Anne McCaffrey - Jezdzcy Smokow 07 - Moreta Pani Smokow z Pern.rtf

(836 KB) Pobierz
SCAN-dal.prv.pl

ANNE MCCAFFREY

 

MORETA: PANI SMOKÓW Z PERN

tom siódmy

 

Jezdzcy Smokow

PRZEŁOŻYŁA: ANNA WOJTASZCZYK

 

 

SCAN-DAL

 

Warownia Fort

 

Nerilka - córka pana Warowni Fort, Tolocampa, i lady Pendry

Bracia i siostry, wedle starszeństwa: Campen, Pendora (zamężna), Mostar, Doral, Theskin, Silma, Nerilka, Gallen, Jess, Peth, Amilla, Mercia i Merin (bliźnięta), Kista, Gąbin, Mara, Nia i Lilia

Munchaun - ulubiony stryj Nerilki, starszy brat Tolocampa

Sira - ciotka nadzorująca tkanie

Lucil - ciotka sprawująca opiekę nad najmłodszymi dziećmi w Warowni

Felim - szef kuchni

Brandy - rządca Warowni

Casmodian - główny harfiarz

Theng - naczelnik straży

Sim - osobisty pomocnik Nerilki

Garben - pan małej Warowni, konkurent Nerilki

Anella - druga żona Tolocampa

 

Cech Harfiarski i Cech Uzdrowicieli

 

mistrz uzdrowiciel Capiam

mistrz uzdrowiciel Tirone

Desdra - czeladniczka kształcąca się w sztuce lekarskiej

mistrz Fortine, główny zastępca Capiama

mistrz Brace, główny zastępca Tirone’a

Macabir - uzdrowiciel w obozie dla internowanych

 

Siedziba Górska

 

Bestrum - pan małej Warowni graniczącej z Fortem i Ruathą

Gana - żona Bestruma

Poi - parobek zajmujący się biegoniami

Sal - jego brat

Trelbin - uzdrowiciel uznany za zmarłego

 

Warownia Ruatha

 

Alessan - nowo ustanowiony pan Warowni

Oklina - jego młodsza siostra

Tuero - czeladnik harfiarski przebywający w Warowni podczas epidemii

Dag - główny nadzorca stajni

Fergal - wnuczek Daga

Deefer - mieszkaniec Warowni

Lord Leef - nieżyjący ojciec Alessana

Suriana - zmarła żona Alessana, wychowana wraz z Nerilką w Warowni Mgieł

 

Jeźdźcy smoków z różnych Weyrów

 

Moreta - pani Weyru Fort, ujeżdżająca Orlith

Len - była pani Weyru Fort, jeżdżąca na Holth

Falga - pani Weyru Dalekich Rubieży, jeżdżąca na Tamianth

Bessera - pani Weyru Dalekich Rubieży, jeżdżąca na Odioth

Kamiana - pani Weyru Fort, jeżdżąca na Pelianth

G’drel -jeździec smoka z Weyru Fort, smok - spiżowy Dorianth

B’lerion - jeździec z Weyru Dalekich Rubieży, smok - spiżowy Nabeth

Sh’gall - pan Weyru Fort, smok - spiżowy Kadith

M’tani - pan Weyru Telgar, smok - spiżowy Hogarth

S’peren - jeździec z Weyru Fort, smok - spiżowy Clioth

K’lon -jeździec z Weyru Fort, smok - błękitny Rogeth

M’barak -jeździec z Weyru Fort, smok - błękitny Arith

 

Pozostali

 

Ratoshigan - pan Warowni Południowy Boll

Balfor - mistrz hodowli, Warownia Keroon

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prolog

 

Rukbat w gwiazdozbiorze Strzelca była złocistą gwiazdą typu G. Miała pięć planet, dwa pasy asteroidów i jedną zabłąkaną planetę, którą przyciągnęła i zatrzymała przed kilkoma tysiącami lat. Kiedy ludzie osiedlili się na trzeciej z planet Rukbatu i nazwali ją Pernem, niewiele poświęcali uwagi tej dziwnej planecie, która błądziła wokół swej przybranej gwiazdy po szalenie kapryśnej orbicie. Przez dwa pokolenia koloniści nie zastanawiali się nad jaskrawo świecącą Czerwoną Gwiazdą aż szlak, po którym błądziła, przywiódł ją w peryhelium w pobliże przyrodniej siostry. Kiedy warunki byty sprzyjające i nie zakłócały ich koniunkcje innych planet tego układu, formy życia z wędrującej planety usiłowały pokonać kosmiczne odległość dzielącą ich dom od bardziej gościnnego Pernu. I wtedy z perneńskiego nieba opadały srebrzyste Nici, niszcząc wszystko, czego tylko dotknęły. Początkowo koloniści ponosili ogromne straty. W rezultacie podczas późniejszej walki o przetrwanie słaby kontakt Pernu z macierzystą planetą został zerwany.

Chcąc stawić czoło atakom straszliwych Nici - a Perneńczycy zniszczyli swoje statki transportowe niemal od razu po przybyciu na Pern i odrzucili wszelkie wyszukane technologie, jako nieznajdujące zastosowania na tej sielankowej planecie - co bardziej pomysłowi ludzie opracowali pewien długoterminowy plan działania. Pierwsza jego faza miała polegać na wyhodowaniu wyspecjalizowanej odmiany jaszczurki ognistej, jednej z miejscowych form życia na ich nowym świecie. Mężczyzn i kobiety o wysokim wskaźniku empatii i pewnych wrodzonych zdolnościach telepatycznych nauczono, jak korzystać z tych niezwykłych zwierząt i jak się z nimi obchodzić. Smoki - nazwane tak na pamiątkę mitycznych ziemskich zwierząt, do których były podobne - miały dwie cenne cechy: potrafiły błyskawicznie przenosić się z miejsca na miejsce, a po przeżuciu bogatej w fosfinę skały ziały ogniem. Ponieważ smoki umiały łatać, mogły atakować Nici w powietrzu i spalać je, zanim dosięgły one ziemi.

Minęło wiele pokoleń, zanim w pełni rozwinięto potencjalne możliwości tych zwierząt. Druga faza proponowanej ochrony przed zabójczymi atakami miała trwać jeszcze dłużej. Nici, które były wędrującymi przez kosmos zarodnikami grzybopodobnego tworu, z bezmyślną żarłocznością pożerały wszystkie substancje organiczne, a kiedy już gdzieś wylądowały, zagrzebywały się w ziemi i rozmnażały z przerażającą szybkością. Wyhodowano więc symbiotyczny organizm, mający przeciwdziałać atakom tego pasożyta i tak powstałe robaki wprowadzono do ziemi na Południowym Kontynencie. Zgodnie z planem, smoki miały stanowić widzialną ochronę i zwęglać Nici, kiedy będą się jeszcze one unosiły się w powietrzu, oraz chronić domy i żywy inwentarz kolonistów. Robaki - symbioty miały chronić roślinność, pożerając wszystkie Nici, którym udało się uniknąć smoczego ognia.

Twórcy tego dwufazowego planu obrony nie wzięli pod uwagę warunków geologicznych. Południowy Kontynent, pozornie dużo bardziej atrakcyjny niż surowszy kraj na północy, okazał się niestabilny i cała kolonia zmuszona była szukać ochrony przed Nićmi na północy, w naturalnych jaskiniach na płycie kontynentalnej.

Pierwotna Warownia Fort, wybudowana na północnym kontynencie we wschodniej ścianie Wielkiego Zachodniego Pasma Górskiego, stała się wkrótce za ciasna dla kolonistów, a jej stajnie nie mogły pomieścić rosnącej liczby smoków. Rozpoczęto więc budowę nowej osady nieco dalej na północ, gdzie w pobliżu pełnej jaskiń ściany skalnej utworzyło się duże jezioro. Jednakże i w Warowni Ruatha po kilku pokoleniach zrobiło się tłoczno.

Ponieważ Czerwona Gwiazda pojawiała się na wschodnim horyzoncie, Perneńczycy zdecydowali, że nowe osiedla założą w górach na wschodzie, jeśli znajdą się tam jaskinie. Nici nie spalały tylko litej skały i metalu, których niezmiernie mało było na Pernie.

Skrzydlate, ogoniaste, zionące ogniem smoki osiągnęły tymczasem takie rozmiary, że potrzebowały bardziej obszernych pomieszczeń niż domostwa wykute w skałach. Odpowiednie do tego okazały się podziurawione jaskiniami stożki wygasłych wulkanów, jeden wysoko nad Fortem, drugi w Górach Bendeńskich. Nie trzeba było wielkich przeróbek, żeby nadały się do zamieszkania. Jednak na realizację tych planów zużyto resztki paliwa, napędzającego wielkie machiny do cięcia kamieni, przeznaczone do prac górniczych, a nie do wycinania jaskiń w ścianach skalnych. Następne warownie trzeba już było budować ręcznie.

Smoki i ich jeźdźcy w położonych wysoko siedliskach, a także ludzie w wydrążonych w głębi skał jaskiniach, tworzyli własne zwyczaje i tradycje, które stawały się prawem. A kiedy zagrażał opad Nici, kiedy przez Gwiezdne Kamienie wzniesione na obrzeżu każdego Weyru można było zobaczyć o świcie Czerwoną Gwiazdę, smoki i ich jeźdźcy mobilizowali się do obrony mieszkańców Pernu.

Potem, przez dwieście Obrotów planety Pern wokół macierzystej gwiazdy, kiedy Czerwona Gwiazda, ta zamarznięta, samotna branka, znajdowała się na drugim końcu swojej nieregularnej orbity, na Pern nie spadały żadne Nici. Mieszkańcy usunęli ślady zniszczeń, uprawiali zboża, sadzili sady i myśleli o zalesieniu zboczy ogołoconych ongiś przez Nici. Zdołali nawet zapomnieć, że był czas, kiedy groziła im zagłada. A później, gdy wędrująca planeta powróciła w pobliże Pernu, Nici znowu zaczęły opadać. Ich ataki trwały przez następne pięćdziesiąt lat. I znowu Perneńczycy składali dzięki swoim nieżyjącym od wielu pokoleń przodkom, że stworzyli smoki, które ognistym tchnieniem spopielały w powietrzu opadające Nici.

Rodzaj smoczy również rozkwitł podczas tej przerwy i zasiedlił cztery następne miejsca zgodnie z podstawowym planem rozwoju obrony.

Wspomnienia o Ziemi z każdym pokoleniem słabły w pamięci Perneńczyków, aż wiedza o pochodzeniu człowieka przerodziła się w legendę. W codziennej walce o przetrwanie znaczenie południowej półkuli oraz instrukcje dotyczące smoków i robaków, sformułowane przez kolonistów, uległy zniekształceniu, a potem zapomniano o nich.

Kiedy nadeszło Szóste Przejście Czerwonej Gwiazdy, zdążyła już powstać skomplikowana struktura społeczno-polityczno-ekonomiczna, mająca zaradzić tym powtarzającym się kataklizmom. Sześć Weyrów, jak nazywano osiedla smoczych ludzi w wygasłych wulkanach, przysięgło bronić Pernu, przy czym każdy Weyr miał jakaś część Północnego Kontynentu pod swoimi skrzydłami, w dosłownym znaczeniu tych słów. Pozostali mieszkańcy zgodzili się składać im daniny, ponieważ w wulkanicznych osiedlach smoczych jeźdźców nie było ziemi uprawnej. Poza tym podczas Przerw jeźdźcy musieli zajmować się szkoleniem smoków i nie mogli pozwolić sobie na naukę innych zawodów, a podczas Przejść cały ich czas pochłaniała obrona Pernu.

Osady, zwane Warowniami, zakładano tam, gdzie można było znaleźć naturalne jaskinie. Trzeba było silnego człowieka, żeby w czasie ataków Nici zapanować nad rozszalałymi z przerażenia ludźmi; trzeba było mądrej administracji, żeby zgromadzić żywność na czas, kiedy niczego nie dawało się bezpiecznie wyhodować, i trzeba było niezwykłych zabiegów, żeby nie spadła produktywność ludzi i nie pogorszył się ich stan zdrowia, póki nie przeminie zagrożenie.

Ludzie wykazujący szczególne uzdolnienia do obróbki metalu, do tkactwa, hodowli, rolnictwa, rybołówstwa czy górnictwa, grupowali się w każdej większej Warowni w cechy i podporządkowywali się jednej Siedzibie Cechu, gdzie uczono podstaw rzemiosła, a zasady danej sztuki przekazywano z pokolenia na pokolenie. Lord Warowni nie miał prawa odmówić innym tego, co wyprodukował Cech usytuowany w jego Warowni, ponieważ Cechy były niezależne od Warowni. Każdy mistrz cechowy winien był wierność Mistrzowi, wybieranemu na ten urząd za biegłość w rzemiośle i zdolności administracyjne. Mistrz danego Cechu odpowiedzialny był za jego produkcję i za rozprowadzanie tej produkcji, sprawiedliwe i bez uprzedzeń, w skali planetarnej.

Przywódcy Warowni i Mistrzowie Cechów, a także smoczy jeźdźcy, od których cały Pern oczekiwał ochrony podczas Opadów Nici, mieli swoje prawa i przywileje.

To właśnie w obrębie Weyrów dokonał się przewrót społeczny, ponieważ potrzeby smoków stały na pierwszym miejscu. Samice smoków były złote i zielone, a samce, brunatne i błękitne. Tylko złote smoczyce były płodne; zielone stawały się jałowe żując smoczy kamień, z czego wszyscy byli zadowoleni, ponieważ ich inklinacje seksualne szybko doprowadziłyby do nadmiernego wzrostu populacji. Jednak to one były najzwinniejsze i nieocenione przy zwalczaniu Nici, nieustraszone i agresywne. Za płodność trzeba było płacić pewną niewygodą i jeźdźcy smoczych królowych nosili miotacze płomieni, żeby spalać Nici. Błękitne samce były silniejsze niż ich mniejsze siostry, a brunatne smoki bardziej wytrzymałe podczas długich, trudnych walk przeciw Niciom. Teoretycznie wielkie, złote, płodne królowe parzyły się z każdym smokiem, któremu udało się je dogonić w czasie morderczego lotu godowego, ale na ogół zaszczyt ten przypadał któremuś ze spiżowych smoków. W konsekwencji jeździec spiżowego smoka, który dogonił najstarszą rangą królową Weyru, stawał się jego Przywódcą i jemu podlegały bojowe Skrzydła podczas Przejścia. Tymczasem kobieta, dosiadająca najstarszej rangą królowej, odpowiadała za Weyr podczas Przejścia i po nim, kiedy to do Władczyni Weyru należała pielęgnacja i zachowanie smoczego rodzaju, troska o utrzymanie Weyru, o jego rozwój i o wszystkich jego mieszkańców. Silna Władczyni Weyru była równie niezbędna dla przetrwania Weyru, jak smoki dla przetrwania Pernu.

To do niej należało zaopatrywanie Weyru, oddawanie dzieci na wychowanie, organizowanie w cechach i warowniach poszukiwań kandydatów, którzy mieliby szansę połączyć się w pary ze świeżo wyklutymi smoczątkami. Przynależność do Weyru dodawała prestiżu, a życie było tam łatwiejsze zarówno dla mężczyzn jak i kobiet, wiec warownie i cechy z dumą oddawały wybrane w trakcie poszukiwań dzieci i chełpiły się znakomitymi członkami rodu, którzy zostali jeźdźcami smoków.

Zaczynamy naszą opowieść pod koniec Szóstego Przejścia Czerwonej Gwiazdy, około czternastu setek Obrotów po tym, jak człowiek przybył na Pern...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział I

Weyr Fort i Warownia Ruatha, Przejście bieżące, 3. 10. 43-1541

 

- Sh’gall pojechał załatwiać inne sprawy Weyru - po raz trzeci powiedziała Moreta do Nesso i zaczęła rozluźniać przepoconą, poplamioną olejem tunikę, żeby dać jej do zrozumienia, że to już koniec rozmowy.

Powinien dotrzymać ci towarzystwa na Zgromadzeniu w Ruacie, tym się powinien przede wszystkim zająć. - Nawet będąc w świetnym humorze Nesso mówiła jęczącym tonem, a w tej chwili Ochmistrzynię Weyru przepełniała uraza i czuła się oburzona, że Władczyni ją lekceważy. Jej głos drażnił Moretę jak zgrzyt piłki do kości.

- Sh’gall widział się wczoraj z Alessanem. Zgromadzenie to nie czas na omawianie poważnych spraw. - Moreta podniosła się, usiłując zakończyć tę rozmowę, na którą w ogóle nie chciała się zgodzić, Nesso może tak bez końca wywlekać zarzuty, rzeczywiste lub wyimaginowane, przeciw Sh’gallowi. Moreta często musiała ich godzić i tłumaczyć jedno przed drugim. Koniecznie chciała zatrzymać przy sobie Nesso, ponieważ pomimo wszystkich wad była ona niezmiernie sprawną i pracowitą Ochmistrzynią. - Muszę się wykąpać, Nesso, bo spóźnię się do Ruathy.

- Wiem, że przygotowałaś dobrą kolację dla wszystkich, którzy tu zostają. K’lon już teraz wyzdrowieje, kiedy gorączka zaczęła mu opadać. Berchar będzie do niego zaglądał. Zostaw go w spokoju.

Moreta spojrzała ostrzegawczo na Nesso dla podkreślenia wagi swoich słów. Nesso miała okropny zwyczaj wtrącania się do wszystkiego, kiedy Władczyni była nieobecna.

- A teraz zmykaj, Nesso. Masz wystarczająco dużo roboty, a ja marzę o tym, żeby się wreszcie umyć. - Mówiąc to, Moreta lekko popchnęła Nesso w kierunku wyjścia z sypialni.

- Sh’gall powinien był z tobą pojechać. Powinien był... - mruczała Nesso, kiedy Moreta odchylała barwną zasłonę w drzwiach. Umilkła dopiero wtedy, kiedy zbliżyła się do śpiącej smoczej królowej.

Ociężała od jaj złocista smoczyca Orlith drzemała nadal, nieświadoma, że mija ją Nesso. Cała wspaniale lśniła od oleju, który Moreta wtarła jej w skórę w czasie porannych przygotowań do Zgromadzenia w Ruacie. Ułożyła się na swoim kamiennym posłaniu tak, żeby zachować ten połysk. Moreta właśnie szła do upragnionej kąpieli, kiedy poproszono ją, żeby zbadała K’lona. W ten sposób spóźniła się na rozmowę z Leri, a chciała mieć pewność, że stara Władczyni ma wszystko, czego jej będzie trzeba tego dnia. Z rąk Nesso Leri nie chciała przyjąć żadnej pomocy.

Okazało się, że rozmowy z Nesso nie da się uniknąć. Ochmistrzyni słyszała, że Sh’gall i Moreta poróżnili się, skutkiem czego Przywódca Weyru oddalił się w swoim codziennym ubraniu, zamiast wystroić się na Zgromadzenie. Moreta musiała także uspokoić Nesso, że K’lon nie zapadł na żadną złośliwą gorączkę, która może rozszerzyć się szybko na cały Weyr na trzy dni zaledwie przed Opadem.

Moreta zrzuciła z siebie ubranie. Powinna już od dłuższego czasu być na Zgromadzeniu i odbyć obowiązkową wymianę grzeczności przed wyścigami.

- Orlith! - zawołała łagodnym głosem. - Wstawaj, ty moja złota piękności. Niedługo odlatujemy do Ruathy na Dzień Zgromadzenia.

- Czy w Ruacie jest jeszcze słońce? - zapytała z nadzieją Orlith.

- Powinno być. Trał poleciał na poranny patrol - powiedziała Moreta i otworzyła skrzynię na ubrania. Wydostała nową suknię, całą w stonowanych ciepłych brązach i złocie, w kolorach, które podkreślały urodę oczu Morety. - A wiesz, jakie wyczucie pogody ma Trał.

Smoczyca zadudniła z satysfakcją i przeciągnęła się.

- Nie tarzaj się teraz za dużo - powiedziała Moreta.

- Wiem. Nie mogę stracić połysku - przytaknęła Orlith. - Nie pobrudzę się, dopóki nie dolecimy do Ruathy. A potem będę się wygrzewać na słońcu. Jak mi się zrobi zbyt gorąco, popływam w Jeziorze Ruathy.

- Czy to będzie rozsądne, najmilsza, przecież zaraz masz składać jaja? To jezioro jest takie zimne. - Moretę przeszedł dreszcz na samo wspomnienie jego zasilanych przez śniegi wód.

- Nic nie szkodzi - odpowiedziała stanowczo Orlith.

Przygotowawszy swoje świąteczne szaty, Moreta udała się do pokoju kąpielowego. Chwyciła garść pachnącego piasku i weszła do sadzawki, której powierzchnia lekko parowała. Stojąc po pas w wodzie, nacierała piaskiem ciało, aż skóra zaczęła ją szczypać. Zanurzyła się na moment, wychynęła na powierzchnię, pochyliła głowę, a jej krótkie włosy rozsypały się wachlarzem po wodzie. Podpłynęła do brzegu i sięgnęła po następną porcję piasku, który wtarła sobie w skórę na głowie i we włosy.

Dużo czasu zajmuje ci doprowadzenie się czystości, chociaż wcale nie jesteś taka wielka - zauważyła Orlith, która teraz, kiedy już nie spała, zaczynała się trochę niecierpliwić.

Być może nie, ale za to ty jesteś zbyt duża, by cię kąpać i smarować oliwką.

- Zawsze to mówisz.

- Ty też.

Przekomarzały się tak z wielką miłością i pełnym zrozumieniem. Królowa i Moreta stanowiły parę już od niemal dwudziestu lat, chociaż dopiero poprzedniej zimy zostały pierwszą parą Weyru Fort, kiedy Holth Leri nie wzniosła się do godowego lotu.

Moreta wymyła głowę i przygładziła palcami włosy, żeby krótka fryzura ułożyła się w naturalne fale. W czasie Opadu Nici nosiła skórzaną czapkę, i włosy tak się jej przetłuszczały, że trzeba było obciąć długie, jasne warkocze, z których była bardzo dumna jako dziewczyna. Kiedy zakończy się to Przejście, będzie mogła znów zapuścić włosy.

Kiedy zakończy się to Przejście... Moreta przerwała wkładanie czystej koszulki. Przecież to Przejście zakończy się za osiem Obrotów. Nie, za siedem, jeżeli uznać, że ćwierć tego Obrotu już minęło. Moreta surowo skarciła się za taki optymizm. Minęło zaledwie siedemdziesiąt dni tego Obrotu. A więc osiem Obrotów. Za osiem Obrotów nie będzie już musiała latać z Orlith na wyprawy przeciw Niciom. Czerwona Gwiazda znajdzie się zbyt daleko, by niszczyć perneński kontynent. Jeźdźcy smoków nie będą musieli wznosić się do lotu, bo żadne Nici nie zamglą już nieba.

„Czy Nici po prostu się kończą - zastanawiała się Moreta, wsuwając stopy w miękkie, brązowe buty - jak nagła letnia burza? Czy może będą kapać coraz rzadziej, jak zimowy deszcz?”

Przydałby im się jakiś deszcz. A jeszcze lepszy byłby śnieg. Albo porządny ostry mróz. Mróz był zawsze sojusznikiem Weyrów.

Włożyła sukienkę, wygładziła ją na swoich zbyt szerokich ramionach, na jędrnych piersiach, wzdłuż szczupłej talii i pośladków, spłaszczonych od długich godzin jeżdżenia okrakiem. Suknia kryła jej silnie umięśnione uda. Moreta często odczuwała do nich niechęć, ale one również stanowiły efekt jazdy na smoku przez dwadzieścia Obrotów. Przywilej latania na królowej wart był tego.

Naprawdę żałowała, że Sh’gall nie zdecydował się z nią pojechać. Nie znała nowego Lorda Warowni Ruatha, Alessana. Wyobrażała sobie, że musi to być długonogi młodzieniec o jasnozielonych oczach, kontrastujących ze smagłą twarzą i kręconymi, czarnymi włosami. Wiedziała, że zawsze trzymał się o krok za starym Lordem Warowni, swoim ojcem. Lord Leef był gospodarzem surowym, chociaż sprawiedliwym, po którym Weyr mógł spodziewać się wypełnienia wszystkich tradycyjnych zobowiązań i daniny spłaconej do ostatniej krzty; właśnie takiego człowieka Weyr i Pern potrzebowały jako przywódcy kwitnącej Warowni. Ruathańskich tradycji zawsze gorliwie przestrzegano, a wielu ludzi z tego rodu naznaczało królowe i spiżowe smoki.

Żaden z licznych synów, których spłodził Lord Leef, nie wiedział, kto zostanie wyznaczony na jego następcę. Lord Leef całą tę gromadę trzymał w garści, zapobiegając niesnaskom. Pomimo Opadów Nici i innych niebezpieczeństw związanych z Przejściem, udało mu się wbudować kilka nowych warowni w strome zbocza dolin Ruathy, żeby mieli gdzie mieszkać jego najbardziej wartościowi synowie i ich rodziny. Rozbudowa Warowni była częścią jego różnorodnych planów dotyczących utrzymania porządku w krainie. W planach uwzględniał i koniec Przejścia, i spokojną sukcesję. Moreta nie miała mu za złe takiej zapobiegliwości, chociaż Sh’gall i inni smoczy jeźdźcy martwili się stałym rozrostem populacji warowni. Sześciu Weyrom, dwudziestu trzem setkom smoków, niełatwo było w czasie tego Przejścia nie dopuszczać Nici na pola uprawne. Toczyły się rozmowy o założeniu nowego Weyru podczas Przerwy. Jednak to już nie będzie jej problem.

Moreta założyła na szyję złotą, wysadzaną zielonymi kamieniami opaskę, a na ręce ciężkie bransolety. Alessan to pewnie ten jasnooki mężczyzna, którego często widywała pod koniec Opadu z ekipami obsługującymi miotacze płomieni. Zawsze zachowywał się poprawnie, spokojnie, ale na każdym kroku wyczuwało się jego obecność. Za żadne skarby świata Moreta nie potrafiła przypomnieć sobie pozostałych dziewięciu synów Lorda Leefa, chociaż wszyscy mieli silne rysy, odziedziczone po ojcu, a nie po matkach.

Dzisiejszemu Zgromadzeniu po raz pierwszy miał przewodniczyć Alessan, z początkiem Obrotu zatwierdzony przez Konklawe Lordów Warowni na zaszczytnym stanowisku Lorda Ruathy. Dni wypoczynku, dni wolne od Nici i piękna pogoda nieczęsto się ze sobą zbiegały.

- Ponieważ są dwa Zgromadzenia, ja wezmę udział w Istańskim - oznajmił jej Sh’gall tego ranka. - Powiedziałem tak wczoraj Alessanowi i nie sprawiło mu to przykrości. - Sh’gall parsknął pogardliwie. - Będzie tam u niego tłum ludzi, więc powinnaś się dobrze bawić. - Sh’gall nie pochwalał tego, że Moreta tak pasjonuje się wyścigami; od czasu lotu godowego Orlith z Kadithem niekiedy razem uczestniczyli w Zgromadzeniach, ale wtedy nie potrafiła cieszyć się tym sportem. - Marzę o słońcu, rybach, skorupiakach. Lord Fitatric zawsze przygotowuje znakomite uczty. Mogę tylko wyrazić nadzieję, że równie dobrze spędzisz czas w Ruacie.

- Nigdy dotąd nie narzekałam na ruathańską gościnność. W głosie Sh’galla było coś, co powodowało, że czuła się zmuszona bronić tej Warowni. Sh’gall odczuwał nabożną cześć wobec Lorda Leefa, ale nie odnosiło się to do nowego, młodego Lorda. Moreta nie zawsze zgadzała się z pochopnymi opiniami Sh’galla, więc postanowiła, że zaczeka i sama wyrobi sobie zdanie o Alessanie.

- Poza tym obiecałem, że podrzucę Lorda Ratoshigana do Isty. Nie zależy mu na tym, żeby być w Ruacie. Za to ma ochotę zobaczyć to osobliwe, nieznane zwierzę, które zostanie wystawione na pokaz w Iście.

- Co to takiego?

- Myślałem, że coś o tym wiesz. - Z tonu Sh’galla można było wnioskować, że powinna wiedzieć, o czym mówi. - Marynarze z Morskiej Warowni w Igenie znaleźli to zwierzę, jak dryfowało z Wielkim Prądem. Uczepiło się drzewa, które unosiło się na wodzie. Nigdy nie widzieli czegoś takiego i zabrali je do Mistrza Hodowcy do Keroonu.

„Aha - pomyślała Moreta - to dlatego powinnam była wiedzieć”. Nie miała pojęcia, czemu Sh’gall zakładał, że wie o wszystkim, co dzieje się w jej rodzinnej warowni. Już dziesięć Obrotów temu zaangażowała się ostatecznie i z pełnym oddaniem w sprawy Weyru Fort.

- To jakiś gatunek wielkiego kota - dodał Sh’gall. - Prawdopodobnie coś, co pozostawiono na Południowym Kontynencie. Całkiem dzika bestia. Mądrzej byłoby zostawić takie zwierzę w spokoju.

- Mamy takie mnóstwo węży tunelowych, że przydałby się nam jakiś głodny dziki kot. Psy nie są wystarczająco szybkie.

Sh’gall rzucił na nią ponure spojrzenie i sztywno wyszedł z Weyru. Ta niespodziewana reakcja zirytowała Moretę. Nie po raz pierwszy żałowała, że to Kadith dogonił Orlith w locie godowym. Potem powiedziała sobie stanowczo, że stary L’mal uważał Sh’galla za jednego z najzdolniejszych przywódców skrzydła. Aż do końca Przejścia niezbędny był im taki człowiek. Wszyscy myśleli, że L’mal dotrwa do końca Przejścia, dlatego też wszyscy go opłakiwali, gdy zachorował i umarł. Moreta zawsze lubiła L’mala, a Leri miała o nim bardzo wysok...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin