ALEKSANDER_2 - Piaski Amona.pdf

(2865 KB) Pobierz
123589480 UNPDF
Valerio Massimo MANFREDI
ALEKSANDER WIELKI
2
Piaski Amona
Księgozbiór DiGG
f
2009
123589480.001.png 123589480.002.png 123589480.003.png
123589480.004.png
1
Aleksander odwrócił się, by ze szczytu wzgórza spojrzeć na plażę i
podziwiać spektakl, który od tysiąca już lat wydawał się niemal jednakowy
- setki okrętów ustawionych wzdłuż brzegu i tysiące, tysiące wojowników.
Tym razem jednak gród leżący za jego plecami, Ilion, sukcesor antycznej
Troi, nie przygotowywał się do dziesięcioletniego oblężenia, ale
przeciwnie, otwierał bramy, żeby powitać potomka Achillesa i Priama.
Aleksander dostrzegł towarzyszy, którzy konno wspinali się w jego
stronę, więc ścisnął kolanami boki Bucefała, kierując go ku świątyni.
Pragnął sam i pierwszy wejść do pradawnego sanktuarium Ateny
trojańskiej. Powierzył rumaka słudze i przekroczył próg budowli.
We wnętrzu zanurzonym w półcieniu połyskiwały niewyraźne kształty i
przedmioty o nieostrych konturach. Aleksander musiał przyzwyczaić
wzrok, który jeszcze przed chwilą oślepiało niebo Troady, lśniące od
słońca w zenicie.
Starożytną budowlę wypełniały relikwie i broń, przypominające wojnę
homerycką - epopeję dziesięcioletniego oblężenia murów, które wznieśli
bogowie. Na każdej z tych pamiątek nadwątlonych przez czas, takich jak
lira Parysa czy zbroja Achillesa z olbrzymią, rzeźbioną tarczą, widniała
jakaś dedykacja, jakiś napis.
Aleksander rozejrzał się wokół, wodząc spojrzeniem po tych cennych
przedmiotach, które dzięki jakimś niewidzialnym dłoniom zachowały przez
wieki swój blask i wzbudzały zainteresowanie wiernych. Wisiały na ko-
lumnach, na ścianach naosu, zwieszały się z belek sufitu. Które z nich były
autentyczne, a które stanowiły owoc przebiegłości kapłanów, ich chęci
zysku?
W tej samej chwili poczuł, że w owej bezładnej masie, przypominającej
raczej towary stłoczone na targowisku niż wyposażenie sanktuarium,
jedyne i prawdziwe było tylko jego uwielbienie dla starożytnego ślepego
poety, bezgraniczny podziw dla herosów obróconych w popiół przez czas i
niezliczone wydarzenia, które rozegrały się między dwoma brzegami
cieśnin.
Przybył tu niespodziewanie, podobnie jak jego ojciec Filip, który
pewnego dnia wkroczył do świątyni Apollona w Delfach, mimo że nikt go
nie oczekiwał. Aleksander usłyszał ciche kroki, więc ukrył się za kolumną
w pobliżu posągu bóstwa. Był to olbrzymi wizerunek Ateny, wyrzeźbiony
w kamieniu i pomalowany na kolorowo, w rynsztunku z prawdziwego
metalu. Statua była sztywna i surowa, wykuta z jednego bloku ciemnego
kamienia, a jej oczy z masy perłowej w niezwykły sposób wyróżniały się
na tle twarzy pociemniałej od upływu lat i dymu lamp wotywnych.
Podeszła do niej dziewczyna odziana w śnieżnobiały peplos z włosami
ukrytymi pod czepkiem tego samego koloru, dzierżąc w jednej dłoni
kubełek, w drugiej zaś gąbkę.
Weszła na piedestał i zaczęła przecierać gąbką powierzchnię rzeźby,
roznosząc pod wysokimi wiązarami dachu mocny, przenikliwy zapach
aloesu i nardu. Aleksander zbliżył się do niej bezszelestnie i spytał:
- Kim jesteś?
Dziewczyna drgnęła i upuściła kubełek, który odbił się od podłogi, a
następnie potoczył daleko, zatrzymując się na jednej z kolumn.
- Nie bój się! - uspokajał władca. - Jestem tylko pielgrzymem, który
pragnie złożyć hołd bogini. Kim jesteś? Jak się nazywasz?
- Mam na imię Daunia i jestem świętą niewolnicą - odpowiedziała
dziewczyna, onieśmielona wyglądem Aleksandra, który w niczym nie
przypominał zwykłego pielgrzyma. Spod jego płaszcza połyskiwał pancerz
i nagolenniki, a przy każdym wykonywanym ruchu dawał się słyszeć brzęk
pasa kolczugi spływającej na napierśnik.
- Święta niewolnica? W niczym jej nie przypominasz. Masz piękne,
arystokratyczne rysy twarzy i dumne spojrzenie.
- Pewnie jesteś przyzwyczajony do wyglądu świętych niewolnic
Afrodyty. Zanim staną się one świętymi, są zwykłymi niewolnicami,
niewolnicami męskich żądzy.
- A ty nie? - zapytał Aleksander, podnosząc z ziemi kubełek.
- Ja jestem dziewicą. Jak bogini. Słyszałeś kiedyś o mieście kobiet?
Pochodzę właśnie stamtąd.
Mówiła z charakterystycznym akcentem, którego władca nigdy przedtem
nie słyszał.
- Nie wiedziałem nawet, że takie miasto istnieje. Gdzie ono leży?
- W Italii. Nazywa się Lokris, a mieszka w nim jedynie kobieca
arystokracja. Zostało założone przez sto rodów wywodzących się od
kobiet, które zbiegły ze swej pierwotnej ojczyzny - Lokrydy. Wszystkie
one owdowiały i jak wieść niesie, połączyły się ze swoimi niewolnikami.
- Dlaczego przybyłaś tutaj, do tak odległego kraju?
- Aby odpokutować za występek.
- Występek? Jaki występek mogła popełnić tak młoda dziewczyna?
- Nie ja. Tysiąc lat temu nasz pradawny heros, Ajas, syn Ojleusa, w noc
upadku Troi zgwałcił księżniczkę Kasandrę, córkę Priama, właśnie w tym
miejscu, na piedestale podtrzymującym święte Palladion, czyli cudowny
wizerunek Ateny, który spadł z nieba. Od tamtej pory Lokryjczycy płacą za
to świętokradztwo, składając w ofierze dwie panny ze szlachetnego rodu,
które przez cały rok służą w sanktuarium bogini.
Aleksander potrząsnął głową, jakby nie wierzył własnym uszom.
Rozejrzał się wokół, gdy tymczasem na zewnątrz świątyni dał się słyszeć
odgłos wielu końskich kopyt. Nadjechali jego towarzysze.
Po chwili wszedł kapłan, który natychmiast zorientował się, kto przed
nim stoi, i złożył głęboki pokłon.
- Witaj, panie! Żałuję, że nas nie uprzedziłeś o swej wizycie.
Zgotowalibyśmy ci zupełnie inne powitanie.
Dał znak dziewczynie, by odeszła, lecz Aleksander kazał jej zostać.
- Podoba mi się sposób, w jaki mnie tu przyjęto - przyznał. - Ta
dziewczyna opowiedziała mi nadzwyczajną historię, w którą trudno mi
było uwierzyć. Słyszałem, że w waszej świątyni przechowywane są
relikwie z wojny trojańskiej, czy to prawda?
- Jak najbardziej. Rzeźba, którą widzisz, to święte Palladion, wykonane
na wzór pradawnego posągu Ateny, który spadł z nieba, czyniąc
niezwyciężonym miasto mające go w posiadaniu.
W tej samej chwili nadeszli Hefajstion, Ptolemeusz, Perdikkas i
Seleukos.
- Gdzie się znajduje oryginalny posąg? - spytał Hefajstion, zbliżywszy
się do rozmawiających.
- Niektórzy sądzą, że wykradł go Diomedes, by następnie przenieść do
Argos. Inni twierdzą, że to Odyseusz, przybywszy do Italii, podarował
posąg królowi Latinusowi. Według kolejnej wersji Eneasz umieścił
Palladion w pewnej świątyni niedaleko Rzymu, gdzie znajduje się do dziś.
Krótko mówiąc, wiele miast chełpi się posiadaniem oryginału.
- Nie dziwię się! - zauważył Seleukos. - Takie przeświadczenie dodaje
odwagi.
- Z pewnością - przyznał Ptolemeusz. - Arystoteles powiedziałby, że
przeświadczenie lub przepowiednia rodzi zdarzenie.
- Czym różni się prawdziwe Palladion od innych posągów? - spytał
Aleksander.
- Autentyczny posąg Ateny - oznajmił kapłan uroczystym tonem - jest
zdolny zamknąć oczy i poruszyć włócznią.
- To nie takie trudne - skomentował Ptolemeusz. - Każdy inżynier
naszego wojska potrafiłby skonstruować podobną zabawkę.
Kapłan spiorunował go spojrzeniem, a król potrząsnął głową.
- Czy istnieje coś, w co wierzysz, Ptolemeuszu?
- Oczywiście - odpowiedział młodzieniec, opierając dłoń o gardę miecza.
- Właśnie to. - Następnie, kładąc rękę na ramieniu Aleksandra, dodał: - I
przyjaźń.
- Musicie wiedzieć - ciągnął dalej kapłan - że wszystkie przedmioty,
które widzicie, czczone są w tych świętych murach od niepamiętnych już
czasów, a tumulusy usypane wzdłuż rzeki kryją prochy Achillesa,
Patroklesa i Ajasa.
Dał się słyszeć odgłos kroków i po chwili do zwiedzających słynne
sanktuarium dołączył Kallistenes.
- Co o tym sądzisz, Kallistenesie? - zapytał Ptolemeusz, wychodząc mu
na spotkanie i biorąc go pod ramię. - Czy dałbyś wiarę, że jest to
autentyczna zbroja Achillesa, a tam, na kolumnie, zawieszono prawdziwą
lirę Parysa? - Dotknął strun, wydobywając z nich matowy, fałszywy akord.
Aleksander zdawał się ich nie słuchać. Przyglądał się młodej Lokryjce,
zajętej dolewaniem wonnej oliwy do lamp. Patrzył na jej doskonale
kształty widoczne pod przezroczystym, lekkim peplosem, i starał się
odgadnąć tajemnicę błyszczącą w jej niepewnym, uległym spojrzeniu.
- To wszystko nie ma najmniejszego znaczenia, dobrze o tym wiecie -
odpowiedział Kallistenes. - W świątyni Dioskurów w Sparcie można
zobaczyć jajo, z którego ponoć wykluły się bliźnięta, bracia Heleny. Sądzę
jednak, że jest to raczej jajo strusia, libijskiego ptaka wysokości konia.
Nasze świątynie pełne są podobnych relikwii. Liczy się to, w co ludzie
chcą wierzyć, ponieważ pragną wierzyć i marzyć. - To mówiąc, odwrócił
się w kierunku Aleksandra.
Król zbliżył się do olbrzymich panoplii z brązu, zdobionych cyną i
Zgłoś jeśli naruszono regulamin