KateWalker
NadMorzem Egejskim
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pomimo ulewy Sadie bez problemu znalazła drogę do biura, w którym miała tego
ranka spotkanie. Wyszła ze stacji kolejki podziemnej i nogi automatycznie poniosły ją
we właściwym kierunku. Nie mogło być inaczej, skoro dawniej przemierzała tę trasę tak
często, że trudno byłoby zapomnieć. Okoliczności różniły się jednak zasadniczo. Wtedy
przyjeżdżała taksówką albo limuzyną, której kierowca z uszanowaniem otwierał przed
nią drzwi. Biura należały do jej ojca, prezesa Carteret Incorporated. Teraz jego miejsce
zajął mężczyzna, który zwyciężył w walce dwóch korporacji, doprowadził jej rodzinę do
ruiny i odniósł spektakularny sukces.
Palące łzy mieszały się z kroplami deszczu, kiedy Sadie dotarła do masywnych
drzwi wejściowych, omal nie potykając się o próg. W miejscu gdzie poprzednio widniało
nazwisko ojca, zobaczyła eleganckie logo Konstantos Corporation.
Wnętrze nieuchronnie przywołało myśli o zmarłym ojcu. Edwin Carteret nie żył od
pół roku, podczas gdy człowiek, który odebrał mu wszystko, władał firmą stworzoną
jeszcze przez jej dziadka.
Sadie musiała tu przyjść, bo w obecnym położeniu mogła tylko próbować wybłagać
łaskę. Gdyby jej się nie udało, przykre konsekwencje dotkną matkę, małego braciszka
i ją samą. Będzie walczyła, by do tego nie dopuścić.
- Jestem umówiona z panem Konstantosem - zwróciła się do eleganckiej recepcjonistki.
- Z panem Nikosem Konstantosem.
Modliła się, żeby drżenie głosu nie zdradziło, jak trudno jej było wypowiedzieć
imię mężczyzny, którego kiedyś kochała i wierzyła, że jego nazwisko będzie także jej
nazwiskiem. Wkrótce jednak odkryła, że była tylko pionkiem w wyjątkowo podłej i
okrutnej grze. Wymiana ciosów trwała długo i dotknęła wiele istnień ludzkich, w tym
także i ją.
- Pani nazwisko? - spytała recepcjonistka.
- Carter. - Nie chcąc zdradzić się z kłamstwem, nie patrzyła dziewczynie w oczy. -
Sandie Carter.
T L R
Musiała uciec się do wybiegu, bo nie miała żadnych szans, by umówić się z Nikosem
Konstantosem pod własnym nazwiskiem. Gdyby wiedział, że chodzi o nią, nie zgodziłby
się na spotkanie i wszelkie nadzieje ległyby w gruzach.
Teraz wprawdzie nie miała wiele nadziei, ale przynajmniej recepcjonistka zerknęła
na ekran komputera i uśmiechnęła się miło.
- Przyszła pani trochę za wcześnie.
- To nic. Zaczekam - zapewniła pospiesznie Sadie, świadoma, że „trochę" to duże
niedopowiedzenie.
Kierowana zdenerwowaniem i obawą przed spóźnieniem, przyszła przynajmniej
pół godziny wcześniej.
- Nie ma takiej potrzeby - odparła recepcjonistka. - Pierwsze spotkanie zostało odwołane,
więc pan Konstantos przyjmie panią od razu.
- Bardzo pani dziękuję.
Skoro już zdecydowała się na spotkanie, musi przez nie przebrnąć. Jednak zwyczajnie
bała się konfrontacji z Nikosem, którego nie widziała od dobrych pięciu lat. Teraz
nie było już czasu na znalezienie wymówki, która pozwoliłaby jej zrezygnować ze
spotkania, bowiem w holu, za plecami Sadie, pojawił się ktoś trzeci.
- Czy spotkanie o dziesiątej jest aktualne?
- Pani już przyszła.
Dziewczyna z uśmiechem wskazała stojącą przed nią Sadie, najwyraźniej czekając,
by tamta odpowiedziała uśmiechem, odwróciła się i przywitała.
Ale Sadie bała się poruszyć. Jeżeli Nikos ją pozna, nie zechce rozmawiać.
- Panno Carter?
Jej milczenie trwało zbyt długo i zaczęło przyciągać uwagę. Gdybyż tak można było
stać się niewidzialną... Ale tkwiła tam, milcząca i nieruchoma, aż zaskoczona i zmieszana
recepcjonistka ruchem głowy wskazała stojącego za nią mężczyznę. Nie mógł nie
zwrócić uwagi na jej dziwaczne zachowanie.
- To pani Carter - spróbowała ponownie recepcjonistka. - Była z panem umówiona
na dziesiątą...
Trzeba się było w ko...
akinorew12