Dea Loher -Adam Geist.doc

(377 KB) Pobierz

74

 

 

 

Dea Loher

ADAM GEIST

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przekład: Jerzy Korpanty

 

 

 

 

 

 

 

 

„To nie anioł, ale też nie killer.”

John Updike, Rabbit at Rest    

 

 

 

OSOBY

(w kolejności pojawiania się na scenie)

 

Adam Geist

Jego wujek

Jego ciotka

3 kuzynów

Majster blacharski

Dealer

Klienci

Dziewczyna

Szef i jego 4 pomocników

Indianin, zwany Karl, Aka Shunkan Wankan

Strażacy

Narkomani

Sierżant

Kandydat na legionistę

Skini

Turecki chór męski, kierowany przez Mustafę

Przywódca pozaparlamentarnej nacjonalistycznej opozycji, zwany

Reinberger

Najemnik

 

Erich, legionista

Bruno, staruszek

Jego wnuczek

Dzieci

Pielgrzymi      

 

 

 

 

 

Akcja sztuki rozgrywa się w małym mieście, na granicy austriacko-niemieckiej, w czasach współczesnych.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Scena 1: Czcicielka słońca

Dom rodziny Geistów. Na łóżku leży martwa matka Adama, Rose Geist. Obok palą się świece. Adam, jego wujek, jego ciotka i kuzyn.

Adam: Dlaczego...

Ciotka: To przez to słońce. Bez przerwy siedziała na słońcu.

Adam: Dlaczego...

Ciotka: To było nieuniknione. Nikogo nie chciała słuchać.

Adam: Dlaczego nic mi nie powiedzieliście?

Milczenie.

Kuzyn 1: Rozdęło ją; jej skóra nie była brązowa, jak zwykle przy opalaniu, ale prawie czarna, bąble wielkości pięści, wrzody, guzowate narośla wybrzuszały jej skórę, oplotły całe jej ciało, niczym siecią. Najmniejsze dotknięcie i krzyczała z bólu.

Adam: Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?

Ciotka: Co jeszcze chcesz usłyszeć, Adamie. To nie był piękny widok.

Adam: Nawet jeśli śmierdziała i nikt nie mógł jej dotknąć, bo nie mogła tego znieść – to przecież była moją matką...

Wujek: Adamie, miała zapewnioną dobrą opiekę. I nie trwało to długo. Niecałe sześć tygodni.

Adam: Dla was ona zawsze miała dżumę, trąd. Dlatego nic mi nie powiedzieliście. Waszym zdaniem ja też mam takie samo ciało, którego nie można dotykać, żeby się nie zarazić. Szumowiny...

Wujek: Nie bądź niesprawiedliwy, Adamie. Nie rozmawiaj tak ze mną.

Ciotka: Ja to rozumiem. Widzisz przecież jak cierpi. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, Adamie, możesz mi wierzyć, ona prawie nic nie czuła. Specjalnie dla niej nauczyłam się robić zastrzyki z morfiny. Na początku musiałam się przełamywać, ale potem stopniowo się przyzwyczaiłam, i dlatego nie trzeba się tak bardzo unosić. –Najpierw ćwiczyłam na pomarańczach, w tym celu zużyłam osiem, dziewięć kilo pomarańczy. Potem były tak sflaczałe, że nie nadawały się już nawet do wyciśnięcia na sok na śniadanie. Ale to żadna strata; w takich sprawach nie można być małostkowym, ale trzeba być bardzo skrupulatnym.

Wujek: Anno!

Ciotka: Przecież on chce wiedzieć. Chce wiedzieć wszystko dokładnie. Mówi, że ma do tego prawo. I ma rację.

Wujek: Na końcu zdarzyło się coś nieomal cudownego, powinniśmy o tym pamiętać. Powiedziałbym nawet, że to był rodzaj łaski.

Kuzyn 1: Że Pan Bóg zesłał jej raka skóry...

Ciotka: I że zostało jej oszczędzone cierpienie mentalne, jak to się mówi, czego każdy boi się najbardziej.

Adam: Gdybym mógł z nią jeszcze raz porozmawiać. Nie wiedziała nawet, że zacząłem pracować jako praktykant. Chciałem zrobić jej niespodziankę; za pierwsze zarobione pieniądze zreperować mój zegarek z pozytywką i podarować go jej na Boże Narodzenie. (Pauza) Zanim się zepsuła pozytywka grała Śnieżnego walca.

Milczenie. Adam płacze.

Adam: Uciekłem z pracy.

Wujek: Nie rób sobie wyrzutów, Adamie.

Adam: Majster wiedział, że ona jest umierająca i nic mi nie powiedział. Specjalnie.

Kuzyn 1: Masz rację. Gdybym nie poszedł na budowę i nie spytał, gdzie on jest, majster nie pozwoliłby mu pójść aż do fajrantu.

Adam: Świnia. Jeszcze mnie popamięta.

Wujek: Znów będziesz miał kłopoty, Adamie. Przynajmniej raz zachowaj spokój.

Wchodzą Kuzyn 1 i Kuzyn 2 (bliźniacy).

Bliźniacy: Majster idzie. Chce złożyć kondolencje.

Wchodzi majster blacharski z małym wieńcem pogrzebowym, zielonym, bez kwiatów, gołe wstążki.

Adam: On mi tu nie wejdzie.

Blacharz: Już dobrze, Adamie. Chcę cię przeprosić. Źle zrobiłem. Czasami myślę tylko o pracy i zapominam o ludzkich sprawach.

Adam: On może już iść.

Blacharz: Adamie, moje kondolencje. (do wujka) Geist, moje kondolencje z powodu śmierci pańskiej siostry. (do ciotki) Anno...

Ciotka: Bóg zapłać. Także za to, co robisz dla Adama, jeśli można przy tej okazji.

Adam: Dlaczego? Czy jeśli ktoś zatrudni ucznia, to zasługuje na jakąś wyjątkową wdzięczność?

Blacharz: Zrobiłem to z ochotą, Adamie. Z egzaminem czy bez, człowiek to człowiek. Wszystko zależy od tego, jak się będziesz sprawował, a jak na razie nie narzekam.

Adam: Dlaczego? Uczeń to uczeń.

Blacharz: Zrobiłem to dla ciebie, Geist, bo tak długo się znamy, a Rose, ta nieszczęśliwa kobieta...

Adam: Nieszczęście to to, co oni z niej zrobili.

Ciotka: Na Boga, rozumiem, że cierpisz, ale mógłbyś się trochę opanować.

Adam: Nieszczęście, jak oni się z nią obchodzili.

Kuzyn 2: Ty się tak nie wymądrzaj, nawet ze szkoły specjalnej cię wyrzucili.

Kuzyn 3: Myślisz, że możesz nam tu opowiadać, możesz nam grozić?

Kuzyn 2: Musisz uważać, on jest niebezpieczny, od razu przechodzi do rękoczynów.

Kuzyn 3: Ale się boimy.

Adam: Jeden taki chciał mnie napaść...

Kuzyn 2: Jasne, na swojego kolegę ze szkoły od razu wyciągnąłeś nóż...

Adam: To był mój wróg. Ukradł mi zegarek z pozytywką...

Bliźniaki: Jego zegarek z pozytywką! (śpiewają) Dobry wieczór! Dobranoc...

Kuzyn 1: Mogłeś go odebrać. Jak facet z facetem. Od czego masz pięści? A ty od razu do niego z nożem, jak jakiś głupek. Wstyd dla rodziny. Jak sam nie dasz rady, to skrzyknij sobie bandę.

Bliźniacy (śmieją się): Adama nikt nie chce. Adam nie jest pierwszy, on jest ostatni.

Kuzyn 1: Jemu się wydaje, że wszystko musi być sprawiedliwe i dlatego zawsze za wszystko płaci.

Kuzyn 2: A potem biegnie do mamusi, która weźmie go pod spódnicę.

Kuzyn 3: Obetrze łzy.

Kuzyn 2: Wytrze pysk.

Kuzyn 3: Załata spodnie.

Kuzyn 2: Podetrze tyłek.

Kuzyn 3: Zetrze brud jaki na nim osiadł przez noc.

Pauza.

Adam (nagle bardzo spokojnie): Chciałbym teraz zostać z matką sam. (Milczenie) A ten swój wieniec zabierz z powrotem.

Blacharz: Daj spokój. Pojechałem specjalnie do kwiaciarni.

Adam: Weź go. (Pauza) Ale zanim wyjdziecie... mam jeszcze jedno pytanie.

Ciotka: Jak chcesz, Adamie. Możesz tu zostać, aż przyjdzie ksiądz z ostatnim namaszczeniem.

Adam: Kto jest moim ojcem?

Milczenie.

Wujek: Skąd ci to teraz przyszło do głowy?

Adam: Nigdy się nie dowiedziałem. Nigdy nie pytałem. Nikt o tym nigdy nie mówił. Teraz chciałbym wiedzieć, kto jest moim ojcem.

Wujek: My też tego nie wiemy.

Adam: Wy świnie.

Wujek: Przysięgam.

Adam: Kłamiecie.

Ciotka: Na Najświętszą Panienkę.

Adam: Kłamiecie, gdy tylko otwieracie usta.

Kuzyn 1: Ja też chciałbym wiedzieć. Nie ma żadnych zdjęć.

Adam (do kuzyna): A ty. Ty też do nich należysz. Nie musisz udawać, że jesteś po mojej stronie.

Kuzyn 1: Przywiozłem cię z budowy.

Adam: I co za to chcesz? (Pauza) A więc kto?

Wujek: Nigdy nie mówiła o tym ani słowem. Zaszła w ciążę, wynosiła cię, urodziła – i nigdy nie było nikogo, kto by się nią interesował.

Kuzyn 2: Ani tobą.

Adam: Czy to był powód? Czy to był powód?

Ciotka: Miała dobre serce, Adamie. Nie musisz się niczego wstydzić.

Adam: No dobra, wynosić się.

Blacharz: Gdyby tylko można było mu pomóc.

Adam: Ach tak. Ale mnie nie można pomóc. Swoją pomoc możesz sobie w dupę wsadzić. Twoja pomoc polega na tym, że mi nie mówisz, że moja matka jest umierająca, bo byś planu nie wykonał, przez jednego ucznia...

Blacharz: Dla ciebie jestem cały czas majstrem, do którego mówi się „pan”.

Adam (śmieje się, podchodzi do niego): Myślisz, że będę u ciebie dalej pracował, teraz, po tym jak się na tobie poznałem, nawet nie dotykając cię palcem – bo ukradłeś jakiś żałosny wieniec z cmentarza...

Blacharz: Nie dam się zastraszyć. On jest niebezpieczny dla otoczenia. Grozi mi. A wracaj sobie do tych swoich przyjaciół ze szkoły dla niedorozwiniętych, włócz się całymi dniami, i miejsce w internacie też stracisz...

Adam: Tak. Słusznie, Stracę. Wszystko stracę. To ja, to przecież jestem ja, straceniec. Bez ojca, bez matki, bez mieszkania, bez pieniędzy. Co mi pozostaje, he?

Bierze jedną ze świec.

A teraz won

wynosić się, no już

zostawcie mnie z nią samego

zupełnie samego

bo jak nie, to zrobię z was bezdomnych

podpalę tę budę

i będzie wesoło.

Wszyscy wychodzą. Cisza.

Adam: Ratunku. (Cisza) Ratunku.

 

Scena 2: Deal I

Przy fosie. Noc.

Adam: Chciałbym dla siebie pracować.

Dealer: Pracować? Jak?

Adam: Wiesz, rozprowadzanie.

Dealer: Nie nadajesz się.

Adam: Nauczę się.

Dealer: Nie interesuje mnie.

Adam: Jestem zdolny.

Dealer: Z pomocnika blacharza pomocnik dealera. (Śmieje się)

Adam: Dlaczego nie? Kiedyś mógłbym przejąć interes.

Dealer: Ambitne plany, co?

Adam: Bez ambicji nawet Chińczyk nie nauczy się jeździć na rowerze.

Dealer: Dobrze kombinujesz. Może byś mi się i przypadł. Ale wiesz, wymagam lojalności, dwieście procent. Tak jak Yakuza. Słyszałeś? Dokładnie. Żebyś sobie dla mnie dał palec uciąć. Rozumiesz?

Pauza.

Adam: Przemyślę to.

Milczenie.

Dealer (śmieje się): Na okres próbny.

Adam: Podział zysków.

Pauza.

Dealer: Kupię ci nowe ubranie.

Adam: Mieszkanie mi potrzebne.

Dealer: Zobaczymy.

 

Scena 3: Deal II

Przy fosie. Zmierzch. Słabo widoczne postacie. Jedną z nich jest Adam. Zbliża się klient.

Klient: Też tu stoisz?

Adam: Nie tak jak myślisz.

Klient: Znam cię.

Adam: Raz pod wozem, raz na wozie. Teraz jestem na górze. Przejąłem miejsce Drugiego.

Klient: Ty go... (wykonuje gest dłonią przy szyi)

Adam: Przejąłem jego miejsce.

Klient: Ty go nie... (ten sam gest).

Adam: Nie.

Pauza.

Klient: Pracujesz dla niego?

Adam: Pracuję dla niego.

Milczenie.

Klient: Mógłbym tu trochę z tobą postać. Zostanę przez chwilę i poprzestępuję z nogi na nogę jak ptak.

Adam: Będziesz mi odstraszał klientów.

Cisza.

Klient: Słuchaj, Adam...

Adam: Ććć!

Klient: Co jest?

Adam: Nie po imieniu.

Klient: Dlaczego?

Adam: Nie nazywaj mnie po imieniu.

Cisza.

Klient: Słuchaj... słuchaj, jak Drugi ci płaci. Od liczby klientów, ilości sprzedanego towaru czy godzin, jakie tu za niego stoisz?

Adam: Wynik: nullnull.

Klient: Co? Pracujesz dla niego za friko? (Milczenie) Nie jesteś chyba taki głupi, żeby pracować dla niego za darmo.

Adam: Mam nowe ciuchy.

Klient: Nowe ciuchy. Now...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin