Spotkania z Cieniem
Być może każdy z nas zadawał sobie pytanie: "Jaki jestem naprawdę?" i nierzadko kiedy nie mógł znaleźć właściwej odpowiedzi. Oczywiście ta ostatnia w dużej mierze zależy od kontekstu, w jakim to pytanie zostaje zadane. W sensie ogólnym ono może nie mieć dla nas większego znaczenia. Lecz gdyby tak się zastanowić głębiej na swoja osobą, tudzież ego i jego składnikami, relacjami, jakie łączą nas z innymi ludźmi (a także z samym sobą!), możemy dojść do wniosków tym ciekawszych i zaskakujących dla nas samych im dalej brniemy w głąb naszych struktur wewnętrznych. Musimy bowiem przyznać, że świadomi jesteśmy tylko pewnego ułamka rzeczywistości, cóż zazwyczaj bowiem funkcjonujemy tylko w jednej pozycji percepcyjnej zwanej ogólnie "ja", lecz co by było gdybyśmy zamienili się na jakiś czas schematem postrzegania osób, z którymi jesteśmy w relacji i spojrzeli niejako ich "oczami" na nas samych? Czy widzielibyśmy siebie takimi jak teraz czy też zupełnie innymi? Ponieważ słowa znaczenie mają niewielkie względem doświadczenia, więc sam przekonałem się na tym ostatnim, że tak naprawdę są we mnie cechy psychologiczne, z którymi za nic w świecie nie chciałbym się utożsamiać, a jednak musze się przyznać przed samym sobą, że niekiedy te cechy biorą nade mną górę, szczególnie w komunikacji, powodując szereg następstw niekiedy przykrych w skutkach. Załóżmy zatem, że każdy z nas jest taki, jaki myśli, że jest i taki, jaki się nawet nie spodziewa, że jest. Brnąc dalej w przemyśleniach można dojść w końcu do koncepcji modelu części osobowości, które się w danej sytuacji uzewnętrzniają i które nierzadko kiedy są wobec siebie w konflikcie, jednakże chciałem się bardziej zająć terminem jungowskiej postaci Cienia.
Jung, mistrz psychoanalizy i twórca takich teorii jak archetypy i nieświadomość zbiorowa, poprzez terminologie Cienia rozumiał postać ze snu, tej samej płci, co śniący, która reprezentowała zachowania i cechy, jakich dana osoba wcale sobie nie uświadamiała - najczęściej były to cechy dość "mroczne" (oczywiście w rozumieniu śniącego). W przypadku mężczyzny może to być włóczęga, pijak, homoseksualista, starzec, klown, u kobiety Cieniem może być prostytutka, bizneswoman, wiedźma itd. itp. Innymi słowy postać ta będzie reprezentować cechy, do których śniący nie chce się przyznać. Prócz Cienia Jung również rozróżnił postacie Animy (kobiecej strony mężczyzny) i Animusa (męskiej strony kobiety), które odpowiednio reprezentują osoby (aczkolwiek nie tylko) płci przeciwnej w naszych snach, lecz o tym wspomnę tylko pobieżnie. Tego, co rzeczywiście symbolizują postacie z naszych snów, nigdy do końca się nie dowiemy, jednakże hipoteza jungowskiego Cienia wydała mi się dość pociągająca w odniesieniu do pewnych świadomych snów, jakie miałem, nazywając je spotkaniami z Cieniem. Bo wystarczy sobie pomyśleć o czymś, o czym Carl Gustaw Jung nawet nie miał pojęcia o bezpośrednim spotkaniu z Cieniem w świecie świadomego snu. Któż wie, jak potoczyłyby się losy jungowskiej psychoanalizy, gdyby jej twórcy było dostępne narzędzie jasnego śnienia.
Dla tych, którzy nie wiedzą, świadomy (jasny) sen jest zwyczajnym snem, jaki przydarza nam się każdej nocy z tą różnicą, iż śniący wie, że śni. Zjawisko to szczególnie ostatnio stało się bardziej popularne i rozpowszechnione przez takich ludzi jak Paul Tholey, Ceelia Green, Gale Delaney, czy chociażby najbardziej znanego badacza zjawiska świadomego snu - dr. Stephena LaBerge'a z Lucidity Institiute w Stanach Zjednoczonych. W Polsce natomiast propagowaniem i nauczaniem świadomego śnienia od dłuższego już czasu zajmuje się Adam Bytof - twórca oneironautyki® zajmującej się właśnie snem świadomym, zjawiskiem OBE (wychodzenia poza ciało) oraz medytacją.
Jak już wspomniałem Jung niestety nie zdawał sobie sprawy, iż możemy porozmawiać ze swoim Cieniem tak, jak rozmawiamy z kimkolwiek w rzeczywistości, w samym śnie. Przyjmował jedynie koncepcję komunikacji z dana postacią ze snu w wyobraźni, którą także można zaliczyć do części naszej podświadomości. W ogólnym spojrzeniu zaś jasny sen daje nam bezpośredni wgląd w jej struktury. W takim przypadku bowiem nasza świadomość może w czasie rzeczywistym eksplorować krainę podświadomości. Może natychmiast powziąć reakcje na dany jej element, zapytać się jakie ów ma znaczenie i niejako rozbić maskę symboliki, która często bywa niejasna. Tradycyjna psychoanaliza musi na bazie skojarzeń dociec, co dany symbol oznacza, natomiast w świadomym śnie symbol sam może ulec transformacji w pierwotną, ukrytą informację i to na nasze życzenie i tak też często się zdarza, że zagrażający nam we śnie potwór zmienia się w kogoś, z kim nie jesteśmy w najlepszych relacjach (takim typowym przykładem jest zagrażająca Tholeyowi postać tygrysa, który zamienił się w jego ojca). Wróćmy jednak do osoby Cienia, gdyż nim głównie chciałbym się zająć, oraz możliwości świadomego spotkania z nim.
Można by było powiedzieć, że de facto każdy sen, w którym występuje postać tej samej płci, co śniący jest spotkaniem z jego Cieniem. Być może, jednakże niekiedy jest tak, iż postać ta jest bardziej zarysowana i bardziej charakterystyczna. Tak było właśnie w jasnych snach, jakie pragnę przytoczyć. Jak zatem może wyglądać świadome spotkanie ze swoim drugim "ja", ze swoim mr. Hyde, który uaktywnia się przecież nie tylko w czasie snu jako jego element, lecz przede wszystkim w naszej powszechnej codzienności.
"Stałem się świadomy we śnie. Znalazłem się w niesamowitej krainie. Widziałem wielką ludzką głowę w klatce. Pomyślałem, że to jakaś uwięziona część mojej osobowości. Potem znalazłem się w koszmarnym pomieszczeniu z wieloma istotami. Jedną z nich była postać podobna do człowieka z końskimi zębami. Ów ktoś siedział milcząco przy oknie. Postraszyłem go nieco mówiąc mu, że to ja jestem panem snu i mogę zrobić wszystko, na co odpowiedział mi: "Chyba wiesz, że mogę zrobić tak, byś zjadł własne włosy!". Poczułem w tym momencie strach i respekt i zwolniłem z tonu.
Po chwili wszystkie postacie zaczęły tańczyć wkoło. Zacząłem krzyczeć by mi powiedziały czego ode mnie chcą. W końcu, przy ostatnich obrazach śnienia, powiedziały mi, że jestem winny śmierci stu z nich. Pomyślałem, że to przecież tylko śnione postacie..."
Kiedy zacząłem później swobodnie przyglądać się owemu snowi, zauważyłem, że postać siedząca przy oknie, która nastraszyła mnie swoimi dziwnymi słowami, bardzo przypominała mnie samego i to nawet fizycznie! Później pamiętałem, że nad ranem, po tym śnieniu (pod samym terminem śnienie również rozumiem sen świadomy), już w zwykłym śnie, ścigałem jakiegoś mężczyznę i zabiłem go strzałem z pistoletu! Czyżbym zabił kolejna część swojej osobowości? Oskarżenie demonicznych postaci z mego śnienia niezwykle pasuje do istniejącego w psychologii modelu części, który mówi, że psychika człowieka nie składa się z jednej, spójnej całości, lecz z wielu części, które mają różne zadanie do spełnienia. Przypuśćmy zatem, że w naszym wnętrzu są części, które odpowiadają również za zachowania negatywne i dla nas niepożądane. Akurat, kiedy wystąpił ów sen, byłem po bardzo silnych procesach transformacyjnych (oczywiście z myślą na lepsze). Czy zatem zmiany, jakie w nas zachodzą powodują dezintegrację pewnych części i tworzenie się nowych, które odpowiadają za nowy model zachowań?
Wracając do koszmarnego świadomego snu, do dziś czuję dreszczyk emocji ilekroć go wspominam. Było nawet tak, że zacząłem tęsknić za tamtą kraina i moim Cieniem - postacią przy oknie - która zaczynała mnie po prostu fascynować. Ciekawe jest również to, że w samym śnieniu traktowałem ową postać jako kogoś znaczącego, komu chciałem uświadomić, że tak naprawdę moja władza w krainie snu jest większa. Jakiś czas później wszedłem w następujące sen świadomy.
"Będąc świadomy stałem niedaleko marketu. Spostrzegłem tam bardzo wysokiego, na około 2,5 metra, mężczyznę. Szedłem za nim. Klepnąłem go w plecy by się odwrócił. Gdy to zrobił spojrzałem w jego twarz - w jakiś sposób była podobna do mojej. Pomyślałem, że to mój Cień. Powiedziałem mu, że chcę z nim porozmawiać. On jednak zrobił groźną minę, podniósł mnie i rzucił mną całą siłą. Podszedł do mnie i zaczął mną miotać na wszystkie strony. Złapał mnie w końcu za nogi i podniósł do góry tak, że wisiałem głową w dół. Powiedziałem mu, że mam dla niego prezent.
Złagodniał, lecz po chwili zaczął na nowo stawać się agresywny. Zacząłem z nim walczyć. Śnienie jednak straciło na swojej mocy, obraz ściemniał i zszarzał. W jakiś sposób go pokonałem..."
W tym śnie już wyraźnie pojawiła się myśl, że mam do czynienia ze swoim Cieniem w momencie, kiedy spostrzegłem podobieństwo twarzy owej postaci do mojej własnej. W obydwu świadomych snach mój domniemany Cień najwyraźniej chciał mnie przerazić, jednakże pomimo tego sama jego postać przyciągała mnie i fascynowała. W tymże jednak śnieniu Cień stał się bardziej agresywny. Wtedy był nieruchomą postacią przy oknie, która tylko rzuciła groźne spojrzenie i słowa, tym razem zaś, Cień nie odezwał się, lecz przeszedł do działania (możliwe, że go po prostu wcześniej rozzłościłem). Poza tym koszmary zawsze były dla mnie fascynującą treścią (kiedyś zostałem przez to posądzony o masochizm) a to, że mój Cień dostosował się do tej fascynacji działało tylko na jego korzyść. Idźmy jednak dalej w moich mrocznych spotkaniach z Cieniem.
"Szedłem w kierunku poczty. Podszedł do mnie przechodzień i zapytał:
- Ma pan papierosa?
- Nie, nie mam - powiedziałem i tym samym odzyskałem świadomość przechodząc w świadomy sen.
Nieznajomy zaczął iść razem ze mną dziwnie się na mnie patrząc. Po jakimś czasie dołączyło do niego jeszcze dwóch. Zaczęli mnie popychać. Jeden z nich wyglądał jak ohydny Quasimodo - krzywa twarz, niesymetryczne oczy, brak zębów i garb. Zatrzymałem się i rozpocząłem konfrontację.
- Czego ode mnie chcecie?
- Żebyś pracował w spółce lub był sędzią - powiedział jeden z nich.
- Żebyś pracował tam, gdzie ja po śmierci - wtrącił Quasimodo.
- A co będziesz robił po śmierci? - zapytałem.
- Jak to co? Wejdę w twoje oczy!
Ostatnie zdanie zostało powiedziane w ułamku sekundy w dziwnym zagęszczeniu i deformacji czasu. Wraz z nim, w tym krótkim czasie, zobaczyłem w wizji wiele obrazów z jakimiś postaciami, a potem zezowate oczy wypowiadającego i dziurawe, ohydne zęby. Cały wydźwięk słów był odrażający, a szczególnie sposób, w jaki zostały wypowiedziane - błyskawicznie i dziwnie. Zbudziłem się z przyśpieszonym oddechem."
Tu mój Cień, w towarzystwie dwóch postaci, dał mi niezłego łupnia. Tym razem przeraził mnie na dobre, chociaż nie na długo, jednakże nadal przechodzi mnie strach na samo wspomnienie tego dziwnego snu. Chociaż miałem w nim nadzieję na przeprowadzenie procedury konfrontacji (dla tych, którzy jej nie znają procedura ta opisana jest w książce "Jasość" A.Bytofa), jednakże Cień nie dał mi żadnej szansy. Szczerze mówiąc zaczynałem nie do końca się czuć panem swojego snu wraz z pojawieniem się świadomości. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że wkraczam do królestwa pewnego kogoś, kto prawi swoje rządy od dawna i nawet moja świadomość w jego świecie, która przecież stwarza poczucie bezpieczeństwa, nie stanowi dla niego większego problemu by straszyć, a przez to pokazać, kto ma faktyczną władzę. Jednakże nie o samą władzę tu przecież chodzi i udowodnienie, kto posiada więcej mocy. W każdym bądź razie stanowczość, siła i pewność mojego Cienia zaczęły mi imponować. Oto kolejny sen świadomy.
"W towarzystwie R.P. w nocy, przed moim domem, przyszedł do nas człowiek, drobnej postury, z kapeluszem na głowie w starym brązowym płaszczu. Byłem już w jasnym śnieniu. Nieznajomy śmierdział alkoholem i stęchlizną. Unosił się wręcz za nim odór. R.P. uciekł, ja także chciałem, ale mnie dogonił. Powiedziałem mu, że postawię mu wino pod warunkiem, że nie będzie mnie dotykał. On przystał na to i poszliśmy w kierunku sklepu monopolowego. Naraz spojrzałem na niego i powiedziałem: "Jesteś moim Cieniem!". Po chwili dostałem zwierzęcego głosu a on zmienił formę i stało ich się trzech. Mnie też było trzech. Ja we trzech walczyliśmy z nimi. Po chwili zorientowałem się, że bijąc ich uderzam samego siebie..."
Skąd wziął się u mnie impuls bym nazwał postać Cieniem? Nie mam pojęcia, jednakże po czasie poczułem wręcz, że zadając ciosy jego trójcy czuję je w pewien sposób na sobie. Cóż, Cień przecież jest mną samym tyle tylko, że reprezentuje moje cechy nie uświadomione. Dlaczego w tym śnieniu, przecież świadomym, pojawiła się nagle agresja co do mojego Cienia? Także nie wiem. Bądź co bądź postać zaczęła być dla mnie coraz to bardziej tajemnicza. Cień z pierwszego i trzeciego snu był odrażający, z drugiego silny, lecz opanowany zaś z ostatnio przedstawionego odpychający. O cóż za wspaniałe cechy!
Tak więc w przedstawionych tu snach Cień był odpowiednio demoniczną postacią przy oknie, brutalnym olbrzymem, ohydnym Quasimodo i w końcu śmierdzącym kloszardem. Postacie zaiste z którymi nie bardzo człowiek chciałby się utożsamiać (na szczęście ja nie mam tak wysokiego poczucia własnej ważnosci!). Teraz dobrze byłoby dla mnie zastanowić się, kiedy owe postacie uzewnętrzniają się w komunikacji i nie tylko, chociaż można by powiedzieć, że tak naprawdę wszystko jest pewnego rodzaju sposobem komunikacji. Na (Wasze) szczęście nie będę się tutaj zagłębiać w analizę mojego, domniemanego z resztą, Cienia, oraz treści, jakie od niego otrzymałem. Jeśli ktoś ma na to ochotę, może dokonać takiej interpretacji tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji i niepewności, gdyż każdą intepretację śmiało można poddać w wątpliwość.
Ostatnio miałem bardzo długi sen świadomy który, w subiektywnym odczuciu, trwał około 30 minut. W owym śnie, bardzo dynamicznym, znowu spotkałem Cienia i jego kompanów. Robiliśmy wiele ciekawych, szalonych i przerażających rzeczy, których nie będę tu opisywał. Niekiedy owe towarzystwo serwowało mi koszmarne doświadczenia i stroiło sobie ze mnie żarty. Jednakże polubiłem je niezmiernie. Wśród nich czułem się bardzo niezwykle i oryginalnie. Chociaż większość z nich mnie przerażała to jednak do tej pory czuję z nimi ciekawą więź. W swojej wyobraźni widzę mroczna krainę swojego Cienia i towarzyszących mu części mojej psychiki. Cień ów panuje w swoim królestwie i czasami da znać o sobie w bardziej szczególny, powiedziałbym żartem "drastyczny" sposób, w koszmarnych wizjach, również w snach świadomych. Oczywiście gdybym przejrzał swoje sny, te zwykłe i jasne, znalazłbym zapewne wiele ciekawych postaci, które mógłbym uznać za swój Cień, jednakże w tych doświadczeniach, jakie przedstawiłem, odczuwam pewien rodzaj pewności, że to był on, właśnie on (oczywiście przyjmując jungowską hipotezę) - moje drugie "ja", które mieszka gdzieś w krainie podświadomości i jak najbardziej zasługuje na uwagę.
Czym jest to owo drugie "ja" w nieświadomości? Któż to wie. Psychoanalitycy proponują nam zacząć podróż w głąb swojej podświadomości by w końcu drugie "ja" poznać i stać się przez to pełnią jaźni. Są różne drogi i sposoby podróżowania po morzu nieświadomości a każdy z nich przynieść nam może różne korzyści lub nie. Wszystko jest kwestią interpretacji. A cóż my możemy zrobić? Możemy poprosić kogoś o pomoc w poznawaniu nas samych, pójść nawet do psychoanalityka, który niestety ma to do siebie, że nie zawsze dba tylko o nasze interesy, lub też sami spojrzeć w swoje sny, tudzież użyć snu świadomego i..... spotkać się z Cieniem - Od tak pod wpływem pragnienia. Kto wie, kto stanie przed nami i jakie treści zostaną nam przekazane? W każdym bądź razie ja już nie mogę doczekać się kolejnego świadomego spotkania z moim Cieniem i jego wspaniałym towarzystwem. Dziś także będę zasypiał i zamykając oczy będę już blisko jego królestwa.
stary_hipis