Boswell Barbara - Od pierwszego wejrzenia.doc

(372 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

Barbara Boswell

Od pierwszego wejrzenia

 

Przełożył Przemysław Łopatniuk

Tytuł oryginału Simply Irresistible

 

 


Rozdział 1

 

Było po czwartej, kiedy doktor Jason Fletcher zjawił się w pierwszą sobotę września na dorocznym pikniku, organizowanym przez Szpital Centralny w parku Rock Creek. Członkowie komitetu organizacyjnego, przygotowujący właśnie olbrzymi obiad dia wszystkich uczestników zabawy, przywitali go serdecznie,

- Witaj, Fletcher! A więc w końcu wróciłeś z Irlandii. Musisz nam opowiedzieć o irlandzkich dziewczynach.

- Za chwilę zaczynamy mecz. Byliśmy pewni, że nie przepuścisz takiej okazji.

- Zabieraj się do gry, jesteś w drużynie Flynna. Będzie cię potrzebował, żeby wygrać tegoroczne rozgrywki. Zane Montrose jest w drużynie przeciwników, wyglądają na niepokonanych.

Fletcher zmarszczył czoło. Niepokonani? Nie uznawał takiego słowa, o ile nie odnosiło się do niego. Jason Fletcher uwielbiał zwyciężać i odnosić sukcesy, z reguły też udawało mu się to wyśmienicie. Uważał to za swój obowiązek i przeznaczenie.

- Zane zwerbował do drużyny niemal wszystkie pielęgniarki, które mają pojęcie o rzucaniu piłką - poinformowała go rudowłosa fizykoterapeutka, mieszając górę sałatki warzywnej. - Zdaje się, że w tym roku uda im się wygrać. Najwyższy czas!

W jej oku zabłysła złośliwa iskierka.

- Będzie mi przykro, jeśli cię rozczaruję, ale nigdy nie przegrywam - powiedział chłodno.

- Na pewno nie będzie ci przykro. Uwielbiasz rozczarowywać ludzi.

Jason odszedł szybkim krokiem. Najwidoczniej nadal żywiła do niego urazę o to, że zakończył ich krótki romans. Z pewnością wolałaby poprowadzić go do ołtarza, w żelazne okowy małżeństwa. Ale mieć nadzieję, że drużyna Fletchera przegra najważniejszy mecz, to już lekka przesada. Jason był przerażony. Gdzie się podział sportowy duch?

Chęć rywalizacji pognała Jasona na boisko, gdzie rozentuzjazmowane tłumy kibicowały obu drużynom. Poczuł, jak powoli opuszcza go zmęczenie wywołane długim lotem. Uwielbiał te doroczne pikniki, softball i fakt, że zawsze zwyciężała drużyna, w której grał.

Casey Flynn, główny chirurg pourazowy szpitala i stary przyjaciel Jasona, odbijał właśnie piłkę. Zane Montrose, który od roku pracował na oddziale ortopedycznym, grał w drużynie przeciwników.

- Jasonie, nareszcie! - przywitała go z miłym uśmiechem żona Caseya, Sharla Shakarian Flynn, która również pracowała w Szpitalu Centralnym. - Zjawiasz się w samą porę. Mecz zaczął się zaledwie piętnaście minut temu, a oni już wygrywają sześć do zera.

Jason był przerażony. To po prostu niesłychane! Poza nim Casey Flynn był przecież najlepszym graczem w szpitalu.

- Na studiach Zane miał opinię najlepszego zawodnika w swojej drużynie. Jest naprawdę doskonały! - powiedziała Sharla.

- Bierzesz to zbyt lekko! - odrzekł Jason z dezaprobatą w głosie. Sharla wydawała się znacznie bardziej przejęta swoją dwuletnią córeczką Shannon niż faktem, że jej mąż może przegrać mecz. - Czy grasz w naszej drużynie? - spytał ostrożnie.

Zawsze lubił Sharlę - była żoną jednego z najlepszych przyjaciół, wzorową matką i znakomitym pediatrą, ale grała fatalnie. Jason zastanawiał się czasem, jak Casey przeoczył tak poważną wadę. On sam nie potrafiłby się zakochać w kobiecie, która nie wie, jak rzucać piłką.

- Nie martw się, Jasonie. Nie gram w tym roku - krótko powiedziała Sharla, a jej oczy śmiały się radośnie; wiedziała doskonale, dlaczego zadał to pytanie.

- Casey Flynn wyeliminowany! - dramatycznie krzyknął sędzia, po czym wybuchła ogłuszająca salwa okrzyków radości zmieszanych z gwizdami.

Jason stał jak sparaliżowany.

- Nie mogę w to uwierzyć, Montrose wyeliminował twojego męża z gry! To już nasza dwunasta rozgrywka, a coś podobnego nigdy dotąd nie przytrafiło się Caseyowi.

- Wyglądasz, jakbyś miał za chwilę umrzeć - uszczypliwie powiedziała Sharla. - To przecież tylko zabawa! Raz na wozie, raz pod wozem. Nie zawsze można wygrać.

- Ja nigdy nie przegrywam. Dam sobie radę ze wszystkimi!

- Tatusiu! - krzyknęła Shannon, gdy zobaczyła zbliżającego się ojca. Przywitała go jak bohatera, rzucając się z rąk matki w objęcia Caseya z radosnym uśmiechem na buzi.

Jason szukał słów, którymi mógłby pocieszyć przyjaciela po tak upokarzającej porażce.

- Zdarza się - zdołał wyjąkać.

Casey wydawał się bardziej zainteresowany wybrykami swojej córeczki niż niechlubnymi popisami na boisku.

- Już chyba czas, żeby młodsi przejęli nasz tytuł, nie sądzisz? I tak szło nam dotąd całkiem nieźle. Wygrywamy już, zdaje się, od dziesięciu lat?

- Od jedenastu - poprawił przyjaciela Jason, a twarz mu się zaczerwieniła. - Jeszcze nie wszystko stracone. W tym roku też wygramy!

- Młodsi? - rzucił szybkie spojrzenie w stronę dwudziestosześcioletniego Zane'a Montrose'a, otoczonego grupką pełnych podziwu pielęgniarek.

Dziesięć lat temu Jason zaczynał pracę w tym szpitalu jako młody obiecujący lekarz. Udało mu się i został jednym z najlepszych chirurgów ortopedów, zyskał szacunek kolegów i podziw pacjentów. Talent, ciężka praca i umiejętność doskonałego lokowania kapitału zapewniły Fletcherowi finansową niezależność, a jego powodzenie wśród płci pięknej było pożywką dla wielu plotek, które stały się w szpitalu legendami,

Jason zmrużył oczy, kiedy posłyszał głosy ślicznych młodych kobiet, które zebrały się wokół Zane'a. Kiedy to jego po raz ostatni otaczała grupa młodych dziewcząt mających w oczach nadzieję i podziw? Po chwili Fletcher zdał sobie sprawę z czegoś innego, niewiarygodnego. Teraz te młode kobiety zwracały się do niego słowami „panie doktorze”, tonem zarezerwowanym dla przełożonych. To odkrycie uderzyło go z siłą rozpędzonej piłki.

- Jasonie, czy twoje urodziny są w poniedziałek? - pytanie Sharli wyrwało go z zamyślenia. - W poniedziałek przyjeżdżają do nas na obiad krewni, mamy nadzieję, że wpadniesz.

- Przygotujemy specjalnie dla ciebie wspaniały tort urodzinowy - z błyskiem w oku dodał Casey. - Z czterdziestoma świeczkami!

- Ależ ja mam dopiero trzydzieści osiem lat! - gorąco zaprotestował Jason.

- To prawie to samo, przyjacielu - powiedział Casey, poważniejąc nagle. - Chyba nadszedł już czas, żebyś dokonał pewnych zmian w swoim życiu, nieco się ustatkował i…

- No nie, a dajże ty mi spokój! - Jason uniósł rękę do góry, jakby chciał się opędzić od słów Caseya. - Przestań mi prawić kazania. Odkąd się ożeniłeś, zachowujesz się jak fanatyk i chcesz, żeby każdy szedł w twoje ślady. Mam zamiar korzystać jeszcze z życia i nie dam się zakuć w kajdany małżeństwa. Świat jest taki wspaniały! Nie jestem jeszcze gotów do spędzania nie kończących się wieczorów przed telewizorem; nie zniosę widoku żony ubranej we flanelowy szlafrok i grube skarpety, czy też narzekań, że za rzadko zmywam naczynia. Powtarzałem już tyle razy; małżeństwo jest instytucją, a ja...

- Nie chcę żyć w instytucji - dokończyła Sharla. - Mógłbyś w końcu zmienić repertuar.

Jason uśmiechnął się szeroko.

- Dla ciebie wszystko!

- Fletcher, chodź tu, kolej na twój rzut! - krzyknął ktoś na boisku.

- Dam ci znać, czy przyjdę w poniedziałek, Sharlo. - Jason chwycił Caseya za ramię. - Chodźmy, Flynn, czeka nas zwycięstwo!

Może i młody doktor Montrose rzeczywiście był najlepszym zawodnikiem w czasie studiów, pomyślał Jason, kończąc rozgrzewkę. Niemniej jednak Jason Fletcher również okazał się najlepszym w swojej drużynie akademickiej i nadal potrafił rzucać piłką dostatecznie szybko i mocno, by pokonać długonogiego patologa, który rzadko pudłował.

Nadeszła kolejka Zane' a. Drużyna Fletchera jęknęła chórem.

- Pewnie będzie następny gol - stwierdził jeden z graczy, korpulentny ginekolog. - On jest genialny. Powiedzcie wszystkim, żeby odsunęli się na cztery kilometry od środkowej części boiska.

Jasona zirytowało to defetystyczne nastawienie. Do dzisiejszego meczu porażką zawsze martwili się przeciwnicy; drużyna Jasona Fletchera nigdy nie wątpiła w zwycięstwo, ponieważ jego obecność gwarantowała sukces.

Zane Montrose uderzył w piłkę z taką siłą, że poszybowała z prędkością błyskawicy na drugą stronę boiska. Grupka uczennic ze szkoły pielęgniarskiej skandowała:

- Kochamy Zane'a!

- Dopiero co przyszłyśmy! - krzyknęła śliczna czarnowłosa fizykoterapeutka, która wbiegła na boisko w towarzystwie innej młodej kobiety. - Czy nie jesteśmy za późno?

Jason rozpoznał czarnooką piękność, była to kuzynka Sharli - Dana Shakarian. W przeciwieństwie do tamtej, Danie udawało się od czasu do czasu złapać piłkę, chociaż jej uderzenie było równie żałosne, jak Sharly.

- Oczywiście, możecie się włączyć do gry - z ożywieniem zakrzyknął Zane Montrose. - Lauro, chcesz być po naszej stronie?

- Nie, Laura będzie grała z nami - pośpiesznie wtrącił Jason.

Nie znał Laury, ale przypuszczał, że to dziewczyna stojąca obok Dany. Fakt, że Montrose poprosił ją o grę w swojej drużynie, skłonił Jasona do pozyskania nowo przybyłej dla siebie.

- No cóż, ponieważ tak sromotnie przegrywacie, to chyba będzie sprawiedliwe, jeśli damy wam pierwszeństwo w wyborze zawodnika - z wyraźną niechęcią zgodził się Zane.

- Chodź, Dano, grasz z nami.

Jason pobieżnie zlustrował nową zawodniczkę. Miała około stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu, a jej nieco przyduża koszulka i luźne szorty w niebiesko-białe pasy nie pozwalały stwierdzić, czy jest zgrabna. Ma zbyt delikatne ręce i nogi, a to nie wróży większej siły fizycznej, myślał Jason, spoglądając tęsknym wzrokiem na atletycznie zbudowaną pielęgniarkę z oddziału pourazowego, która grała w zespole Zane'a.

Jason zwrócił się w stronę swojej nowej zawodniczki. Była zbyt drobna i delikatna, by wymagać od niej jakichś wyczynów. Twarz miała prawie zupełnie zasłoniętą czapką i wyglądała jak zagubiona owieczka, a nie jak gracz, który miał podnieść na duchu przygnębioną porażką drużynę.

- Weź rękawicę i idź w róg boiska - z westchnieniem powiedział Jason, Było to miejsce, gdzie mogła najmniej zaszkodzić.

Nie znalazła rękawicy na lewą rękę, nałożyła więc standardową. Na szczęście była przyzwyczajona do używania przedmiotów przeznaczonych dla ludzi praworęcznych - życie w ich świecie wymagało takich przystosowań. Idąc w stronę boiska, Laura szarpnęła za daszek czapki. Wszyscy nosili czapeczki przygotowane specjalnie na tę okazję przez komitet organizacyjny. Najwyraźniej pracownicy szpitala brali sobie te rozgrywki bardzo do serca. Dana uprzedzała o tym koleżankę.

- Musisz przyjść na piknik! - przekonywała Laurę z ogromnym entuzjazmem. - To obowiązek każdego nowego pracownika. Poznasz mnóstwo ludzi, gdyż na ten piknik przychodzą wszyscy. Ponieważ jesteś nową oddziałową na ortopedii, nie możesz się wykręcić. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

Laura wiedziała doskonale, o co chodzi Dianie. Chociaż pełniła funkcję oddziałowej dopiero od dwóch tygodni, wiedziała, że pracownicy szpitala, którzy zajmowali stanowiska kierownicze, musieli uczestniczyć w tego rodzaju imprezach. Mimo że Dana okazała się osobą bardzo towarzyską i od razu się zaprzyjaźniły, Laura czuła się teraz nieswojo i samotnie w otaczającym ją tłumie ludzi.

Zajęła wyznaczone miejsce i starała się skupić na grze. Niestety, w tak odległym punkcie boiska niewiele mogła zdziałać.

Ustawicznie powracały do niej natrętne, niedobre myśli. Dziś przypadała trzecia rocznica najtragiczniejszego dnia jej życia i wolałaby spędzić to popołudnie w domu, wśród bliskich, niż w tłumie rozwrzeszczanych kibiców.

Laura spojrzała na niewielki brylantowy pierścionek na środkowym palcu prawej dłoni. Był to pierścionek zaręczynowy, droga pamiątka dawno minionych dni - po śmierci narzeczonego zaczęła go nosić na prawej ręce.

Laura spojrzała na zegarek: dochodziła czwarta piętnaście. Trzy lata temu o tej porze przygotowywała się do ślubu. Miał się odbyć o piątej w miejscowym kościółku, do którego chodziła od dziecka. Trzy lata temu o tej porze jej Danny jeszcze żył. Ślub nigdy się nie odbył - pijany kierowca ciężarówki zderzył się z samochodem, którym Danny z bratem jechali do kościoła.

Wiadomość o wypadku była przez kilka dni na pierwszych stronach gazet, lokalne stacje telewizyjne nadawały zaś informacje o tragedii pana młodego, który zginął kilka ulic przed kościołem, gdzie oczekiwała już narzeczona. Starszy brat Danny'ego doznał poważnych obrażeń, a tragedia ta okryła małe miasteczko Farview żałobą.

Okrzyki dochodzące z boiska wyrwały Laurę ze smutnych myśli. Piłka, którą przepuścili nieudolni współgracze, leciała w stronę pola podbramkowego. Laura rzuciła się do przodu, chwyciła ją i podała Fletcherowi.

Jason nie posiadał się z radości. Skończyło się na aucie. Dziewczyna wiedziała, co robi! W przeciwieństwie do innych graczy z tej żałosnej drużyny pobiegła za przelatującą piłką i nawet ją złapała, zamiast stać z głupią miną w środku boiska, tak jak inni.

- Chcę, żebyś grała na polu podbramkowym - krzyknął Jason i wysłał na miejsce Laury zawodnika, który z głupim wyrazem twarzy spoglądał na piłkę. - Nieźle grasz!

- Dziękuję-uśmiechnęła się.

Widać było, że Jason oddawał się grze całym sercem. Jego nastrój udzielił się Laurze. Odrzuciła tragiczne wspomnienia i skupiła całą uwagę na tym, co się działo na boisku.

- Gdzie tak dobrze nauczyłaś się grać w piłkę?

- Grałam w liceum i szkole pielęgniarskiej. Niestety, od czasu skończenia szkoły nie miałam okazji potrenować.

- Przypuszczam, że pracujesz w szpitalu od niedawna - kontynuował Jason. - W przeciwnym razie z pewnością grałabyś tu w zeszłym roku. - Na pewno zwróciłby na nią uwagę, zawsze się starał zapamiętać dobrych graczy. Skinęła głową.

- To prawda. Rozpoczęłam pracę dwa tygodnie temu i…

- Lauro, czy uczestniczysz w kolejnej rozgrywce? - dotarło do niej pytanie Zane'a. - Może byśmy przećwiczyli kilka rzutów?

Laura jęknęła.

- Czemu nie zaproponuje tego komuś innemu? - szepnęła, celowo nie patrząc w stronę Zane'a.

- Lauro! - nalegał Zane. - Weź kij do gry i chodź tu!

Jason spojrzał na nią w zamyśleniu.

- Czyżby nasz przyjaciel Zane zadurzył się w tobie!

Laura zrobiła niezadowoloną minę.

- Wiele bym dała, żeby w końcu zostawił mnie w spokoju.

Grający z zaciekawieniem spoglądali raz na Zane'a, raz na nią i Laurze nie podobało się to. Po śmierci Danny'ego znalazła się w centrum zainteresowania prasy i uczyniło ją to szczególnie wrażliwą na spojrzenia i szepty innych ludzi.

- Skorzystaj z propozycji - zachęcił Jason. - Skoro nie miałaś dotąd okazji do treningu, to Zane pomoże ci odświeżyć uderzenie.

- Nie chcę zachęcać go do…

- Zrób to dla dobra naszej drużyny. - Szare oczy Jasona rozbłysły wesołymi iskierkami. - Obiecuję, że ochronię cię od ataków Zane'a poza boiskiem.

Laura niechętnie wzięła do ręki kij, a Jason uważnie ich obserwował. Zane nie stosował żadnych podstępnych chwytów, rzucał prosto do Laury piłkę, chcąc, żeby ją złapała. Kiedy Laurze się udało, Zane cieszył się równie mocno, jak jej własna drużyna.

- W której drużynie gra ten błazen? - żalił się Jason Caseyowi.

- Dość długo nie było cię w kraju - powiedział Casey. - Nie wiesz więc, że Zane smali cholewki do Laury. Ja, niestety, wiem o tym znacznie więcej, niż bym sobie życzył. Tak się składa, że Dana, kuzynka Sharli, ma na niego wyraźną chętkę.

Jason zmarszczył czoło. Szpitalne plotki z reguły go bawiły, sam dostatecznie często dostarczał im tematu, ale z niewiadomego powodu nie widział niczego zabawnego w opowieści o tym trójkącie.

Gra toczyła się dalej. Pod koniec ostatniej rozgrywki Jason musiał pogodzić się z faktem, który wydawał się niemożliwy do przyjęcia. Mimo ogromnych wysiłków Fletchera i kilku wspaniałych akcji paru innych graczy, porażka była nieunikniona. Drużyna Jasona przegrywała. Po raz pierwszy od dwunastu lat nie był kapitanem zwycięzców.

Nie pomogło nawet to, że wszyscy poklepywali go po ramieniu i wygłaszali jowialne uwagi typu: „Umarł król, niech żyje król” albo: „To koniec pewnej ery”.

Fletcher odegrał swą rolę znakomicie i ze spokojem przyjął porażkę. Uśmiechnął się pogodnie. Udało mu się nawet wykrztusić: „Nieważne, czy się wygra, czy przegra. Liczy się jedynie gra” - chociaż sam nie wierzył we własne słowa ani przez minutę. Uścisnął nawet dłoń Zane'owi Montrose'owi i pogratulował mu zwycięstwa.

Przygnębienie ogarniało Jasona jak ciemna chmura. A więc stało się: skończyło się pasmo nieprzerwanych sukcesów. Zbliżał się do czterdziestki i nadszedł czas, by ktoś młodszy przejął jego rolę - w sporcie i w szpitalnych plotkach. Zmęczenie, które Jasonowi udało się pokonać w trakcie meczu, dało o sobie znać ze zdwojoną siłą. Wyczerpany, marzył tylko o jednym - aby jak najszybciej znaleźć się w domu i odpocząć. Chociaż piknik kończył się zwykle późną nocą, Jason postanowił natychmiast wyjechać. Kiedyś był jednym z tych, którzy jako ostatni opuszczali zabawę, tym razem postanowił jednak wyjść wcześniej niż rodziny z małymi dziećmi.

- Jedzenie jest prawie gotowe. Czy zjesz ze mną obiad, Lauro?

Głos Zane'a przebił chmurę przygnębienia, otaczającą Jasona; odwrócił się i dostrzegł Laurę oraz Montrose'a, oddalonych od niego zaledwie o kilka kroków.

Złośliwy chochlik skłonił Fietchera do współzawodnictwa.

- Przykro mi, przyjacielu, ale obiecała zjeść obiad ze mną.

- To prawda - szybko potwierdziła Laura. Przyśpieszyła kroku, żeby dogonić Jasona, i nawet nie spojrzała na Zane'a.

- Dziękuję ci - powiedziała cicho, gdy szli w kierunku głównego pawilonu, gdzie serwowano obiad.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Być może Montrose wypadł doskonale na boisku, ale z tobą najwyraźniej mu nie poszło. - Myśl o tym sprawiła Jasonowi przyjemność. - O ile się nie mylę, to chyba nie zostaliśmy sobie przedstawieni - powiedział, obracając się ku niej z uśmiechem. Był ogromnie zadowolony z obrotu rzeczy. Zane spoglądał na nich smutnym, przygnębionym wzrokiem. - Nazywam się Jason Fletcher.

- Zorientowałam się po tych wszystkich okrzykach na boisku. A więc to ty jesteś tym chirurgiem, który kilka ostatnich miesięcy spędził poza krajem. Nazywam się…

- Nie było mnie zaledwie przez sześć tygodni - przerwał Jason. Poczuł się mile połechtany w swej męskiej dumie tym, że już o nim słyszała, i uśmiechnął się szeroko. - A ja wiem z okrzyków na boisku, że na imię masz Laura. Mówiłaś, że grałaś w piłkę, kiedy byłaś w szkole pielęgniarskiej. Nietrudno więc domyślić się, że jesteś pielęgniarką. Niestety, nie zapamiętałem twego nazwiska.

- Novak. Nazywam się Laura Novak i…

- Miło mi cię poznać - przerwał jej znowu.

W kącikach ust Laury zagościł uśmiech. Zanosiło się na to, że nie będzie miała szansy powiedzieć, iż jest oddziałową na ortopedii, w związku z czym będą razem pracować.

- Świetnie grasz w softball - kontynuował Jason. - Czy mogę zdjąć ci czapkę, żeby w końcu zobaczyć, jak naprawdę wyglądasz?

Laura zaczerwieniła się i spełniła jego życzenie. Gęste kasztanowe włosy opadły jej na ramiona. Miała piękną mlecznobrzoskwiniową cerę, a wielkie oczy stanowiły niezwykłą mieszaninę błękitu i szarości. Rysy jej twarzy były delikatne, miała mały prosty nos, zgrabny podbródek, a kształtne usta skrywały piękne białe zęby.

Była urocza i była z nim - Jason uśmiechnął się z zadowoleniem. Młody Zane Montrose wygrał mecz, ale to Jason Fletcher odszedł z Laurą. Nastrój znacznie mu się poprawił - cała ta sytuacja przypomniała artykuł, który czytał kiedyś w poczekalni u dentysty. Była tam mowa o młodym byku, który toczy pojedynek ze starym przywódcą stada. A może artykuł ów opowiadał o młodych szympansach w dżungli?

Jason niecierpliwie wzruszył ramionami. W królestwie zwierząt zwycięzcą jest ten, kto zdobył samicę. Tym zwycięzcą będzie on, Jason Fletcher.

 

 

 

 

Rozdział 2

 

Dwa stoły w pawilonie zastawiono zimnym i ciepłym jedzeniem. Były tam smażone kurczaki, hot-dogi, sałatka ziemniaczana i warzywna, surówka z kapusty i hamburgery. Trzeci stół natomiast oferował bogaty wybór deserów: słodyczy, ciast, herbatników i czekoladowych ciasteczek z orzechami.

Jason napełnił swój talerz.

- Umieram z głodu. Od chwili wyjazdu z Belfastu nie miałem niczego w ustach. Jedzenie w samolocie to okropność.

- Byłeś w Belfaście? - Laura popatrzyła pytająco. - Czyżbyś spędzał wakacje w Irlandii?

Jason zaśmiał się cicho.

- Niestety nie. Pracowałem. Ostatnie sześć tygodni spędziłem w szpitalu Royal Victoria, obserwując metody leczenia ran postrzałowych przez tamtejszych lekarzy. Ich doświadczenie z zakresu ortopedii i chirurgii naczyniowej jest szeroko znane na całym świecie. Niestety, nie potrafią jeszcze uratować kończyn po postrzałach o niedużej prędkości lotu.

Zrobiło to na Laurze wielkie wrażenie.

- Pracuję w szpitalu dopiero od dwóch tygodni, a już mieliśmy na oddziale kilkunastoletniego chłopca, który stracił nogę podczas strzelaniny z udziałem policjanta.

Jason wykrzywił usta.

- Mamy tu zbyt dużo tego rodzaju przypadków. Dlatego też, kiedy tylko przeczytałem o projekcie badawczym chirurgów z Belfastu, nie mogłem się doczekać wyjazdu. W ciągu tygodnia mamy w Waszyngtonie więcej przypadków ran postrzałowych kości niż oni przez miesiąc.

Laura podążyła za Jasonem do stołu w pobliskim pawilonie, przysłuchując się opisowi nowej techniki leczenia strzaskanej kulą rzepki.

- Robią to tak dobrze, że po zakończeniu kuracji pacjent tylko lekko utyka.

Nagle Jason odłożył plastykowy widelec i zrobił niezadowoloną minę.

- Montrose idzie w naszą stronę, najprawdopodobniej zechce się przysiąść.

- Tylko nie to!

Twarz Laury wyrażała przerażenie i odrazę, a Jason stłumił uśmiech zadowolenia.

- Czy on ciebie naprawdę nie interesuje? Może tylko udajesz?

Potrząsając głową, pochyliła się do towarzysza.

- Próbował mnie poderwać już pierwszego dnia - wyszeptała wyraźnie strapiona tym wspomnieniem. - Chwycił mnie na korytarzu w drodze do stołówki.

- Co za tupet! - Jason sprawiał wrażenie zaskoczonego i oburzonego; czuł się jak wilk w skórze owieczki.

- Zdarzyło się to obok gabinetu naczelnej przełożonej pielęgniarek. A gdyby właśnie wyszła i zobaczyła nas razem? Skąd mogłaby wiedzieć, że to on mnie objął? Wyobrażasz sobie, jaki to miałoby wpływ na moją opinię.

- To po prostu skandaliczne! - przyznał Jason. - Montrose to zwierzę.

I ostatni głupiec, z zadowoleniem dodał w duchu. Pierwszą zasadą podrywania była pewność, że kobieta tego chce. Chyba tylko zupełny idiota mógłby pomyśleć, że nowo zatrudniona pielęgniarka będzie miała ochotę na gorące uściski w pobliżu gabinetu naczelnej przełożonej pielęgniarek - najważniejszej osoby w szpitalu.

- Ciągle się za mną włóczy. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji - wyznała Laura z niepokojem. - Moje stosunki z lekarzami w szpitalu w Farview, gdzie wcześniej pracowałam, były czysto zawodowe. - Nie dodała jednak, że w tamtym szpitalu nie było żadnego lekarza poniżej pięćdziesiątego piątego roku życia. - Chciałabym, żeby podobnie było i tutaj.

Jason stłumił uśmiech. Biedna Laura musi nauczyć się jeszcze wiele o układach panujących w dużym miejskim szpitalu. Miały różnorodny charakter i wiele z nich wybiegało poza czysto zawodowe. Nikogo to nie obchodziło, o ile nie cierpieli na tym pacjenci.

- Czy znajdzie się tu dla mnie trochę miejsca? - zapytał Montrose ciepłym, pełnym nadziei głosem.

- Oczywiście. - Jason wstał od stołu. - Właśnie mieliśmy wyjść. - Spojrzał na koniec pawilonu i dostrzegł Dane szukającą wolnego miejsca. Uważał, że to dobra dziewczyna, która zasługuje na chwilę wytchnienia. - Dano! - krzyknął. - Tutaj jest wolne!

Po paru sekundach była już przy nich.

- Siądź tu, obok Montrose'a - zaproponował Jason. Czuł się jak dobrotliwy wujaszek odgrywający rolę Kupidyna. - My już wychodzimy.

- Idziecie już? - spytała Dana, siadając na ławce koło Zane'a, a jej czarne ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin