MATYLDA I DANIŁO_Anna Olimpia Mostowska.doc

(296 KB) Pobierz

 

Mostowska Anna

Matylda i Daniło

powiesc zmudzka

 

Znalazłam w w starych archiwach, manuskrypt ręką prababki moiey napsiany pod tytułem Matylda i Daniło, Powieść Zmudzka. Pisze ona, iż tę powieść od babki swoiey słyszała, która się była iey nauczyła od swey matki, ta iey mówiła, iż w jedney, swoiey podróży na Zmudzi, skąd sama rodem była: opowiadano iey tę Historyą na tym sa

mym mieyscu, gdzie się była przytrafiała. Niezaręczam, aby w niektórych iey szczegułach niebyła cokolwiek nadwerężoną; albowiem przez tak wiele ust przeszła, że niepodobna gdyby iakich odmian niedoznała. Do tego, iak zwykle w tych wiekach, w których mało było pismiennych kobiet, prababka moia, bardzo zle pisała, zwłaszcza, iż użyła wyrazów w naszych czasiech prawie niezrozumianych, co wiele dodało mi trudności w przepisywaniu tego rękopisma. O prawdzie treści iego, wątpić mi iednak niewolno, bo iak słyszałam w dzieciństwie moim od moich dziadów i babek, że matka babki, praprababki moiey, była bardzo uczciwa kobieta, i która niecierpiąc fałszu, nigdy

do prawdy nieoddalała się, w tym więc zostając przekonaniu, że prawdziwą powieść objawiam, którą prawiąc z kolei, nic nieprzydaiąc, ani uymuiąc manuskryptowi praprababki moiey, i polecaiąc to pismo opiece ponurego ducha Anny de Radklif, używaiąc właściwego co do słowa sposobu opowiadania matki baliki praprababki moiey zaczynam. Na Zmudzkiey ziemi od tey strony, gdzie się granica Jnflant zaczyna, znayduie się wielka puszcza, przy klórey stoią wspaniałe rozwaliny starożytnego zamku, niegdyś przez, kawalerów Krzyżackich, ieszcze zbudowanego. Ten Zamek na wysokiey wystawiony górze, po lewey stronie ma bagna i niedostępne lasy. Wie

             

               

 

 

  

 

             

             

 

czne siedliska drapieżnych zwierząt. Lecz ieśli to położenie przykre się wydaie, z ukontentowaniem wędrujący, zwraca swe oczy, ku prawey stronie tey okolicy Rozległe łąki, których kilka małych strumyczków wężem się kręcąc, ożywiaią rozmaite gaie, liczne trzody, i gdzie niegdzie wesołych wieśniaków siedliska, czynią te mieysca, iedne z naypięknieyszych którem dotąd widziała.

Znaglona okoncznościami, iechać przez tą krainą, rozweselałam nudność długiey podróży przypominaiąc sobie starożytne dzieie, które wpółczesniły tym gmachom, gdy przypadek zdarzony moiemu poiazdowi przymusił mię w tym mieyscu noc

             

               

 

 

  

 

             

             

 

przebydź. Zaprowadzono mię do małego murowanego z kamienia domku, wybudowanego po lewey stronie zamku pod samą górą, na którey te rudera się znaydywały. Tam stary gospodarz, ofiarował mi swoią ubogą lecz dobrze ugotowaną wieczerzę, znalazłam w tym człowieku gościnność i cnoty, które dawnych oyców naszych zdobiły. Daleko ieszcze do nocy było prosiłam gospodarza, aby mi towarzyszył dla oglądania Zamku, co on, chętnie uczynił. Świadomy tych mieysc starzec, wiele mi rzeczy dziwnych, i ciekawych powiedziawszy, dodał: wszystko to, com ci Pani mówił, iest fraszką wedle wieści tyczące się małego domku w któ

             

               

 

 

  

 

             

             

 

rym mieszkam. Jeżeli ci Pani, niepilno do wczasu, to ci opowiem rzecz. godną do podania potomnym wiekom, dla przekonania ludzi małowiernych, którzy upornie utrzymuią, że duchy i strachy, są bayki, na to tylko utworzone, aby gmin pospolity bawiły. Upewniłam starca, że sen daleko był ieszcze oczu moich, i że z ukontentowaniem, słuchać będę powieści iego Powróciliśmy do małego domku, gdzie usiadłszy na ławie, pod rozłożystą stóletnią lipą, starzec w te słowa powieść swoią, zaczął mi opowiadać.

Ten domek niegdyś należał do iedney niewiasty, klórey imię było Gryzalda; ta szczupła budowla i kilka włok gruntu do niey należące, by

             

               

 

 

  

 

             

             

 

ło iednym majątkiem tey zacney matrony, i dwóch iey córek, które z naywiększym wychowywała staraniem. Wieki iuż temu upłynęły, iak te zdarzenia się działy, lecz wieść o nich długo pamiętna, na zawrze została wyryta, w umysłach tuteyszych mieszkańców.

Gryzalda pochodziła z wielkiego niegdyś domu, do którego ów Zamek należał, miała ona była z pierwszych dni młodości swoiey naydoskonalsze wychowanie. Aczkolwiek iey rodzice byli ubodzy, oddali ią iednak. w dom, któremu na dostatkach niezbywało, lecz różne nieszczęśliwe przypadki, przyprowadziły Gryzaldę, o stan daleko nędznieyszy, nad ten

             

               

 

 

  

 

             

             

 

w którym u rodziców była. Wszakże rozum zdrowy, umysł stateczny, i mocna religija, niedozwoliły Gryzaldzie, zanurzać się w rospaczy, dziękowała ona Bogu, że się ieszcze iey to ubogie mieysce zostało, w którym znaydowała schronienie, i dosyć ziemi, aby mogła naygwałtownieyszym swoim potrzebom zadosyć uczynić. Przy pracy czas iey schodził prędko, a gdy córki wyszły z dzieciństwa, miała w nich towarzyszki przyiemne; i pomoc w gospodarstwie.

Jednak w kilka lat potym, gdy w tym domku osiadła, uważano z niemałym podziwieniem, iż  lubo powierzchownie naywiększe ubóstwo panowało w mieszkaniu Gryzaldy, żaden czło

             

               

 

 

  

 

             

             

 

wiek nieszczęśliwy niewyszedł iednak z domu tego bez opatrzenia, każdego pocieszono, nakarmiono i odziano. Drugi dowód do zadumienia był ten, iż córki iey takim były sposobem chowane, że w nayfortunnieyszym stanie, staranniey nie mogłyby bydź prowadzone. Lecz co do naywyższego stopnia wzbudzało podziwienie i ciekawość, to to: iż te dziewczęta, nie szły za mąż, lubo dla ich wdzięków, i przedziwnie dobrego wychowania w całey okolicy przez wszystkie matki, dla synów swoich za żony żądane były, a osobliwie starsza, którey imie było Matylda. Ta posiadaiąc dotąd w tych mieyscach niewidzianą ieszcze piękność, gwałtownie

 

             

               

 

 

  

 

             

             

 

była kochaną od bardzo bogatego i młodego Pana imieniem Daniło. Mieszkał on w sąsiedztwie, i choć wszystkich używał sposobów na to, aby nakłonić Gryzaldę, do zezwolenia na iego połączenie się z Matyldą, matka iednak zawsze mu iey odmawiała. A gdy wszyscy starali się iey dowodzić, iż nieznaydzie nigdy dostoynieyszego męża dla córki, ona się tym wymawiała, że Matylda była ieszcze zbyt młodą, że iey — pomocy potrzebowała, i że ią niehce oddawać w związek małżeński za człowieka, którego stan zbytecznie wynosił się nad ten, w który ubóstwo iey córkę pogrążyło. Roku iednego głód straszny trapił te okolice, zboże w tak wielką po

             

               

 

 

  

 

             

             

 

szło cenę, że ludzie niemajętni żadnego nie maiąc sposobu nędznie umierać musieliby, gdyby niebyła ich Gryzalda ratowała. Dała wszystkim wolny przystęp do domu swego, rozdawała każdemu potrzebuiącemu, chleb i inne pokarmy, i cały powiat od nieuchronney śmierci wybawiła. Wnosić z tąd sobie można, iak podobne czynności tak niezgodne z ubóstwem Gryzaldy, powiększyły podziwienie wszystkich tamecznych obywateli. Wielu różnie o Gryzaldzie myśleli, i nakoniec powszechne wszczęło się mniemanie, że Gryzalda posiada sztukę czarnoxięską. Lecz i ten krzywdzący ią wniosek niedługo miał przewagę; cnotliwe, iey życie, iey po

             

               

 

 

  

 

             

             

 

bożność i iey dobroczynność, zbiiały te mniemania, nakoniec iak zwykle bywa przyzwyczaiono się do iey sposobu życia, przestano się, dziwić wnosić i posądzać, a maiąc nieustannie pod oczyma iey cnoty, i rzadkie przymioty iey córek, oddano iey sprawiedliwość, i przestano na powszechnym szacunku dla tych kobit, zostawuiąc im ich sposób życia, bez badania o źrzódło, ztąd tyle dobrodzieystw czerpały.

Wszelako postępowanie Gryzaldy, niebyło tym dziewczynom do smaku. Matylda osobliwie rzewne łzy nad losem swoim wylewała; kochała ona z zobopolną miłością Daniłę. Owego to szlachetnego młodzieńca, o którym

             

               

 

 

  

 

             

             

 

wyż namieniłam. Zdawało się, że przyrodzenie stworzyło ich umyślnie iedno dla drugiego. Równie byli ozdobieni rzadką pięknością, talentami i rozumem: równie mieli duszę wspaniałą i serca czułe; słowem, niepozwalać na ich połączenie, zdawało się dziwacznym bydź okrucieństwem i niepoiętą gadką nad którą nieszczęśliwa Matylda próżno dręczyła swóy rozum, aby zrozumieć, co mogło bydź przczyną dla tak dobrey matki do przeciwienia się w rzeczy, która dla niey iedynym była uszczęśliwieniem. A niemogąc odkryć tey taiemnicy, kończyła zawsze uwagi swoie na łzach i narzekaniu nad losem swoim. Na próżno

             

               

 

 

  

 

             

             

 

też i u matki wybadywała się, w czem Daniło iey był tak nieupodobanym. Lecz nieubłagana Gryzalda srogie iey nakazywała milczenie, grożąc swoim gniewem, ieśliby się odważyła powtarzać podobne zapylanie. A gdy mimo wszelkich starań niemogła wskurać na córce, aby poprzestała widywać: potaiemnie Daniły, przykazała iey, pod naywiększą karą aby z domu wcale niewychodziła; i przeklęstwem ią swoim zastraszyła, ieśliby się ważyła bydź iey nieposłuszną.

Odtąd Matylda nic iuż takiego nie czyniła coby matce przykrym było. Dnia iednego gdy według zwyczaiu swego, siedząc przy kądzieli płakała, Klara młodsza Córka Gry

             

               

 

 

  

 

             

             

 

zaldy, wyszła dla przysłuchania się wdzięcznemu śpiewaniu, słowika. zdawało się; że ten ptaszek, umyślnie na tak bliskim usiadł drzewie, aby swym miłosnym pieniem, smutną pocieszył Matyldę, w tę same porę młody Daniło krążył w koło tego Domu, a postrzegłszy kobitę, myślał iż to pewnie była kochanka iego, która równie z nim cierpiąc wyszła, w nadziei z nim się zobaczenia, w tym mniemaniu zbliżał się do Klary, która boiąc się matki, skoro go uyrzała, chciała uciekać, lecz on ią dogonił, i wstrzymując za suknią, Zatrzymay się piękna Klaro rzecze, miey litości nademną! powiedz! za co Matylda przydaie do moich nieszczęść,

             

               

 

 

  

 

             

             

 

tak okrótnym sposobem unikaiąc odemnie? Klara opowiedziała mu iak matka zakazała surowo iey siostrze, aby z domu niewychodziła. Daniło stroskany aż do rospaczy, prosił. Klarę na kolanach, aby mu chciała bydź pomocną, ponieważ tobie wolno wychodzić rzecze do niey, możesz bydź dla mnie wielką pociechą, ieśli zechcesz przyiąć list móy do Matyldy, ponieważ wszystkie sposoby iey widywania mnie są odjęte. niech wie przynaymniey, że mnie nic nigdy ku niey, nieodmieni! Niech wie, iak wiele. cierpię!... o nieodmawiay mnie Klaro; ieśli. niechcesz, abym trupem padł u nóg twoich, Klara, bardziey czuła ieszcze na zmartwienie siostry, niż na

             

               

 

 

  

 

             

             

 

łzy Daniły, zezwoliła na iego proźbę. Ten nieszczęśliwy młodzieniec prosił ią, aby kilka minut poczekała, póki nienapisze krótki bilet w sąsiedzkim domu. Gdy w tyra celu odszedł od niey, Klara usiadła tymczasem pod drzewem, które w tym momencie mocno zadrżało, i tak straszny wiatr powstał, że iey chustkę zdarł z głowy a gdy się powietrze uspokoiło, usłyszała, iakiś szept do ucha, iakby te słowa do niey mówiono. Uciekay Klaro, ieśli zginąć niechcesz. Przelękniona Klara, nieczekała drugiego podobnego, ostrzeżenia, włosy Tey na głowie powstały, i zimny pot zlał iey czoło, wbiegła do domu gdzie na puł umarła padła u nóg ma

             

               

 

 

  

 

             

             

 

tki, która w ten moment rozmawiała z Matyldą, przelęknione obydwie tym niespodziewanym zdarzeniem, starały się Klarę do zmysłów powrócić, co nie bez trudności dokazać zdołały. Gdy ta nakoniec przyszła do przytomności, opowiedziała im swoią przygodę, Gryzalda niemogąc w tym razie władać swoim rozsądkiem, żałosnym krzyknęła głosem, nieubłagany duchu, niedosycie ci na ofierze iednego dziecka mego, chceszże drugie z życia pozbawić ! Te słowa niezmiernie zadziwiły Matyldę i Klarę, które prosiły Gryzaldę o wytłumaczenie tego niepoiętego wykrzyku. Gryzalda niemogąc iuż dłużey oprzeć się ich naleganiu, zezwoliła na to co one

             

               

 

 

  

 

             

             

 

żądały. Usiadły ciekawe córki obok matki swoiey, która w te słowa zaczęła im opowiadać swoie przypadki.

Wyznaię wam, że pomimo chęci dogodzenia waszey ciekawości, czuie, ieszcze, iż przyszedł czas, w którym konieczną staie się potrzebą, abym wam odkryła przyczyne postępowania mego z wami, w sposobie który wam był przykrym, a osobliwie dla Matyldy, i wielu innych okoliczności, które nietylko was, ale nawet wszystkie tuteysze okolice nieras; w wielkie wprowadzać musiało podziwienie. Dalsze milczenie, na toby chyba służyło, aby niewiadomość w klórey do tąd zostawałyście narażało was, mi  przypadki, podobne do

             

               

 

 

  

 

             

             

 

tych, które Klara dziś doznała. Odkładałam ile moiey było możności to smutne objaśnienie,. dzieci moie! o wieleż razy gorzkie łzy wylewałam nad okropnym musem który, mnie przynaglał, opierać się w tym, co waszę szczęście spełnić mogło,. droga Matyldo ! nieraz pewnie w duszy twoiey, wyrzucałaś mi moie okrucieństwo, w ten czas, kiedy ią. równie z tobą, a może bez porównania więcey cierpiałam!... Tu Matylda Matylda i Klara rzuciły, się obydwie na szyię matki, niemogąc nic mówić z zbytniego rozrzewnieni, Gryzalda kilka minut cicho płakała, potym otarszy,.. łez oczy, kazała córkom, aby znowu na mieyscu: swoim, usiadły, i nie przerywały.

             

               

 

 

  

 

             

             

 

iey więcey, co gdy one uczynić obiecały, Gryzalda tak swą rzecz daley opowiadała.

Lat będzie temu blisko piętnaście iak utraciłam męża mego. Gdy pierwszy żal z tak wczesney i bynaymniey niespodziewaney śmierci ominął, poczęłam myślić o moim losie. Wiedziałam ie móy mąż żył z zbytkiem, który przenosił daleko dochody iego, umyśliłam więc policzyć ni mi po nim czystego maiątku zostaie; co uczyniwszy, poznałam ze smutkiem, iż tak byłam obciążona, długami, że nic więcey po Zapłaceniu onych mi niezostało, iak domek wktórym żyiemy, i cokolwiek do niego przyległego gruntu. Uzbroiwszy się

             

               

 

 

  

 

             

             

 

na wszystkie strapienia, na które tylko ubóstwo wystawić może, i poleciwszy się wszechmocnemu, który nigdy cnotliwych niezostawuie bez pociechy, opuściłam dość wspaniały pałac, gdzie dni pierwszey moiey młodości pędziłam szczęśliwie z mężem, którego nad własne me życie kochałam! i udałam się zwami bardzo małemi ieszcze na to mieyce. Pierwsze lala przykre mi były lecz praca skracała mi długie chwile, a czas który na wszystko iest naylepszym lekarzem, przyzwyczaił mnie do mego nowego życia: przyszłam nawet do tego stopnia, ie stan móy błogosławiłam, bom doznawała spokoyności, która mnie często odbiegała, gdym żyła po między

             

               

 

 

  

 

             

             

 

temi, których nazywaią ludźmi z wielkiego świata. O spokoyności święta! o wieyska zaciszu! kto was cenić nieumie; kto was dla zgiełku i czynnego próżnowania życia mieyskiego unika, kto sam z sobą żyć niemoże, ten godzien pożałowania! samotności!... wieleż to posiadacz roskoszy nieznanych od tych dusz burzliwych dla których trzeba aby tysiące ludzi pracowało, by iedno wzruszenie w wyczerpanych ich seriach z uczucia, wzniecić mogli. Wieleż razy oddychaiąc wolnym powietrzem przyglądaiąc się zadziwiającemu obrazowi całego przyrodzenia, wznaszaiąc duszą moią aż do tego niezrozumianego sprawey tyłu dziwów przebywałam

             

               

 

 

  

 

             

             

 

godziny całe w zachwyceniu, którego mieszkaniec miasta doznać nigdy niemoże, w tych wymuszonych widowiskach, gdzie, się wszystkie kunszta wysilają dla słabego, i niedokładnego naśladowania w malutkiey cząstce tylko tego, co przyrodzenie z takim zbytkiem rozruca. Nakoniec dzieci moie, byłam zupełnie szczęśliwą, a gdym rozważała, że w zrzódle naywiększych utrapień, znalazłam tę spokoyność i to uszczęśliwienie, upokarzam się przed tym: który tak wielu dobrodziejstwami człowieka obdarzył. W tey to zostawałam sytuacyi, gdy zdarzenie naydziwnieysze; inny dało zwrot losowi moiemu, i na nowo, spokoyność moią pomieszało; lecz któż o

             

               

 

 

  

 

             

             

 

przeć się może przeznaczeniu swemu. Jednego wieczoru, gdy miesiąc niewypowiedzianie oświecał te okolice, a łagodność powietrza, zachęcała do przechadzki, błąkałam się długo pogórze; na którey ten starożytny zamek stoi. Gdy iednym razem, usłyszałem iakiś szmer wposrzód tych murów, mniemałam z początku, iż to były nocne puszczki, sowy, lub iakie inne stworzenia podobnego rodzaiu, które te głosy sprawowały, lecz huk co raz bardziey się pomnażał, obróciłam się ku mieyscu z kąd wychodził, zdałomi się iakbym iakieś blado i ulatuiące światełka uyrzała. Przyrodzona boiaźń w podobnych zdarzeniach; mocny strach wemnie wznieciła;

 

             

               

 

 

  

 

             

             

 

przypadek zrządził, że xiężyc zaszedł za obłoki. ciemność pomnożyła okropność, i przynagliła mnie, spieszno wrócić do domu. Opowiedziałam moiey czeladzi co mi się przytrafiło. Staruszka która od dzieciństwa mego nigdy mnie nieodstąpiła, i która iak wam pamiętno, niedawno zakończyła życie swoie, mocno mię sztrofowała o to, żem zwykła sama iedna po tych. okropnych mieyscach w nory się przechadzać, i że tam pewnie duchy iakie założyli swoie mieszkanie, na co i czeladź przystała, opowiadaiąc mi wiele rzeczy dziwnych o tyra zamku, i które im się zdarzyło słyszeć, lub widzieć. Śmiałam się z ich powieści, będąc przekonaną, gdy pierwszy strach

             

               

 

 

  

 

             

             

 

mnie ominął, iż to wszystko co oni, i ia, słyszeć mogliśmy, musiało mieć iakąś naturalną przyczynę. Z tego powodu, umyśliłam wśzród dnia zwiedzić te starożytne budowle, nieodkładaiąc tego przedsięwzięcia daley, iak do dnia następnego. Powierzyłam moie żądanie iednemu z moich sąsiadów, był to człowiek światły, który w tey okoliczności, zgadzał się z moim zdaniem, i z wielką chęcią przyrzekł towarzyszyć mnie w tym szperaniu.

Sąsiad móy przyszedł do mnie na wyznaczoną mu przezemnie godzinę. Dla większego beśpieczeństwa, wzięliśmy iednego sługę uzbroionego w mocny kiy, móy towarzysz nieomieszkał to samo uczynić, i tak opatrzeni za

             

               

 

 

  

 

             

             

 

braliśmy się, do naszey wyprawy. Gdyśmy do zamku przybyli weszliśmy do srzodka przez pierwsze drzwi, które nam pod oczy podpadły, i które nas do wewnętrzynych pokoiów zaprowadziły. W krótkim czasie przebiegliśmy przez wiele galeryi, ganków, i sal niezmiernie wielkich, lubośmy żadnego ducha, ani nawet zimnego stworzenia tam nienapotkali, ciekawość nasza iednak była dosyć nasycona. Zastanawiała nas nadewszystko starożytna struktura gmachu tego, rozporządzenie iego pokoiów, ich wielka liczba i ich obszerność. Co naybardziey ściągało naszą uwagę, to były niektóre napisy w dawnym niemieckim ięzyku; móy sąsiad umiał tę

             

  ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin