Graves Robert - Wyprawa po złote runo.pdf

(1885 KB) Pobierz
875268266.001.png
Robert Graves
Wyprawa po Złote Runo.
(The Golden Fleece).
Tłumaczyła Halina Sibera-Breitkopf.
Wiersze tłumaczyli Andrzej Nowicki i Halina Sibera-Breitkopf.
INWOKACJA
Ankajosie, Mały Ankajosie, wieszczy bohaterze, któryś (jak powiadają) odszedł
ostatni spośród wszystkich Argonautów, co płynęli z Jazonem do Kolchidy na
poszukiwanie złotego runa – przemów do nas, pątników, przemów wyraźnie ze
swego kamiennego grobowca opodal fontanny bogini u chłodnej hesperydzkiej
Dei. Opowiedz najpierw, jakżeś się tu znalazł, tak daleko od domu, od kwietnego
Samos; a potem, jeśli łaska, przypomnij nam dzieje tej słynnej podróży od
samiutkiego początku. Pójdź, złożymy ci obiatę z wody z miodem, aby pomaścić
twe gardło. Tylko pamiętaj, żadnych łgarstw! Umarli winni mówić wyłącznie
prawdę, nawet jeśli im ujmę przynosi.
PROLOG
ANKAJOS W GAJU POMARAŃCZOWYM
Pewnego letniego wieczora fale wyrzuciły Ankajosa Lilajczyka, rodem
z kwietnego Samos, na piaszczysty brzeg Majorki, największej z archipelagu
Hesperyd lub – jak je niektórzy zowią – Wysp Procarzy czy Wysp Nagich Ludzi,
skupionych na zachodnim krańcu morza, a odległych od Hiszpanii nie więcej niż
o dzień żeglugi przy sprzyjającym wietrze. Zdumieni jego pojawieniem się
wyspiarze nie zabili go na razie, tylko zaprowadzili (nie ukrywając pogardy dla
jego greckich sandałów, kusego, poplamionego w podróży chitonu i ciężkiej
żeglarskiej opończy) do najwyższej kapłanki, pani na Majorce, zamieszkałej
w jaskini Drache, tym najodleglejszym od Grecji wejściu do świata podziemi.
Ponieważ najwyższa kapłanka była właśnie zajęta jakimiś wróżbami, odesłała
Ankajosa na drugi koniec wyspy, aby tam został osądzony i zgładzony przez jej
córkę, nimfę świętego pomarańczowego gaju w Dei. Gromada nagich koźlarzy
powiodła go równiną, a potem przez urwiste góry, ale z rozkazu najwyższej
kapłanki nie wszczynali z nim rozmowy po drodze. Ani na chwilę nie przystanęli
w pospiesznej wędrówce, raz tylko uderzyli czołem przed masywnym kromlechem,
stojącym w poprzek dróżki, gdzie jako chłopcy zostali wtajemniczeni w obrzędy
bractwa kozłów. Trzykrotnie mijali miejsca, gdzie spotkały się trzy ścieżki, i za
każdym razem z daleka obchodzili trójkątną gęstwinę ogrodzoną kamieniami.
Ankajos rad był, widząc, że tyle czci okazują Trójbogini, której są poświęcone
takie uroczyska.
Gdy dotarli do Dei, Ankajos, bardzo znużony i z poranionymi stopami, zastał
nimfę Pomarańczową siedzącą w dumnej postawie na kamieniu obok obfitego
źródła, co tryskało z granitowej skały zraszając lasek. Góry, kosmate od dzikich
oliwek i dębów kolącolistnych, tutaj spadały urwiście ku morzu o pięćset stóp
niżej, upstrzonemu teraz aż po horyzont kłakami mgły na kształt pasących się
owiec.
Na pytania nimfy Ankajos odpowiedział z szacunkiem, w języku Pelazgów, ze
wzrokiem utkwionym w ziemię. Każda kapłanka Trójbogini ma bowiem, jak
wiedział Ankajos, trzecie oko, którym może obrócić duszę człowieka w wodę,
ciało w kamień i unicestwić wszelkie zwierzę, które jej stanie na drodze. Wyroczne
węże, hodowane przez te kapłanki, rozporządzają taką samą straszliwą władzą nad
ptakami, myszami i królikami. Ankajos wiedział też, że bez pytania nie wolno mu
odzywać się do nimfy, a odpowiadać winien krótko i jak najpokorniej.
Nimfa odprawiła kozły, którzy odeszli na bok i przykucnęli rzędem na krawędzi
skały, gotowi na każde zawołanie. Byli to spokojni, prości ludzie o niebieskich
oczach i krótkich muskularnych nogach. Zamiast chronić ciała odzieżą,
namaszczali je mastyksem zmieszanym ze świńskim sadłem. Każdy miał u boku
sakwę z koziej skóry, pełną gładkich kamyków, w ręku jedną procę, drugą
owiązaną wokół głowy, a trzecią jako pasek na biodrach. Przypuszczali, że nimfa
na pewno za chwilę każe zgładzić obcego, i już się po przyjacielsku naradzali
pomiędzy sobą, komu przypadnie pierwszy strzał, komu drugi i czy w tych łowach
na człowieka powinni mu dać jakieś fory na zboczu górskim, czy raczej już gdy
będzie się do nich zbliżał, rozbić go na miazgę, mierząc każdy w inną część ciała.
Gaj pomarańczowy złożony z pięćdziesięciu drzew otaczał kamienny przybytek
zamieszkany przez ogromnych rozmiarów węża, którego inne nimfy, pięćdziesiąt
Hesperyd, karmiły co dzień mąką jęczmienną roztartą z kozim mlekiem w rzadką
papkę. Przybytek został wzniesiony ku czci starożytnego herosa, co przyniósł był
pomarańcze na Majorkę z jakiegoś kraju na odległych wybrzeżach Oceanu.
Zapomniano jego imienia i mówiło się o nim tylko jako o „dobroczyńcy”; wąż –
zrobiony z rdzenia pacierzowego herosa i ożywiony jego duchem – odziedziczył to
samo miano. Pomarańcza to okrągły, wonny owoc nie znany nigdzie poza tym
Zgłoś jeśli naruszono regulamin