Quick Amanda - Pulapki.rtf

(697 KB) Pobierz

 

Quick Amanda - Pułapki

 

 

 

PROLOG

 

Jest niezwykle mało prawdopodobne, aby dziedziczka Wyspy Pożądania była nadal dziewicą oznajmił

Thurston z Landry. -W tej sytuacji chyba będziesz w stanie przymknąć oczy na ten aspekt sprawy.

 

Gareth spojrzał na ojca beznamiętnie. Jego reakcja na wiadomość, że kobieta, która ma zostać jego

żoną, zhańbiła się z innym mężczyzną, była prawie niezauważalna. Zacisnął tylko nieco mocniej palce

na pucharze z winem.

 

Jako nieślubny syn, który musiał walczyć mieczem o swe miejsce w świecie, nauczył się z biegiem lat

ukrywać emocje. Prawdę powiedziawszy, stał się w tym tak biegły, że wiele osób nie posądzało go o

jakiekolwiek silniejsze uczucia.

 

-Mówisz, że jest dziedziczką? -Gareth zmusił się do skupienia uwagi na najważniejszej sprawie

całego zagadnienia. -Posiada majątek?

-Owszem.

-W takim razie nadaje się na żonę. -Gareth ukrył wielkie zadowolenie.

Ojciec miał słuszność. Jeżeli ta kobieta nie była w ciąży, Gareth mógł przymknąć oczy na jej cnotę, czy

też jej brak, byleby wejść w posiadanie własnych ziem.

Własne ziemie. W słowach tych migotała obietnica.

Miejsce, w którym poczuje się u siebie. Miejsce, w którym nie będzie tylko tolerowanym z musu

bękartem. Miejsce, w którym będzie mile widziany i potrzebny nie tylko dlatego, że biegle włada

mieczem. Chciał mieszkać gdzieś, gdzie będzie miał prawo siedzieć przed własnym ,> kominkiem.

 

Gareth miał trzydzieści jeden lat i wiedział, że podobna okazja może mu się więcej nie trafić. Dawno

już nauczył się wykorzystywać wszelkie szanse, jakie stawiał na jego drodze los. Była to filozofia, która

przyniosła mu dotychczas wiele korzyści.

 

-Jest teraz jedyną dziedziczką Wyspy Pożądania. -Thurston sączył wino z pięknie ozdobionego

srebrnego pucharu i z zadumą patrzył w ogień. -Jej ojciec, sir Humphrey, wolał podróże i rozrywki

intelektualne niż uprawę roli. Niestety, dotarła do mnie wiadomość, że zginął przed kilku miesiącami,

podczas wyprawy do Hiszpanii. Został zamordowany przez bandytów.

 

-Nie ma żadnych męskich potomków?

-Nie. Przed dwoma laty jedyny syn Humphreya, Edmund, podczas jakiegoś turnieju skręcił sobie kark

jak dureń. Clare, ta właśnie córka, jest jego jedynym pozostałym przy życiu dzieckiem. Ona dziedziczy

cały majątek.

-A ty, jako suzeren sir Humphreya, jesteś opiekunem jego córki. Ponieważ pozostaje pod twoją

kuratelą, musi poślubić tego, którego dla niej wybierzesz.

Thurston poruszył ustami.

-To się jeszcze okaże.

Gareth uświadomił sobie, że ojciec ukrywa uśmiech. To go trochę zaniepokoiło.

Jako człowiek z natury niezwykle poważny i powściągliwy, nie odznaczał się nigdy szczególnym

poczuciem humoru. Rzadko reagował z rozbawieniem na żarty i błazeństwa, które budziły w

innych huragany głośnego śmiechu.

Jego poważny wyraz twarzy sprawiał, że mógł być niesłusznie uznawany za człowieka bezwzględnego,

niezwykle niebezpiecznego dla tych, którzy mu się narażą. W istocie nie miał nic przeciwko śmiechom

czy żartom; po prostu sam nieczęsto sobie na nie pozwalał.

Teraz czekał w napięciu, chciał się dowiedzieć, jaki aspekt tej pozornie prostej transakcji tak bardzo

rozbawił Thurstona.

W blasku światła, rzucanego przez płonący ogień na kominku, oglądał wytworny profil ojca. Thurston

miał pięćdziesiąt kilka lat. Jego gęste czarne włosy upstrzone były siwizną, ale nadal zwracał na siebie

uwagę każdej kobiety, która znalazła się w jego otoczeniu.

 

Gareth wiedział, że ojciec jest przedmiotem zainteresowania kobiet nie tylko dzięki władzy, którą

dysponował jako jeden z ulubionych możnowładców Henryka II; atrakcyjność zawdzięczał przede

wszystkim pięknej twarzy i budowie ciała.

 

Jego uwodzicielskie zdolności, które w młodości wykorzystywał bez skrupułów, i to zarówno przed jak

i po zawarciu zaplanowanego z góry związku małżeńskiego, były wprost legendarne. Matka Garetha,

najmłodsza córka pewnego szlachcica z południa kraju, była jedną z jego licznych zdobyczy. Gareth

uważał się za jedynego dorosłego, nieślubnego potomka swego ojca. Thurston miał na przestrzeni

wielu lat także inne dzieci z nieprawego łoża, jednak żadne z nich nie dożyło pełnoletności.

 

Wobec nieślubnego syna zachowywał się szlachetnie i spełniał swój obowiązek, mimo lekko tylko

skrywanego niezadowolenia żony. Od samego początku przyznawał się do ojcostwa.

Gareth był do ósmego roku życia wychowywany przez matkę. W ciągu tych lat Thurston bywał

częstym gościem w ustronnym pałacu, w którym zamieszkiwała wraz z nieślubnym synem. Kiedy

jednak Gareth ukończył osiem lat, czyli osiągnął wiek, w którym szlacheccy synowie rozpoczynają

naukę rycerskiego rzemiosła, oznajmiła, że zamierza wstąpić do klasztoru.

Doszło do ostrej wymiany zdań. Gareth nigdy nie zapomniał gniewu ojca. Matka była jednak

nieugięta i w końcu postawiła na swoim. Thurston zatroszczył się nawet o wspaniały posag, dzięki

któremu siostry zakonne z wielką radością przyjęły ją do nowicjatu.

Wtedy zabrał nieślubnego syna do zamku Beckworth. Dbał o doskonalenie jego rycerskich

umiejętności z taką samą troską, z jaką wychowywał Simona -syna z prawego łoża i dziedzica.

Żona Thurstona, lady Lorice, piękna, chłodna i dumna kobieta, nie miała wyjścia z tej sytuacji i

musiała ją tolerować. Naturalnie, nie starała się, by młody Gareth mógł się czuć w jej domu

człowiekiem mile widzianym.

Gareth, któremu brakowało' atmosfery, jaka panowała w domu matki, doskonale zdawał sobie

sprawę, że jest traktowany jak człowiek obcy, i cały swój wysiłek skupiał na nauce władania kopią i

mieczem. Nieustannie ćwiczył, dążył do perfekcji, w czym znajdował ulotną satysfakcję.

Kiedy nie doskonalił bojowych umiejętności, szukał odosobnienia w bibliotece miejscowego klasztoru

benedyktynów. Czytał tam wszystko, co polecił mu opiekujący się księgozbiorem brat Andrzej.

Kiedy ukończył siedemnasty rok życia, był już człowiekiem, który zapoznał się z wieloma dziedzinami

wiedzy. Zgłębił traktaty matematyczne, przetłumaczone, z greki i z języka arabskiego, przez Gerarda z

Cremony. Studiował arystotelesowską teorię przyrody, jego rozważania na temat ziemi, wody,

powietrza i ognia. Fascynowały go dzieła Platona, dotyczące astronomii, światła i materii.

Nigdy nie wykorzystał w praktyce swych zainteresowań naukowych, natomiast biegłość w rzemiośle

rycerskim i umiejętność dowodzenia umożliwiły mu zrobienie lukratywnej kariery.

Wielu potężnych możnowładców, a wśród nich jego własny ojciec, chętnie zatrudniali człowieka,

który potrafił ścigać rabusiów i łupieżców, stale zagrażających ich odległym majątkom i zamkom.

Chwytanie przestępców było bardzo opłacalne, a Gareth czynił to wielce umiejętnie. Nie przepadał za

tym zajęciem, ale dzięki biegłości we władaniu mieczem stał się człowiekiem zamożnym. Nie był

jednak w stanie spełnić swych ukrytych pragnień i stać się posiadaczem ziemi. Tylko suzeren, czyli w

tym wypadku ojciec, mógł go obdarzyć majątkiem i uczynić panem na własnych włościach.

Przed czterema dniami Thurston wezwał Garetha do zamku Beckworth. Dziś dowiedział się, że jego

największe marzenie spełni się niebawem. Musiał tylko zgodzić się na poślubienie damy o podejrzanej reputacji.

Była to niewysoka cena za uzyskanie czegoś, o czym najbardziej marzył. Gareth był przyzwyczajony do

płacenia za swoje zachcianki.

-Ile lat ma dziedziczka Wyspy Pożądania? -spytał.

-Daj mi pomyśleć. Clare musi mieć już chyba ze dwadzieścia trzy lata -odparł Thurston.

Gareth zmarszczył brwi.

-I dotąd nie wyszła za mąż?

-Słyszałem, że nie ma wielkiej ochoty na zamążpójście -powiedział Thurston. -Niektóre kobiety

wcale tego nie chcą. Taka była na przykład twoja matka.

-Nie sądzę, by moja matka miała w tej materii wielki wybór, kiedy już zostałem poczęty odpowiedział

mu syn wyszukanie neutralnym tonem. Był to stary, zbyt dobrze znany temat. Gareth

umiał ukrywać gorycz. -Miała szczęście, że znalazła klasztor, który zgodził się ją przyjąć.

-W tej sprawie nie masz racji. -Thurston oparł łokcie na rzeźbionych drewnianych poręczach fotela i

splótł długie palce pod brodą. -Mogę cię zapewnić, że twoja matka, z takim posagiem, jaki jej dałem,

miała do wyboru wiele klasztorów. Wierz mi, wiele z nich się o nią ubiegało.

-Wykrzywił w uśmiechu usta. -W żadnym z nich nie zdawano sobie sprawy, że ten, który ją przyjmie,

wkrótce zostanie jej podporządkowany.

Gareth wzruszył ramionami. Rzadko widywał matkę, ale korespondował z nią regularnie i wiedział, że

Thurston ma rację. Matka była inteligentną i niezwykłą kobietą. Równie inteligentną i niezwykłą, jak ojciec.

-Czy lady Clare jest w jakiś sposób zdeformowana?

-spytał, skupiając ponownie uwagę na omawianej sprawie.

-Nic mi o tym nie wiadomo. Nie widziałem jej od dzieciństwa, ale o ile sobie przypominam, była

bardzo zgrabną dziewczynką. Nie zapowiadała się na wielką piękność, ale nie dostrzegłem w jej

wyglądzie nic, co można by uznać za objaw szpetoty czy kalectwa. -Uniósł jedną brew. -Czy jej

wygląd ma dla ciebie wielkie znaczenie?

-Nie. -Gareth nadal wpatrywał się w ogień. -Znaczenie mają dla mnie tylko jej ziemie.

-Tak właśnie myślałem.

-Próbowałem tylko zrozumieć przyczyny, dla których nie wyszła dotąd za mąż.

Thurston lekceważąco machnął ręką. Wytworne, czerwone i złote hafty, którymi ozdobiony był rękaw

jego kaftana, zalśniły w blasku padającym od kominka.

-Jak powiedziałem, niektóre kobiety -z takiego czy innego powodu -nie tęsknią zbytnio za

małżeńskim łożem. Z wszystkiego, co wiem, wynika, że lady Clare należy najwyraźniej do takich

właśnie kobiet. Zgodziła się obecnie wyjść za mąż, ponieważ wie, że musi to zrobić.

-Ze względu na dobro majątku?

-Owszem. Wyspa Pożądania jest łakomym kąskiem i znalazłaby wielu amatorów. Wymaga ochrony.

Clare pisze mi, że miała już jakieś kłopoty z sąsiadem, Nicholasem z Seabern, a także z bandą

rabusiów, którzy napadają na statki, przewożące jej towary do Londynu.

-Potrzebuje więc męża, który umiałby bronić jej majątku, a ty, ojcze, chcesz się upewnić, że wyspa

nadal będzie przynosić ci dochody.

-No właśnie. Sama wyspa nie jest duża. Mają tam pewną ilość wełny, a zbiory są dość regularne. Nie

na tym polega jednak wartość tej posiadłości. -Thurston wziął do rąk niewielki, delikatnie haftowany

woreczek, który leżał na pobliskim stoliku. -Oto, co jest źródłem dochodów z Wyspy Pożądania.

Rzucił woreczek w stronę syna, który bez trudu złapał go w powietrzu. Emanował z niego zapach

kwiatów i ziół. Gareth przybliżył woreczek do nosa i wdychał niezwykle bogaty aromat. Mocna woń

wzbudziła w nim nieznane dotąd uczucie zmysłowego pożądania. Raz jeszcze powąchał woreczek.

-Pachnidła?

-Zgadza się. To wyspa kwiatów i ziół. Jej najbardziej poszukiwanymi na rynku produktami są

najróżniejsze pachnidła i kremy.

Gareth raz jeszcze spojrzał na pełen woni woreczek.

-Więc mam zostać ogrodnikiem?

-Będzie to zupełnie nowe wcielenie Diabła z Wyckmere -odparł z uśmiechem Thurston.

-Istotnie. Nie znam się dobrze na ogrodnictwie, ale chyba szybko nauczę się tego, co będzie niezbędne.

-Zawsze uczyłeś się szybko, bez względu na przedmiot twoich zainteresowań.

Gareth zignorował tę uwagę.

-A więc dziedziczka Wyspy Pożądania gotowa jest poślubić mężczyznę, który potrafi ochronić jej

wielki ogród kwiatowy. A ja chcę mieć własną ziemię. Wygląda na to, że uda nam się dobić targu.

-Być może.

Gareth przymrużył lekko oczy.

-Czyżby istniały jakieś wątpliwości?

Błąkający się w kącikach ust Thurstona grymas rozbawienia zmienił się nagle w szeroki uśmiech.

-Niestety, wygląda na to, że będziesz miał konkurenta do jej ręki.

-Jakiego konkurenta?

-Nicholas z Seabern, najbliższy sąsiad Clare, jest również jednym z moich wasali. Ma na oku Wyspę

Pożądania już od pewnego czasu. Przypuszczam, że właśnie za jego sprawą ta dama nie jest już dziewicą.

-Uwiódł ją?

-Z moich informacji wynika, że w ubiegłym miesiącu uprowadził ją przemocą i przetrzymywał w

Seabern Keep przez jakieś cztery dni.

-I próbował ją zmusić, by wyszła za niego za mąż?

-Tak. Ale mu odmówiła.

Gareth, usłyszawszy tę wiadomość, uniósł jedną brew. Nie był zaskoczony opowieścią. Porywanie

niezamężnych dziedziczek było praktyką dość powszechną. Zdziwiło go jednak to, że po tym

incydencie Clare nie wyszła natychmiast za mąż. Niewiele kobiet, po stracie dziewictwa i dobrej

reputacji, miałoby odwagę odrzucić ofertę małżeńską porywacza.

-To chyba niezwykła kobieta.

-Masz rację. Wygląda na to, że lady Clare ma szczególne wymagania wobec mężczyzny, który

zostanie jej mężem. -Thurston znów wyszczerzył zęby w uśmiechu. -Przedstawiła mi wymagania

dotyczące kandydata na męża. Chce wybrać tego, który spełni jej wygórowane oczekiwania.

-Do diabła! Wymagania? -mruknął Gareth. -Cóż to za brednia? Wiedziałem, że coś przede mną ukrywasz.

-Opisała je bardzo szczegółowo. Proszę, sam zobacz. -Thurston wziął ze stołu złożony arkusz

pergaminu i podał go synowi.

Gareth zerknął na złamaną pieczęć i zauważył, że ma kształt róży.

 

Szybko przeczytał nagłówek i wstępny akapit przepięknie wykaligrafowanego listu. Zwolnił, kiedy

doszedł do fragmentu, w którym lady Clare wyliczała swe wymagania dotyczące męża:

 

Poświęciłam wiele uwagi życzeniom i potrzebom mojego ludu, milordzie. Z żalem godzę się na

zawarcie małżeństwa. Rozważyłam tę kwestię niezwykle sumiennie. Jak Pan dobrze wie, Wyspa

Pożądania jest bardzo odległym zakątkiem świata. Nie znam w sąsiedztwie ani jednego wolnego

mężczyzny, z wyjątkiem mojego sąsiada, sir Nicholasa, którego nie mogę zaakceptować.

Proszę więc z całym szacunkiem, by przysłał mi Pan listę co najmniej trzech lub czterech kandydatów.

Spośród nich wybiorę męża. Aby pomóc Panu w doborze kandydatów, przygotowałam listę

wymaganych przeze mnie przymiotów mego przyszłego męża.

Pan, milordzie, z oczywistych względów interesuje się tymi ziemiami. Zakładam, że zależy Panu na ich

ochronie tak samo jak mnie. A zatem, z Pańskiego punktu widzenia, przyszły władca Wyspy Pożądania

musi być godnym zaufania rycerzem, który potrafi dowodzić nielicznym, lecz walecznym zastępem

zbrojnych. Pozwolę sobie przypomnieć, że musi taki zastęp przywieźć ze sobą, gdyż na wyspie nie ma

wyszkolonych wojowników.

Oprócz tego warunku, którego spełnienia zechce Pan z pewnością dopilnować, mam trzy inne mające

charakter bardziej osobisty. Pragnę je omówić bardzo szczegółowo, aby bez trudności pojął Pan, o co

mi chodzi.

Po pierwsze, jeśli idzie o przymioty fizyczne, przyszły władca Wyspy Pożądania musi być człowiekiem

średniego wzrostu i budowy. Zauważyłam, że potężnie zbudowani mężczyźni wolą osiągać swe cele

przy pomocy brutalnej siły, a nie roztropności i wiedzy. Nie szanuję mężczyzn, którzy starają się

zapanować nad innymi wykorzystując swoją przewagę fizyczną. Proszę więc, aby wybierając dla mnie

kandydatów na męża, brał Pan pod uwagę ich budowę.

Po drugie, mój przyszły mąż musi mieć nienaganne maniery i pogodne, łagodne usposobienie. Jestem

pewna, że Pan mnie zrozumie, kiedy wyznam, że nie chcę być związana z mężczyzną o

melancholijnym usposobieniu ani też ze skłonnym do wybuchów gniewu lub złego humoru. Chcę, aby

mój mąż potrafił się śmiać i cieszyć skromnymi uciechami, jakich możemy tu, na wyspie, doznawać.

Po trzecie, przywiązuję wielką wagę do tego, aby mój mąż był człowiekiem uczonym, umiejącym

czytać i lubiącym intelektualne dyskursy. Będę chciała często z nim rozmawiać, zwłaszcza podczas

chłodnych, zimowych miesięcy, kiedy będziemy oboje zmuszeni spędzać ze sobą wiele czasu w domu.

Ufam, że moje trzy wymogi są zupełnie jasne i nie budzą wątpliwości. Z pewnością bez trudu znajdzie

Pan wśród swych znajomych kilku odpowiednich kandydatów. Proszę przysłać ich do mnie, gdy tylko

będzie Pan mógł uczynić to bez kłopotu. Dokonam wyboru tak szybko, jak będzie to możliwe, i

powiadomię Pana o mojej decyzji.

Napisano na Wyspie Pożądania, siódmego kwietnia.

 

Gareth złożył list. Dostrzegł w oczach ojca wyraz drwiącego rozbawienia.

-Ciekaw jestem, czym się kierowała przy spisywaniu wymagań odnośnie idealnego męża i władcy.

Thurston zachichotał.

-Podejrzewam, że zaczerpnęła podstawowe wzory z jakiejś romantycznej ballady, śpiewanej przez

trubadurów. Znasz tego typu pieśni. Opiewają zazwyczaj jakiegoś rycerskiego bohatera, który dla

zabawy zabija złych czarnoksiężników i przysięga dozgonną miłość damie swego serca.

-Damie, która należy zresztą zwykle do innego mężczyzny -mruknął Gareth. -Na przykład do

suzerena owego bohatera. Tak, wiem o jakich pieśniach mówisz, ojcze. Osobiście za nimi nie

przepadam.

-Ale uwielbiają je kobiety. Gareth wzruszył ramionami.

-Ilu kandydatów przedstawisz jej, ojcze?

-Zawsze uważałem, że trzeba spełniać zachcianki kobiet, w każdym razie do pewnego stopnia.

Pozwolę lady Clare wybrać jednego spośród dwóch kandydatów.

Gareth ponownie uniósł brwi.

-A nie spośród trzech lub czterech?

-Nie. Z moich doświadczeń wynika, że człowiek, który daje kobiecie zbyt wiele możliwości wyboru,

naraża się na kłopoty.

-A więc dwaj konkurenci. Ja i jeszcze jeden mężczyzna.

-Tak.

-Kto będzie moim rywalem? Thurston uśmiechnął się szeroko.

-Sir Nicholas z Seabern. Życzę ci szczęścia, synu. Wymogi tej damy są całkiem jasne, nieprawdaż?

Ona pragnie mężczyzny średniego wzrostu, lubiącego się śmiać i umiejącego czytać.

-Ma szczęście, prawda? -spytał Gareth, zwracając ojcu list. -Spełniam przynajmniej jeden z jej

wymogów. Umiem czytać.

 

Clare była w przyklasztornych ogrodach z Margaret, przeoryszą zakonu świętej Hermiony, kiedy

dotarły do niej wieści o pojawieniu się na Wyspie Pożądania pierwszego kandydata do jej ręki.

-Przybył duży zastęp wojowników, lady Clare. Zbliżają się do miasteczka! -zawołał William.

Clare przerwała w połowie dyskusję o najlepszej metodzie ekstrakcji olejku różanego.

-Proszę mi wybaczyć -zwróciła się do przeoryszy.

-Ależ naturalnie. -Margaret była zażywną kobietą w średnim wieku. Kornet czarnego

benedyktyńskiego habitu podkreślał jej bystre oczy i lekko zaokrąglone rysy twarzy. -To ważne wydarzenie.

Clare zerknęła w stronę klasztornej furty i zobaczyła w jej pobliżu małego Williama; był tak

podniecony, że aż podskakiwał. Zamachał do niej torbą z porzeczkami.

Tego pulchnego, dziesięcioletniego chłopca, o ciemnych włosach i piwnych oczach, charakteryzowała

niezaspokojona ciekawość oraz niespożyty entuzjazm. Przed trzema laty on i jego matka, lady Joanna,

zamieszkali na Wyspie Pożądania. Clare bardzo ich polubiła. Wszyscy członkowie jej rodziny umarli,

pozostawiając ją samą na świecie, przywiązała się więc do Williama i Joanny.

-Kto nadjeżdża, Williamie? -Clare w napięciu czekała na odpowiedź. Wszyscy mieszkańcy Wyspy

Pożądania od tygodni z niecierpliwością czekali na ten dzień. Tylko jej nie cieszyła perspektywa

wyboru nowego dziedzica.

Przypomniała sobie, że ma chociaż możliwość wyboru męża. Wiele kobiet w jej sytuacji nie mogło

sobie na to pozwolić.

-To pierwszy z kandydatów, których miał przysłać Lord Thurston. -William wepchnął sobie do ust

pełną garść porzeczek. -Powiadają, że wygląda na bardzo potężnego rycerza, lady Clare. Prowadzi ze

sobą wspaniały, wielki zastęp wojowników. Słyszałem, jak John Blacksmith mówił, że trzeba było

zaangażować aż połowę statków z Seabern, aby przewieźć wszystkich ludzi, konie i bagaże na naszą

wyspę.

Podniecona Clare nie mogła złapać tchu. Przyrzekała sobie, że kiedy nadejdzie ta chwila, potraktuje

całą sprawę ze spokojem i opanowaniem. Teraz jednak, gdy moment ten był już blisko, ogarnąło ją

nagle znacznie większe zdenerwowanie, niż przypuszczała.

-Duży zastęp? -Clare zmarszczyła brwi.

-Tak. -William promieniał. -Ich hełmy tak błyszczą w słońcu, że aż bolą oczy. -Połknął dwie

następne garście porzeczek. -A konie są olbrzymie. John mówi, że jest wśród nich wielki siwy ogier,

pod którego kopytami drży ziemia.

-Ale ja nie prosiłam o duży zastęp rycerzy i wojowników -powiedziała Clare. -Na Wyspie Pożądania

potrzeba tylko nielicznej grupy żołnierzy do ochrony statków przewożących nasze wyroby. Co, na miły

Bóg, pocznę z wielkim zastępem kręcących się wszędzie wojowników? I z ich końmi. Jak wiesz, ludzie i

konie dużo jedzą.

-Nie denerwuj się, Clare -powiedziała z uśmiechem Margaret. -Z pewnością młody William inaczej

niż my wyobraża sobie ogromny zastęp wojowników. Pamiętaj, że jedyny zastęp zbrojnych rycerzy,

jaki kiedykolwiek widział, to nieliczna gwardia przyboczna sir Nicholasa w Seabern.

-Ufam, że masz rację, pani. -Clare uniosła wonną kulkę, zwisającą na łańcuszku przy jej pasku, i

zaczęła wdychać kojący aromat róż i ziół. Zapach ten, jak zawsze, dodał jej otuchy.

-Niemniej jednak przyjęcie i wyżywienie tak wielu osób i tylu koni będzie wielce kłopotliwe. Na ucho

świętej Hermiony, nie mam ochoty podejmować wszystkich tych ludzi. A to dopiero pierwszy z

kandydatów.

-Uspokój się, Clare -powiedziała Margaret. -Może ta gromada ludzi, którzy wysiedli w porcie, składa ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin