Baby Blue - Rozdział 7.pdf
(
71 KB
)
Pobierz
329944302 UNPDF
Rozdział 7
Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Jak on mógł. Przez tyle lat się
przyjaźniliśmy. Tak przyjaźniliśmy się, mimo iż był moim szefem. Zdradził
wszystkich wojowników. Morderca, po prostu morderca. Nie mogę na niego patrzeć,
niedobrze mi się robi. Jak pomyślę ile przez niego zginęło osób... Praktycznie moja
ekipa już nie istnieje. Zostałam tylko ja i Mintis. Czuję jak ogarnia mnie ogromna
złość, furia. Nawet nie zauważyłam, że się przybliżyłam do mężczyzn, trzymając
sztylet w dłoni. Do rzeczywistości sprowadziła mnie ciepła dłoń Lucas'a na moim
ramieniu. Cofnęłam się w bezpieczne miejsce, mężczyźni nie zauważyli widowni i
nadal dyskutują. Spojrzałam na Lucas'a. W jego oczach wyczytałam smutek i
zrozumienie. Nie puścił mojego ramienia, jakby się bał, że zrobię coś głupiego.
Spojrzałam na jego dłoń.
–
Lucas, ja muszę się dowiedzieć dlaczego to zrobił. - zrobiłam błagalne szczenięce
oczy.
–
Nie puszczę ciebie, to niebezpieczne. - uparł się. - A poza tym mieliśmy tylko
słuchać, nie atakować.
–
A kto mówi o atakowaniu? Pierwsza nie zaatakuje. Na Boga Lucas, to Gabriel.
Chcę tylko z nim pogadać. - zapewniłam go.
–
A co z tym łysym mięśniakiem? - zaczął się wahać.
–
Mam pewien pomysł. - szybko dodałam. - tylko się nie złość i nie bierz tego do
siebie.
–
Co to za pomysł? Zaczynam się bać. - przyjrzał mi się dokładnie.
–
Zobaczysz, zaufaj mi. Jak coś pójdzie nie tak, szybko się z nim uwinę. -
spojrzałam głęboko w ciemnopomarańczowe tęczówki. Zastanawia się.
–
Dobrze, ale uważaj na siebie. - skapitulował.
–
Postaram się. - Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam lekko w usta.
Wkroczyłam w zaułek.
Stanęłam jakieś dwa metry przed osiłkiem, w zaciemnionym miejscu.
Będąc wojowniczką nabyłam umiejętność cichego poruszania się. Przydatna
umiejętność zważywszy na charakter mojej pracy. Mężczyźni jakby nigdy nic
rozmawiają ze sobą. Jeszcze przez chwilę słucham ich rozmowy, jednak niczego
sensownego ona nie dotyczy. Dobra, koniec słuchania tej paplaniny.
–
Witam Panów w ten piękny wieczór. - przerwałam mi konwersację. Spoglądam to
na jednego, to na drugiego.
Mężczyźni jednocześnie spojrzeli w moim kierunku. Łysy otaksował mnie
wzrokiem, uśmiechając się chytrze. Natomiast Gabriel wpatruje się we mnie w
głębokim szoku. Otrząsnął się z niego i zaczął się cofać. Zatrzymałam wzrok na nim.
–
Nie radziłabym szefie. - pokręciłam głową cmokając. - ups, ty już nie jesteś moim
szefem, tylko zdrajcą!
Twarz Gabriela pobladła, aczkolwiek się zatrzymał. Zerknęłam do tyłu i
machnęłam ręką do Lucas'a, aby się zbliżył. Kiedy do mnie podszedł, kazałam mu
przytrzymać zdrajcę, aby nie uciekł. Wykonał polecenie. Spojrzałam na łysego, gapi
się na mnie, jakbym była naga. Palant. No to zaczynamy małe show. Uśmiechnęłam
się do niego podchodząc powoli, uwodzicielsko. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Ha,
złapał haczyk, już jest mój.
–
Witaj słodka, może masz ochotę się zabawić? - oblizał wargi i zatrzymał wzrok na
moich piersiach.
Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się zachęcająco, stanęłam
naprzeciwko niego i owinęłam ramiona wokół szyi. Czuję jak jego ręka muska mój
obojczyk i zjeżdża niżej aby zatrzymać się na mojej prawej piersi. Zaczęłam się cała
gotować ze złości. Cholerny zboczuch... Dobra Arantis uspokój się jeśli chcesz, aby
plan wypalił. Zauważyłam, że Gabriel i Lucas uważnie się nam przyglądają. Lucas
dobitnie dawał do zrozumienia, iż nie podoba mu się moje zachowanie, a tym
bardziej łysego. Powróciłam spojrzeniem do osiłka, położył mi na biodrach swoje
łapy, lewą zsunął na pośladek i go chwycił. Zaczął przybliżać się do mnie ustami. O.
Mój. Borze. Jego oddech jest toksyczny, cuchnie jak na wysypisku. Ble...
Mimowolnie wstrzymałam oddech, akurat w momencie kiedy jego usta dotknęły
moich. Przegiął i to grubo. Zaraz mnie chyba rozniesie z furii. Odlepiłam jego
paskudne usta od swoich. Kurde, jak będę w domu to chyba z 10 razy umyję zęby i
zużyję połowę butelki płynu do płukania ust, aby się pozbyć z języka i umysłu tego
odoru.
Spojrzałam mu w oczy. Płynny szafir w moich zaczął działać. Nie
odrywając oczu, zaczęłam zadawać pytania.
–
Co tu robisz?
–
Przysłano mnie, abym się dowiedział czy on – machnął ręką na Gabriela. -
wykonał swoje zadanie.
–
Jakie zadanie? - skupiłam się na jego wzroku, aby się nie wyrwał.
–
Nie wiem dokładnie. Miał naszych gdzieś wpuścić. - zobaczyłam w jego oczach
strach, zdaje sobie sprawę, iż wyjawia mi rzeczy które powinny zostać tajemnicą.
–
Jak to, dokładnie nie wiesz?
–
Każdy z nas ma przydzielone swoje zadania do wykonania, nie chwalimy się
nawzajem nimi. Zabroniono nam.- strach zamienił się we wściekłość.
–
Domyślam się, że zabroniono, aby któryś z was nie wygadał wrogowi gdzie i co
robicie. - przytaknął.
–
Kto ciebie przysłał? - spytałam gniewnie. Furia jeszcze mnie nie opuściła.
–
M. Shadows. - wysyczał.
–
Kto to jest ten M. Shadows?
–
Jest naszym szefem. - zaczął się buntować, na czole pojawiły mu się krople potu.
–
Dzięki. - podziękowałam i chuchnęłam mu w usta szarą chmurkę. Nie mogę sobie
pozwolić, aby zostawić go żywego. Za duże ryzyko.
Gdy ją wchłonął do płuc, otworzył szeroko oczy i chwycił się za gardło.
Zaczął się zataczać, próbując zaczerpnąć powietrza, niczym ryba wyciągnięta z
wody. Jednak nic mu to nie dało, po niecałych dwóch minutach, leży martwy u mych
stóp. Ostatni raz na niego zerknęłam z obrzydzeniem, krzywiąc się oderwałam
wzrok.
–
Co... co ty mu zrobiłaś?! Zabiłaś go! -Gabriel podniósł na mnie głos.
–
Zamknij się! - uciszyłam go i podeszłam w ich stronę.
Lucas nadal mocno trzyma Gabriela za ramiona, uniemożliwiając ucieczkę.
Nasze spojrzenia się skrzyżowały, w jego oczach widzę nieme pytanie, strach i
zaskoczenie.
–
Może tak łaskawie powiesz nam, dlaczego zdradziłeś swoich przyjaciół? -
spytałam wypranym z emocji głosem.
–
Nie miałem wyboru, musiałem to zrobić. On ma moją rodzinę! - blady jak płótno,
spuścił wzrok na swoje dłonie. - Zagroził, że ich zabije jeśli nie wykonam
zadania.
–
Co za on? - moje oczy szczelają piorunami.
–
M. Shadows. - wyjęczał wciąż wpatrzony w dłonie.
–
Co o nim wiesz? - ciągnęłam.
–
Jest szefem tych bydlaków. Dowiedziałem się też, że podlega pod jakąś grubą
rybę. - spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem. Hm... ten facet może sporo
wiedzieć, muszę go znaleźć.
–
Gdzie mogę tego całego M. Shadows'a znaleźć? - nie odlepiam od niego wzroku.
–
Nie wiem. Ale wiem kto może to wiedzieć... - widocznie się waha.
–
To gadaj. - pośpieszyłam go.
–
Nazywa się David i... - usłyszeliśmy świst powietrza. Ktoś do nas szczelił.
Odruchowo padliśmy na ziemię, przed kolejnymi pociskami.
Co za Kretyn do nas szczela?! Odwróciłam się w stronę wejścia do zaułka,
na dachu pobliskiego budynku stała postać w czerni. Kiedy zauważyła, że się jej
przyglądam, szybko czmychnęła w noc. Kto to, do jasnej cholery był? Po pewnym
czasie dodarło do mnie, że Lucas mnie woła. Boże, żeby nie był ranny, tylko nie on.
Szybko odwróciłam się w jego stronę. Jest cały. Oh... Dzięki ci Boże. Ale dlaczego
jest cały we krwi? Z opóźnieniem zajarzyłam, że to krew Gabriela. Szybko
podbiegłam do nich. Gabriel może i nas wszystkich zdradził, ale był moją rodziną.
Kucnęłam obok niego i chwyciłam dłoń, zaczęła stygnąć. Z trudem otworzył oczy.
–
Proszę... Uratuj moją rodzinę. - wycharczał z trudem.
–
Zrobię wszystko co w mojej mocy. - do oczu napłynęły mi łzy.
–
Dziękuję... - głośno przełknął ślinę i utkwił we mnie wzrok. - Luna... - wypuścił z
cichym sykiem powietrze, oczy zrobiły się puste, nieruchome. Skonał.
Rozryczałam się na całego. Lucas przytulił mnie mocno do siebie. Kiedy
się uspokoiłam, a trwało to dość długo, wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę samochodu.
Ten typek na dachu musiał podsłuchać naszą rozmowę. I postanowił uciszyć
Gabriela. Niech się tylko dowiem kim był ten facet w czerni, biada mu.
Doszliśmy do zaparkowanego samochodu, Lucas otworzył przede mną
drzwi i spojrzał na mnie z czułością. Uśmiechnęłam się blado w odpowiedzi i
ocierając lekko dłonią po jego ramieniu, wsiadłam do auta. Kiedy Lucas zasiadł za
kierownicą, ruszyliśmy w drogę powrotną. Nie mam ochoty na rozmowę, choć
widzę, że mój kierowca chciał coś powiedzieć. Zauważył, że nie kwapię się do
rozmowy, więc zrezygnował z prób. Całą drogę pokonaliśmy w milczeniu.
W domu żadne światło się nie świeciło, Mintis musi już spać. Lucas
otworzył kluczem drzwi i weszliśmy do środka. Trzymana przez ciemnowłosego w
talii, ruszyliśmy razem schodami do góry. Stanęliśmy przed drzwiami do mojego
pokoju. Lucas obrócił mnie twarzą do siebie i namiętnie pocałował. Zaskoczona
dopiero po momencie odwzajemniłam pocałunek. Oderwał usta i szepnął mi do ucha.
–
Dobranoc piękna. Do jutra.
–
Dobranoc. - wydukałam, serce wali mi jak szalone.
Weszłam do środka i od razu skierowałam się do łazienki. Wykąpana i
przebrana w piżamę, na którą składa się luźna koszulka z krótkim rękawkiem i majtki
kroju króciutkich spodenek. Poczłapałam do łóżka. Nim się spostrzegłam, zapadłam
w głęboki sen.
***
Znajduję się w lesie. Starym, mrocznym lesie, dziwnie znajomym. Jakaś
siła ciągnie mnie w głąb najciemniejszej części, nogi same mi idą. Próbuję się
zatrzymać, ale bez rezultatu, nie panuje nad swoim ciałem. Im coraz bardziej się
zagłębiam w mrok, tym czuje jak z każdym krokiem narasta we mnie strach. Kiedy to
okropne uczucie nasiliło się do granic mojej wytrzymałości, ukazał się mój Anioł.
Patrzył ze strachem w jakiś punkt za mną. Chcę się odwrócić w tamtą stronę, ale nic
z tego. Nagle dobiegł do moich uszu świst. Sztylet przeleciał koło mojego ucha i
utkwił w piersi Lucas'a. Nie...Nie! Nie!! Lucas padł na kolana, resztką siły wyjął
sztylet tkwiący w sercu i legł martwy na plecy. Momentalnie odzyskałam panowanie
nad swoim ciałem, podbiegłam do niego. Coraz wolniej oddychał, oczy zaczęły robić
się zamglone, gasnąć. Próbuję powstrzymać krwawienie, kończy się to jednak
fiaskiem. Lucas wypuścił powoli powietrze z płuc, po raz ostatni. Niee!!!
Obudziłam się roztrzęsiona, ze łzami w oczach. To tylko sen, koszmar.
Wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju, próbując się uspokoić. Pod wpływem
impulsu wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę sypialni Lucas'a. Zapukałam
cicho. Głupia, pewnie już śpi. Co ciebie w ogóle podkusiło, żeby tu przyjść? Głupia,
głupia, głupia. Moje wewnętrzne wyzywanie siebie przerwały otwierające się drzwi.
Stanął w nich nie kto inny jak mój Anioł. Cały, zdrowy i żywy. Spojrzał na mnie,
widząc w jakim jestem stanie, spytał przejęty.
–
Arantis, coś się stało?
–
Nie... Tylko śnił mi się koszmar. - zawstydziłam się. Nie chciałam przysiąść przed
samą sobą, że chciałam zobaczyć czy jest cały. Boże, nie poznaję się.
Plik z chomika:
coldflowers
Inne pliki z tego folderu:
Baby Blue - Rozdział 8.pdf
(66 KB)
Baby Blue - Rozdział 7.pdf
(71 KB)
Baby Blue - Rozdział 6.pdf
(79 KB)
Baby Blue - Rozdział 5.pdf
(72 KB)
Baby Blue - Rozdział 4.pdf
(64 KB)
Inne foldery tego chomika:
cosik
Galeria
Książki
muzyka
Tapety na pulpit
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin