Kwestia Niemiecka.RTF

(80 KB) Pobierz
A

A. Tomicki

KWESTIA NIEMIECKA

 

NAKŁADEM “PLACÓWKI”

Francja,   Sierpień 1946.

 

Kwestią staje się każdy naród, gdy nie ma państwa, albo nawet gdy istnieje jako państwo, ale państwo to nie jest w pełni niepodległym i nieza­leżnym, to znaczy nie może wypełnić tych zadań, które każdy naród w własnym państwie widzi i które mu powierza. Wtedy bez względu na to“ czy to się komu podoba, czy nie podoba, powstaje kwe­stia, i to tym ostrzejsza, im bardziej wymaga ona rozwiązania i im bardziej inne narody z powodu ta­kiego stanu rzeczy są zakłopotane.

Jest to pewnego rodzaju nemezis dziejowa, że dzisiaj istnieje nietylko znowu kwestia polska dlatego, że naród polski nie chce się pogodzić z rozwiązaniem, które mu narzucono, ale że po raz pierwszy w tej formie w dziejach zjawiła się na horyzoncie “kwestia niemiecka". Czytając to wyrażenie w prasie wszystkich krajów świata można dopiero ocenić, jak straszliwy jest upadek Niemiec. Komuż jeszcze przed dziesięciu laty przychodziło na myśl, że wogóle mo­że istnieć “kwestia niemiecka". Przecież nie istniała ona nawet w roku 1918 po pierwszej przegranej przez Niemcy wojnie. Nikt o takiej kwestii nie mówił i nie pisał. Były poprostu Niemcy, coprawda pobite, ale Niemcy, które miały swoje państwo, swój własny, czysto niemiecki rząd, przez nikogo nie narzucony, swoich przedstawicieli i swoją wolę, którą mogły wy­rażać. Dzisiaj zamiast Niemiec istnieje kwestia niemiecka. W tym zdaniu mieści się istota wszystkiego, co Niemców spotkało. Nadomiar kwestia niemiecka jest w zasadzie bardziej skomplikowana, niż była nią. kiedykolwiek kwestia polska.

Uderzenia, które spotkały swego czasu Polskę ł pozbawiły ją bytu państwowego w XVIII-tym wieku, uderzenie, które ją znowu dzisiaj spotkało, nigdy nie naruszyło rdzenia narodu polskiego. Ten naród zaw­sze wiedział, czego chce, jego organiczna budowa mia­ła niewątpliwie swoje błędy, ale istniała jako całość zwarta na zewnątrz. Wola jego była nienaruszona i prosta. Naród polski sam się w swojej świadomości ani na chwilę nie zagubił. Nie zagubił się zaś dlatego, że widząc swoje błędy, nie zwątpił jednak ani na chwilę o swojej słuszności i nie miał powodu o nie} wątpić. Słuszności tej nie kwestionowały też inne na­rody. Dlatego odrodzeniu się państwa polskiego nig­dy nie stała na przeszkodzie obawa innych narodów przed polskim niebezpieczeństwem, które mogłoby zagrozić światu w razie powstania państwa polskie­go. Na przeszkodzie stała jedynie przemoc państw zaborczych. Z chwilą, gdy ona runęła, państwo pol­skie prawie że automatycznie powstało, podobnie jak i dzisiaj pełna niepodległość państwa polskiego by­łaby natychmiast faktem dokonanym, gdyby prze­moc Rosji bolszewickiej przestała nad nim ciążyć. Nie byłoby żadnej dalszej "kwestii" na ten temat.

Inaczej ma się rzecz z Niemcami. Kwestia nie­miecka nie powstała z powodu zamachu obcej przemocy na Niemcy, żadne z państw Niemcy otaczają­cych i żadne z państw, które wzięły udział w wojnie, nie miały nigdy najmniejszego zamiaru zniszczyć ist­niejącego państwa niemieckiego bez względu na to, jaki był wewnętrzny ustrój Niemiec i tym samym stwarzać "kwestię niemiecką". Nie było tego zamia­ru nawet wobec Niemiec hitlerowskich, którym prze­cież pozwalano na rozwój i zgoła się nie mieszano do ich spraw wewnętrznych. Nikt więc nie zawinił i nie spowodował powstania kwestii niemieckiej, bo nikt do tego nie dążył. Powstanie jej wywołały Niem­cy same, zmuszając świat swoją napaścią do woj­ny z nimi i przegrywając tę wojnę tak gruntownie, jak nigdy w całej swojej historii. Jeżeli więc dzisiaj istnieje kwestia niemiecka, to nie dlatego, żeby pań­stwa ościenne chciały zniszczyć państwo niemieckie, odebrać mu niepodległość i wymazać je z historii, ale najzupełniej wbrew ich woli poprostu dlatego, że zasadniczo pragnąc, żeby istniało i życząc wszystkiego dobrego narodowi niemieckiemu, boją się go i nie wiedza, jak zapobiec niebezpieczeństwu, którym pań­stwo niemieckie może ponownie zagrozić światu.

Jest więc zasadnicza różnica między kwestia polską a kwestią niemiecka. W sprawie Polski mocarstwa ościenne siłą usunęły państwo polskie z widow­ni politycznej, chociaż nikt na całym świecie nie oba­wiał się niebezpieczeństwa, które mogłoby powstać £ powodu jego istnienia. W sprawie Niemiec wszystkie państwa, i to nawet ościenne, chciały i chcą, żeby pań­stwo niemieckie istniało, ale natomiast ogromnie się obawiają, co będzie, gdy znowu powstanie i czy nie za­grozi powtórnie Europie i cywilizacji.

O ile więc przeszkody w sprawie odbudowania Polski były przeszkodami zewnętrznymi i nie wynikały ani na chwilę z istoty i charakteru same j że Pol­ski, o tyle przeszkody w odbudowaniu Niemiec nie są przeszkodami zewnętrznymi, ale właśnie wynikają z istoty samychże Niemiec. Podkreślamy umyśl­nie tak szczegółowo te różnice, bo na jej tle dopiero można w pełni zrozumieć charakter istniejącej dzi­siaj po raz pierwszy w historii kwestii niemieckiej. Jest ona łatwiejszą do rozwiązania niż kwestia polska, bo nie przeciwstawiają jej się takie siły zew­nętrzne, które chciałyby wogóle wymazać Niemcy z karty Europy. Jest zaś o tyle trudniejsza, że istnieją przeszkody natury wewnętrznej, wynikające z charakteru narodu niemieckiego, co do których można mieć wątpliwości, czy kiedykolwiek istnieć przesta­ną. Przy rozwiązaniu kwestii polskiej chodziło i cho­dzi o to, żeby Polskę zabezpieczyć, względnie dać jej takie warunki, żeby sama się mogła zabezpieczyć, Przy rozwiązaniu kwestii niemieckiej zaś chodzi o to, żeby wszystkich innych zabezpieczyć przed Niem­cami.

Mierząc historię nie latami ani nawet dziesiątkami, ale setkami lat, możemy powiedzieć, ze kwestia polska mogła istnieć 150 lat, mogła nawet powstać raz jeszcze, jak dzisiaj, ale że zniknie ona, gdy tylko usunie się przeszkoda zewnętrzna — obecnie tylko jedna, — która krępuje wolność państwa polskiego. Natomiast, zważywszy trwałość rysów charakteru w poszczególnych narodach, nie jest rzeczą pewną, czy wogóle i kiedykolwiek uda się trwale tak rozwiązać kwestię niemiecką, ażeby rozwiązanie to nie budziło wątpliwości na przyszłość.



Do rozpoznania właściwego charakteru spra­wy niemieckiej świat, a przede wszystkim świat anglosaski, potrzebował bardzo dużo czasu. Nie wystar­czyły zgoła doświadczenia XVIII go wieku i polityka wojenna Fryderyka Wielkiego, nie wystarczył wiek XIX-ty i wojny z okresu Bismarcka, trzykrotnie wte­dy przez niego wszczynane, w roku 1864, 1866 i 1870, nie wystarczyła nawet wojna z roku 1914 — 1918. Po wojnie tej z mocarstw zachodnich jedynie Fran­cja usiłowała przez jakiś czas wyciągnąć należyte wnioski, udaremnione jednak niebawem przez krót­kowzroczność polityki angielskiej. Anglosasi, a póź­niej, nie widząc innego wyjścia również Francja z Briandem na czele, oparły całą swoją politykę na wie­rze w republikę weimarską i w demokratyczne i po­kojowe Niemcy. Mocarstwa te nie brały wogóle pod uwagę ostrzeżeń Polski, której doświadczenia z Niem­cami sięgały bardzo odległych czasów, która patrza­ła na wytępienie Słowian nadłabskich, na rzeź Gdańska, na wyniszczenie ludności Prus Wschodnich, i która miała w pamięci rozbiory. Dopiero straszli­wa katastrofa wojny światowej i niesłychane okrucieństwa niemieckie stosowane tym razem me tylko na wschodzie, ale i na zachodzie, wprowadziły do polityki anglosaskiej pierwiastek dla tej polityki no­wy: Liczenie się z charakterem narodu niemieckie­go i płynący stąd wniosek, że można pozwolić na odbudowanie tylko takich Niemiec, które nie były­by w stanie ponownie zagrozić światu.

Wyłoniło się wobec tego pytanie, jak to zro­bić, i jakie Niemcy nie będą dla świata groźne? W tym tkwi dzisiaj istota kwestii niemieckiej. Posta­wienie w ten sposób sprawy zawiera już w sobie po­czątek rozpoznania, że istnieją w charakterze naro­dów cechy trwałe, które się odradzają. To rozpoznanie nie jest jeszcze u Anglosasów ostateczne. Jeszcze ciągle się mówi o “reedukacji" Niemiec, o zmianie ich ducha, ale już z dużym sceptycyzmem i przede-wszystkim uznając, że nie jest to ani rzeczą łatwą, ani też nie dokona się szybko. W każdym więc razie przewiduje się długi okres czasu, w którym trzeba utrzymać objektywne warunki takie, ażeby wogóle można tę “reedukację" przeprowadzać. Jest to duży postęp.

W rzeczy samej bowiem ani najgłębsza istota charakteru człowieka jako indywiduum ani charakteru narodów się nie zmienia, chyba, że w procesie zmian ludnościowych powoli przez wieki poprostu inny naród zajmuje miejsce dawnego, jak naprzykład Włosi miejsce Rzymian. Narody słabną albo się wzmacniają, cofają się albo rosną, ale zostają zawsze te same, i tylko w miarę tych zmian wysuwają się na czoło rozmaite cechy ich charakteru. Stad po­wierzchowny obserwator może przypuszczać, że zmie­nia się charakter. Kto jednak dokładnie przyjrzy się dziejom, zauważy, że w pewnych warunkach zawsze te same cechy się odradzają względnie znowu wypły­wają na wierzch, i że nigdy nie można powiedzieć z całą pewnością, że zniknęły one na zawsze, zwła­szcza gdy pozostawiły one trwale ślady również w hi­storii i literaturze danego narodu, co ogromnie ułat­wia nawroty.

"Reedukacja" Niemiec może tylko o tyle ro­kować pewne widoki, o ile warunki ich bytu będą ta­kie, że nie będą sprzyjały albo nawet będą udarem­niały objawienie się napastniczych i rozbójniczych cech charakteru niemieckiego, których opis znaj­dujemy już u Tacyta. Ten charakter rozbójniczy i wojenny zgoła nie został narzucony Niemcom przez Prusy, jak tego chcą prawie wszyscy pisarze i pu­blicyści zachodni, i co powtarzają za nimi błędnie nawet niektórzy publicyści polscy. W ich mniemaniu wszystkiemu winne są Prusy, które przekształciły ła­godnych rzekomo z natury Niemców na rozbójników i drapieżców. Tu. i ówdzie pojawiły się nawet w lite­raturze zachodniej niezwykłe twierdzenia, że w Prusach właśnie przymieszka krwi słowiańskiej wypa­czyła charakter niemiecki i wprowadziła do niego krwiożerczość i napastliwość, którą potem Prusy za­raziły całe Niemcy.

Jest to zdumiewające odwracanie przebiegu dziejów. Nie Prusy stworzyły Niemcy, ale właśnie Niemcy stworzyły Prusy, i to tworzyły je systematy­cznie, logicznie i wytrwale przez tysiąc lat, karmiąc je swoimi czysto germańskimi sokami i nawet — jak powiada historyk niemiecki Henryk Treitschke w swojej pracy ,,Das deutsche Ordensland Preussen" — wyraźnie i świadomie unikając mieszania się z ludnością tubylczą, której nie wchłaniali, ale któ­ra tępili, co później podjął jako hasło Hitler, głosząc konieczność germanizowania ziemi, a nie ludzi. Wy­siew ośrodków niemieckich, z których zlania się powstało później królestwo pruskie, nie był pozatym je­dnorazowy i odosobniony, ale stały i liczny. Samo królestwo pruskie powstało z dwóch głównych i nie­zależnie od siebie rozwijających się ośrodków, takich jak Brandenburgia i ziemie Zakonu Krzyżackiego, pokrewnych tylko, jeżeli chodzi o ich istotę, mimo świeckości Brandenburgii i początkowo zakonnego charakteru ośrodka wschodnio-pruskiego.

Powstały i inne ośrodki, z tego samego ducha zrodzone, jak, np. Saksonia (porównaj np. okres panowania Henryka Lwa). Ta wielokrotność zjawiska i jednocześnie jego trwałość jest charakterystyczna. Podkreślić należy również, że wszystkie dynastie, wszyscy twórcy tych ośrodków, z których powstały Prusy, napływali stale i niezmiennie z głębi Niemiec, i ze postępowanie ich i polityka była zawsze taka sama. Istnieje historyczna ciągłość ludzi i metod:, a naród niemiecki jest jedynym ich źródłem, z któ­rego się wywodzą stale i bez przerwy.

Z ziemi najbardziej i najczyściej niemieckiej wyszła również dynastia Hohenzollernów, która dopiero w XV tym wieku przyszła z zachodu do Bran­denburgii i ostatecznie scementowała dzieło poprzed­ników. Szwabia, Frankonia, Bawaria, Westfalia i wogóle rdzennie niemiecki zachód, oto główny zbiornik i źródła sił, które pracowały przez wieki nad utworze­niem marchii wschodnich, scalając wreszcie cały w tym kierunku dorobek w Prusach, podobnie jak nie­dawno Hitler zcalił dziesiątki podobnych do siebie i powstających samorzutnie i niezależnie od siebie ruchów w jedna partię narodowosocjalistyczną i sta­nął na jej czele. Rzecz ciekawa, że badając rodowód twórców i przywódców hitleryzmu, znowu, stwierdzi­my, że prawie wszyscy oni, podobnie jak dawne dy­nastie niemieckie i rycerze krzyżowi, wywodzą się z ziem najbardziej niemieckich — Frankonii, Szwa­bii, Bawarii, Westfalii, a mało kto ze wschodu. Hitle­ryzm, terytorialnie nawet zrodził się na rdzennych ziemiach niemieckich i z rdzenia narodu niemiec­kiego.

Nie Prusy więc stwarzają   Niemcy ale Niemcy tworzyły Prusy i tworzyły je ciągle i bez przerwy aż do dzisiejszego dnia. Prusy bowiem nie są tylko kra­jem ale "Prusy są zasadą" ("Preussen ist ein Prinzip"), jak to powiedział jeden z teoretyków niemieckiego przełomu, który ostatecznie wyraził się w hitleryzmie, Moller van den Bruck. I jako zasada, jako motyw, ja­ko charakter są najistotniejszą cechą duszy niemieckiej, która stale ją ze siebie wydaje. Prusy nie pow­stały od jednego razu, Prusy rodziły się ciągle, ostat­ni raz wcielając się w hitleryzm, Prusy jako możli­wość były, są i będą w Niemczech zawsze i wszędzie. Są one owocem drzewa niemieckiego. Hitleryzm ja­ko ponowny wysiew "Prus jako zasady" znalazł so­bie tylko w istniejącym już i na tej samej zasadzie opartym państwie pruskim kapitalne narzędzie i roz­szerzył je również formalnie i  organizacyjnie  osta­tecznie na całe Niemcy. Nie można więc bezkarnie odwracać procesu, który dokonywał się logicznie od tysiąca lat, i powiadać, że dzisiejsze Niemcy są two­rem Prus, a nie Prusy tworem Niemiec, bo wtedy wy­ciągnie się ten fałszywy i niebezpieczny wniosek, że wystarczy obalić Prusy, a nigdy już Niemcy nie bę­dą pruskie i tym samym groźne i niebezpieczne. O ileby Niemcy pozostały silne i zdolne do dalszego roz­woju, niebawem wydałyby ze siebie nowe Prusy al­bo twór, któryby  zupełnie Prusom  odpowiadał.  Bo — powtarzamy to z uporem — nie Prusy sprusaczyły Niemcy, aczkolwiek, rzecz prosta, każde urzeczywist­nienie ma wpływ na szybkość procesu i oddziałuje ze swojej strony jako bodziec na jego przebieg, ale .Niemcy zniemczyły i wydały ze siebie Prusy i zaw­sze je będą tworzyć, gdy znajdą ku temu sprzyjające warunki. Sama nazwa jest przypadkowa i odziedziczona, jak wiadomo, po innym zupełnie wytępionym narodzie.

Nie płynie stąd oczywiście żadną miara wniosek, ażeby dzisiejsze Prusy oszczędzać. Przeciwnie, rozbicie i zupełne zniszczenie dzisiejszych Prus, a ściślej się wyraziwszy, istniejącego wcielenia "Prus jako zasady", równać się będzie wyrwaniu jadowitych zębów wężowi. Wąż przez dłuższy czas nie będzie niebezpieczny. Ale nie wolno zapominać o tym, że nieuchronną siłą rzeczy, zęby będą odrastać i gdy się przestanie uważać, ukąszenie może znowu stać się groźne.



Kwestja likwidacji Prus, i to likwidacji najzupełniejszej, jest warunkiem wstępnym każdego rozwią­zania kwestii niemieckiej. Drugim logicznym wnios­kiem, zważywszy, że Prusy — a więc taksamo każdy twór, któryby na ich miejsce powstał — są głównym narzędziem działania i rozwoju zaborczego ducha niemieckiego, jest, ażeby stworzyć takie warunki, któreby uniemożliwiły odrastanie Prus względnie ich od­powiednika w przyszłości. Należy więc zapobiec raz na zawsze tworzeniu państwa, któreby istnienie swo­je oparło na kolonizacji i na ziemi skolonizowanej oraz wogóle na tradycji kolonizacyjnej. Takie pań­stwo niemieckie będzie zawsze państwem militar­nym i antykulturalnym. Cywilizacja jego będzie cy­wilizacja militarną, to znaczy będzie ono rozbudo­wywało drogi, bo każda droga umożliwia panowanie nad kolonizowanym obszarem i ma wartość strategiczną, będzie tworzyła architekturę, opartą na ar­chitekturze fortecznej, jak np. architektura krzyżac­ka, będzie doskonale i sprawnie zorganizowane, bo tylko sprawna organizacja pozwala na rozwijanie si­ły militarnej, znakomicie udoskonali wszelkie środ­ki łączności, rozbuduje wiedzę i przemysł, jednak głównie z punktu widzenia   konieczności   wojskowych i t. d.

Stworzona przez nie cywilizacja będzie jednak w najgłębszej swojej istocie przeciwna i wroga prawdziwej  i rzeczywistej kulturze duszy i umysłu. Tak było zawsze, tak było dzisiaj i tak byłoby w przyszłości. W wymienionej już na tym miejscu pracy "Das Deutsche Ordensland Preussen" tak  niepodejrzany autor, jak Henryk Treitschke, entuzjasta dzieła Zakonu Krzyżackiego, z najzimniejsza krwią podkreśla już nietylko akulturalny, ale antykulturalny charak­ter działalności Zakonu, jego wrogość wobec tych zakonów, które właśnie były wyrazicielami  kultury (Cystersi i Benedyktyni), straszliwy brak wykształ­cenia mnichów krzyżackich oraz brutalność i prostac­two ich obyczajów.

"Podobnie jak nauka,  tak i poezja ("Dichtkunst"), zamilkła zupełnie w kraju zakonnym", powia­da Treitschke otwarcie, dodając, że nawet architektura "nie zapiera się surowego ("streng") ducha państwa militarnego".

Słynny ten historyk i bojownik wskrzeszenia Rzeszy Nie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin