Anegdoty.pdf

(94 KB) Pobierz
Anegdoty
Anegdoty
Kiedyś La Fontaine poszedł w odwiedziny do swojego przyjaciela.
- Przecież on umarł dokładnie miesiąc temu - powiedziała gospodyni - a pan wygłosił mowę
pogrzebową.
- Rzeczywiście, doskonale pamiętam. Mógłbym tę mowę słowo w słowo zapisać.
Pewien młody poeta przyniósł Voltaire'owi swoją odę pod tytułem "Do potomnych". Voltaire przeczytał
odę i powiedział:
- Niezła. Ale myślę, że pod podanym adresem nie dojdzie.
Król Fryderyk II pewnego razu zaproponował Voltaire'owi przejażdżkę łódką. Pisarz zgodził się
chętnie, ale gdy zobaczył, że łódka przecieka, szybko z niej wyskoczył.
- Ależ pan się boi o swoje życie - zaśmiał się król - a ja się nie boję.
- To zrozumiałe - odpowiedział Voltaire. - Teraz na świecie królów dużo, a Voltaire jest tylko jeden.
Kiedyś Lessing dostał paczkę, w której było opowiadanie pod tytułem "Dlaczego żyję?" i list, w którym
początkujący autor prosił go o ocenę. Lessing przeczytał opowiadanie i odpowiedział: "Żyje pan tylko
dlatego, że przysłał swoje opowiadanie pocztą, a nie przyniósł osobiście.
W Weimarze spotkali się na wąskiej ścieżce w parku Goethe i pewien krytyk literacki. Zobaczywszy
Goethego, krytyk warknął:
- Nie ustępuję drogi durniom.
- A jak tak - odpowiedział Goethe i zszedł na bok.
Ktoś zapytał Heinego, czym był zajęty przed obiadem.
- Przeczytałem wiersz, który napisałem wczoraj, i w jednym miejscu postawiłem przecinek.
- A po obiedzie?
- Przeczytałem ten wiersz jeszcze raz i skreśliłem przecinek, bo okazał się zbyteczny.
W rozmowie z Heinem jedna z jego wielbicielek wykrzyknęła:
- Oddam panu swoje myśli, duszę i serce!
- Chętnie przyjmę - z uśmiechem odpowiedział poeta. - Maleńkie podarki wstyd odrzucać.
Do Balzaka przyszedł rzemieślnik i zażądał zapłaty za wykonaną pracę. Balzac wyjaśnił, że nie ma
teraz pieniędzy i poprosił go, żeby przyszedł kiedy indziej. Rzemieślnik się zdenerwował i zaczął
krzyczeć:
- Kiedy przychodzę po pieniądze, to pana nigdy nie ma w domu, a gdy nareszcie pana zastałem, to
pan nie ma pieniędzy!
- To zupełnie zrozumiałe - powiedział Balzac. - Gdybym miał pieniądze, to bym nie siedział w domu.
Pewnego razu, kiedy Balzac jak zwykle przyszedł do wydawcy po zaliczkę, zatrzymał go w drzwiach
sekretarz i powiedział:
- Bardzo mi przykro, panie Balzac, ale pan wydawca dzisiaj nie przyjmuje.
- To nic - odpowiedział Balzac - najważniejsze, żeby dawał.
Pewnego razu, kiedy Dumas wrócił z proszonego obiadu, jego syn zapytał:
- No i jak tam, wesoło było?
- Bardzo - odpowiedział ojciec - ale gdyby mnie tam nie było, to umarłbym z nudów.
Andersen ubierał się bardzo niedbale. Pewnego razu jakiś złośliwiec zapytał:
- Ten żałosny przedmiot na pańskiej głowie nazywa pan kapeluszem?
1
Wielki baśniopisarz nie dał się wyprowadzić z równowagi i spokojnie odpowiedział:
- A ten żałosny przedmiot pod pańskim kapeluszem nazywa pan głową?
Pisarz Gottfried Keller pił o wiele za dużo wina, niż na to pozwalał stan jego zdrowia. Lekarz zwrócił
mu taktownie uwagę, żeby zmniejszył ilość spożywanych płynów. Keller zasępił się na chwilę, po czym
powiedział z uśmiechem:
- Oczywiście, panie doktorze, od dzisiaj nie będę jadł zupy.
Do Marka Twaina przyszedł dziennikarz i powiedział, że słyszał, jakoby pisarz pracował nad wielkim
dziełem dramatycznym. Chciał wiedzieć, jak daleko posunęła się praca. Twain odpowiedział:
- Może pan napisać w swojej gazecie, że piszę dramat składający się z czterech aktów i trzech
antraktów, oraz że już ukończyłem wszystkie antrakty.
Kiedyś jeden ze znajomych Marka Twaina zanudzał go opowieściami o swojej bezsenności.
- Czy pan rozumie? Nic mi nie pomaga, absolutnie nic.
- A nie próbował pan rozmawiać sam ze sobą? - zapytał Twain.
W 1882 roku Oscar Wilde po raz pierwszy przyjechał do Stanów Zjednoczonych. Celnik zapytał go, co
przewozi przez granicę.
- Nic, oprócz mojego talentu - odpowiedział pisarz.
Któregoś wieczoru Bernard Show przyszedł do teatru trochę spóźniony, już po rozpoczęciu spektaklu.
Poproszono go, by skierował się do swojej loży i cicho zajął miejsce.
- A co, widzowie już śpią? - zapytał Show.
Kiedyś, w czasie rozmowy o osiągnięciach współczesnej techniki, Bernard Show powiedział:
- Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam
tylko jednego: nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie.
Poproszono kiedyś Herberta Wellsa, by wyjaśnił, co to jest telegraf.
- Wyobraźcie sobie gigantycznego kota - powiedział pisarz - którego ogon znajduje się w Liverpool, a
głowa w Londynie. Gdy kotu nadepnął na ogon, rozlega się miauczenie. Właśnie tak działa telegraf.
- A co to jest telegraf bez drutu?
- To samo, tylko bez kota - odpowiedział Wells.
Tristan Bernard jadł kiedyś obiad na Riwierze w jednej z najdroższych restauracji. Kiedy kelner
przyniósł mu rachunek, Bernard zapłacił i kazał wezwać właściciela restauracji. Ten zjawił się
natychmiast. Bernard zapytał:
- Pan jest właścicielem tej restauracji?
- Tak, ja.
- W takim razie niech pan mnie mocno uściska, bo już nigdy mnie pan tu nie zobaczy.
Tristanowi Bernardowi przedstawiono kiedyś drugorzędnego autora, który pisywał biografie sławnych
ludzi.
- Już od dawna mam zamiar napisać o panu książkę - powiedział literat - a kiedy pan umrze, napiszę
pana biografię.
- Wiem o tym - westchnął sławny humorysta - i dlatego chcę jeszcze długo żyć.
Pewien dramaturg zaprosił André Gide'a na premierę swojej sztuki. Po drugim akcie André Gide
zwrócił się do autora sztuki:
- Teraz na dworze musi być ulewa.
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał autor.
- Bo wszyscy zostają, żeby zobaczyć trzeci akt - odpowiedział André Gide.
Pewnego razu do Tomasza Manna przyszedł początkujący pisarz. Przeczytał Mannowi kilka swoich
utworów i poprosił go o ocenę.
- Powinien pan dużo czytać - powiedział Tomasz Mann. - Czytać, czytać, jak najwięcej czytać.
2
- Dlaczego?
- Jeśli pan będzie dużo czytać, to nie będzie pan miał czasu na pisanie - odpowiedział Mann.
Kiedyś Tomasz Mann odwiedził pewną szkołę. Nauczyciel przedstawił pisarzowi najzdolniejszą
uczennicę i poprosił go, aby zadał jej jakieś pytanie.
- Jakich znasz sławnych pisarzy? - zapytał Mann dziewczynkę.
- Homer, Szekspir, Balzac i pan, ale zapomniałam pana nazwiska - odpowiedziała uczennica.
Pewnego razu przyszedł do Bertolda Brechta młody człowiek i powiedział:
- Mam w głowie mnóstwo pomysłów i mogę napisać dobrą powieść, nie wiem tylko, jak zacząć.
Brecht się uśmiechnął i doradził:
- Bardzo prosto. Niech pan zacznie od górnego lewego rogu kartki.
Zapytano raz Hemingwaya, co to jest szczęście.
- Szczęście - to dobre zdrowie i słaba pamięć - odpowiedział pisarz.
Cosimo Medici w wolnym czasie lubił rzeźbić. Wyrzeźbił posąg Neptuna i polecił ustawić go na
głównym placu Florencji. Pokazał go Michałowi Aniołowi i zapytał:
- Jakie uczucia budzi w tobie mój Neptun?
- Religijne - odpowiedział wielki rzeźbiarz.
- Jak to? - zdziwił się Medici.
- Kiedy patrzę na ten posąg, proszę Boga, by panu wybaczył zepsucie takiej wspaniałej bryły
marmuru.
Michał Anioł przedstawił Cosimo Medici jako pięknego mężczyznę, chociaż ten w rzeczywistości był
garbaty.
- Kto będzie o tym wiedział za 500 lat? - wytłumaczył zdumionym rodakom.
Pewien milioner kupił od Turnera obraz. Wkrótce dowiedział się, że obraz, za który zapłacił 100
funtów, Turner malował tylko dwie godziny. Milioner się zdenerwował i wniósł do sądu sprawę o
oszustwo. Sędzia zapytał malarza:
- Niech pan powie, jak długo pracował pan nad tym obrazem?
- Całe życie i dwie godziny - odpowiedział Turner.
Pewien bankier poprosił Verneta o jakiś rysunek. Malarz przez pięć minut zrobił niewielki rysunek i
powiedział:
- To będzie kosztować 1000 franków.
- Jak to, 1000 franków za rysunek, na który stracił pan tylko pięć minut?!
- Tak - odpowiedział Vernet - ale ja straciłem 30 lat życia, żeby nauczyć się robić takie rysunki w ciągu
pięciu minut.
Kiedyś do pracowni Norwida zaszedł znajomy ziemianin. Gospodarz przyjął go w brudnym fartuchu i z
paletą w ręce. Ziemianin popatrzył na gospodarza i na obrazy wiszące na ścianach, po czym ze
współczuciem zapytał:
- A więc pan musi wszystko namalować samemu?
- Niestety, nie mam lokaja - odpowiedział Norwid.
Do Juliusza Kossaka przyszedł znajomy i zaczął opowiadać o swoim psie:
- Jeśli każę mu zjeść jabłko, to on je zje, chociaż nie lubi jabłek. A gdy położę przed nim kawałek
mięsa i powiem: "nie rusz", to on go nie zje, nawet gdy jest bardzo głodny.
- Zawsze uważałem, że psy to mądre zwierzęta - powiedział Kossak - ale teraz widzę, że są tak samo
głupie jak ludzie.
Amerykańskiego malarza, Jamesa Whistlera, zapytano kiedyś, czy to prawda, że zna osobiście
angielskiego króla.
- Skąd wam to przyszło do głowy? - zdziwił się malarz.
- Sam król o tym mówił...
- Król się tylko tak chwali - odpowiedział Whistler.
3
Do Edgara Degasa zwrócił się pewien człowiek:
- Proszę mi wybaczyć, ale pańska twarz wydaje mi się znajoma. Musiałem ją widzieć już w innym
miejscu.
- Niemożliwe - odpowiedział Degas - swoją twarz noszę zawsze na tym samym miejscu.
Kiedy Degas był już znanym malarzem, do jego pracowni przyszedł jeden z miłośników jego talentu.
Nie zobaczywszy na ścianie ani jednego obrazu mistrza, zapytał:
- Dlaczego nie powiesi pan na ścianie którejś ze swoich prac?
- Mój przyjacielu - odpowiedział Degas - nie stać mnie na kupno takich drogich obrazów.
Pewnego razu Cézanne nocował w małym hoteliku. Na drugi dzień właściciel hotelu zapytał:
- Jak się panu spało? Myślę, że niezbyt dobrze, bo materac na pańskim łóżku jest dosyć twardy.
- Ma pan rację - odpowiedział artysta - ale wstawałem w nocy parę razy z łóżka, żeby trochę
odpocząć.
Młody malarz skarżył się Janowi Matejce:
- Maluję obraz dwa dni, a potem czekam dwa lata, żeby go ktoś kupił.
Matejko się uśmiechnął i powiedział:
- Młody przyjacielu, nie trzeba się tak spieszyć. Jeśli będzie pan malować obraz dwa lata, to go pan
sprzeda w ciągu dwóch dni.
Józef Chełmoński spotkał kiedyś znajomego, który na powitanie wykrzyknął:
- Jak cudownie, że od samego rana spotykam takiego wspaniałego człowieka, jak pan!
- Ma pan więcej szczęścia ode mnie - odpowiedział malarz.
Do pracowni Pabla Picassa wszedł kiedyś nowy listonosz. Oddał malarzowi list, rozejrzał się wokół i
powiedział:
- Zdolnego ma pan synka...
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał Picasso.
- Przecież widzę - tyle tu rysunków.
Pewien dziennikarz zapytał Picassa:
- Którego z wielkich malarzy przeszłości ceni pan najbardziej?
- Rubensa.
- Dlaczego?
- Dlatego, że z dwóch tysięcy jego obrazów do naszych czasów przetrwało około czterech tysięcy.
Pablo Picasso zaproponował przyjacielowi, że namaluje jego portret. Ten zgodził się chętnie, ale nie
zdążył jeszcze dobrze usiąść w fotelu, gdy Picasso wykrzyknął:
- Gotowe!
- Tak szybko? Przecież nie minęło jeszcze pięć minut! - zdziwił się przyjaciel.
- Chyba zapomniałeś, że znam cię już prawie czterdzieści lat - odpowiedział Picasso.
W obecności Picassa rozmawiano o współczesnej młodzieży.
- To prawda - powiedział Picasso - że współczesna młodzież jest okropna, ale najgorsze jest to, że my
już do niej nie należymy.
Pierwsze koncerty Haendla w Londynie nie cieszyły się powodzeniem, co bardzo niepokoiło przyjaciół
kompozytora. Haendel ich uspokajał:
- Nie martwcie się! W pustej sali muzyka brzmi lepiej.
Gdy Janowi Sebastianowi Bachowi zmarła żona, ten zalał się łzami, zakrył twarz dłońmi i usiadł
niezdolny do niczego. Wkrótce przybył jeden z przyjaciół i obiecał zająć się pogrzebem, potrzebował
jednak na to pieniędzy. Bach jak zwykle powiedział:
- Zwróć się z tym do mojej żony.
4
Pewien młody człowiek chciał zostać uczniem Beethovena. Gdy odegrał przed mistrzem wybrany
utwór fortepianowy, ten orzekł:
- Musi pan jeszcze długo grać na fortepianie, zanim pan zauważy, że nic nie umie.
Brahms wstąpił do winiarni na lampkę reńskiego i zajmując miejsce przy stoliku, usiadł na kapeluszu
jednego z gości. Na zwróconą sobie uwagę, odrzekł:
- A co? Czy pan już wychodzi?
Max Bruch pewnego razu zagrał Brahmsowi swój najnowszy utwór. Gdy skończył, czekał w napięciu
na opinię Brahmsa, który po chwili milczenia powiedział:
- Powiedz no mi pan, skąd pan ma ten piękny papier nutowy?
Do Rossiniego zgłosił się kiedyś pewien młodzieniec z dwoma grubymi foliałami pod pachą i
powiedział:
- Dyrektor orkiestry obiecał zagrać jedną z moich dwóch symfonii. Chciałbym przegrać je mistrzowi i
dowiedzieć się, która jest lepsza.
Młodzieniec zasiadł do fortepianu, a Rossini obok niego. Po kilkunastu taktach Rossini wstaje, zamyka
zeszyt i klepie twórcę po ramieniu:
- Ta druga, chłopcze, ta druga!
Anton Bruckner był bardzo nieśmiały i małomówny w towarzystwie kobiet. Podczas kolacji posadzono
przy nim jedną z wielbicielek jego twórczości. Niestety, Bruckner zupełnie nie zwracał na nią uwagi. W
końcu dama wyszeptała:
- Na pana cześć, mistrzu, włożyłam swoją najładniejszą suknię.
Na to Bruckner:
- Jeśli o mnie chodzi, to mogła pani nic na siebie nie wkładać.
Pewien młody kompozytor poprosił Bülowa o przejrzenie swojej kompozycji i szczerą ocenę. Na to
Bülow:
- A ja bym wolał, żebyśmy nadal mogli zostać dobrymi przyjaciółmi.
Gounod wypisał na drzwiach swego domu: "Kto mnie odwiedzi, uczyni mi zaszczyt, kto mnie nie
odwiedzi - zrobi mi przyjemność".
Pewna dama zapytała Liszta:
- Czy to prawda, mistrzu, że pianistą trzeba się urodzić?
- Naturalnie! Nie urodziwszy się, nie można zostać pianistą.
Po koncercie, na którym wykonywane były dzieła Maxa Regera, w prasie ukazała się ostra krytyka
jednego z recenzentów. "Szanowny panie - pisze doń Reger następnego dnia - siedzę w najbardziej
ustronnym zakątku mego domu i mam pańską krytykę przed sobą. Za chwilę będę ją miał za sobą."
Pewnego razu słynny śpiewak Leo Slezak otrzymał telegraficznie taką propozycję angażu:
"100 - stop - 1000 pozdrowień".
Odpowiedział na to również telegraficznie:
"1000 - stop - 100 pozdrowień".
Leo Slezak grał kiedyś rolę Lohengrina. Opera kończy się tym, że bohater odpływa w łodzi ciągnionej
przez łabędzia. Inspicjent jednak za wcześnie dał znak i łódź odpłynęła bez Lohengrina.
Skonsternowany Slezak krzyknął w stronę kulis:
- Kiedy odchodzi następny łabędź?
Żona Władysława Żeleńskiego przeziębiła się i lekarz zalecił jej, by kilka dni pozostała w łóżku. Po
wyjściu lekarza Władysław zaczął gorączkowo czegoś szukać.
- A czego ty tak szukasz, Władyś? - zapytała pani Żeleńska.
- Kluczy do naszego rodzinnego grobowca - odparł Władysław.
- Mój Boże, a na cóż ci one teraz potrzebne?
- No bo też ty i twoja rodzina zawsze zostawiacie wszystko na ostatnią godzinę.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin