Woods Sherryl - Calamity Janes 1 - Zapomnij i wybacz.rtf

(417 KB) Pobierz

CASSIE COLLINS - przywódczyni Calami ty Janes. Przepo­wiadano jej, że wyląduje za kratkami. Wsławiła się pomalowa­niem miejskiej wieży ciśnień na kolor różowy. To przez nią ca­łe grono żałowało, że wybrali sobie zawód nauczyciela.

 

KAREN (PHIPPS) HANS ON - bardziej znana jako Marzy­cielka. Miała podróżować po świecie. Należała do klubów fran­cuskiego . i hiszpańskiego. Zdobywczyni pierwszej nagrody w konkursie na najpiękniej pomalowaną świnię.

 

GINA PETRILLO - określana jako najbardziej smakowity kąsek z całej klasy. Swoją popularność zawdzięczała temu, że nikt w całym mieście nie potrafił piec równie pysznych czekola­dowych przekładańców. Liczne nagrody w lokalnych konkur­sach na naj lepsze wypieki.

 

EMMA ROGERS - ta dziewczyna potrafiła nieźle wywijać kijem bejsbolowym. Miała nawet szansę zostać pierwszą kobie­tą w zawodowej lidze. Należała do klubu dyskusyjnego i paru innych kółek naukowych. Prymuska. Przewodnicząca klasy.

 

LAUREN WTNTERS - dziewczyna, która miała na wszyst­ko odpowiedź. To obok niej każdy chciał siedzieć na egzaminie. I to jej wróżono największy sukces. Królowa rodeo oraz gwiaz­da teatrzyku szkolnego.

Pięć bliskich koleżanek ze szkolnej ławy. Różne koleje losu, ale zawsze ta sama przyjaźń - żywa i szczera. Dla tych pięciu kobiet nadszedł Czas spełnionych marzeń.

 

Po latach Cassie połączyła się z ojcem swojego dziecka i stworzyła szczęśliwą rodzinę. A co przydarzyło się Karen?

 

 

PROLOG

Gruba, biała koperta wyglądała, jakby kryła w sobie zapro­szenie ślubne. Cassie ważyła ją przez chwilę w dłoni, wpatru­jąc się w stempel na znaczku. Winding River. Stan Wyoming. Jej rodzinne miasto. Miejsce, za którym tęskniła po nocach, gdy głos serca zagłuszał głos rozUmu, a nadzieja przezwycię­żała żal.

Spójrz prawdzie w oczy, skarciła się w myślach. Twój dom jest już gdzie indziej. Wyjazd z rodzinnego miasta był naj­mądrzejszym podarunkiem, jaki mogła sprawić swojej matce. Przyjaciółki ze szkolnej ławy - Calamity Janes, jak się same nazwały, a to z powodu permanentnie złamanych serc i talentów do popadania w ciągłe tarapaty - dawno rozpierzchły się po świecie. Mężczyzna, którego pokochała całym sercem i duszą ... Kto wie, gdzie się teraz podziewał? Być może powrócił do Winding River i prowadził ranczo, które miał z czasem odzie­dziczyć po swoim bogatym, despotycznym ojcu. Nigdy o niego nie pytała, bo oznaczałoby to przyznanie się, że wciąż coś dla niej znaczy, mimo iż ją oszukał i porzucił, i to wtedy, gdy spo­dziewała się dziecka.

Wodząc palcami po wypukłych literach, poczuła pewien dre­szczyk emocji. Co może zawierać koperta? Zaproszenie na ślub jednej z koleżanek? Zawiadomienie o narodzinach dziecka? Zresztą, bez względu na to, co w niej jest, przesyłka na pewno obudzi nową falę wspomnień.

Rozerwała kopertę i wyjęła plik białych kartek. Misternie wykaligrafowany nagłówek wyjaśniał wszystko - spotkanie z okazji dziesięciolecia matury miało się odbyć na początku lipca, czyli już za dwa miesiące. W liście podano także szcze­gółowy program obchodów. Zaplanowano wieczorek tanecz­ny, piknik oraz zwiedzanie nowych obiektów szkolnych. Przewidziano również mnóstwo czasu na wspominki. A zakończenie zjazdu miało zbiec się w czasie z Dniem Nie­podległości, czyli doroczną paradą i pokazem ogni sztucz­nych.

Cassie z miejsca pomyślała o przyjaciółkach. Czy przybędą na to spotkanie? Czy przyjedzie Gina, która prowadzi włoską restaurację w Nowym Jorku? Czy Emma porzuci na trochę Den­ver i swoją prestiżową kancelarię adwokacką? A Karen, która mieszkała najbliżej, czy będzie w stanie zostawić na parę dni ranczo i wyrwać się z kieratu codziennych obowiązków? No i oczywiście Lauren, która pobiła je wszystkie na głowę, stając się jedną z najbardziej kasowych gwiazd Hollywood. Czy bę­dzie jej się chciało przyjechać do małego miasteczka w Wy­oming, i to z okazji czegoś tak prozaicznego jak rocznica matu­ry?

Na myśl o spotkaniu z przyjaciółkami łzy napłynęły Cas­sie do oczu; wzruszenie ścisnęło ją za gardło. Tak bardzo za nimi się stęskniła. Różniły się od siebie, życie każdej z nich potoczyło się odmiennie, a jednak nie straciły ze sobą kon­taktu i mimo upływu lat pozostały sobie bliskie jak siostry. Wspólnie świętowały cztery śluby, cieszyły się z narodzin kolejnych dzieci oraz radowały z sukcesów zawodowych ca­łej piątki. A także wspólnie opłakały trzy rozwody - dwa Lauren i jeden Emmy.

Cassie dałaby wszystko, żeby móc się z nimi zobaczyć, było to jednak absolutnie niemożliwe. Termin, koszty... nie, to w ogóle nie wchodziło w rachubę·

- Płaczesz, mamo?

- Nie, skądże - zaprzeczyła, ocierając ukradkiem łzy. - Chyba coś mi wpadło do oka.

Jake spojrzał na nią podejrzliwie, a potem jego uwagę przy­kuła koperta, którą trzymała w ręku.

- Co to jest? - zapytał, próbując zajrzeć jej przez ramię·

- Nic takiego - odparła, zasłaniając kartkę. - List z Winding River.

- Od babci? - Chłopcu zaświeciły się oczy.

Cassie uśmiechnęła się mimo woli. Matka, z którą sama ni­gdy nie mogła się dogadać, stała się najważniejszą osobą w ży­ciu jej synka. Może dlatego, że w trakcie swoich rzadkich wizyt bezwstydnie go rozpieszczała. Miała także zwyczaj dołączać do każdego listu drobną sumę dla wnuka. A na jego dziewiąte uro­dziny, kilka miesięcy temu, przysłała mu nawet czek. Jake po­czuł się jak dorosły mężczyzna, !dedy poszedł do banku, żeby go zrealizować.              

- Nie, nie od babci - odparła. - Z mojej dawnej szkoły.              

- Ze szkoły?

- Zapraszają mnie na zjazd, który ma się odbyć latem.

- Pojedziemy? - Rozpromienił się J ake. - Mamo, ale byłoby fajnie! Tak rzadko odwiedzamy babcię. Ostatnim razem, gdy tam pojechaliśmy, byłem jeszcze mały.

 

Nie, wcale nie był już taki mały. Skończył pięć lat, ale dla niego od tamtej pory musiały minąć całe wieki. A ona nie mIała serca mu powiedzieć, że jeżdżą tam tak rzadko, bo jego ukochana babcia tak sobie życzy. Choć kłamstwem byłoby twierdzić, że próbowała zabronić Cassie wizyt, to jednak nigdy nie zapraszała córki z wnukiem. Wolała sama ich odwiedzać i spotykać się z nimi z dala od wścibskich spojrzeń znajomych i sąsiadów. Bo choć Edna Collins go­rąco kochała wnuka, dotąd nie mogła pogodzić się z tym, że był nieślubnym dzieckiem. Oczywiście całą winą za to obarczała Cassie.

- Wątpię, kochanie. Obawiam się, że nie uda mi się zwolnić z pracy.

Chłopiec nachmurzył się.

- Założę się, że Earlene puściłaby cię, gdybyś ją poprosiła.

- Nie mogę jej o to prosić - odparła znużonym tonem. - Jest pełnia sezonu turystycznego. Latem w restauracji zawsze panuje duży ruch. Właśnie wtedy dostaję największe napiwki. A pienią­dze są nam potrzebne, żeby jakoś przetrwać zimę.

 

Próbowała unikać rozmów o ich niełatwej sytuacji finanso­wej, żeby nie obarczać d;ziewięciolatka zbyt wieloma pro­blemami. Chciała jednak, żeby chłopiec wiedział, na co ich stać. Podróż do Winding River nie była im pisana - bez względu na to, jak bardzo każde z nich chciało tam pojechać. I to nie koszty wyjazdu, ale wizja utraconych zarobków powstrzy-

,

my wała ją przed wyrażeniem zgody.

- Mógłbym ci pomóc - zaproponował Jake. - Pomagalbym ci, kiedy jest duży ruch. Earlene na pewno by mi zapłaciła. - Przykro mi, dziecko, ale raczej wątpię.

- Ale, mamo ...

- Powiedziałam nie, Jake, i skończmy tę rozmowę. - Zeby podkreślić nieodwołalność decyzji, podarła zaproszenie i wy­rzuciła je do śmieci.

 

W nocy pożałowała impulsywnego gestu i chciała nawet po­składać ,z powrotem strzępki papieru, ale ich już nie było. Pew­nie zabrał je Jake, ale. po co? Winding River nie oznaczało oczywiście dla niego tego samego co dla niej - błędów, żalów i, gdyby chciała być do końca szczera, par. u cennych, choć boles­nych wspomnień.

 

Ale jej syn tego nie rozumiał. Wiedział tylko, że tam mieszka jego babcia - jedyna, poza matką, bliska mu osoba. Gdyby Cassie mogła przewidzieć', jak bardzo jej syn tęskni za Edną i na co się zdecyduje, by móc ją znów zobaczyć, spali­łaby ten nieszczęsny list, nie otwierając koperty.

 

Niestety, kiedy sprawa się wydała, J ake zdążył Śię wpakować w gorsze tarapaty, niż to sobie mogła kiedykolwiek wyobrazić, a ona sama znalazła się na kolejnym życiowym zakręcie.

 

 

             

ROZDZIAŁ 1

Dziewięcioletni Jake Collins w niczym nie przypominał groźnego przestępcy. Szczerze mówiąc, kiedy tak siedział przy biurku, na wprost szeryfa, z okularami zsuniętymi do połowy piegowatego nosa i stopami dyndającymi dobre dwadzieścia centymetrów nad podłogą, wyglądał po prostu jak mały, wy­straszony chłopiec. Kiedy podsunął szkła, Cassie zobaczyła oczy pełne łez. Nie mogła sobie jednak pozwolić na współ­czucie, bo to w końcu przez niego serce tłukło jej się teraz w piersi, a żołądek miała ściśnięty jak pięść.

- To poważna sprawa - odezwał się szeryf Joshua Cartwright surowym tonem. - Chyba to rozumiesz, chłopcze?

Jake zwiesił głowę.

- Tak, proszę pana - wyszeptał.

- To po prostu kradzież - dorzucił szeryf.

- Niczego tym ludziom nie ukradłem. - Jake uniósł głowę, urazony.

- Wziąłeś od nich pieniądze, ale nie wysłałeś obiecanych zabawek - przypomniał szeryf. - Zawarłeś z nimi umowę, lecz się z niej nie wywiązałeś. To tak, jakbyś coś ukradł.

Cassie doskonale zdawała sobie sprawę, że szeryf usiłuje traktować jej syna w miarę łagodnie przez wzgląd na jej szefo­wą. J oshua starał się o nią od ponad pół roku, czyli od czasu, gdy Earlene znalazła w sobie dość odwagi, by przegonić męża - pi­jaka i ladaco. Szeryf spędzał dużo czasu w jej restauracji i wiedział, że w stosunku do Cassie i Jake'a Earlene żywi niemal

macierzyńskie uczucia.

Nawet teraz czekała z niepokojem przed biurem szeryfa, że­by się dowiedzieć, co takiego opętało Joshuę, że przesłuchuje jej pupilka. I nie było wątpliwości, że jeżeli odpowiedź jej się nie spodoba, poczciwy Joshua dostanie za swoje.

- O jaką kwotę chodzi? - zapytała Cassie, obawiając się z góry odpowiedzi. Był dopiero początek sezonu i nie miała prawie żadnych oszczędności, a na koncie najwyżej kilkaset dolarów, które dzieliły ją od kompletnej finansowej kata­strofy.

- Dwa tysiące dwieście pięćdziesiąt dolarów, plus trochę drobnych - przeczytał szeryf z leżącego przed nilU raportu.

Cassie osłupiała.

- To musi być pomyłka. Kto wysłałby tyle pieniędzy małe­mu chłopcu?

- To nie była jedna osoba. Było ich mnóstwo. Wszyscy wzięli udział w aukcjach, które Jake prowadził w Internecie. A potem nie dostali tego, co zamówili.

Cassie poczuła, że kręci jej się w głowie. Sama nie miała pojęcia o Internecie i nawet nie była w stanie wyobrazić sobie, jak Jake mógł poprzez Internet kogokolwiek oszukać.

- Od zeszłego tygodnia zaczęły się telefony, że ktoś w tym mieście dopuścił się oszustwa - kontynuował szeryf. - Kiedy pierwsza osoba podała mi nazwisko - potrząsnął głową - nie wierzyłem własnym uszom. Podobnie jak ty, uznałem, że to pomyłka. Jednak telefonów było coraz więcej, nie mogłem więc ich zignorować. Pomyślałem, że musi być w tym jakieś ziarno prawdy. Sprawdziłem na poczcie i LouelIa powiedziała mi, że J ake dostał ostatnio dużo przekazów. Niestety, nie przyszło jej go głowy, żeby się zainteresować, czemu dzieciak dostaje tyle pieniędzy.

 

Cassie spojrzała z wyrzutem na syna.

- Zrobiłeś to?

 

W oczach chłopca błysnęło wyzwanie, ale zaraz zwiesił gło­wę i wyszeptał:

- Tak.

Patrzyła na niego w milczeniu, czując tępy ból w piersi. Jake był bystrym chłopcem, a swoim niesfornym zachowa­niem starał się zwrócić na siebie uwagę. Czy nie tak było przed laty w jej przypadku? Jednak jego naj świeższy wybryk nie dał się porównać do bójki w szkole czy nawet kradzieży paczki gum do żucia. Cassie nie mogła się oprzeć wrażeniu, że ma to jakiś związek z tym nieszczęsnym zaproszeniem do Winding River.

- W jaki sposób uzyskałeś dostęp do Internetu? - zapytała. - Przecież nie mamy komputera.

- Nasza szkoła ma pracownię komputerową - burknął. - Pozwolili mi z niej korzystać.

 

- Ale chyba nie po to, żeby buszować po stronach poświęco­nych różnym aukcjom - stwierdził sucho szeryf. - Niestety, nie ma sposobu, by powstrzymać dziecko przed wystawieniem czegokolwiek na sprzedaż. Większość firm internetowych zbiera informacje od klientów i o klientach, -żeby zapobiec oszustwom. Z tego co wiem, aukcJe Jake' a miały miejsce dzień po dniu, więc gdy przyszły pierwsze ostrzeżenia, było już za późno. Chłopak zainkasował pieniądze.

- Jakiego rodzaju zabawki oferowałeś tym ludziom? - zapy­tała Cassie. Wciąż nie była w stanie pojąć, jak to możliwe, by obcy ludzie wysłali jej synowi ponad dwa tysiące dolarów. , Przecież to więcej, niż zdołała uzbierać z napiwków przez kilka rrueslęcy.

- Takie tam rzeczy - mruknął Jake.

- Karty ze zdjęciami koszykarzy NBA, karty z Pokemonami, Fasolowe Ludki - przeczytał szeryf. - Wygląda na to, że chłopak pilnie śledził internetowe aukcje i dobrze wiedział, co wystawić na sprzedaż, żeby wyciągnąć forsę od dzieciaków czy kolekcjonerów.

- Na co poszły te pieniądze? - zapytała Cassie pewna, że wydał je już na Bóg wie na co.

- Ja oszczędzałem - wyjaśnił z powagą Jake. - Na coś bar­dzo ważnego.

- Oszczędzałeś? - powtórzyła Cassie, mając przed oczyma  metalową puszkę, w której trzymał swoje skarby i pieniądze przysyłane przez babcię. Czy puszka ta kryła w sobie aż taką kwotę? Przecież wszyscy koledzy Jake'a wiedzieli o jej istnie­niu. Każdy z nich mógł bez trudu ukraść jej zawartość.

- Gdzie- masz te pieniądze? - zapytała, modląc się w duchu, by schował je w jakimś bezpieczniejszym miejscu.

- W mojej puszce - odparł, potwierdzając jej najgorsze obawy.

- Och, Jake!

- Schowałem ją tak, że nikt jej nie znajdzie.

Skronie Cassie zaczęły boleśnie pulsować.

- Powiedz mi, czemu to zrobiłeś? - zapytała. - Musiałeś przecież wiedzieć, że tak się nie robi. Nic Z tego nie rozumiem. Po co ci tyle pieniędzy? Chciałeś sobie kupić komputer?

Chłopiec potrząsnął głową.

- Nie. Zrobiłem to dla ciebie, mamo.

- Dla mnie? - zająknęła się Cassie. - W jakim celu?

- Zebyśmy mogli pojechać na spotkanie i zostać na dłużej u babci. Wiem, że bardzo pragniesz wziąć w nim udział, chociaż powiedziałaś, że nie chcesz. A poza tym - spojrzał na nią wyzy­wająco - stęskniłem się za babcią.

 

- Wiem, synku - westchnęła Cassie. - Ja też, ale ... tak nie wolno. Szeryf ma rację. To była kradzież.

- Przecież nie wziąłem tych pieniędzy od jednej .osoby ­upierał się Jake. - Oni sami zapłacili za stare karty i zabawki. Zresztą, i tak by je pewnie później zgubili.

- Nie w tym rzecz - orzekła zniecierpliwiona. - Oni ci za nie zapłacili. Dlatego musisz im zwrócić wszystko, co do grosza, chyba że masz rzeczy, o które im chodziło.

Wiedziała, że to nierealne. Jake zawsze wydawał swoje kieszonkowe na książki, a nie na zabawki. Spojrzała na szeryfa.

- Masz listę tych ludzi?

- Tak, leży przede mną. O ile wiem, jest kompletna.

- Czy to załatwi sprawę, jeżeli Jake zwróci pieniądze wraz z przeprosinami?

- Myślę, że większość osób wycofa skargę po otrzymaniu pieniędzy - powiedział szeryf. - Pewnie będzie im głupio, że dali się nabrać trzecioklasiście. Jeżeli to pójdzie W tym tempie, Jake za rok będzie robił szwindle w nieruchomościach, a za kilka lat przekręty na giełdzie.

Nie po raz pierwszy Cassie zdała sobie sprawę, że nie najle­piej radzi sobie z wychowaniem syna. Wiedziała, że samotne matki muszą borykać się z wieloma problemami. Wiedziała też, że nie będzie jej łatwo, kiedy decydowała się wychowywać Jake'a z dala od rodziny. Uważała jednak, że powinno jej się udać. Nie byli wprawdzie bogaci, ale chłopiec czuł, że jest bardzo kochany. Miała też stałą pracę, umożliwiającą jej zaspo­kojenie podstawowych potrzeb. Zycie, jakie wybrała, nie było takie złe.

Może wszystko byłoby w porządku, gdyby Jake był dziec­kiem przeciętnym. On jednak odziedziczył po ojcu błyskotli­wość, a po niej łatwość pakowania się w tarapaty. A te naprawdę groźna kombinacja.

- Jeżeli dasz mi tę listę, Jake napisze dziś wieczorem kartki z przeprosinami. A rano przyniesiemy je wraz z pie­niędzmi.

 

- Mamo ... - zaczął chłopiec, ale jeden rzut oka na zaciętą twarz Cassie sprawił, że protest zamarł mu na ustach.

 

- Poczekaj z Earlene za drzwiami - odezwał się szeryf. ­Chciałbym porozmawiać z twoją mamą.

Jake zsunął się z krzesła, spojrzał raz jeszcze na matkę, po czym wyszedł z pokoju. Wtedy Joshua mrugnął znacząco do Cassie.

- Niezły numer z tego twojego synka.

- To już nie żarty.

- Nie myślałaś nigdy o tym, żeby zejść się z jego ojcem?

Chłopak wyraźnie potrzebuje męskiej ręki.

- Nie ma mowy! - oburzyła się Cassie.

 

Cole Davis był najbardziej inteligentnym, najbardziej seksownym chłopakiem, jakiego w życiu spotkała. Był również synem najbogatszego ranczera z Winding River. Jednak nie wyszłaby za niego za żadne skarby świata. Zwa­bił ją słodkimi słówkami do łóżka, kiedy miała osiemna­ście lat, a on dwadzieścia. Po fakcie już go więcej nie zobaczyła. Wyjechał na studia i nawet nie przyszedł się przed tym pożegnać,

 

Kiedy odkryła, że jest w ciąży, duma powstrzymała ją przed próbą odszukania go i prośbą o pomoc. Opuściła rodzinne stro­ny, mając zszarganą reputację, zdecydowana rozpocząć nowe, godne życie w jakimś miejscu, gdzie ludzie nie spodziewali się po niej wszystkiego, co najgorsze.              

 

Niestety, w przeszłości często dawała powody, żeby ją źle osądzać. Wcześnie zaczęła się buntować - od momentu, w któ­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin