Pojutrze.docx

(14 KB) Pobierz

Pojutrze" - klimatyczny Armagedon

19.05.2004 redakcja

Drukuj "Pojutrze" - klimatyczny Armagedon

Hollywood, ostatnio zajęte historycznymi freskami i ekranizacjami klasyki literatury, przypomina sobie o kinie katastroficznym. Przebudzenie to dzieje się za sprawą, Rolanda Emmericha, twórcy dla mnie kontrowersyjnego, robiącego filmy głośne, ale najkrócej rzecz ujmując, marne.

Wszystkimi swoimi dotychczasowymi dokonaniami udowodnił też, że tytuł największego ekranowego dewastatora amerykańskiej infrastruktury, słusznie mu się też należy. Z drugiej strony zastanawiające jest, to zamiłowanie tamtejszej widowni do przedstawiania w tak apokaliptyczny sposób własnego państwa. Widać bardzo go kochają, a może właśnie, dlatego. Tak czy inaczej ten niezłomny niemiecki reżyser, konsekwentnie, co jakiś czas przedstawia w niezwykle widowiskowy i spektakularny sposób swoją, tudzież producentów, wizję zagłady Świata.

Problem globalnego ocieplenia, co jakiś czas powraca, to w mediach, to podczas naukowych sympozjów. Tak naprawdę jednak mało jest ludzi, którzy zdają sobie sprawę z powagi tego zagadnienia. I choć klimatyczny Armagedon nie zdarzy się jutro, to pojutrze, kto wie? Tak przynajmniej przedstawiają, to twórcy tej najnowszej superprodukcji.

Zmiany klimatyczne wywołane efektem cieplarnianym ukazują swoje najmroczniejsze oblicze. Seria pogodowych anomalii powoduje katastrofy, jak tornada w środku Los Angeles. Podniesienie się poziomu oceanów zalewa między innymi Nowy Jork. Nieustający deszcz i grad wielkości piłek tenisowych staje się powszechnym obrazkiem w północnej części ziemskiego globu. A to nie wszystko, Świat musi się też przygotować na nadejście kolejnej epoki lodowcowej. Żywioły, choć stanowią główną atrakcję obrazu Emmericha nie są jedynym jej atrybutem. Czymże by było tego rodzaju kino, bez swych bohaterów? Na nich to spoczywać ma przecież cały emocjonalny ładunek dramatu. Nic tak nie angażuje widza, zamkniętego w ciemnej kinowej sali, jak trudy i znoje ludzi uwikłanych w tak niecodziennych i ekstremalnych okolicznościach. Syn głównego bohatera, klimatologa Jacka Halla zostanie, wraz z grupą innych osób, odcięty od Świata w zalanym Nowym Jorku. Nadciągający jeszcze większy kataklizm będzie dla nich niełatwą próbą przetrwania. Jack, wciąż potrzebny w sztabie kryzysowym, postanawia wyruszyć po syna. Tymczasem zmiany klimatyczne wchodzą w kolejną, destrukcyjną fazę. I choć to nie wygląda na specjalnie wyszukany scenariuszowy zabieg, to fabuła trzyma się w dość zwartej formie i to całkiem zgrabnie.

Biorąc się za ocenę niedługo po pokazie filmu, najdobitniej pozostał mi w pamięci obraz bezwzględnej siły, jaką dysponuje przyroda. Rozpadające się budynki Los Angeles, fale oceanu wlewające się na Manhattan, nie pozostawiają żadnych wątpliwości, kto zwycięży w tej konfrontacji. Robi to niemałe wrażenie, zwłaszcza sceny pokazujące działanie tornad, które wywołały na mym ciele zimny, przejmujący dreszcz. Wizualnie "Pojutrze" jest bez zastrzeżeń. Efekty specjalne na ocenę bardzo dobrą. Narracyjnie, wypada też nieźle, bez dłużyzn i zbędnych epizodów. Przy całej swej hollywoodzkiej manierze jest to, chyba najbardziej znośny film w dorobku Rolanda Emmericha. Uporządkowana i czytelna reżyseria, unikająca zapędzania się w rejony komiksowego kiczu, a także idealnie celujący humor, rzecz nie do pomyślenia we wcześniejszych produkcjach tego twórcy.

W czysto gatunkowych ramach ten obraz trzyma styl i poziom, choć nie wszystko tak bezkrytycznie należy zaraz chwalić. Już to, że scenariusz bazuje na utartym schemacie odbiera wrażenie czegoś nowego i świeżego. Kino katastroficzne, w tym względzie, utknęło w twórczym pustkowiu. Nie zawsze też warstwa dialogowa jest tu najwyższych lotów. Oszczędzono nam patosu, co już jest sporym sukcesem, ale w kilku odsłonach powiewa taka dawką ckliwości i sentymentalizmu, że aż miło. Jeden z krytyków, siedzący tuż za mną, po seansie stwierdził, że lepiej się to ogląda, niż słucha. Może nie przez cały film, ale też odniosłem takie wrażenie.

Chcąc być obiektywnym muszę stwierdzić, że "Pojutrze" nie jest filmem, który otwiera nowy rozdział w kinie katastroficznym. Zachowuje jednak standard swoich poprzedników i jest od nich technologicznie doskonalszy. Przez dwie godziny oglądamy sprawnie i interesująco prowadzoną fabułę, a skoro nie można tu narzekać na nudę, to warto jeszcze przyjrzeć się temu przedsięwzięciu z innego powodu.

Tu sprawa jest już trochę bardziej poważna i nie dotyczy perfekcyjnie przyrządzonej rozrywki. Przedstawione w tym filmie atmosferyczne zjawiska są przerażające i nie są fikcją, choć na ekranie wygenerowano je komputerowo. Nawet to, że czas zmian klimatycznych jest tutaj aż nadto przyspieszony, nie powinno odwracać uwagi od realnego zagrożenia. Te katastroficzne obrazy mogą przybrać takie właśnie rozmiary i skalę, jeśli już do nich dojdzie. Nie chcę być tu piewcą ekologicznych idei, ale rozsądek mili państwo każdemu z nas się przyda zanim filmowa fikcja stanie się rzeczywistością. W "Pojutrze" nie pokazano, jak wygrać z żywiołem, gdyż jest to niemożliwe. Można tylko próbować przetrwać, a to może okazać się ryzykowne. Jeśli takie przesłanie z tego płynie, to jest to jeszcze jeden element przemawiający za.

Pomnika bym nie wystawił, ale też nie odradziłbym zmierzenia się z taką właśnie wizją atmosferycznej katastrofy.


Artur Cichmiński

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin