Rozdział 10 - Wrogowie.doc

(137 KB) Pobierz
Rozdział 10: Wrogowie

Rozdział 10: Wrogowie

 

Autor: BellC
Beta: Panna Rose

 

 

 

Edward

 

CHOLERA!!! Jak ona mogła… jak mogła, tak po prostu zatrzymać tego zawszonego kundla?! Po tym co stało się na plaży…. Otworzyłem przed tą dziewczyną najciemniejsze zakamarki duszy, a ona to zdeptała… zwyczajnie, jak depcze się uporczywego komara… Byłem głupi. NIENAWIDZĘ BELLI SWAN! tysiące dziwnych myśli kołatało się po mojej biednej głowie, a każdą z nich przepełniała wściekłość.

 

Taaa… wmawiaj to sobie, kretynie. Na kilometr widać, że kochasz tą mało brunetkę…
NIEPRAWDA!

 

Kogo ja chcę oszukać? Latałam za Swan, jak szczeniak z wywalonym jęzorem od początku wakacji i co mi z tego przyszło? Ona woli Jacoba!

 

Wcale nie!

A jak inaczej wyjaśnisz to, co stało się na dole?

Pomogła mu i tyle!

Nie musiała tego robić tak ostentacyjnie.

Czy według Ciebie miała pozwolić facetowi wyjechać w taką pogodę?! Mógł się zabić!

Może tak byłoby najlepiej?

 

Stałem przy oknie w swoim pokoju, obserwując wypasione auto, zaparkowane na trawniku. Ma gnojek szczęście… urodził się w bogatej rodzinie, gdzie nigdy nie brakowało hajsu. Nie to co ja, kalifornijski szmondak bez perspektyw…

Nagle, ni stąd ni zowąd poczułem delikatny nacisk w okolicach ramienia. To mogła być tylko Bella. Nikt inny nie dotyka mnie w taki sposób.
- Edward…

- Słucham. – Odrzekłem oschle.
- Gniewasz się?

Czy się gniewam? Chciałbym, ale nie potrafię złościć się na Isabellę dłużej nić jebanych 5 minut. Kocham ją, nie zależnie od tego co teraz czuję… Kocham ją. Spojrzałem na dziewczynę kątem oka, ale to co ujrzałem, nie pozwoliło mi uciec… Bella płakała! Ogromny potok łez pływał po bladych policzkach, sprawiając ucisk serca.

- Skarbie…. Dlaczego płaczesz? – złapałem ją za biodra, i uniosłem ostrożnie na wysokość swojej twarzy. Nie byłem w stanie znieść tych łez. Ona nie powinna płakać… NIGDY! Czy możliwe, że tym razem to moja wina?

 

Gratuluję Cullen…. Zadziwiające… Jak na to wpadłeś?!!

 

- Bo…bo ja nie chciałam, żebyś był zły – wyjąkała, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Kolejny raz z rzędu zachowałem się jak gówno…

Dobijcie mnie, błagam!

 

- Bello, nie jestem zły na Ciebie – podniosłem malutki podbródek lekko w górę. – Tylko na tego cwanego kundla!
Isabella posłała w moją stronę pouczające spojrzenie, mówiące : „Edwardzie Cullen, nie chcę więcej słyszeć takich słów!” i zapłakała jeszcze głośniej. O co znów chodzi? Przecież jestem miły. Ech… czy wspominałem już, że kobieca psychika stanowi odwieczną zagadkę dla każdego mężczyzny? Nigdy ich nie zrozumiem!

 

Bo jesteś na to za głupi, Cullen… 

 

- Przymknij się wreszcie! – nawet nie zdawałem sobie sprawy z wypowiedzenia tego zdania na głos dopóki Bella nie zmierzyła mnie zdezorientowanym wzrokiem… Świetnie, KURWA! Teraz to już na pewno chcę umrzeć..
- To znaczy miałem powiedzieć, że to co się zdarzyło w salonie, nie ma znaczenia.

- Edward, musiałam go zatrzymać, rozumiesz? – Zaczęła żarliwe tłumaczenia. Czułem się jak ksiądz podczas spowiedzi...

 

Do księdza to Ci jeszcze daleko.


Dobra może i rozumiem, że nie mogła zostawić go samego, ale czy trzeba było kłaść mu tą dłoń na ramieniu i prosić, żeby został?!

 

Nie.

 

Czy nie mogła powiedzieć tego zwyczajnie… bez tych wszystkich romantycznych ceregieli?!

 

Mogła.

 

W jednej chwili stało się coś dziwnego, jakby wstąpił we mnie jakiś demon…  Umysł podżegał do okropnych rzeczy.
Postawiłem dziewczynę na ziemi i przyparłem do ściany własnym torsem. Patrząc tępym wzrokiem w dal, wyrzucałem z siebie całą nagromadzoną frustracje. Mój krzyk roznosił się echem po otaczających dom lasach i gdzieś mam ilu ludzi słyszało ten napad szału!

- Nie, Bello! Nie rozumiem dlaczego to zrobiłaś! I Tak, Bello, gniewam się! – w oczach brunetki gromadziło się coraz więcej małych, słonych kropel. Gówno, niech zobaczy kim naprawdę jest Edward Cullen!! – Co ty sobie myślałaś, do cholery?! Po tym wszystkim co Ci powiedziałem… O domu… o rodzinie. Otworzyłaś moje serce, wiesz?

- Ale Edward…- jęknęła wtulając twarz w moją szyje.

- NIE PRZERYWAJ MI, GDY MÓWIĘ!!!! – straciłem nad sobą resztki względnego panowania Co się ze mną dzieję?!
Bella głośno wciągnęła powietrze ze strachu. Dobrze! Powinna się bać i to bardzo…

 

Ty chyba sam sobie nie wierzysz… Kretynie jebany! Spójrz na te małe rączki… Mógłbyś ją skrzywdzić?

Zamilcz! Nie potrzebuję Cię już!

 

- Zaufałem Ci, Isabello, a gdy tylko pojawił się Jacob, ty poleciałaś do niego nie oglądając się na nic! – prawie płakałem. – Jak mogłaś?

Odwróciłem się na pięcie do okna, aby nie widzieć twarzy dziewczyny. Wiem, że gdybym obserwował ją jeszcze chwilę dłużej, nie byłbym w stanie powiedzieć wszystkiego co zaplanowałem.

- Edward, ja…

- Tak wiem, chciałaś dobrze, a wyszło jak zwykle! – cały dygotałem z wściekłości.

- Uspokój się, do jasnej cholery! – tym razem to ona podniosła głos. – Nie mam zamiaru tego słuchać! Postąpiłam tak jak uważałam za słuszne, a skoro nie potrafisz tego zaakceptować, to twój problem! – wykrzyczała mi to prosto w gębę, odwracając się i tyle ją widziałem. Kurwa!

- Masz rację, biegnij do tego psa, niech cię pocieszy! Wróć do swojego, ciepłego domku i wygodnego życia!

- Wiesz co, Cullen?! Myślałam, że jesteś inny, ale myliłam się! – usłyszałem jeszcze z za drzwi!

 

Zajebiście dupku! Właśnie zaprzepaściłeś szanse na normalny związek z fantastyczną kobietą!

 

 

♠♠♠

 

Kiedy schodziłem po drewnianej spirali parę minut później, wciąż się we mnie gotowało, a z ust ulatywała piana – jedynym słowem, byłem nieziemsko wkurwiony… Już nigdy nie zaufam żadnej kobiecie, a już na pewno nie małym, słodkim intrygantką o czekoladowych oczach…

 

Ja pierdolę, jak można być takim imbecylem!?
Widocznie to wcale nie takie trudne…

 

Cała gromadka moich pseudo – kumpli siedziała w salonie na skórzanych sofach w kolorze czerwieni. Ten śmierdzący psim moczem, Black zajął miejsce z brzegu i udawał okropnie poszkodowanego (z podbitym okiem i kilkoma zadrapaniami na twarzy). Niech się kurwa cieszy, że nie oberwał mocniej… Gdyby nie Jasper to… Zresztą mało ważne! Może jeszcze kiedyś będę miał okazję.

Rozejrzałem się po pokoju i to co zobaczyłem nie było specjalnie budujące… Nie uwierzycie co robiła MOJA Bella! Tak… Klęczała nad „panem podstępnym padalcem” i opatrywała JEGO rany!

 

Nic dziwnego, skoro tak ją potraktowałeś…

 

Klapiąc na ostatnim schodku, ukryłem twarz w dłoniach i próbowałem wyciszyć myśli w mojej głowie…

Cholera jasna i kurwa mać, dlaczego ona pomaga temu kundlowi?! A co ze mną?! Co z moimi obrażeniami?! No dobra… może nie było ich tak wiele jak u Jacoba, ale parę razy (tylko i wyłącznie przez przypadek) dałem się zaskoczyć… Podniosłem ciało do pozycji siedzącej i jeszcze raz przypatrzyłem się wszystkim zebranym w pomieszczeniu. Ich miny wyrażały bardzo różne emocję
Jasper zerkał niepewnie w moją stronę, jakby żałując tego co zaszło. No tak, cały Jazz – czuje się winny nawet za trzęsienie Ziemi na Haiti i głodujące dzieci w Afryce… Starałem się przekazać mu, że wszystko jest w porządku, chociaż sam do końca w to nie wierzyłem.
Alice natomiast rzucała błyskawicami i skakała niczym rozwścieczony terier, grożąc iż zakopie moje ciało w ogrodzie, przy pierwszej nadarzającej się okazji…

Wierzę, że ten mały Elf jest zdolny do każdej, nawet najokropniejszej tortury, gdy tylko ktoś nadepnie jej na odcisk.
Jakoś nie mam zamiaru doświadczać tego na własnej dupie.

 

Bella w ogóle na patrzyła w kierunku schodów… Miała przecież teraz ważniejsze rzeczy na głowie! No i oczywiście w tej właśnie chwili postanowiłem zrobić z siebie największego kretyna minionego stulecia, pogarszając tym samym i tak marną sytuację.

- Bello, mój nos też potrzebuję okładu z ziołowej herbaty – wypaliłem jak łysy o beton resztkami grzywki.

 

Cudownie Cullen! Teraz to już nic tylko rzuci ci się w ramiona i będzie całować do białego rana.
O co chodzi? Przecież musiałem jakoś zacząć rozmowę.

No i Ci się kurwa udało…tak, że zaraz będziesz oglądał piękną Isabellę, odjeżdżającą zajebiście wypasionym autem tego gogusia!!!

 

- Niech twój nos znajdzie sobie inną pielęgniarkę, Cullen! – fuknęła obrażona.

Ciekawe jak długo zamierza się na mnie gniewać, co?
Sądzę, że na buzi nie masz co liczyć, aż do przyszłej gwiazdki… 

 

- Isabello, daj już spokój… przecież wiem, że żartujesz – rzuciłem w celu rozładowania gęstniejącej atmosfery. Ale to chyba tylko dolało oliwy do ognia. Dziewczyna w mgnieniu oka znalazła się przy schodach i wpatrywała we mnie wzrokiem pełnym żalu i upokorzenia.
- Nie, Cullen, ja wcale nie żartuję – syknęła, najbardziej zjadliwym tonem jaki w życiu słyszałem – Mam już zwyczajnie dosyć twoich zmiennych nastrojów. Rób sobie co chcesz i kiedy chcesz, ale mnie w to nie mieszaj.
Czy ja dobrze usłyszałem? Ona właśnie powiedziała, że nie jestem jej potrzebny i … żebym spadał ? Chciałem dotknąć Belli, przekonać się, że to kłamstwo… Jednak szybko uciekła do Jacoba i pozostałych, nawet na mnie nie patrząc. Ostatnie co zdążyłem zauważyć, to dwie małe łezki spływające po bladych policzkach.


Cholera! Jestem kretynem…

A nie mówiłem?

Przecież to ona wszystko zaczęła…

A ty musisz skończyć!
Ale gdyby nie…

PODEJDŹ TAM WRESZCIE, TY POJEBAŃCU I NIE KŁAP TYLE TĄ JADACZKĄ!!!

 

Już miałem posłuchać rady mojego niesamowicie inteligentnego umysłu, iść tam i błagać Bellę na kolanach o wybaczenie za wszystkie krzywdy ludzkości, kiedy zgadnijcie co się kurwa stało!!! Ten pierdolony laluś Black nachylił się nad Isabellą i po prostu, jakby nigdy nic POCAŁOWAŁ ją w usta!

 

TRZYMAJCIE MNIE KURWA, BO ZA RAZ MU JEBNE!!

Uspokój się, idioto! I przede wszystkim, nie klnij tyle!
ZAMKNIJ SIĘ! BĘDĘ MÓWIŁ TAK JAK MI SIĘ PODOBA!!!

Krzycząc, skomląc i piszcząc w duchu, wybiegłem z domu. Potrzebowałem odpoczynku, jak najdalej od tego miasta i wszystkiego co związane z Bellą Swan….

 

 

♠♠♠

 

Noc była dość zimna jak na tę porę roku. Niedawna burza nie pozwoliła jeszcze o sobie zapomnieć, wciąż padał deszcz i wiał przejmujący wiatr. Duże mokre krople opadały mi na włosy, przynosząc lekkie ukojenie dla skołatanych nerwów.

 

Dobrze, że wziąłem przynajmniej kurtkę…

 

Idąc tak, szybkim krokiem nie wiadomo gdzie, zastanawiałem się po jaką cholerę Esme mnie tu wysłała? Jeśli za wszelką cenę chciała dać mi nauczkę, to gratuluję skuteczności… Mogę już wracać, a ona niech lepiej do końca życia nie odzywa się ani słowem!!!

Myślałem też o Belli ( chociaż obiecałem, że nie będę tego robił), chyba naprawdę zależało mi na tej małej miss… Mimo iż sam przed sobą bałem się do tego przyznać.

 

Kiedy wreszcie to pojmiesz raz na zawsze, baranie?! Kochasz ją!!!!

Chyba nigdy, tak do końca nie zrozumiem tego, co do niej czuję… 

Nagle coś zawibrowało w mojej kieszeni. Telefon. Nawet nie wiedziałem, że mam go przy sobie… Na wyświetlaczu ukazał się nieznany numer. Kto to może być?

- Cullen, słucham? – odebrałem połączenie.

- Edward, brachu! To ja, Sam! – wrzasnął radośnie mój przyjaciel. – Co tam słychać w wyższych sferach?

- Do dupy jest…

- Co, tatuś kaski nie daje? – spytał z przekąsem.

Tak jak przystało na kalifornijskiego cwaniaka, którym sam zresztą byłem…

- Nie chodzi o szmal.

- Jeśli nie o kasę, to pewnie o jakąś pannę… No przyznaj się kogo tam wyrwałeś?

- Jest taka jedna… - wiedziałem, że przed Samem nic się ukryje.

- Aaaaa, WIEDZIAŁEM!!! Mów szybko, jaka ona jest? Mała? Wąska? Ciasna? ten to tylko jedno ma w głowie… Typowy samiec.

 

Odezwał się świętoszek…

 

- Sam, uspokój się! jak dla mnie koleś był za bardzo nakręcony, a przecież nawet nie znał Belli.. Ciekawe co dziś wciągał?

- No dobra, już bastuję – jęknął zrezygnowany w słuchawkę – Ale przecież nie powiesz mi chyba, że nic się nie wydarzyło, co?

Ech, on chyba nigdy nie odpuści…

Cóż, Edwardzie… Sam zapracowałeś sobie na taką reputację.

TYLE RAZY MÓWIŁEM, ŻEBYŚ NIE NAZYWAŁ MNIE EDWARDEM!!!

 

Boże, powiedz czy to jest normalne, kiedy pozornie zdrowy, młody mężczyzna na objawy psychodenicznego rozdwojenia jaźni?!

 

Zgaduję, że nie do końca…

NIE CIEBIE PYTAŁEM!!! I W OGÓLE, ZAMKNIJ SIĘ WRESZCIE!

 

- Edward… Edward jesteś tam? – usłyszałem zmartwiony głos przyjaciela. – Powiedz, jaka ona jest?

- Umm… sam nie wiem – z otchłani otępienia wyrwały mnie kolejne krople deszczu, smagające twarz.

- JAK TO NIE WIESZ?! – wydarł się tak, że aż telefon wypadł mi z dłoni – Stary, poważnie zaczynam się martwić. Jesteś tam dwa tygodnie i nie zdążyłeś sprawdzić?

- Tak jakoś wyszło – zaśmiałem się dosyć sztucznie i Sam chyba się skapnął… Nigdy nie byłem w stanie go okłamać.

- Edek? Wszystko w porządku?

- Można tak powiedzieć – jęknąłem – Sam, mam sprawę.

- Wal śmiało, chłopaku – wiedziałem, że mogę na niego liczyć w każdej sytuacji… Byliśmy jak bracia…. Krew za krew.

- Potrzebuję….

 

 

 

 

 

Bella

 

- NIGDY WIĘCEJ TEGO NIE RÓB!!! – darłam się i wierzgałam nogami we wszystkie strony, próbując jednocześnie wydrapać Jacobowi te jego ogromne czarne oczy. Podstępny DUPEK! Dobrze wiedział, że Edwarda na nas patrzy i dlatego mnie pocałował. Zabiję go i zakopię w ogródku, a Alice mi pomoże… Jak można być takim palantem?!

- Bello…. Uspokój się już, bo zrobisz sobie krzywdę! – Jasper jak zwykle próbował złagodzić napięcie. Trzymał mnie mocno, uniemożliwiając rzucenie się na tego przebrzydłego drania! I dobrze, bo w przeciwnym razie na pewno złamała bym piąte przykazanie dekalogu…

- Przysięgam, że jeśli Edward się teraz obrazi, zabiję tego skurwysyna – zapowietrzyłam się ze zdenerwowania. – Wyrwę serce i nakarmię nim konie…

- Ciii, Bello, Edward zrozumie… Spokojnie. – tym razem Ali wzięła mnie w objęcia, pokazując swojemu chłopakowi, aby wyszedł i zabrał ze sobą Jacoba. – No już, cicho….

- Alice, A jeśli nie? – drżałam – Co jeśli wszystko popsułam?!

- Edward to mądry chłopak, wie gdzie leży prawda…

Nie byłabym tego taka pewna. Pamiętając jego ostatnią reakcję na Jake’a miałam pełne prawo do obaw.

Mijały kolejne godziny, a Eddy wciąż nie wracał. Może leży teraz w rowie, cały we krwi i nie ma siły wołać o pomoc?! Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś się stało… Siedziałyśmy z Alice w salonie, jedząc lody śmietankowe z jednego olbrzymiego kubka i popijając kakao – najlepszy lek na dola, jak mawiała zawsze Rosalie. Szkoda, że jej tu nie ma.

- Ali, może powinniśmy pójść go poszukać? – jęczałam co chwila. – Robi się późno i ciągle pada…

Przyjaciółka przewróciła tylko oczami, powracając do...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin