Przebudzenie.pdf

(68 KB) Pobierz
116952960 UNPDF
Przebudzenie
Przebudzenie
Zbigniew Prochowski
Wstęp
Przebudzenie jest kolejnym cyklem, po cyklu Nowe życie, artykułów Zbigniewa Prochowskiego.
Spis tekstów:
· Jestem
· Rycerz i król
Jestem
Myślę, że w pewnym okresie życia każdy z nas ma pytania o to, kim jestem i po co tu jestem?
Ciągle obracamy się w świecie, pytając, co ja mam robić? Czasem poszukujemy własnej misji,
czasem zaczynamy uczestniczyć w cudzych, ciągle szukamy, zadając sobie pytania. Życie jest
trudne - mówią niektórzy - nie potrafię się w nim odnaleźć, innym to przychodzi jakoś łatwo.
Kiedyś myślałem, że jestem tu, aby coś przepracować, pochłonęło mnie to. Robiłem wiele,
korzystałem z różnych metod, uczestniczyłem w różnych kursach, jednak ciągle to nie było to.
Potem pomyślałem, że jestem tutaj, aby czegoś się nauczyć. I w tym przypadku robiłem wiele,
czytałem różne książki na ten temat, zagłębiałem się, aby zrozumieć, czego mam się nauczyć? Po
tym okresie wpadłem na pomysł, że wszystko to jest do niczego, nigdzie nie prowadzi.
Przeszedłem nawet krótką fascynację UFO i teorią zasiedlania Ziemi przez inne cywilizacje. Aż
pewnego dnia mnie olśniło - jestem! Zapomn iałem tylko, kim?! W ten sposób zrodziło się
pragnienie poznania, był to przełom na mojej ścieżce. Ścieżka przestała istnieć, zacząłem
dostrzegać siebie samego, dotarło do mnie, że nic nie mogę zrobić pracą ani wysiłkiem. Jedyne,
co mogę, to dostrzec, że to, w co wierzę, to nie ja. Po prostu za bardzo wcieliłem się w rolę i ona
mnie pochłonęła, czyniąc ślepym.
Och, ja kie to było uwa lniające, jak wiele ciężaru ze mnie zeszło, jak wiele presji, uzależnień. To
tylko sen. W miarę jak odchodziło ode mnie całe obciążenie pracą duchową, coraz jaśniej
widziałem, że jestem. Już nie ten Zbyszek pochłonięty rozgryzaniem umysłu, ale czujący i
znacznie bardziej rozumiejący siebie. To było to, tego szukałem. Nareszcie znalazłem. Na drodze
do wybudzania się z okowów rozwoju duchowego pomogły mi książki, takie jak: "Rozmowy z
Bogiem", "Umysł jest mitem", "Mistyka oświecenia", "Życie i nauka mistrzów dalekiego wschodu",
"Rozmowy z mędrcem" oraz publikacje Osho. Czytając je, wiedziałem, o czym ci autorzy piszą,
rozumiałem ich, a oni mnie. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że największym błędem, jaki możesz
popełnić, to dać się prowadzić komuś innemu niż swoim własnym pytaniom. One prowadzą do
Twojego źródła, one są drogowskazem, to one określają, jakie poznanie jest dla Ciebie ważne i
kiedy.
Już wielokrotnie pisałem: mimo iż każdy z nas ma te same pytania, to musi zadać je sam. Jeśli
zada je ktoś inny, nic na tym nie zyskasz, jeśli odpowie na nie ktoś inny i napisze o tym, nic na
tym nie zyskasz. Jesteś! Musisz zadać własne pytania i przyglądać się temu, co pojawia się na
scenie wielkiego teatru zwanego życiem. Wiedz jednak, to tylko teatr, a nie rzeczywistość. Ta
świadomość pozwoli się otrząsnąć ze snu, przestaniesz gonić cienie przeszłości i im ulegać. Nie
jest to łatwa droga ani usłana różami, zostaniesz sam, wszystko po pewnym czasie przybierze
postać tego, czym jest, a jest tylko snem.
Zawsze masz wybór! Możesz medytować i wizualizować sobie, że jesteś znów kimś innym, teraz
boską istotą, albo zobaczyć kulisy tego teatru. Jesteś tylko Ty, to jedyna prawdziwa rzecz, poznaj
ją! Chyba że jesteś za bardzo przywiązany do swych wyobrażeń o sobie i chcesz budować kolejne,
wmawiać sobie afirmacjami, że jesteś tym lub tamtym, że masz to lub tamto, że zasługujesz na to
lub na tamto. To działa, a jakże! Tylko gdzie prowadzi?
Prawdopodobnie poczułeś lęk, że wszystko się skończy, cała gra, całe doświadczanie. Skończy się,
czyż nie tego chciałeś? Zatopić się w Bogu? Więc może go nie twórz, a poznaj?!
Ciało i umysł to tylko obraz, kształt, nic więcej. Jak myślisz, co można osiągnąć, kierując się nimi?
Sai Baba mówi tak: "ciało jest jak bańka mydlana, a umysł jak małpka". Jak myślisz, co mogła
stworzyć taka kombinacja? Ile więc jest to warte? Jesteś, chociaż sam nawet nie podejrzewasz
kim. Poznawaj to! Odbierasz siebie i innych zmysłami, zaufałeś temu, bo czemu by nie, wydaje się
to takie realne. Tym sposobem obraz zasłonił Ci rzeczywistość. Zacząłeś wierzyć, że aby coś
osiągnąć, musisz na to zasłużyć, otworzyć się itp., ale nic nie musisz. Jesteś! Słyszysz własny
głos? Jesteś!
Jedyną rzeczą, jaką mogę zrobić dla Ciebie ja i jaką mogą zrobić inni, to pokazać Ci, kim nie
jesteś. Prawdę mówiąc, to jedyną rzeczą, jaką Ty sam dla siebie możesz zrobić, to zobaczyć, że
nie jesteś tym ani tamtym. Po prostu jesteś. Reszta jest wynikiem umysłu, to on pokazuje Ci:
jestem tym, jestem tamtym, byłem tym, będę tamtym. Jednak jest to sztuczką największego
iluzjonisty, jakim jest umysł. Wchodząc z nim w grę, zawsze balansujesz na krawędzi zatracenia
się w jego sztuce.
Chcesz doświadczać miłości, żyć w harmonii z nią, a ja myślę, że większość tych, którzy to
deklarują, mylą miłość z życiem w zgodzie z własnymi wyobrażeniami. Ich myśli to: "przecież ja
doskonale wiem, jak żyć w miłości, jak tworzyć z nią harmonię, jak tworzyć idealne związki etc.".
Ale jak chcesz żyć w harmonii z wszechświatem, kiedy układasz go w głowie afirmacjami? Sam
czynisz się Bogiem, władnym uzdrawiania świata. A od kiedy to świat jest chory?
Ale jesteś Bogiem i możesz to robić, możesz wszystko, i tutaj potrzebny jest rozsądek, a nie lęk
przed karą, karmą, czy jeszcze innym cudactwem. Rozsądek, czy to, co robię, jest właściwe, czy
to służy wzrostowi świadomości, czy jej upadkowi? To jedyne, czego trzeba. Pamiętaj, nic nie jest
złe, tylko prowadzi w różne strony, jedno ku jasności, drugie do ciemnoty. To samo tyczy się
zabawy z umysłem, owa zabawa zawsze Cię w nim uwiąże, na szczęście nic, co zrobione
umysłem, nie jest trwałe.
Przy okazji pisania tekstu "Techniki i błędy cz.2" podjąłem temat samooceny. Tutaj również
podkreślę, jedyną samooceną jest świadomość "jestem". Kiedy jestem, to istnieję dla
wszystkiego, wszystko istnieje dla mnie, a właściwie we mnie. Jestem wszystkim, co istnieje,
ponieważ gdyby nie ja, nic by nie istniało, bo nie byłoby potrzeby. Jednak pisząc ja, w tym
kontekście mam na myśli świadomość, ożywioną świadomość, to ona doświadcza i tylko po to
istnieje cała reszta.
Praca nad sobą to zmiana siebie, kształtowanie innego obrazu siebie. Taka praca zmieni Twoje
doświadczenie, bo musi, lecz zmienisz tylko wystrój, wciąż pozostajesz uwiązany w zabawie.
Chociaż zapewne stworzysz sobie takie warunki, w jakich będzie Ci świetnie. Umysł nie lubi się
nudzić, a doświadczając zbyt długo jednych i tych samych uczuć, zacznie kombinować. I nie jest
ważne, jakich uczuć będziesz doświadczał, czy będą to wzniosłe, wysoko wibracyjne, czy
jakiekolwiek inne.
Uświadomienie sobie obecności oraz całego "jestem" daje uwolnienie od nadawania realności
temu, co realnym nie jest. Stany bycia odróżniają się od afirmowanych tym, że te pierwsze są
prawdziwe i po prostu są, a afirmowane trzeba utrzymywać. Jeżeli musisz coś robić, aby tym być,
to znaczy, że tym nie jesteś. A mimo, iż możesz stać się, kim zechcesz, to prawdziwe jest tylko
"jestem". Reszta to Twój sen, twórcza, niewyczerpana inwencja.
Rycerz i król
Do tej pory pisałem językiem rozwoju duchowego. Robiłem to dlatego, ponieważ myślałem, że
tym sposobem mogę przybliżyć moje doświadczenie. Niestety. Używając skojarzeń związanych z
rozwojem, nieświadomie wprowadzałem chaos. Teraz się to zmieni.
To, co piszę, nie odnosi się do rozwoju duchowego, chociaż może być tak odbierane, z racji
pokrewności wniosków. Zapewniam jednak, że mówimy o czymś zupełnie odmiennym. Zarówno
cykl "nowe życie", jak i "przebudzenie", odnosi się do świadomości kulis swej istoty, nie zaś do
tematyki związanej z rozwojem. Staram się pokazać, że poprzez rozwój zaćmiewamy sobie
widzenie siebie. Odwołujemy się do hipotez, próbujemy urzeczywistnić cudze wizje. Zapewne się
nie zgadzasz, przypomnij sobie, jak to było na początku Twej drogi. Nie wiedziałeś wiele o Bogu,
aniołach, technikach. Poznając to, rodziła się wiara w to, co słyszałeś, zakładałeś - hipotetycznie -
że to jest tak, jak Ci mówią, umysł prowadzony technikami dawał Ci odczuć te różne
doświadczenia, rodziła się "prawda". Czy to jest złe? Nic nie jest złe, po prostu prowadzi w różne
strony. Dzieje się tak, ponieważ techniki takie jak: wizualizacje, afirmacje, większość medytacji,
odnoszą się do umysłu, narzucają zajmowanie się stwarzaniem. Koncentrują uwagę nie na tym,
KTO STWARZA - ograbiając nas tym samym ze świadomości, "kim jestem" - lecz na samym
stworzeniu, pokazując świat w sposób: " co mogę, a czego nie mogę ". Takie działanie wyzwala
potrzebę dodatkowej pracy nad całym myślowym obrazem siebie. Musisz bowiem ciągle podnosić
swoją wartość we własnych oczach. To znów koncentruje na tym, jakobym był moim umysłem,
moimi myślami o sobie - a przecież tak nie jest! Owszem jest to pewna część, z jaką się
identyfikuję, lecz nie ma ona ze mną wiele wspólnego, ledwie to, że ją powołałem do życia i w nią
uwierzyłem.
Różne piękne wizje opisywane przez ludzi, którzy medytują, prowokują nas do poszukiwania tego
piękna, zatopienia się w nim i przebywania na wieki. Porównać to można do rycerza, który
zrzuciwszy żelazną, ciężką zbroję, dostał obsesji ubierania się w jak najlżejsze łaszki. Ambaras
pojawia się wtedy, gdy z racji tego przeobrażenia zacznie łaknąć być królem. Piękne, nieprawdaż?
Ale to wciąż to samo królestwo.
W moich tekstach próbuję zwrócić Ci uwagę na to, że przecież i ten rycerz, i król, to tacy sami
ludzie, a jedyna różnica jest w nazewnictwie i roli, jaką sobie przypisali. Mało tego, idę dalej,
pokazuję, że to właśnie ich myśli tworzą wokół nich jarzmo snu. Rycerz, widząc jak wiele dzieli go
od króla, próbuje się odreagować od rycerstwa, próbuje zmienić się w króla, ale czyż uczyni go to
człowiekiem? Sobą? On próbuje być inny, lepszy, chodzić w lepszych szatach, mieć władzę, mieć
coś do powiedzenia, cieszyć się posłuchem innych - przecież będzie królem! Zaczyna chodzić do
szkół, gdzie uczy się poprawnie wysławiać, tam nauczyciele mówią mu, jak ma się zachowywać,
uczą go manier, kreują go. Zaczyna interesować się strojami, już nie obchodzi go, co tam w kuźni
wykuwa kowal, teraz chce wyglądać! Pnie się coraz wyżej w swych wyobrażeniach, zdobywa
posłuch, wchodzi w kuluary, cieszy się z rosnących sukcesów.
- O tak, teraz jestem na dobrej drodze - mówi.
I rzeczywiście jest to dobra droga do zdobycia królestwa, zostania królem i cieszenia się z tego, co
to ze sobą niesie. I to nazywam rozwojem duchowym. Ja przekazuję coś zupełnie innego, nie
mieszam się do rozwoju duchowego i zdecydowanie od niego odchodzę. Jest to olbrzymie
nieporozumienie. Niewzruszenie wybieram rzeczywistość.
Tak więc odrzucam całą ezoterykę nie dlatego, że jest nieprawdą, tylko dlatego, że nie chodzi w
niej o prawdę, tylko o możliwości, a to znaczna różnica. To jak zabawa z plasteliną. Można wiele z
niej zrobić, zarówno rzeczy pięknych, jak i obrzydliwych. Potencjał jest wręcz niewyczerpany, lecz
cokolwiek z niej stworzysz, to ona wciąż pozostaje plasteliną!
Rozwój duchowy jest jakby pierwszym, acz niekoniecznym, etapem, gdzie poznajemy możliwości
umysłu. Kolejnym jest poznanie jego samego oraz tego, co go ożywia, co sprawia, że on może w
ogóle istnieć. Ciągle jednak jest to obracanie się wokół własnej osi. Wiedza zdobyta dzięki tym
posunięciom pozwala wyjść dalej i chyba to tylko jest właściwe. Na obecnym etapie odrzucamy
wiedzę i poznajemy rzeczywistość w sposób niekontrolowany. Żadne książki ani żadni nauczyciele
nie mogą tutaj istnieć, wszyscy oni, gdyby się pojawili, stanęliby niczym przeszkoda. Taki stan
umożliwia dostrzeżenie planu życia w sposób wcześniej "niemożliwy" do osiągnięcia. Teraz
wyraźnie widać ożywienie, przestrzeń i poruszające się w niej istoty. Tutaj naprawdę widać sen, to
nie jest tylko powiedzonko oświeconych. Jasno przedstawia się uzależnienie od myśli, koncepcji,
wręcz kierat, jaki ludzie sami sobie narzucają, wyobrażając sobie, kim są. Ich połączone myśli
tworzą "niekończącą się" mozaikę wzajemnych oczekiwań. Widać, jak rodzi się coś, co nazwałem
"następującymi po sobie zdarzeniami". To bardziej precyzyjne od karmy. Określenie karma
zakłada zaistnienie kary, zwrotu karmicznego. Cóż, mimo różnych prób zobaczenia tego, nie udało
mi się niczego takiego zauważyć. Zresztą musiałoby istnieć coś poza mną, coś, co zsyłałoby na
mnie owe zwroty karmicznie. Natomiast jest prawo następujących po sobie zdarzeń, które
umożliwia kontynuację rozpoczętego przedsięwzięcia. Dla zobrazowania: biorąc młotek i
uderzając się w palec, konsekwencją będzie ból, prawda? A czy można to nazwać karą, karmą? To
przecież następujące po sobie zdarzenia, gdzie jedno wynika z wcześniejszego. A jeżeli uderzę
nim w kolegę, to czy karmą będzie, jeśli on mi odda? Lecz on przecież nie musi mi oddać,
prawda? I co z karmą? Inną - z pozoru - historią będzie, jeżeli ja sam po pewnym czasie poczuję
się winny za to, co zrobiłem, i zapragnę to jakoś zrekompensować sobie własnym bólem. Jednak
to również jest wynikiem wprowadzenia do życia prawa, następujących po sobie zdarzeń.
Rozpoczynam kolejny proces o określonym skutku. Tutaj nie ma i nie może być mowy o istnieniu
czegoś takiego jak karma. Kochani, nie wszystko, co pochodzi z Indii, jest właściwe! Gdyby coś
takiego istniało, musiałoby być poza świadomością, określać konsekwencje i wymierzać je, a tak
nie jest, już to podkreślałem. W procesie reinkarnacji dobieramy sobie sami kontynuację danych
zdarzeń. Rozwiązywanie ich zależy od naszego do nich nastawienia - chcę odpokutować?
Wybieram sobie taką możliwość. Chcę dalej brnąć w rozpoczętym dziele? Proszę bardzo. Mam już
dość? Więc żyję zupełnie inaczej. Z takiego punktu widzenia śmieszne wydają się starania różnych
podróżników duchowych. Stają się wręcz niezrozumiałe. - O co im chodzi? - można by rzec.
Wracając jednak do przebudzenia. Tutaj jednakże nie jest już śmiesznie, o nie. Po kolei "odkleja"
się to, co nazywane jest karmą. Stajemy się jednostką, a jednocześnie doskonale zjednoczeni ze
wszystkim. Odchodzą również połączenia między umysłami innych ludzi, wszystko dzieje się
samo. Człowiek coraz częściej doświadcza spontanicznych stanów istnienia, niezwiązanych z
umysłem. I to właśnie umysł próbujący to nazwać tworzy przestrzeń pomiędzy prawdą i jej
swobodnym doświadczaniem.
Wyraźnie widzę, że to, co można nazwać prawdą, rzeczywistością - to płynie. Nigdy nie jest w
miejscu, jest spontaniczne i nieprzewidywalne. Zresztą, nie ma potrzeby przewidywać, to jest
czyste życie w swej doskonałej postaci - niekoniecznie chodzi mi o rzeczywistość przejawioną. To
nasze umysły i starania, nasze próby kontroli przyszłości, układania jej w sposób przewidywalny,
zabijają możliwość poznania boskiego drgania. Te same starania uniemożliwiają zaistnienie
pokoju, szczęśliwości. Próbując stworzyć to afirmacjami, odwołujemy się ledwie do naszej wiedzy i
wyobrażeń o tym stanie. Prawdziwe piękno kryje się poza wyobrażeniami umysłu, choćby i
najświatlejszymi. Nawet takie medytacyjne doznania są niczym mrok w porównaniu z tą ożywczą
inteligencją, kosmiczną zasadą.
Moja droga nie odchodzi ode mnie, wręcz przeciwnie, jest skoncentrowana w samo sedno tego,
czym jestem. Tak skomasowana energia pozwala przebić się przez wyobrażenia o sobie, które
nigdy nie będą mną. Dążenia oparte na poznaniu Boga prowadzą na manowce, dlatego że nie
może być żadnego Boga. To umysły ludzi powołały do istnienia to coś, jest to wynikiem braku
zrozumienia. Przecież nie widać Boga, a jednak ludzie na siłę próbują w niego uwierzyć i go
poznać. To, co piszę, to nie jest infantylizm. Zastanów się, ludzie próbują uwierzyć! A potem
poznać to, w co uwierzyli. Widzisz już, do czego zmierzam? Proszę nie zapomnieć, że umysł jest
twórczy, im więcej się na czymś koncentrujemy, tym realniejsze się to staje. Niestety, nie
dlatego, że to naprawdę istnieje, tylko dlatego że powołaliśmy to do istnienia. Bóg jest tylko w
umysłach i wyobrażeniach, jaki więc z niego pożytek? Jednak to zaakceptują tylko ludzie o
otwartych i odważnych umysłach. Odrzuć koncepcję Boga, a poznasz prawdę! Objawi Ci się to, co
nazywałeś Bogiem. Miejsce, w którym szukamy Boga, to raptem przestrzeń, w której może
zaistnieć nasza wyobraźnia i jej dzieła.
Paradoksem jest, że coś takiego jak "boskość" (celowo w cudzysłowiu) istnieje. Jednak wychodzi
poza wyobraźnię, nie daje się objąć umysłem, jednak istnieje jako wszystko, czym jesteśmy,
byliśmy i będziemy. Wizualizowanie sobie tego powoduje wyłącznie pomieszanie. Z moich
doświadczeń wynika jasno: siebie można poznać wyłącznie poprzez zaprzeczenie wszystkiemu, z
czym się identyfikuję. Dlaczego? Ponieważ to świat myśli i wyobrażeń. Nie wierzysz? A w czym
mieszkasz? W co się ubierasz? Czym jeździsz do pracy? Co o sobie myślisz? Przykłady można
mnożyć, ale sens jest tylko jeden - wszystko to są rzeczy wymyślone i sprowokowane do
zaistnienia w obrębie dostrzeganej i odbieranej zmysłami przestrzeni.
Możesz myśleć, że oszalałem, ponieważ wciąż mówię o poznaniu siebie i siebie, i siebie, a co z
Bogiem? Bóg jest nierealny, wymyślony, to wyobrażenie o tym, czego nie potrafimy pojąć. A
jedyną prawdą dla każdego z nas jest on sam. Czyż nie uczono nas, czyż nie pisano w książkach i
nie mówiono na wykładach, że wszystko inne jest odbiciem umysłu? Lustrem? Gdzie więc jest
Bóg?!
To dlaczego działają modlitwy? - zapytasz. A ja odpowiadam, po pierwsze to ledwie kilka działa
(nieprawdaż? Ile razy się modliłeś, a ile miałeś odpowiedzi?). Po drugie, jeżeli coś działa, to tylko
dlatego że jesteś wszystkim i cała Twoja struktura myślowa zgadza się z tym, co chcesz. Po
trzecie, Twoja wiara stwarza furtkę, która umożliwia zaistnienie rzeczy, o jakie Ty się nie
posądzasz. Wiara czyni, że odwołujesz się do Twojej wszechobecności i dzięki temu możesz
wprowadzić zmiany. Jednak to, ta wiara, oddziela Cię od tego, czym jesteś. Ciągle stoi Ci na
przeszkodzie, abyś nie mógł dostrzec, że nikogo innego nie ma. Wiara w coś stwarza przestrzeń
pomiędzy Tobą a tym, do czego zmierzasz, a przestrzeń to czas! Nie dziwne więc, że im mocniej
wierzysz, tym dłużej musisz czekać na doświadczenie tego w sobie. Wiara odnosi się ściśle do
umysłu, dusza nie musi wierzyć, ona tym jest! Wiara przydaje się w tworzeniu sobie życia na
planie materii, tylko tutaj ma zastosowanie.
Jak myślisz, dlaczego przebudzenie nazywamy przebudzeniem? Czyż nie jest to ewidentne
naświetlanie, że śnimy? Jak więc w śnie, jaki ciągle toczymy, możemy coś realnie zrobić? Każdy,
kto miał świadome śnienie, wie doskonale, jak doświadcza się wtedy sennej "rzeczywistości". Jak
nierealna się jawi, a jak jasno widać, że choć pokazuje piękne kolory i odkrywa nieograniczone
możliwości, to wciąż jest tylko wymyślonym światem. Czy przebudzenie jest tym samym? Nie
wiem... Z tego, co mi wiadomo, to nie jestem przebudzony. Domysły możemy zaledwie snuć.
Jednak nie sądzę, aby wchodzenie w zabawę z umysłem przybliżało to zjawisko. Umysł tworzy
kolejne iluzje, a ja mam szczerze mówiąc już dość.
Gdybym ja czytał ten tekst, pomyślałbym, że ten facet zabiera mi wszystko, w co wierzę, wszelkie
instrumenty, jakich używam do swego rozwoju, o co mu chodzi? A no chodzi mu o to, że robienie
technik i nazywanie tego rozwojem duchowym jest nieporozumieniem! To nie rozwój, to zabawa.
Jednak aby dobrze funkcjonować w świecie materii, trzeba używać umysłu na miarę swego
poznania. Podkreślam jeszcze raz, na miarę swego poznania. Nie powielajmy jakiś zbiorówek,
myślmy samodzielnie. Miejsce, w jakim jesteś, daje Ci dostęp do pewnych "plików" w umyśle, na
inne musisz jeszcze poczekać. Korzystajmy więc z tego, co znamy, idźmy drogą, z jaką mamy
kontakt stopami, a nie taką, o jakiej tylko myślimy. Umysł to suma tego, co wiesz o sobie i
świecie, w jakim żyjesz. Poruszajmy się więc po znajomym terenie, poznawajmy nowe, ale na
miłość boską, nie nazywajmy tego rozwojem duchowym. Tyle ma to wspólnego z rozwojem, co
dżem. Jest to droga poznawania umysłu, jego mrocznych i najjaśniejszych zakamarków, to
wszystko.
Dobrze jest poznać umysł i wszystkie sztuczki (wizualizacje, medytacje itp.), aby radzić sobie w
nieoświeconym życiu. Zdecydowanie jestem za. Jednak jasno zdajmy sobie sprawę z tego, co
robimy. Nie mylmy pojęć i drogowskazów, ponieważ nigdy nigdzie nie dojdziemy. Chcemy więcej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin