zadoscuczynienie alkocholika.txt

(3 KB) Pobierz
Zadoscuczynienie alkoholika

Mialem kilka miesiecy abstynencji, kiedy na jakims mityngu AA, od alkoholika ze stazem mniej wiecej dwuletnim uslyszalem, ze on zadoscuczynia swojej rodzinie przez to, ze nie pije.

Podchwycilem ta nowa wiedze w mig i pochwalilem sie nia na najblizszej terapii. Natychmiast wdeptano mnie tam w ziemie: "to, ze przestales krzywdzic (a czy faktycznie przestales to sie dopiero okaze, bo na razie to tylko przestales pic) nie jest zadnym zadoscuczynieniem, to co najwyzej normalnosc. Jesli cale zycie plules na sasiada i nagle przestales, to czy samo to, ze przestales jest juz zadoscuczynieniem? O.K. Zrozumialem.

Nastepnie zaczalem "dbac" o syna, kupujac mu rozmaite rzeczy, mniej lub bardziej potrzebne.
Tu juz sam sie dosc szybko zreflektowalem. Przeciez kiedy pilem robilem dokladnie to samo, zeby miec go z glowy i pozbyc sie wyrzutów sumienia. Poza tym dbanie o wlasne dziecko i kupowanie mu potrzebnych rzeczy jest moim normalnym, podstawowym obowiazkiem i z zadoscuczynieniem nie ma nic wspólnego. No, dobra. Zrozumialem.

Potem wpadlem na pomysl z przepraszaniem. Wolam wiec kogos z rodziny i mówie: siadaj, chce z toba porozmawiac. Widzisz okazalo sie, ze ja jestem alkoholikiem. To nie moja wina, to taka choroba. W zwiazku z nia upijalem sie, zachowywalem po pijanemu w sposób nieodpowiedni i krzywdzilem tym zarówno ciebie jak i siebie. I teraz chcialem cie za to wszystko przeprosic.

Od sponsora, któremu zdalem relacje ze swego zadoscuczynienia uslyszalem, ze jestem bezczelny. Ze przeprosic to ja moge przechodnia, którego potracilem niechcacy na ulicy. A jak komus zmarnowalem wiele lat zycia, pozbawilem go/ja poczucia bezpieczenstwa, okradalem, nie dbalem, nie interesowalem sie, moze i bilem bedac pijany, itd. to samo slowo "przepraszam" jest conajmniej bezczelnoscia i kpina z mojej strony. (Mój znajomy w podobnej sytuacji uslyszal od swojego dziecka, ze ma ono w d… jego "przepraszam"). Przyjalem i to. Zrozumialem.

Minelo duzo czasu zanim wykombinowalem, ze bede zadoscuczynial swojej bylej zonie poprzez wspieranie jej finansowo. A zeby nie czula sie upokorzona datkami lub prezentami, to robilem to tak, zeby sie nie zorientowala. Mieszkamy nadal w jednym domu i sposoby rozliczen miedzy nami sa takie, ze czasami mi sie to udawalo.

Bylem zadowolony z siebie, uwazajac, ze nareszcie znalazlem wlasciwa metode. Do czasu rozmowy z kolezanka, która jest lekarzem, terapeutka i alkoholiczka z dluuugim stazem niepicia. Pokazala mi, ze dalej o zadnym zadoscuczynieniu nie ma mowy, ze ja tylko wykombinowalem sobie sposób na uglaskanie wlasnego sumienia, sposób na zlagodzenie poczucia winy i wyrzutów sumienia i zrobilem to znowu tak, jak ja chcialem, jak mnie sie wydawalo, na swój sposób - zupelnie nie liczac sie z uczuciami czy potrzebami bylej zony.

W efekcie okazalo sie, ze jedyna sensowna i dobra rzecza, która zrobilem przez caly ten czas bylo wyjasnienie i przekonanie mojej najblizszej rodziny, ze to co sie stalo ze mna, to co robilem i jak sie zachowywalem, nie bylo nigdy ich wina.
Dla mnie, po terapiach wydawalo sie to czyms tak oczywistym, ze dlugo nawet nie przychodzilo mi do glowy, zeby im to mówic. Dla nich okazalo sie to czyms bardzo waznym i potrzebnym.

Mam wrazenie, ze teraz stanalem pod wielkim murem i kompletnie nie wiem, co dalej. Swoje sposoby i metody zadoscuczynienia opisalem. Okazaly sie one, jak by to delikatnie okreslic, problematyczne lub co najmniej malo skuteczne. Ale ja innych w tej chwili nie mam i nie bardzo wiem, co dalej robic…

A coraz wyrazniej odczuwam potrzebe uporzadkowania swojej przeszlosci, rozliczenia sie z nia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin