Cartland Barbara - Anioł w piekle.pdf

(818 KB) Pobierz
Microsoft Word - Cartland Barbara - Anioł w piekle.doc
Cartland Barbara
Anioł w piekle
OD AUTORKI
Sposób, w jaki opisywano i potępiano Monte Carlo pod koniec
dziewiętnastego stulecia, nie jest przesadny. Kler niemal we
wszystkich krajach uważał je za piekło na ziemi. Artykuły prasowe są
autentyczne.
Dzisiaj Point de Cabeel znany jest jako Cap Estel. Znajduje się
tam najcudowniejszy ze wszystkich hotelików, które kiedykolwiek
odwiedziłam. Ogród wygląda dokładnie tak, jak go opisałam, i z
tarasu wiedzie do niego czterdzieści białych marmurowych stopni.
Użyłam starej nazwy Eza zamiast Eze, a St. Hospice to dzisiejsze
Cap Ferrat.
Monte Carlo jest dla mnie wciąż tak piękne, romantyczne i
pasjonujące, jak zawsze, odkąd Francis Blanc odkrył je w 1858 roku.
ROZDZIAŁ 1
1898
— Przykro mi, że to się skończyło tak nagle, Ancello —
powiedział sir Feliks Johnson cichym głosem, dzięki któremu zdobył
sobie sławę lekarza mającego najlepsze w całym Londynie podejście
do chorych.
— Lepiej, że tak się stało — odpowiedziała hrabianka Ancella
Winn. — Nie chciałabym, żeby papa dalej cierpiał i męczył się jak w
ciągu ostatnich lat.
— Był bardzo trudnym pacjentem — zauważył sir Feliks — i
mogę cię tylko pochwalić, Ancello, za to, że byłaś najbardziej
troskliwą i niezwykłą córką, jaką kiedykolwiek spotkałem w swej
długiej karierze.
— Dziękuję, sir Feliksie — odparła Ancella, lekko się
uśmiechając.
— Martwię się, że śmierć ojca była dla ciebie wielkim szokiem —
rzekł życzliwie sir Feliks.
— Nie — zaprzeczyła Ancella. — Spodziewałam się tego.
Sir Feliks spojrzał na nią ze zdziwieniem. To prawda, że hrabia
Medwinu niedomagał od dawna, ale zazwyczaj tego typu choroby
ciągną się w nieskończoność.
Jakby wiedząc, że sir Feliks oczekuje wyjaśnień, Ancella, której
policzki lekko się zaróżowiły, powiedziała:
— Czasami wyczuwam... takie rzeczy. Zanim moja matka umarła,
wiedziałam, że nie ma... nadziei.
— Chcesz powiedzieć, że jesteś jasnowidzem?
— Chyba można tak to nazwać. Moja niania, która była Szkotką,
mawiała w takich wypadkach, że jestem „niespełna rozumu". Po
prostu chodzi o to, że czasami mam głębokie, choć nie dające się
wytłumaczyć przeświadczenie, iż sprawy przybiorą taki a nie inny
obrót, i zawsze, nawet gdy byłam dzieckiem, okazywało się, że mam
rację.
— To bardzo interesujące — stwierdził sir Feliks — ale
chciałbym wiedzieć, czy przeczucie mówi ci, co teraz powinnaś
zrobić?
Ancella bezradnie rozłożyła ręce.
— To zupełnie co innego — oświadczyła — i szczerze mówiąc,
nie mam pojęcia.
— Właśnie to mnie martwi — rzekł sir Feliks.
Przez ponad dwadzieścia lat był nie tylko lekarzem, ale także
przyjacielem hrabiego Medwinu i szczerze lubił hrabiankę Ancellę
Winn, która była jedynym dzieckiem hrabiego.
Patrzył na nią zamyślonym wzrokiem, gdy przecięła pokój i
stanęła przy oknie, by spojrzeć na zaniedbany ogród, który w
ponurym mroku styczniowego poranka sprawiał wrażenie
opuszczonego.
Ancella była niezwykle piękna, a jej bardzo jasna cera stała się
niepokojąco blada po nagłej śmierci ojca. Jest cudowna, pomyślał sir
Feliks, i gdy dziewczyna zwróciła ku niemu swe ogromne szare oczy,
powiedział:
— Chyba powinnaś się zastanowić nad tym, co masz zamiar
zrobić, zanim przyjadą twoi krewni i prawny spadkobierca przejmie
posiadłość.
— Przypuszczam, że kuzyn Alfred nie będzie tutaj mieszkał —
odrzekła. — Nigdy nie lubił tego domu i nie zamierza wydawać
pieniędzy na jego remont lub utrzymywanie ogrodu w należytym
porządku. Jak zapewne panu wiadomo, sir Feliksie, papa, nawet
gdyby żył, nie mógłby pozwolić sobie na to, żeby tu dłużej zostać.
— Zdaję sobie z tego sprawę — powiedział sir Feliks — ale i tak
nie ulega wątpliwości, że nie mieszkałabyś tu razem ze swoim
kuzynem.
— Za żadne skarby — potwierdziła szybko Ancella. — Nigdy nie
lubiłam kuzyna Alfreda, papa też czuł do niego zdecydowaną niechęć!
— Często mi o tym mówił — przyznał sir Feliks.
— A zatem cóż ci pozostaje?
— Ciotka Emily lub ciotka Edith — odpowiedziała Ancella. —
Och, sir Feliksie, nie wiem, czy zdołam to wytrzymać!
Sir Feliks zrozumiał jej obawy. Pamiętał podstarzałe niezamężne
damy o srogich twarzach, potępiające niezależność, jaką Ancella
cieszyła się po śmierci swojej matki. Ojciec pozwalał jej robić niemal
wszystko, na co tylko miała ochotę, pod warunkiem że prowadziła
dom i była obecna zawsze, gdy chciał, żeby słuchała jego narzekań na
brak pieniędzy lub ciągłych oracji, które wygłaszał swoim krewnym.
Kiedy zachorował, nie chciał pielęgniarki — choć i tak nie
mogliby sobie na nią pozwolić — i całkowicie zdał się na opiekę
Ancelli, która od świtu do nocy była na każde jego zawołanie. Prawdę
powiedziawszy, także w nocy często ją budził; ale nigdy nie narzekała
i sir Feliks czasami się zastanawiał, czy jakaś inna dziewczyna w jej
wieku tak sprawnie i chętnie wypełniałaby polecenia ojca.
Teraz, kiedy rozmyślał o krewniaczkach Winnów, doszedł do
wniosku, że mogłyby wyłącznie unieszczęśliwić Ancellę. Wszystkie
były bardzo ograniczone, pruderyjne, niemal purytańskie w poglądach
i hrabia niewątpliwie miał rację, kiedy odnosił się do nich jak do
„gromady obłudnych starych panien śpiewających nabożne pieśni".
— Gdybym tylko miała jakieś uzdolnienia — powiedziała
Ancella, wzdychając cicho. — Jeżdżę konno, szyję, tańczę — kiedy
tylko mam okazję. I znam kilka języków. — Zaśmiała się cicho. —
Chyba nie będę miała z tego żadnych pieniędzy.
— Mówisz po francusku? — spytał sir Feliks.
— Jak paryżanka — przynajmniej tak zawsze twierdziła ta stara
Mademoiselle, która mnie uczyła — odpowiedziała z uśmiechem
Ancella.
— Nasuwa mi to pewien pomysł — rzekł sir Feliks. — Możesz
uznać to za impertynencję lub drwić ze mnie, że zaproponowałem ci
coś takiego, ale może to jest rozwiązanie.
Ancella podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.
— Wie pan, sir Feliksie, że wszystko, co pan zaproponuje,
przyjmę jak życzliwą radę prawdziwego przyjaciela. Często się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin