Roger Zelazny Pan �wiat�a WST�P ,,Cz�owiek cz�owiekowi bogiem" - wydaje si�, �e ta maksyma starego Feuerbacha mog�aby pos�u�y� za motto do tej ksi��ki, kt�rej autor, z niema�� erudycj� sprz�gaj�c wielow�tkowe opowie�ci mitologii indyjskiej, usi�uje przedstawi� proces narodzin mitu. W tym szczeg�lnym przypadku jest to mit o Majtreji - Buddzie Przysz�o�ci, kt�ry - jak wierz� wyznawcy buddyzmu mahajana - ma przyj�� przy ko�cu czasu i po�o�y� kres historii. Z opowie�ci �elaznego, kt�rej akcja toczy si�, jak mo�na s�dzi�, na odleg�ej, skolonizowanej onegdaj przez ludzi planecie, od�ywa legenda Wielkiego Nauczyciela. Cho� zbli�ony do swego historycznego (i ziemskiego) prototypu - SiddharthyGautamy czyli Buddy Siakjamuniego (563-483 p,n. e.), za�o�ycie- la buddyzmu - nasz tytu�owy Pan �wiat�a jest zarazem lw�rc� wielkiej utopii spo�ecznej, kt�ra podzielonemu na bog�w i ludzi spo�ecze�stwu ma przynie�� wyzwolenie, wolno��, r�wno�� i... powszechne ub�stwienie. Oto bowiem, w my�l nauki Sama - Tathagaty- Siddharthy-Buddy (tych imion pojawia si� w powie�ci nieco wi�cej, bowiem posta� jej g��wnego bohatera nosi cechy wielu r�nych historycznych reformator�w, tak�e Jezusa Chrystusa, na co warto zwr�ci� uwag�) niebo, zamieszka�e przez utrzymuj�cych w nie�miertelno�ci aferzyst�w, posiadaj�cych dost�p do technologii oraz wszelkich innych osi�g- ni�� odziedziczonych w spadku po ziemskiej cywilizacji, powinno wyrzec si� monopolu na dobrobyt. Niebo powinno zst�pi� na ziemi� - je�li nie dobrowol- nie, to pod przymusem. Niebo, trzymaj�ce ludzko�� w ciemnocie i strachu, posiadaj�ce doskonale zorganizowany aparat kontroli i przemocy, musi zrezyg- nowa� ze swej bosko�ci, W ten w�a�nie sp i�b cz�owiek cz�owiekowi stanie si� bogiem, a �adnych innych bog�w ju� nad nim nie b�dzie. W tym miejscu, po przywo�aniu nazwiska Feuerbacha, nale�a�oby tak�e zwr�ci� uwag� na marksizuj�cy charakter tej doktryny, kt�r� ustami swych bohater�w zdaje si� g�osi� �elazny: b�stwo jako przedmiot pierwotnego strachu, alienacja jako g��wna si�a tworz�ca b�stwa, przezwyci�enie alienacji jako warunek powrotu do stanu pierwotnej wolno�ci, r�wno�ci i... bosko�ci. O tym, czy Pan �wiat�a rzeczywi�cie jest bohaterem utopii spo�ecznej, a jego pragnienia pochodz� z repertuaru jednostronnie optymistycznych doktryn, z uporem godnym lepszej sprawy pr�cych ku ,,lepszemu", "przebudowane- mu", "opartemu na sprawiedliwych stosunkach" ustrojowi spo�ecznemu, zechce zadecydowa� sam Czytelnik, si�gaj�c po t� ksi��k�. My tutaj, �eby zako�czy� te wywody, powiemy jedynie, �e jak w Panu �wiat�a kumuluj� si� niezliczone w�tki wiefu mitologii, czyni�c t� posta� bardzo niejednoznaczn�, niekiedy nawet trudn� do umieszczenia we w�a�ciwym miejscu struktury fabularnej powie�ci, tak sam fina� tej ksi��ki nie jest ani prosty, ani jednoznacz- ny. Bo i jak�eby mo�na da� jednoznaczn� odpowied� na pytanie o narodziny mitu? ,,�mier� i �wiat�o s� zawsze i wsz�dzie, one zaczynaj� i ko�cz�..," - pisze �elazny. W tym odwiecznym sporze �wiat�o i Ciemno�ci s� skazane na trudne, lecz nieuniknione wsp�istnienie. WYDAWCA ROZDZIA� I Powiadaj�, �e pi��dziesi�t lat po swym uwolnieniu powr�ci� ze Z�otego Oblok�, by ruszy� na zast�py Niebios i walczy� przeciwko Porz�dkowi �ycia oraz bogom, kt�rzy go ustanowili. Wyznawcy modlili si� o jego powr�t, cho� ich modlitwy by�y hlu�niercze. Bo przecie� blagalnik nie ma prawa niepokoi� tego, kt�ry przeszed� do nirwany, a jego modlitewne westchnienia nie powinny dotyka� niczego, co ma zwi�zek z bezcielesnym by�em. Ale ubrani w opo�cze koloru szafranu wierni nie ustawali iv mott/ach, prosz�c, by Pan Miecza - Manjursi - zechcial zst�pi� w�r�d nich. l powiadaj�, :e Bodhisattwa ich wysiuchal... Ten, kt�ry st�umi� swe po��dliwo�ci, kt�ry jest wolny od wszelkiej ��dzy, kt�rego pokarmem jest Pustka - bez zobowi�za�, wolny - jego drogi s� nieodgadnione niczym szlaki ptactwa na niebie. Dhammapacia (93) WYZNAWCY zwali go Mahasamatman i twierdzili, �e jest bogiem. On jednak wola� opuszcza� pocz�tkowe M aha- i ko�cowe -atman, poprzestaj�c na zwyk�ym Sam. Nigdy nie og�osi� si� bogiem. Ale te� nikt nie s�ysza�, by m�wi�, �e nim nie jest. Niezale�nie od okoliczno�ci, ani potwierdzenie, ani zaprzeczenie w�as- nemu b�stwu nie mog�o mu przynie�� korzy�ci. Milczenie - owszem. A zatem, skrywa�a go zas�ona tajemnicy. By�o to w porze deszczowej... Mia�o si� ju� ku wielkim deszczom... l zdarzy�o si� w tych deszczowych dniach, �e ich modlitwy wzbi�y si� ku niebu, lecz wcale nie za spraw� upartego przybierania gruze�kowatych sznureczk�w r�a�c�w, ani te� nie dzi�ki wirowaniu m�ynk�w. Wzbi�y si� z wielkiej machiny modlitewnej, zbudowanej i ustawionej w klasztorze Ratri - Bogini Nocy. Mod�y wysokiej cz�stotliwo�ci przep�ywa�y przez warstw� atmosfery, za czym wznosi�y si� wprost ku Z�otemu Ob�okowi, zwanemu Mostem Bog�w. Ob�ok op�ywa� ca�y �wiat i by� widziany w nocy jako br�zowy �uk t�czy, g�ruj�cy w miejscu, gdzie czerwone o wschodzie s�o�ce przybiera w po�udnie barw� pomara�czy. Co niekt�rzy z mnich�w powa�nie w�tpili w prawowierno�� tej formy modlitwy, lecz przecie� w ko�cu maszyn� zbudowa� sam Jama-Dharma, kt�ry onegdaj spad� z Niebia�skiego Grodu. A m�wi�o si� te�, �e przed wiekami Jama-Dharma zbudowa� ognisty rydwan Pana Siwy - pojazd, kt�ry p�dz�c zostawia� na niebie �lad ognistego warkocza. Cho� popad� � nie�ask�, Jama ci�gle cieszy� si� s�aw� najpot�niejszego i mistrz�w. Nikt jednak nie w�tpi�, �e i jemu bogowie kazaliby umrze� prawdziw� �mierci�, gdyby tylko si� dowiedzieli, co za machin� zbudowa�, Skoro ju� o tyrn mowa, trzeba doda�, �e Bogowie Grodu kazaliby mu umrze� prawdziw� �mierci� nie zwa�aj�c na sarno dzie�o Jamy - nawet w�wczas, gdyby znalaz� si� pod opiek� swej machiny, �mier� i tak by go dosi�g�a. O tym, w jaki spos�b Jama dojdzie do porozumienia w tej sprawie Panami Karmy, nikt me mia� poj�cia, lecz nikt te� nie w�tpi�, �e w stosownym czasie znajdzie jaki� spos�b, fen, o kim mowa, by i niemal r�wnie wiekowy jak sam Niebia�ski Gr�d, a przecie� nie wi�cej ni� dziesi�ciu bog�w pami�ta�o moment jego powstania. Jama mia� opini� m�drzejszego od samego Pana Kubery, wszak�e by� to jeden z jego pomniejszych przymiot�w. Najlepiej znano go z innych umiej�tno�ci, niewielu jednak ludzi mog�o o tym co� powiedzie�. Szczup�y - acz bez przesady masywnie zbudowany - lecz nie zwalisty. Porusza� si� powoli, krok ?a krokiem. Ubiera� si� na czerwono i m�wi� ma�o. Podszed� do maszyny, a gigantyczny lotos z metalu, zatkni�ty na szczycie klasztornego dachu, nieustannie wirowa� w swych �o�yskach. Deszcz �wiat�a pada� na ca�y klasztor, lotos i na d�ungl� u str� g�r. Przez sze�� dni Jama zd��y� ju� ofiarowa� cale kilowaty mod��w, ale zak��cenia atmosferyczne sprawia�y, �e Najwy�szy nie m�g� go us�ysze�. P�szeptem wzywa� wi�c co znaczniejsze spo�r�d obecnie czczonych b�stw p�odno�ci, wabi�c je litaniami ich najszczytniejszych przymiot�w. G�uchy pog�os grzmotu by� odpowiedzi� na jego pro�by, tak, �e asystuj�ca mu ma�a ma�pa zachichota�a. -Wasze modlitwy i przekle�stwa na jedno si� zda�y, Panie Jamo. - Nic wi�cej nie da si� tu powiedzie�. - Czy a� siedemna�cie inkarnacjitrzebaci by�o, by doj�� do tej konstatacji? �-�- wykrzywi� si� w z�o�liwym grymasie Jama. - Je�li tak, 1o ju� rozumiem. czemu ci�gle odbywasz kar� w tej ma�piej postaci. - To me jest dok�adnie tak, jak m�wicie ������ odpar�a map�a, kt�rej na i mi� by�o Tak. --- M�j przypadek, cho� mniej rzucaj�cy si� w oczy ni� wasza sprawa. Panie Jamo, zawiera wszak�e elementy osobistej niech�ci, by me rzec z�o�liwo�ci w tym. co si� tyczy... --- Do��l - warkn�� kr�tko Jama, odwracaj�c si� plecami do swego rozm�wcy. Tak u�wiadomi� sobie, ze ten szyderczy tom m�g� mocno urazi� mistrza Z zamiarem znalezienia innego przedmiotu rozmowy podszed� do okna uskoczy� na szeroki parapet i spojrza� w g�r�. -�-- Na zachodzie si� przeja�nia. Jama zbli�y si� do okna. popatrzy� we wskazanym kierunku, zmarszczy� brwi i kiwn�� grow�. -� Tak jakby ��- mrukn��. �-� Zosta� tu i m�w, co b�dziesz widzia�. Ruszy� do tablicy rozdzielczej. Lotos na dachu przesta� nagle wirowa�, po czyrn skierowa� si� p�atkami kj obna�onemu niebu. - Bardzo dobrze - szepn�) Jama. - Wreszcie uda�o nam si� co� z�apa�. R�kami szybko przebiera� po konsoli modu�u kontrolnego, naciskaj�c prze- ��czniki i ustawiaj�c pokr�t�a. Tymczasem sygna� zosta� ju� odebrany na dole, w kamiennych celach klasztoru, gdzie rozpocz�to inne przygotowania, praca nad cia�em by�a w pe�nym toku. - Chmury znowu si� zbieraj�! - krzykn�� Tak - Teraz to ju� nie ma znaczenia - odpar� mistrz. - Ptaszek wpad� w sid�a. Wyszed�szy z nirwany wejdzie do lotosu. Grzmoty przybra�y na sile, g deszcz t�uk� o p�atki metalowego kwatu dudni�c niczym grad. Spirale b��kitnej �wiat�o�ci z sykiem skr�ca�y si� nad graniami. Jama zamkn�� ostatni obw�d. - Jak s�dzisz... - zainteresowa� si� Tak. - Czy i tym razem przybierze cielesn� posta�? - Id� lepiej obiera� nogami banany! Tak uzna�, �e mo�na to przyj�� za nakaz odej�cia, opu�ci� wi�c komnat�, pozostawiwszy Jam� zamkni�tego sam na sam ? maszymeri�, Ruszy� opus- tosza�ym korytarzem, po czym szerok� estakad� schod�w zszed� na d�. Na p�pi�trze przystan��, dobieg�y go bowiem odg�osy jakiej� rozmowy, kt�rym towarzyszy� stukot sanda��w - d�wi�ki wyra�nie si� zbli�a�y. Mia� wra�enie, �e dobiegaj� z zewn�trz, z bocznego hallu. Nie zastanawia� si� d�ugo - natychmiast wdrapa� si� po �cianie, w czym niema�� przys�ug� odda�y mu wykute w skale dwa rz�dy panter i s�oni, bowiem w nier�wno�ciach powierzchni m�g� znale�� dobre punkty zaczepienia. Kiedy ju� dotar� do krokwi, obr�ci� si�, tak by nie patrze� w otch�anrie ciemno�ci, zastyg� w bezruchu i czeka�. Z bramy wysz�o dw�ch ciemno ubranych mnich�w. - Dlaczego wi�c nie mo�e sprawi�, by niebo si� rozchmurzy�o? - spyta� pierwszy z id�cych. Drugi, starszy, lepiej zbudowany m�c...
apolloorfeusz