SARPA JAGA - OFIARA Z WĘŻY.RTF

(88 KB) Pobierz

SARPA JAGA Dźanamedźaji

 

O OFIERZE Z WĘŻY DOKONANEJ PRZEZ KRÓLA DŹANAMEDŹAJĘ i o ocaleniu części z nich

 

 

{cząstka Mahabharathy, zwanej piątą Wedą, której tłumaczem na angielski był Kisari Mohan Ganguli

[1883-1896]; tekst angielski wziąłem z www.mahabharataonline.com , poniżej podaję notę autorską stamtąd w tłumaczeniu na polski.

 

NOTA AUTORSKA

 

Sprawdzone w sacred-texts.com, 2003. Korekta w Distributed Proofing, Juliet Sutherland, Project Manager. Dodatkowa korekta i formatowanie w sacred-texts.com, wykonane przez J. B. Hare. Tekst ten jest w obszarze publicznym. Plików tych można używanać w jakimkolwiek celu niehandlowym, pod warunkiem, że ta nota autorska pozostanie nietknięta.}

 

-------------------------

 

              [Śmierć króla Pariszkita, ukąszonego przez węża miała się nieco inaczej, niż w poniższej opowieści z Mahabharathy. Opisał tę śmierć najwyższy autorytet, Awatar Sathya Sai Baba w swojej "Słodkiej Opowieści o Krisznie". Czytajmy poniższą opowieść z "Mahabharathy", pamiętając o tym.]

 

              A kiedy nadszedł siódmy dzień, najlepszy z Brahminów, uczony Kaśjapa był w drodze (do siedziby króla), pragnąc uleczyć króla (po ukąszeniu go przez węża). Wcześniej usłyszał o wszystkim co się wydarzyło, tj. że Takśaka, pierwszy z  węży, wyśle obecnego władcę przed oblicze Jamy (Śmierci). Pomyślał: uleczę tego władcę po tym, jak ukąsi go ów pierwszy z węży. Uczyniwszy to mogę zdobyć bogactwo, mogę też nabyć zasług. Ale ów książę węży, Takśaka, w postaci starego Brahmina, zobaczył nadchodzącego drogą Kaśjapę nastawionego na uzdrowienie króla. I książę węży przemówił do tego byka spośród Munich (mędrców), Kaśjapy: "Dokąd zmierzasz z taką żywością? Poza tym, jaka sprawa Cię tam wiedzie?" Kaśjapa, zagadnięty, odparł: "Takśaka spali dziś swoim jadem króla Parikszita z rodu Kuru, tego gnębiciela wszystkich wrogów. Nie tracąc czasu spieszę, przyjacielu, żeby uzdrowić tego króla o niezmierzonym męstwie, jedynego przedstawiciela rodu Pandawów, po ukąszeniu go przez owego Takśakę, podobnego w swej energii do Agni (Ognia)." Na to Takśaka odpowiedział: "ja jestem tym Takśaką, o Brahmano, który spali owego władcę ziemi. Zatrzymaj się, bo nie jesteś w stanie uleczyć kogoś, kogo ja ukąszę." Kaśjapa odrzekł: "Jestem pewien, że władając mocą wiedzy, uzdrowię udawszy się tam monarchę ukąszonego przez ciebie ."

              Sauti powiedział: " Takśaka zaś odparł na to" Jeśli naprawdę jesteś w stanie uleczyć stworzenie, które ja ukąszę, wówczas, Kaśjapo, ożyw to drzewo po tym, jak je ugryzę. O najlepszy z Brahminów, spalę to drzewo banjanowe, które widzisz. Postaraj się, jak tylko potrafisz i pokaż mi tę zręczność w mantrach, o kórej powiedziałeś".

              Kaśjapa powiedział: "Jeśli chcesz, ukąś więc, o królu węży, to drzewo. O wężu, ożywię je, choć  zostanie ugryzione przez ciebie ".

Sauti ciągnął dalej: "Usłyszawszy słowa znakomitego Kaśjapy, ów król ukąsił więc

drzewo banjanowe. A drzewo to, po ugryzieniu przez tego znakomitego węża, całe zapłonęło. Po spaleniu w ten sposób banjana wąż znowu zwrócił się do Kaśjapy: "O pierwszy z Brahminów, pokaż co potrafisz i ożyw tego władcę lasu".

Sauti mówił dalej: "Drzewo zostało obrócone w popiół przez jad króla węży. Jednak Kaśjapa, podnosząc ten popiół, powiedział następujące słowa: "O królu węży, zobacz teraz, jaka jest moc mojej wiedzy, gdy zastosuję ją dla tego pana lasu! O wężu, ożywię go tuż przed twoim nosem." I potem ten najlepszy z Brahminów, znakomity i uczony Kaśjapa, ożywił poprzez swoją widję (wiedzę), owo drzewo, co zostało sprowadzone do sterty popiołu. Najpierw stworzył kiełek, potem wyposażył w dwa liście, następnie zrobił pień, a potem gałęzie i całe w pełni wyrośnięte drzewo z liśćmi i wszystkim innym. A Takśaka, widząc owo drzewo przywrócone do życia przez znakomitego Kaśjapę, rzekł mu: "Nie jest rzeczą piękną, abyś miał niszczyć mój jad, czy jad kogokolwiek takiego jak ja. O ty, którego majątkiem jest ascetyzm, jakie bogactwo chcesz zdobyć idąc tam? Nagrodę, którą masz nadzieję dostać od owego najlepszego z władców, nawet ja mogę ci dać, jakkolwiek trudno byłoby ją zdobyć. Ozdobiony sławą, którą posiadasz, być może ryzykujesz powodzenie jeśli chodzi o tamtego króla, dotkniętego klątwą Brahmina i którego długość życia została skrócona sama przez się. W takim zaś razie Twa jaśniejąca sława, co wypełniła trzy światy zniknie jak słońce, pozbawione blasku (w przypadku zaćmienia)".

Kasyapa powiedział: "Idę tam po bogactwo, daj mi je, o wężu, abym wziąwszy twoje złoto, mogł powrócić."

Takśaka odparł: "O najlepszy z odrodzonych duchowo, nawet ja dam ci więcej, niż oczekujesz od tego króla. Nie idź więc tam."

Sauti ciągnął dalej: 'Ów najlepszy z Brahmanów, Kaśjapa o wielkim męstwie i inteligencji, słysząc słowa Takśaki, usiadł w jogicznej medytacji nad królem. I ten pierwszy z Munich, tj. Kaśjapa o wielkiej dzielności i obdarzony wiedzą duchową, upewniwszy się, że okres życia owego króla z rodu Pandawów rzeczywiście dobiegł końca, zawrócił, otrzymawszy od Takśaki tyle bogactw, ile tylko zapragnął.

              Kiedy znakomity Kaśjapa ruszył z powrotem, Takśaka o właściwej porze prędko wszedł do miasta Hastinapura. Po drodze usłyszał, że król mieszka z wielką ostrożnością, chroniony przy pomocy neutralizujących truciznę mantr i leków.

Sauti mówił dalej: "Wąż zaczął rozmyślać: "Muszę oszukać tego władcę mocą mojej ułudy. Ale jakiego środka trzeba tu użyć?" Potem wysłał do króla pewne węże w przebraniu ascetów, niosących owoce, trwaę kuśa i wodę (jako dary). Takśaka, zwracając się do nich, powiedział: "Idźcie wszyscy do króla, niby sprowadzani pilną sprawą, bez śladu niecierpliwości, jak gdyby chcąc tylko aby władca przyjął te owoce i kwiaty oraz wodę (które zaniesiecie jako dary dla niego).

Sauti ciągnął dalej: "Węże te, otrzymawszy rozkaz Takśaki, postąpiły jak chciał. I zaniosły królowi trawę kuśa, wodę i owoce. A ów pierwszy z królów, o wielkiej dzielności, przyjął te ofiary Kiedy zakończyli swe zadanie, powiedział do nich: "Odejdźcie". Kiedy węże, przebrane za ascetów odeszły, król zwrócił się do ministrów i przyjaciół: Zjedzcie ze mną wszystkie te owoce o świetnym smaku, przyniesione przez ascetów." Zmuszony Przeznaczeniem i słowami Risziego, król z ministrami poczuł pragnienie zjedzenia tych owoców. Sam król chwycił owoc, do którego wcześniej wszedł Takśaka.  A kiedy go jadł, wyszedł z niego, o Saunako, jakiś brzydki owad, o trudnym do rozróżnienia kształcie, czarnych oczach i i miedzianej barwie. A ów pierwszy z królów, biorąc tego owada, powiedział do swoich doradców: "Słońce zachodzi; dziś nie boję się już trucizny. Dlatego niech ten owad stanie się Takśaką i ukąsi mnie, aby mój grzeszny czyn [który ściągnął nań wspomnianą klątwę Brahmina] został zmazany i aby słowa tamtego ascety okazały się prawdą.". Doradcy zaś, zmuszeni przez Przeznaczenie, zatwierdzili te słowa. Król uśmiechnął się wówczas, tracąc zmysły, gdyż nadeszła jego godzina. I szybko położył sobie owada na szyi. A kiedy król się uśmiechał, Takśaka, który (w postaci tego owada) wyszedł z ofiarowanego królowi owocu, owinął się wokół szyi władcy. Szybko owijając sie wokół jego szyi i wydając straszliwy ryk, Takśaka, władca węży, ukąsił tego obrońcę ziemi."

Sauti powiedział: "Wówczas doradcy, widząc króla w splotach Takśaki, zbledli ze strachu i zapłakali z przemożnego smutku. Usłyszawszy ryk Takśaki, wszyscy ministrowie uciekli. A uciekając w wielkim zmartwieniu, zobaczyli Takśakę, króla węży, tego cudownego węża, przemierzającego błękitne niebo jak smuga o odcieniu lotosu i wyglądającego całkiem jak zabarwiona wermilionem opaska na koronie kobiety, rozdzielająca pośrodku ciemne masy jej włosów. 

Pałac zaś, w którym mieszkał król, zapłonął od trucizny Takśaki. Doradcy królewscy, widząc to, uciekli na wszystkie strony. Tymczasem sam król upadł, jakby rażony piorunem.

Gdy władca legł pod wpływem jadu Takśaki, doradcy jego wraz z królewskim kapłanem - pewnym świętym Brahminem - odprawili mu wszystkie obrzędy pogrzebowe.

Wszyscy obywatele, zebrawszy sie wspólnie, uczynili swoim królem małoletniego syna nieżyjącego władcy. A ludzie nazywali swego nowego króla, zabójcy wszystkich wrogów, bohatera z rodu Kuru, imieniem Dźanamedźaja. Ten zaś najlepszy z władców, Dźanamedźaja, choć jeszcze dziecko, był mądry w swym umyśle. I wraz z doradcami i kapłanem (...) ten byk spośród Kuru rządził królestwem jak jego bohaterski pradziad (Judhiszthira). A ministrowie tego młodocianego władcy, widząc że teraz potrafi on trzymać w szachu swych wrogów, udali się do Suwarnawarmana, króla Kasi i poprosili o rękę jego córki Wapusztamy dla swego króla. Król Kasi, po odpowiednich badaniach, wydał za zachowaniem srosownych obrzędów swą córkę Wapusztamę za tego potężnego bohatera z rodu Kuru. Ten zaś ostatni, otrzymawszy pannę młodą, stał się niezmiernie zadowolony. I nigdy nie dał swego serca innej kobiecie. A będąc obdarzony wielką energią, wędrował w poszukiwaniu przyjemności, z radosnym sercem, po wodnych przestworach, pośród lasów i ukwieconych pól.I ten pierwszy z władców spędzał czas na przyjemnościach, jak w dawnych czasach czynił to Pururawas, otrzymawszy boską damę Urwasi. Będąc najpiękniejszą z pięknych, również ta dama - Wapusztama, oddana swemu panu i sławna ze swego piękna, zdobywszy pożądanego męża, zadowalała go nadmiarem swych uczuć, podczas okresu jaki spędzał w pogoni za przyjemnością.

              W międzyczasie wielki asceta Dźaratkaru wędrował po całej ziemi, czyniąc swym domem miejsce, gdzie zastawał go wieczór. Obdarzony zaś wielką mocą ascetyczną, przemierzał świat, praktykując różne śluby, trudne do praktykowania dla niedojrzałych osób i przyjmując kąpiel w różnych świętych wodach. Muni ten żywił się jedynie powietrzem i był wolny od pragnienia ziemskiej uciechy. I z każdym dniem stawał się bardziej wychudzony i mizerny na ciele. Pewnego dnia zobaczył duchy swoich przodków, wiszące głowami w dół w pewnej dziurze, powieszone na sznurze z korzeni wirany o jednym tylko włóknie. I nawet to jedyne włókno było stopniowo zjadane przez żyjącego w tym dole wielkiego szczura. Pitri (przodkowie) w tym dole byli pozbawieni pożywienia, wychudzeni, godni politowania i żarliwie pragnęli wybawienia. Dźaratkaru, zbliżywszy się do jednego z tych godnych politowania przodków, przybrawszy pokorną postawę, spytał ich: "Kim jesteście, wiszący na tym sznurze z korzeni wirany? Ten pojedynczy, słaby korzeń, który wciąż jeszcze pozostaje w tym sznurze jedzonym przez tego szczura, mieszkającego w tej dziurze, sam jest stopniowo zjadany przez to stworzenie o ostrych zębach. Ta odrobina, która została z tego pojedynczego włókna będzie już wkrótce odcięta. Na pewno będziecie wtedy musieli spaść do do tej dziuru twarzami w dół. Widok was z twarzami w dół i pokonanych przez to wielkie nieszczęście, poruszył we mnie współczucie. Co mogę dla was zrobić?  Powiedzcie mi prędko, czy to nieszczęście można odwrócić poświęcenie jednej czwartej, jednej trzeciej, czy może nawet połowy mojego ascetyzmu? Och, ulżyjcie sobie nawet kosztem całego mojego ascetyzmu. Zgadzam się na to wszystko. Zróbcie, jak chcecie"

"Pitri powiedzieli: "Czcigodny Brahmaćarinie [osoby takie były bezżenne jeszcze), pragniesz przynieść nam ulgę. Ale, o pierwszy z Brahminów, nie możesz rozproszyć naszego nieszczęścia swoim ascetyzmem. O dziecko, o pierwszy z mówców, my też mamy owoce swojego ascetyzmu. Ale, o Brahminie, spadamy do tego nieprawdopodobnego piekła z powodu braku dzieci. Sam przodek powiedział, że syn jest wielką zasługą.

              Jako że lada chwila będziemy rzuceni w tę dziurę, nie myślimy już jasno. Dlatego, dziecko, nie znamy Cię, choć twoje męstwo jest dobrze znane na ziemi. Jesteś czcigodny i masz dobry los, ty, który z dobroci serca martwisz się o nas, godnych litości i mocno dotkniętych nieszczęściem. O Brahminie, posłuchaj kim jesteśmy. Jesteśmy Riszi z odłamu Jajawary, o surowych ślubowaniach.

I, o mędrcze, z powodu braku dzieci spadliśmy z pewnego świętego obszaru. Nasze surowe pokuty nie zostały zniweczone, mamy jeszcze jakąś nić [ratunku]. Ale mamy teraz jedynie jedną nić. Niewiele wszakże znaczy czy ona jest czy też jej nie ma. Nieszczęśni, mamy deskę ratunku w niejakim Dźaratkaru. Ponieważ ten nieszczęśnik przerobił Wedy i ich gałęzie i w pojedynkę praktykuje obecnie ascetyzm. Całkowicie panując nad duchem, podniósłszy wysoko poprzeczkę swoim pragnieniom, przestrzega ślubów, głęboko oddany ascetycznym pokutom i wolny od żądzy zasług czy ascetyzmu

or asceticism, zostaliśmy sprowadzeni do tego godnego pożałowania stanu. On nie ma żony, syna ani krewnych. Dlatego wisimy w tym dole, straciwszy świadomość, jak ludzie, którymi nie ma się kto zaopiekować. Jeśli go spotkasz, powiedz mu przez wzgląd na swą dobroć dla nas: "Twoi Pitri (przodkowie) wiszą twarzą w dół w pewnej dziurze. O święty, weź sobie jakąś żonę i spłodź dzieci. O ty, obdarzony majątkiem ascetyzmu, jesteś - o przejacielski - jedyną nicią [ratunku], która pozostała w linii twoich przodków. O Brahminie, sznur z korzeni wirany, na którym jak widzisz wisimy, jest to sznur przedstawiający nasz zwielokrotniony ród. I, o Brahminie, te nici sznura z korzeni wirany, które są jak widzisz zjadane, to my sami, zjadani przez Czas. Korzeń, jaki widzisz został zjedzony w połowie, ten na którym wisimy w tej jamie jest tym, który przyjął sobie wyłącznie ascetyzm. Szczur, którego dostrzegasz, to Czas o bezkresnej sile. I (Czas) stopniowo osłabia tego wrednego Dźaratkaru, oddającego się pokutom ascetycznym - kuszonego zasługami jakie z nich płyną - ale pozbawionego roztropności i serca. O znakomity, jego ascetyzm nie może nas ocalić. Zobacz sam, po rozdarciu naszych korzeni, zrzuceni z wyższych obszarów, pozbawieni przytomności przez Czas, idziemy w dół jak jacyś grzeszni nikczemnicy. A po naszym spadnięciu w tę dziurę z wszystkimi naszymi krewnymi, zjedzonymi przez czas, nawet on zatonie wraz z nami w piekle. O dziecko, nieważne, czy to ascetyzm, czy poświęcenie czy jakiekolwiek inne święte działania, wszystko to jest podrzędne. Nie może się równać z synem. O dziecko, zobaczywszy to wszystko, przemów do owego Dźaratkaru o ascetycznym majątku. Powinieneś opowiedzieć mu szczegółowo wszystko co ujrzałeś. I, o Brahminie, przez wzgląd na twoją dobroć dla nas, powinieneś powiedzieć mu wszystko to, co skłoni go do wzięcia żony i spłodzenia dzieci. Jesteś jednym z jego przyjaciół, czy kimś z naszego rodu? - kim jesteś, o znakomity, który martwisz się o nas jak jakiś przyjaciel? Pragniemy wiedzieć kim jesteś, że pozostajesz tutaj."

Sauti powiedział: "Dźaratkaru, usłyszawszy to wszystko, popadł w niezmierne przygnębienie. I z głębi swego smutku zwrócił się, przez łzy, do owych Pitri. Powiedział: "Wy jesteście nawet moimi ojcami i dziadami, którzy wcześniej odeszli z tego świata. Dlatego powiedzcie mi co muszę zrobić dla waszego dobra. To ja jestem tym waszym grzesznym synem, Dźaratkaru! Ukarzcie mnie za moje grzeszne czyny, niegodziwca."

Pitri odpowiedzieli: "Och, synu, szczęściem przybyłeś w to miejsce podczas swoich wędrówek. Brahminie, dlaczego nie ożeniłeś się?"

aratkaru powiedział: "Pitri, zawsze miałem w sercu pragnienie, aby zatrzymując żywotne nasienie przenieść to ciało na tamten świat. Mój umysł opętała myśl, że nie ożenię się. Jednak kiedy zobaczyłem was, przodków, wiszących jak ptaki, oderwałem myśl od życia w brahmaćarji (bezżeństwie). Z pewnością się ożenię, jeśli kiedykolwiek spotkam pannę o takim samym imieniu jak moje. Przyjmę za żonę tę, która oddając mi siebie z własnej woli, zostanie mi dana jak datek i której nie będę musiał utrzymywać. Ożenię się, jeśli taką spotkam - inaczej nie. Taka jest prawda, o przodkowie. A potomstwo, które z nią spłodzę, będzie waszym wybawieniem. A wy, moi przodkowie, będziecie żyć zawsze w szczęśliwości i bez strachu".

Sauti mówił dalej: 'Muni, (mędrzec) wypowiedziawszy te słowa do Pitri, podjął wędrówkę po ziemi. A będąc starym nie zdobył żadnej żony. I bardzo się martwił, że mu się w tym nie wiedzie. Ale pokierowany (jak wcześniej) przez przodków, nadal prowadził poszukiwania. I udawszy się do lasu, zapłakał głośno w wielkim strapieniu. Poruszany pragnieniem przysporzenia dobra przodkom, ten mądry człowiek powiedział: "Będę prosił o jakąś pannę młodą dla siebie", trzy razy wyraźnie wypowiadając te słowa. I rzekł: "Jakiekolwiek są tu stworzenia, ruchome i nieruchome, ktokolwiek niewidzialny byłby tu, o usłyszcie moje słowa! Przodkowie moi, nękani nieszczęściem, polecili mi, oddającemu się najsurowszym pokutom: "Ożeń się dla (uzyskania) jakiegoś syna"

Otrzymawszy takie polecenie od swoich przodków, wędruję w ubóstwie i smutku po tym szerokim świecie, aby poślubić dziewczynę, którą uzyskam jako dobrowolny datek. Niech to stworzenie, spośród tych do jakich się teraz zwróciłem, które ma córkę, da mi ją, wędrującemu blisko i daleko. O daj, mi pannę młodą o imieniu takim jak moje, która zostanie mi ofiarowana jako datek i której, oprócz tego, nie będę utrzymywał!" Wtedy te węże, które od jakiegoś czasu pilnowały kroków Dźaratkaru, upewniwszy się o co mu chodzi, powiadomiły Wasukiego. A ów król węży, słysząc ich słowa, wziął tę dziewczynę, przybraną ozdobami i udał się do tamtego lasu, do Risziego. I, o Brahminie, Wasuki, król węży, przybywszy tam, ofiarował tę dziewczynę jako datek owemu Risziemu o wzniosłym duchu.

Jednak Riszi nie przyjął jej od razu. Myśląc, że nie nosi ona takiego imienia jak on sam i widząc, że pytanie o jej utrzymanie jest także nierozstrzygnięte, zastanawiał się przez parę chwil, wahając się z jej przyjęciem. Potem, o synu Bhrigu, zapytał Wasukiego o imię dziewczyny i powiedział mu: "Ja nie będę jej utrzymywał".

Sauti rzekł: "Wówczas Wasuki powiedział do Risziego Dźaratkaru: "O najlepszy z Brahminów, ta dziewczyna ma na imię tak, ja ty. Jest moją siostrą i ma zasługi ascetyczne. Ja będę utrzymywał twoją żonę - przyjmij ją. O ty, którego bogactwem jest ascetyzm, będę ją chronił tak, jak tylko potrafię. I, o pierwszy z Munich, będę się o nią troszczył dla ciebie". Riszi zaś odparł: "Uzgodniliśmy więc, że ja nie będę jej utrzymywał, a ona nie będzie robić nic, co mi się nie podoba. Jeśli uczyni coś takiego, zostawię ją!"

Sauti ciągnął dalej: "Kiedy wąż złożył obietnicę, mówiąc: "Ja będę utrzymywał siostrę" Dźaratkaru udał się do jego domu. Później ten pierwszy ze znających mantry Brahminów, przestrzegający surowych ślubowań, ten cnotliwy i stary asceta, przyjął jej rękę, ofiarowaną zgodnie z obrzędami z Pism. I wziąwszy świeżo zaślubioną małżonkę, ozdobioną wielkim Riszim, wszedł do cudownego pomieszczenia,wyznaczonego mu przez króla węży. A w pokoju tym stało łożko, przykryte drogocennymi narzutami. I Dźaratkaru żył tam ze swoją żoną. Znakomity Riszi zrobił z nią ugodę, mówiąc: "Nic nie może być nigdy przez ciebie zrobione ani powiedziane, co jest wbrew mojemu upodobaniu. Jeśli coś takiego będzie miało miejsce, opuszczę cię i nie zostanę dłużej w twoim domu. Pamiętaj o tych słowach, które teraz powiedziałem." A siostra króla węży, w wielkim niepokoju i niezmiernie się martwiąc, powiedziała do niego: "Niech tak będzie". I poruszana pragnieniem przysporzenia dobra swym krewnym, ta dama o nieskazitelnej reputacji zaczęła zajmować się swym panem z czujnością psa, bojaźliwością jelenia i znajomością znaków, jaką ma kruk. A pewnego dnia, po skończonym miesiączkowaniu, owa siostra Wasukiego, zgodnie z obyczajem oczyściwszy się kąpielą, zbliżyła się do swego pana, wielkiego Muniego. I wówczas poczęła. A zarodek był jak płomień ognia, obdarzony wielką energią i jaśniejący jak sam ogień. I rósł jak księżyc po nowiu.

Pewnego dnia, wkrótce potem Dźaratkaru o wielkiej sławie, spał, położywszy głowę na łonie swej żony. Wyglądał na zmęczonego. A gdy tak spał, słońce weszło do swojej siedziby w Górach Zachodnich i właśnie miało zajść. I, o Brahminie, kiedy dzień się kończył, ona, znakomista siostra Wasukiego, zamyśliła się, obawiając się, że jej mąż może stracić cnotę. Pomyślała: "Co powinnam teraz uczynić? Czy mam zbudzić męża czy nie? Jest dokładny i skrupulatny w wykonywaniu swoich powinności religijnych. Jak postąpić, żeby go nie obrazić? Mam do wyboru albo jego gniew albo utratę prawości przez prawego człowieka. Myślę, że utrata prawości jest gorszym złem. Znowuż, jeśli go obudzę, będzie gniewny. Ale jeśli zmrok minie, a on nie odmówi wtedy modlitw, na pewno dozna utraty cnoty."

Dokonawszy w końcu postanowienia, Dźaratkaru o słodkiej mowie, siostra Wasukiego, powiedziała łagodnie do owego Risziego jaśniejącego od ascetycznych pokut, leżąc na ziemi jak płomień ognia: "O ty, co masz wielkie szczęście, obudź się - słońce zachodzi. O ty o surowych ślubach, o sławny, odpraw swą wieczorną modlitwę, oczyściwszy się wodą i wypowiedziawszy imię Wisznu. Nadszedł czas na wieczorną ofiarę. Zmrok, o panie, już teraz miękko zapada na zachodzie."

Znakomity Dźaratkaru o wielkich zasługach ascetycznych, usłyszawszy to, powiedział do swej żony z górną wargą drgającą od gniewu.

"O miła z rasy Nagów (węży), obraziłaś mnie. Nie będę odtąd z tobą mieszkał, ale wrócę tam, skąd przyszedłem. O ty o pięknych udach, wierzę w głębi serca, że słońce nie jest w mocy zajść o zwykłej porze, kiedy ja śpię. Osoba, którą obrażono nigdy nie powinna mieszkać tam, gdzie spotkała ją obraza - co dopiero ja, osoba prawa albo podobni do mnie." Dźaratkaru, siostra Wasukiego, usłyszawszy od swego pana te słowa, zaczęła drżeć ze zgrozy i powiedziała mu: "O Brahminie, zbudziłam Cię nie dlatego, że pragnęłam Cię obrazić, zrobiłam to, żebyś nie doszło do utraty twej prawości". Riszi aratkaru, wielki w swych ascetycznych zasługach, ogarnięty gniewem i pragnieniem porzucenia małżonki, powiedział żonie: "O piękna, nigdy nie skłamałem. Dlatego odejdę. Było to również uzgodnione pomiędzy nami. O miła, szczęśliwie spędzałem z Tobą czas. I o piękna, powiedz swemu bratu, kiedy odejdę, że Cię opuściłem. A kiedy oto odchodzę, nie wypada Ci martwić się o mnie."

Usłyszawszy to, Dźaratkaru, piękna siostra Wasukiego o nieskazitelnych rysach twarzy, przepełniona niepokojem i smutkiem, zebrawszy wystarczająco odwagi i cierpliwości, chociaż serce wciąż w niej drżało, przemówiła wówczas do Risziego Dźaratkaru. Jej słowa były przerywane łzami, a twarz blada ze strachu. Dłonie miała złożone, a oczy skąpane łzami. Rzekła: "Nie wypada Ci opuszczać mnie, kiedy nie popełniłam żadnej winy. Kroczysz drogą prawości. ja również idę tą samą drogą, mając na sercu dobro moich krewnych. O najlepszy z Brahminów, cel dla którego zostałam Ci dana nie został jeszcze osiągnięty. O ja nieszczęsna - co powie mi Wasuki? O znakomity, jeszcze nie ma potomstwa jakiego pragną moi krewni, przybici klątwą matki! Pomyślność moich krewnych zależy od uzyskania potomstwa, którego byłbyś ojcem. I żeby mój związek z Toba nie był bezowocny, o znakomity Brahminie, błagam Cię, powodowana chęcią przysporzenia dobra mojej rasie. O znakomity, Ty jesteś wielką duszą. Dlaczego więc masz mnie opuszczać, niewinną? Po prostu nie jest to dla mnie zrozumiałe."

Muni o wielkiej ascetycznej zasłudze odezwał się do żony słowami odpowiednimi i stosownymi do okoliczności: "O obdarzona szczęściem! Istota którą właśnie poczęłaś, będąca jak sam Agni, jest Riszim o wysoce prawej duszy i mistrzem Wed i ich odgałęzień." Powiedziawszy to, ten wielki Riszi, Dźaratkaru o prawej duszy odszedł, z mocnym postanowieniem prowadzenia ponownie najsurowszych pokut.

Sauti powiedział, "O wy o ascetycznym bogactwie, wkrótce po tym, jak jej pan ją opuścił, Dźaratkaru udała się do swego brata. Opowiedziała mu o wszystkim, co się zdarzyło. A książę węży, słysząc te nieszczęsne wieści, odezwał się do swej nieszczęśliwej siostry, sam jeszcze bardziej przygnębiony. "Ty znasz, o miła, cel mojego darowania Cię jemu, ową przyczynę... Jeśli z tego połączenia, na pomyślność dla węży narodzi sie syn, wówczas on, obdarzony energią, uratuje nas z tej ofiary z węży. Tak powiedział Przodek [Brahma] pomiędzy bóstwami, w dawnych czasach. O szczęsna, czy poczęłaś dziecko ze swego połączenia z owym najlepszym z Riszich? Pragnąłbym, żeby moje podarownie Ciebie temu mądremu człowiekowi nie było bezowocne. Doprawdy, nie wypada mi pytać Cię o to. Jednak przez wzgląd na powagę interesów czynię to. Znając też upór twego pana, zawsze oddającego się surowym pokutom, nie pójdę za nim, bo może mnie przekląć. Powiedz mi szczegółowo o wszystkim, co zrobił twój pan, o miła i wyciągnij tę strasznie bolesną strzałę, która od dawna tkwi w moim sercu."

"Po usłyszeniu tych słów, Dźaratkaru, pocieszając Wasukiego, króla węży, odpowiedziała obszernie: "Spytany przez mnie o potomstwo, ten potężny asceta o wielkiej duszy powiedział: "Jest" - a potem odszedł. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek, nawet w żartach wypowiedział coś, co jest kłamstwem. Dlaczego, o królu, miałby wyrzec kłamstwo w tak poważnych okolicznościach? Powiedział: "Nie powinnaś się martwić, o córko rasy węży, o zamierzony owoc naszego połączenia. Urodzisz syna jaśniejącego jak płonące sońce." O bracie, powiedziawszy mi to, mój mąż o acetycznym bogactwie odszedł. Niech więc zniknie smutek, który żywisz w swym sercu."

Sauti ciągnął dalej: "Usłyszawszy to Wasuki, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin