Rozdział 1 - Sen.doc

(46 KB) Pobierz

It’s a new day,

It’s a new dawn,

It’s a new life,

For me and I’m feeling good…

                                             ~ Muse -Feeling good

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

 

Ułożyłam się wygodnie na poduszce oczekując zapadnięcia zmroku. Miałam jeszcze tyle do zrobienia, ale nawet nie chciałam się ruszyć z miejsca. Wiatr lekko uderzył, a o szybkę. Mama wyjechała na jakiś czas, teraz zdarzało się jej to często, ale akurat dziś nie chciałam zostawać sama. Do spania samej w domu byłam przyzwyczajona od dawna. Mama po „zaginięciu” ojca często wyjeżdża do swoich sanatoriów itepe.

Było jeszcze widno, ale ja pragnęłam jak najszybciej zasnąć. Przekręciłam się na drugi bok w nadziei, że będzie mi wygodniej jednak to nic nie zmieniło…

Nie wytrzymałam.

Wstałam i założyłam grube kapcio-skarpety. Powoli ześlizgnęłam się z łóżka. Po drodze spojrzałam w lustro, czego zazwyczaj nie lubiłam robić. Lekko przeczesałam włosy dłonią i zbiegłam na dół chwiejnym krokiem. Przemieszczałam się na ugiętych nogach obawiając… czegokolwiek.

W kuchni znalazłam szafką z lekarstwami. Po jej otworzeniu na głowę spadły mi dwa plastikowe kosze pełne małych flaszeczek z „miksturami” niezbędnymi do życia w dwudziestym pierwszym wieku. Po długich i męczących poszukiwaniach odnalazłam proszki nasenny, których mama pod żadnym pozorem nie pozwalał mi dotykać!

Przekręciłam spokojnie nakrętkę i drżącymi rękoma wyjęłam pigułkę. Włożyłam ją do ust. Gorzki smak rozlał się po moim gardle, a ciało przeniknęła gorąca fala i zimny dreszcz.

-Jestem chora, mam katar…- wmawiałam sobie z niepokojem.

Oczy zaczęły mi się kleić. Doczołgałam się do kanapy i klapnęłam na nią ostatkiem sił.

 

                                              ***

 

Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Czułam jak cale moje ciało sztywnieje i kostnieje. Bałam się uzależnienia… bałam się rzeczy, których nie widzę, ale moja podświadomość mówi, ze gdzieś są. Świat nocy bardzo mnie przerażał i zawsze w nocy, czułam się dziwnie, niespokojnie i … nie wiem… Mama mówi, że to po ojcu… Że każdy człowiek po czyjejś stracie odczuwa coś podobnego, ale branie tabletek nasennych nie jest już normalne! Ułożyłam się na kanapie wtulając w podgłówek i okrywając ciepłym kocem. Kiedyś zabrałam leki do szkoły, były to silne leki na ból głowy, po nich wszyscy ludzie mieli kolory wokół siebie… jakby aury… Moje życie odbywało się na monotonnej zasadzie, męczące koszmary nocne, przeróżne wizje, które tliły się w mojej głowie i bóle… tak silne i nie do zniesienia…

Bałam się, że oprócz jednej śmierci może przyjść druga… coś cały czas mi to podpowiadało… Moje myśli były trudne i dziwne bez składu i ładu, po prostu urywki stwierdzeń i niezwykłych faktów bez wyjaśnień. Mama mówiła, że powinnam z kimś się spotykać, znaleźć sobie tak zwane, „psiapsióły”. Ale ustrzegała mnie prze miłością, zawsze wspominała, że miłość to morderca, niszczy cię od środka pozbawiając wszystkiego… Matka stała się trudna po tym wypadku. Wszyscy dobrze wiedzieli, że ojciec zginął, umarł, ale mama wszystkim wmawiała, że uciekł od nas i tyle. Leczyła się w Stuart w deszczowym kawałku Florydy, nie pasowała do bogackiego, pięknego i tętniącego życiem Miami. Nie pasowała do naszego, apartamenciku z widokiem na ocean, nie lubiła zwierząt i nie potrafiła cieszyć się ani moimi sukcesami ani pierwszymi krokami w życiu, MinnieAnne. Moja dwunastoletnia siostrzyczka była bardzo rezolutną osóbką, utalentowana jako pianistka i uwielbiającą pokazy mody. Potrzebowała zainteresowania i miłości i tak naprawdę coraz bardziej odzwyczajała się od towarzystwa mamy. To ja byłam jej jedyną rodziną… Nawet nie zauważyłam, że straciłam pół godziny na rozmyślania na tematy, których nienawidzę poruszać. Catherine, moja matka miała już wielu facetów. Poznawała ich w klubach, sanatoriach, właśnie Minnie jest owocem jednej z takich miłostek. Nie jest moją prawdziwą siostrą, ale kocham ją i staram się zapewnić jej trochę radości i rozrywki, jeżeli tylko mogę.

              Sięgnęłam po butelkę z wodą mineralną i upiłam spory łyk, otrząsając się ze smutnych myśli. Niedzielę, jak każdą inną spędziłam właśnie z Minnie, chociaż ona prawie połowę dnia spędziła na czatowaniu ze swoimi znajomymi na facebooku, resztę dnia poświęciłyśmy sobie. Grałyśmy w Monopol, wygłupiałyśmy się w saunie

I poszłyśmy do kina na Pan i Pani Kiler. Ja jako ta rozsądna szesnastolatka, w środku podziwiałam wspaniałego Ashtona Kutchera, zaś MinnieAnne zachwycała się kolorem włosów Catherine Heigl. Minnie miała śliczne rude loczki sięgające połowy szyi i jasne zielone oczy, a ja czarne fale sięgające ramion z okropnie ciemnymi granatowymi oczami, w których świeciły małe szafirowe iskierki. Byłyśmy tak inne, ale zarazem tak do siebie podobne w cechach charakteru… nie może nie… ja byłam leniwa, uparta i wybuchowa, a ona spokojna, sympatyczna i bardzo otwarta na ludzi i nowe znajomości. Kiedy film dobiegł końca wywlekłyśmy się z kina, rozmawiając o seansie z dosyć małym rozentuzjazmowaniem stwierdzając, że był to film raczej klasy B. Mówiąc szczerze, wolałabym iść na coś innego, ale Minnie nie chciała… Ostatnio zaczęła trochę kaprysić i jęczeć, jak to ma czasem w zwyczaju, a ja jestem zbyt uległa i tak to się zazwyczaj kończy.

-Ja chcę coś zjeść- szepnęła.

-Dobra, idziemy na pizzę, ale tym razem ty stawiasz.

-Ok- uśmiechnęła się od ucha do ucha, szczęśliwa, że może się popisać 

i coś mi postawić. Czuła się, wtedy doroślej.

-Poczekaj chwilkę i zamów mi Margharitte i wodę, a ja pójdę do toalety- uśmiechnęłam się, próbując wytrzymać z bólem głowy, coraz bardziej narastającym.

Po ciele przeszedł mi zimny dreszcz i fala ciepła co doprowadzało mnie do szału. Zamknęłam oczy i szłam przed siebie, jadąc ręką po ścianie. Napotykając pierwsze drzwi, najprawdopodobniej toalety, weszłam przez nie i od razu ból wzmógł się, gdyż łazienka oświetlona była białymi jarzeniówkami, które oświetlały mnie całą, aż ciało zaczynało mnie swędzić.

Wyczułam po omacku umywalkę i od razu odkręciłam wodę w kranie, płucząc nią twarz, przemywając oczy i rozmasowując zimną dłonią kark. Otworzyłam oczy i spojrzałam w lustro. Kaszmirowy sweterek i granatowy top, zdawały się błyszczeć w świetle lamp. Tarłam oczy, które stawały się coraz bardziej czerwone. Powieki były suche, policzki rozpalone, a ja sama blada jak trup. W pewnym momencie zrobiło mi się bardzo niedobrze, w gardle zaczęła mi się zbierać wielka gula. Wpadłam do najbliższej kabiny i zwymiotowałam, kładąc się na brudnej, publicznej desce klozetowej…

 

              Pobyt w Centrum handlowym nie zakończył się najlepiej. Po moimi ekscesach w łazience, nie jedząc pizzy wróciłyśmy do domu. MinnieAnne strasznie narzekała i była na mnie śmiertelnie obrażona, a ja byłam dumna, że udało mi się zbajerować kelnera, iż moja siostrzyczka się źle czuje, więc musimy opuścić lokal i domagamy się zwrotu pieniędzy.

Udało się. Mój wrodzony aktorski talent na coś się w końcu przydał… nie, nie byłam utalentowana w niczym, no chyba, że we wpadaniu w kłopoty.

Wpadłyśmy do domu, Minnie poszła się wykąpać, więc ja korzystając z wolnej chwili sprawdziłam z nudów moją pocztę. E-maili nie dostawałam prawie w ogóle, ale mama czasami stawała się na tyle miła, że napisała, czy wszystko u niej dobrze. Niestety wchodząc na skrzynkę, zastałam dwie oferty od operatora mojej sieci komórkowej i jedną wiadomość z treścią „niebezpieczną”. Otworzyłam to „coś niebezpiecznego” i ujrzałam zdjęcia rozlanego na białym obrusie wina. Pięknej (zapewne modelki) blondynki  z anielskimi oczami, koloru najjaśniejszego nieba. Jej smukła, wyidealizowana sylwetka i postura przerażała. Ubrana w czarną suknię bez rękawków, zakończoną prostą, granatową falbanką. Na szyi miała kolię pod kolor granatowy, a jej palce ozdobione były niezliczoną ilością pierścionków.

Treść e-maila brzmiała:

 

Na zawsze moja, najpiękniejsza Sapphire, gdziekolwiek jesteś zawsze będę Cię kochał…

                                                                Twój William

Rzuciłam się na łóżko i nie mogąc wyzbyć się przeświadczenia, iż znam kogoś o takim imieniu. Jednak w tym wcieleniu nikogo… Wcieleniu? Co ja wygaduję?! Wystraszyłam się nie na żarty wmawiając sobie, że to na pewno pomyłka, ale oczy tej pięknej dziewczyny były bardzo znajome. Wyglądały jak… moje? Jeszcze raz włączyłam monitor laptopa i przyjrzałam się nieziemskiej blondynce, zawsze marzyłam, żeby mieć blond włosy, takie jak te… Nie! Nie! Zapomnę o tym. Czym prędzej skasowałam denerwującego e-maila i opatuliłam się kołdrą. Spojrzałam na okno. Sceneria była dosyć przytłaczająca. Kilka młodych brzózek, tuje i wielki, zwalisty dąb na samym środku o pięknych, soczystych liściach. Promienie słoneczne prześlizgiwały się po pniach drzew i wpadały do mojego pokoju oświetlając moją najdrogocenniejszą rzecz, szafir, leżący na wykładanej aksamitem poduszeczce, na regale z pamiątkami. Kamień idealnie oszlifowany, zalśnił tajemniczo. Dostałam go od ojca, a właściwie zapisał mi go w spadku, bo zginął, kiedy miałam dwa latka. Prowadził firmę jubilerską, wszystko dla niego było śliczne, a ja podobno byłam jego oczkiem w głowie.  Świat stawał się lepszy, zieleńszy, ale dla mnie, wręcz przeciwnie. Ciekawe co przyniosą kolejne dni… Ułożyłam się wygodnie na niebieskiej poduszeczce i starając się usnąć, o godzinie dziewiętnastej ( nie zażywając tabletek). Starałam się wsłuchać w rytmiczne dźwięki prysznica dochodzące z łazienki, wywoływane przez kąpiącą się już godzinę! MinnieAnne.

W końcu po wielokrotnym popijaniu wody niegazowanej i wielokrotnym kręceniu się na łóżku, usnęłam. I wtedy k t o ś obdarował mnie taką wizją:

 

Podpierałam ściany na jakiejś imprezie, jak zwykle… Wszyscy świetnie się bawili i nagle otoczenie się zmieniło i znalazłam się w ogromnej, drezdeńskiej sali balowej. Wytworne damy dworu i śmietanka księstwa wybornie bawili się i tańczyli w rytm walca. Suknie i ich halki, wirowały i fruwały. Zaczęło mi się kręcić w głowie, tyle barw, tyle kolorowych aur tych ludzi… Ubrana byłam w czarną, długą suknię z welurem i licznymi halkami. Na rękach miałam koronkowe rękawiczki do łokci. Suknia ciągnęła się za mną i utrudniała chodzenie. Od natłoku wszystkiego, jakby nigdy nic położyłam się na obitej drewnie kanapie, która znikąd znalazła się przede mną. Poczułam się niedobrze, zaczęłam spazmatycznie oddychać i dotknęłam dłonią do rozpalonego czoła. Patrzyłam jak piękna sala wiruje wokół mnie i tańczy razem ze szlachtą. Złote ściany i kryształowe żyrandole migotały mi przed oczyma. Po chwili wszystkie kobiety i dziewczęta znajdujące się na tym terenie zaczęły mnie wachlować i pocieszać. Z tłumu wyłonił się chłopak. Był tak wspaniały, otaczała go lśniąca biała aura wyróżniająca się spośród wszystkich tętniących życiem aur w kolorach, jaskrawego różu, zieleni, żółci, błękitu. Wraz z nim zniknęło wszystko inne. Stał przede mną ubrany zupełnie niestosownie do miejsca i czasu. Wychwyciłam tylko białą koszule i czerwony, przekrzywiony krawat. Nawet nie spojrzałam na kolor włosów czy jasność, bladej cery. Wszystko przyćmiły oczy, oczy koloru identycznego jak moje…

 

  

                                                                        Night_25

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin