Diariusz podróży Jego Królewskiej Mości.pdf

(608 KB) Pobierz
damNaruszewicz,DyjaryjuszpodróżyJegoKrólewskiejMościnasejmgrodzieński,
wyd. Magdalena Bober-Jankowska, Warszawa 2008.
DIARIUSZ PODRÓŻY
JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI
NA SEJM GRODZIEŃSKI
(OD DNIA 26 SIERPNIA DO 27 WRZEŚNIA
1784 ROKU)
 
damNaruszewicz,DyjaryjuszpodróżyJegoKrólewskiejMościnasejmgrodzieński,
wyd. Magdalena Bober-Jankowska, Warszawa 2008.
Dnia 26. sierpnia, [we czwartek, 1784]
[1. 1 ] Wyjechał Król J[ego]m[o]ść z Warszawy, z zamku, o godzinie wpół do dziesiątej. Cały dziedziniec
zamkowy oraz Przedmieście Krakowskie i ulica Mostowa była napełniona licznie zgromadzonym ludem,
prawdziwie z żalem na odjeżdżającego monarchę swojego patrzącym i onego żegnającym. Na Skaryszewie, nim
J[ego] K[rólewska] Mość rogatki przejechał, był witany od całego Korpusu Pontonierów w paradzie stojącego.
Asystowali N[ajjaśniejszemu] Panu aż do Grochowa wielu oficerów z Gwardyi Konnej i Pieszej, tudzież
artyleryi i innych regimentów, mając na czele J[aśnie] W[ielmożnego] J[aśnie] P[ana] Byszewskiego, generała
majora i komendanta Warszawy od N[ajjaśniejszego] Pana zostawionego. Ten wierny sługa żegnał dobrego
pana, a rękę jego całując, hojnymi łzami oblał. Ufność monarchy w osobie tego generała kazała mu odstąpić na
czas tej miłej rozkoszy, z której dotąd korzystał – z bytności przy boku pańskim. Pożegnali też N[ajjaśniejszego]
Pana inni oficerowie i dworscy, a Pan Miłościwy dalszą drogę kontynuował, bawiąc się wesołymi dyskursami aż
do Okuniewa nieprzestannie.
[1. 2 ] Stanęliśmy w Okuniewie o godzinie 12. Tam czekali na N[ajjaśniejszego] Pana J[aśnie] WW[ielmożni]
J[aśnie] Panowie: Marszałek W[ielki] K[oronny]; Popiel, kasztelan sandomirski; Pr<z>ebendowski, st[aro]sta
solecki; Wielohurski, pisarz p[olny] W[ielkiego] K[sięstwa] Lit[ewskiego]. Zastaliśmy śniadanie od poprzednika
naszego, Treniona, zastawione. Myśmy dobrze jedli i likwory pili. Pan Miłościwy trochę likworu skosztował i
pulardy. Skoro odmieniono konie i zapłacono poczcie, bo król gotowizną zawsze na każdej stacyi płacić kazał,
pojechaliśmy dalej. Przed wyjazdem swoim król pożegnał konwojujących siebie panów z Okuniewa,
mianowicie J[aśnie] W[ielmożnego] Marszałka, którego mile uścisnął. Łzy z obu stron na oczach dały nam
poznać dobroć i afekt króla ku swemu ministrowi, a wzajemność marszałka ku swojemu panu.
[1. 3 ] Zeszła nam barzo prędko i ta stacyja dla dobrego humoru i zdrowia króla naszego. Smuciło go, że
kochającą familię i wiernych przyjaciół w Warszawie porzucił, ale się cieszył, że od tak nudnych i
uprzykrzonych interesów na czas się uchylił. Nimeśmy do Okuniewa przyjechali i potem, wyjechawszy z niego,
znaleźliśmy drogi doskonale zreparowane, gościniec z drzew, korzeni, pniów i kamieni oczyszczony,
gdzieniegdzie podniesione groble i mosty podawane. Prawdziwie generał Komarzewski honor sobie uczynił,
czyniąc dla króla wygodę, z której obywatele korzystać będą.
[1. 4 ] Wyjechawszy z Okuniewa, postrzegliśmy bokiem jadącego jakiegoś kawalera na arcydobrym koniu.
Gdy się przybliżył, poznaliśmy, że to był rycerz izraelski, Szmul z Pragi. Atencyja jego, jakośmy wnosili, nie
była bez interesu. Skoczył rączą do karety i memoryjał podał ze skargą na starostę stanisławowskiego. Król,
łaskawy, przyjął pismo tego szargańca i dał mu znać, aby konia więcej nie fatygował i do Warszawy się wrócił.
[1. 5 ] O pół mili więcej od Stanisławowa zajechał drogę naprzód J[egomość] ks[iądz] kanonik płocki,
Gościmiński, proboszcz stanisławowski, spotykając króla, potem J[aśnie] W[ielmożny] Woyna, starosta
stanisławowski, na koniu pięknym, bułanym, i jechał przed królem aż do miasteczka i dworu stanisławowskiego,
gdzie król miał nocować. Zastaliśmy wszystko w gotowości. Było na dziedzińcu kilka rozbitych namiotów dla
eskorty, kredensu, a wielki namiot dla stołu. Naprzód się ulokowały wozy na dziedzińcu, każdy pod swoimi
numerami. Nie stawało tylko dwóch pod liczbę 10 i 11, bo się te dla zbytecznego ładunku pośpieszyć nie mogły,
lecz i te po niejakim czasie nadciągnęły.
[1. 6 ] Około 3-ciej dano pod namiotem obiad arcydobry. Pan nasz jadł smaczno i wesoło się bawił ze swoim
ludem, a przy końcu stołu stawił Tremo jednego kucharza, Francuza, en écharpe , jak do służby ceremonialnej, to
jest w bieli i z wielkim nożem za pasem. W tej prezentacyi tośmy tylko znaleźli do nagany, że mając na sobie
insygnia służby, nie miał na głowie szlafmycy. Kazał król wezwać do stołu ks[iędza] kanonika, plebana
miejscowego. Innych gości nie było.
[1. 7 ] Po obiedzie, który trwał wesoło blisko półtory godziny, z okazyi mowy u stołu o gatunkach sztrzelby,
żądał król, aby nasza przytomna młodzież pokazała swoje pistolety i strzelała do celu. Strzelał N[ajjaśniejszy]
Pan bardzo dobrze. Potem Szydłowski i Woyna, a na koniec starzy strzelce; wszystkim się udało. Czyniona była
wszelka ostrożność, aby jakiego nie było przypadku. Sam stałem z daleka, bo się trochę boję, toż samo i ks[iądz]
Gawroński, alem tego nikomu nie mówił. Chodził potem król po dziedzińcu i dawał dyspozycyją, aby posłać do
Warszawy po jeden jeszcze brankar<d> dla ulgi ciężaru drugim. Kilku z nas uczyniło ofiarę, zostawiając swoje
kuferki teraz mniej potrzebne, aby potem do Grodna były przysłane. Udał się król do siebie na spoczynek i
pisanie listów do Warszawy około godziny 6-tej, a pierwej dawał audyjencyją p[anu] Pniewskiemu,
podkomorzemu czerskiemu.
[1. 8 ] Królewska kwatera był to dom uczciwy dla szlachcica, mający izbę, alias przedpokój z kominem,
alkierz, alias sypialniany pokój, i jeszcze pokoik. Było wszystko czysto, dobrze, obito papierami i wykurzono.
Na drugiej stronie, przez sień, tyleż pokojów dla garderoby i p[ana] Ryxa. Już się nam więcej pan nie pokazał,
tylko dał rozkaz, aby nazajutrz na ósmą godzinę było wszystko gotowo. Pisał do godziny wpół do dziesiątej, ale
jak nam potem powiadał, bez przykrości i zmartwienia. My się też już pierzchnęli na kwatery.
[1. 9 ] P[anu] podkanclerzemu dostał się pokój, gdzie nie było pieca, tylko dziura na niego zostawiona w
gmachu dużym, ale źle pokrytym i przeciekającym. Obok tego pokoju był drugi, mający komunikacyją z
788944886.003.png
damNaruszewicz,DyjaryjuszpodróżyJegoKrólewskiejMościnasejmgrodzieński,
wyd. Magdalena Bober-Jankowska, Warszawa 2008.
pierwszym przez dziurę wspomnianą. Nie było żadnego stołka w obu. Wiatr przez szpary świstał. W jednym
było stare grabacisko, w drugim kilka tapczanów. Tu się rozlokowali Badeni, Szydłowski, g[enerał]
Komarzewski. Można tu imaginować, jak było wygodno p[anu] podkanclerzemu z naszą dziatwą hałaśną. Każda
ich rzecz śmieszyła, osobliwie, gdy lokaj B<o>e<c>klera, ścieląc mu łóżko, naprzód na deszczkach łosią skórę,
a potem słomę i prześciradło na niej położył. Ja, żegnając tą szlachetną kordygardę, rozumiałem, że będę miał
lepszy byt u księdza w plebanii, ale tam, prócz nieboskich w nocy hałasów, ledwo mię robactwo nie zjadło.
Gawroński i inni, nocując w stodole lub pod namiotami, dobrze się deszczem poleli i wielkanocnego śmigusta
dostali.
[1. 10 ] Nasz pan spał dobrze godzin kilka i bólu już żadnego w nodze nie czuje ani laski używa. Nazajutrz
puściliśmy się w drogę o godzinie ósmej regularnie ku Makowcu. Jadąc gościńcem, zdybaliśmy o kilka staj
piechotą uprzedzających powozy Badeniego, Szydłowskiego, Gawrońskiego, B<o>e<c>klera. Wzięli za to burę,
aby od kompanii nie odstępowali, a pamiętali na awanturę podolską Francuza de la Porte. Mieliśmy czym bawić
pana: awanturami naszymi noclegowymi. Ale moment jeden pan się zasmucił postępkiem p[ana] Niemcewicza,
który z Brześcia pobiegszy do Inflant na tameczny sejmik, gdy widział, że się tam nie zabierało na jego obranie
za posła, zrobił manifest na nielegalność sejmiku, że pominąwszy jego, choć przytomnego i ambienta,
kredensowano nieprzytomnych p[anów] Karwowskiego i Komarz<e>wskiego; że manifest uczynił p[an] Hołub
w Kownie na niesłuszność tego manifestu, bo oboje przysłano jest p[anu] Komarz<e>wskiemu.
[Dnia] 27. Aug[usta, w piątek, 1784]
[2. 1 ] O godzinie 11 z rana stanęliśmy na poczcie w Makowcu, gdzieśmy śniadanie jedli. Pan nasz pocieszył
tam pana Miączyńskiego z żoną podającego suplikę w interesie swoim z Grabionką i Jasieńskim. Napisał na jego
memoryjale kilka słów do p[ana] wojewody mazowieckiego, a dukatami łzy obtarł.
[2. 2 ] Z Makowca jechaliśmy do Węgrowa i stanęliśmy tam o godzinie 2-giej z południa. Kwatera dla króla
była w domu pocztowym, dla nas – różnie po mieście. Król wjeżdżał do miasta przez bramę z gałęzi, dosyć
kształtnie sporządzoną. Gdyśmy przez nią przejeżdżali, powstał wielki hałas od Żydów i wrzaskliwe aprekacyje.
Brzmiała ich kapelia, to jest rzępoliło kilku brodaczów na skrzypcach, bił jeden w cymbały, a kilku bachurów
śpiewało. Król, wysiadszy przed domem pocztowym, witany był od kilkudziesiąt szlachty i urzędników
makowieckich, to jest Ziemi Liwskiej, na czele których byli kasztelan i podkomorzy. Powitanie było na
ukłonach, bez mowy. Gdy wszedł na górę do swoich pokojów, weszło trzech reformatów, z których orator, ociec
definitor, wytrzęsiwszy w mowie swojej flores verborum , prezentował fructa arborum , to jest jabłka i gruszki w
koszu z ogroda klasztornego. Król mu podziękował verbis utrinimis , bo dukatami na jałmużnę.
[2. 3 ] Wkrótce nastąpił obiad. Nasi poszli szukać innego stołu, zostawiwszy tylko nas czterech, to jest p[ana]
podkanclerzego, mnie, Szydłowskiego i Komarzewskiego, bo obywatele witający od pana byli na obiad
zaproszeni. Po obiedzie przyszła na powitanie Ziemia Drohicka. Staruszek podkomorzy Łopuski miał mowę
uprzejmą. Byli z nim sędzia Zaleski, Ossolińscy, sandomirski, drohicki i solinecki – starostowie, Kuszel, stolnik,
i innych kilku. [2. 4 ] Poszedł król zdrowy, wesoły do siebie na spoczynek, a po dwóch godzinach wyszedł in
publicum i udał się w asystencyi licznych ziemian, nas sług i pospólstwa do kościoła. Był naprzód u bartoszków,
potem u reformatów, oglądając wszystko, lubo nie było czego widzieć, prócz jednego portretu u bartoszków
Ludwika XIV młodo i ślicznie odmalowanego. [2. 5 ] Oglądał też pan fabrykę sukienną, którą mają reformaci na
swoje habity. Rzecz to piękna, ale tylko dla reformatów. Około godziny ósmej zapalono iluminacyję na
umyślnie przygotowanej na to bramie przy kościele bartoszków: z cyfrą i herbem królewskim i zwyczajnym
Vivat! ” już biegło, a biedni mieszczanie wadzą się z wiatrem i brama zawsze ciemna, bo im światło gasi.
Przydać to jeszcze należy, że tu sprowadzono wszystkie brackie armatki, z których dawano ognia. Muzyka też
przy bramie grała.
[Dnia] 28. Augus[ta, w sobotę,] 1784
[3. 1 ] Król J[ego]m[o]ść wyjechał z Węgrowa po 7 godzinie z rana, pożegnawszy obywatelów ziemskich, z
których jedni tamże, w Węgrowie, nocowali, drudzy nazajutrz przybyli na powitanie. W pojeździe bawił się
N[ajjaśniejszy] Pan czytaniem przysłanych z Warszawy raportów oraz nowin zagranicznych, zawsze zdrowy i
wesoły. Przy wjeździe do Sokołowa proboszcz tameczny witał króla strzelaniem na cmentarzu z moździerzy.
Potem N[ajjaśniejszy] Pan, stanąwszy w domu pocztowym, jadł tam śniadanie, po którego skończeniu
przyjechała z Siedlec J[aśnie] W[ielmożna] hetmanowa Ogińska z kasztelanową gostyńską i Szymanowską,
regentową koronną. Bawił się z nimi król przez pół godziny, nim zaś wyjechał na nocleg, rozdysponował, aby
powozy cięższe dążyły wprzód dla przeprawienia się przez Bug. Sam zaś wkrótce za nimi pośpieszył.
[3. 2 ] Stanęliśmy w Krzemieniu przed Bugiem około godziny drugiej. Było już gotowych kilka promów. Król
wysiadł z karety i pieszo na prom wstąpił ze swoją asystencyją. Za królem przewozili się powoli inne powozy.
Kwatera dla króla była przygotowana w plebanii ks[iędza] Go<d>lewskiego, proboszcza tamecznego; dla pana
788944886.004.png 788944886.005.png
 
damNaruszewicz,DyjaryjuszpodróżyJegoKrólewskiejMościnasejmgrodzieński,
wyd. Magdalena Bober-Jankowska, Warszawa 2008.
podkanclerzego – u wikaryjusza; dla innych – gdzie było można. Nowo tam budowany kościół bez okien
jeszcze, ołtarzów, drzwi i innych należytości, do szopy porządnej podobniejszy, uczynił nam wygodę barzo
potrzebną w tej małości chałup w Gronnym. [3. 3 ] Zastaliśmy w tym gmachu stół już zastawiony. Uszło to za salę
porządną. Pan Mił[ościwy] witających siebie J[aśnie] P[anów]: Bądzińskiego, sędz[iego] ziem[skiego]
mielnic[kiego], tudzież sędz[iego] grodz[kiego] tejże ziemi i dwu innych podlaskich obywatelów, wezwał
łaskawie na obiad, który wesoło zszedł na rozmowach. Zimno przy ostrym nader wietrze nie dopuściło panu
długo chodzić po dziedzińcu. Udał się do siebie około czwartej po południu.
[3. 4 ] Nikczemna to była stancyja, i chwała Bogu, że czysta, choć pusta i bez memblów. Dangiel, siodlarz, w
drodze sporządził jakoś kanapkę, która panu wygodną była w tej pustej plebańskiej rezydencyi. Z woli
królewskiej zamiast łóżka włożono wór siana świeżego na ziemi, na którym barzo dobrze spał N[ajjaśniejszy]
Pan. Około 5-tej przybyły z Siemiatycz na powitanie króla damy: księżna wojewodz[ina] bracław[ska], księżna
starościna kowelska, pani z Sapiehów Jelska, marszałk[owa] Trybunału Lit[ewskiego], pani Zaleska, sędzina
mielnicka. Bawili się z godzinę na audiencyi, a myśmy przytomni wiedli dyskurs, aby było o czym mówić bez
fatygi pana. [3. 5 ] Furier nam odjazd na jutro na siódmą zapowiedział, trzeba się było wcześnie rozkwaterować.
Mnie dostał się spichlerz nad Bugiem, miejsce arcydobre, ale dla sąsiedztwa paziów hałaśne i niespokojne.
Nazajutrz słuchał Pan Mił[ościwy] mszy mianej od plebana w kaplicce tego pustego kościoła albo raczej
zakrystyi, a po mszy, udarowawszy plebana 12 dukatami, ekonoma węgrowskiego zegarkiem, ubóstwo
jałmużną, wyjechał wpół do ósmej do Pobikrów.
[Dnia] 29. [Augusta, w niedzielę, 1784]
[4. 1 ] W drodze do Pobikrów zabawa była N[ajjaśniejszego] Pana: czytanie przybyłej z Warszawy sztafety
gazet polskich i innych pism, aż do rzeczonej stancyi. Nim założono konie, jadł król śniadanie. Były to bekasy
świeże, arcysmaczne, z błot i smugów brańskich, które dziedzic Pobikrów, J[aśnie] P[an] Józef Kuszel,
przygotował. Bracia szlachta wojowała indyki i kury pieczone na zimno.
[4. 2 ] Z Pobikrów jechaliśmy do Brańska. Ciekawość widzenia króla, a nabożeństwo niedzielne zgromadziło
wiele obywatelów podlaskich i pospólstwa do tej mieściny. Król przy wysiadaniu z karety zastał przy domie
pocztowym p[ana] starostę brańskiego ze szlachtą. Wprowadzony do domu, od tegoż starosty witany, a potem z
nim i innymi przytomnymi zabawiwszy się chwilę na rozmowach, gdy było wszystko gotowo, wyjechał do
Bielska. Tenże sam dobry humor, też zdrowie towarzyszyło panu i na to miejsce; owszem, pomnożyły się dla
bliskiej nadziei widzenia się z częścią miłej familii.
[4. 3 ] Przed Bielskiem ozwali się armatki miejskie, a w pola dojeżdżając do Gotowiesi, dworu z mostem
złączonego, witali pana mieszczanie nakłonieniem chorągwi cechowych. Spotkała pana przed pałacykiem
J[aśnie] O[świecona] gospodyni z ks[ię]ciem podkomorzym, ks[ię]ciem Stanisławem, J[egomościem]
ks[iędzem] dawnym nuncjuszem, jego audytorem, J[aśnie] P[anem] kasztelanem wiskim, tudzież damami:
J[aśnie] W[ielmożną] hetmanową lit[ewską] i kasztelanową podlaską. Radość, ochota z takiego gościa, jaka
była, opisować mi nie trzeba: król przyjechał do kochającego siebie rodzeństwa i domu; dosyć na tym. Nastąpił
obiad dla podróżnych, bo J[aśnie] O[świecona] hetmanowa, przybywszy z Białego Stoku tegoż dnia, już w
drodze ze swoją kompanią jadła obiad.
[4. 4 ] Po obiedzie jechał król do kościoła parafialnego kosztem J[aśnie] O[świeconej] hetmanowej już z murów
według reguł architektoniki wyprowadzonego, otynkowanego i prawie dokończonego. Witał pana w kościele
J[egomość] ks[iądz] biskup Szyjkowski, pleban tameczny, otoczony gronem księży różnych z J[egomościem]
ks[iędzem] Kłokockim, kanon[ikiem] smoleń[skim], deputatem na Trybunał Lit[ewski], jako dziekanem. Potem
miał mowę J[aśnie] P[an] Ka<nig>owski, sędzia ziemski bielski, wziąwszy do niej impet od Bolesława
Chrobrego. Odpowiedział król obu z tą łatwością, wymową i precyzyją, która jest znana całemu krajowi. Za
powrotem zaś swoim do pałacu rozmawiał długo z J[egomościem] ks[iędzem] nuncjuszem i oglądał prezenta od
imperatorowej onemu, tudzież J[egomościowi] ks[iędzu] audytorowi darowane.
[4. 5 ] Potem odjechała do Stołowacza o milę J[aśnie] O[świecona] hetmanowa W[ielkiego] K[sięstwa] z
J[aśnie] O[świeconą] hetm[anową] polną lit[ewską], kasztelanową podlaską i J[aśnie] P[anem] podkanclerzym, a
książę podkomorzy z księciem podskarbim do Lady, a Król J[egomość] około ósmej udał się do swojego
apartamentu na spoczynek. Już się był zabierał król do spania, gdy nad wszelkie spodziewanie oznajmiono mu,
że ks[ią]żę Radziwiłł, wojewoda wileński, przyjechał. Myśmy się zadziwili, iż z Nieświża w piątek
wyjechawszy, tak śpieszną, długą odprawił podróż. Król J[ego]mość dał mu audyjencyją prawdziwie z
wylaniem serca za taką atencją, a ponieważ ks[ią]żę tejże nocy miał nazad jechać dla przygotowania się na
bliskie przybycie króla, pożegnał go N[ajjaśniejszy] Pan i sam udał się do spoczynku.
[4. 6 ] Książę teraz siedzi u kolacyi z J[aśnie] P[anem] Platerem, najmłodszym kasztelanicem trockim, z którym
pocztą przybył. Ja, nie czekając dłużej, bo to już dziesiąta, końca tej kolacyi, zabieram się także do bożka
Morfeusza, ale pilno i dalej <co> będzie, w dalszych listach oznajmić nie omieszkam.
788944886.001.png
damNaruszewicz,DyjaryjuszpodróżyJegoKrólewskiejMościnasejmgrodzieński,
wyd. Magdalena Bober-Jankowska, Warszawa 2008.
[Dnia] 30. Augu[st]a, w poniedziałek[, 1784]
[5. 1 ] W poniedziałek około godziny ósmej z rana Król J[ego]m[o]ść wyjechał z Hołowiesia do Lady, mając z
sobą w landarze J[ego]m[oś]cia ks[iędza], dawnego nuncjusza, i przez całą tę drogę bawił się z nim wesoło
różnymi rozmowami. Przybyliśmy do Lady około godziny 10, gdzie przyjęli króla Ks[ią]żę J[ego]m[o]ść
podkomorzy koron[ny] i ks[ią]żę Stanisław, podskarbi w[ielki] lit[ewski]. Stół już był zastawiony do śniadania,
czekano tylko na J[aśnie] O[świeconą] panią krakowską, hetmanową pol[ną] lit[ewską] i kasztelanową podlaską,
które w Stołowaczu nocowały. Za przybyciem tych dam król naprzód przechadzał się po ogrodzie pięknym i
bardzo dobrze utrzymywanym. Potem, rozdysponowawszy, aby garderoba jechała wprzódy, jadł śniadanie i
pożegnawszy damy, które znowu powróciły do Stołowacza, a z nimi J[egomość] ks[iądz] nuncjusz ze swoim
audytorem, wyjechał do Białowieży, poprzedzony od ksks[iążąt] podkomorzego i podskarbiego.
[5. 2 ] Mieliśmy jeszcze milę drogi polami, potem wjechaliśmy za granicę litewską, do Puszczy Białowieskiej.
Przez całe trzy mile rzeczonej puszczy była na nowo rżnięta droga prosta, bardzo równa i dobra, z pniów i
korzeni uprzątniona, a gdzie się znajdowały bagna lub trzęsawy, groblami i mostami ułatwiona. Bawił się przez
czas niejaki król słuchaniem różnych wierszów, któreśmy czytali, oraz przeglądaniem map, czyli kart
geograficznych podróży swojej przez dobra ekonomiczne, które mapy ks[ią]żę podskarbi świeżo sporządzone ze
wszystkimi wyrazami miejsc ofiarował, potem ze zwykłą zawsze wesołością rozmawiał z nami. W lesie tym,
milę od Białowieży, zastaliśmy na drodze gromady chłopów pilnujących ostępu, czyli parkanu sporządzonego na
zatrzymanie różnego zwierza: łosi, dzików, niedźwiedzi, żubrów, których ten parkan opasywał na pół mile
wkoło. Stojących pobliżu drogi kmieci swoich król pieniędzmi udarował.
[5. 3 ] Za zbliżeniem się o ćwierć mili do miejsca zajechali drogę królowi mający dalej konwojować: J[aśnie]
P[an] Grabowski, szef Gwardii Kon[nej] Lit[ewskiej], z oficerami swego regimentu, także p[an] Bielak,
pułkownik przedniej straży, ze swymi, i spieszywszy się z koni, a rękę króla ucałowawszy, poprzedzali pana do
Białowieży. Z tego albowiem miejsca już litewskie wojsko zaczęło konwojować, a do niego z Bielska trzymali
konwój p[anowie] Nowicki, porucznik, i Deszert, chorąży Kawaleryi Narodowej ze 24 ludźmi, tudzież Ułani
Królewscy dywizyi p[ana] Azulewicza.
[5. 4 ] Białowieś, czyli Białowieża, jest to miejsce między lasami na koło tę wieszczynę otaczającymi.
Sławnym one uczyniło polowanie na żubry Augusta III króla, co wyświadcza pamięć na obelisku niewielkim
kamiennym, około drogi stojącym, w piśmie zostawiona w te słowa:
[5. 5 ] 27. 7[bra] 1752 roku Najaśniejsze Państwo: Aug[ust] III, król Polski, elektor saski, z królową i królewic<z>ami,
Ichm[o]ści[ami] Ksawerym i Karolem, tu mieli polowanie żubrów i zabili 42 żubrów, to jest 11 wielkich, których najważniejszy
ważył 14 cetnarów, 50 funtów; 7 mniejszych; 18 żubryców; 6 młodych; 13 łosiów, to jest 6, których najważniejszy ważył 9
cetnarów, 75 funtów; 5 samic; 2 młodych; 2 sarny. Suma 57. Oberleśniczy Breyter, Borrman, Ekhadr. Byli przytomni J[aśnie]
W[ielmożni] Ichm[ościowie] panowie: hetman Branicki w[ielki] koron[ny], J[aśnie] W[ielmożny] hrabia de Bruhl, arcyminister
J[ego] K[rólewskiej] M[oś]ci; J[aśnie] W[ielmożni] J[egomościowie] panowie: Wielopolski, czesznik koronny; J[aśnie]
W[ielmożny] hrabia de Bruhl, koniuszy najwyższy J[ego] K[rólewskiej] M[oś]ci; J[aśnie] W[ielmożny] marschal de Biberszteyn,
generał Poczty Koronnej; J[aśnie] W[ielmożny] Schomberg, marszałek nad[worny] J[ego] K[rólewskiej] M[oś]ci; J[aśnie]
WW[ielmożni] Poniatowski, Węgierski, Starzewski, Wilczewski – pułkownicy i Sapieha, oberszter-lejtnant. Polowanie
dyrygował J[aśnie] W[ielmożny] graf de Wolfendorf, łowczy najwyższy J[ego] K[rólewskiej] M[oś]ci. Asystowali przy
polowaniu: W[ielmożny] de Gablentz, podłowczy [ego] K[rólewskiej] M[oś]ci; W[ielmożny] J[aśnie] p[an] de Armin,
szambelan [ego] K[rólewskiej] M[oś]ci; J[egomość] pan de Leypciger; J[ego]m[o]ść p[an] de Gensan; paziowie od polowania;
strzelcowie nadworni: J[aśnie] p[an] de Flug, p[an] Sztokmar, Schraier, Pezold; leśnicy: Szylbowt, Kozłowski, Eychler, Roda,
Hombur, Prokopowicz, Zerepkiewicz.
[5. 6 ] Przeciąg czasu od tamtej daty nadpsował mocno budynek drewniany na wzgórku stojący. Ks[ią]żę
podskarbi litewski teraźniejszy, rządny w całym swoim gospodarstwie, kazał zreparować z gruntu to stare
gmaszysko, przydawszy mu dwa spore pawilony drewniane, wygodne, dobrze podzielone i zdolne do
pomieszczenia po większej części asystujących królowi w tej podróży i gości przybyłych. Jakoż roztropna
przezorność tego pana, a dzielna i rządna usługa dwóch młodych Polaków, p[anów] Popiela i Badeniego,
uczyniła to odludne mieszkanie miejscem wygodnym, pięknym i poniekąd wspaniałym. Pomieścili się w nim
wszyscy: bądź w samym dworze, bądź na wyznaczonych każdemu kwaterach na wsi, folwarku i pod namiotami
kilkunastu. W tym nacisku kilkuset ludzi nie było zamieszania, bieganiny i troskliwości o stanowisko. Każdemu
stanowniczy z ordynacyi na piśmie podanej mieszkanie przyzwoite wyznaczył.
[5. 7 ] Przywitali króla ks[iążęta]: podkomorzy kor[onny] i podskarbi w[ielki] lit[ewski] i do przygotowanego
apartamentu zaprowadzili. Oglądał potem Najjaśniejszy Pan wewnątrz wszystkie pokoje pryncypalnego
budynku, potem pawilony dla ludzi swoich i gości destynowane z ukontentowaniem i pochwałą. Wkrótce
nastąpił obiad u dwóch stołów: u pierwszego, Króla Jegomości, było do trzydziestu osób; u drugiego, pod
namiotem, więcej pięćdziesiąt. Liczba, wybór potraw i deseru, tudzież win rozmaitych, porządek w służeniu,
ochędostwo, atencyja, ochota i uprzejmość gospodarza dała nam poznać jego wspaniałość w przyjęciu tak
wielkiego gościa i jego wiernej czeladzi. Na końcu stołu nie zapomniano też staropolskim zwyczajem wielkiego
kielicha, który prawdziwie mógł się nazwać vitrum gloriosum dla wielkości i różnych na sobie rysunków.
788944886.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin