Chmielewska_Joanna_-_Las_Pafnucego.txt

(927 KB) Pobierz
"
'(MD
2006 -07- 2 1
«И*
Г.2
---------—
ЯК                 1 ».!Є
Шт
KOBRA Warszawa 2003
Redakcja: Julita Jaske, Anna Pawłowicz Projekt okładki i ilustracje: Włodzimierz Kukliński Opracowanie ilustracji: Marcin Kaniewski Typografia: Piotr Sztandar-Sztanderski
) Copyright for text by Joanna Chmielewska,
Warszawa 2003 ) Copyright for cover and illustrations by Włodzimierz Kukliński,
Warszawa 2003 ) Copyright for the Polish edition by Kobra Media Sp. z o.o.,
Warszawa 2003
ISBN 83-88791-42-7
&  л ^     uf
Wydawca:
Kobra Media Sp. z o.o.
UP Warszawa 48, al. Niepodległości 121 02-588 Warszawa, skr. poczt. 13 www.chmielewska.pl
зіт
Dystrybucja:
L&L Sp. z o.o. 80-445 Gdańsk, ul. Kościuszki 38/3 tel. (58) 520 35 57/58, fax (58) 344 13 38 (również sprzedaż wysyłkowa)
Druk i oprawa
Łódzka Drukarnia Dziełowa SA
<&/&$
GOŚCIE ZE SPALONEGO LASU
W ogromnym, gęstym, pięknym lesie pojawiła się prawdziwa wiosna. W samym środku tej wiosny wielki niedźwiedź Pafnucy postanowił zapoznać swoją żonę, Balbinę, ze wszystkimi przyjaciółmi, jakich zdobył w ciągu czterech lat życia. A także, przy okazji, pokazać jej różne miejsca, które wcześniej zwiedzał sam. Balbina przybyła bardzo niedawno z innego lasu, który się spalił, i wszystkie zwierzęta stamtąd przywędrowały do puszczy Pafnucego.
Oczywiście Balbina od pierwszej chwili pokochała najlepszą przyjaciółkę Pafnucego, wydrę Mariannę, i razem z Pafnucym przebywała nad jeziorkiem Marianny prawie przez cały tydzień. Marianna i jej mąż, Łukasz, łowili ryby, a Balbina i Pafnucy jedli je z wielkim zapałem. Balbina była bardzo wygłodniała, jeszcze bardziej niż Pafnucy, przeszła bowiem strasznie długą drogę i przez cały ten czas miała niewiele do jedzenia, ponieważ panowała zima, a w zimie niedźwiedzie zazwyczaj śpią. Po tygodniu poczuła się już znacznie lepiej, wspólnie z Pafnucym wybrała się zatem na zwiedzanie okolicy.
Porzucili jeziorko Marianny także z grzeczności, ponieważ Mariannie urodziły się dzieci, dwa małe wydrzątka, które wymagały opieki i nie należało zawracać jej głowy niczym dodatkowym.
- Nie będziemy ci przeszkadzać, bo widać, że masz pełne ręce roboty - powiedziała Balbina ze współczuciem. - Pomóc ci nie możemy, twoje dzieci są jeszcze trochę za małe na zabawę z niedźwiedziem. Wrócimy później.
- Tylko nie odchodźcie nigdzie daleko! - zawołała za nimi Marianna. - Dzieci dziećmi, a bez Pafnucego z pewnością o niczym się nie dowiem. Wpadnijcie chociaż na chwilę, żeby Pafnucy mógł mi opowiedzieć, co się działo gdzieś tam!
- Wpadniemy i opowiemy ci wszystko - obiecał Pafnucy.
Podzielił się z Balbiną dwiema ostatnimi rybami, wyłowionymi na pożegnanie przez Łukasza, i ruszył w las.
5
Przede wszystkim zaprowadził Balbinę do leśniczego, który kochał go wprost bezgranicznie od czasu, kiedy Pafnucy, razem z innymi zwierzętami, uratował mu życie. Pafnucy również kochał leśniczego, ponieważ dostawał od niego najlepsze w świecie kruche ciasteczka z miodem. Specjalnie dla niedźwiedzia piekła je żona leśniczego.
Leśniczego zresztą kochały wszystkie zwierzęta, był to bowiem człowiek wyjątkowo rozumny i porządny. Dbał o nie, opiekował się nimi, starał się dla nich o pożywienie w zimie i doskonale pilnował całego lasu.
Siedział akurat w domu w towarzystwie drugiego leśniczego, tego, który przedtem strzegł spalonego lasu, i obaj razem, bardzo zmartwieni, zastanawiali się, jak ten spalony las ożywić i doprowadzić do porządku. Gdzie posadzić nowe drzewa i skąd przywieźć nową ziemię, bo ta spalona była niedobra i nic na niej nie chciało rosnąć. Leśniczy ze zniszczonego lasu martwił się dodatkowo o wszystkie swoje zwierzęta, które musiały pouciekać przed ogniem i straciły domy, a najbardziej martwił się o wielką i piękną niedźwiedzicę, gdzieś zaginioną.
Pafnucy z Balbiną podeszli aż do samej furtki i oczywiście psy leśniczego natychmiast zaczęły szczekać.
-  Cześć, Pafnucy! - wykrzykiwały między szczęknięciami. - Witaj! Jak się masz? Czy to twoja żona? Wiemy, jak się nazywa, Balbina! Witaj, Balbino!
- Dzień dobry - powiedziała grzecznie Balbina. - Skąd mnie znacie?
6
- Twój leśniczy tu siedzi i rozpacza, że gdzieś zginęłaś - odpowiedziały psy jeden przez drugiego, na wyścigi, robiąc przy tym okropny hałas. - Dobrze, że ją tu Drzyprowadziłeś, Pafnucy, niech on się już przestanie martwić. Cały czas słyszymy ich rozmowę.
- Myślę, że oni was też doskonale słyszą - uczynił przypuszczenie Pafnucy. -[ już pewnie wiedzą, że przyszliśmy. Dziwię się, że jeszcze nie wyjrzeli.
Psy okazały trochę irytacji, a trochę pobłażliwości.
- Muszą się pozbyć kotów - wyjaśnił jeden. - W czasie rozmowy koty wlazły im na kolana i przyniosły swoje małe kocięta. Mają na sobie pełno kotów i tak siedzą.
- A obaj są dobrymi ludźmi i nie zepchną ich, tylko powoli gdzieś odłożą - dodał drugi. - Koty ich uwielbiają. Korzystają z każdej okazji, żeby posiedzieć im na kolanach. Albo nawet na głowie.
W tym momencie leśniczy wyszedł przed dom i za furtką swojego ogrodu ujrzał dwa niedźwiedzie. Przez chwilę prawie nie wierzył własnym oczom, a potem wielkim i radosnym krzykiem wezwał drugiego leśniczego.
- To bardzo przyjemnie, kiedy ktoś nas tak wita - powiedziała Balbina, kiedy już wielkie wybuchy radości trochę przycichły, a wszystkie ciasteczka zostały zjedzone. - Pafnucy, twój leśniczy bardzo mi się podoba.
- Teraz to już jest nasz leśniczy - przypomniał jej Pafnucy. - Zostaniemy w naszym lesie bardzo długo, bo twój dawny las tak prędko nie odrośnie. Możliwe, że i nasz las by się spalił, gdyby nie Bingo.
- Co to jest Bingo? - zaciekawiła się Balbina.
- Bingo to jest słoniątko, które uciekło z cyrku i przyszło do nas z wizytą - wyjaśnił Pafnucy i potem musiał już opowiedzieć Balbinie porządnie o cyrku, o słoniąt-ku, o wielkiej burzy i o pożarze, który został ugaszony strumieniem wody ze słoniowej trąby. Trwało to strasznie długo, ale Balbina słuchała z wielkim przejęciem.
-  Słyszałam, że z dziećmi zawsze są takie okropne kłopoty - powiedziała. -Sam popatrz, uciekają z domu, nikną z oczu rodziców i wszyscy się o nie okropnie martwią. Ale tym razem przynajmniej był z tego jakiś pożytek.
- Bardzo wielki pożytek - powiedział Pafnucy z naciskiem.
Balbina od razu przyznała mu rację i przyjrzała się czemuś małemu, co siedziało pod krzakiem i popiskiwało żałośnie, najwyraźniej w świecie śmiertelnie przestraszone. Trochę było podobne do kotów leśniczego, które Pafnucy znał osobiście, ale zarazem trochę inne. Miało szare futerko, szeroko otwarte, wytrzeszczone oczka i sterczące uszka z pędzelkami na końcach.
- O, masz ci los - powiedziała Balbina. - Czyjeś dziecko.
Wszystkie zwierzęta zawsze doskonale wiedzą, czy coś jest dzieckiem, czy też kimś dorosłym, Pafnucy zatem kiwnął głową, chociaż takiego stworzenia nigdy przedtem nie widział.
7
- To nie kot - zawyrokował. - Koty leśniczego nie odchodzą tak daleko od domu i nie pchają się do środka lasu.
- Ciekawe, dlaczego - zainteresowała się Balbina.
- Psy mówią, że są na to zbyt leniwe - wyjaśnił Pafnucy. - Nie wiem, skąd to małe się tu wzięło i dlaczego się tak okropnie boi.
- Bo małe - odgadła Balbina. - Czy nie trzeba czegoś zrobić?
- Z pewnością trzeba - zmartwił się Pafnucy. - Tylko co?
W tym momencie z sąsiedniego drzewa, niczym szara błyskawica, spadło coś znacznie większego wprost na małe stworzonko. Przykryło je sobą, nastroszyło się, jakby napęczniało i zasyczało groźnie w kierunku Pafnucego i Balbiny.
- No, całe szczęście, znalazła się mamusia - odetchnęła Balbina z ulgą.
- To już nic nie musimy robić - powiedział Pafnucy również z ulgą. - Dzień dobry. Kim jesteś?
Nad ich głowami zaszeleściło i zagwizdało.
- O, rysica - powiedziała wilga z niskiej gałęzi. - Pafnucy, ona cię nie zna. To wariatka.
- Precz stąd! - zasyczała dziko rysica. - Nie zbliżać się, bo wydrapię wam oczy! Odsunąć się, ale już!
- Odsuńmy się dla świętego spokoju - rzekła pośpiesznie Balbina. - Pafnucy, proszę cię... Ona się boi o dziecko.
Pafnucy zdziwił się niezmiernie, bo dotychczas nie bało się go nigdy żadne zwierzę, nawet krowy i owce na łące wiedziały, że nikomu nie robi nic złego, ale posłusznie uczynił dwa kroki do tyłu.
- Boisz się zupełnie niepotrzebnie - zapewnił rysicę łagodnym głosem. -Ja jestem dobrym niedźwiedziem pod ochroną, a to jest moja żona, Balbina, która lubi małe dzieci. Możemy się zaprzyjaźnić. Dziwię się, że cię dotychczas nigdy nie widziałem.
Nad głową rysicy, na grubym konarze, pojawiła się znienacka kuna.
- Hej, cześć - powiedziała. - Jak się macie. Ona chyba też jest ze spalonego lasu. Balbina, nie spotykałaś jej tam?
- Jakoś się nie złożyło - odparła Balbina, przyglądająca się rysicy z wielkim zainteresowaniem .
Rysica, która już zaczynała wygładzać swoje futro, uniosła głowę, spojrzała na kunę i nastroszyła się na nowo.
- Zjeżdżaj stamtąd! - prychnęła z furią. - Żadnego gadania! Co to w ogóle za zbiegowisko, mam wam pokazać, co potrafię?!
- Oj, dobrze już, dobrze - skrzywiła się kuna i przeskoczyła nad głowy Balbiny i Pafnucego. - Akurat nie mam co robić, tylko się czepiać twoich dzieci. Zwierzęta ze spalonego lasu są naszymi gośćmi i nikt im nie zrobi nic złego. Przestań wyczyniać histerie.
8
- Dobrze ci mówić - mruknęła rysica, ale znów jęła układać gładko swoje futro na grzbiecie i bokach. - Zaraz. Zaniosę tego bachora do domu i możemy porozmawiać.
Chwyciła zębami małe rysiątko za skórę na karku i błyskawicznie wspięła się po pniu drzewa do ogromnej dziupli. Rysiątko coś pisnęło. Rysica bez ceremonii wrzuciła je do środka dziupli, zbiegła na dół, znikła w krzakach, wróciła z kawałem jakiegoś mięsa, znów wspięła się na drzewo, wrzuciła do dziupli także i mięso, po czym zeskoczyła na wielki, wystający korzeń i wreszcie usiadła spokojnie. Wszystko to uczyniła w takim tempie, że wręcz w oczach migało.
- Musiałam im dać jeść - wyjaśniła nie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin