Cartland Barbara - Chwile miłości.pdf

(710 KB) Pobierz
Microsoft Word - Cartland Barbara - Chwile miłości.doc
Cartland Barbara
Chwile miłości
Simonetta odwróciła się i spojrzała na artystę. Choć nie dostrzegła
jego twarzy, bo osnuwał ją cień, miała wrażenie, że może mu zaufać i
że mężczyzna nie zagaduje ją jedynie po to, by nie odeszła.
- Czy istotnie jestem panu niezbędna do namalowania obrazu? -
spytała po chwili cichym głosem.
- Bez pani nigdy go nie dokończę.
- Ile czasu zajmie panu przeniesienie mnie na płótno?
- Niedużo. Kiedy stanęła pani w świątyni z rozpostartymi
ramionami, cała kompozycja nabrała życia. Przedtem była martwa i
wiedziałem, że czegoś jej brakuje. Teraz wiem, że brakowało w niej
pani!
ROZDZIAŁ 1
1880
Lady Simonetta Terrington-Trench wbiegła po schodach wielkiej
rezydencji, w której mieszkała od urodzenia, i wpadła do wyłożonego
marmurami holu, mijając po drodze dwóch pełniących straż lokajów.
Zanim się pojawiła, lokaje szeptali coś między sobą, teraz zaś
wyprostowali się i przybrali obojętny wyraz twarzy, jak przystoi
służbie.
— Gdzie jest jego książęca wysokość? — rzuciła przez ramię
Simonetta, kiedy przechodziła obok nich szybkim krokiem.
— W pracowni, milady.
Nic nie odpowiedziała i było wysoce wątpliwe, czy w ogóle
słuchała, co mówi lokaj, bo i tak wiedziała, że znajdzie ojca w
pracowni.
Pomknęła długim korytarzem ozdobionym starą zbroją, która
pochodziła z czasów, kiedy książęta Trench pozostawali w ciągłym
stanie wojny z osobistymi wrogami lub byli nękani najazdami z
zewnątrz.
Pchnęła drzwi do pracowni i tak jak się spodziewała, zastała ojca
przy biurku. Pracownia była gabinetem ojca lady Simonetty i
miejscem, w którym niechętnie widział nieproszonych gości. Książę
nie był zajęty pisaniem, wkładał jakieś dokumenty do długiej wąskiej
kasetki. Zaskoczony podniósł wzrok, a kiedy ujrzał, kto śmiał zakłócić
mu spokój, uśmiechnął się do swojej jedynej córki, do której był
bardzo przywiązany i która z każdym dniem, jak przyznawał w duchu,
stawała się coraz piękniejsza.
Książę był przystojnym mężczyzną cieszącym się opinią znawcy
kobiet i koni. Teraz z lekkim ukłuciem w sercu pomyślał, że wkrótce
Simonetta znajdzie odpowiednią partię i opuści dom ojca.
— Papo! — wykrzyknęła zdyszana dziewczyna. — Chcę, żebyś
obejrzał mój nowy obraz. Na pewno zgodzisz się ze mną, że jest
najlepszy ze wszystkich.
Podeszła do ojca i pokazała mu małe kwadratowe płótno, które
trzymała w dłoniach.
Książę wziął od niej obraz i uważnie studiował każde
pociągnięcie pędzla, podczas gdy Simonetta z niepokojem wpatrywała
się w jego twarz.
— Jest bardzo dobry — powiedział wreszcie — dużo lepszy od
tych, które namalowałaś dotychczas. Uchwyciłaś światło w taki
sposób, że ja bym tego nie potrafił zrobić lepiej.
— Naprawdę, papo? — zawołała radośnie Simonetta. —
Naprawdę uważasz, że jest dobry?
— Bardzo dobry — zapewnił ją książę.
— Tak się cieszę. Wiem, że mój ostatni obraz cię zawiódł. Nagle
poczułam, że ten mi się uda, tak jakby... ktoś prowadził moją rękę.
Książę zaśmiał się.
— Tego właśnie zawsze pragniemy. Jednak ostatecznie wszystko
zależy od naszych własnych wysiłków i nieustannego dążenia do
doskonałości.
Simonetta zrozumiała, co ojciec miał na myśli, i uśmiechnęła się
do niego. Potem spojrzała na kasetkę, która leżała na biurku, i nagle
zamarła.
— Co robisz! Czy... wyjeżdżasz?
Książę unikał jej wzroku, więc zawołała:
— Tak! Wyjeżdżasz! Och, papo, nie możesz mnie opuścić, teraz
gdy w ogrodzie jest tyle wspaniałych widoków do malowania!
— Nie będzie mnie tylko dwa tygodnie — odparł książę — a
przez ten czas zaopiekuje się tobą ciotka Hurriet.
— To niemożliwe — zaprotestowała Simonetta. — Myślałam, że
wiesz, iż ciotka Hurriet przysłała wczoraj posłańca z wiadomością, że
niestety musi wybrać się do Londynu i nie przyjedzie do nas, tak jak
tego oczekiwaliśmy.
Książę zacisnął usta.
— Dlaczego nie powiedziano mi o tym wczoraj?
— List leżał w holu, a skoro był otwarty, sądziłam, że go
przeczytałeś.
— Teraz sobie przypominam — rzekł po chwili książę. — Kiedy
przyszedł list, nie zdążyłem go otworzyć, bo wezwano mnie do innych
spraw.
Zapadła cisza. Wreszcie Simonetta spytała cichutko:
— Czy... czy mogłabym... pojechać z tobą?
— Nie, to wykluczone — odparł szybko książę. — Jadę do
Francji.
— Znowu? — zapytała Simonetta. — Będziesz malował, papo,
gdzie tym razem?
Książę znowu sprawiał wrażenie nieco zmieszanego.
— Jadę do Prowansji — powiedział. — Ktoś wynajął mi mały
domek w miejscowości zwanej Les Baux. Mówią, że tam światło jest
inne niż gdziekolwiek na świecie.
— Czytałam o Les Baux. To jedno z najcudowniejszych miejsc
we Francji — powiedziała Simonetta. — Pamiętasz zapewne, że
często rozmawialiśmy o trubadurach, którzy pisali wiersze i pieśni na
dworach miłości.
— To było wiele lat temu — zauważył książę.
— Tak, wiem — odparła Simonetta — lecz ruiny wciąż stoją
pośród skał wulkanicznych i nade wszystko pragnęłabym je zobaczyć.
Książę usiadł za biurkiem i zaczął przekładać papiery.
— Może kiedyś będziesz mogła tam pojechać. Spotkam paru
przyjaciół malarzy, którzy mnie bliżej nie znają, wiedzą tylko, że
urzeczony jestem nowym stylem w sztuce.
— Papo, jestem pewna, że uznają cię za bardzo dobrego
impresjonistę, jednak jak wiesz, nikt w Anglii nie oceni należycie
twoich prac, podobnie jak prac twojego francuskiego przyjaciela
Claude'a Moneta.
To właśnie Monet był pierwszym, który zainspirował ojca
Simonetty. Książę zwykł mawiać, że para się malarstwem próbując
jedynie naśladować impresjonistów. Moneta spotkał na wystawie
obrazów, kiedy malarz przebywał w Anglii. Szybko zostali
Zgłoś jeśli naruszono regulamin