ks. Marek Dziewiecki
1. Definicja i znaczenie sfery duchowej
Troska o rozwój sfery duchowej i o dojrzałość duchową jest ważniejsza niż troska o zdrowie fizyczne i psychiczne, o wykształcenie i status społeczny, o pracę zawodową i dobrobyt materialny. Człowiek pozbawiony duchowości nie jest w stanie w sposób świadomy i odpowiedzialny kierować pozostałymi sferami swego człowieczeństwa. Punktem wyjścia duchowości jest zrozumienie samego siebie. Duchowość to bowiem zdolność człowieka do zrozumienia samego siebie, czyli do znalezienia odpowiedzi na pytanie: kim jestem, skąd się wziąłem, dokąd zmierzam, w oparciu o jakie więzi i wartości mogę osiągnąć cel mojego życia. W konsekwencji duchowość umożliwia świadome kierowanie własnym życiem. Dzięki duchowości człowiek potrafi zająć świadomą i odpowiedzialną postawę wobec samego siebie i drugiego człowieka, wobec Boga i świata. Dojrzała duchowość prowadzi do dojrzałości w pozostałych sferach człowieczeństwa. Człowiek dojrzały duchowo nie tylko w sposób prawdziwy i pogłębiony rozumie własną tajemnicę, ale też ma szansę dojrzale przeżywać siebie i kontakt z innymi ludźmi, dojrzale kształtować więzi i wartości oraz postępować w odpowiedzialny sposób.
Tylko człowiek duchowy potrafi myśleć, kochać i pracować. Właśnie dlatego osiągnięcie dojrzałej duchowości jest istotnym elementem rozwoju człowieka. Człowiek pozbawiony duchowości jest podobnie bezradny i zagrożony, jak zwierzę pozbawione instynktów. Duchowość pełni rolę centralnego ośrodka sterowania życiem. Tym, czym hormony są w organizmie, świadomość w psychice a sumienie w moralności, tym duchowość jest w odniesieniu do całej egzystencji człowieka. Odmienne rodzaje duchowości (na przykład chrześcijańska, buddyjska czy ateistyczna) to efekt odmiennego sposobu rozumienia przez człowieka samego siebie oraz sensu swej egzystencji.
Niepokojącym znakiem naszych czasów jest fakt, że rozwój duchowy - podobnie jak kształtowanie dojrzałości w aspekcie moralności, religijności, wartości i wolności – jest ignorowany lub traktowany jako drugorzędny w dominujących obecnie systemach pedagogicznych. Żyjemy w czasach, w których u ludzi – zwłaszcza młodych - zanika tęsknota za rozwojem duchowym, albo tęsknota ta w ogóle się nie pojawia. Człowiek ponowoczesny to ktoś, kto chce raczej być kimś bogatym materialnie niż duchowo. Tymczasem świadome i odpowiedzialne pokierowanie własnym życiem wymaga zatroszczenia się o rozwój duchowy. Nie mogę przecież roztropnie kierować sobą i własnym życiem, jeśli nie wiem, kim jestem i dokąd zmierzam.
Zaniedbanie rozwoju duchowego wynika nie tylko z braku rozumienia duchowości i jej centralnej roli w kierowania życiem, ale też z faktu, że potrzeby duchowe nie są tak „krzykliwe” i tak bezpośrednio odczuwane przez człowieka jak, na przykład, potrzeby cielesne czy emocjonalne. Dziecko zwykle łatwiej poprosi rodziców o coś do zjedzenia niż o coś do przemyślenia. W naszych czasach wielu młodych ludzi wręcz boi się stawiania sobie pytania o to, kim są i po co żyją.
Jest to niezwykle groźna sytuacja, gdyż im bardziej dany człowiek jest niedojrzały i ograniczony duchowo, tym bardziej nie potrafi w rozsądny sposób korzystać z dobrobytu materialnego, jeśli nawet taki dobrobyt osiągnie. Innymi słowy posiadanie pieniędzy przez ludzi ubogich i powierzchownych w sferze duchowej jest groźne dla nich samych. Codzienne doświadczenie potwierdza, iż ludzie puści duchowo nie są w stanie korzystać z posiadanych środków materialnych w taki sposób, by się rozwijać, czyli by mądrze myśleć, dojrzale kochać i ofiarnie pracować. Przeciwnie, im są bogatsi materialnie, tym szybciej stają się egoistyczni i powierzchowni, tym jeszcze bardziej ubożeją duchowo. Okazuje się, że dla ludzi biednych duchowo dobrobyt materialny nie jest szansą rozwoju, lecz raczej drogą do krzywdzenia samych siebie oraz innych ludzi.
Wyraźnie można zaobserwować to zjawisko na Zachodzie Europy, gdzie już od kilkudziesięciu lat większość ludzi żyje w dobrobycie materialnym, któremu towarzyszy coraz większa pustka duchowa. Konsekwencją tego faktu jest coraz większa liczba osób chorych psychicznie, alkoholików i narkomanów, przestępców i samobójców, a także coraz większa liczba rozbitych rodzin, nieszczęśliwych dzieci i młodych ludzi, którzy nie są w stanie podjąć podstawowych zadań w małżeństwie, rodzinie, pracy zawodowej i społeczeństwie. Po raz kolejny potwierdza się prawidłowość obserwowana od tysiącleci: poszczególne osoby i całe cywilizacje rozpadają się i niszczą, jeśli stają się powierzchowne czy puste duchowo. Gdy pustce duchowej towarzyszy bogactwo materialne, to rozpad dokonuje się jeszcze szybciej i okazuje się jeszcze bardziej nieuchronny. Człowiek żyjący w dobrobycie materialnym łatwiej bowiem może się łudzić, że samo posiadanie pieniędzy wystarczy mu do tego, by być szczęśliwym. Nie ma zatem dla człowieka groźniejszej sytuacji niż tęsknota za dobrobytem materialnym, której nie towarzyszy tęsknota za dojrzałością i bogactwem duchowym.
Dopóki dana osoba nie rozwinie sfery duchowej, dopóty nie może zająć dojrzałej postawy wobec siebie, wobec świata i życia. Nie można przecież zająć dojrzałej postawy wobec rzeczywistości, nad którą dany człowiek nie zastanawia się i której nie rozumie. Duchowość okazuje się czymś niezastąpionym, gdyż człowiek nie może zrozumieć samego siebie z jakiejkolwiek innej perspektywy niż perspektywa duchowa. Jeśli, na przykład, ktoś kontaktuje się z samym sobą jedynie za pośrednictwem ciała, to ono nie może mu wyjaśnić tajemnicy ludzkiego życia, gdyż ciało nie wie, kim jest człowiek i po co żyje. Ciało nie jest świadome tajemnicy człowieka. Ono odczuwa jedynie swoje własne potrzeby i popędy. Pozostawione samemu sobie ciało staje się rodzajem nowotworu, który podporządkowuje sobie pozostałe sfery człowieka i żyje ich kosztem. Człowiek jedynie cielesny nie może zrozumieć samego siebie i nie może odpowiedzialnie kierować swoim życiem. Kto redukuje bogactwo własnego człowieczeństwa jedynie do wymiaru cielesnego, ten przesadnie koncentruje się na własnej cielesności i nieuchronnie poddaje się dyktaturze ciała. Człowiek cielesny kieruje się tym, co łatwiejsze, a nie tym, co wartościowsze. Taki człowiek ulega bezmyślności i nie chce rozumieć konsekwencji swoich zachowań.
Podobnie człowiek nie może zrozumieć samego siebie, jeśli czyni to poprzez pryzmat własnej psychiki. Skupia się wtedy na swoich subiektywnych przekonaniach lub doraźnych przeżyciach emocjonalnych. Psychika bowiem nie jest źródłem człowieczeństwa, ani źródłem prawdy o człowieku. Sfera ta jest intelektualną i emocjonalną reakcją człowieka na własną tajemnicę i własną sytuację życiową. Człowiek nie może zrozumieć samego siebie wtedy, gdy skupia się na własnej zdolności myślenia. Może wtedy zrozumieć jedynie swoje myśli i przekonania na własny temat, ale nie może zrozumieć samego siebie. Umysł ludzkie nie jest bowiem źródłem wiedzy o naturze i tajemnicy człowieka. Umysł może tę tajemnicę odkryć, ale nie może jej własną mocą wymyślić ani ustalić. Pozostawiony własnej spontaniczności umysł ludzki nie szuka prawdy o człowieku, lecz wygodnych dla danej osoby półprawd, a nawet iluzji. Człowiek, dla którego jego własne myślenie jest najwyższym i jedynym autorytetem, kieruje się tak zwaną logiką prywatną i przynajmniej czasami oszukuje samego siebie. W ten sposób pozbawia się szansy na zrozumienie samego siebie i na osiągnięcie prawdziwego rozwoju. Biedny jest człowiek, który w pełni się zgadza z własnym zdaniem na temat samego siebie i swojej tajemnicy.
Podobnie z perspektywy emocji człowiek nie może odkryć tego, kim jest i po co żyje. Człowiek skupiony na własnej emocjonalności nie wie, jaką postawę powinien zająć wobec samego siebie i wobec emocji, które przeżywa. Poddając się emocjonalnej spontaniczności szuka jedynie dobrego samopoczucia: natychmiast i za wszelką cenę. Nawet za cenę popadnięcia w dyktaturę emocji czy w śmiertelne uzależnienia chemiczne. Człowiek emocjonalny jest podobny do małego dziecka, które – używając terminologii Z. Freuda – kieruje się zasadą przyjemności zamiast zasadą realizmu.
Niezwykłością sfery duchowej jest fakt, że w tej sferze i tylko w tej sferze człowiek może zapytać samego siebie o własną tajemnicę nie z perspektywy cząstkowej (np. cielesnej czy psychicznej), lecz z perspektywy całego człowieka. W konsekwencji jedynie w sferze duchowej człowiek może znaleźć ostateczną odpowiedź na temat własnej tajemnicy, która stanie się podstawą zajęcia dojrzałej postawy wobec własnej rzeczywistości i własnego życia. Duchowość zaczyna się dopiero wtedy, gdy człowiek wznosi się ponad swoje ciało i ponad swoją psychikę, aby postawić sobie pytanie o całą swoją rzeczywistość: o to, jaki sens ma jego ciało i płciowość, jego myślenie i emocje, jego więzi i wartości, a także o to, jaki sens ma on sam i życie, które stało się jego udziałem.
2. Zagrożenia w sferze duchowej
Jest rzeczą znamienną, że również w dobie ponowoczesności większość ludzi przynajmniej czasami stawia sobie pytanie o własną tajemnicę oraz o sens ludzkiego życia. Zrozumienie własnej tajemnicy jest przecież podstawową potrzebą każdego myślącego człowieka. Stawianie tego typu pytań nie daje jednak automatycznie gwarancji, że potrafimy znaleźć prawdziwe odpowiedzi i że nasza duchowość jest dojrzała. Okazuje się, że coraz częściej nazywamy duchowością coś, co w rzeczywistości duchowością nie jest. Dla przykładu wzruszenia emocjonalne, wrażliwość artystyczna, odczucia estetyczne, zachwyt nad przyrodą czy ćwiczenia na skupienie - to wszystko nie jest duchowością. Tego typu umiejętności są czymś ważnym i pozytywnym, ale nie gwarantują, że dany człowiek zrozumie samego siebie i sens swojego istnienia.
Najbardziej radykalnym zagrożeniem duchowości jest bezmyślność. Człowiek bezmyślny zadawala się doraźnym działaniem. Bezkrytycznie i bezmyślnie ulega naciskom wewnętrznym (instynktom, popędom, emocjom) i zewnętrznym (modzie, grupie rówieśniczej, reklamie, politycznej „poprawności”). Taki człowiek w ogóle nie stawia sobie pytania o własną tajemnicę. Człowiek bezmyślny jest przekonany, że do osiągnięcia szczęścia wystarczy być młodym, zdrowym, pięknym i bogatym. Taki człowiek nie uświadamia sobie faktu, że wielu ludzi młodych, zdrowych, pięknych i bogatych popada w uzależnienia, zaburzenia psychiczne i stany samobójcze. Taki człowiek nie dostrzega też faktu, że wielu ludzi starych, fizycznie brzydkich, chorych i biednych to ludzie szczęśliwi i silni, którzy umacniają innych ludzi i którzy cieszą się własnym życiem.
Drugim - obok bezmyślności - zagrożeniem w sferze duchowej jest zastępowanie duchowości jakąś jej namiastką czy karykaturą. Zagrożeniu temu ulega obecnie zwłaszcza wielu młodych ludzi. Tęsknią oni wprawdzie za rozwojem i bogactwem duchowym, ale z różnych względów zatrzymują się w połowie drogi i skupiają się na tym, co stanowi namiastkę duchowości, a czasem wręcz jej karykaturę. Przykładem takiej sytuacji są sekty czy subkultury młodzieżowe, które oparte są na ucieczce od rzeczywistości w świat medytacji nad wszystkim poza prawdą o człowieku. Naiwną wizję duchowości prezentuje znaczna część doradców duchowych, na przykład pracujących w terapii uzależnień. Mylą oni duchowość z ćwiczeniami relaksacyjnymi, słuchaniem muzyki czy podziwianiem piękna przyrody. Podobnemu ryzyku podlegają niektóre grupy i ruchy w Kościele, o ile dominują w nich aspekty emocjonalne oraz powierzchowność w spojrzeniu na człowieka i jego egzystencję.
Popatrzmy na typowy obecnie przykład zastępowania duchowości jej namiastką. Coraz częściej spotykam się ludzi, którzy opowiadają mi, że zachwycili się buddyzmem i dlatego odeszli od Kościoła. Takim ludziom stawiam podstawowe pytanie: co was zachwyciło w buddyzmie? Wszyscy odpowiadają podobnie i stwierdzają, że zachwyciła ich duchowość buddyjska, która kieruje się zasadą: nie zadawaj nikomu cierpienia - ani ludziom, ani zwierzętom, ani roślinom. Wręcz zaszokowani są ci ludzie, gdy pomagam im krytycznie myśleć i odkryć naiwność „duchowości” buddyjskiej. Po pierwsze, jest utopią przekonanie, że człowiek jest w stanie nie zadawać nikomu i niczemu cierpienia. W realiach ziemskich jest to po prostu niemożliwe. A każda utopia jest bardzo niebezpieczna. Najbardziej niebezpieczne i destrukcyjne są piękne i wzruszające utopie (do tego typu utopii należał klasyczny marksizm).
Po drugie, buddyzm zakłada, że cierpienie jest największym nieszczęściem. Tymczasem cierpienie jest cenną informacją, która pomaga człowiekowi odróżniać te zachowania, które go rozwijają, od tych zachowań, które go krzywdzą. Cierpienie pomaga też odróżniać prawdę od ideologicznych fikcji, bo w świecie iluzji jedyne, co pozostaje prawdziwe, to cierpienie. Człowiek zwykle najbardziej dojrzewa duchowo i uczy się sztuki życia właśnie przez cierpienie, które sam sobie zadaje lub które zadają mu inni ludzie. To cierpienie sprawiło, że syn marnotrawny zastanowił się i stał się synem powracającym. To cierpienie zadawane nam przez innych sprawia, że zaczynamy odróżniać miłość od naiwności i uczymy stanowczo bronić się przed krzywdą, bo to jedyna droga obrony przed cierpieniem.
Po trzecie, chrześcijaństwo proponuje znacznie większy ideał niż powstrzymywanie się od zadawania cierpienia. Uczy nas, by kochać, czyli przyjmować z miłością i prawdą samych siebie oraz innych ludzi. A kochać to znacznie więcej niż nie zadawać cierpienia. Miłość jest nie tylko znacznie większym ideałem niż unikanie cierpienia, ale też okazuje się ideałem możliwym do osiągnięcia. Na ogół wszyscy zgadzamy się, że są tacy ludzie, którzy potrafią kochać, a nie jedynie nie zadawać cierpienia. Czytelnym przykładem w tym względzie jest Jan Paweł II i Matka Teresa z Kalkuty.
Buddyzm jest systemem, który nie respektuje zasady niesprzeczności, gdyż traktuje indywidualne istnienie człowieka jako iluzję jego nieoświeconego umysłu. W konsekwencji buddyjskim ideałem staje się nirwana, czyli zupełne zobojętnienie na własne życie i na własny los. Taka postawa jest w rzeczywistości najbardziej skrajną formą rozpaczy. Innym irracjonalnym aspektem buddyzmu jest traktowanie jako ideału Buddy, który opuścił żonę i synka. Gdy pytam się jego wyznawców, czy zamierzają naśladować tę postawę Buddy, wtedy stanowczo zaprzeczają. Ideałem staje się zatem nie naśladowanie ideału. W konsekwencji buddyści uciekają nie tylko od życia, ale również od tego, co stanowi istotę duchowości. System ten zniechęca do szukania obiektywnej prawdy i odkrywania przez człowieka jego własnej tajemnicy. Medytacja buddyjska jest bardziej skupianiem się człowieka nad własnym oddechem czy biciem serca niż nad analizą sensu własnego istnienia czy uczeniem się sztuki życia tu i teraz.
Gdy dany człowiek jest pusty duchowo lub gdy rozwija on jedynie namiastkę duchowości, wtedy nie jest w stanie zająć dojrzałej postawy wobec siebie i otaczającej go rzeczywistości. Nie potrafi w sposób świadomy i odpowiedzialny kierować swoim życiem...
agacia_