śmierci pociągał za sobą zarzut niereligijności.

Podobała się kapłanowi pewna miejscowość - rzucał na nią tabu. Wtedy stanąć

tu mogła tylko świątynia dla boga lub dom dla kapłana. Potrzeba było

materiałów budowlanych na wzniesienie świątyni lub domu dla kapłana -

rzucano na nie tabu i wtedy nie mogły one być na nic innego użyte; rzucali

kapłani tabu na dni stosowne dla budowania świątyni lub domu - i dni te nie

mogły być na inną pracę użyte. Tabu dostarczało zawsze kapłanom wszystkiego,

wyniósłszy ich ponad zwykłych ludzi. W braku na przykład dostatecznej ilości

homarów lub kur na pożywienie dla kapłanów, rzucano tabu na homary lub kury

i wtedy wszystko musiało być oddane na potrzeby kapłanów, gdyż zwykłym

ludziom spożywać tych zwierząt nie było wolno; za kęs takiego jadła można

było stracić życie.

Rzucenie tabu na człowieka było wyklęciem, pozbawiało wszystkich praw,

rodziny, towarzystwa. Skazywało na tułactwo, odosobnienie, a ten tylko mógł je

zdjąć z grzesznika, kto je rzucił"*.( J. Budziło i S. Dybowski: “Z dziejów

postępu” LSW, Warszawa 1960; s. 29 - za Wacławem Nałkowskim.)

Klątwa była już od najdawniejszych czasów środkiem karnym stosowanym

przez kapłanów u Hindusów, Babilończyków, Żydów, Egipcjan i Greków.

Polegała na zakazie uczestniczenia w ofiarach i nabożeństwach; w okresie

późniejszym objęła wszystkie formy życia, jak również stosunki gospodarcze, a

nawet więzy rodzinne. W trzech językach narodów starożytnych: greckim,

łacińskim i hebrajskim, określenie klątwy ma identyczne znaczenie:

"odłączenie" - i do dzisiejszej mowy potocznej przeszło w sensie odłączenia od

boga dla przekazania mocom piekielnym, przeklęcia i potępienia. W Grecji

znano i stosowano klątwę w trzech odmianach: wykluczenie z rodziny,

odsunięcie od obrzędów religijnych i zakaz przyjmowania wyklętego pod

wspólny dach i zasiadania z nim przy jednym stole. Od Greków przejęli klątwę

Rzymianie, stosując ją nieco rzadziej. W prawie Dwunastu Tablic określenie -

oznaczało wyjętego spod prawa; takiego można było bezkarnie zabić. W De

bello Gallico opowiada Cezar o klątwach rzucanych przez Druidów: "Ludzie

dotknięci klątwą uchodzili za zbrodniarzy i nieczystych; unikano zetknięcia się i

rozmowy z nimi. Odmawiano im wszelkich praw i sprawiedliwości, byli

wykluczeni od urzędów i godności, umierali bez pomocy i honoru".

Żydzi stosowali klątwę w dwóch wypadkach: nieczystości i zbrodni. Prawo do

jej ogłoszenia posiadali kapłani. Człowiek wyklęty skazany był na zagładę wraz

z całym swoim mieniem; miasto wyklęte ulegało kompletnemu zburzeniu;

ziemię wyklętą posypywano solą, aby nie rodziła. "Pod hairem" znaczy i dziś:

niech będę przeklęty, jeżeli tego nie uczynię. W Starym Testamencie

zakorzeniła się klątwa już na dobre i stamtąd weszła do Ewangelii. Historycy

kościoła w oparciu o Ewangelię wyliczają nawet dwadzieścia cztery przyczyny

rzucenia klątw. Wśród nich jest np. fakt posiadania psa gryzącego przechodniów

i używanie w czasie składania ofiar zanieczyszczonego noża.

2.KLĄTWA W KOŚCIELE KATOLICKIM

2.                 

Stąd przeszła klątwa do pierwotnego chrześcijaństwa. Kościół rzymskokatolicki

chcąc udowodnić, że klątwa jest nakazem boskim, ewangelicznym i

apostolskim, cytuje ustępy z Biblii. Oto niektóre z nich:

"Jeśliby zaś zgrzeszył przeciwko tobie brat twój, idź, a upomnij go w cztery

oczy. I gdyby cię usłuchał, pozyskasz brata twego. Ale jeżeli ciebie nie usłucha,

weźmij z sobą jeszcze jednego albo dwóch, aby na zeznaniu dwóch albo trzech

świadków opierała się wszelka sprawa. A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz

kościołowi. A jeżeliby i kościoła nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i

celnik" (Mt. 18.15-17).

"Kto nie będzie tkwił we mnie, odrzucony będzie precz niby latorośl i uschnie;

zbiorą ją, do ognia wrzucą i zgorzeje" (Jan 16. 6).

Kościół w początkowym okresie swojego istnienia stosował karę ekskomuniki

do tych wiernych, którzy wypaczali jego naukę, na własny sposób tłumaczyli

sobie Pismo święte, poddawali w wątpliwość niektóre z głoszonych "prawd

religijnych". Począwszy od V wieku pole działania klątwy rozszerza się na

osoby nie będące członkami kościoła, obejmuje zagadnienia polityczne i

gospodarcze, zawsze jednak pod spreparowanymi hasłami obrony religii i

moralności. Kościół zdobywając sobie pozycję religii państwowej i - co za tym

idzie - wielu ówczesnych panujących, zaczyna głosić swój ą niezależność i

wyższość nad wszystkimi monarchami, prawami i ustrojami. Zgodnie z

paragrafem pierwszym kanonu 2214 prawa kanonicznego:

"Kościół ma wrodzone, własne, od żadnej władzy ludzkiej niezależne prawo

karania przestępców sobie podległych karami tak duchownymi, jak i

doczesnymi"*.(Ks. Fr. Bączkowicz: Prawo kanoniczne., Wyd. II, 1958; t. III, s.

346)

Prawo kościoła do wyklinania nie było początkowo oparte na żadnych pisanych

kodeksach. Po prostu kościół powoływał się na Pismo święte i na ustną tradycję.

Dopiero w wieku IV, po soborze nicejskim (325), pojawiają się w formie

pisemnej pierwsze uchwały i zarządzenia władzy kościelnej. Z biegiem czasu

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin