ZWYCIĘZCA.doc

(97 KB) Pobierz

ZWYCIĘZCA

ZPOD KIRCHOLMU.

 

Opowiadanie dla młodzieży

 

przez

 

Teresę Jadwigę.

 

Nad rzeczką Wilejką, w jednej z najpiękniejszych okolic Wilna, bawiła się ochoczo gromadka chłopców. Były to czasy wojenne. Król Stefan Batory siedział na tronie polskim; w kraju o niczem innem nie mówiono, tylko o zwycięztwach i nowych wyprawach; przez miasto przeciągały ustawicznie zbrojne pułki; w puszkami pod zamkiem lano ciągle nowe działa. Chłopcy, napatrzywszy się tych przygotowań bojowych, nasłuchawszy o potyczkach stoczonych, nabrali też ochoty do rzemiosła rycerskiego, więc bawili się w wojnę. Postroiwszy czapki w zielone kity, przypasali do boku drewniane pałasze, z gałęzi porobili rumaki, i dalejże harcować po zielonych błoniach, gonić się, ucierać, staczać bójki i brać do niewoli. Dowódzcą tej młodej gromadki był rumiany, żwawy chłopczyna. Na imię mu było Karol; słuchały go dzieci, jak gdyby rzeczywiście był wodzem, a on, dumny z powagi, jakiej używał, głosem wyniosłym wydawał rozkazy, karcił opieszałych i nieposłusznych.

— Do porządku! — krzyknął naraz. I cała gromada rozpierzchnięta po błoniu skupiła się w jednej chwili koło niego, a on ustawił towarzyszy w szeregi po dwóch.

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

— Marsz! na Inflanty idziemy! — rzekł 1).

Ruszyli poważnym pochodem. Zajęci zabawą chłopcy nie widzieli, iż przypatruje się im kilku panów, którzy, jadąc drogą, obok błonia się wijącą, zobaczywszy dziatwę, naraz przystanęli. A możni, zdawali się być: jedwabie i złoto na nich błyszczało, i dorodni wszyscy byli, szczególniej jeden o twarzy dziwnie rozumnej, wielkich czarnych oczach, z których potęga woli biła: umiał on pewnie innymi rządzić i sobą, umiał wzbudzać ku sobie szacunek, bo towarzysze trzymali się od niego zdala... Naraz wśród chłopiąt, maszerujących powstał popłoch. — opuszczać poczęli szeregi z krzykiem pełnym rozpaczy: "wściekły pies! wściekły pies!"

Wistocie na błoniu ukazał się pies chudy, ze skulonym ogonem, z językiem wywieszonym, biegnący skośnie. Chłopcy poszli w rozsypkę, pies pogonił za nimi; tylko ten, który wodzem był gromadki, nie stracił przytomności. Gdy koledzy jego jedynie o ucieczce pomyśleć potrafili, nie zastanowiwszy się nawet nad tem, jaka droga do ucieczki najpewniejsza, — on rozejrzał się uważnie po błoniu, a spostrzegłszy, iż dwóm jego towarzyszom zagraża niebezpieczeństwo, bo pies ich dogania, skoczył ku nim i stanął naprzeciw wściekłego zwierzęcia. Pies na chwilę się zatrzymał, potem rzucił się ku

 

odważnemu dziecku, — lecz w tej samej chwili rozległ się głośny huk w powietrzu i, zanim chłopiec zdołał zdać sobie sprawę, co ten huk znaczy, ujrzał padającego u stóp swoich psa i krew broczącą z niego. Zdziwiony obejrzał się i teraz dopiero spostrzegł owych mężów konnych, którzy dążyli wszyscy ku niemu. Zanim miał czas im podziękować za pomoc, jaką mu dali niespodzianie, ten, co najwspanialej wyglądał, zapytał pierwszy:

— Jak się zowiesz?

— Karol Chodkiewicz, — odparł śmiało chłopiec.

— W cóż bawiliście się przed chwilą? — pyta dalej nieznajomy.

Chłopiec się roześmiał.

— Zowię się w tej chwili Hieronim Chodkiewicz — rzekł — to imię mego dziada; jestem hetmanem litewskim 1). Za rozkazem króla Zygmunta Augusta spieszę do Inflant... A wy, panie, kim jesteście? — dodał.

Uśmiechnęli się wszyscy panowie, a ten, któremu mały Karol zadał to pytanie, odparł poważnie:

— Zowię się Stefan Batory.

Teraz chłopiec się zmięszał.

— Król! — wyjąkał przestraszony i przyklęknął. — O! wybaczcie, panie, moje zapytanie, — dodał nieśmiało.

Król spojrzał nań życzliwie.

 

— Wstań, dzielny chłopcze, — rzekł łagodnie — pragnąłbym, abyś jak najprędzej dorósł, powołam cię wówczas do szeregów rycerskich, bo pewny jestem, iż walczyć będziesz umiał. Kto w chwili grożącego niebezpieczeństwa zapomina o sobie, by śpieszyć na pomoc innym, ten na bohatera wyrośnie.

To mówiąc, podał dłoń klęczącemu. Karol ją uchwycił i do ust poniósł.

— Gdy uczyć się przestanę, przywdzieję zbroję niezawodnie! — rzekł.

— Rosnijże prędko, zuchu, bo takich, jak ty, kraj potrzebuje, — odparł Batory. — Wdzięczny jestem Bogu, iż kula moja cię ocaliła! — Poczem skinął na panów i oddalił się.

— Niech żyje Stefan Batory! — krzyknął za nimi Karol.

— Niech żyje król! — zawtórowali mu towarzysze, których strzał zatrzymał w ucieczce, a potem powrócili oni do swego wodza i otaczali go znowu.

Karol odwrócił się do nich z wesołą twarzą.

— Pogrzebiemy teraz wroga i podążymy do domu, do książek zasiądziemy, by nauki skończyć jaknajprędzej, a potem służyć pożytecznie ojczyźnie.

 

 

* * *

 

Lat kilkanaście ubiegło od tego dnia. Stefan Batory już nie żył, miejsce jego zajął Zygmunt Waza, syn króla szwedzkiego Jana. Prowadził on

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

właśnie wojnę o koronę szwedzką, którą mu zabrał rodzony stryj jego, książę Sudermański; w Inflantach toczyły się bitwy, mające ten spór rozstrzygnąć.

Dzień miał się ku schyłkowi, powietrze duszne zapowiadało zbliżającą się burzę. Czarne chmury gromadziły się coraz liczniej na niebie, na ziemi leżała moc liści, strąconych z drzew szalonym wichrem, który nie przestawał gnać ich z miejsca na miejsce. Krwawo zachodzące słońce nadawało chmurom blask ponury i złowrogi. Około godziny dziesiątej z wieczora od strony miasta Rygi dał się słyszeć głuchy hałas, który zbudził mieszkańców sąsiedniej wioski, zwanej Kircholmem. Pewni będąc, że to burza nadchodzi, nie wyjrzeli przez okna, które starannie przed zbliżającą się nawałnicą pozamykali. Burza wisiała w istocie nad wioską, lecz z nią jednocześnie dążył książę Sudermański z licznym hufcem — otrzymał bowiem wiadomość, że wojska Zygmunta III obozują wpobliżu, i śpieszył spotkać się z niemi. Ponury odgłos oddalonych grzmotów wtórował jego pochodowi, wiatr jęczał głucho, drzewa skrzypiały, konie zrywały się niespokojnie, a żołnierze szeptali, że niebo ich łaje, bo idą walczyć z prawym królem; szli jednakże, bo wódz iść kazał.

Gdy dotarli do wsi Kircholmu, Suderman oznajmił wojsku, że tutaj noc spędzą. Żołnierze poczęli rozbijać namioty, niebawem obóz był gotów. Pomiędzy białymi i kolorowymi namiotami powiewały setki' chorągwi, a najwspanialszą ze

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

wszystkich była chorągiew księcia Sudermańskiego, na której dwie ręce trzymały koronę z napisem łacińskim. Olbrzymie działa otaczały namioty; broń, w kozły ustawiona, świeciła ostrzami. Rozpaliwszy ogniska, żołnierze posilili się, poczem udali się na spoczynek. Burza poszła bokiem, otucha wstąpiła w ich serca, ale nie we wszystkie: wielu wyrzucało sobie, iż przeciw synowi dobrego króla Jana zgodzili się podnieść broń, — ci doczekali ranka, nie zmrużywszy na chwilę oczu.

Słońce zajrzało pod płótna namiotów; zbudził się książę Suderman i, wyszedłszy spojrzeć, czy niebo pogodne, spotkał kilku ze starszyzny przed namiotem.

— Dzień dzisiejszy utwierdzi koronę na mojem czole — rzekł do hrabiego Mansfelda. — Zygmunt odwołał, z powodu. wewnętrznych zamieszek państwa, doświadczonego wodza, jakim był Zamojski, a przysłał na jego miejsce młodego Chodkiewicza, który niedawno mianowany został hetmanem litewskim.

— Zdaje się, że ów hetman już zemknął przed nami — odezwał się pogardliwie Mansfeld, — nigdzie wojsk jego nie widać.

— Podobno oczekuje nas ukryty za górami, otaczającemi wioskę Kircholm. On nieskory do ucieczki; łacniej uwierzę, iż chce nas podejść niespodzianie, — rzekł książę Luksemburski.

Król rzucił mu posępne spojrzenie.

— Życzyłbym sobie, mości książę, abyś ciszej wygłaszał podobne zdania; wojsku otuchę łatwo

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

odebrać. Jeśliś sam tchórzem, nie czyń innych tchórzami.

Krew uderzyła księciu do skroni, jednakże zapanował nad gniewem, co mu wrzał w sercu, i odparł napozór spokojnie:

— Niesłusznie tchórzem mnie nazywacie, miłościwy panie! Nie uciekam nigdy z placu boju, jak inni czynić to potrafią, a na przekonanie, iż śmierci się nie lękam, poprowadzę dziś pieszo na bój mój oddział i zbroję z siebie zdejmę...

To mówiąc, rzucił na ziemię swój szyszak, odpiął ostrogi i, wziąwszy kopję do ręki, stanął na czele swojej chorągwi.

Suderman, powstawszy rozgniewany, kazał rozdać wojsku wódkę dla obudzenia w żołnierzach zapału do bitwy, a obchodząc szeregi, mówił:

— Zgnieciemy odrazu wroga, toć garść ich tylko! Nie oprą się liczbie, dziesięciu nas na jednego.

I w obozie polskim gotowano się także do boju. Karol Chodkiewicz — ów odważny niegdyś chłopiec, dzielny obrońca towarzyszy, dziś hetman litewski, wysłany przez króla Zygmunta III, by upomniał się o wydartą mu koronę szwedzką — również wpobliżu Kircholmu rozłożył się obozem. Wiedział on dobrze, że siły nieprzyjaciela są przeważające, ale wiedział i to, że często nie liczba, lecz odwaga zwycięża — gotował się zatem z wiarą do spotkania. Podzielił swój hufiec na trzy oddziały: lewe skrzydło powierzył Tomaszowi Dąbrowie, prawe Janowi Sapiesze, głównym korpusem

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

sam miał dowodzić. Ustawiwszy szeregi, objechał je po raz ostatni.

— W Bogu i we własnej sile miejcie ufność! — mówił głosem wzruszonym — a wszystko dobrze pójdzie... Wprawdzie Szwedzi są o wiele liczniejsi, lecz za nami słuszność przemawia, nasza sprawa czysta, bronimy swojej własności.

— Policzym Szwedów, gdy ich wybijemy — odezwał się jeden z rycerzy.

Chodkiewicz zwrócił się do niego z uśmiechem.

— Daj Boże, aby Waszmości słowa się spełniły — odparł; — biorę je sobie za dobry znak ochoty waszmościów i mam nadzieję w ich męstwie.

— Poczem wyciągnął dłoń do jednego ze starszych.

— Lacki! jeśli kula nieprzyjacielska życia mnie pozbawi, pamiętaj, iż ostatnią, moją, wolą jest, aby zwłoki moje w grobie ojców pochowane zostały — a pierścień mój i obrączkę żonie mojej nie zapomnij oddać!

Lacki ścisnął podaną, sobie rękę i pochylił się z pocałunkiem do ramienia hetmana.

— Bóg będzie czuwał nad wami, hetmanie! — odparł — potrzebni jesteście krajowi.

— Pomódlmy się teraz, — rzekł Chodkiewicz i pierwszy zgiął kolana. Otoczyli go inni i piękny hymn: "Kto się w opiekę poda Panu" wzbił się pod niebiosy.

Po skończonej modlitwie każdy wrócił na swe stanowisko, czekając hasła do boju. Dało się słyszeć niebawem: książę Sudermański, obdzieliwszy wódką żołnierzy, kazał im dosiąść koni i ruszyć ku nie-

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

przyjacielowi. Wkrótce dojechali do wzgórzy, poza któremi stał obóz Chodkiewicza. Gdy wdarli się na szczyt i ujrzeli gotowego do boju nieprzyjaciela, wnet zagrały ich trąby bojowe i z hasłem tem poczęli zbiegać Szwedzi ku dolinie... Król ich zatrzymał się na szczycie... Stojąc na przodzie swojego hufca, Chodkiewicz nie czekał natarcia wroga, lecz, obejrzawszy się na swoich, krzyknął:

— Za mną, dzieci, śmiało! z nami słuszność, z nami Bóg!...

I rzucił się tam, gdzie najgęstsze były zastępy nieprzyjaciół; z szablą w górę wzniesioną torował swoim drogę, a piersiami własnemi ich zasłaniał. Porwani jego odwagą i poświęceniem, żołnierze rzucili się za nim, — śmiało i żwawo natarli na Szwedów. Tamci jak rój pszczół ich obskoczyli, oni bronili się dzielnie.

Stojąc w bezpiecznem miejscu, książę Sudermański przyglądał się ciekawie tej nierównej walce.

— Nim południe zajdzie, skończymy tę śmieszną zabawkę, a po zachodzie słońca wesoło będziemy obchodzić nasze zwycięztwo, — rzekł do jednego z oficerów.

Lecz minęło południe, a śmieszna zabawka nie skończyła się jeszcze: garstka Polaków opierała się dalej zacięcie potężnym hufcom...

Na niebie poczynały tymczasem znowu zbierać się czarne posępne chmury; słońce zbladło, głuchy grom rozległ się wdali. Żołnierze szwedzcy przypomnieli sobie wczorajsze wyrzuty sumienia.

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

— Bóg gniewa się na nas, — rzekł któryś... Słowa te podchwycili inni i strach zajrzał do ich serc, poczęli się cofać...

— Co to, nasi ustępują? — krzyknął gniewnie książę Sudermański.

I spiąwszy konia ostrogą, zbiegł ze wzgórza.

— Naprzód! — krzyknął na pierzchających, — kto nie posłucha rozkazu, ten kulą w łeb dostanie.

Huk piorunu odpowiedział na tę groźbę, a huku tego więcej, niż słów królewskich, przestraszyli się Szwedzi. Popłoch paniczny ogarnął wszystkich, uciekać poczęli w najwyższym nieładzie.

Pociągnięty przykładem innych, koń króla zawrócił także, król sam stracił przytomność i gnał za wszystkimi; wiatr zerwał mu kapelusz z głowy, on nie czuł tego, śpiesząc ku morzu, gdzie czekały szwedzkie okręty...

Mógł się teraz śmiać Chodkiewicz, widząc, jak garść tysiące rozproszyła, lecz zbyt smutny obraz roztaczał się przed jego oczyma, aby radość mogła zawitać do jego serca... Dziesięć tysięcy ludzi niedawno zdrowych i silnych leżało bez życia. Wódz spojrzał na pole bojowe i w męzkiem jego oku zabłysła łza.

— Smutną, klęską jest wojna, strasznymi jej skutki! Jakiemiż to ofiarami trzeba było okupić te tryumfy nasze! ile łez gorzkich one kosztują, ile matek, ojców i dzieci będzie teraz wyrzekać! O, czemuż ludzie tak się nie miłują, ażeby mogli żyć zawsze w zgodzie... Oddajmy tym nieszczęśli-

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

wym, którzy z naszej ręki polegli, lub we wspólnej z nami sprawie walczyli, ostatnią posługę; zastąpmy im rodziny, których nie mieli przy sobie w ostatniej godzinie życia; pogrzebmy ciała zmarłych...

Sam wziął rydel do ręki, rycerstwo poszło za jego przykładem i niebawem na polu bojowem urosła olbrzymia mogiła.

Gdy oddano tę smutną posługę braciom i wrogom, wówczas Chodkiewicz rozdzielił pomiędzy rycerstwo zdobycze wojenne. Cały namiot króla szwedzkiego, wszystkie jego sprzęty i srebra dostały się w jego ręce, miał czem wynagradzać walecznych! — Noc spędzili jeszcze pod Kircholmem; dopiero następnego dnia rano podążył Chodkiewicz do Rygi i tam w kościele Świętego Jakóba złożył dziękczynne modły za odniesione zwycięstwo. Z kościoła podążył jeszcze na zamek dla złożenia w nim zabranych nieprzyjacielowi chorągwi, poczem wysłał do Warszawy listy, uwiadamiające króla Zygmunta III o odniesionem zwycięztwie.

Tak to wróżba Stefana Batorego się spełniła: śmiały chłopczyna, który odważnie rzucił się naprzeciw psa wściekłego, by obronić przyjaciół, wyrósł na bohatera; bitwa pod Kircholmem, jaką stoczył ze Szwedami r. 1605-go, okryła Karola Chodkiewicza sławą nieśmiertelną... Cała Europa dziwiła się, iż z tak małą garstką pokonał tak potężnego wroga. Król angielski ofiarował mu swoją przyjaźń; papież przysłał mu list pochwalny; sułtan i szach perski powinszowali Zygmuntowi III,

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

iż ma tak dzielnego wodza. Król znajdował się właśnie na nabożeństwie w kościele katedralnym św. Jana, gdy goniec, wysłany z Rygi przez Chodkiewicza z wieścią o odniesionem zwycięztwie, przybył do Warszawy. Dowiedziawszy się, że król jest w katedrze, pośpieszył tam i wręczył mu list hetmana. Zygmunt przebiegł pismo oczyma, rozjaśnił twarz i kazał odnieść list kaznodziei swemu Piotrowi Skardze, który dążył właśnie na ambonę i stąd przeczytał głośno pomyślną wieść.

Uniesiony radością lud padł na kolana, i hymn dziękczynny zabrzmiał w murach świątyni, a uroczyste głosy dzwonów zawtórowały pobożnej pieśni.

— Niech żyje Chodkiewicz! waleczny wódz, dzielny rycerz zpod Kircholmu! — rozlegało się tego dnia ustawicznie na ulicach Warszawy.

 

* * *

 

W piętnaście lat po wojnie ze Szwedami druga groźniejsza jeszcze burza zawisła nad Polską. Turcy najechali granice państwa; król wysłał hetmana Żółkiewskiego przeciw niebezpiecznemu wrogowi, lecz wysłał go z tak małą garstką, iż hetman poległ pod Cecorą, a wojsko jego rozbite zostało... By klęskę naprawić, posłał następnie Zygmunt Chodkiewicza, który pod Chocimem rozłożył się obozem. Z jednej strony otaczały go skaliste brzegi Dniestru, z drugiej krzewiny i lasy pełne dróg krętych i wąwozów zdatnych do zasadzek; tył obozu zasłaniała wysoka skała, na któ-

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

rej widać było mury miasta Chocima; z przodu usypano szańce, na nich umieszczono działa i straże. Pełni otuchy i nadziei, udali się wszyscy na spoczynek; Chodkiewicz był z nimi, nie wątpili, iż nie da im marnie zginąć...

Tymczasem Turcy zaczęli powoli ściągać pod Chocim i rozkładać się naprzeciw dzielnego zwycięzcy zpod Kirchholmu. Prowadził ich Osman; szły za nim tysiące, krocie: bitni janczarowie, — którzy porwani dziećmi, wychowani w wierze mahometańskiej, dziś w turbanach i kaftanach tureckich, zapomniawszy, iż chrześcijanami się urodzili, — śpieszyli za sułtanem, wrogiem krzyża; wśród nich dziesięć chorągwi powiewało i siedm buńczuków...

Za janczarami spahowie na koniach prowadzili swoje oddziały; ci także w kaftanach i turbanach: to Turcy już z dziada i pradziada. Potem 200 dział ciągnęło; za działami cztery wielbłądy, które dźwigały ciężkie skrzynie złotem wyładowane. Za wielbłądami różne ludy Azji: Tatarzy o twarzach żółtych płaskich, oczach krzywych, w kożuchach na wierzch wełną wyrzuconych, z nahajkami w ręku, na małych zwinnych konikach; Czerkiesi, u których błyszczą za pasem kindżały; pół-nadzy czarni mieszkańcy Afryki, z łukami na plecach, z kołczanami, pełnemi strzał zatrutych — i wiele, wiele innych jeszcze narodów. A za tem wszystkiem wozy wyładowane sprzętami, namiotami i żywnością; wśród wozów bawoły i konie luzem idące, za wozami wspaniałe rydwany, na których jechały

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

żony i niewolnice sułtana, potem wróżbiarze na koniach, służba, mazykanci...

Niezgodne głosy piszczałek, bębnów i trąb, rżenie rumaków, ryk bydła, krzyk ludzi, zlane, zmieszane razem, tworzyły przeraźliwą, wrzawę.

Wrzaski owe dobiegły do obozu Chodkiewicza, oznajmiając przybycie wroga. Doświadczony wódz wyszedł z kilku starszymi przed namiot i uważnem okiem obiegł równinę, przed nim rozpostartą. Obóz nieprzyjacielski przedstawił się mu wyraźnie, jak na dłoni. Zdala czynił wrażenie miasta: krocie namiotów, rozsypanych po wzgórzach okolicznych, przypominały bielone domki wiejskie; pośrodku jaśniał czerwony namiot sułtana, obok którego stały cztery ogromne słonie z wieżami, a na nich umieszczone były dzwony, które oznajmiały Turkom godziny modlitwy i spoczynku

Moc proporców różnobarwnych powiewała wśród tego płóciennego miasta; lśniło ono od złota, namioty baszów stroiły gałki świecące, a przed każdym zatknięta była chorągiew.

Chwilę okiem zadumanem wodził po tym obozie Chodkiewicz, poczem zwrócił się do towarzyszów.

— Ufam w Bogu, iż olbrzym ten nas nie pochłonie, — rzekł. — I pod Kircholmem było dziesięciu na każdego z nas, a jednak wyszliśmy bez sromu z walki. I teraz słuszność i sprawiedliwość walczyć będą razem z nami.

Poczem wysłał rozkazy, by wojsko szykować do spotkania. Na lewem skrzydle umieścił własny

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

pułk, na prawem hetmana polnego Lubomirskiego, pośrodku kazał stanąć piechocie polskiej i węgierskiej. A gdy już całe wojsko było ustawione, gdy każdemu z wodzów powiedział, co ma czynić, wówczas przemówił do zebranych:

— Los i potrzeba Rzeczypospolitej wymagały, abym ja, złamany trudami i wiekiem, raz jeszcze podniósł oręż i szedł na wojnę. Cóś bowiem innego przywieśćby mnie mogło, bym te siwe włosy twardym hełmem okrywał? Wszystkie zaszczyty, wszystkie dostojeństwa już się na mnie skupiły.

Oto i teraz okrutni Turcy rozpuścili swoje zniszczenie po kraju: palą, pustoszą i rabują; mordują nam matki i ojców, siostry i braci spętanych w jasyr pędzą. Czyż mamy dopuścić, aby ich buńczuki utkwiły nad Wisłą?

Niech was nie trwoży to mnóstwo, ta okazałość: są to tłumy, nie ludzie, — umysłem niżsi od nas, zniewieściali i ociężali. Potrafiąż tacy wstrzymać męztwo potomków tych dawnych Sarmatów, którzy żelazne słupy zabili w Elbie? Rzućcie się na nich odważnie, a zwyciężycie...

Ty zaś, potężna sprawiedliwości, Wszechmogący Boże! powstań na zawziętych nieprzyjaciół Twego imienia, przyśpiesz krzywd naszych pomstę, wywróć palcem Twoim tłumne pogańców szeregij pokaż, że jesteś Bogiem naszym i obrońcą!

Wzniósł ręce i wzrok w obłoki, a rycerstwo całe z nim razem zaniosło do Boga cichą, lecz gorącą, modlitwę...

Tymczasem Osman, ujrzawszy szczupłą liczbę

 

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

nieprzyjaciela, oświadczył, iż po godzinnym odpoczynku stoczą, bój, bo nie warto odkładać; garść zmiotą z łatwością i wrócą, do domu w tryumfie z łupami i jeńcami.

Zagrały hasła bojowe, szyki się starły. Chodkiewicz znowu sam powiódł swoje hufce do boju, znowu za tarczę im służył i znowu pokazał wrogowi, że niezawsze liczba zwycięża...

Pierwsze starcie przekonało sułtana, iż przeciwnika lekceważyć nie należy; wyszedł pokonany z potyczki...

Zachęcony powodzeniem, Chodkiewicz postanowił stoczyć walną bitwę i począł czynić do niej przygotowania, gdy naraz rozchorował się obłożnie.

Czując, że to choroba ciężka, a może śmiertelna, wezwał rycerstwo do swego łoża i, pożegnawszy każdego z osobna, zaklął potem wszystkich razem, by zgodnie walczyli i posłuszni byli hetmanowi Lubomirskiemu, którego na swoję miejsce zostawia, — Lubomirskiemu zaś duł wskazówki, jak ma działać i cały plan przyszłej bitwy przed nim roztoczył. Chorego hetmana złożono po tem pożegnaniu na wóz i odwieziono do miasta Chocima; część rycerstwa odprowadziła go aż na miejsce, a szli za nim ze łzami, z jękiem, jak gdyby za trumną... Przeczucie wyciskało im łzy z oczu, lękali się, iż nie ujrzą więcej ukochanego wodza On pocieszał ich słowami: "Zobaczymy się, gdy Turków pobijecie; sprawiedliwość z nami, więc i Bóg z nami, walczcie mężnie!"

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

Nazajutrz huk dział, lecący od strony obozu tureckiego oznajmił Lubomirskiemu, że Turcy walkę znowu pierwsi rozpoczynają. Dowiedział się sułtan przez szpiegów o chorobie Chodkiewicza i postanowił skorzystać z jego nieobecności. Zaledwie zdążył Lubomirski zgromadzić wojsko koło siebie, gdy tłumy Tatarów uderzyły na lewe skrzydło jego hufca; jeszcze to nie zdobyło się na opór, a już oddziały, stojące po prawej stronie, ujrzały pędzących ku sobie Jańczarów: trzymając noże w zębach, z szablami wzniesionemi nad głową lecieli z wrzaskiem okropnym.

Lubomirski dał rozkaz i dzielna husarya na przeciw nich podążyła: przeskoczywszy krzewy i parowy, dzielące ich od wroga, dotarli do nich i bój rozpoczęli. Tymczasem spahowie ze swymi oddziałami uderzyli w sam środek; na wszystkich punktach zawrzała bitwa, a trwała dzień cały: jedni i drudzy nie ustępowali.

Przekonawszy się Osman, iż nie tak łatwo pokona Polaków, że dzielnie się trzymają, zaczął traktować o pokój. Chętnie zgadzał się na to Lubomirski. W kilka dni po stoczonej bitwie poselstwo polskie udało się do obozu tureckiego. Wspaniały z pozoru namiot sułtana wspanialszym był jeszcze wewnątrz. Składał się on z kilku obszernych komnat, z przysionkami; komnaty zasłane były kobiercami, na ścianach jedwabie i złoto świeciło. Siedząc na tronie, z podugzek ułożonym, otoczony pierwszymi urzędnikami państwa, Osman czekał na przybycie poselstwa; nad nim wisiał miecz i łuk z napiętą

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

cięciwa, w dali stała straż... Szelest dał się słyszeć, jedwabna opona, kryjąca wnijście do namiotu, rozchyliła się i weszło poselstwo, poprzedzane przez dwóch odźwiernych, którzy w ręku laski srebrne trzymali.

Osman siedział nieporuszony, chmurnem wejrzeniem zmierzył wchodzących posłów, — -oni równie dumnie i hardo spoglądali. Zbliżywszy się do tronu, skłonili się z godnością, poczem jeden z nich, Jan Sobieski, wyciągnął do sułtana rękę z listem Lubomirskiego. Najbliżej niego stojący urzędnik odebrał list i wetknął miedzy poduszki tron tworzące; sułtan wciąż siedział nieporuszony, jak figura kamienna. Następnie przystąpił do tronu drugi poseł polski, Żurawiński, za nim szło kilku pachołków, którzy dźwigali dary, przez Lubomirskiego Osmanowi przysłane: tarczę ozdobioną drogimi kamieniami i kołczan pełen strzał.

— Wiemy dobrze, cesarzu, iż nie zbywa ci na złocie i klejnotach — przemówił, skłoniwszy się nizko, — to też nie klejnoty, lecz oręż niesiem ci w darze, życząc, abyś go używał przeciw nieprzyjaciołom swoim i naszym, lecz nigdy przeciw nam.

Teraz dopiero poruszył się sułtan: dał znak wezyrowi, aby przemówił... Dary słudzy zanieśli do dalszych komnat, sułtan zaprosił posłów na ucztę, a w tej samej chwili namiot, jak gdyby pod dotknięciem różdżki czarodziejskiej, zajaśniał cudownem światłem: zabłysły w nim ognie bengalskie, krocie lamp zamigotało, jednocześnie ozwała się rzewna muzyka, a słudzy wnieśli do namiotu

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

małe stoliki, które postawili przed sułtanem oraz gośćmi i urzędnikami, na stolikach tych znajdowały się najrozmaitsze słodycze.

Z pomyślną odpowiedzią powrócili posłowie do swojego obozu: Osman zawarł pokój na lat kilka... Nazajutrz jedni i drudzy zwinęli namioty. Z wojskiem jeszcze bardzo licznem powracał sułtan do swojej stolicy, ciągnąc za sobą wozy z rannymi, lub wyładowane prochem; miał jeszcze czem wojować i czem żywić wojsko, a jednak zwinął obóz, gdyż uląkł się męztwa Polaków. W przeciwną stronę, ku rzece Dniestrowi, szła garstka tych walecznych rycerzy w sukniach podartych, z poszarpanymi sztandarami; twarze ich były wychudłe i wybladłe; głód, niewywczas, trudy obozowe wypisane na nich były wyraźnie. Niejeden wlókł ledwie nogi za sobą, niejeden miał głowę szmatą przewiązaną, a na szmacie krew; niejeden dźwigał rękę na temblaku, lub bez nogi siedział na wozie: lecz dążyli wszyscy z pieśnią na ustach, w oczach ich radość świeciła, na czołach duma szlachetna...

Chociaż nędzni, odarci, wychudli, hardo jednak głowy trzymali, bo myśl, iż oswobodzili ojczyznę od groźnego pohańca napełniała ich serca zadowoleniem; bo pewni byli, że, gdy wstąpią na ziemię ojczystą, rodacy uścisną im dłonie i kraj cały wdzięczny im będzie za dokonane czyny...

Karol Chodkiewicz już nie żył. Umarł on w Chocimiu, podczas gdy pod murami tego miasta toczył się ów bój nierówny. Lecz imię jego nową sławą mimo to się okryło, on bowiem natchnął

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

rycerstwo męztwem, on zachęcił do wytrwania, on dał rady, jak walczyć mają: zwycięztwo odniesione nad Turkami pod Chocimem r. 1621 iego było przeto zasługą. Jest to jeden z najsławniejszych w naszej historji wodzów, którego zwycięztwa pod Kircholmem i Chocimem blaskiem niespożytej chwały opromieniły naszą ziemię.

 

KONIEC.

http://www.pbi.edu.pl/img/0.gif

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin