Mrok 01 - Mroczny Książę.doc

(1499 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 1

 

Feehan Christine -  Mroczny książę

ROZDZIAŁ 1

Dłużej już nic mógł się oszukiwać. Powoli, z niewyobrażalnym znużeniem. Michaił Dubrinski zamknął oprawiony w skórę tom pierwszego wydania. To koniec. Więcej nie zniesie. Książki, które tak kochał, nie mogły przesłonić dojmującej samotności.  Wypełniały gabinet, zajmowały trzy ściany od podłogi do sufitu. Przeczytał wszystkie, przez studia wielu nauczył się na pamięć. Ale już nie dawały pociechy. Karmiły umysł, lecz łamały serce.

O świcie nie będzie szukać schronienia we śnie, a przynajmniej nie w zbawczym śnie odnowy; w spoczynku wiecznym znajdzie ukojenie. Niech Bóg ma go w swojej opiece, jego rasa ginęła ­ zostali nieliczni, a ci byli rozproszeni i prześladowani. Próbował już wszystkiego, zdobył wszelkie moce fizyczne i umysłowe, poznał wszelkie nowe technologie. Wypełnił sobie życie sztuką i filozofią, pracą i nauką. Znał wszystkie lecznicze zioła i wszystkie trujące korzenie. Poznał każdą broń znaną człowiekowi i sam stal się groźną bronią. Doświadczył samotności.

Jego ludowi grozi wymarcie, a on zawiódł. Jako ich przywódca, szukał ratunku dla

tvch, za których odpowiadał. Zbyt wielu mężczyzn rezygnowało, traciło dusze i stawało

się ­

z rozpaczy ­

nieumarłymi. Nie znajdowali kobiet, które mogłyby dać im potomstwo i zawrócić ich ze złej drogi. Nie mieli już żadnej nadziei na przetrwanie. Ich mężczyźni przypominali drapieżniki: mrok gęstniał i ogarniał ich, wypierając wszelkie emocje, nie zostawało nic poza zimnym światem pogrążonym w ciemności. Każdy musiał znaleźć swoją drugą połowę, partnerkę życiową, bo tylko ona miała światło potrzebne, by wydostać się z matni.

Michaiła dławił żal. Uniósł głowę i wykrzyczał z siebie ból jak ranne zwierzę, którym przecież był. Nie mógł już dłużej znosić tego, że jest sam.

Rzecz nie w tym. że jesteś sam, lecz że jestes samotny. Można być samotnym nawet w tłumie, nie sadzisz?

Znieruchomiał, tylko jego czujne oczy poruszyły się osi rożnie jak u drapieżnika, który zwęszył zagrożenie Głęboko zaczerpnął powietrza, natychmiast zamykając umysł a jednocześnie wszystkie zmysły skierował na zewnątrz żeby wytropić natręta. Przecież był sam. Nie mógł się mylić. Najstarszy z rodu miał najwięcej mocy, był najbardziej przebiegły. Nikt nie mógłby przeniknąć do jego umysłu. Nikt nie mógłby zbliżyć się do niego bez jego wiedzy. Zaciekawiony, jeszcze raz odtworzył te słowa, wsłuchał się w głos. Kobieta. Młoda, inteligentna. Nieznacznie otworzył umysł, sprawdzając różne ścieżki, szukał mentalnych śladów. Przekonałem się. że tak istotnie jest, przyznał. Zdał sobie sprawę, że wstrzymuje oddech, że potrzebuje tego kontaktu. Człowiek. Śmiertelna kobieta. Do diabła, czemu nie? Zaiteresowała go.

Czasem uciekam w góry i zostaję sama całymi dniami, tygodniami, i wcale nie czuję się samotna, a czasem na przyjęciu, otoczona setka ludzi, bywam bardziej samotna niż kiedykolwiek.

Oblała go fala gorąca. Glos, który wypełniał jego myśli, był miękki, melodyjny, pociągający w swojej niewinności. Michaił od stuleci nic nie czuł: jego ciało od setek lat nie zapragnęło kobiety Teraz, słysząc ten głos, głos zwykłej śmiertelniczki, zdumiał się ogniem, jaki zapłonął mu w żyłach Jakim cudem możesz się ze mną porozumiewać?

Przepraszani, jeśli cię uraziłam Wyraźnie słyszał, że mówi to szczerze, odczuł te

przeprosiny. Twoj ból był tak żywy, tak okropny, że nie mogłam go zignorować. Pomyślałam. że

może będziesz chciał porozmawiać. Śmierć to nie jest odpowiedź na nieszczęscie. Chyba sam o tym

wiesz. W każdym razie, jeśli chcesz, przestanę mówić.

Nie¹ Jego protest był rozkazem, władczym poleceniem wydanym przez kogoś przywykłego do tego, że jego życzenia natychmiast są posłusznie spełniane.

Odczuł jej śmiech, zanim jeszcze zarejestrował dźwięk umysłem. Łagodny, beztroski,

zachęcający. Jesteś przyzwyczajony, że wszyscy cię słuchają?

Oczywiście. Nie wiedział, jak ma potraktować jej śmiech. Był zaintrygowany. Uczucia.

Emocje. Zaczęły go zalewać, niemal obezwładniały.

Typowy Europejczyk, tak? Zamożny i bardzo, bardzo arogancki.

Poczuł, że się uśmiecha. Nie uśmiechał się od sześciuset lat. może dłużej. Tak. Czekał, aż ona znów się roześmieje, łaknął tego śmiechu jak narkoman następnej działki.

Kiedy śmiech znów zabrzmiał, był cichy i serdeczny, balsamiczna pieszczota palców

na jego skórze, jestem Amerykanką. To jak ogień i woda. prawda?

Teraz miał już pozycję, kierunek Nie wymknie mu się. Odpowiednimi metodami i Amerykankę można wytresować. Z premedytacją cedził słowa, wyczekując jej reakcji.  Naprawdę jesteś arogancki Podobał mu się dźwięk tego śmiechu, delektował się nim, chłonął go całym ciałem. Poczuł jej senność, dosłyszał ziewnięcie. Tym lepiej. Leciutko naparł na umysł kobiety, bardzo delikatnie, chcąc, żeby zasnęła, żeby mógł się jej dokładnie przyjrzeć.

Przestań! Zareagowała szybko wycofaniem się, urazą, podejrzeniem. Zamknęła umysł, stosując natychmiast mentalną blokadę. Zdumiała go niezwykła wprawa i siła u kogoś tak młodego, u człowieka. Bo przecież była człowiekiem. Nie miał co do tego wątpliwości.

Wiedział, nawet nie sprawdzając, że zostało dokładnie pięć godzin do świtu, ale nie w tym rzecz, iż

nie mógł znieść porannego czy wieczornego słońca. Sprawdził siłę jej blokady, ostrożnie, żeby kobiety nie wystraszyć. Na jego wargach pojawił się lekki uśmiech. Była silna, ale na pewno nie dość silna.

Ciało Michaiła, same nadludzko silne mięsnie, zamigotało, rozpłynęło się, stało się delikatną, przejrzystą mgłą, przesączającą się pod szczeliną drzwi, by skroplić się w nocnym powietrzu. Krople pęczniały, łączyły się, aż powstał z nich ptak o wielkich skrzydłach. Zanurkował w mrok. zatoczył krąg. poszybował w niebo: cichy, śmiertelnie niebezpieczny, piękny.

Michaił upajał się lotem, pędem wiatru napierającego na ciało, nocą, która do niego przemawiała, szepcząc sekrety, niosła woń zwierzyny, won człowieka. Nieomylnie podążał delikatnym psychicznym tropem. Banalnie proste A jednak krew w nim wrzała Kobieta, człowiek, młoda, pełna życia i radości, kobieta, która nawiązała z nim psychiczną łączność. Kobieta obdarzona współczuciem, inteligencją i silą. Śmierć i potępienie mogły zaczekać jeszcze jeden dzień, póki on nie zaspokoi ciekawości.  Niewielka gospoda stała na skraju lasu, gdzie góry graniczyły z linią drzew. Wnętrze byio ciemne, tylko kilka przyćmionych świateł paliło się w dwóch pokojach i może też na korytarzu, bo istoty ludzkie zażywały nocnego odpoczynku. Wylądował na balkonie za oknem pokoju kobiety na pierwszym piętrze i zamarł, wtapiając się w noc. Jej sypialnia znajdowała się w jednym z tych dwóch oświetlonych pomieszczeń. Widocznie miewała kłopoty ze snem. Poszukał jej po drugiej stronie przejrzystej szyby, odnalazł, i wpatrywał się ciemnymi płonącymi oczami.

Kobieta drobnej budowy, ale o idealnej sylwetce, miała wąziutką talię i kruczoczarne włosy, które opadały kaskadą nisko na plecy, przyciągając uwagę do zaokrąglonego ty teczka. Wstrzymał oddech. Była cudowna, piękna, ze skórą jak atłas, z niesamowicie wielkimi, intensywnie błękitnymi oczami, ocienionymi gęstymi, długimi rzęsami. Nie umknął mu żaden szczegół Biała koronkowa koszula nocna przylegała do ciała, opinała sterczące, pełne piersi i obnażała linię szyi i ramion barwy śmietanki. Stopy i dłonie miała małe, ale kształtne. Tyle siły w takim kruchym opakowaniu.  Czesała włosy, zamyślona, i patrzyła w okno niewidzącym wzrokiem. Wyraz jej twarzy zdradzał napięcie. Wyczuwał w niej ból i potrzebę snu, który nie chciał nadejść.  Podążał spojrzeniem za każdym ruchem szczotki. Gesty kobiety miały w sobie niewinność i zmysłowość. Coś w nim drgnęło. Z wdzięcznością uniósł oczy ku niebu. Czysta radość odczuwania emocji po stuleciach trwania w kompletnej nieczułości nie dawała się z niczym porównać.

Przy każdym ruchu szczotką jej biust unosił się kusząco, podkreślając smukłą talię Koronka prześwitywała na ciemnym trójkącie u zbiegu ud. Wbił pazury w balustradę balkonu, ryjąc długie rysy w miękkim drewnie, ale nie odrywał wzroku. Była ponętna, pełna wdzięku. Poczuł, że gorącym spojrzeniem wpija się w to delikatne gardło, obserwuje puls miarowo bijący na jej szyi. Moja. Cofnął się nagle, pokręcił głową.  Niebieskie oczy. Niebieskie. Miała niebieskie oczy. Dopiero teraz dotarło do niego, że widzi kolory. Żywe. jasne barwy. Znieruchomiał. Niemożliwe. Osobniki męskie traciły zdolność widzenia czegokolwiek poza ponurymi szarościami mniej więcej w tym samym czasie, kiedy znikały emocje. Wkluczone. Tylko życiowa partnerka przywracała mężczyźnie jego rasy zdolność widzenia barw i odczuwania emocji. Karpatiańskie kobiety rozświetlały ciemność, w jakiej byli pogrążeni mężczyźni. Prawdziwa druga połowa. Bez niej bestia powoli pochłaniała mężczyznę, aż zapadał się w kompletny mrok. Nie zostały już żadne Karpatianki, z których mogłyby narodzić się nowe partnerki. Przypuszczał, że te nieliczne, które zostały jeszcze przy życiu, rodzą wyłącznie chłopców.  Sytuacja wydawała się beznadziejna. Kobiety śmiertelne przemiana doprowadzała do obłędu. Próbowano już tego. la śmiertelniczka nie mogła być jego życiową partnerka.  Michaił patrzył, jak gasi światło i kładzie się w łóżku. Poczuł jakaś wibrację w swoim umyśle, jakieś poszukiwanie. Nie śpisz? Pytanie zabrzmiało niepewnie.  W pierwszej chwili nie chciał odpowiedzieć, nie podobało mu się, że aż tak bardzo potrzebuje rozmowy. Nie mógł, nie śmiał pozwolić sobie na utratę kontroli. Nikt nic powinien mieć nad nim władzy. A już na pewno nie jakieś amerykańskie chucherko.  kobieta, która ma więcej mocy niż rozsądku.

Wiem, że mnie słyszysz. Przepraszam, że się wtrąciłam. Zareagowałan odruchowo, to się juz nie powtorzy. Ale tak dla porządku, nie próbuj już przy mnie w podobny sposob prężyć muskulów.

Cieszył się, że przyjął zwierzęcą postać; dzięki temu nie mógł się uśmiechnąć. Nie miała pojęcia, co to znaczy prężyć muskuły. Nie obraziłem się. Wysłał to zapewnienie łagodnym tonem. Musiał jej odpowiedzieć, to był wewnętrzny przymus. Potrzebował usłyszeć jej głos. Ten delikatny szept muskający jego mózg jak pieszczota palców na skórze.

Przewróciła się z boku na bok. poprawiła poduszkę, potarła skronie, jakby głowa ją bolała. Jedną dłoń ułożyła na cienkim przykryciu. Michaił pragnął dotknąć tej dłoni, poczuć jej ciepłą, jedwabistą skórę. Dlaczego probowałeś mnie kontrolować? To nie było obojętne pytanie, chociaż chciała, żeby takie się wydało. Wyczuwał, ze ją uraził, rozczarował. Poruszyła się niespokojnie jak kobieta czekająca na kochanka.  Sama mysl o niej w towarzystwie jakiegoś mężczyzny rozjuszyła go. Uczucia, po tyluset latach. Ostre, wyraziste, skupione. Prawdziwe uczucia. Kontrolowanie leży w mojej naturze. Czuł uniesienie, radość, a jednocześnie aż nazbyt był świadomy, że staje się bardziej niebezpieczny niz kiedykolwiek Moc zawsze wymaga opanowania Im mniej emocji, tym łatwiej o władzę nad sobą.

Nie próbuj mnie kontrolować. W jej glosie pojawiło się coś, co od razu wychwycił, chociaż nie umiał nazwać, zupełnie jakby przeczuwała, że może być dla niej groźny. A on sam wiedział dobrze, że taki jest.

W jaki sposób kontrolować własna naturę, maleńka?

Zobaczył, że się uśmiecha uśmiechem, który poczuł w sercu, który zaparł mu dech.

wypełnił wewnętrzną pustkę i pozwolił sercu poszybować w górę. A dlaczego uważasz, że

jestem mała? Jestem wielka jak słoń.

I ja mam w to uwierzyć?

Z jej głosu, z jej myśli znikł śmiech, chociaż nadal płynął w jego żyłach. Jestem

zmęczona i jeszcze raz cię przepraszam. Miło mi się z tobą rozmawiało.

Ale? Łagodnie próbował pociągnąć ją za język.

Dobranoc. Stanowczo.

Wzbił się do lotu. uniósł wysoko nad lasem. To nie było pożegnanie. On na to nie pozwoli. Nie mógł na (o pozwolić. |ego przetrwanie zależało od niej. Cos... Ktoś wreszcie przyciągnął jego uwagę, pobudził wolę życia. Przypomniał mu, że istnieje coś takiego jak śmiech, że w życiu jest cos więcej poza samym trwaniem.

Płynął nad lasem, po raz pierwszy od stuleci napawał się tymi widokami. Baldachimem chwiejących się gałęzi, sposobem, w jaki światło księżyca oblewało drzewa i kąpało je w strumieniu srebra. To wszystko było takie piękne. Otrzymał bezcenny dar. Jakimś cudem ożywiła w nim uczucia kobieta śmiertelniczka Wyczułby natychmiast, gdyby należała do jego ludu. Czy sam jej głos mógłby zrobić to samo dla innych samców balansujących na granicy rozpaczy?

W bezpiecznym schronieniu własnego domu chodził z kąta w kąt z dawno zapomnianą niecierpliwą energią. Myślał o jej delikatnej skórze, o tym. jaka byłaby pod dotykiem jego dłoni, pod jego ciałem, jak by smakowała. Podniecała go sama mysi o kaskadzie jedwabistych włosów opływających jego rozgrzane ciało, o delikatnym, obnażonym przed jego oczami gardle. Jego ciało nagle spięło się nie tym łagodnym, fizycznym pociągiem odczuwanym przez młodego osobnika. ale gwałtownym, ostrym, wszechogarniającym bólem. Zszokowany erotycznym torem myśli, Michaił narzucił sobie surową dyscyplinę.  Nie mógł dać się ponieść prawdziwej namiętności. Zdumiał się, odkrywając w sobie zaborczego mężczyznę, groźnego w wybuchach wściekłości i ponad miarę opiekuńczego,.  Tego typu pasji nie da się dzielić z kobietą ludzkiej rasy, to zbyt niebezpieczne.  Ta kobieta, niezwykle silna jak na śmierlelniczkę, ceniła wolność, i przy każdej okazji walczyłaby z samą jego naturą. Nie był przecież człowiekiem. Miał w genach zwierzęce instynkty. Lepiej utrzymywać dystans i zaspokajać ciekawość wyłącznie na poziomie mentalnym. Skrupulatnie pozamykał wszystkie drzwi i okna domu, każde wejście opatrzył niemożliwymi do złamania zaklęciami, i dopiero wtedy zszedł do swojej komnaty.  Pomieszczenie zabezpieczone było przeciw największym zagrożeniom. Gdyby musiał rozstać się z życiem, to tylko z własnego wyboru. Położył się. Nie miał teraz potrzeby uzdrawiać się głębokim snem w kontakcie z życiodajną ziemią, mógł się nacieszyć wygodą zwykłego ludzkiego łóżka. Zamknął oczy i zwolnił oddech.  Wbrew jego woli znów zaczęły się pojawiać zmysłowe, niedające spokoju obrazy.  Wizja leżącej na łóżku kobiety, tego ciała nagiego pod białą koronką, ramion wyciągniętych na spotkanie kochanka. Zaklął cicho. Zamiast własnego, biorącego ją w posiadanie ciała, wyobraził sobie tam innego mężczyznę. Człowieka. Zatrząsł nim gniew, czysty i nieodparty.

Skóra jak atłas, włosy jak jedwab. Dłoń mu zadrżała. Budował ten obraz z bezlitosną dokładnością i determinacją. Nie zapomniał o żadnym szczególe, nawet o zabawnym lakierze na paznokciach stóp. Silnymi palcami objął kostkę nogi. Poczuł miękkość skóry.  Zaparło mu dech w piersi, zesztywniał w oczekiwaniu Wślizgnął dłoń pod łydkę, masując i pieszcząc przesunął ją na kolano, na udo.

Michaił dokładnie wiedział, w którym momencie obudziła się, rozpalona. Uderzył w niego jej paniczny strach. Niespiesznie, żeby zrozumiała, z czym ma do czynienia, przesunął dłoń na wewnętrzną stronę uda, pogładził delikatnie.  Przestań! Jej ciało zapragnęło go. Tęskniło za jego dotykiem, chciało mu się oddać.

Słyszał gorączkowe bicie jej serca, czuł siłę mentalnej walki, jaką z nim toczyła.  Czy dotykał cię tak inny mężczyzna? Wyszeptał te słowa do jej umysłu z mroczną, bezlitosną zmysłowością.

Przestań, cholera! Na jej rzęsach, w jej umyśle zabłysły łzy niczym drogie klejnoty.

Przecież ja tylko chciałam ci pomóc. I powiedziałam, że przepraszam.

Przesunął dłoń wyżej, bo po prostu musiał, znalazł jedwabiste, drobne loczki, które

chroniły gorący skarb. Zaborczym gestem nakrył dłonią ten trójkąt zanurzył palce w jego

wilgotne ciepło. Odpowiesz mi, maleńka jeszcze przyjdzie czas, żebym znalazł się przy tobie.

żebym cię naznaczył i posiadł, ostrzegł ze zwodniczą łagodnością. Odpowiedz mi.

Dlaczego to robisz?

Nie opieraj się. Jego głos był teraz chropowaty, nabrzmiały potrzebą. Palce poruszały się. Tropiły, znalazły najwrażliwsze miejsce, jestem dla ciebie wyjątkowo delikatny.

Wiesz juz. że odpowiedź brzmi nie, szepnęła bezradnie.

Zamknął oczy. udało mu się opanować rozszalałe, szarpiące bólem ciało demony.  Zaśnij, maleńka, nikt inny nie zakłóci ci dziś w nocy spokoju. Przerwał kontakt i przekonał się, że jego ciało jest spięte, ciężkie, zlane potem. Za późno, wewnętrzna bestia wyrwała się na wolność. Płonął głodem, ten głód go pochłaniał, przewiercał bólem czaszkę, płomieniami lizał skórę i zakończenia nerwów. Bestia zerwała się z uwięzi, wygłodniała i śmiertelnie niebezpieczna. A przecież potraktował tę kobietę niesłychanie łagodnie. Przez nieostrożność wyzwoliła w nim potwora... Miał nadzieję, że jest tak silna, jak mu się wydawało.

Zamknął oczy; nienawidził siebie. Już wiele stuleci temu nauczył się. że to nie ma sensu, ale teraz nie chciał się bronie. To, co czuł, nie było zwykłym silnym cielesnym pożądaniem, to było coś więcej Coś pierwotnego. Coś, co z głębi jego istoty nawoływało do czegoś też głęboko ukrytego w zakamarkach umysłu smiertelniczki. Byc może pragnęła jego dzikości tak samo, jak on zapragnął jej śmiechu i empatii Czy to zresztą nie wszystko jedno? Dla nich dwojga nic istniała już droga ucieczki.

Zanim zamknął oczy i uspokoił oddech, jeszcze raz delikatnie dotknął jej umysłu Płakała w milczeniu, z ciałem wciąż spragnionym, pamiętającym jego dotyk Była w niej uraza i zagubienie, bolała ją głowa Nie zastanawiając się, objął ją. pogładził po jedwabistych włosach, przesiał ciepło i pociechę. Przepraszani, że cię wystraszyłem, źle się stało. Spij teraz spokojnie. Wyszeptał te słowa tuż przy jej skroni, musnął ustami czoło, dotknął umysłu swoją czułością.

Wyczuł w jej myślach dziwne rozdarcie, jakby kiedyś wykorzystywała swoje telepatyczne zdolności, żeby podążyć ścieżką czyjegoś chorego umysłu. Zupełnie, jakby cierpiała z powodu wciąż niczabliznionych głębokich ran. Była zbyt wyczerpana po ich poprzedniej umysłowej przepychance, żeby teraz się opierać. Oddychał razem z nią, dla niej, dostrajając do siebie bicie ich serc, aż odprężyła się, senna i znużona. Uśpił ją wyszeptanym poleceniem, powoli zamknęła powieki. Zasnęli razem, choć przecież osobno, ona w swoim pokoju, Michaił w swojej sypialnej komnacie.  Walenie w drzwi pokoju przedarło się przez głębokie pokłady snu. Raven Whitney zaczęła wałczyć z gęstą mgłą. która nie pozwalała jej otworzyć oczu, sprawiała, że ciało wydawało się ciężkie. Ogarnął ją niepokój. Czuła się jak otumaniona lekami. Budzik na stoliku obok łóżka wskazywał siódmą wieczorem. Przespała cały dzień. Usiadła powoli, miała wrażenie, że przedziera sic przez lotne piaski. Walenie w drzwi znów się rozległo.  Dźwięk odbił się echem w jej głowie, zadudnił w skroniach.

·        O co chodzi? ­

Zmusiła głos do spokoju, chociaż serce w piersi waliło jej dziko.  Narobiła sobie kłopotów. Powinna szybko spakować się i uciec, ale wiedziała, że to na nic. Sama wytropiła czterech seryjnych zabójców, idąc sladem zostawianych przez myśli mentalnych ścieżek, a ten mężczyzna był tysiąc razy silniejszy od niej. Zaintrygowało ją, że ktoś inny mógł dysponować takimi telepatycznymi zdolnościami. Nigdy wcześniej nie spotkała kogoś podobnego do niej. Chciała zostać i dowiedzieć się czegoś o nim, ale ze swobodą, z jaką korzystał z własnych mocy, był zbyt niebezpieczny. Musi stworzyć dystans, odgrodzić się od niego być może całym oceanem, zanim będzie naprawdę bezpieczna.

·        Raven, nic ci nie jest? ­

Męski głos przepełniony był niepokojem.

Jacob. Poznała Jacoba i Shelly Ewansów poprzedniego wieczoru w jadalni, zaraz po przyjeździe ze stacji kolejowej. Podróżowali w grupie ośmiorga turystów. Była wtedy zmęczona i ledwie pamiętała rozmowę.

Przyjechała w karpackie góry, szukając samotności, chciała dojść do siebie po

ostatnich wysiłkach ­

tropieniu chorego umysłu seryjnego zabójcy. Nie szukała

towarzystwa na tej wycieczce, ale Jacob i Shelly sami się do niej zbliżyli. Potem o nich zapomniała.

·        Nic mi nie jest. mam chyba lekką grypę, to wszystko ­

uspokoiła Jacoba, chociaż wcale

nie czuła się dobrze. Drżącą dłonią przegarnęła włosy. ­

Jestem po prostu zmęczona.

Przyjechałam tu odpocząć.

·        Nie zejdziesz na kolację? ­

Prośba zabrzmiała płaczliwie i to ją zirytowało. Nie chciała, żeby ktoś ją do czegoś zmuszał, a już ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę, to zatłoczona jadalnia i towarzystwo mnóstwa ludzi.

­

Przepraszam. Mozę innym razem. ­

Nie bawiła się w grzeczności. Wczorajsza pomyłka

nie dawała jej spokoju. Jak? Zawsze bywała taka ostrożna, unikała wszelkiego kontaktu, nigdy nie dotykała innej istoty ludzkiej, nigdy za bardzo się nie zbliżała.  Ale tamten obcy człowiek bardzo cierpiał, nie mógł już znieść bólu samotności.  Instynktownie zrozumiała, że on ma telepatyczne zdolności, że jego izolacja jest o wiele większa niż jej, a ból był nie do wytrzymania, stąd myśli samobójcze. Znała taka samotność, wiedziała, jak czuje się człowiek, który jest inny. Nie zdołała utrzymać buzi na kłódkę, musiała spróbować mu jakoś pomóc. Raven potarła skronie, żeby złagodzić ból. Kiedy korzystała ze swoich telepatycznych mocy, potem zawsze bolała ją głowa.  Zmusiła sic, żeby powoli pójść do łazienki. Kontrolował ją bez. żadnego fizycznego kontaktu... To ją przerażało. Nikt nie powinien dysponować taką władzą. Odkręciła prysznic na całą moc, chcąc żeby zimny strumień wody rozjaśnił umysł.  Przyjechała tu odpocząć, wywietrzyć z głowy zaduch zła, poczuć się czysta.  Korzystanie z parapsychicznych zdolności wycieńczało organizm. Uniosła brodę. Ten nowy przeciwnik jej nie zastraszy Panowała nad sobą i miała dużo samodyscypliny.  Zresztą może przecież odejść. W tym wypadku nie wchodzi w grę zagrożenie żadnych niewinnych ludzi.

Włożyła wytarte dżinsy i zrobiony szydełkiem sweterek, jakby z przekory, bo wyczula u niego to staroświeckie nastawienie mieszkańców Starego Kontynentu; kręciłby nosem na jej amerykańskie ciuszki. Spakowała się szybko, nieporządnie, wrzucając do zniszczonej walizki ubrania i kosmetyki.

Z niepokojem przeczytała rozkład jazdy pociągów. Przez najbliższe dwa dni nie będzie żadnego. Mogła kogoś zauroczyć i wyprosić podwiezienie, zdecydować się na wiele godzin zamknięcia w ciasnym samochodzie. I tak chyba byłoby to mniejsze zło...

Usłyszała śmiech mężczyzny, cichy, rozbawiony, kpiący. Wiedziałem, że spróbujesz

przede mną uciec, maleńka.

Ciężko usiadła na łóżku, serce jej waliło. Ten głos był jak czarny aksamit, sam w sobie mógł stanowić broń. Nie pochlebiaj sobie, ważniaku Jestem turystką więc podróżuję. Zmusiła umysł do spokoju, chociaż już czuła muśnięcie jego palców na twarzy. Jak on to robił?  Leciusieńka pieszczota, a przecież odczula ją nawet czubkami palców sióp.  Dokąd się teraz wybierasz? Przeciągał się leniwie, wypoczęty po śnie, z umysłem znów ożywionym uczuciami. Przekomarzanie się z nią sprawiało mu przyjemność.

Jak najdalej od ciebie i tych dziwnych gierek. Może na Węgry. Zawsze chciałam zobaczyć Budapeszt Kłamczucha. Myślisz, że uda ci się uciec do Stanów. Grywasz w szachy?

Zamrugała na to dziwne pytanie. W szachy?

Męskie rozbawienie bywa mocno irytujące.

W szachy

Tak. A ty?

Oczywiście. Zagraj ze mną.

Teraz? Zaczęła splatać włosy w warkocz. W jego głosie było coś zniewalającego, hipnotyzującego. Poruszał w niej jakieś czułe struny i budził przerażenie.

Najpierw muszę się pożywić. A ty też jestes głodna, czuję twój ból głowy. Zejdź na dół na kolację, spotkamy się dziś wieczorem o jedenastej.

Wykluczone. Nie spotkam się z tobą.

Boisz się. Drwił sobie.

Roześmiała się, a ten dźwięk omiótł jego ciało płomieniami. Czasem zdarza mi się robić

głupstwa, ale głupia nie jestem.

Powiedz mi, jak masz na imię. To było polecenie i Raven odczuła je jak przymus.  Oczyściła umysł, stał się wytartą, niezapisaną tablicą. Od wysiłku jej głowę przeszyły igiełki bólu. żołądek jej się zacisnął, ale nie zamierzała pozwolić, żeby wydarł jej siłą to, chętnie ofiarowałaby z własnej woli.

Dlaczego próbujesz ze mną walczyć? Skoro wiesz, ze jestem silniejszy? Ranisz siebie, męczysz

się, a koniec końców i tak wygram. Czuję, jak źle znosisz taką komunikacje. A umiałbym zapewnić

sobie twoje posluszeńswo na zupełnie innym poziomie.

Dlaczego wymuszasz na mnie coś, co dałabym ci chętnie sama, gdybyś po prostu poprosił?

Wyczuła jego zaskoczenie. Przepraszam, maleńka, jestem przyzwyczajony dostawać to,

czego chcę, jak najmniejszym wysiłkiem

Nawet kosztem zwyczajnej grzeczności?

Czasami tak bywa wygodniej.

Uderzyła pięścią w poduszkę. Jesteś arogancki. Powinieneś nad sobą popracować, jeśli

masz władzę, to jeszcze nic znaczy, że musisz się z nią obnosić.

Zapominasz. że większosc ludzi nie potrafi wyczuć telepatycznego bodźca.

To żadna wymówka dła pozbawiania ich własnej woli. A ty wcale nic stosujesz bodźców, ty tylko

wydajesz polecenie i wymagasz posłuszeństwa. A to gorzej, bo traktujesz ludzi jak stado owiec. Czy

tak nie jest?

Pozwalasz sobie na reprymendy’? Tym razem w jego myślach pojawiła się odrobina

irytacji, jakby wyczerpał się zapas męskich drwin

Nie próbuj mnie do niczego zmuszać. Teraz w jego słowach zabrzmiała groźba, jakieś

ciche niebezpieczeństwo. Nie musiałbym próbować, maleńka. Bądź pewna, że potrafię wymusić

twoje posłuszeństwo. Ton jego głosu, zwodniczo łagodny, był jednocześnie bezlitosny.

Jesteś jak rozpuszczone dziecko, które chce, żeby wszystko działo się zgodnie z jego wolą.

Wstała, przycisnęła poduszkę do protestującego żołądka. Idę na dół na kolację. Głowa

zaczyna mnie boleć. A ty możesz zanurzyć swoją w kuble zimnej wody i nieco ochłonąć. Nie

kłamała, źle się czuła od wysiłku zmagania się z nim na tym samym co on poziomic.  Ruszyła ostrożnie w stronę drzwi, obawiając się, że on ją zatrzyma. Czułaby się bezpieczniej między ludźmi.

Proszę, maleńka, twoje imię. Wypowiedziane z pełną powagi kurtuazją.

Ravcn poczuła, że się wbrew wszystkiemu uśmiecha. Raven. Raven Whitney.

A ‘więc. Raven Whitney, zjedz, odpocznij. Wrócę o jedenastej na naszą partię szachów.

Kontakt urwał się raptownie. Powoli wypuściła powietrze z płuc, aż za bardzo świadoma, że powinna odczuć ulgę a nie osamotnienie. Jego hipnotyzujący głos. Jego męski śmiech, każda ich rozmowa stwarzała uwodzicielską atmosferę. Dokuczała jej taka sama samotność jak jemu. Zabroniła sobie myśleć o tym, w jaki sposób jej ciało ożywało pod dotykiem jego palców. Płonęło. Pragnęło. Potrzebowało. A przecież dotknął jej wyłącznie umysłem. Uwodził ją nie tylko fizycznie; to było cos pochłaniającego i żywiołowego, czego nie umiała dokładniej określić. Poruszał coś w najgłębszym zakamarku jej duszy. Ta jego potrzeba, jego mroczna natura. Okropna, dręcząca go samotność. Ona też potrzebowała kogoś, kto zrozumie, jak to jest być tak zupełnie samej, tak bardzo bać się dotknąć innej ludzkiej istoty, bać się zbytniej bliskości. Polubiła jego głos, podobała jej się elegancja rodem ze Starego Kontynentu, ta niemądra męska arogancja. Imponował jej wiedzą, zdolnościami.

Drżącą dłonią otworzyła drzwi, odetchnęła powietrzem holu. Jej ciało znów należało do niej, poruszało się lekko i płynnie, posłuszne wydawanym mu poleceniom. Zbiegła po schodach i weszła do sałi jadalnej.

Kilka stolików było zajętych, więcej niż poprzedniego wieczoru. Zwykle starała się unikać miejsc publicznych, żeby nie narażać się na atak niechcianych emocji. Teraz wzięła głęboki oddech i weszła.

Jacob podniósł wzrok, wstał z zapraszającym uśmiechem, jakby czekał, aż ona dołączy do towarzystwa przy jego stoliku. Raven zmusiła się żęby odwzajemnić uśmiech, zupełnie nieświadoma efektu, jaki wywiera; niewinna, seksowna, nieosiągalna. Przeszła przez salę.  przywitała się z Shelly i została przedstawiona Margaret i Harry’emu Summersom.  Amerykanie jak ona. Próbowała nie okazywać niepokoju. Wiedziała, że w gazetach, a nawet w telewizji, pełno było jej zdjęć, media relacjonowały śledztwo z jej udziałem, zakończone ujęciem zabójcy. Nie chciała, zeby ją rozpoznano, nie chciała od nowa przeżywać okropnego koszmaru związanego z pokręconym, zdeprawowanym umysłem tamtego człowieka. Nie chciała dyskutować o tak odrażających sprawach przy kolacji.

­

Usiądź tu, Raven. ­

Jacob uprzejmie odsunął dla niej od stołu krzesło z wysokim oparciem.

Starannie unikając wszelkiego fizycznego kontaktu, powoliła się posadzić.  Przebywanie tak blisko tak wielu ludzi było piekłem. W dzieciństwie zdarzało się, że czuła się oszołomiona naporem otaczających ją emocji. O mało nie oszalała, zanim nie nauczyła się chronię samej siebie, budować zabezpieczające umysł zapory. Działały, chyba że ból albo niepokój były zbyt skoncentrowane, no i jeśli fizycznie nie dotykała innego człowieka Albo o ile nie natknęła się na bardzo chory i bardzo zły umysł.  W tej chwili, kiedy wokoł niej toczyły się rozmowy, a wszyscy świetnie się bawili, Raven zaczęły dolegać klasyczne objawy przeciążenia. Czaszkę przeszywały okruchy szkła, żołądek przewracał się. protestując. Nie mogłaby przełknąć ani kęsa.  Michaił głęboko odetchnął nocnym powietrzem, idąc bez pospiechu przez niewielkie miasteczko; szukał tego, czego teraz potrzebował najbardziej. Nie kobiety. Nie mógłby znieść dotyku skóry innej kobiety. Był ożywiony, niebezpieczny, seksualnie pobudzony i nazbyt gotów wywołać przemianę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin