Claudia Gray - Wieczna Noc [ rozdział 5].pdf

(134 KB) Pobierz
300177540 UNPDF
ROZDZIAŁ 5
Normalnie nikomu nie przyszłoby do głowy, że dziewczyna, która idzie na swoją
pierwszą randkę, będzie musiała rezerwować miejsce przy lustrze. Ale w piątkowy
wieczór przed wycieczką do Riverton Patrice była tak zajęta poprawianiem swego
wyglądu, że mało brakowało, a musiałabym się przebierać w ciemnościach. Cały czas
oglądała swoją twarz i figurę w wielkim lustrze, obracając się i mrużąc oczy. Sama już nie
wiedziała, czy wypatruje niedoskonałości, czy też podziwia urodę.
– Wyglądasz świetnie - powiedziałam. - Ale może coś zjedz. Prawie cię nie widać.
– Do jesiennego balu został niecały miesiąc. Chcę wyglądać jak najlepiej.
– A jaką będziesz mieć przyjemność z balu, jeśli me dasz rady na niego dotrzeć?
– Tym lepiej. - Patrice uśmiechnęła się do mnie. W tym samym momencie była
protekcjonalna i zupełnie szczera. - Pewnego dnia to zrozumiesz.
Nie lubiłam, kiedy tak do mnie mówiła, ale na randkę pożyczyła mi nawet swój
miękki sweter w kolorze kości słoniowej. Zachowywała się przy tym, jakby była to
największa łaska, jaką kiedykolwiek wyświadczyła. Może zresztą miała rację. W jej
swetrze moja figura... Cóż, przynajmniej można było powiedzieć, że mam jakąś figurę,
czego szkolne workowate spódnice i marynarki nigdy nie ujawniały.
– Nikt z was nie jedzie? - spytałam, próbując spiąć włosy w koński ogon. Nie
musiałam tłumaczyć, o kogo mi chodzi.
– Erich znowu urządza przyjęcie nad jeziorem. - Patrice wzruszyła ramionami. Miała
na sobie suknię z różowej satyny, a jej włosy przykrywał koronkowy szal. Impreza pewnie
zacznie się po północy, skoro jeszcze się nie szykowała. - Większość nauczycieli będzie
pełnić rolę przyzwoitek, więc tutaj zapowiada się świetna zabawa.
– Zabawa? Tutaj?
– Przecież nie trzymają nas tu w klatce, Bianco. Ta fryzura ci nie służy.
Westchnęłam.
– Wiem. Sama też to widzę.
– Nie ruszaj się. - Patrice stanęła za mną i rozpuściła moje włosy. Przeczesała je
palcami, po czym spięła je w luźny węzeł na karku. Kilka kosmyków wysunęło się i
opadło mi po bokach twarzy, tworząc wrażenie lekkiego nieładu. Dokładnie tak, jak
chciałam, żeby wyglądały moje włosy. Obserwując w lustrze tę transformację,
pomyślałam, że moja nowa fryzura ułożyła się za sprawą magii.
– Jak to zrobiłaś?
- Z czasem się nauczysz. - Uśmiechnęła się, bardziej dumna ze swojego dzieła niż ze
mnie. - Wiesz, twoje włosy mają cudowny kolor. Kiedy opadają na ten sweter, jego odcień
dodatkowo to podkreśla. Widzisz?
Od kiedy ten odcień rudego stał się „cudownym kolorem" dla włosów?
Uśmiechnęłam się do swoich myśli i przyszło mi do głowy, że skoro ja i Lucas mamy iść
gdzieś razem, to każdy cud może się zdarzyć.
- Pięknie - powiedziała Patrice i tym razem wyczułam, że właśnie to miała na myśli.
Ten komplement był jednak bezosobowy i pomyślałam, że sama idea piękna ma dla niej
dużo większe znaczenie niż ja. Ale nie powiedziałaby, że wyglądam pięknie, gdyby tak
nie uważała.
Zawstydzona i zadowolona przyglądałam się jeszcze przez chwilę swojemu
odbiciu. Jeżeli Patrice potrafiła dostrzec we mnie coś pięknego, to może Lucas także.
– Wyglądasz wspaniale! - zawołał Lucas.
* * *
Skinęłam głową, starając się nie spuszczać go z oczu, gdy oboje przeciskaliśmy się
przez tłum uczniów do autobusu, który miał nas zawieźć do miasteczka. Akademia
Wiecznej Nocy nie miała czegoś tak pospolitego, jak żółty szkolny autobus; ten był mały i
luksusowy - pewnie wynajęty specjalnie na tę okazję. Mnie wepchnęła do środka
pierwsza fala, lecz Lucas wciąż jeszcze usiłował przedostać się do drzwi. Przynajmniej
mogłam widzieć przez szybę, jak się uśmiecha.
– Deee-luxe - roześmiał się Vic, opadając na siedzenie obok mnie. Miał na głowie
kapelusz, który kojarzył mi się z latami czterdziestymi, i wyglądał naprawdę nieźle, ale
nie był tym, kogo chciałam mieć obok siebie, Na mojej twarzy musiał się odmalować
zawód, gdyż szturchnął mnie w ramię.
– Nie martw się. 'tylko grzeję miejsce dla Lucasa.
– Dzięki.
Gdyby nie Vic, w ogóle nie mogłabym siedzieć obok Lucasa. Ludzie przepychali się
przy wejściu do autobusu, a wyglądało na to, że około dwóch tuzinów uczniów właściwie
wszyscy, którzy nie pasowali do tego miejsca - postanowiło się wybrać do Riverton.
Biorąc pod uwagę, jak nudne byto to miasteczko, przypuszczałam, że chcą się po prostu
wydostać ze szkoły. Rozumiałam, jak się czują.
Vic uprzejmie ustąpił miejsca, kiedy w końcu Lucas dopchał się do mnie, lecz nie
powiedziałabym, że nasza randka już się zaczęła. Wokół nas było mnóstwo ludzi, którzy
rozmawiali, śmiali się i krzyczeli, szczęśliwi, że wreszcie wyrwali się z klaustrofobicznej
atmosfery szkoły. Raquel siedziała kilka rzędów dalej i rozmawiała z ożywieniem ze
swoją współlokatorką ; musiała uwolnić się od swoich lęków, przynajmniej na razie.
Kilka osób rzucało w moją stronę zaciekawione spojrzenia. Z całą pewnością nie były
przyjazne. Najwyraźniej wciąż podejrzewali, że należę do tamtej grupy. Vic klęczał na
siedzeniu przed nami, gdyż postanowił nam opowiedzieć o wzmacniaczu, który
zamierzał kupić w sklepie muzycznym otwartym ostatnio w miasteczku.
- Po co ci wzmacniacz? - starałam się przekrzyczeć zgiełk, gdy autobus podskakiwał
na nierównej drodze. - Przecież nie pozwolą ci grać na gitarze elektrycznej w pokoju.
Vic wzruszył ramionami, lecz uśmiech nie opuścił jego twarzy.
- Wystarczy, że będę sobie na niego patrzył! Od samego patrzenia będzie mi lepiej.
– Ty nigdy nie przestajesz się uśmiechać. Robisz to nawet przez sen. - Lucas
przekomarzał się z nim, lecz wyczułam, że w głębi duszy bardzo go lubi.
– Wiesz, to jedyny sposób na życie.
Vic nie pasował do mieszkańców Wiecznej Nocy. Doszłam do wniosku, że ja także
go lubię.
– A więc co zamierzasz robić, kiedy my będziemy w kinie?
– Rozglądać się. Spacerować. Poczuć ziemię pod nogami. Może poznam jakieś
panienki. - Vic uniósł brwi
- W takim razie odpuść sobie ten wzmacniacz. Jeśli będziesz go dźwigać wszędzie ze
sobą, to trudno będzie ci się poruszać.
Vic skinął poważnie głową, a ja zasłoniłam usta dłonią, by ukryć uśmiech.
Tak więc Lucas i ja zostaliśmy sami dopiero wtedy gdy znaleźliśmy się na głównej
ulicy Riverton, zaledwie jedną przecznicę od kina. Oboje rozpromieniliśmy się na widok
plakatu.
Podejrzenie - powiedział. - Hitchcock. To geniusz.
– Z Carym Grantem. Ty masz swoje priorytety, ja swoje - dodałam, gdy Lucas
spojrzał na mnie dziwnie.
Jeszcze kilku uczniów kręciło się w holu, co zapewne wynikało nie tyle z nagłego
przypływu popularności Cary'ego Granta, co z faktu, że Riverton nie oferowało zbyt
wielu rozrywek. My jednak naprawdę chcieliśmy obejrzeć ten film. Przynajmniej do
chwili, gdy zobaczyliśmy, którzy nauczyciele pojawili się w kinie.
– Uwierz mi - szepnęła mama. - Jesteśmy nie mnie) zaskoczeni niż ty.
– Pomyśleliśmy, że pewnie będziecie chcieli coś zjeść. - Tata otoczył ręką ramiona
mamy, jakby to była ich randka, nie nasza. Staliśmy przed plakatem wiszącym w holu, z
którego Joan Fontaine patrzyła ze zgrozą, jakby to ona musiała rozstrzygnąć mój
dylemat. I Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na to miejsce. Restaurację obstawia ktoś
inny.
– Jeszcze nie jest za późno na naleśniki - dodała mama zachęcająco. - Nie poczujemy
się urażeni.
– W porządku. - Ale wcale nie było w porządku. Spędzałam swoją pierwszą randkę z
rodzicami. Ale co miałam powiedzieć? - Lucas lubi stare filmy, więc nie ma sprawy,
prawda?
– Prawda. - Lucas wydawał się jeszcze bardziej zakłopotany niż ja.
– Chyba że wolisz naleśniki? - zapytałam.
– Nie. To znaczy tak, lubię naleśniki, ale stare filmy bardziej. - Uniósł głowę, jakby
chciał sprowokować moich rodziców. - Zostajemy.
Oni jednak tylko się uśmiechnęli.
W zeszłą niedzielę przy kolacji powiedziałam im, że wybieram się z Lucasem do
Riverton. Właściwie nie powiedziałam nic więcej, obawiając się, by ich nie przestraszyć,
ale oni wszystko zrozumieli. Ku mojemu zaskoczeniu i uldze nie zadawali żadnych pytań.
Spojrzeli tylko po sobie, jakby chcieli najpierw ocenić swoje reakcje. Zapewne poczuli się
dziwnie, kiedy uświadomili sobie, że ich „cudowne dziecko" dorosło na tyle, by chodzić
na randki. Tata zauważył spokojnie, że Lucas wygląda na miłego chłopaka, po czym
spytał, czy chcę jeszcze trochę makaronu i sera.
Krótko mówiąc, jeśli Lucas spodziewał się po nich nadopiekuńczości, jego obawy
okazały się płonne. Mama dodała tylko:
– Na wypadek gdybyście chcieli zostać sami, a domyślam się, że tak, idziemy na
balkon, bo zdaje się, że tam będzie najwięcej uczniów.
Tata skinął głową.
– Balkony stanowią wielką pokusę, a poza tym wywierają potężną siłę grawitacyjną
na napoje w rękach nastolatków. Widywałem już takie rzeczy.
– Chyba pamiętam to z lekcji fizyki - zgodził się Lucas z kamienną twarzą.
Rodzice się roześmiali. Odczułam ogromną ulgę. Polubili Lucasa i może pewnego
dnia zaproszą go na niedzielną kolację. Już widziałam go u swego boku, we wszystkich
miejscach, do których pasował.
Lucas nie sprawiał wrażenia tak pewnego siebie; jego spojrzenie było czujne, kiedy
prowadził mnie w stronę sali kinowej, ale przypuszczałam, że tak reagują chłopcy na
rodziców.
Wybraliśmy miejsca pod balkonem, gdzie mama i tata nie mieli szansy nas zobaczyć.
Usiedliśmy blisko siebie, tak że nasze ramiona i kolana się dotykały.
– Nigdy tego nie robiłem – powiedział.
– Nie byłeś w staroświeckim kinie? - Spojrzałam z uznaniem na złocone stiuki
zdobiące ściany oraz balkon i na kurtynę z ciemnoczerwonego aksamitu. - Naprawdę jest
piękne.
– Nie całkiem to miałem na myśli. - Lucas chwilami wydawał się nieśmiały; ale tylko
kiedy rozmawiał ze mną. - Nigdy wcześniej nie... nie byłem nigdzie z dziewczyną.
– Dla ciebie to też jest pierwsza randka?
– Randka? Ludzie ciągle używają tego słowa? - Poczułabym się zakłopotana, gdyby
nie szturchnął mnie żartobliwie w ramię. - Chodzi mi o to, że nigdy w taki sposób nie
zbliżyłem się do nikogo. Bez presji i bez świadomości, że za tydzień czy dwa będę musiał
wyjechać.
– To brzmi tak, jakbyś nigdzie nie czuł się jak w domu.
– Nigdzie, aż do tej pory.
Spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
– Czujesz się w naszej upiornej szkole jak w domu? Poczekaj chwilę...
Na twarzy Lucasa pojawił się szeroki uśmiech.
– Nie chodziło mi o Wieczną Noc.
W tym momencie światła przygasły - i całe szczęście. Inaczej z pewnością
powiedziałabym coś głupiego, zamiast cieszyć się chwilą.
Nie widziałam jeszcze Podejrzenia. Kobieta, Joan Fontaine, poślubia Granta, mimo że
jest on lekkomyślny i traci majątek. Robi to, jakby był wart każdych pieniędzy. Lucas nie
wyglądał na przekonanego.
– Nie uważasz, że to dziwne, że on bada trucizny? - szepnął. - Kto dla rozrywki
zajmuje się takimi badaniami? Przyznaj przynajmniej, że to dziwaczne hobby.
– Nikt, kto tak wygląda, nie może być mordercą - upierałam się.
– Czy ktoś ci już mówił, że za bardzo ufasz ludziom?
– Och, zaniknij się. - Szturchnęłam go w bok, rozsypując trochę popcornu.
Z przyjemnością oglądałam film, ale jeszcze większą przyjemność sprawiała mi
bliskość Lucasa. To zdumiewające, jak łatwo mogliśmy się porozumieć, nie mówiąc ani
słowa. Wystarczało jedno rozbawione spojrzenie albo muśnięcie dłoni o dłoń i nasze palce
splatały się ze sobą. Jego kciuk zakreślał małe kółka na mojej ręce, co sprawiało, że moje
serce zaczęło bić jak szalone. Jakie to byłoby uczucie znaleźć się w jego objęciach?
Na koniec okazało się, że miałam rację. Cary badał trucizny, ponieważ chciał popełnić
samobójstwo i ocalić biedną Joan Fontaine przed swoimi długami. Ona twierdziła, że
sobie poradzą i razem przez wszystko przejdą. Kiedy ekran pociemniał, Lucas pokręcił
głową.
– To zakończenie nie jest prawdziwe, wiesz? Hitchcock chciał, żeby on był winny. To
studio go zmusiło, żeby zmienił zakończenie i oczyścił Cary'ego Granta, bo to bardziej
spodoba się widzom.
– Jeśli to jest zakończenie, to jest prawdziwe - upierałam się. Zapaliły się światła. -
Chodźmy gdzieś jeszcze, dobrze? Mamy trochę czasu.
Lucas zerknął w górę i pomyślałam, że nie będzie miał nic przeciwko temu, żebyśmy
znaleźli się gdzieś dalej od moich rodziców.
– Chodźmy.
Ruszyliśmy główną ulicą Riverton, gdzie wszystkie otwarte sklepy i knajpki
wydawały się pełne uciekinierów z Wiecznej Nocy. Lucas i ja mijaliśmy je w milczeniu.
szukając tego, czego naprawdę chcieliśmy - jakiegoś ustronnego miejsca, w którym
chociaż przez chwilę moglibyśmy pobyć sami. Ta sytuacja ekscytowała mnie i
onieśmielała zarazem. Noc była chłodna, a jesienne liście szeleściły pod naszymi stopami,
gdy szliśmy chodnikiem. zerkając na siebie ukradkiem.
Wreszcie minęliśmy przystanek autobusowy wyznaczający koniec głównej ulicy i
stanęliśmy przed starą pizzerią. która wyglądała, jakby jej wystroju nie zmieniano od
1961 roku. Nie wzięliśmy całej pizzy, lecz zamówiliśmy po kawałku i dwie wody
sodowe, po czym wsunęliśmy się za przepierzenie. Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy
stoliku przykrytym tkaniną w biało-czerwoną kratkę, na której stała butelka po chianti z
zastygłym woskiem. Z szafy grającej dobiegała piosenka, którą Elton John śpiewał, zanim
się urodziliśmy.
– Lubię takie miejsca - powiedział Lucas. - Wydają się prawdziwe. Nie tak, jak te
zaprojektowane w najmniejszych detalach przez sztab projektantów.
– Ja też. - Byłam gotowa zaklinać się, że lubię jadać bakłażany na Księżycu, gdyby
Lucas także to lubił. W tamtej chwili jednak mówiłam prawdę. - Tutaj można się
odprężyć i być sobą.
– Być sobą. - Lucas uśmiechnął się z roztargnieniem, jakby to przypomniało mu coś
zabawnego. - To nie powinno być trudne.
Wiedziałam, co ma na myśli.
Byliśmy w pizzerii sami, nie licząc czterech facetów, którzy wyglądali na
budowlańców; mieli ubrania oblepione gipsem, a przed nimi stały puste kufle -
świadectwo piw, które zdążyli wypić. Śmiali się głośno z własnych dowcipów, ale nie
przeszkadzało mi to. Przynajmniej mogłam się pochylić nad stołem i znaleźć bliżej
Lucasa.
– A więc Cary Grant I zaczął Lucas, posypując swój kawałek pizzy papryką i to facet
twoich marzeń, tak?
– Cóż, on chyba jest ucieleśnieniem faceta marzeń, prawda? Szaleję za nim, odkąd
zobaczyłam Wakacje, kiedy miałam pięć albo sześć lat.
Myślałam, że taki maniak filmów jak Lucas przyzna mi rację, ale nie:
– Większość dziewczyn szaleje za aktorami... współczesnymi. Za kimś z telewizji.
Ugryzłam kęs pizzy i przez chwilę znajdowałam się w dość niezręcznej sytuacji,
walcząc z ciągnącym się serem. W końcu wymamrotałam z pełnymi ustami:
– Lubię mnóstwo aktorów, ale kto nie kocha Cary" ego Granta?
– Przyznaję, że to tragiczne, ale spójrzmy prawdzie w oczy: wielu ludzi w naszym
wieku nie ma pojęcia, kto to był Cary Grant.
– Zbrodnia! - Próbowałam sobie wyobrazić, jaką minę zrobiłaby panna Bethany,
gdybym zaproponowała historię kina jako przedmiot fakultatywny. - Rodzice zawsze
pokazywali mi filmy i książki, które lubili jeszcze, zanim się urodziłam.
– Cary Grant był sławny w latach czterdziestych, Bianco. Grał w filmach
siedemdziesiątych lat temu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin