Giżycki Kamil - Nil rzeka wielkiej przygody.pdf

(569 KB) Pobierz
KAMIL GIŻYCKI
NIL RZEKA WIELKIEJ PRZYGODY
l
Z szeroko otwartej bramy chartumskiego gimnazjum wysypywały się hałaśliwe
gromadki uczniów, rozdzielały na grupki i z radosnymi pokrzykiwaniami rozbiegały
się po
drzemiących w skwarze tropikalnym ulicach stolicy. Młodzież to była przeważnie
ciemnoskóra, składająca się z Arabów i Nubijczyków, ale można było zauważyć
także
jaśniejszych Egipcjan, Hindusów i Abisyńczyków, oliwkowych Greków, a nawet kilku
chłopców zdradzających wyraźnie kolorem skóry swoje północnoeuropejskie
pochodzenie.
Właśnie w jednej z takich roześmianych gromadek zbiegł w podskokach z szerokich
schodów szkoły Jacek Goraj, syn osiadłego w Chartumie Polaka, trudniącego się
łowieniem
dzikich zwierząt afrykańskich i dostarczaniem ich do ogrodów zoologicznych
całego świata.
- Jacek! Co będziesz robił w czasie wakacji? - zapytał chłopca jeden z kolegów,
kiedy
gromadka znalazła się już na ulicy i chłopcy zaczęli się żegnać.
- Nie wiem jeszcze - odparł zapytany - bo wszystko zależy od tego, co ojciec
postanowi. Jest bardzo zajęty przygotowaniami do nowej wyprawy, wiec pewno
zapomniał
nawet, że to koniec roku szkolnego...
- A może zabierze i ciebie ze sobą na te łowy? - wtrącił inny kolega.
- Ech, gdzież tam! - westchnął żałośnie Jacek. - Ojciec wybiera się w tym roku
na
moczary Bahr el-Gebel* [Bahr el-Gebel (arabs.) - Rzeka Górna (Górska); Nil
Górski, nazwa
Nilu miedzy Jeziorem Alberta i jeziorem No, w którym Bahr el-Gebel zlewa się z
Bahr el-
Ghazal, płynąc dalej jako Bahr el-Abjad, czyli Nil Biały. Bahr el-Gebel płynie
najpierw
głębokim korytem, ale już od 5° szerokości północnej poczyna się rozlewać i
tworzyć
moczary, które miedzy 6° a 8° szerokości północnej zmieniają się w trzęsawiska
porośnięte
gęstwiną papirusów wysokich na 6 m. Liczne pływające wyspy tworzą tu zapory
(suddy)
niemożliwe do przebycia dla statków i żaglówek. Główny nurt rzeki jest stale
oczyszczany z
wodorostów i pływających wysp i to czyni rzekę spławną na całej jej długości.
Długość Nilu
Górskiego wynosi na terenie Sudanu 790 km, na terenie Ugandy - 400 km. (Głoskę
„h” w
słowie Bahr wymawia się twardo, wyraźnie. W sudańskim narzeczu arabskim słowo
„Gebel”
wymawia się miękko: „Gjebel” albo „Djebel”. Używana u nas nazwa „Dżebel” jest
wymową
egipską i angielską, w tym wypadku - fałszywą!).] i na Bahr el-Ghazal* [Bahr el-
Ghazal
(arabs.) - Rzeka Gazel; ramię zachodnie Nilu powstałe z licznych strumieni i
rzek, które
tworzą olbrzymie trzęsawiska znane jako Bahr el-Ghazal. Długość rzeki wynosi 230
kilometrów.], ponieważ otrzymał zamówienie na butodzioby* [Butodziób
(trzewikodziób;
arabs.: abu markub - ojciec pantofla) - jeden z największych ptaków błotnych z
rodziny
bocianów; żyje tylko w Afryce na trzęsawiskach Bahr el-Gebel i Bahr el-Ghazal
oraz kilku
małych wysepkach północnego brzegu systemu jezior Wiktoria - Nianza, widywano go
również na trzesawiskach w górnym biegu rzeki Kongo], kozły nilowe, elany* [Elan
(eland) -
największa afrykańska antylopa stanowiąca ogniwo między antylopami a bydłem.
Murzyni ze
szczepu Dinka nazywają to zwierzę „golgual”, Murzyni ze szczepu Diur - „odier”.]
i antylopy
końskie. Na tak wielką wyprawę nie zechce mnie zabrać. Powie, jak zwykle, że
jestem za
młody...
- Gotów jestem przysiąc na czarną brodę naszego gospodarza klasy, że twój ojciec
się
nie myli! - ze śmiechem zawołał smukły wyrostek arabski ubrany w biały mundurek
gimnazjalny, następnie jednak dodał poważnie: - Wcale się twojemu ojcu nie
dziwię.
Prowincja Bahr el-Ghazal to najbardziej niezdrowy zakątek Sudanu. Wiem o niej
sporo od
kupców z plemion Habbanija i Mandala, którzy często zatrzymują się w naszym domu
w
Omdurmanie. Handlują oni z osiadłymi nad moczarami Bahr el-Gebel i Bahr el-
Ghazal
szczepami murzyńskimi Dinka* [Dinka - długonogi szczep murzyński o nieznanym
bliżej
pochodzeniu. Do Sudanu Dinkowie przybyli prawdopodobnie z południa, znad
wielkich
jezior, ale nie wielką, zwartą masą, lecz plemionami, z których najważniejsze
są: Agar, Kiecz,
Bor, Eliab, Rek i Gok. W Sudanie osiedlili się na olbrzymiej przestrzeni między
Bahr el-
Ghazal i rzeką Sobat oraz na prawym brzegu Bahr el-Abjad. Stanowią jeden z
liczniejszych w
południowym Sudanie szczepów murzyńskich. Zajmują się głównie hodowlą bydła, ale
także
prymitywną jeszcze uprawą roli. Mężczyźni w przeszłości chodzili zupełnie nago,
natomiast
kobiety noszą do dzisiaj jeszcze zwyczajowe fartuszki skórzane, zwane „rahad”.
Dinkowie
oprócz ciemnobrązowego koloru skóry mało mają w rysach twarzy cech murzyńskich.
Czaszki ich są długie, nosy proste i wąskie, wargi bardziej przypominają
europejskie niż
murzyńskie.], Nuer, Diur i pokrewnymi im plemionami. Opowiadają, że roi się tam
po prostu
od komarów i kąśliwych gzów.
- A w tych właśnie moczarach gnieździ się abu mar-kub - wtrącił inny kolega
szkolny
młodego Goraja. - Wiesz, Jacek, słyszałem, że ten abu markub to niezwykle mądry
i czujny
ptak, więc o złowieniu go trudno nawet marzyć. Czasem tylko, zresztą bardzo
rzadko, udaje
się Murzynom złapać jedno lub dwa pisklęta...
- Ech, mój ojciec na pewno da sobie radę z abu marku-bem! - zawołał chełpliwie
Jacek. - Przecież znaczną część tych zwierząt, które oglądacie w miejskim
ogrodzie
zoologicznym, on właśnie złowił! A między nimi i klejnot naszego Zoo: abu
markuba, który
prócz pary znajdującej się w Kairze jest, zdaje się, jedynym butodziobem w
niewoli. No, ale
teraz - salam alejkum! Bądźcie zdrowi, chłopcy, i bawcie się dobrze w czasie
wakacji! Ja
biegnę do domu. - Neharak leben! Ma’as-salama!* [Neharak leben! Ma’as-salama!
(arabs.) -
Niech twój dzień będzie (biały) jak mleko! Idź w spokoju!] - wrzasnęli w
odpowiedzi
koledzy, po czym gromadka rozbiegła się i wkrótce chłopcy zniknęli w labiryncie
ulic.
Jacek miał z gimnazjum do domu spory kawał drogi, mieszkał bowiem na
przeciwległym końcu miasta. Ale droga ta nigdy mu się nie dłużyła, gdyż lubił
oglądać liczne
i bogate wystawy sklepowe kupców greckich i hinduskich, lubił powałęsać się
trochę po
obszernym i zgiełkliwym targowisku miejskim, a potem - po raz nie wiadomo już
który -
obejść dookoła wspaniały meczet* [Meczet (arabs.) - świątynia muzułmańska.]
zbudowany
na środku ogromnego skweru Abba. Ciekawił go też niezmiernie i pociągał
różnorodny,
hałaśliwy, żywo gestykulujący tłum ludzki, przepływający niby wezbrana rzeka
wokół hal
targowych. W tłumie tym często można było zobaczyć spocone twarze turystów z
Europy i
Ameryki, którzy kupowali tutaj wyroby z kości słoniowej, broń arabską i
murzyńską, skóry
dzikich zwierząt i wszystko to, co ze srebra, złota, mosiądzu, rogu i innych
surowców
wykonywały zręczne i cierpliwe palce afrykańskich rzemieślników. A potem wciskał
się do
zatłoczonego zawsze tramwaju, by po ośmiu przystankach znaleźć się u celu, to
jest przed
południową bramą ogrodu zoologicznego, skąd do domu miał już tylko kilkanaście
kroków.
Dziś jednak nie interesowały Jacka ani targowiska, ani wystawy sklepowe w
greckiej
dzielnicy handlowej; nie rzucił nawet okiem na szereg riksz zaprzężonych w
osiołki i
wiozących skąpanych w pocie turystów, nie zajrzał na bazar, lecz najkrótszą
drogą śpieszył
do domu. Chciał przecież jak najprędzej pokazać ojcu świadectwo i promocje do
następnej
klasy, a przy tym wybadać, gdzie przyjdzie mu spędzić wakacje.
Ojca zastał w jego zacisznym gabinecie w towarzystwie sąsiada i wspólnika, pana
Rawicza, również osiadłego w Chartumie Polaka, który był kierownikiem ogrodu
zoologicznego, a także wykładowcą w wyższej uczelni. Obaj panowie oglądali
uważnie
przedziwnie zbudowane strzelby, przypominające raczej wiatrówki niż broń
myśliwską.
Jacek przywitał się i bez słowa wręczył ojcu świadectwo. Pan Goraj przeczytał
uważnie cenzurkę i z uśmiechem dumy i zadowolenia podał ją panu Rawiczowi, a
potem
klepnął syna mocno po ramieniu i rzekł:
- Cieszę się z twoich postępów w nauce, Jacku. Świadectwo jest bardzo dobre, a
więc
w nagrodę za pilną pracę... pojedziesz z nami... na Bahr el-Ghazal...
- Na... Bahr... el-Ghazal?! - zapytał zdumiony chłopiec zdławionym ze wzruszenia
głosem. - Weźmiesz mnie na wyprawę łowiecką, tatusiu?!
- Jesteś właściwie jeszcze dzieckiem, bo masz dopiero dwanaście lat - uśmiechnął
się
ojciec rozbawiony zdumieniem chłopca - ale czas już, abyś zaczął poznawać kraj,
w którym
mieszkasz.
- Zresztą syn znakomitego łowcy dzikich zwierząt i współwłaściciela firmy „Goraj
i
Rawicz”, dostarczającej okazy fauny afrykańskiej do ogrodów zoologicznych
Europy, Azji i
Ameryki, powinien wcześnie zacząć zaznajamiać się z niezwykle interesującą,
chociaż nie
zawsze bezpieczną pracą swego ojca - wyrecytował z udaną powagą pan Rawicz.
- Więc naprawdę... naprawdę po... pojadę z tobą... na... na tę wyprawę? -
jąkając się ze
szczęścia zapytał Jacek.
- Tak, synku, pojedziesz, na pewno pojedziesz na tę wyprawę - przyrzekł śmiejąc
się
pan Goraj. - My dwaj popłyniemy za kilka dni naszą „Nefertete”* [Nefertete
(Nefretete) -
królowa egipska, żona Amenofisa IV (ok. 1410-1375 p.n.e.),Odnalezione w Tell-el-
Amarna
jej popiersie z malowanego piaskowca uchodzi za jedno z najpiękniejszych dzieł
starożytnej
sztuki egipskiej.], a pan Rawicz przyleci do Malakalu samolotem, skąd już razem
ruszymy na
Bahr el-Ghazal. Od jutra zaprzęgnę cię do pracy przy ekwipowaniu statku, a teraz
biegnij do
klubu na lody. Za godzinę przyjdziemy tam z panem Rawiczem na obiad.
- A weź po drodze i moją Dzikę! - dodał pan Rawicz.
Promieniejący radością Jacek rzucił się ojcu na szyję, ucałował go serdecznie w
oba
policzki, mocno uścisnął dłoń pana Rawicza, po czym w kilku susach wybiegł z
domu.
Firma „S. Goraj i W. Rawicz” znana była w Chartumie już od dziesięciu lat jako
przedsiębiorstwo zajmujące się łowieniem dzikich zwierząt. A od dwóch lat, to
jest od czasu
nabycia nowocześnie wyposażonego statku rzecznego, nazwanego imieniem sławnej z
piękności królowej egipskiej, Nefertete, przedsiębiorstwo organizowało także dla
przyjeżdżających do Sudanu turystów wycieczki Nilem w głąb kraju do jeziora No*
[Jezioro
No (arabs.: Magren el-Bahur - Ujście Rzek) - płytkie, błotniste jezioro,
przeważnie zarośnięte
liliami wodnymi, papirusem i przeróżnymi wodorostami. Jest ono punktem, w którym
zlewają
się z sobą Bahr el-Gebel i Bahr el-Ghazal, płynąc dalej w kierunku wschodnim
jako Bahr el-
Abjad.], a czasem - przy wysokim stanie wody w korycie Bahr el-Gebel - aż do
Lado,
miejscowości leżącej na pograniczu Sudanu, Konga i Ugandy. Magazyny firmy,
ogród,
stanowiący przejściowe miejsce pobytu złowionych zwierząt przed wysyłką ich do
odbiorców, oraz przystań znajdowały się w Chartumie Północnym na prawym brzegu
Bahr el-
Azrak* [Bahr el-Azrak (arabs.) - Rzeka Niebieska (Błękitna); Nil Błękitny,
wschodnie ramię
Nilu, wypływające jako rzeka Abaj na Wyżynie Abisyńskiej (2800 m n.p.m.);
przepływa
jezioro Tana, drąży głębokie koryto w dolinie górskiej prowincji abisyńskiej
Godszam,
zbierając po drodze mnóstwo rzeczek górskich. Obok osady Bumbodi opuszcza teren
Abisynii i wpływa na ziemie Sudanu. Długość jego niezmiernie krętego koryta od
Bumbodi
do Chartumu - gdzie zlewa się z Bahr el-Abjad - wynosi około 900 km. Burzliwe i
mętne
wody Bahr el-Azrak wyraźnie odcinają się od czystych wód Bahr el-Abjad daleko
jeszcze od
miejsca zlania się obu rzek. Rzeka spławna jest obecnie od Senar, przy wysokim
stanie wody
- od Er-Roseires. Skaliste porohy za tym miastem nie pozwalają (na razie) na
dalszą żeglugę
w górę rzeki.], a prywatne mieszkanie ojca Jacka mieściło się we właściwym
Chartumie, na
lewym brzegu rzeki. Tutaj też, w klubowej przystani, przycumowywano „Nefertete”
przed
podróżami w głąb kraju lub po powrocie z wycieczek.
Mieszkanie pana Goraja stanowiła mała, ale bardzo wygodna willa, wybudowana, jak
większość prywatnych domów w tym mieście, z chłodnego, białego piaskowca. Willa
ta
otoczona była cienistym ogrodem pełnym rozłożystych figowców, drzew
Zgłoś jeśli naruszono regulamin