Dawson Jodi - Nagroda dla dwojga.pdf

(394 KB) Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
Jodi Dawson
Nagroda dla dwojga
Gorący Romans Duo 878
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Uwaga! Uwaga! Ogłaszamy spódnicowy alarm. Panie proszone są o przytrzymywanie
spódnic, bo prędkość wiatru dojdzie do stu kilometrów na godzinę.
Dixie Osborne skrzywiła się z niesmakiem. Rozumiała, że spiker sili się na dowcip, chce
rozbawić słuchaczy, ale nie była w nastroju do śmiechu. Stała u wylotu bocznej drogi, przez
pękniętą szybę patrzyła na nieprzerwany sznur samochodów i zastanawiała się, dlaczego
akurat teraz chce dotrzeć do centrum miasta.
Głos z radioodbiornika podsunął odpowiedź.
– Pozostało zaledwie dwadzieścia minut. Niebawem los uśmiechnie się do osoby, która
wygra nasz konkurs „Jedna szansa na tysiąc”. Drodzy słuchacze, przypominam, że
warunkiem otrzymania nagrody jest obecność na miejscu losowania.
Przesadnie radosny głos był wręcz irytujący, więc Dixie zmieniła program. Z jedynego
głośnika, który jeszcze jako tako działał, dobiegła niewyraźna muzyka.
Dixie co pewien czas niespokojnie zerkała na termometr, ponieważ wiedziała, że nie
dojedzie na czas, jeśli wskazówka podskoczy wyżej. Złym okiem patrzyła na mikrobus z
przodu oraz na stojący obok nowy samochód sportowy, przy którym jej odrapane auto
prezentowało się mizernie. Zirytowała się. Dlaczego tylu kierowców jedzie na skróty?
Widocznie dużo mieszkańców Denver wie o takiej możliwości.
Nerwowo postukała obgryzionymi paznokciami w kierownicę. Czas nieubłaganie uciekał.
Czy warto czekać, aż przepłynie strumień samochodów? Jaka jest kara za pozostawienie
wozu na poboczu? Czy pieszo udałoby się prędzej dojść na miejsce?
Odszukała stację z przesłodzonym głosem.
– Mówi Brick Dingle, sprawozdawca konkursu „Jedna szansa na tysiąc”. Przy Ulicy
Szesnastej już jest tłok. Przed „Miners Lady Grill” zebrał się spory tłum ludzi niecierpliwie
oczekujących wyniku losowania.
– Brick Dingle! – prychnęła Dixie pogardliwie. – Też imię i nazwisko!
Wreszcie jeden kierowca ulitował się nad nią i przepuścił ją. Pomachała mu ręką, czym
prędzej wśliznęła się na wolne miejsce i pognała przed siebie.
– Jeszcze tylko dziesięć minut – ostrzegł Brick Dingle. – Już niebawem
słuchacz-szczęściarz otrzyma niezwykłą nagrodę. Zgłosiło się dwieście osób, z których jedna
uzyska prawo do domku Crazy Creek Lodge, w pięknej okolicy u podnóża Gór Skalistych...
Resztę słów zagłuszyły oklaski i gwizdy.
– Nie zdążę – szepnęła Dixie. – Nie warto się pchać.
Mimo to jechała dalej i po chwili skręciła w jednokierunkową ulicę dwie przecznice od
miejsca, do którego dążyła. Przed jednym wieżowcem dostrzegła wolny skrawek
zarezerwowany dla samochodów dostawczych. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami
parkowania w niedozwolonym miejscu, ostrożnie wsunęła się na wąski pas między dużymi
samochodami.
Wychodząc przez okno, solennie sobie obiecała, że wkrótce naprawi drzwi.
196727017.001.png
Czas naglił, więc musiała natychmiast przejść na drugą stronę. Wbiegła na jezdnię, nie
zważając na trąbienie klaksonów. Myślała jedynie o tym, że ma zaledwie cztery minuty.
Pędem wymijała pieszych, którzy gniewnie ją potrącali, ale nawet ich nie przepraszała.
Uczestnicy konkursu czekali tam, gdzie i ona powinna się znajdować, lecz to nie
oznaczało, że zaraz tam będzie. Zostało jeszcze kilkanaście metrów. Ignorując krytyczne
spojrzenia i sójki w bok, dotarła na miejsce.
– Mała, ciebie też interesuje wynik? – zapytał chudy wyrostek z kolorową czupryną
punka.
– Tak.
Spojrzała na niego wystraszona; bała się, że ją uderzy.
Zbliżała się do trzydziestki, ale wyglądała o dziesięć lat młodziej. Matka często
powtarzała, że to jej wina i kiedyś tego pożałuje, lecz Dixie miała nadzieję, że ponura
przepowiednia się nie spełni. Nie uznawała makijażu, włosy zaplatała w warkocz.
Wygląd nie jest najważniejszy.
Wzdrygnęła się, gdy powiał chłodny wiatr. Według kalendarza zima już się skończyła,
lecz w Kolorado wiosna bywa kapryśna, często się spóźnia. Dixie zapięła bluzę i wsunęła
ręce do kieszeni. Nie znalazła rękawiczek. Gdzie się podziały? Prawdopodobnie leżą na
tylnym siedzeniu razem ze wszystkim, co ostatnio gdzieś się zawieruszyło.
– Uwaga! Uwaga! Nadchodzi oczekiwana chwila. Za moment rozstrzygnie się konkurs
radia KOSĘ. Ciekawe, komu przypadnie „Jedna szansa na tysiąc”.
Dixie stanęła na palcach, aby dojrzeć człowieka, który tylu ludziom robi nadzieję.
– Podnieść cię?
Zerknęła na pytającego przekonana, że źle go zrozumiała.
– Słucham?
Wyrostek odsunął się i wyciągnął ręce.
– Proponuję pomoc. Żebyś lepiej widziała.
Dixie zarumieniła się ze wstydu, że źle go oceniła. Przecząco pokręciła głową.
– Dziękuję za dobre chęci, ale wszystko widzę. Odwróciła się, zgrabnie prześliznęła
między dwoma grubasami i stanęła w pierwszym rzędzie.
Dopiero teraz ujrzała spikera radia KOSĘ i niemal wybuchła śmiechem. Człowiek o
aksamitnym głosie był o dziesięć centymetrów niższy od niej i co najmniej o trzydzieści lat
starszy. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie właściciela głosu, który na falach eteru chwilami
brzmiał uwodzicielsko.
No, cóż! Prysło kolejne złudzenie. Złudzenia i proza życia to dwie diametralnie różne
rzeczy.
– Przedstawiam pana Grangera – zawołał Brick Dingle. – Jako przedstawiciel firmy
Granger, Flitch i Becker wyciągnie zwycięski los.
Gwar ucichł, jak gdyby tłum zastygł w oczekiwaniu i nawet wstrzymał oddech.
Podniecona Dixie czuła, że serce coraz mocniej jej bije. Zacisnęła kciuki, chociaż
wiedziała, że ma znikome szanse. Lecz nagroda była jej potrzebna, a jeszcze bardziej
młodzieży z ośrodka, w którym pracowała. To powinno przeważyć szalę na jej korzyść.
196727017.002.png
Pan Granger rozciągnął usta w zdawkowym uśmiechu i wsunął rękę do bębna z
metalowej siatki.
Dixie obserwowała go z napięciem, jakby chciała skierować jego palce do karteczki z jej
nazwiskiem. Oddychała ze świstem, mocno zacisnęła lodowate palce.
Pan Granger wyciągnął biały pasek papieru, a tłum zafalował, posunął się o pół kroku do
przodu.
– Oto chwila, na którą państwo czekają. – Brick Dingle wziął białą karteczkę. – Czy
wszyscy są gotowi, żeby... ?
Rozległy się krzyki i wiwaty, więc wrzawa na moment zagłuszyła jego głos.
– Ogłaszam zwycięzcę konkursu. Odtąd Crazy Creek Lodge będzie własnością...
Chwileczkę...
Opuścił mikrofon i zwrócił się do pana Grangera oraz stojących obok niego mężczyzn.
Zapadła pełna wyczekiwania cisza. Co się stało? O co chodzi? Czy losowanie jest
nieważne? Pytanie zadawali sobie wszyscy obecni.
Nastąpiła krótka narada.
– Panie i panowie... – Brick Dingle zawiesił głos. – Sytuacja jest nietypowa, ale bardzo
ciekawa.
Przez tłum przebiegł pomruk zniecierpliwienia.
– Wygląda na to, że ktoś bardzo lubi słodycze. Resztka czekolady skleiła dwie kartki...
Niemożliwe!
Ducie nie mogła żyć bez słodyczy, ale to chyba były cudze resztki. Pamiętała, że przed
wrzuceniem swojej kartki starannie oblizała palce.
– Ogłosimy nazwiska i prosimy finalistów, aby podeszli tutaj z jakimś dowodem
tożsamości. Całkiem możliwe, że sprawa przybierze ciekawy obrót. – Brick Dingle zamilkł i
ostrożnie rozdzielił kartki. – Już podaję pierwsze nazwisko. .. Czy wszyscy uważnie słuchają?
Dixie w duchu prosiła go, by nie przedłużał tortur. Czekanie jest najgorsze. Lepiej poznać
wynik i przestać mieć złudzenia, przestać czekać na cud.
– Dixie Osborn! – zawołał Brick Dingle. – Prosimy panią do nas.
Stała jak sparaliżowana i wpatrywała się w kartkę, poza którą nic nie widziała. Była
przekonana, że uległa złudzeniu. Widocznie tak bardzo pragnęła usłyszeć swoje nazwisko, że
wyobraźnia spłatała jej figla.
– Powtarzam nazwisko i imię: Dixie Osborn. I uprzedzam, ma pani dwie minuty. Po
upływie tego czasu nazwisko zostanie wycofane. Teraz sprawdzę, kto jest przyklejony do
pani.
Dixie zmusiła się, by zrobić jeden krok, dwa. Gdy wyminęła najbliższe osoby i stanęła
przed tłumem, rozległy się wiwaty. Zarumieniła się zażenowana tym, że wpatrują się w nią
setki oczu.
– Drugim finalistą jest...
Z powodu wrzawy nie dosłyszała nazwiska, lecz to było nieważne. Podeszła do stolika i
niepewnie chrząknęła.
– Jestem... Dixie Osborn.
196727017.003.png
– Proszę o ciszę, bo nie słyszę tej pani, chociaż stoi tuż przy mnie. – Spiker przesunął
mikrofon. – Proszę powtórzyć, co pani powiedziała.
Krępowało ją, że znalazła się w centrum uwagi, ale opanowała zażenowanie.
– Jestem Dixie Osborn – powiedziała głośno i wyraźnie.
– Gratuluję. O, a tam widzę drugiego finalistę.
Dixie odwróciła się i zobaczyła, że ludzie robią przejście. Gdy jej oczom ukazał się
rywal, zdusiła jęk. Była mocno spięta, a na widok potężnie zbudowanego mężczyzny speszyła
się jeszcze bardziej.
Idący pewnym krokiem olbrzym był coraz bliżej. Kruczoczarne włosy okalały twarz
jakby wykutą ze skał widocznych na horyzoncie.
Nieznajomy pokazał prawo jazdy, przesunął się i popatrzył na Dixie świdrującym
wzrokiem.
– A więc to pani lubi czekoladę?
W milczeniu skinęła głową. Nie była w stanie sklecić najprostszego zdania, jedynie
powtarzała sobie, że ten człowiek też ma prawo do nagrody.
– Pan Jack Powers, prawda? – zapytał Brick Dingle. Olbrzym odwrócił się i podał mu
rękę.
– Tak. Co teraz będzie?
– Skoro nagroda jest jedna, a kartki dwie, trzeba znaleźć sprawiedliwe rozwiązanie –
powiedziała Dixie.
Skrzywiła się, bo nie poznała własnego głosu; był cichy, niepewny, a powinna mówić
głośno, zdecydowanie.
– Dżentelmen zawsze ustępuje damie. – Rywal nieznacznie się uśmiechnął. – Ale
szanowna pani chyba rozumie, że żadne z nas jeszcze nic nie wygrało.
Dixie zirytowała się. Kim jest ten człowiek? Co sobie wyobraża? Czy liczy na to, że bez
sprzeciwu pozwoli mu odejść z nagrodą, zniweczyć przyszłość ośrodka?
– Hola, szanowny panie...
– Spokojnie, spokojnie. – Spiker patrzył to na jedno, to na drugie. – Wprawdzie nie brano
pod uwagę komplikacji tego typu, ale przezornie przygotowaliśmy się na różne niespodzianki.
Dixie odwróciła się od olbrzyma stojącego stanowczo za blisko i spojrzała na pana
Grangera.
Brick Dingle zwrócił się do niego:
– Szczęśliwi zwycięzcy z niecierpliwością czekają na otwarcie koperty. Proszę
powiedzieć, co ona zawiera.
Dixie wcale nie czuła się szczęśliwa. Nie rozumiała, dlaczego jest tak blisko
upragnionego celu, a tak daleko od spełnienia marzenia. Zerknęła w bok, aby przekonać się,
jaką minę ma drugi kandydat do nagrody. Przez moment zafascynowana wpatrywała się w
potężne bary i szeroką pierś, ale opamiętała się i odwróciła wzrok. Powtarzała sobie, że teraz
musi się skupić i bardzo uważać.
Pan Granger otworzył kopertę i wyciągnął niewielką kartkę, którą powoli rozłożył.
– Postępowanie, gdy wygrają dwie osoby. Ustalamy, że finaliści zamieszkają w domu i
196727017.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin