untitled_1.odt

(33 KB) Pobierz

„Big Time Rush” 10 lat później, gdyby Gustavo nie pojawił się z życia chłopaków.

Mam naprawdę dziwne pomysły. Wiem o tym.

 

Logan szedł wzdłuż korytarza, przeglądając wyniki badań jednego ze swoich pacjentów. Nagle zauważył swoją koleżankę, Ninę Lochart.

-Cześć. - uśmiechnął się do niej. - Wydaje mi się, że nie trzeba otwierać, ale dla pewności powtórzyłbym badanie.

-Myślisz?

-Tak, ale wiesz jak jest. Kiedyś miałem pacjenta, który się źle czuł, ale nie widziałem niczego nieprawidłowego. - wspomniał. - Dopiero przy trzeciej próbie wyszło, że żylak rozsadził tętnicę.

-Żylak? Żartujesz sobie?

-Żylak z którego zrobił się zator. - wyjaśnił.- Do tego dodajmy nadciśnienie i nieszczęście murowane.

Dr Lokchart spojrzała w wydruki tomografii i pokręciła głową nad tym nieznośnym przypadkiem.

-Masz rację. - odparła. - Zlecę powtórne prześwietlenie. Dzięki.

-Nie ma za co. - Logan uśmiechnął się do niej, ale zatrzymał ją, kiedy tylko się odwróciła. - Słuchaj, nie widziałaś gdzieś Kendalla?

-Nie. - pokręciła głową, ale zaraz zaczęła żartować. - A co? Potrzebujesz kardiologa? Czyżby pan chirurg wymiękał?

Logan zaśmiał się w stronę koleżanki.

-Nie, szef go szuka.

-Zdaje się, że wchodził do łazienki pół godziny temu.

-Dzięki. - rzucił i pobiegł od razu do męskiej toalety.

Logan wszedł do tego wiecznie zimnego pomieszczenia. Pierwsze, co zauważył to woda wyciekająca z rury. Krople wody podrywały się w powietrze pod wpływem ciśnienia. „Trzeba będzie wezwać hydraulika.” - przebiegło mu przez myśl.

-Kendall? - zawołał, a jego krzyk odbił się od ścian powodując echo.

Nikt nie odpowiedział. Zdawało się, że Logan jest sam w łazience, ale mimo to, mógłby przysiąc, że oprócz niego ktoś znajduje się w łazience.

Zrobił kilka kroków i zamarł. Jego najlepszy przyjaciel leżał w kałuży własnej krwi. Jego fartuch był porwany w kilku miejscach. Pomimo szoku, Logan zachował na tyle profesjonalizmu i uklękną przy rannym przyjacielu. Położywszy palce na jego szyi, skupił się, czekając aż wyczuje tętno. Odetchnął z ulgą, kiedy wyczuł słabe, ale miarowa bicie.

-Potrzebne mi nosze i kołnierz! - wrzasnął w stronę uchylonych drzwi. - Szybko!

Zdawało się wiecznością, czekając na kogokolwiek z personelu. Logan postanowił nie marnować czasu. Wiedział, że Kendall może tu leżeć góra pół godziny. Upłynęło już sporo czasu, a każda sekunda jest bardzo cenna.

-Kendall? Kendall, słyszysz mnie? - Kiedy ten nie odpowiedział, Logan ostrożnie przewrócił go na plecy i delikatnie udrożnił drogi oddechowe, sprawdzając, czy oddycha. Westchnął, kiedy wyczuł delikatny przepływ powietrza na swoim policzku.

Logan zmierzył wzrokiem i dłońmi sylwetkę przyjaciela. Wyczuł przemieszczenia żeber i możliwe, że ramienia, ale w głębi duszy miał nadzieję, że kość ramienia nie jest złamana, a jedynie pęknięta i przemieszczona przy stawie, czym nadaje się do nastawienia. Zauważył też rozbity buk brwiowy i paskudną ranę na udzie. Trochę, jakby ktoś uporczywie uderzał w jego nogę tępym narzędziem.

Logan usłyszał kroki i zauważył kilku pielęgniarzy wbiegających do łazienki.

-Przecież to doktor Knight! - wykrzyczał jeden z nich, nie kryjąc zaskoczenia.

Logan wyrwał mu z dłoni kołnierz i jak na lekarza przystało, włożył go na szyję nieprzytomnego kolegi. Ten nawet nie zareagował, co nie musiało znaczyć, że go nie boli. Mogło to również świadczyć o ciężkim stanie w jakim się znajdował.

-Przetoczmy go. - postanowił doktor Sullivan, który właśnie zdążył przybiec. - Nie wiesz, co tu się stało? - zapytał Logana, kiedy Kendall znalazł się już na noszach.

-Dopiero go znalazłem. Wygląda na pobicie.

-To widzę. Masz mnie za idiotę?

Logan nie przejął się tą odzywką szefa działu kadr. Czym prędzej pobiegł za swoim przyjacielem. Który właśnie był wwożony do jednego z wolnych pokoi zabiegowych.

-Pobieramy krew do morfologii i gazometri...

-Rany nadają się do szycia. Zajmiesz się tym, Abby?

-Nawadniamy, czy dajemy tylko leki przeciwbólowe?

Takie i inne słowa wirowały w głowie Logana. Czuł się jak student zaczynający praktykę, ale wiedział, że dla przyjaciela powinien wziąć się w garść.

 

Było już po całej krzątaninie Kendall leżał opatrzony i przebrany. Mimo poprawiającego się stanu, wciąż nie odzyskiwał przytomności. Logan zdawał sobie sprawę, że trzeba będzie zawiadomić policję. Jednak nie wiedział, kiedy. Teraz, czy dopiero jak Kendall się obudzi.

-Doktor Maguire zastąpi doktora Knighta, puki nie dojdzie do siebie. - Logan usłyszał głos siostry Kristin, która przyszła z następna porcją soli fizjologicznej.

-To dobrze. - mruknął, poprawiają bandaż i muskając palcem rurkę od kaniuli.

-Zawiadomił pan jego rodzinę? - zapytała, podpinając drugą kroplówkę.

-Poprosiłem opiekunkę jego syna, żeby zajęła się Natem do powrotu Laury. Wróci do domu za dwa dni. Na razie nie chcę jej niepokoić.

Kendall był już stabilny, więc potrzebuje czasu, żeby dojść do siebie. Nie pozostało mi nic innego, tylko zadzwonić do Jamesa.

Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wybrałem numer do swojego przyjaciela.

-Mówi doktor Mitchell ze szpitala Minneapolis. Czy mogę rozmawiać z oficerem Diamondem.

-Oczywiście. - usłyszał znany głos telefonistki.

-Słucham? - wiecznie rozśpiewany głos Jamesa dobiegł go z drugiej strony słuchawki.

-James, mówi Logan. Mógłbyś przyjechać do szpitala?

-Stało się coś? Zazwyczaj mnie o to nie prosisz.

-Kendall został napadnięty.

-Nic mu nie jest? - niepokój był wyczuwalny na kilometr.

-Ma kilka złamań i urazów, ale dojdzie do siebie.

-Mogę z nim teraz porozmawiać?

-Jeszcze nie odzyskał przytomności.

-Zaraz będę. - powiedział i rzucił słuchawką.

Logan popatrzył na swojego przyjaciela, prawie brata, zauważając, że ten zatrzepotał powiekami.

-Kendall, słyszysz mnie? - Logan poderwał się z krzesła, kładąc mu dłoń na ramieniu.

Logan uśmiechnął się, widząc zielone oczy przyjaciela.

-Tobey... - wymamrotał, chyba jeszcze nie do końca przytomny.

-Chuck przejął twoich pacjentów. Nie martw się. - uspokoił go, odgarniając mu grzywkę z oczu.

-A Nate?

-Z panią Prince. Laura wraca po jutrze. Jeszcze nie wie. Mama i Katie też.

-Nie mów im. Co się właściwie stało?

-Zostałeś pobity. Pamiętasz jakieś szczegóły?

Kendall zamrugał i pokręcił głową.

-Wody... - westchnął, a Logan niemal natychmiast podniósł szklankę ze stolika i ostrożnie włożył Kendallowi słomkę do ust.

-To nic. Teraz odpocznij. - uspokoił go, odstawiając szklankę. - Chcesz jakieś środki przeciwbólowe?

-Nie. I tak zaraz zasnę.

-Śpij dobrze.

 

Kiedy Kendall się obudził, nastał już ranek. Czuł się obolały, a leki które mu podano, wywołały u niego lekkie otępienie. Mimo wszystko nie przejmował się tym. Nawet go to cieszyło. Łatwiej było mu leżeć w samotności, wierząc, że nikt nie przejmuje się tym, co się z nim dzieje.

W chwili pobicia był bezradny. Nie był w stanie się obronić, bo był sparaliżowany strachem. Marzył tylko o tym, żeby ktoś go znalazł i odesłał do domu.

Nie pierwszy raz miał te rurki w nosie. Bywało, że leżał połamany tygodniami, ale nic nie było tak bolesne jak to.

Już chciał sięgnąć dłonią po szklankę, z której Logan dawał mu się napić. Jednak nie mógł, bo uniemożliwiał mu to gips na ręce.

Płachta parawanu, którym było otoczone jego łóżko, rozsunęła się pod wpływem szarpnięcia. Jego oczom ukazał się James, który uśmiechnął się na widok jego spojrzenia.

-Cześć Stary, cieszę się, że się obudziłeś. - powitał go, siadając obok. - Jak się czujesz?

-Nie najgorzej, ale mam wrażenie, jakby ten cały napad był snem. - powiedział, spoglądając w sufit.

-Twoja obdukcja mówi co innego. - powiedział pokazując mu papier w koszulce. Kendalla jednak nie interesowała treść, tylko nazwisko pod tekstem.

-Sullivan wystawił mi obdukcję? - zapytał.

-Tak, jest Twoim szefem. Dyktował protokolantowi już jak cię opatrywali.

-Dobra, skończmy z tym. Wiem, że chcesz zeznanie.

-Kendall, jeśli nie czujesz się na siłach, to możemy z tym zaczekać.

-James, proszę... Miejmy to już za sobą.

-Dobrze, to Twoja decyzja. Będę Ci zadawał pytania, pamiętaj, że możemy przerwać w każdej chwili. - James wydał standardowe pouczenie, wiedząc, że Kendall i tak zna je na pamięć. - Mów tylko to, co pamiętasz. Jeśli później sobie coś przypomnisz, zawsze możemy uzupełnić wywiad.

-Rozumiem. Zaczynajmy.

Kendall wyprostował ramiona, osadzając je wygodniej na poduszce.

-Dobrze... Co robiłeś, zanim Cię napadnięto?

-Pochyliłem się nad umywalką i zwilżyłem twarz. - powiedział, dobrze pamiętając swoje zmęczenie.

-Co się działo później?

-Poczułem jak ktoś mnie uderzył i upadłem na posadzkę.

-Pamiętasz kolejność padania ciosów?

-Tylko na początku. Potem straciłem rachubę. Najpierw kilka razy uderzył mnie w brzuch. - powiedział, wyprzedzając następne pytanie. - Później w rękę i głowę.

-Wiesz jak wyglądał napastnik?

-Widziałem tylko jasne spodnie i brązowe pantofle.

-A jego twarz?

-Nie widziałem jego twarzy.

 

Obiad dla Kendalla przyniosła wiecznie uśmiechnięta Nora. Lubił ją za ten uśmiech i zaangażowanie, który wkładała w pielęgniarstwo. Logan obserwował, jak pomaga mu usiąść i wziąć łyżkę w zdrową rękę.

-Pomóc Ci? - zaproponował.

-Dzięki, dam radę. Powiedz, czego chcesz. - odparł, widząc wyraz twarzy przyjaciela.

-Kto ci powiedział, że czegoś od Ciebie chcę?

-Proszę cię, znam tę minę. Dobra, pokaż co tam masz?

Logan wyciągną zza pleców coś, co wyglądało na zdjęcie rentgenowskie.

-Pacjentka, 84 lata. Od piętnastu lat cierpi na chorobę zwyrodnieniową serca... Nie chciała się wsadzić do tomografu, wolała starego X... - paplał, puki Kendall nie wywrócił oczami.

-Do rzeczy, dobra?

-Pacjentka ma objawy pasujące do do jej choroby, ale ma dobry rytm, na sercu też nie widzę większych zmian... wszytko powinno być dobrze.

-Ale nie jest. Pokaż to zdjęcie.

Kendall wpatrywał się przez chwilę w zdjęcie.

-Logan, to nie serce. Tylko płuca.

-Co?

-Widzisz tę plamkę? - wskazał na coś, czego Logan wcześniej nie widział. - To nie jest wada aparatury, tylko zakrzep. Bierz ją pod nóż, puki nie dostała zawału.

-Zakrzep? - Logan wpatrywał się w zdjęcie równie uważnie, jak jego przyjaciel. - Stary, jesteś genialny.

I wybiegł, zostawiając Kendalla sam na sam z miską rosołu.

 

Logan wysunął stół z tomografu, kiedy skończyło się badanie.

-Jak się czujesz? - zapytał, podchodząc bliżej.

-Teraz już wiem, dlaczego dzieci mówią, że to straszne nudy.

Logan zaśmiał się, słysząc żart kolegi. Cały Kendall. Prawie zapadł w śpiączkę i jeszcze sobie z tego jaja robi.

-Na szczęście mózg masz cały. To tylko lekkie wstrząśnienie. Ustabilizujemy Ci jeszcze saturację i ciśnienie, bo jedno i drugie jest zmienne jak liście na wietrze...

-Ile w Tobie poezji...

-Później założę usztywnienie na udo...

-Opaska elastyczna starczy.

-Kendall, tym razem to ja jestem lekarzem, a ty pacjentem. Jedyne, co musisz teraz robić to leżeć i mnie słuchać.

-Przecież nic mnie nie boli.

-Bo dostałeś końską dawkę paracetamolu. Szkoda, że nie widziałeś jak spałeś. Jak niemowlę.

-Szkoda, że mój syn tego nie widział.

Logan pokręcił głową i ciągnął z niego ołowiany fartuch, wieszając go przy maszynie. W tym samym czasie go pomieszczenia wpadła grupa pielęgniarzy, żeby przenieść Kendalla na łużko.

-Chyba mogę sam wstać, co nie?

-Nie.

 

Logan siedział w pokoju lekarzy, przeglądając wyniki badań swojego przyjaciela. Kilka złamań, masa siniaków i niewielkie krwawienie wewnętrzne, które zostało od razu opanowane.

Z chwili zamyślenia wyrwało go pukanie. Podniósł głowę i zobaczył swojego przyjaciela, Carlosa.

-Cześć. Nie wiesz, gdzie jest Kendall? Umówiłem się z nim na zabawianie dzieci.

-To ty nie wiesz?

-O czym?

-Kendall został pobity. Myślałem, że James Ci powiedział.

-Nic mi nie powiedział. Jak on się czuje? Czy wszystko z nim w porządku? - pytania wystrzeliwały z ust Carlosa niczym z armaty. Logan próbował go powstrzymać, ale nie dawało ta wielkich rezultatów.

-Nic mu nie będzie. - uspokoił go, patrząc jak spojrzenie Carlosa robi się spokojniejsze. - Może nie wygląda najlepiej, ale dojdzie do siebie.

-Jesteś pewny?

-Tak. Chcesz z nim pogadać?

Carlos tylko pokiwał głową, zabierając z szafki swój śmieszny Cylinder.

 

Jak Carlos i Logan dotarli do sali Kendalla, ten leżał nieruchomo, czytając jakieś pismo dla kobiet. To takie jego sekretne hobby, które zostały jeszcze z czasów wczesnej młodości.

-Cześć stary. - powiedział Carlos, wchodząc do środka. - Jak się czujesz?

-Świetnie. Normalnie żyć, nie umierać. Roboty po uszy, nawet nie mam czasu się po tyłku podrapać.

-Twoja ironia mnie poraża. - przerwał mu Logan, który doskonale wiedział, że Kendall ma już dość pytania o samopoczucie.

-Kiedy wrócę do domu?

-Kiedy będę miał pewność, że będziesz miał zapewnioną opiekę.

-A do pracy?

-Jesteś w pracy.

-Zdaje się, że byliśmy umówieni. - Carlos przerwał naszą przepychankę słowną.

-Pokój B8. Troje dzieci. Nie wspominaj nic o serduszku. Poza tym wiesz co robić. Jesteś najlepszym komikiem, jakiego znam i tylko Ty potrafisz je rozbawić. Obleć jeszcze inne sale, ale nie wchodź do osób starszych, bo tego nie lubią.

-Jestem jedynym komikiem, którego znasz.

-Mamy jeszcze kilka crownów.

Carlos spojrzał na przyjaciela z niepokojem.

-A jeśli spytają co u Ciebie? Już nie raz pytali jak byłeś na zwolnieniu.

-Powiedz, że chciałem się pobawić z kojota z bajek o Strusiu Pędziwiatrze i wpadłem pod tira. Nie skończyło się to dla mnie dobrze i wyglądam jak mam wyglądać. Łykną to jak nic. Bez przerwy oglądają te kreskówki.

 

James siedział na komisariacie, przeglądając nagrania z monitoringu szpitala. Za wiele nie widział. Jedyną rzeczą, jaką Kendall pamiętał z napadu były jasne spodnie i brązowe buty. Problem polegał na tym, że co drugi facet miał jasne spodnie. Oprócz tego, trudno było mu określić, czy czyjeś pantofle były brązowe, czy szare, bo na kamerce przemysłowej wszystko było czarno-białe.

Kendall wyglądał w szpitalu okropnie. Zupełnie jak po meczu z East High Canada. Mecz wygrali, ale Kendall i tak tego nie zobaczył, bo leżał nieprzytomny pod barierką. James na samo wspomnienie o tym śmiał się pod nosem, bo pomimo bólu, Kendall na prawdę potrafił się cieszyć.

Prawdę mówiąc, nic nie mieli.

Usłyszał dzwonek swojej prywatnej komórki. Stara piosenka z repertuaru Phila Collinsa.

-Halo?

-Cześć James, mówi Logan. Przejrzałeś może te nagrania od ochrony?

-Tak, ale nic nie znalazłem. Muszę wezwać jakiego detektywa, czy coś w tym rodzaju. Sam nie dam rady. A jak się trzyma Kendall?

-W porządku. Podaliśmy mu silne leki i teraz śpi.

-Mam nadzieję, że będzie z nim dobrze. - głos mu się załamał. Kendall zawsze bł taki... silny.

 

Logan szedł korytarzem do sali Kendalla. Stanął w przejściu i znieruchomiał. Kendall był blady jak ściana i na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że z trudem oddycha. Logan rzucił podkładkę na podłogę i podbiegł do przyjaciela.

-Kendall, co się dzieje? - zapytał, ściągając maskę tlenową ze ściany.

-Zaraz przejdzie. - wysapał, nie mogąc złapać tchu.

-Zaintubować Cię? - zaproponował Logan, wyjmując kaniulę z nosa i wkładając maskę na nos i usta przyjaciela.

Kendall pokręcił głową na poduszce i odchylił głowę do tyłu, wierząc, że to mu pomoże w oddychaniu.

-Tylko w razie konieczności. - stłumiony głos Kendalla doszedł do jego uszu jak przez grubą szybę.

-Jak będziesz chciał respirator, daj znać. - oznajmił, zaczynając go osłuchiwać.

 

Trójka przyjaciół czuwała przy łóżko czwartego, modląc się, żeby nie przestał oddychać. Minęło już pół godziny i jego oddech stał się lżejszy i mniej świszczący. Logan wiedział, że poprawa może być tylko chwilowa. Postanowił, że jeżeli jego stan się pogorszy, zwiotczy i zaintubuje go, nawet jeżeli Kendall miałby go później zabić.

Wpadał do jego sali w każdym możliwym momencie. Zajmował się swoimi pacjentami, szedł go Kendalla. Później dostał wezwanie na operację, skończył, wrócił do Kendalla.

James pracował przy dziecięcym stoliku naprzeciwko łóżka. Za karę przeniesiono go do papierkowej roboty, bo wykorzystywał oprogramowanie do identyfikacji do namierzania podejrzanych, wybierał się do ich domu i napadał wykrzykując, że pożałują za to, co zrobili jego przyjacielowi.

Carlos wychodził najczęściej, kiedy tylko pielęgniarki wspominały o przygnębionych dzieciach.

Logan podszedł do łóżka przyjaciela i zaaplikował do kroplówki kolejną porcję środka przeciwbólowego.

-Nawet w najczarniejszych scenariuszach nie przypuszczałem, że dojdzie do takiego kryzysu. - powiedział, kiedy podał porcję leków.

-Zawsze myślałem, że robią to pielęgniarki. - odparł James, składając folder. - Wiesz... podają leki.

-Zazwyczaj tak, ale ja jestem na miejscu i znam te czynności, więc nie muszę nikogo wzywać. Zajrzę do pacjentów. Zostaniesz przy nim?

-Jasne.

-Wezwij kogoś, gdyby coś się działo.

Logan wyszedł, a rozpięty fartuch powiewał jak peleryna Zorro.

 

Logan wpatrywał się w zdjęcie klatki Kendalla, zastanawiając się, dlaczego jego płuca nie domagają. Nie ma odmy, ale jest... Nie wierzę!

-Nina, widzę opuchliznę u Kendalla! - wrzasnął w jej stronę.

-Myślisz, że st przyczyna problemów z oddychaniem? - zapytała, lustrując oczami zdjęcie.

-Nie wykluczone..

-Zrób biopsję, a potem podawaj 90 litrów tlenu. Później zobaczymy co dalej.

-Profilaktyka?

-Nie zaszkodzi.

-Nina?

-Tak?

-Dziękuję.

Doktor Lockchart tylko uśmiechnęła się w jego stronę i pokręciła głową.

 

Procedura odbarczania płuc była bardzo trudna, ale przynosiła ulgę. Swoją drogą Kendall musiał nieźle oberwać, skoro na płucach była opuchlizna. Kilka solidnych uderzeń w klatkę piersiową dawał tragiczny, chociaż nie natychmiastowy skutek.

Logan ostrożnie wprowadził igłę między oskrzela, usiłując jak najmniej podrażnić płuco. Niestety, spełniły się jego najgorsze obawy i Kendall przestał oddychać.

-Teraz odciągnij krew. - Lochart podpowiadała swojemu koledze, który był wyraźnie zdenerwowany, a na jego czole pojawiły się już pierwsze krople potu.

-Mam. - powiedział, delikatnie obserwując obraz na monitorze USG.

-Teraz powoli wyciągnij igłę. - mówiła, wciąż zaciskając przepływ powietrza.

-Już.

Nina puściła przewód i wprowadziła trzy wdechy stuprocentowego tlenu.

Trwało oczekiwanie. Logan w napięciu obserwował monitor, w nadziei, że nie zobaczy krwi.

Jeszcze chwila...

Żadnego płynu.

Oboje odetchnęli z ulgą.

-Jedziemy na OIOM. Kendall nie będzie zadowolony kiedy się obudzi. - Zaśmiała się Nina, a Logan tylko podzielił jej entuzjazm.

 

Pierwszą rzeczą, jaką Kendall zauważył po odzyskaniu przytomności była rurka intubacyjna tkwiąca w jego tchawicy. Bez żadnego zastanowienia odłączył rurkę karbowaną, sprawdzając, czy jest już w stanie samodzielnie oddychać. Nie zauważył niczego niepokojącego i zwolnił mankiet podtrzymujący.

„Stary, robiłeś to tyle razy. Sam też dasz radę.” - powiedział sobie w myślach i odkaszlną, ciągnąc za rurkę.

Krztusił się tak jeszcze kilka sekund, siadając z trudu.

-Doktorze Knight, obudził się pan? - ucieszyła się jedna z dyżurnych pielęgniarek.

-Sam się pan ekstubował? - zapytała druga.

-Pewnie. - wychrypiał. - setki razy to robiłem.

-Setki razy się pan ekstubował? - dopytała, próbując się z nim drażnić.

-Setki razy kogoś ekstubowałem.

-Potrzebuje pan czegoś?

-Wody i miętówek.

-Miętówek? - zdziwiła się pierwsza. - Po co?

-Mam podrażnione gardło.

 

-Stary, czyś ty zwariował? - wrzasnął Logan, zanim jeszcze dobrze wszedł do sali przyjaciela.

-Sorry, nie rozumiem. - powiedział Kendall, odrywając usta od nebulizatora.

-Siostry mi powiedziały jaki im numer wywinąłeś.

Kendall spojrzał na Logana. Ten wyglądał na wściekłego. Kendall wcale nic z tego nie rozumiał.

-Nie wywinąłem żadnego numeru. - powiedział spokojnie, chociaż wiedział, że chodzi o jego samowolną ekstubację.

-Mogłeś kogoś wezwać. Lekarz dyżurny na pewno by Ci pomógł.

-A tam, dałem radę.

 

Logan wyszedł z pokoju lekarzy. Pierwsze, co zobaczył, to Laura idąca korytarzem ze swoim malutkim synkiem na rękach. Jej mina wystarczyła, żeby się zorientować, że jest wściekła.

-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - napadła na niego, zanim zdążył się z nią przywitać.

-Laura, nie denerwuj się...

-Ja mam się nie denerwować? Mój mąż leży pobity, bo napadł go jakiś idiota. W kiblu!

-Laura...

-Widział brązowe buty, tak?

-Co?

-Z podwójną sprzączką?

Logan wpatrywał się w nią ze zdziwieniem. „Do czego ta kobieta zmierza?” - pytał sam siebie.

-Zaprowadź mnie do niego.

 

Laura Queen-Knight. Żona doktora Kendalla Knighta. Prowadzi fundację wspomagającą lecznice psychiatryczne i przychodnie psychologiczne. Tajna agentka CIA, której nic nie umknie. W firmie wykonuje egzekucje od lat.

Powoli odrzuciła włosy do tyłu i weszła do prywatnej sali, w której leżał jej mąż.

-Hej, kochanie. - powiedział, pochylając się nad nim i całując go w policzek. - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, jak dzwoniłeś?

-A co Ci miałem powiedzieć? - zapytał, przytulając do siebie Nathaniela. - Wiedziałem, że zaraz wszystko byś rzuciła i przyjechała.

-Może by tak było, ale wiesz, że nic nie jest ważniejsze od was? - powiedziała, siadając na łóżku obok Kendalla, w taki sposób, że mogła spojrzeć mu prosto w oczy. - James mówił mi o twoich zeznaniach.

-I co w związku z tym?

-Widziałeś brązowe buty. Miały podwójną sprzączkę? To ważne.

Rozmawiała z nim spokojnie. Przez lata była szkolona jak zachować zimną krew w najbardziej stresujących sytuacjach. .

-Tak, ale co to ma do rzeczy?

-Znam jedną osobę, która zamawia takie buty. Zabiłam jego brata. A teraz zabiję jego.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin