12, 13 - słowo boga, papieże.docx

(1087 KB) Pobierz



12                            10/2013     grudzień 2013


I Niedziela Adwentu

Złodziej

 

R

adosny czas oczekiwania - tak zwykle nazywamy Adwent. Jednak nie jest to takie szczęśliwe określenie. Słowo adventus oznacza przybycie, przychodzenie. Jesteśmy zatem w czasie przybywania, przychodzenia, nie oczekiwania. Kolejna sprawa – „radosny”. Skoro Jezus przychodzi – trzeba się nawrócić, trzeba zrobić coś ze swoim życiem, trzeba zabrać się za swoje grzechy. A to nie jest radosna rzeczywistość. Kiedy pomyślę o swoich wadach
i upadkach – nie jest mi do śmiechu. Wreszcie „święta Narodzenia Pańskiego”. Mało jest w Adwencie o Bożym Narodzeniu. Dopiero od 17 grudnia teksty liturgiczne będą wprost mówiły o zapowiadanym przyjściu Mesjasza. Czym zatem jest Adwent?

Jezus kolejny raz zaskakuje. Porównuje swoje przyjście do nio-czekiwanej wizyty złodzieja. W dodatku w nocy. Może nas to przerażać, może napawać lękiem, budować atmosferę ciągłego wyczekiwania na straszną apokalipsę, która zmiecie z powierzchni ziemi wszystko, także nas. Ale może spróbować popatrzyć na tą perspektywę nieco inaczej. Może jest w tym nadzieja – że Jezus
o moją duszę, o moje zbawienie zawalczy jak złodziej o zdobycz. Wyciągnie mnie z najgłębszej nocy. Ukradnie mnie, bo sam nie chcę oddać się pod jego władanie, zawzięcie bronię swojej dumnej niezależności nazywając ją ironicznie wolnością.

Adwent to czas przychodzenia Jezusa – złodzieja, który wydziera szatanowi to, co dawno jest w jego ręku. Dlatego najpiękniejszym symbolem Adwentu nie jest adwentowy wieniec, lampiony, roraty, ale konfesjonał. Tam dokonuje się rabunek, o którym mówi dzisiej-sza Ewangelia.  Jezus przychodzi do ludzi w najmniej oczekiwanym momencie, w kolejce, pośród planów na prezenty i przepisów, pośród najnowszych kreacji i obowiązującej mody, pośród znie-cierpliwienia w oczekiwaniu na spowiedź. W krótkim momencie prawdy, na jaką często już tylko w konfesjonale sobie pozwalamy. Dajmy się Mu ukraść.

 

III Niedziela Adwentu

Zwątpienie

 

S

kandal i wielkie komentarze wywołała opublikowana w 2007 roku książka o tytule: Come By My Light, zawierająca prywatną korespondencję pewnej kobiety. Znajdowały się w niej między innymi takie szokujące wyznania: „Gdzie jest moja wiara? Nawet głęboko... nie ma niczego prócz pustki i ciemności... Jeśli jest Bóg – niech mi wybaczy. Po co ja pracuję? Jeśli nie ma Boga, nie ma
i duszy. Więc jeśli nie ma duszy, Jezu, Ty też nie jesteś prawdziwy”. Szokiem było przede wszystkim to, że są to słowa nie jakiegoś ateisty, ale katolickiej świętej – Matki Teresy z Kalkuty. Jak to – Matka Teresa nie wierzyła w Boga? Zwątpiła w Jezusa? Podobne odczucia zdziwienia, a nawet zgorszenia mogą towarzyszyć nam dzisiaj, kiedy słyszymy Ewangelię: Jan Chrzciciel, który ogłosił przyjś-cie Mesjasza – dzisiaj pyta – czy ty jesteś tym, na którego czekamy? Wielka święta, wielki prorok. Zwątpienie, rozczarowanie? Dlaczego?

Wielki prorok został sam, opuszczony w więzieniu. Czyżby się pomylił? Głosił przyjście Mesjasza, który miał przywrócić królestwo Izraela, miał wyzwolić Żydów spod okupacji rzymskiej, miał zostać wielkim królem, pod którego panowaniem ugiąć się mieli wszyscy władcy ziemi. Miał. Tak sobie Mesjasza wyobrażali Żydzi, tak pewnie też myślał po części Jan. Tymczasem Jezus przyszedł ze swoim orędziem do ubogich, chorych, cierpiących, do grzeszników, a nawet pogan. Nie tak miało to wyglądać.

W dzisiejszym świecie bardzo łatwo zwątpić w Jezusa. Wielu ludzi, wiele organizacji dużo głośniej od Kościoła przekonuje do swoich idei, specjaliści od reklamy znają doskonałe techniki oddziaływania na klienta. Jak dzisiaj uwierzyć, że Jezus jest Mesja-szem? Jezus nakazuje Janowi rozglądnąć się wokół siebie. Może i mi tego potrzeba, może potrzeba zobaczyć jak Jezus działa w życiu wielu ludzi. Żeby nie zwątpić, że może także przyjść do mnie..


II Niedziela Adwentu

Bez anioła

 

C

hciałbym przeżyć takie spotkanie, jakiego doświadczyła Maryja. Żeby przyszedł do mnie anioł i powiedział, jaki plan ma dla mnie Bóg. Nie musiałby być to plan niezwykły, wystarczyłoby małe zadanie do wypełnienia. Dzięki tej cudownej rozmowie, jaką przeprowadziła Maryja z aniołem traktujemy Maryję wyjątkowo. Patrzymy na nią z zazdrością. Jest niepokalanie poczęta, nie ma grzechu. Tym tłumaczymy, że może łatwiej jej było doświadczać Boga. Pewnie tak. Jednak nie zapominajmy, że już jednak kobieta, nawet jeden mężczyzna byli bez grzechu pierworodnego. Nie dało im to monopolu na bezgrzeszność
i świętość. Byli postawieni wobec wyboru, tak jak Maryja. Nie podołali, mimo bezgrzeszności zapragnęli skosztować Bożego życia.

Ta mistyczna scena spotkania kończy się ciekawym stwierdzeniem – „wtedy odszedł od niej anioł”. Cudowność rozbija się brutalnie
o twardy grunt rzeczywistości. Wizyta niebiańskiego posłańca jest chwilowa. Teraz przychodzi czas na realizację wyboru. Na szarą
i zwyczajną pracę. Pewnie wiele razy będzie sobie Maryja zadawać to pytanie: „Czy aby na pewno przyszedł do mnie anioł?”. Kiedy przez trzydzieści lata Syn Boży nie będzie różnił się od wszystkich mieszkańców Nazaretu, kiedy zbawczy plan stanie się odległy, wreszcie kiedy wraz z rozpoczęciem Jego misji zacznie Go tracić. Najpierw dla tłumów, później dla oprawców.

Bliska jest mi ta Maryja bez anioła, po spotkaniu. Kiedy podeszła do okna i się zamyśliła. Kiedy zabrała się za sprzątanie, gotowanie
i pranie. A była pełna łaski. Kiedy dowiedziała się, że jej krewna Elżbieta potrzebuje pomocy nie czekała z decyzją. Poszła pomagać. Bo odszedł anioł i trzeba było wziąć się do roboty.

 

 

 

 

 

IV Niedziela Adwentu

Premier Królestwa

 

S

prawa była trudna. Zgodnie ze zwyczajem prawa małżeńskiego Maryja mogłaby ponieść karę. Była zaślubiona Józefowi, jednak jeszcze nie mieszkali razem. Procedura zawarcia małżeństwa była bowiem rozłożona w czasie. Józef chce pozwolić Maryi odejść. Czuje, że uczestniczy w czymś większym, w czymś co przerasta jego widzenie świata. Maryja miała swoje zwiastowanie, swojego anioła, on nie. Pokazuje się w tej scenie jako prawdziwy mężczyzna – nie rozumie nic, jednak robi wszystko, aby ocalić Maryję, nawet za cenę własnego szczęścia. Zdolny jest do takiej ofiary z miłości do Maryi.

Kiedy tak się dzieje, kiedy Bóg widzi jego miłość, kiedy ta trudna i niezrozumiała sytuacja pozwoliła mu doświadczyć czym jest tak naprawdę miłość, wtedy jest zdolny do otrzymania objawienia. Bóg wtajemnicza go w najbardziej intymną rzeczywistość Maryi, objawia mu największą tajemnicę jej serca. Takie poznanie możliwe jest tylko wtedy, gdy w miłości całkowicie zapomnimy o sobie, kiedy oddamy się bez reszty drugiemu.

Bardzo często czegoś nie rozumiem, nie potrafię pojąć, w jakim kierunku zmierza Boży plan na życie moje, moich bliskich, całego świata. Próbuje pytać, ale nie otrzymuję odpowiedzi. Może dlatego, że nie ma w mnie miłości. Józef nie pyta Pana Boga, on ufa mu bezgranicznie, nie dopuszcza do siebie myśli, że może dziać się coś nie tak, nie analizuje, tylko zastanawia się, jak w tej ekstremalnie trudnej i niezwykłej sytuacji pomóc Maryi, jak okazać jej miłość, żeby jej nie skrzywdzić. Może warto tak spróbować odpowiadać na trudności. Miłością w działaniu.


 


 


 

 


W

ysłuchana przez nas strona Błogosławieństw jest wielką kartą chrześcijaństwa. Spójrzmy oczyma serca scenie owego dnia: na górze otacza Jezusa tłum ludzi, mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy, zdrowi i chorzy, przybyli z Galilei, ale także
z Jerozolimy, Judei, miast Dekapolu, z Tyru i Sydonu. Wszyscy oczekują jednego słowa, jednego gestu, który mógłby przynieść im pociechę i nadzieję. W dzisiejszy wieczór my także zebraliśmy się, by oddać się słuchaniu Pana. Patrzę na was z wielką miłością: przybyliście z różnych regionów Kanady, Stanów Zjednoczonych, Ameryki Środkowej, Ameryki Południowej, Europy, Afryki, Azji
i Oceanii. Słyszałem wasze radosne głosy, wasze okrzyki, wasze śpiewy i dostrzegłem głębokie pragnienie waszych serc: chcecie być szczęśliwi! Drodzy młodzi, liczne i nęcące są propozycje, które was zewsząd przyciągają: wielu mówi wam o radości, którą można osiągnąć przez pieniądze, przez powodzenie i władzę. Przede wszystkim mówią wam o radości, która wiąże się
z powierzchowną i złudną przyjemnością zmysłową.

Drodzy przyjaciele, na waszą młodzieńczą wolę bycia szczęśliwymi stary Papież, obciążony latami, lecz jeszcze młody sercem, odpowiada słowem, które nie należy do niego. Słowo to zabrzmiało dwa tysiące lat temu. Dzisiaj usłyszeliśmy je ponownie: "Błogosławieni!" Słowem kluczowym nauczania Jezusa jest głoszenie radości: "Błogosławieni!". Człowiek został stworzony dla szczęścia. Wasze pragnienie szczęścia jest więc uzasadnione. Chrystus ma odpowiedź na wasze oczekiwanie. Żąda On od was, byście Mu zaufali. Prawdziwa radość jest zdobyczą, której nie osiąga się bez długiej i trudnej walki. Chrystus ma tajemnicę zwycięstwa. Wiecie, kto Go poprzedził. Opowiada o tym Księga Rodzaju. Bóg stworzył mężczyznę
i kobietę w raju, w Edenie, ponieważ chciał, aby byli szczęśliwi. Niestety, grzech zburzył Jego pierwotne plany. Bóg nie ustąpił jednak wobec tej porażki. Zesłał swojego Syna na ziemię, aby przywrócić człowiekowi perspektywę jeszcze piękniejszego nieba. Ojcowie Kościoła podkreślali, że Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem. To jest decydujący przełom, jaki Wcielenie odcisnęło na historii ludzkiej.

Gdzie więc toczy się walka? Odpowiedź daje nam sam Chrystus: "On, istniejąc w postaci Bożej - napisał św. Paweł - nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci" (Flp 2, 6-8). Była to walka aż do śmierci, a Chrystus wygrał ją nie dla siebie, ale dla nas. Z tej śmierci wypłynęło życie. Grób na Kalwarii stał się kolebką nowej ludzkości kroczącej ku prawdziwemu szczęściu. "Kazanie na Górze" wytycza mapę tej drogi. Osiem Błogosławieństw to drogowskazy, które wskazują nam kierunek wędrówki. Jest to droga pod górę, lecz Jezus pokonał ją jako pierwszy. I jest gotów przemierzyć ją ponownie z nami. Pewnego dnia oświadczył: "Kto idzie za Mną, nie będzie chodził
w ciemnościach" (J 8, 12). A kiedy indziej dodał: "To wam powiedziałem, aby radość Moja w was była i aby radość wasza była pełna" (J 15, 11). Tylko krocząc razem z Chrystusem można osiągnąć radość, prawdziwą radość! Właśnie z tego powodu jeszcze dzisiaj kieruje On do was wezwanie do radości: "Błogosławieni!"

 

(XVII Światowy Dzień Młodzieży w Toronto 25 lipca 2002 r.)

 

 

W

ielkim ryzykiem w dzisiejszym świecie, z jego wieloraką i przygniatającą ofertą konsumpcji, jest smutek rodzący się w przyzwyczajonym do wygody i chciwym sercu, towarzyszący poszukiwaniu powierzchownych przyjemności oraz izolującemu się sumieniu. Kiedy życie wewnętrzne zamyka się we własnych interesach, nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już więcej głosu Bożego, nie doświadcza się słodkiej radości z Jego miłości, zanika entuzjazm związany z czynieniem dobra. Również wierzący wystawieni są na to ryzyko, nieuchronne i stałe. Wielu temu ulega i stają się osobami urażonymi, zniechęconymi, bez chęci do życia. Nie jest to wybór godnego i pełnego życia; nie jest to pragnienie, jakie Bóg żywi względem nas; nie jest to życie w Duchu rodzące się
z serca zmartwychwstałego Chrystusa (…).

Księgi Starego Testamentu ukazały radość zbawienia, która miała obfitować w czasach mesjańskich: «Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele» (Iz 9, 2). «Wznoś okrzyki i wołaj z radości» (Iz 12, 6). «Wstąp na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny na Syjonie! Podnieś mocno twój głos zwiastunko dobrej nowiny
w Jeruzalem» (Iz 40, 9). «Zabrzmijcie weselem, niebiosa! Raduj się, ziemio! Góry, wybuchnijcie radosnym okrzykiem! Albowiem Pan pocieszył swój lud, zlitował się nad jego biednymi» (Iz 49, 13). «Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy
i zwycięski» (Za 9, 9).

Być może jednak największą zachętę znajdujemy u proroka Sofoniasza, ukazującego nam samego Boga jako jaśniejące centrum święta i radości i jako pragnącego przekazać swemu narodowi ten zbawczy okrzyk. Porusza mnie głęboko ponowne odczytanie tego tekstu: «Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, mocarz, który zbawia, uniesie się weselem nad tobą, odnowi [cię] swoją miłością, wzniesie okrzyk radości» (So 3, 17). Przeżywamy radość pośród drobnych spraw życia codziennego, jako odpowiedź na serdeczną zachętę Boga, naszego Ojca: «Dziecko, stosownie do swej zamożności, troszcz się o siebie [...]. Nie pozbawiaj się dnia szczęśliwego» (Syr 14, 11.14). Ileż ojcowskiej czułości kryje się za tymi słowami!

Ewangelia, w której jaśnieje chwalebny Krzyż Chrystusa, zaprasza gorąco do radości. Wystarczy kilka przykładów: «Raduj się!» - tak brzmi pozdrowienie anioła skierowane do Maryi (Łk 1, 28). Nawiedzenie Elżbiety przez Maryję sprawia, że Jan poruszył się z radości w łonie swojej matki (por. Łk 1, 41). W swoim hymnie Maryja głosi: «raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy» (Łk 1, 47). Gdy Jezus rozpoczyna swoją posługę, Jan głosi: «Ta zaś moja radość doszła do szczytu» (J 3, 29). Sam Jezus «rozradował się [...] w Duchu Świętym» (Łk 10, 21). Jego orędzie jest źródłem radości: «To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna» (J 15, 11). Nasza chrześcijańska radość czerpie ze źródła Jego tryskającego serca. Obiecuje On uczniom: «Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz przemieni się w radość» (J 16, 20).
I podkreśla: «Znowu jednak was zobaczę i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać» (J 16, 22). Potem widząc Go zmartwychwstałego, «uradowali się» (J 20, 20).

 

(Adhortacja apostolska Evangelii Gaudium)

Zgłoś jeśli naruszono regulamin