Wykład IX – Homo ludens.
Homo ludens to „człowiek bawiący się”. Pojęcie to znane jest już od dawna, ale we współczesnej humanistyce upowszechnił je Johan Huizinga – holenderski historyk, historyk kultury, filozof. Tytuł książki, w której przedstawił swoje poglądy .... (coś jakby przerwane) ... szalonych rzeczy; przede wszystkim I wojna światowa i rewolucja bolszewicka. Stąd już w pierwszym zdaniu swojej pracy Huizinga stwierdza, iż owa dumna nazwa, jaką ludzie określali samych siebie – homini sapienti – zdewaluowała się i chyba już nie bardzo pasuje do naszego gatunku. Bardziej powszechne, czy trafne w przekonaniu ogółu stało się pojęcie homo faber – człowiek pracujący, twórczy. Zdaniem Huizingi jednak ani homo sapiens, ani homo faber nie są w stanie do końca opisać tego, kim naprawdę jest człowiek. Opierając się na doświadczeniu kultury nie tylko europejskiej chciał rozważyć, czy rzeczywiście tym, co najważniejsze w człowieku, co charakteryzuje jego działalność zarówno wtedy, kiedy się uczy, kiedy tworzy, kiedy się modli, nie jest najzwyklejszą w świecie zabawą.
Jednak chodzi tu o zabawę rozumianą jako źródło kultury, która występuje w obszarze kultury. Huizinga przeciwstawia się dość rozpowszechnionym poglądom w sferach przedstawicieli nauk biologicznych, jakoby zabawa była czynnością fizjologiczną, zachowaniem zaprogramowanym, przewidzianym przez przyrodę w celu rozwiązania rozmaitych problemów, z jakimi człowiek się spotyka. Ale już pierwsze zdanie z książki Huizingi brzmi paradoksalnie: „Zabawa jest starsza od kultury”. Cóż to znaczy? To znaczy, ze zanim człowiek zaczął się porozumiewać, wytwarzać, bawić, tańczyć, śpiewać, rozmawiać, istniała już zabawa jako taka. Wiemy to choćby z obserwacji zachowania młodych zwierzątek, np. psów, kotków i możemy bardzo wiele powiedzieć na temat, jak wygląda zabawa w świecie zwierzęcym. Huizinga twierdzi jednak, że nawet w tym biologicznym świecie zabawa ma znacznie większe znaczenie, aby określać ją tylko w kategoriach czysto biologicznych, czy fizjologicznych. Jako reprezentant filozofii życia traktuje życie jako kategorię niesprowadzalną i nieredukowalną do czystych zachowań mechanicznych; wobec tego kategoria życia obejmuje nie także świat zwierzęcy, w którym mamy także do czynienia z jakimiś sensownymi działaniami. Zabawa bowiem jest dla niego czynnością sensowną; zawsze coś oznacza, lub do czegoś odsyła. Nie jest to tylko niewinne rozładowanie jakichś, skądinąd szkodliwych popędów, czy agresji. Chcemy, czy nie chcemy, podczas zabawy mamy do czynienia z jakimś doświadczeniem duchowym. Huizinga świadomie używa tego określenia. Terminu „duchowy” nie należy w tym wypadku od razu utożsamiać z jakimkolwiek wymiarem religijnym. Jeśli dobrze rozumiem tego autora, chodzi mu o to, że w zabawie mieści się jakiś naddatek, nadmiar, coś więcej. Zabawa jest więc przejawem obecności i doświadczenia tego nadmiaru. Nadmiar ów w wypadku człowieka, zarówno pracującego (homo faber) jak i rozumnego (homo sapiens), stanowi „coś więcej”, albowiem „jesteśmy więcej niż rozumnymi” – jak zaznacza filozof. Zabawa nie jest rozumna, choć każdą zabawą rządzą bardzo precyzyjne prawa; jest czymś więcej, niż tylko rozumnym zachowaniem.
Jakie charakterystyczne cechy zabawy można byłoby wymienić? W jaki sposób zabawa różni się od innych naszych zachowań? Co sprawia, że możemy nazwać kogoś „homo ludens? Mówi się na przykład o kimś, że to „zabawowy facet”, ale co innego mamy wtedy na myśli. Huizinga, którego teoria bardzo się upowszechniła, twierdził, iż w sumie każdy człowiek jest zabawowy dlatego właśnie, że jest człowiekiem. Zabawa jest wprzęgnięta w samą istotę człowieczeństwa i stanowi wręcz osnowę kultury. Jak można byłoby opisać, czym jest zabawa? W potocznym mniemaniu zabawa stanowi przeciwieństwo powagi. Powaga ma w sobie coś solennego, zasadniczego, sprzeciwiającego się pewnym formom lekkości bytu, który niewątpliwie wiąże się z uśmiechem i zabawą. Ale nie jest to takie proste, ponieważ obserwując np. dzieci dostrzegamy, z jaką powagą podchodzą one do zabawy. Zabawa jest zajęciem niesłychanie absorbującym uwagę. Spróbujcie powiedzieć np. piłkarzowi, który właśnie ma rozegrać jakiś mecz, że zajmuje się czymś niepoważnym. Przecież to poważna sprawa! A przecież zabawa to także gra, która stanowi ważny element zabawy.
Zabawa nie jest tym samym co śmiech. Arystoteles definiował człowieka jako homo ridens – „człowieka śmiejącego się”. Dla tego mądrego Greka właśnie śmiech jest jednym z czynników, który decyduje o człowieczeństwie. Tylko człowiek potrafi się śmiać; w każdym razie Arystoteles był o tym przekonany. Nie można natomiast postawić znaku równości pomiędzy homo ridens a homo ludens. Człowiek śmiejący się nie jest zawsze tym, który się bawi. Tak samo człowiek, który się bawi, nie zawsze się śmieje. Należy więc oddzielić kategorię komizmu od kategorii zabawy. Być może komizm stanowi część zabawy. Często określamy tym pojęciem jakieś wygłupy. Niewątpliwie komizm wiąże się w jakiś sposób z głupotą, gdyż człowiek głupi jest komiczny i reagujemy śmiechem na jego widok. Często mądrość i głupota są ze sobą związane. Spróbujemy rozwinąć ten temat w ostatnim wykładzie, w którym zajmę się homo idiota; któż to jest, czy wszyscy jesteśmy idiotami, i jaka jest istota idiotyzmu jako pewnej kategorii humanistycznej.
Huizinga chyba trafnie zauważa, że zabawa wychodzi poza przeciwieństwa typu mądrość-głupota, prawda-fałsz, dobro-zło. Zabawa jako tak nie nosi w sobie żadnej funkcji moralnej, nie jest ani cnotą, ani grzechem, choć greccy scholastycy wśród rozmaitych cnót, czyli pewnych sprawności etycznych, dopatrywali się zdolności do zabawy jako eutraperii(?). Sam zgodziłbym się ze stwierdzeniem, iż kategoria zabawy wykracza poza jakiekolwiek próby jej oceny. Jeżeli można byłoby przyrównać zabawę do którejś z klasycznych wartości, to być może najbliższa jest ona pięknu. Pewne zachowania mające charakter zabawowy zdają się być bliskie kategorii piękna, np. taniec. W myśl znanego, banalnego powiedzenia, tylko trzy rzeczy są piękne; galopujący koń, statek z rozwiniętymi żaglami i kobieta w tańcu. Może to i prawda, choć przecież są różne statki i różne kobiety.
Jakich sformułowań musielibyśmy użyć, aby opisać wszystkie istotne cechy charakteryzujące zabawę? Po pierwsze zabawa jest zawsze jakąś działalnością. Tylko w przenośni można byłoby powiedzieć, że ktoś bawi się swoimi myślami; ale nawet wtedy wykonuje jakąś czynność, choć ma ona charakter wewnętrzny, nieprzechodni, coś roi mu się w głowince. Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, iż jest to swobodne działanie. Tylko człowiek wolny jest człowiekiem bawiącym się, trudno bowiem bawić się na rozkaz. Być może dla celów pedagogicznych mamusie, lub panie w przedszkolu zachęcają dzieci do zabawy. Prawdopodobnie jednak dziecko bawi się najlepiej wtedy, kiedy nikt mu nie każe, siedzi cicho i później przerażona mama wpada do pokoju widząc rezultaty tej zabawy. Podobno cicho bawiące się dziecko jest zawsze podejrzane. Zabawa w tym sensie jest czymś zbytecznym, nie jest konieczna. Potrzebujemy jej wówczas, gdy wiąże się z nią jakaś przyjemność, gdy jest nam dobrze podczas zabawy. To bardzo ważna cecha; zabawa jest swobodnym, płynącym z wolności działaniem, które odbiega od potocznego rytmu życia. Zabawa jest wejściem człowieka w inny czas, niż płynie czas naszej codzienności. Czasami dzieci mówią, że robią coś „na niby”, czyli dla zabawy. Tutaj nasuwa mi się piękny przykład. Pewien tatuś zastał swojego czteroletniego synka siedzącego na przedzie rzędu krzeseł, które mały poustawiał tak, aby wyobrażały pociąg. Rodzic ucieszył się, że dziecko potrafi tak ładnie zająć się sobą i wycałował synka. Mały zareagował na to z oburzeniem: - Tatusiu, nie wolno ci całować lokomotywy, bo inaczej wagony pomyślą, że to wszystko nieprawda! Oto świetna definicja powagi w zabawie. Tatuś widocznie bardzo się tym przejął, bo zapisał i przekazał dalej uczonym, żeby zrobili z tego użytek naukowy. Wychodząc poza normalny czas, zabawa nie wyprowadza jednak człowieka poza całe jego życie. Ona wymaga często powagi.
Następną ważną cechą charakteryzującą zabawę, a pośrednio przez nią i tego człowieka homini ludens, jest jej bezinteresowność. Nasze normalne działania zmierzają zawsze do osiągnięcia jakichś celów, korzyści. Tutaj korzyść leży w samej zabawie; cel zabawy tkwi w niej samej. Jest auto..deliczna(?), czyli samocelowa. Bez wątpienia umila i upiększa życie, ale jakby wyczerpuje się w samym działaniu. Człowiek bawiący się stawia sobie cele będące poza wszelkimi materialnymi, ale też i psychicznymi korzyściami. Wyszczególnienie zachowania homo ludens sprawia, że zabawa rozgrywa się w odrębnym czasie i w określonej, wydzielonej przestrzeni. Zawiera w sobie swój bardzo dokładny, własny przebieg i sens. Ma określony początek, scenariusz i z zasady zmierza do jakiegoś zakończenia, kiedy już coś zostanie rozegrane.
Aby zabawa była naprawdę zabawą, powinna mieć określony porządek, ład i jest on bezwarunkowy. Oczywiście istnieje nieskończona ilość zabaw, ale proszę zauważyć, iż każda z nich musi podlegać określonym regułom, do których uczestnicy się stosują. Jeżeli ktoś „psuje” zabawę, to znaczy, że wychodzi poza te reguły i zabawa traci wtedy sens. Np. gramy w piłkę nożną, a jeden z zawodników łapie piłkę do ręki i biegnie w kierunku bramki przeciwnika. Sędzia przepędza go z boiska, nie wolno bowiem łamać reguł gry. Czynnik ładu decyduje o pewnej estetycznej wartości zabawy. Owszem, istnieją różne estetyki i kryteria piękna, choć ja osobiście nie potrafię dopatrzyć się wielkiego piękna w futbolu amerykańskim. Nie rozumiem, o co tym facetom chodzi, choć niewątpliwie o coś im chodzi i widzą jakąś celowość w tym, co robią, stosują się więc do przyjętych reguł.
W każdej zabawie związanej z grą ważna jest obecność jakiegoś napięcia. Wypływa ono z niepewności. Reguły, którym podporządkowana zostaje zabawa, czy gra, nie zawsze gwarantują sukces każdemu z uczestników. Element amoralny, czyli walka, o której powiem w dalszej części, jest też bardzo istotny dla zabawy. Wszyscy mają szanse, ale wynik nie jest pewny; stąd wynika napięcie. Uczestnicy gry zmierzają więc do jakiegoś odprężenia, które jest jednym z wewnętrznym celów, którymi kierują się uczestnicy.
Zaznaczałem już, że gra powinna mieć bardzo mocne reguły. O gracz, który
w pewnym momencie odstępuje od reguł gry, mówi się po dziecinnemu, że „psuje” zabawę. Dzieci najczęściej takiego kamienują, postępując zresztą rozsądnie. Huizinga zwraca uwagę, że postać owego „psuja” można ująć w pewną kategorię kultury. „Psujami” są wszyscy, którzy wyłamują się z pewnych ogólnych reguł obowiązujących w społeczeństwie. Huizinga uważa, że „psuj” jest w stanie odegrać w kulturze bardzo znaczącą rolę, bo przecież gdyby wszyscy żyli tylko i wyłącznie według ustalonych zasad, byłoby to niesłychanie nudne. Ale zawsze znajdzie się jakiś święty, heretyk, lub rewolucjonista i te „psuje” często zmieniają reguły gry. Kiedy podczas gdy pojawi się czynnik psujący, jej uczestnicy podchodzą doń bardzo krytycznie.
Jeśli ktoś niewtajemniczony przygląda się jakiejś zabawie, może ona wyglądać dlań dziwnie. Opowiadano mi o pewnym Afrykańczyku, który studiował w Londynie i jak przyjechał do swojego kraju zapytano go, czego się tam właściwie nauczył, w sensie praktycznym. On na to, że różnych rzeczy go uczono; rodacy jednak chcieli konkretów na temat jakichś praktycznych umiejętności, które tam nabył. On zaczął opowiadać: _ Wszedłem kiedyś do takiego budynku- nie budynku, otwarta przestrzeń otoczona ławkami, w środku ładnie przystrzyżona łąka. Z jednej strony wybiegło jedenastu facetów ubranych na niebiesko, z drugiej strony też jedenastu, ale ubranych na biało. Wyszedł jeszcze jeden, zagwizdał i wtedy, jak zaczęło padać! Tak więc ów student wyciągnął praktyczną naukę z okresu pobytu w Anglii. Jeśli urządzić coś takiego w jego kraju, to za pomocą tych kolorowo odzianych facetów i gwizdka można byłoby sprowadzić deszcz i nie byłoby suszy. Przykład ów wskazuje na to, że zabawa czasem może być pożyteczna dla celów czysto zewnętrznych, co nie potwierdzałoby tezy wysuniętej przez Huizingę. A więc zabawa obserwowana z zewnątrz przez kogoś nie wtajemniczonego, ma w sobie coś zagadkowego. Zagadkowe są zachowania obserwowane z zewnątrz. Innymi słowy, wewnętrzną logikę zabawy możemy uchwycić tylko przez uczestnictwo, od wewnątrz, od środka. Pewna zagadkowość i tajemniczość ( nie w tym głębszym znaczeniu, lecz bardziej potocznym) zabawy wynika właśnie z faktu, że zabawa wychodzi poza reguły i prawa naszego codziennego, pospolitego życia.
Ale tak było zawsze. Nawet starożytne mity opowiadały o stworzeniu i ukształtowaniu przez bogów świata naznaczonego jakąś ułomnością. Co jakiś czas uciekała z niego energia i musiał przechodzić proces okresowej regeneracji, odnowienia. Odnowienie było przeprowadzane poprzez powtarzanie gestów, które bogowie czynili kiedyś, na początku istnienia wszystkiego. Stąd wywodzi się np. obyczaj obchodzenia karnawału wywodzącego się ze święta, które miało przywracać nowy ład całemu światu nadając mu nową moc i energię.
Inność i tajemniczość zabawy przejawia się najpełniej w takich formach, które.... (przerwa na zmianę strony kasety). Jeśli nie wiadomo jak się skończy, to znaczy, że skończy się dobrze. Niewątpliwie ów element ludyczny zawarty jest zawsze w tej powadze zabawy. Przytoczę teraz fragment z „Praw” Platona, powtarzany wielokrotnie przez tych, którzy zajmują się problemem zabawy. To bardzo solidne i poważne dzieło, jedno ze źródeł europejskiej myśli etycznej i prawniczej. Filozof zwraca tu uwagę na bardzo istotną rzecz: „Wagę przykładać trzeba do tego, co jest poważne, a nie trzeba do tego, co nie jest poważne”. Jak na filozofa to bardzo trafne stwierdzenie. „Otóż bóg jedynie godny jest tego, żeby mu poświęcać – i z jakim szczęściem! – całą uwagę, człowiek zaś... jest jakby jakąś przemyślnie sporządzoną zabawką boga i to, że nią jest, stanowi naprawdę największą jego wartość. Zgodnie z tym przeznaczeniem powinien każdy, mąż i niewiasta, bawiąc się w najpiękniejsze zabawy, przepędzać swe życie”. Proszę zauważyć; jeśli Platon uważa, że człowiek jest zabawką w ręku boga (pisanego z małej litery), czy też bogów, mogłoby się wydawać, iż ci bogowie po prostu bawią się ludźmi. Platon sugeruje jednak coś innego; człowiek ma spędzać życie bawiąc się jak najpiękniej. „Musi myśleć jednak o tym zupełnie inaczej, niż się myśli obecnie (...) Żeby mieć pokój – należy dobrze rozgrywać poważne sprawy, sprawy wojny. W rzeczywistości jednak wojna nie stworzyła dla nas nigdy możności ani prawdziwej zabawy, ani nauki, o której by warto mówić, a zabawa i nauka są to właśnie rzeczy najpoważniejsze, twierdzimy”.
Wynika stąd, że bogowie stworzyli ludzi jako przemyślne zabawki po to, żeby się bawili. Ale owa zabawa służy jak najbardziej nauce i zdobywaniu mądrości. „Oto bawiąc się i weseląc, to jest składając ofiary bogom i wielbiąc ich śpiewem i tańcem. Zjednamy sobie w ten sposób przychylność bogów i staniemy się zdolni odpierać wrogów i zwyciężać w walce”. W ten sposób Platon przyznaje zabawie najwyższą wartość, gdyż poprzez śpiew i taniec można zjednać sobie przychylność bogów. Niektórzy teoretycy liturgii chrześcijańskiej, na przykład znakomity niemiecki filozof i teolog Romanow Łargini(?) zaznaczał, że liturgia posiada także element zabawowy, albowiem jest ona bezcelowa, ale sensowna. Nie służy wprost jakimkolwiek utylitarnym działaniom.
Co wskazuje na podobieństwo, a co stanowić będzie różnicę pomiędzy zabawą a kultem? Zarówno zabawa jak i kult rozgrywają się w określonej, wydzielonej przestrzeni
i w czasie. Zabawa też przebiega w konkretnych miejscach. Kiedy dziewczynki rysują kredą na chodniku kwadraty do gry w klasy, wydzielają sobie w ten sposób określoną przestrzeń i ustalają konkretne reguły gry, bardzo zresztą precyzyjne; tu skaczemy na jednej nodze, tu na obydwu, tam się obracamy, itd. Ale w tej grze nie ma czegoś wzniosłego. Mimo pewnych podobieństw pomiędzy zabawą -grą a kultem, zasadnicza różnica polega na tym, iż dla człowieka sprawującego jakiś kult, rzecz nie dzieje się na niby. W zabawie zawsze coś dzieje się na niby, natomiast sens działania kultowego rysuje się ponad obrzędem. Człowiek religijny jest bowiem przekonany, że sens owego działania wykracza poza to, co zostało spełnione.
Podsumujmy jeszcze w kilku punktach różnicę pomiędzy zabawą a kultem, czy też świętowaniem. Po pierwsze w jednym i drugim wypadku zostajemy wyłączeni z życia powszedniego. Po drugie ton całej akcji jest w zasadzie radosny. Towarzyszy im ograniczenie czasowe i przestrzenne. Ostatnim czynnikiem jest połączenie precyzji ze swobodą. Spróbujmy teraz sformułować jakąś quasi definicję zabawy/gry, na podstawie wszystkiego, co zostało tu przedstawione. Zabawa jest dobrowolną czynnością, dokonywaną w pewnych ustalonych granicach czasowo- przestrzennych, której uczestnicy przyjmują dobrowolnie i bezwarunkowo obowiązujące reguły. Reguły te są jednocześnie dobrowolnie przyjęte i bezwarunkowo obowiązujące. Czynności tej towarzyszy uczucie napięcia i radości, ale też i odmienności od zwyczajnego życia.
Przyjrzyjmy się teraz zabawie w znaczeniu gry; otóż zakłada ona istnienie jakichś co najmniej zdwojonych elementów, rozgrywających się między dwiema stronami. Często gry mają charakter agonalny - od greckiego słowa agon – walka. Stąd pochodzi agonia, czyli ostateczna walka ze śmiercią. Agonalny oznacza, że zgodnie z określonymi regułami gra staje się walką zmierzającą do osiągnięcia jakiejś nagrody, np. medalu. Najistotniejsze jest jednak nie zdobycie nagrody, lecz sama walka; jak kiedyś powiedział pewien chłopiec, nie chodzi o guziki, chodzi o grę. Nie chodzi o to, że coś zdobędziesz, coś zyskasz, lecz o samą grę, żeby się udała. „Udało się” nie zawsze znaczy, że doszło do zwycięstwa którejś ze stron; to znaczy, że było interesująco i ciekawie, że coś się działo. W grze element szczególnie podnoszący napięcie stanowi fakt, że dokonuje się publicznie. Przejawia się to nawet na meczach piłki nożnej, gdzie już inaczej punktuje się tych, którzy grają na własnym boisku, a inaczej gości.
Czytając Huizingę i zmagając się z nim doszedłem do wniosku, że sformułowane przezeń kategorie, tak bardzo dokładnie porządkujące pewne sprawy, są jednak osadzone w dość spokojnej jeszcze kulturze lat trzydziestych. Pisze na przykład o sporcie jako o szlachetnej rywalizacji. Ja patrzę już na to podejrzliwie, bo to wszystko staje się teraz handlem i nadużywaniem rozmaitych środków, które mają fizjologicznie usprawnić człowieka, a praktycznie go zabijają, skracają mu życie.
Myślę, że cały problem homo ludens, człowieka ludycznego, należałoby przemyśleć równie solidnie i głęboko jak zrobił to Huizinga, ale w odniesieniu do współczesnych przedstawicieli tego gatunku. Czy człowiek kupujący w supermarkecie jest człowiekiem pracującym, czy bawiącym się? Czy to jest zabawa, czy powaga? Bardzo często powaga i to ogromna, ale bliska powadze dziecka, które ustawia klocki. Z tą różnicą, że kupujący ma dużo więcej lat niż dziecko i kartę kredytową. W ten sposób doszlibyśmy do pytania, czy gry komputerowe uzależniają. Oczywiście, że uzależniają. A czy to jest zabawa? Czy można uzależnić się od zabawy? Mówi się o kimś, że jest zabawowy, ale być może jest to zdrowy objaw zdrowego podejścia do życia. Jeżeli Huizinga twierdzi, że zabawa ma tak istotne znaczenie dla ludzi i wręcz definiuje człowieka jako homo ludens, to znaczy, że upatruje w tym jakiejś bardzo ważnej przyczyny ożywiającej coś niezmiernie istotnego w człowieku. Myślę, że takie autentyczne badania naukowe mają w sobie coś z zabawy. Słyszę czasami
w radio, czy w rozmowie z matematykiem lub fizykiem, że naukowcom moment odkrycia czegoś nowego sprawia niezmierną radość i mówią wtedy: wiesz, ta fizyka to jest kupa zabawy. Tylko, że ta zabawa ma swoje reguły; dla mnie, niestety, niepojęte, bo ja w szkole zawsze mnożyłem dżule przez centymetry.
Bardzo istotnym elementem zabawy, czy gry, jest współzawodnictwo. Teraz dużo mówi się o wyścigu szczurów, tym nie mniej współzawodnictwo jest czynnikiem, który w sposób bardzo istotny przyczynia się do budowania klimatu zabawy, a konkretnie napięcia odczuwanego przez wszystkich uczestników. Mówi się, że gra się w ruletkę, ale gra się też na giełdzie. Czy to jest gra, czy też ciężka praca? Czy giełda jest obszarem zabawy „dużych” chłopców i dziewczynek?
Podam teraz dwa przykłady zabaw, które wyszukał Huizinga. Nazwa jednej z nich pochodzi z jakiegoś dialektu południowoamerykańskich Indian (nazwa). Polega na tym, że stają dwie strony naprzeciw siebie i wygrywa ta, która więcej drugiej da darów. Król zaczynający panowanie w plemieniu urządza zawsze taką zabawę. Bardziej perfidna forma tej zabawy polega na tym, iż wygrywa ten, kto zniszczy więcej swojego. Myślę, że te formy zabawy są warte wypróbowania. Możemy też zastanowić się, czy warto potraktować egzamin jako zabawę na zasadzie, kto komu więcej da, albo kto komu więcej zabierze. Grecy, jak na przykład Aleksander Wielki, byli specjalistami od przekształcania życia w zabawę. Aleksander wymyślił kiedyś zabawę, w której trzeba było jak najwięcej zjeść i wypić. Za jednym razem umarło mu trzydziestu pięciu uczestników. Ta zabawa miała rzeczywiście charakter agonalny i zakończyła się agonią. A więc kończę, żeby nie doprowadzić Państwa do stanu agonalnego.
BB3