Depesze z powstańczej warszawy 1830-1831 - Raporty konsula francuskiego w królestwie polskim - Raymond Durand.doc

(1390 KB) Pobierz

Rayrnond Durand

DEPESZE

z powstańczej

WARSZAWY

183O1831

Raporty

konsula francuskiego w Królestwie Polskim

Przekład wstęp i przypisy Robert Bielecki

'f.

Czytelnik 1980 Warszawa

Obwolutę, oprawą i kartą tytułową

projektował WŁADYSŁAW BRYKCZYŃSKI

Na obwolucie reprodukcja obrazu Marcina Zaleskiego „Zdobycie Arsenału"

Reprodukcje oraz zdjęcia

na czwartej stronie wkładki

Bazyli Siergiejew

©Copyright for ihc Polish edliion by ,,Czytelnik.'' Warszawa 1980

ISBN 83-07-00254-0

WSTĘP

ll-y-a toujours un reporter — zwykli mawiać Francuzi, co w dowolnym tłumaczeniu oznacza, że zawsze znajdzie się ten, kto utrwali na piśmie rozgrywające się wokół niego doniosłe wydarzenia. Ta maksyma przypomniała mi się, kiedy w archiwum francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych natrafiłem na dyplomatyczną korespondencję niejakiego Duranda l.

Raymond Durand, znany jedynie paru specjalistom, zajmującym się naszą historią pierwszej połowy ubiegłego stulecia, był w latach 1827—1837 konsulem Francji w Warszawie, a więc także naocznym świadkiem powstania listopadowego. Z racji swych obowiązków przesyłał regularnie depesze do Paryża, opisując w nich to, co działo się wdkół niego, analizując fakty, wydarzenia, zjawiska, procesy, starając się przewidzieć najbliższą przyszłość.

Nie jestem pierwszym, któremu udało się odnaleźć korespondencje Duranda. Uczynił to jeszcze w latach trzydziestych Józef Dutkie-wicz, który wspomina parokrotnie o owych depeszach w pracy Francja a Polska w 1831 r.2 Ponieważ jednak tematem tego dzieła była polityka rządu paryskiego, Durand, rezydujący w Warszawie, pozostał poza kręgiem zainteresowań autora. Konsul, podpisując swe depesze, ujawniał jedynie pierwszą literę imienia (R. Durand), stąd też ci nieliczni polscy historycy, którzy wspominają o nim, mogli podać tylko nazwisko dyplomaty.

Poszukiwania tajemniczego R. Duranda nie były wcale łatwe, choćby dlatego, że Durandów jest we Francji tyluż co Smithów w krajach anglosaskich.

Zacząłem od archiwum francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, skoro R. Durand był jego przedstawicielem w Warszawie. Dzięki pomocy Georges'a Deltona, konserwatora biblioteki tego ministerstwa, udało się dość szybko odnaleźć właściwą teczkę wśród papierów sześciu Durandów, zajmujących w ubiegłym stuleciu dyplomatyczne stanowiska3. W teczce tej natrafiłem na kilkanaście listów,

które konsul Raymond Durand (znałem już teraz jego imię) przesyłał do swych przełożonych w sprawach dotyczących jego własnej kariery zawodowej. Znajdował się tam także list jego syna, pisany z Montpellier, zawiadamiający ministra o zgonie konsula 27 kwietnia 1837 roku.

Ponieważ z dokumentów przechowywanych w sekcji personalnej archiwum Quai d'Orsay wynikało, że Raymond Durand pochodził z Montpellier i że tam zakończył życie, wybrałem się do owego miasta, siedziby prefekta departamentu Herault. W archiwum de-partamentalnym, z pomocą miejscowego personelu, mogłem odnaleźć akt zgonu konsula4, zawierający dodatkowe informacje o okolicznościach tego smutnego wydarzenia. W archiwum wskazano mi także pracę J. P. G. Delpuecha5, wydaną w 1951 roku w Rodez i poświęconą'ojcu Raymonda, który był pierwszym merem Montpellier. Dzięki temu mogłem już zorientować się, w jakim środowisku wyrastał Raymond i jakie były — prawdziwie tragiczne — losy jego rodziny w czasach Wielkiej Rewolucji.

Podjąłem także próbę odszukania na ogromnym cmentarzu w Montpellier, zajmującym blisko 60 hektarów, mogiły warszawskiego konsula. Konserwator kancelarii, mimo najlepszych chęci, nie był w stanie wskazać tego miejsca, bo pochowano tu setki Durandów, nie notując zazwyczaj ich imion. Wybrałem więc kilkadziesiąt możliwości — kwatery z lat trzydziestych ubiegłego stulecia — by kolejno odczytywać zatarte napisy na kamiennych płytach. Poszukiwania te zdawały s'ię daremne — żadna z tablic nie zawierała imienia konsula — kiedy wreszcie stanąłem przed zamkniętą na głucho kaplicą z napisem: Familie Durand. Fronton zdobił herb z rysunkiem żaglowca, a więc taki sam, jaki otrzymał dziad Duranda od Ludwika XVI w nagrodę za sprowadzenie do Montpellier transportu zboża, kiedy w mieście tym panował dotkliwy głód. Było to zatem bez wątpienia ostatnie miejsce spoczynku „właściwych" Durandów, ale czy pośród nich znajdują się też prochy Raymonda? Sprawa ta miała wyjaśnić się dopiero po kilku miesiącach, podczas kolejnej wyprawy do Montpellier.

To, co zebrałem podczas pierwszego wyjazdu na południe Francji, zawierało jednak pewne luki. Mogłem już wprawdzie nakreślić życiorys konsula w jego podstawowych liniach, ale wciąż istniały liczne białe plamy, sprawy, które należało wyjaśnić. Liczyłem wreszcie na szczęśliwy przypadek, na zdawałoby się nieprawdopodobną szansę, że przetrwały gdzieś papiery Duranda z jego pobytu w Warszawie.

Przeglądając pracę Delpuecha w paryskiej Bibliotheąue Nationale,

znalazłem na jednej z ostatnich stronic dosyć mglistą wzmiankę, że w latach dwudziestych obecnego stulecia mieszkał w Montpellier pewien oficer rezerwy, Raymond Durand, który miał być potomkiem pierwszego mera tego miasta, a więc także warszawskiego konsula. Szansa odszukania owego pana była jednak nikła, sk«r0 od tego czasu minąło przecież pół wieku.

Z pomocą przyszedł mi tu Michel Guillot, zastępca dyrektora sekcji archiwów prywatnych w paryskich Archives Nationales. W kartotece, jaką dysponuje ta sekcja, odszukał informację o istnieniu archiwum Durandów, podaną w 1953 roku przez wspomnianego już pana Raymonda. Wiedziałem więc, że potomek konsula żył jeszcze przed trzydziestu laty i że mieszkał w Montpellier, choć jego adres nie figurował w kartotece.

Sięgnąłem po książkę adresową departamentu Herault, by wynotować z niej nazwiska 31 Durandów. Tylko jeden — na szczęście — nosił imię Raymond, do niego też postanowiłem napisać, przedstawiając cel mych poszukiwań. W kilka dni później nadszedł list ze stemplem Narbonny i nagłówkiem: Jean Jacąues Durand, Chateau de Guilhanet-Lezignan Corbieres.

„Guilhanet, 12 sierpnia 1978

Otrzymaliśmy właśnie pański list i mój ojciec, Raymond Durand, prosił, abym nań odpowiedział. Raymond Durand, francuski konsul w Warszawie w tragicznych dniach roku 1830, to rzeczywiście nasz przodek. Przechowujemy wciąż jeszcze pewne pamiątki po nim — korespondencję, portret w stroju konsula, uniform. Młodość, którą spędził ria wygnaniu w Hiszpanii, polityczne dramaty, jakie dotknęły jego rodziców — wszystko to przygotowało go zapewne do stawienia czoła tym wydarzeniom, które napotkał w swej dyplomatycznej karierze.

Zrozumie pan bez trudu, jak bardzo zainteresował nas pański list, wszyscy bowiem potomkowie troskliwie zachowują pamięć o Ray-mondzie, jak też o jego rodzicach. Znajdzie pan wiele szczegółów dotyczących naszej rodziny w pracy złożonej w Bibliotece Narodowej w Paryżu 6, a napisanej przez moją ciotkę Marthe Durand de Girard. Jeśli zaś chodzi o postać Jean Jacques'a Duranda, ojca Raymonda, to mogę polecić dzieło prof. Caille7, jedyne poważne opracowanie tego tematu.

Ja sam jestem rolnikiem, mam więc szczególnie wiele zajęć o tej parze roku. Nasze archiwum rodzinne znajduje się w Montpellier.

Sądzę, że będę mógł zimą znaleźć trochę czasu, aby udostępnić panu te dokumenty, które byłyby pomocne w pańskich badaniach".

List p. Jean Jacques'a Duranda stanowił oczywiście istotny zwrot w mych poszukiwaniach. Nie tylko pojawiły się dwie dalsze prace traktujące o rodzinie konsula, ale przede wszystkim okazało. się, że przetrwały jego papiery osobiste, zachował się portret, pozostał mundur. Rzecz jasna w kilka tygodni później pospieszyłem znów do Montpellier, gdzie Jean Jacąues Durand, oderwawszy się na chwilę od swych sadów w Chateau de Guilhanet, przygotował fotokopie i odpisy kilkudziesięciu dokumentów z rodzinnego archiwum. Była to przede wszystkim korespondencja Raymonda z matką, bratem i synami mieszkającymi na południu Francji, przełożonymi z Quai d'Orsay, kolegami z innych placówek, wreszcie dokumenty dotyczące jego życia codziennego w Warszawie, a więc kontrakty najmu mieszkania, umowa o wykonanie nawej karety itp. Pani Durandowa, matka Jean Jacques'a, pokazała mi z dumą pieczołowicie przechowywany mundur, a także krótką szpadę konsula z orłem na klindze, wykonaną przez jednego z warszawskich zbrojmistrzów. W salonie obszernego mieszkania Durandów przy rue de la Republiąue zobaczyłem po raz pierwszy oblicze Raymonda — jego portret z krzyżem Legii Honorowej, orderami św. Anny i św. Włodzimierza, sporządzony także w Warszawie w ostatnich latach pobytu nad Wisłą. Portret ten wykonany został zresztą w dwu egzemplarzach, bo Ray-mond — już wówczas poważnie chory — chciał, aby pamiętali o nim dwaj jego synowie. W długiej rozmowie z Durandami, stawiając dziesiątki pytań, przeglądając kolejne kartony ich bogatego archiwum, mogłem wreszcie ustalić te szczegóły życia konsula, których brakor wało mi do pełnego obrazu jego postaci.

Durandowie wywodzą się z Pompignan, niewielkiej osady w departamencie Gard, położonej na skraju górzystego pasma Sewennów. Pod koniec XVII wieku jeden z nich, Francois, przeniósł się do Montpellier, gdzie z czasem założył dom handlowy, wyspecjalizowany w imporcie zboża. Jego syn Raymond w połowie XVIII stulecia należał już do najbogatszych kupców w Montpellier, miał własną flotyllę pływającą z Setę do Barcelony, Kadyksu, Palermo, Livorno, Hawru, Londynu, Amsterdamu, Hamburga, a nawet Gdańska. To on właśnie zimą 1773 roku, w okresie wyjątkowego niedostatku żywności,

8

sprowadził do Montpellier 20 tyś. worków pszenicy, którą sprzedał; za pół ceny ze stratą 300 tyś. liwrów, ratując w ten sposób miasto przed klęską głodu. Ludwik XV chciał w nagrodę dać mu szlachectwo, ale Raymomd grzecznie uchylił się od tego zaszczytu, który zmuszałby go do rezygnacji z dalszego wykonywania kupieckiej profesji. Dopiero w 1788 roku, kiedy ze względu na podeszły wiek wycofał się z interesu, przyjął powtórnie ofiarowane szlachectwo i herb z pięknym żaglowcem — pamiątką pszenicznego transportu.

Potomek kupca i sam kupiec, Raymond Durand przeznaczył syna do ambitniejszych zadań. Urodzony w 1756 roku Jean Jacąues Louis Durand otrzymał staranne wykształcenie u liońskich oratorianów, a potem ukończył wydział prawa na uniwersytecie w Montpellier. Za 60 tyś. liwrów ojciec kupił mu urząd radcy przy Trybunale Obrachunkowym, a później stanowisko przewodniczącego tego Trybunału. Był to zresztą pierwszy wypadek, by przewodniczącym został ktoś nie mający 30 lat, na co trzeba było uzyskać zgodę dworu wersalskiego — oczywiście za dyskretnie uiszczoną sowitą opłatą.

Spełniło się także inne marzenie Raymonda. Jego syn -poślubił w 1785 roku dziewiętnastoletnią Marie Pauline de Barbeyrac, córkę markiza de Saint-Maurice, „pana na Saint-Aunes i innych włościach". Marie Pauline, wychowana w wyjątkowej surowości, zgodziła się oddać rękę młodemu Durandowi pod warunkiem, że nie będzie jej zmuszał do używania kosmetyków i oglądania przedstawień teatralnych. * Jak świadczą o tym jej listy, a także relacje współczesnych, była to jednak wyjątkowa indywidualność, przewyższająca znacznie inteligencją typowe kobiety swej epoki. Dom państwa Durandów przy Grandę Rue, głównej ulicy Montpellier, stał się szybko jednym z ośrodków życia politycznego i kulturalnego w przededniu Wielkiej Rewolucji. Stałymi gośćmi byli tu słynny chemik, a -potem napoleoński minister Chaptal oraz Cambaceres, który za kilkanaście lat zostanie konsulem u boku Napoleona Bonapartego. Durandowie znali też dobrze samą rodzinę Bonapartów, bo właśnie w Montpellier spędził ostatnie miesiące życia i tu zmarł ojciec przyszłego cesarza — Karol.

Jean Jacąues Louis Durand był jednym z przywódców zamożnej langwedockiej burżuazji, która od dawna domagała się przeprowadzenia reform i z entuzjazmem powitała wybuch Wielkiej Rewolucji. 25 stycznia 1790 roku wybrano go pierwszym merem Montpellier, a zyskał sobie rychło taką popularność, że wybór ten powtarzano jeszcze dwukrotnie. Młody Durand realizował bez zastrzeżeń kolejne decyzje rewolucyjnych władz paryskich i założył nawet w 1791 roku Klub Przyjaciół Konstytucji, który utrzymywał ścisłe kontakty ze

stołecznym klubem kordelierów. Na wiadomość o ucieczce króla i jego aresztowaniu w Yarermes, wystosował wspólnie z Chaptalem uroczysty adres do Zgromadzenia Konstytucyjnego, w którym domagał się, by Ludwik XVI został pozbawiony korony. Kiedy w połowie sierpnia 1792 roku dowiedział się o zdobyciu Tuileries i obaleniu monarchii, nakazał usunięcie z gmachów publicznych wszystkich inskrypcji gloryfikujących Burbonów oraz zniszczenie posągu Ludwika XIV na reprezentacyjnej promenadzie montpellierskiej — Le Peyrou. Sam odczytał dekret proklamujący Republikę, a po straceniu króla w styczniu 1793 roku potwierdził swą pełną aprobatę dla decyzji Konwentu.

Mimo to młody mer daleki był od jakobinizmu. Jego sympatie zwracały się wyraźnie ku żyrondystom — zwolennikom decentralizacji władzy, nazywanym z tej racji także federalistami. Wiosną 1793 roku dochodzi dovdecydującej rozprawy między żyrondystami a jakobinami. 2 czerwca Konwent ustępuje pod naciskiem ludu i zgadza, się na aresztowanie 22 deputowanych, m. im. Yergnauda i Brissota. Niemal natychmiast federaliści podnoszą bunt przeciw ja-kobinom — w Lyonie, Tulonie, Bordeaux, Caen, a także w Montpellier. W tym ostatnim4 mieście Durand zakłada Centralny Komitet Ocalenia Publicznego departamentu Herault, wymawiając posjuszeń-stwo władzom paryskim. Komitet porozumiewa się z podobną instan-e;ją .sąsiedniego departamentu Gard, a także z federalistami w Tuluzie i Bordeaux. Jean Jacąues Louis ma popartsie wielu mieszkańców Montpellier, a jego protestacyjny adres, posłany do Paryża, podpisało 4 tyś. ludzi. Bardzo szybko jednak jakobini rozbili w lesie Bizy oddziały federalistów, które zgromadził w Normandii gen. Wimpfen. Zaczyna się oblężenie Lyonu i Tulonu, wszędzie Konwent bierze górę, dla nikogo już tnie ulega wątpliwości, że żyrondyści przegrali ten pojedynek.

' 9 lipca 1793 roku Jean Bon Saint Andre w imieniu władz rewolucyjnych potępia Duranda na forum Konwentu i tegoż dnia uzyskuje dekret nakazujący aresztowanie montpellierskiego mera. Początkowo mieszkańcy Montpellier stają w obronie swego przywódcy, ale po kilku dniach dają za wygraną. Opuszczony przez wszystkich Jean Jacąues Louis ma do wyboru ucieczkę za granicę — do Włoch lub Hiszpanii — albo stawienie się przed Konwentem. Ucieczka oznacza natychmiastowe wpisanie na listę emigrantów i konfiskatę całego majątku. Durand, mimo protestów żony, postanawia więc udać się do stolicy, licząc, że przy pomocy przyjaciół potrafi uwolnić się od zarzutów. W sierpniu 1793 roku opuszcza Montpellier, ale jedzie bar-

10

H       dzo wolno, symulując chorobę, bo wydaje mu się, że jakobini rychło H       iitracą władzę, a wówczas nie trzeba już będzie odpowiadać przed Re-

• wolucyjnym Trybunałem. Dlatego, też dopiero 14 listopada przybywa B do stolicy i tegoż dnia zostaje osadzony w więzieniu La Force. H ' Durand staje przed Rewolucyjnym Trybunałem 12 stycznia 1794 r. H Jego proces jest jednym z ostatnich ogniw długiego ciągu rozpraw H przeciw żyrondystom. Oskarżony o „zbrodnię federalizmu" przez słyn-H nega Fouquier-Tinville'a zostaje skazany na karę śmierci i tegoż jesz-

•       cze   dnia   zgilotynowany   na   placu   Rewolucji   —   dzisiejszym   placu

•       Concorde. Pochowano go — taik jak Ludwika XVI i Marię Antoni-Hj        nę — w bezimiennej mogile na cmentarzu św. Magdaleny, gdzie w ćwierć wieku później Burboni wznieśli kaplicę ekspiacyjną 8.

Jean Jacąues Louis Durand pozostawił czterech synów i żonę Marie Pauline, oczekującą zresztą piątego potomka. Najstarszym z dzieci był Louis Marie Raymond, późniejszy 'konsul, który przyszedł na świat w Montpellier 4 listopada 1786 roku. Akt chrztu9, znajdujący się w archiwum miejskim, sporządzony przez księdza Castan, proboszcza parafii Notre Damę, podaje, że ojcem chrzestnym był jego dziadek (ten od transportu pszenicy), a matką pani Marie Annę Angeliąue Antoinette de Saint-Aurant, która wychowywała wcześnie osieroconą Marie Pauline de Barbeyrac. W 1788 roku przyszedł na świat brat Raymonda — Eugene, w dwa lata później Hippolyte, a w 1793 _ Paulin.

Marie Pauline, która towarzyszyła mężowi w jego wędrówce do Paryża, została także uwięziona dekretem Konwentu, ale ze względu na ciążę władze rewolucyjne uwolniły ją — już po śmierci Jean Jacques'a — nakazując osiedlenie się w Rodez w departamencie Aveyron. Tutaj w czerwcu 1794 roku przyszedł na świat piąty .z braci — Alype, który zmarł jednak w dwa lata później w Montpellier. Jeszcze jesienią 1793 roku, kiedy nieszczęsny mer wezwany został

•do Paryża, władze w Montpellier, opanowane przez jakobinów, skonfiskowały jego ogromny majątek', składający się z kilku domów i kilku domen ziemskich. Marie Pauline, już po przewrocie 10 Ther-midora, zdołała ocalić tylko resztki — m. in. niewielką posiadłość wiejską Lattes, pozostającą do dziś w rękach rodziny Durandów. Upadek jakobinów pozwolił jej też powrócić do Montpellier i zająć się znów dziećmi, które decyzją lokalnych władz zostały poprzednio

•oddane do przytułku przy Hópital General10.

Z dokumentów, jakie zachowały się w rodzinnym archiwum Durandów, wiemy, że najstarszy z synów mera, Raymond, chodził do .szkół w Montpellier, a potem — tak jak ojciec — kontynuował

11

nauką w Lyonie. Kiedy miał dwadzieścia jeden lat — było to w roku 1807 — zamożny kuzyn, Frangois Durand, wysłał go do Barcelony jako przedstawiciela swego domu handlowego. Frangois Durand, późniejszy deputowany z Perpignan, był także dostawcą wojsk owym, a właśnie wtedy armia francuska przeszła Pireneje, rozpoczynając podbój Hiszpanii. Barcelona szybko dostała się w ręce Francuzów i pozostawała pod ich rządami do 1813 roku. Raymond musiał jednak niejeden raz być świadkiem okrutnych scen tej wojny, skoro niedaleko toczyły się długotrwałe oblężenia Saragossy, Gerony i Tar-ragony oraz dziesiątki bitew i potyczek z regularną armią hiszpańską, a także z partyzantami.

Raymond Durand bez większych trudności zżył się z miejscowym społeczeństwem katalońskim. Znał język tego kraju i jego kulturę, i już 14 lipca 1808 roku w barcełońskim kościele św. Justyna poślubił Hiszpankę Josephinę Cutita, wdowę po Francuzie Bernardzie Dallande 10. 8 listopada 1809 roku powtórzył zresztą ów akt małżeństwa, tym razem przed francuskim konsulem ze względu na swe francuskie obywatelstwo. Z małżeństwa tego urodził się w Barcelonie w początkach 1809 syn Marcellin, a w grudniu tegoż roku drugi syn — Alphonse. Nie było to jednak udane małżeństwo (Durando-wie nawet dziś nazywają Józefinę une femme legere), toteż w 1814 roku doszło do separacji, choć bez formalnego rozwodu. Pani Du-randowa przeniosła się do Tuluzy, gdzie żyła jeszcze około 1840 roku — Raymond natomiast odesłał dzieci do Montpellier, a tam ich wychowaniem zajęła się babka, Marie Pauline.

Raymond Durand pewnie całe życie spędziłby w kupieckim kantorku, gdyby nie powrót Napoleona z Elby w marcu 1815 roku. Kiedy cesarz „lotem orła" zdążał ku Paryżowi, rojaliści próbowali stawić mu opór, zbierając swe siły m. in. także w Langwedocji. Roja-listom na południu Francji przewodził książę d'Angouleme, jeden z synów późniejszego Karola X. Oddziały, jakimi dysponował, zostały jednak otoczone przez wojska wierne cesarzowi i książę d'An-gouleme znalazł się w pułapce. Z opresji wydobył go Frangois Durand, który na swym kupieckim statku „Scandinavia" wywiózł księcia do Barcelony i oddał pod opiekę władz hiszpańskich 11.

Miejscowy francuski konsul Blondel oświadczył, że jest bonapar-tystą, a inni funkcjonariusze dyplomatyczni zbiegli po prostu do Francji. Książę d'Angouleme, który w Barcelonie zajął się tworzeniem rojalistycznego korpusu, potrzebował kogoś, kto w imieniu Burbonów sprawowałby obowiązki konsula. Frangois Durand wskazaŁ mu wówczas swego kuzyna Raymonda, który bardziej pod przymu-

12

sem niż z entuzjazmu zaczął pełnić żądane usługi. W czerwcu tegoż roku Napoleon poniósł ostateczną klęskę pod Waterloo, a kilka ty-godini później Burboni powrócili — na lat piętnaście — do Francji.

Raymondowi spodobała się rychło praca w dyplomacji — bądź co bądź jego pozycja w Barcelonie była teraz znacznie lepsza, zresiztą nigdy nie czuł pociągu do kupieckiej profesji. Kiedy obejmował swe funkcje, dano mu tylko tymczasową nominację, zaczął więc zabiegać o oficjalne potwierdzenie rangi konsula. Okazało się jednak, że ma silnego konkurenta w osobie hrabiego de Gasville, którego popierał francuski ambasador w Madrycie, pamiętający, że przez siedem lat Durand zajmował się dostawami dla armii Sucheta, a 'więc był niejako bonapartystą.

Chociaż stracił konsulat w Barcelonie, to przecież, .dzięki protekcji kuzynów Durand-Fajonów (dwaj z nich byli deputowanymi w ultra-rojalistycznej „niezrównanej izbie"), otrzymał podobne stanowisko w Porto na północy Portugalii, utworzone specjalnie dla niego. Przybył tam latem 1816 roku i pozostawał do grudnia 1824, nudząc się przez te osiem lat w prowincjonalnym mieście, Jeden raz tylko w latach 1820—1821 był świadkiem interesujących wydarzeń, kiedy to w Porto wybuchła liberalna rewolucja i gdy wylądował tam, wracający po wielu latach z Brazylii, król Jan VI z dynastii Braganga. Obowiązki konsula nakazywały Durandowi informowanie Paryża o przebiegu rewolucji i wtedy też nabrał doświadczenia, które przydało mu się w dziesięć lat później podczas powstania listopadowego.

Przez kilka lat Raymond Durand zabiegał o przeniesienie z Porto na ważniejszą placówkę — może do Neapolu lub Lizbony — i przy poparciu kuzynów-depurtawanych uzyskał wreszcie w końcu 1824 roku konsulat w Wenecji. Przyznano mu także krzyż Legii Honorowej, 'który mieli zresztą wszyscy konsulowie, nie dano natomiast, mimo parokrotnych przypomnień, tytułu wicehrabiowskiego, albowiem Karol X uznał,. że zasługi Raymonda dla dynastii burbońskiej są mimo wszystko „zbyt małe" 12.

Raymond Durand pozostawał w Wenecji tylko przez kilkanaście miesięcy. Latem 1826 roku uprzedzono go, że musi oddać to stanowisko panu Mimaut, który początkowo miał objąć nowo utworzony konsulat w Warszawie, ale wolał zamienić go na jedno z dużych miast włoskich. Chcąc nie chcąc Raymond zgodził się na przeniesienie i w ten oto sposób związał na dziesięć lat swe losy z Polską. Karol X podpisał jego nominację 19 lipca 1826 roku, ustalając roczną pensję na 11 tyś. franków z obietnicą podwyżki, gdy znajdą się dodatkowe fundusze13.

13

Francja miała swych dyplomatycznych przedstawicieli w Polsce przez cały czas istnienia Księstwa Warszawskiego — do maja 1813 roku, kiedy to rezydent Louis Bignon opuścił Kraków wraz z korpusem ks. Józefa Poniatawskiego. Po długiej przerwie, dopiero w 1824 roku, pojawił się w Warszawie Gabriel de Cordoue, który pełnił obowiązki konsula tylko przez kilka miesięcy. Jego następcą został niejaki Cochelet w maju 1825 roku, ale nie spodobał się Wielkiemu Księciu Konstantemu, gdyż w 1812 roku był intendentem Wielkiej Armii w Białymstoku. Konstanty ostentacyjnie ignorował go i nie chciał przyjąć listów akredytacyjnych, co sprawiło, że Cochelet sam zrezygnował ze swej misji i powrócił do Paryża. Trzecim kandydatem na konsula wyznaczono wspomnianego Mimauta w maju 1826 roku, ale i on, nie przypadłszy do gustu Wielkiemu Księciu, poprosił o przeniesienie na inną placówkę 14.

Przygotowując się do wyjazdu nad Wisłę Durand przypomniał sobie, że kolega z Livomo, Mariotti, spędził kilka lat w Polsce w czasach Księstwa Warszawskiego. Napisał więc do niego prosząc o radę, a ten podzielił się zaraz swym doświadczeniem. Idąc za głosem Mariottiego Raymond Durand zaopatrzył się w Paryżu we wszelkie niemal dzieła, które traktowały o sprawach polskich — przede wszystkim zaś w prace Ruhliera Historia polskiej anarchii i arcybiskupa Pradta Historia ambasady w Polsce. Znając już język hiszpański, portugalski i włoski, przystąpił do nauki języka polskiego, a jego polska gramatyka i wypisy z niej zachowały się do dziś w montpellierskim archiwum Durandów15.

Raymond wyruszył w daleką podróż dopiero wiosną 1827 roku, obawiał sią bowiem „surowego klimatu północy". Pospieszył najpierw do Petersburga, bo okazało się, że Wielki Książa Konstanty nie jest zadowolony z jego nominacji, a ściślej mówiąc z faktu, iż posyła mu się francuskiego konsula w chwili, gdy ma kłopoty z Polakami i gdy toczy się Sąd Sejmowy nad członkami Towarzystwa Patriotycznego. Francuski ambasador przy dworze petersburskim, hrabia de la Ferronays, zatrzymał więc Duranda kilka tygodni nad Newą, a sam, jadąc do Paryża, zawitał do Warszawy, gdzie udało mu się uzyskać zgodę Księcia, by konsul objął swe funkcje. Raymond nie był oczywiście zachwycony oporami Konstantego i prosił nawet ministra spraw zagranicznych barona de Damas o odwołanie go do Paryża i powierzenie innego zadania 16.

Durand przybył do Warszawy 20 lipca. Pierwsze dni spędził zapewne w hotelu „Wileńskim", gdzie radził mu zatrzymać się nieoceniony Mariotti. Ponieważ jego stanowisko nakładało obowiązki

14

reprezentacyjne, wynajął od pana Wojciecha Bobińskiego część kamieniczki nr 1298 przy Nowym Świecie — dzisiejszego domu nr 34. Według kontraktu odnawianego dwa Tazy do roku, na Wielkanoc i na św. Michała, Durand dysponował tam „ośmiu pokojami z przedpokojem na schody w oficynie, 'kuchnią angielską z przyległą małą izbą na dole, przedpokojem w kamienicy, górą nad kamienicą, wozownią na dwa pojazdy, komórką na drzewo, czterema pokojami na drugim piętrze dla służby". Wszystko to miało go kosztować co pół roku 1308 złotych „w monecie brzęczącej", płatne z góry. Durand zobowiązał się utrzymywać w należytym porządku najęte przez siebie pomieszczenia i nie robić w nich „żadnych głównych odmian" bez wiedzy i zezwolenia właściciela domu. Mieszkanie położone przy jednej z głównych ulic, w reprezentacyjnej części miasta, musiało być wygodne, a stosunki z panem Bobińskim bez zarzutu, bo konsul odnawiał co pół roku kontrakt i pozostał tu już przez cały czas pobytu w Warszawie 17.

W. kilka dni po przyjeździe (29 lipca) Raymond Durand został przyjęty przez Wielkiego Księcia. Pierwsze półtoragodzinne spotkanie, wbrew obawom konsula, przebiegło bardzo dobrze i, jak świadczy relacja posłana do Paryża, był on niemal zachwycony Konstantym. Bardzo szybko też udało się Durandowi nawiązać pierwsze znajomości, tak że po paru tygodniach nie żałował wcale, iż musiał opuścić Wenecję 18.

Mariotti, dając rady, jak ma postępować w Warszawie, polecił mu dwu swych przyjaciół z czasów Księstwa Warszawskiego. Pierwszym z nich był ksiądz Drevelle, którego Durand nie zastał już nad Wisłą, bo wrócił kilka tygodni wcześniej do rodzinnego Troyes w Szampanii. Drugim był gen. Piotr Bontemps, Francuz pozostający w polskiej służbie od 1808 roiku, zajmujący się artylerią i przemysłem zbrojeniowym. Durand zaprzyjaźnił się z nim i Bontemps był częstym gościem w jego domu. Konsul znał też oczywiście innego ze swych rodaków, gen. Malleta, który przebywał w Polsce także od 1808 roku i dowodził korpusem inżynierów.

D"b grona bliskich znajomych, niemal przyjaciół Duranda, należeli niektórzy cudzoziemcy z otoczenia Wielkiego Księcia. Byli wśród nich przede wszystkim Anglik gen. Fenshave i Niemiec baron Mohrenheim, o których Durand wspominał później w swych depeszach, a także francuski emigrant-rojalista baron Moriolles, pełniący obowiązki guwernera. Ten ostatni pozostawił interesujące pamiętniki, w których szczegółowo opisuje dwór belwederski.

Z   racji   swych   obowiązków   Raymond   Durand   znał   oczywiście

15

większość Francuzów mieszkających w Warszawie, a także te polskie rodziny, które przyjęły ich do swego grona. O Durandzie wspomina m. in. ojciec Fryderyka Chopina, spotykał się z nim też wielokrotnie słynny inżynier-wynalazca Philippe Girard.

Kontakty z polskim społeczeństwem rozpoczął Durand od Nowej Resursy, 'która przyjęła go w poczet swych członków już 16 sierpnia 1827 roku. W montpellierskim archiwum rodzinnym zachował się .„Bilet wnijścia do Nowej Ressursy dla JWgo Durand, konsula francuskiego", wystawiony przez komitet tego stowarzyszenia 19. Resursa .stała się dla Duranda miejscem cennych kontaktów z warszawskimi .mieszczanami^ dzięki którym bardzo szybko mógł zorientować się w sytuacji gospodarczej Królestwa i opisać ją dokładnie w depeszach przesyłanych do Paryża.

W swej korespondencji konsul wspomina parę razy o znajomych oficerach, przede wszystkim pułkownikach i generałach bywających

•w Belwederze. Pewne kontakty nawiązał także z polską arystokracją, w czym pomógł mu zresztą syn Marcellin, który mieszkał w Paryżu na pensji pana Bailli z młodym Marcelim Lubomirskim. W depeszach Duranda pojawiają się więc nazwiska Potockich, Sapiehów i Lubomirskich, ks. Adama Czartoryskiego, a także przebywającej stale we Francji Teresy Tyszkiewiczowej, siostry ks. Józefa Ponia-towskiego, której pomagał załatwiać w Warszawie pewne sprawy materialne %*.

Przebywając w Warszawie Raymond Durand śledził oczywiście TOEZWÓJ wydarzeń we Francji, bardziej poprzez dzienniki niż instrukcje swych przełożonych, które nadchodziły rzadko, co kilka miesięcy. W sierpniu 1829 roku Karol X dokonał zmiany rządu, powierzając tekę ministra spraw zagranicznych Jules'owi de Polignac, a ministra wojny — marszałkowi de Bourmont. Ów szczególnie niepopularny gabinet, działając zgodnie z życzeniami monarchy, zaczął przygotowywać zmiany konstytucyjne w duchu ograniczenia i tak już niewielkich swobód. 18 marca 1830 Izba 221 głosami przeciwko 181 uchwaliła adres do króla, ostrzegając go, że rząd nie ma zaufania deputowanych. Coraz wyraźniej więc rysował się konflikt między królem a liberalną opozycją.

Durand, skoro tylko dotarły do .Warszawy paryskie dzienriki, posłał 4 kwietnia list do ministra Polignaca, w którym przewidując, iż dojdzie rychło do nowych wyborów, prosił go o zgodę na wyjazd

•do Montpellier, gdzie chciał wziąć udział w głosowaniu. Raymand nie mów.ił wprawdzie tego ministrowi, ale wynika to jasno z lisków jego matki Pauline, iż zamierzał ubiegać się o mandat deputowa-

16

nego i rozpocząć karierę polityczną. Pisząc do Polignaca konsul podkreślał, że uważa się za „jednego z najbardziej oddanych obrońców praw korony" i że ochoczo wykorzysta swe osobiste stosunki, by zapewnić zwycięstwo monarchy w Montpellier. 2 maja, najwyraźniej nie otrzymawszy odpowiedzi, Durand w jeszcze obszerniejszym liście ponowił swą prośbę, zwracając uwagę, że dwaj spośród trzech deputowanych w Herault podpisali adres i że trzeba zmobilizować siły rojalistów, aby „posłać do nowej Izby najwierniejszych wyrazicieli pragnień i potrzeb kraju". Raymond proponował, że opuści Warszawę po zakończeniu sesji Sejmu Królestwa, wówczas • gdy Wielki Książę uda się do wód w Ems, co powinno nastąpić pod koniec czerwca. Załatwianiem spraw bieżących mógłby zająć się konsul pruski Schmidt, cieszący się zaufaniem Konstantego.

Odpowiadając na te listy, Jules de Polignac „z radością" pozwolił mu 26 maja wziąć udział w wyborach, a równocześnie posłał do Warszawy młodego hrabiego de Scey, jako tymczasowego zastępcę. Hrabia de Scey przybył nad Wisłę dopiero 24 czerwca i Durand w liście pisanym w trzy dni później oznajmił, że postanowił nie ruszać się już z Warszawy, bo nie jest w stanie znaleźć się w Montpellier w dniu wyborów, tj. 3 lipca. To opóźnienie w podróży de Sceya uratowało Raymondowi warszawską placówkę, ale w gabinecie ministra przy Quai d'Orsay pozostały jego listy, w których deklarował się; jako najwierniejszy sługa Burbonów 2i.

Wybory przeprowadzone 23 czerwca i 3 lipca przyniosły zwycięstwo opozycji liberalnej, która miała teraz już 274 przedstawicieli w Izbie. Uznając to za wyzwanie rzucone monarchii, Karol X 25 lipca podpisał słynne trzy ordonanse zawieszające swobodę prasy, przywracające cenzurę, rozwiązujące Izbę i zmniejszające liczbę deputowanych. W dwa dni później wybuchła rewolucja lipcowa, Karol X abdykował, a królem został Ludwik Filip z orleańskiej linii Burbonów.

Wiadomości o wydarzeniach nad Sekwaną dotarły do Warszawy w połowie sierpnia. Upadek Burbonów był prawdziwym wstrząsem dla konsula, zdawał się stanowić kres jego dyplomatycznej kariery. Przez kilka tygodni zastanawiał się, co ma dalej czynić, przestał pisywać swe depesze, myślał o demonstracyjnym podaniu się do dymisji i poinformował o tym zamiarze rodzinę w Montpellier. Matka, Marie Pauline, i syn Marcellin stanowczo odradzali mu ów desperacki krok wskazując, że żaden z „najwierniejszych sług korony" nie zrezygnował ze swego urzędu i że większość złożyła już przysięgę wierności Ludwikowi Filipowi22.

17

2 — Depesze...

Durand bacznie obserwował, jak na paryskie wydarzenia zareaguje car Mikołaj. Początkowo wydawało się, że Rosja stanie w obronie upadłej dynastii, ale rychło, poprzez Mohrenheima, konsul dowiedział się, że car pogodził się z odejściem Karola X, tym bardziej że podpisał on przecież dobrowolnie akt abdykacji. Wielki Książę Konstanty nie ukrywał zresztą, że Burboni są sami sobie winni i że tylko ich głupocie należy przypisać wybuch lipcowej rewolucji. Durand dyskretnie zwrócił się z „prośbą o> radę" do Wielkiego Księcia, jak ma postąpić w niejasnej sytuacji. Ten, niewątpliwie zadowolony z takiej inicjatywy, uspokoił go, że może złożyć przysięgę wierności Ludwikowi Filipowi. Konsul uczynił to więc jeszcze przed upływem wyznaczonego terminu, choć wciąż nie był pewien, czy utrzyma się na swym stanowisku. Dopiero kuzyn Francois Durand, który należał do grupy liberalnych deputowanych, w liście wysłanym z Paryża 27 października uspokoił go, że „z pewnego źródła" ma wiadomość, iż Raymond zachowa swe funkcje. W odpowiedzi konsul oświadczył, że „z wielką radością pozostanie w Warszawie", a do ministerstwa posłał zapewnienie o swej całkowitej lojalności23.

Cała sprawa zakończyła się więc pomyślnie, ale nieszczęsne listy do Polignaca, podobnie jak liczne deklaracje przywiązania do Burbonów, musiały spowodować, że nowy król i nowi kolejni ministrowie spraw zagranicznych nie mieli nigdy do Duranda pełnego zaufania. Raymond zorientował się szybko, że jedyną dlań szansą odzyskania dawnej dobrej pozycji jest wytrwała praca i przesyłanie takich depesz, aby nikt nie wątpił w jego wiedzę i głęboką znajomość polskiego tematu. Kuzyn Frangois przekazał rnu zresztą życzenie nowych przełożonych, aby „depesze były liczniejsze niż w ostatnich miesiącach". Tą szansą — zupełnie niespodziewaną — stało się powstanie listopadowe, które zwróciło na Warszawę uwagą całej Europy i uczyniło nagle z Duranda najważniejszego informatora rządu paryskiego.

Poczynając od 2 grudnia 1830 roku, kiedy to poinformował ministra Sebastianiego o wybuchu warszawskiej insurekcji, Raymond Durand przez jedenaście miesięcy będzie przekazywać regularnie trzy razy w tygodniu swe depesze do Paryża. Warszawa miała połączenia pocztowe 'w poniedziałek, wtorek i czwartek, i konsul starał się wykorzystać każdą okazję, by podesłać nowe informacje swemu rządowi. Depesze te pisał zazwyczaj rano, w dniu wyjazdu kuriera, który opuszczał Warszawę wczesnym popołudniem. W paru przypadkach, kiedy dochodziło do naprawdę ważkich wydarzeń, konsul decydował się na posyłanie sztafety, ale było to dość kosztowne i nie zawsze dawało gwarancję szybszego dostarczenia depeszy.

18

Durand przekazywał swe relacje pocztą do Berlina, do tamtejszego francuskiego ambasadora Charles'a de Flahaut, który sam znał trochę stosunki polskie, przebywał bowiem w Warszawie w latach 1806—1807. Najpierw Flahaut ograniczał się do posyłania depesz w dalszą drogę, po kilku tygodniach jednak uzyskał zgodę Sebastia-niego na zapoznawanie się z ich treścią, co ułatwiało mu orientację w istotnej przecież sytuacji w Europie Środkowej. Durand podlegał ambasadorowi w Petersburgu, ale utracił z nim wszelki kontakt wraz z wybuchem powstania, teraz zaś nawet formalnie nie został podporządkowany hrabiemu de Flahaut, stając się zależny bezpośrednio od ministra. Pierwsze depesze przesyłał do wydziału konsularnego, wkrótce jednak zaczął je kierować do Dyrekcji Politycznej.

Raymond Durand wykonywał swą pracę bardzo starannie. Będąc jedynym pracownikiem dyplomatycznym Quai d'Orsay nad Wisłą, sam przepisywał depesze, nie ufając nikomu i nie chcąc, by jego opinie znane były komukolwiek z Polaków. To własnoręczne pisanie było też gwarancją, że rząd paryski nie otrzyma sfałszowanych doniesień, które trudno byłoby zweryfikować ze względu na znaczną odległość Paryża od Warszawy. Durand zresztą konsekwentnie podpisywał się w sposób umówiony z ministrem, stawiając najpierw cztery kropki ujęte z góry i z dołu w linie, potem pierwszą literę imienia, dwie następne kropki, a wreszcie nazwisko zakończone ozdobnym „esem". Takich skomplikowanych podpisów nie ma zupełnie w brulionach i minutach jego listów. Dla większej pewności, że depesze dochodzą rąk adresata, wysyłał w dwa dni później duplikat, a czasem nawet jeszcze trzeci egzemplarz.

Poczynając od połowy lipca 1831 roku, kiedy Rosjanie znaleźli się już na lewym brzegu Wisły, Durand opłacał dodatkowo kuriera, by przewoził jego depesze zaszyte w ubraniu lub w obiciach pocztowego wozu. Wszystkie depesze z końca lipca i" całego sierpnia noszą wyraźne ślady igły — żadnej jednak nie brakuje do kompletu, co wskazuje, że kurier zdołał zawsze wykonać swe zadanie.

Kiedy w początkach sierpnia droga berlińska została przecięta przez Rosjan, konsul wysłał kilka kolejnych depesz na Piotrków, a potem na Kraków, skąd wędrowały one dalej przez Wrocław do Paryża. Powodowało to jednak znaczne opóźnienia w przekazywaniu wiadomości, które normalnie docierały nad Sekwanę po 12—14 dniach. Z chwilą gdy pod koniec sierpnia Rosjanie zamknęli już dostęp do Warszawy na lewym brzegu Wisły, Durand miał wielkie kłopoty z ekspedycją swych raportów. Władze polskie nie pozwalały

19

mu na wysyłanie sztafet, albowiem musiałyby one przejeżdżać przez linie nieprzyjacielskie bez żadnej gwarancji, iż konsulowe listy nie zostaną otwarte. Raz tylko wyrażono zgodę, by francuski lekarz udał się nad granicę, w rejon Brodnicy, i by tam powierzył depesze poczcie pruskiej. Lekarz ów, doktor Guyon, spełnił wprawdzie swą misję, ale depesze wędrowały tak długo, że przybyły do Paryża wraz z wieścią o upadku Warszawy.

Raymond Durand od pierwszych chwil powstania jest zdany wyłącznie na własne siły i własne rozeznanie. Minister Sebastian! tylko dwa razy posyła mu krótkie „instrukcje", które mają ogólnikowy charakter i nie obejmują wszystkich problemów, jakie mogły po-wistać iw stosunkach z władzami polskimi. Durand, oddalony od Francji, nie bardzo wiedzący, jaka jest polityka rządu, może tylko studiować paryskie dzienniki, śledząc w nich przebieg debat w Izbie i wyszukując kolejne przemówienia Sebastianiego bądź tych deputowanych, którzy znani byli ze swych doskonałych stosunków z Orleanami. Pod koniec powstania będzie zresztą całkowicie pozbawiony prasy — nawet dzienników berlińskich.

W tych trudnych chwilach, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, pospieszyła mu z pomocą matka, Marie Pauline, która z dalekiego Montpellier pisała doń wielokrotnie, informując o stosunku Francji do powstania, o tym, co mówi się o samym Durandzie, a także starając się interpretować postawę Rosjan i władz polskich.

W sytuacji, w jakiej znalazł się Durand, kapitalne znaczenie miało dlań zapewnienie sobie źródeł informacji. Jego znajomi z otoczenia Wielkiego Księcia mogli udostępnić mu trochę szczegółów w pierwszych chwilach powstania, ale później kontakty te urwały się. Niektórzy pospieszyli za Konstantym, inni wyjechali do Krakowa i Wrocławia, jeszcze inni siedzieli cicho w Warszawie i konsul wolał nie odnawiać z nimi zażyłości.

Z treści depesz Duranda wynika niedwuznacznie, że dosyć szybko zyskał on informatorów spośród władz polskich, a więc z otoczenia Chłopickiego, wśród ludzi bliskich rządowi, pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych, niektórych dowódców i z Sejmu. W niejednym wypadku Polacy informowali konsula, pragnąc praez niego wpływać na postawę rządu francuskiego. Tutaj jednak Durand musiał szczególnie uważać, bo, jak skarżył się niejednokrotnie, rozpowszechniano wiele informacji nieprawdziwych i nie zawsze można było oddzielić „ziarno od plewy".

Bardzo istotnym źródłem wiadomości stali się Francuzi mieszkający stale w Polsce bądź też przybyli tu na pomoc powstaniu. Byli to

20

przede wszystkim lekarze poumieszczani w Komitecie Centralnym Zdrowia, w szpitalach i lazaretach warszawskich, w poszczególnych pułkach. Dzięki nim konsul był dobrze zorientowany, jak przebiega walka z cholerą, z jakimi trudnościami boryka :się służba zdrowia, jakie były straty Polaków w tej czy innej bitwie. Niektórzy z Francuzów — m. in. Philippe Girard i gen. Piotr Bontemps — zajmowali się organizacją przemysłu zbrojeniowego, stąd Durand znał nie tylko potrzeby Wojska Polskiego, ale także możliwości ich zaspokojenia, a czasem liczebność naszej armii.

W początkach powstania Raymond Durand wymieniał informacje z pruskim konsulem Schmidtem, który od wielu lat mieszkał w Warszawie i miał tu własną siatkę wywiadowczą. Niektórzy twierd...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin