Blake William - Poezje wybrane.rtf

(189 KB) Pobierz
Poezje wybrane

William Blake

 

 

 

Poezje wybrane

 

przełożył i opracował Zygmunt Kubiak


Wstęp

 

Jeśli niektóre z najpiękniejszych liryków Williama Blake’a wydają się nam wierszami dziecięcymi, wrażenie to nie jest ani złudne, ani sprzeczne z intencją tego wielkiego poety. Wezwanie: „Miej serce i patrzaj w serce!” znane jest nam dobrze z Romantyczności Adama Mickiewicza. To zaś odzyskiwanie serca, serdecznego widzenia świata, było w owej epoce nieraz pojmowane jako odzyskiwanie dziecięctwa.

Drugi obok Blake’a inaugurator romantyzmu w literaturze angielskiej, William Wordsworth, napisze na progu XIX wieku słynną Odę o przeczuciach nieśmiertelności czerpanych ze wspomnień o wczesnym dzieciństwie, w której czytamy o tym, jak światło dzieciństwa mrocznieje w późniejszych latach ludzkiego życia:

 

W dzieciństwie — wszędzie wokół nas — niebiosa!

Zmrok się więzienia zaczyna zamykać

W chłopięcych latach.

Lecz chłopiec widzi światło, wie, skąd ono wnika

Do jego świata.

Młodzieniec coraz dalej od pory zarania

Musi wędrować. Lecz wielbi Przyrodę.

Niejedna jeszcze chwila mu odsłania

Tamtą, jakby ze snu, urodę.

Dopiero w wieku męskim patrzymy, jak ona

Zamiera, w blade światło wszystkich dni wtopiona.

 

W Pieśniach niewinności (1789) Blake roztacza obraz świata dziecięcego, niekiedy dotkniętego tchnieniem smutku (jak w finale wiersza Zieleń pełna ech), ale pięknego i błogiego. Odwołuje się też do tego, co o dziecięctwie mówi Ewangelia i zapowiadające ją proroctwo Izajasza. Baranek, o którym czytamy w utworach angielskiego poety, to Agnus Dei, Chrystus, który rzekł (Mt 19, 14): „Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie”. Niejeden wiersz każe nam myśleć o Izajaszowej Księdze (11,6): „Będzie mieszkał wilk z jagnięciem, a pard z koźlęciem legać będzie; cielę i lew, i owca pospołu mieszkać będą, a dziecię małe będzie je prowadzić”. W kilka łat potem zaś Blake do pierwszego zbioru dodał drugi cykl liryków, Pieśni doświadczenia (1794), nie mniej związany z Biblią obu Testamentów, z tym, co Izajasz i Ewangelia mówią o cierpieniu i z tym, co święty Paweł powiada o niejasności tego świata, w którym wszystko widzimy „w zwierciadle, zagadkowo” (1 Kor 13, 12); trzeba tu sobie wyobrazić antyczne zwierciadło metalowe.

Łącząc oba cykle w jeden zbiór Pieśni niewinności i doświadczenia, poeta postawił dwa zwierciadła, jasne i ciemne, jedno naprzeciw drugiego. Ani dziecięctwo nie unicestwia doświadczenia, ani też doświadczenie nie wymazuje radości dziecięctwa. Trwają naprzeciw siebie i przeglądają się w sobie nawzajem: dwa oblicza świata, w którym człowiek żyje. W swoim największym arcydziele poetyckim Blake je tylko ukazuje, nie szuka rozwiązania tej zagadkowej sprzeczności.

Wyrazem zaś szukania rozwiązania są jego poematy, które nazywa „księgami proroczymi”. Jednocześnie z Pieśniami niewinności powstaje Księga Thel, w której Córa Serafinów wpatruje się w niepokojącą przyrodę. Stan niepełności ludzkiej wiedzy poeta stara się przekroczyć mocą wyobraźni, „Boskiej Wizji”, jak ją często będzie nazywał. W serii poematów o kosmosie, zaczętej Pierwszą księgą Urizena (1794), dzieje wszechświata przedstawione są jako historia walk kosmicznych, szczególną zaś rolę w kształtowaniu świata, w jakim ludzie żyją, przypisuje się Urizenowi, zimnemu rozumowi. Poeta pragnie przeciwstawić się Johnowi Milionowi, autorowi Raju utraconego, którego uważa za wyraziciela Urizena, podczas gdy on, William Blake, chce być nade wszystko wieszczem—Losa, czyli wyobraźni, ..Boskiej Wizji”, wspierającej w świecie wolność i dobro.

Warto w tym miejscu na chwilę odejść od dzieła Williama Blake’a i sięgnąć do Wyznań świętego Augustyna, gdzie w VII księdze mówi się wiele o problematyce wyobraźni. Termin łaciński imaginatio (od słowa imago, „obraz”), którego przekładem jest nasza „wyobraźnia”, istnieje w łacinie klasycznej, postaugustowskiej (u Pliniusza Młodszego i Tacyta), szczególną zaś uwagę skupił na nim autor Wyznań. Opowiadając o swojej wędrówce intelektualnej, wspomina, jakimi drogami wiodła go niegdyś wyobraźnia (Wyznania, VII 5): „Przed oczyma ducha stawiałem sobie całe stworzenie — zarówno to, co możemy zobaczyć: ziemię, morze, powietrze, gwiazdy, drzewa i żywe istoty śmiertelne, jak i to, czego ujrzeć nic można: utwierdzenie nieba w górze, wszystkich aniołów, wszystkie duchowe byty nieba. Lecz także te byty, jakby były ciałami, umieszczała w takich a takich miejscach moja wyobraźnia. Całe Twoje stworzenie wyobraziłem sobie jako wielką masę składającą się z różnych rodzajów ciał — niektóre z nich rzeczywiście były ciałami, a niektóre tylko w mojej wyobraźni zastępowały byty duchowe”.

Święty Augustyn w okresie, który wspomina, ulegał jeszcze wpływowi doktryn gnostyckich, a zwłaszcza koncepcjom Manesa (215–277), reformatora antycznej religii perskiej, założyciela sekty manichejskiej. Jest rzeczą godną uwagi to, że treść kosmicznego mitu zawartego w „księgach proroczych” Blake’a w wielkim stopniu odtwarza głoszoną w starożytności przez manichejczyków teorię o ukształtowaniu widzialnego świata przez czynnik zła, któremu się przeciwstawia czynnik dobra. Być może dotykamy tu stałej tendencji wyobraźni ludzkiej i obserwujemy drogę, na jaką wkracza ona wtedy, gdy zaufała sobie i uznała siebie za źródło prawdy. Święty Augustyn, jak wspomina (Wyznania, V 10), w swoim okresie manichejskim uważał zło za substancję: „za olbrzymią, bezkształtną, wstrętną masę materii, która mogła mieć postać stałą — wtedy manichejczycy nazywali ją ziemią — albo rozrzedzoną i ulotną, jak powietrze. Według ich wyobrażeń zło w tej drugiej postaci jest złowrogą myślą przenikającą ziemię. A ponieważ nawet ta odrobina pobożności, jaka była we mnie, uniemożliwiała mi przyjęcie mniemania, jakoby Bóg, dobrym będąc, stworzyć mógł jakąkolwiek naturę złą, wyobrażałem sobie, że przeciwstawiają się sobie nawzajem dwie masy materii, przy czym obie są nieskończone, lecz zła w mniejszym, a dobra w większym stopniu”.

Nieustanna walka kłębiąca się w kosmicznym micie Blake’a, przypominając fantazje manichejskie, jest też nieraz bliska temu, co antyczna mitologia grecka opowiadała o bezlitosnych zmaganiach różnych pokoleń bogów. Rola siły, zarówno w dziejach wszechświata, jak i w życiu ludzkim, była przez antyczną myśl i sztukę grecką wyraziście uwydatniana. Iliada jest wielkim poematem o sile. Kiedy zaś w jednym z Hymnów homeryckich bogini Demeter, skrzywdzona przez Olimpijczyków, siedzi u studni w Eleuzis jako znękana stara kobieta, córki króla Keleosa mówią do niej {Do Demeter, 147–148):

 

Każdy dar bogów, matko, choćby nie był miły,

Trzeba przyjąć. Bo więcej, niż my, mają siły.

 

Ajschylos jednak w pieśni chóru w Orestei (Agamemnon, 176–183) daje wyraz innej teologii, powiadając o Zeusie:

 

On powiódł ludzi

Drogą ku mądrości.

Mocno utwierdził prawo:

Przez cierpienie wiedza.

Zamiast snu kapią w sercu

Krople pamiętnego bólu.

Mądrość nawiedza i tych,

Którzy jej nie chcą.

Nieodparta to łaska

Bóstw u wzniosłego steru.

 

Jest więc coś, co góruje mad siłą. O tym mówi najwięcej Biblia, której William Blake nigdy nie przestał czytać, Biblia nieraz ukazująca względność wszelkiej siły wobec bytu nieskończonego, na przykład wtedy, gdy prorok Eliasz po pokonaniu proroków Baala idzie w góry (3 Kr 19, 8–13): zrywa się wicher, w którym góry drżą i skały się kruszą. „Nie w tym wichrze .Pan.” — Potem wszystko dookoła kołysze się w trzęsieniu ziemi. „Nie w tym trzęsieniu Pan.” — Potem wybucha ogień wielki. „Nie w ogniu Pan.” — „A po ogniu tchnienie cichego powiewu. Gdy Eliasz je usłyszał, zakrył twarz płaszczem, a wyszedłszy stanął u wrót jaskini. A oto głos do niego przemówił: Co tu czynisz, Eliaszu?” — Zawarte jest tu chyba pouczenie, że w nieskończoności łoskot gromu nie jest bardziej słyszalny, niż najcichszy powiew wiatru.

Napełniając „księgi prorocze” burzliwym wirem kosmicznej walki, Blake nie przestaje tęsknić do tej duchowej ciszy, o której śpiewa król Dawid (Ps 41, 2–3): „Jako pragnie jeleń do źródeł wodnych, tak pragnie dusza moja do Ciebie, Boże. Pragnęła dusza moja do Boga mocnego, żywego: Kiedyż przyjdę, a okażę się przed obliczem Bożym?” Angielski poeta tę tęsknotę do spokoju, do czegoś, co w samym środku mrocznego wiru byłoby strefą jasności, wypowiada w swojej nieporównanej liryce, z którą się bynajmniej nie pożegnał po skomponowaniu największego arcydzieła. Pieśni niewinności i doświadczenia. Przechowane w notatnikach późniejsze wiersze siłą sztuki dorównują owemu arcydziełu. Odnajdujemy w mich właściwą wielkim artystom świadomość,

że każda strofa prawdziwego wiersza jest dziwnym zwycięstwem nad niewyrażalnością, tak trafnie określoną już w liryku zaczętym od słów „Nigdy nie pragnij wypowiedzieć” (ok. 1793). Słynny wiersz Rousseau, Voltaire, możecie szydzić (ok. 1800–1803) jest wyznaniem wierności dla tradycji biblijnej:

 

Atomy mędrców, Newtonowe

Cząsteczki światła — piaskiem wszystkie

Nadmorskim są, gdzie Izraela

Przybytki jarzą się świetliste.

 

Wśród utworów przepisanych na czysto w notatniku około roku 1803 czytamy wspaniale Wróżby niewinności, które chyba jeszcze dobitniej niż „księgi prorocze” obrazują dramatyczny splot powszechnej zależności’ wzajemnej najróżniejszych elementów świata. W tej samej grupie wierszy przechował się sen o Kryształowej Matce i Kraina snów, która jest niezwykłym nad niewyrażalnością zwycięstwem. Prowadzi nas ów wiersz z powrotem do Pieśni niewinności i doświadczenia.

W największym arcydziele bowiem przechowuje się, jak można sądzić, esencja poezji Williama Blake’a. Rozległe jego poematy zasługują na drobiazgową egzegezę, ale to, co zawarł w tamtych Pieśniach, gdzie nie szukał żadnych teorii ani rozwiązania intelektualnych zagadek, lecz tylko postawił dwa zwierciadła, jedno naprzeciw drugiego, jest czymś więcej: można by rzec, iż ta poezja, której żaden badacz nie zdołał wymierzyć krytycznej sprawiedliwości, zasługuje na nasze milczenie. Nie próbujmy jej komentować. Wczytując się w nią, a krytycznym sądem jedynie krążąc wokół niej, zwróćmy uwagę na przykład na to, że w tym zbiorze przejawia się jedno z doświadczeń znamiennych dla owej epoki, kontrast egzystencji wiejskiej i życia w mieście kształtującego się przemysłu. W gwarnym i stłoczonym Londynie, otoczonym jednak gajami i sadami, Blake od dzieciństwa znał i miasto, i wieś. Odczuje owo przeciwieństwo równie silnie, jak to później będzie udziałem, na brukach tej samej metropolii, Cypriana Norwida, żałującego „wsi białej atłasem kwiatów jabłoni”:

 

Na śliskim bruku w Londynie,

W mgle, podksiężycowej, białej,

Niejedna postać cię minie,

Lecz ty ją. wspomnisz, struchlały…

 

Podobnie widzi miasto angielski poeta (Londyn w Pieśniach doświadczenia):

 

W kamiennym mieście, gdzie Tamizę

Także spętano pośród krat,

Na każdej ludzkiej twarzy widzę

Słabości i cierpienia znak.

 

Nie patrzy na wielkie miasto z dala, lecz żyje w nim, jak my żyjemy. Stanowi to też jedną z różnic między nim a większością innych poetów angielskiego romantyzmu, którego William Blake jest głównym obok Williama Wordswortha inauguratorem.

Osobliwym trafem angielski i polski przełom romantyczny są podobne do siebie przez to, że każdy z nich miał dwie, niezależne od siebie, inauguracje. U progu polskiego romantyzmu stoją dwa wielkie teksty: Ballady i romanse (1822) Adama Mickiewicza i Maria (1825) Antoniego Malczewskiego, dzieła bardzo odmienne, zapowiadające rozmaitość tonu tej naszej nowej literatury. Inauguracjami angielskiego romantyzmu są również dwie, powstałe niezależnie, zupełnie osobno, kreacje: Pieśni niewinności i dośwadczenia (1789–1794) Williama Blake’a i Ballady liryczne (1798) Williama Wordswortha i Samuela Coleridge’a. Dzieło Mickiewicza i dzieło Wordswortha (bo on był głównym autorem zbioru) miały od razu wywrzeć duży wpływ na literaturę swych narodów; utwór Malczewskiego i cykl wierszy Blake’a miały długo pozostać niemal nieznane.

Obrazy jawiące się w Wordsworthowskich Balladach lirycznych są dalekie od „kamiennego miasta”, po którym chodził, ciągle pamiętający o „zieleni pełnej ech”, Blake. Fabuły ballad Wordswortha rozgrywają się wśród zieleni albo na bezkresnym polu obsypanym śniegiem. Ale i temu poecie nie jest obca gorycz doświadczenia.

W należącym do Ballad lirycznych poemacie: Wiersze napisane w górach, w odległości kilku mil od Opactwa Tintern, podczas powtórnych odwiedzin brzegów rzeki Wye 13 lipca 1798 roku opowiada on, jak piękność przyrody łagodzi tę gorycz, obiecując głębsze wtajemniczenie.

 

Ufam,

Że temu źródłu dar jeszcze cenniejszy

Zawdzięczam: nastrój ten błogosławiony,

Gdy tajemnicy brzemię i gdy ciężar

Dotkliwy świata niezrozumiałego

Stają się lżejsze; tę pogodę błogą,

 

 

Kiedy wewnętrzny spokój nas prowadzi

Aż tam, gdzie tchnienie i krwi pulsowanie

Zdają się niemal zamierać: gdy ciało

Śpi, czuwającą stajemy się duszą.

Wtedy oczyma, potęgą harmonii,

Mocą radości uspokojonymi,

Patrzymy w samo życie rzeczy.

 

Gorycz doświadczenia pozostanie w romantycznej poezji angielskiej, jak i polskiej, jako jej ciemna strona. Będzie obecna w wielu wierszach Coleridge’a, w monologu Byronowskiego Manfreda i cierpkiej ironii Korsarza i Don Juana, w ostatnich słowach niedokończonego poematu Shelleya, Triumf życia: „Więc czym jest życie?”, jak też w słynnej przypowieści, zawartej w liście (1818) Johna Keatsa do Johna Hamiltona Reynoldsa, o życiu ludzkim jako rozległym domostwie, w którym się przechodzi z komnaty do komnaty, aż do tej, gdzie „po wszystkich stronach otwierają się liczne drzwi, wszystkie ciemne, wszystkie do ciemnych wiodące korytarzy”, i w Keatsowej Odzie do melancholii:

 

Melancholia, jak wróżka spowita w welony,

Nie rozpoznana, w samym pałacu wesela

Króluje. Tylko temu, kto umie na ziemi

Pożywać chleb radości słońcem wyzłocony,

Ona wiedzy o smutku swej mocy udziela,

By między trofeami jej został chmurnemi.

 

W polskim romantyzmie smutkowi i niepokojowi Blake’owskich Pieśni doświadczenia zdaje się szczególnie pokrewnie wtórować Maria Malczewskiego, zwłaszcza to, co na progu pieśni II mówi tajemniczy przybysz, pacholę, może z Ziemi Świętej wędrujące, o gorzkich pokarmach ziemskich:

 

…świata jadłem gorzkie, zatrute kołacze —

To mnie ciężko na sercu, i ja sobie płaczę.

A kiedy się rozśmieję — to jak za pokutę;

A kiedy będę śpiewał — to na smutną nutę;

Bo w mojej zwiędłej twarzy zamieszkała bladość,

Bo w mej zdziczałej duszy wypleniono radość…

 

Radość jednak zostaje i u Malczewskiego, w piękności jego stepowych krajobrazów. Tak też u Blake’a. Pieśni niewinności i doświadczenia są chyba większym triumfem „wyobraźni, Boskiej Wizji”, którą wielbił, niźli wszystkie jego „księgi prorocze”. Jest to poezja zachwytu i trwogi, i westchnienia, o którym czytamy też w późniejszym, wspomnianym już wierszu Nigdy nie pragnij wypowiedzieć. Poezja zaiste skrzydlata, natchniona, nacechowana tą królewską prostotą, którą się radujemy także w utworach z notatników, jak w zachwycającym Poranku (ok. 1800–1803):

 

Mieczów i włóczni wojna

Błogosławiona rosą

W mgłę się rozwiewa lekka.

Już słońce, wyzwolone

Miłującymi łzami,

Nad ziemię się unosi.

 

Poezja niewinności nie gaśnie w cieniu doświadczenia, a zarazem ten cień w arcydziele Williama Blake’a trwa; towarzysząc jasności, czyni ją rzeczywistszą, bardziej nieuległą wobec możliwości rozczarowania, głębszą, głębiej zakorzenioną w zagadkowym świecie. Tchnienie smutku muska też krajobrazy niewinności, w krajobrazach zaś doświadczenia piękność co chwila rozbłyska, otwierając prześwit, jakieś pocieszenie, czułość, przeczucie jasności. Dwa zwierciadła, postawione naprzeciw siebie, odbijają się w nieskończoność.

 

Zygmunt Kubiak


Wiersze


Ze „szkiców poetyckich”
(1783)

Piosenka

 

Pamięci! Roziskrzony

Przywołaj blask, te pieśni

Dawne! Niech wiatr łagodny

Do boru je zaniesie,

 

Nad potok — w jego wodę

Zanurzę obie ręce:

Miłosnych snów urodę

Wyłowię, zjawy piękne.

 

Tam, gdzie śpiewają wilgi,

Śnić będę, śnić srebrzyście.

Potem wszystko umilknie,

Ściemnieją drzewa, liście.

 

Samotna dla mnie ścieżka

W mroku przez puste pola;

Tam tylko ona mieszka:

Milcząca Melancholia.


Do wiosny

 

Ty, z włosami ciężkimi od rosy, co patrzysz

Przez jasne okna świtu na ziemię, o Władco

Wiosny, i na tę naszą u zachodu wyspę

Spojrzyj. Ona wszechgłosów powita cię śpiewem.

 

Od wzgórz do wzgórz wieść biegnie; jakże się radują

Doliny! Wszystkie oczy z tęsknotą szukają

Twoich jasnych namiotów. O, przybądź! Niech święte

Stopy twoje przebiegną przez naszą krainę.

 

Znad tamtych wzgórz u wschodu przyjdź! Niech wiatr znad łąki

Ucałuje twe szaty wonne. Rozsiej perły

Na smutnej ziemi, która w samotności płacze.

Oddechu twych wieczorów pragniemy i świtów.

 

Ujmij tę ziemię w piękne swe dłonie, jej nagość

Okryj pocałunkami. Swą własną koroną

Ozłoć jej głowę, która chyli się omdlała.

Ona przecież dla ciebie zaplotła warkocze.


Do lata

 

Ty, który w mocy nasze nawiedzasz doliny,

Poskrom konie, ujarzmij płomienie, którymi

Zieją wielkie ich nozdrza! Nieraz, Władco lata,

Już rozpinałeś złoty namiot, pod dębami

Spałeś naszymi, gdyśmy z radością widzieli

Rudy blask twego ciała i łan włosów płowych.

 

W najgłębszym cieniu boru słyszeliśmy nieraz

Twój głos, kiedy południe na płonącym wozie

Jedzie w głębokim niebie. U naszych strumieni,

W dolinach wymoszczonych mchem, na brzegu rzeki

Rozgościsz się. Odrzucisz jedwabiste szaty,

Aby w wodę zanurzyć się jasną. Te łąki

Kochają ciebie, Lato, w twojej złotej dumie.

 

Nasi pieśniarze, srebrne trącający struny,

Sławni są, a młodzieńcy śmielsi są niż chłopcy

Z południa; w wirze tańca nasze panny piękne

Jak żadne; ani pieśni, ni gęśli nam nie brak,

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin