Lecter 666 -Roman (horror).pdf

(140 KB) Pobierz
Lecter 666 -Roman (horror)
ROMAN
Prolog
Obudziłsięzprzeświadczeniem,Ŝetobędziekolejnynudnyinicniewnoszącydo
jegoŜyciadzień.Zrobiłsobieszybkieśniadaniena,któreskładałasięmroŜonapizza
kupionawosiedlowymmarkecieikubekzimnejkawy.Wiedział,Ŝetakadietanie
słuŜyŜołądkowi,alesamniebyłwstaniezrobićsobieniclepszego.Zaoknem
panoszyłasięmgłaisiąpiłciepłymajowydeszcz.ZałoŜyłdługiciemnypłaszczi
wyszedłzdomu.
Nacisnąłguzikwindy,jednaktanieruszyła.Cholernedzieciaki–pomyślał–pewnie
znowu,zacięływindę.Mocnymuderzeniempięściwdrzwiszybudałupust
narastającejagresji.Niewytrzymałdalszegoczekaniaipuściłsiębiegiempo
schodach.Zdyszanywybiegłzklatkiistwierdził,Ŝenadworzejestzimno–dobrze,
Ŝezawszechodziłwpłaszczu.Naławeczceprzedblokiem,siedziałojakzwykle
trzechŜuli:Airwolf,HeliiNaleśnik.Kiedyśktośmówiłmu,ŜeAirwolfbyłzdolnym
chirurgiem,którypopadłwalkoholizmnaskutektrawiącejgochoroby.Itakod
dekadyjuŜsiedziałcoranonatejsamejławeczce,przedtymsamymblokiem,ztymi
samymikompanami,popijająctosamotaniewino.GdyprzechodziłobokGangu
Ledwośywych,jakzwykłichnazywać,Heliwyciągnąłbłagalnierękęizacharczał
wypalonymgardłem:
PanieRoman,dajpanparęgroszynawino.Niedbałymgestemsięgnąłdokieszeni
ipodałmugarśćdrobnychmonetjedno,dwuipięciogroszowych.Nigdynielubił
takichpieniędzy,niecierpiałnimipłacić,więccojakiśczasdawałławkowejtrójcy
uzbieranąprzezkilkadnidrobnice:
NiechBógpanutowynagrodzi–charczałdalejHeli.
Myślę,ŜemawaŜniejszerzeczydorobienianiŜwynagradzaniemnie–mruknąłi
poszedłdalej.
Doszedłdoprzystankuispojrzałnarozkładjazdy.DonajbliŜszegoautobusumiał
czteryminutyczasu,więcstanąłizacząłrozmyślać.Zastanawiałsięgdziesię
podziałtenpełenwigoruchłopak,najlepszykoszykarzwswoimliceum,którywraz
zkumplami,cowtorekurządzałsobiezakrapianebiesiady,któremuŜyciebyło
jednąwielkązabawą,wtedynieszukałsensuŜycia,zwyczajnieniebyłmu
potrzebny.WówczasjegosposóbspędzaniaczasuskutecznieuniemoŜliwiał
filozoficznerozmyślania.Wszystkoskończyłosięrazemznaukąwliceum.Gdy
otrzymałzkumplamimaturalneświadectwa,solennieobiecywalisobie,Ŝebędąsię
spotykać,Ŝebędziejakdawniej,Ŝenicsięniezmieni.
JednakodtamtejporynicjuŜniebyłotakiesamo,gdyposzedłnastudiaizabrakło
mudawnychkolegów,czułsięjakbyniewidzialnyktośodciąłgoodpowietrza.Zdał
sobiesprawę,ŜeodkońcaliceumnigdyniewidziałsięzCzarnym,najlepszym
kumplemzklasy,zktórymzawszewiedlizprymwilościwypijanegoalkoholuna
wszelkichszkolnychwycieczkach.
Studiamijałymudługo,bezdawnejbraci,niemiałzatonajmniejszychproblemówz
ukończeniemswojejwymarzonejinformatyki.Natrzecimrokubyłnawet
najlepszymstudentemnauczelni.
Zrozmyślaniawyrwałogouczuciewilgoci,zamyślonyniezauwaŜył
nadjeŜdŜającegoautobusuizawartośćkałuŜyzgromadzonejwautobusowej
zatoczceznalazłasięnajegobutach,nawetsięniezdenerwował;byłdotego
przyzwyczajony.
Wsiadłdośrodkaiusiadłtam,gdziezwykle–drugiesiedzeniepoprawejstronie
przyoknie.Spojrzałprzezszybęistwierdził,Ŝemgłaopadła,podniósłgłowę,aby
spojrzećwniebo.Byłozachmurzone,jednaknawschodziesłońcezaczynało
przedzieraćsięprzezczarneobłoki.Naglechmurarozerwałasięizniebanaziemię
pomknęłasmugapomarańczowegoświatła.
Wtedyzdałsobiesprawę,ŜewłaśnieodnalazłsensswojegoŜycia...
RozdziaĀ 1
GdydotarłdopracyjegoumysłbyłjuŜzaślepionytylkojednąmyślą.Niemógłsię
naniczymskupić,asystemoperacyjnyzastosowanywsieci,którąadministrowałjak
nazłośćwłaśniedziśwybrałnatendzień,wktórymmusiwysiąśćunieruchamiając
wszystkiekomputerywfirmie.Biegałjakwamokumiędzyserwerem,a
komputeramiulokowanyminaróŜnychpiętrach,zmuszającsukcesywniekaŜdypo
koleidowznowieniadziałania.
Okołopołudniawszystkiekomputerywbudynkuznowudziałały,doszedłwięcdo
wniosku,ŜenajwyŜszaporaiśćcośzjeść.Wyszedłnamiastokupiłsobiehot–dogai
trzymającgowdłoniachspacerowałpouliczkachcentrum.Szedłtamgdzieniosły
gonogi,oniczymniemyślał.
Naglestanąłjakwryty,przednimznajdowałsięjakiśznajomybudynek–doszedł
doswojegoliceum.OBoŜe,tusięnicniezmieniło–pomyślał.Budynekwyglądał
takjakosiemlattemu,gdyuśmiechniętyizeświadectwemwrękuopuszczałjego
mury.Zacząłobchodzićbudynekdookoła,gdydoszedłdosaligimnastycznejpoczuł
się,jakbyteosiemlatnigdynieminęło.OboksalijakzajegoczasówstałamłodzieŜ.
Zachowywalisiętakjakkiedyśonijegokoledzy:jednipalilipapierosy,drudzynie,
rozmawiali,iopiątkowejimprezie,ionowejkomórce,którąktośsobiekupił.Nagle
poczułwielkiŜaldolosu,ŜeonjuŜnienaleŜydotejspołeczności.
Spojrzałnazegarekistwierdził,ŜejuŜjestspóźniony,przerwanalunchwfirmie,
skończyłasiędobredziesięćminuttemu.Biegiemruszyłdopracy,gdyminął
budynekszkołyjegosercemznowuścisnąłŜal.
Spoconyizdenerwowanywbiegłdofirmy.Cobędziejeślisystemznowupadł,a
mnieniema–pomyślał.PodszedłdoniegoTomek,starszyfacetpracującyw
charakterzeodźwiernego,szatniarzaiwoźnego:
Góracięszukała–powiedział
Chybaniepadłykomputery!?–zapytałzobawą,pamiętałjakilosspotkał
informatyka,którywprzerwienalunchzacząłpićnaumór,awtymsamymczasie
padłasieć,ówinformatykdodziśnaklejakodykreskowenaprzecenioneprodukty
wjednymzsupermarketów,aonlubiłswojąpracę.
Nieztympieroństwemwszystkowporządku,chybamajądlaciebiedobrą
wiadomość.
DziękiTomek.JuŜbardziejspokojny,alewciąŜjeszczezprzyśpieszonymtętnem
ruszyłdogabinetuzarządu.Sekretarkawzięłajegopłaszcziwszedłdopokoju
dyrektora:
ARomanjesteśwreszcieproszęcięusiądź–dyrektorjakzwyklebyłbardzo
uprzejmy,jednaktauprzejmośćzawszegodenerwowała.
Dziękujępaniedyrektorze.
Pewniejesteściekawypocociętuwezwałem.
Owszem.
OtóŜwidzisz,jesteśmybardzozadowoleniztwojejpracy,wiemyŜewkładaszw
niącałąswojąwiedzęienergię.
Gównowieszstarypierdzielu–pomyślał.
Dziękujępaniedyrektorze.
Iwzwiązkuztym,jestemzobowiązanyŜebyzweryfikowaćwysokośćtwojego
wynagrodzenia.
AwięcchodziłoopodwyŜkę
Jestmibardzomiłotosłyszeć.
Cieszęsię,ŜedoceniaszmojestaraniaRomku,odprzyszłegotygodniabędziesz
otrzymywało250złotychwięcej,towszystko.
Dziękuję–odpowiedziałbeznamiętnymgłosem.Dojegoumysłuznowupowróciła
tasamamyślcorano,tenwłaśnieodnalezionysensŜycia.
MoŜeszjuŜiść,dowidzenia.
Dowidzeniapaniedyrektorze.–nienawidziłjegopowierzchownejuprzejmościiw
głębiduszyŜyczyłmuwszystkiegoconajgorsze.
RozdziaĀ 2
Bardzorozkojarzonywróciłdopracy.Znudzonymwzrokiemwpatrywałsięw
monitorwyczekującnadejściaczwartejpopołudniu.Powiekachoczekiwania–jak
musięwydawałoupragnionagodzinanadeszła.NieŜegnającsięznikimwybiegłz
biuranauliceimachnąłnapierwszą,przejeŜdŜającątaksówkę:
Dokąd,szefie?–zapytajtaksówkarz.
Domonopolowego,apotemzobaczymy–odpowiedział.
Widzę,Ŝeszykujesiębibka.
Nieodpowiedział,zacisnąłustawlinijkęiczekał,podwóchminutachjazdy
zatrzymalisięprzymałymsklepikuz0alkoholem,przezchwilezastanowiłsię
dlaczegoprzywiózłgowłaśniedotegosklepu–doszedłdowniosku,Ŝetaksówkarz
pewniemadziałkęodkaŜdegodowiezionegoklienta,wszyscytaryfiarzewmieście
takrobili.
NiechpannieodjeŜdŜa–rzuciłdotaksówkarzairuszyłwstronęsklepu.Sklep
przynosiłmunamyślminionąkomunistycznąepokę.Butelkistałynabrzydkich
Ŝelaznychregałach,aladaprzykrytabyłaceratąpokrytąwypalonymiprzez
papierosydziurami.Ekspedientkamiałanaoko50lat,byłatłustaiubrananamodę
a`lababciaklozetowazdworcakolejowego.
Copodać?–zapytałasapiąciodsłaniającswojeprzegniłeodkawyipapierosów
zęby.
PięćbutelekJohnyWalkeraRedHot.
Słucham?!–odpowiedziałazniedowierzaniem,jejklientelestanowilijegomoście
pijącyconajwyŜejtaniąwódkę,aniemarkowealkoholeiniktnigdyniekupowału
niejzaprzeszło500złotych.
Toocopoprosiłem.–mruknął.
Zaraz,muszesprawdzićczytylemam–odpowiedziałaizniknęłanazapleczu.
Wróciłasapiącpodwóchminutach,tachającpięćbutelek,niedbalepostawiłajena
ladzie,obokpołoŜyłareklamówkęniekwapiącsię,Ŝebyzapakowaćtowar.
510złoty–rzuciławjegostronę,znieukrywanymuśmiechemjeszczeraz
odkrywającymjejproblemyzuzębieniem.
Romannicnieodpowiedział,spakowałalkoholdoreklamówki,połoŜyłnaladzie
pieniądzeiwyszedłniekwapiącsięnapowiedzenie„dowidzenia".
Gdyszedłwstronętaksówki,jegokrokomtowarzyszyło„dzyń,dzyń"wydawane
przezbutelki.TaksówkarzrównieŜusłyszałdźwiękprzezodsuniętedopołowy
oknopasaŜera:
Widzę,Ŝezakupysięudały.Dokądterazszefie?–zapytał.
RomanpodałmuadresinaczasjazdypogrąŜyłsięwniepewności,znowu
powróciłauporczywatowarzyszącamuprzezcałydzieńmyśl.
RozdziaĀ 3
Zatrzymalisięprzedblokiem,zapłaciłtaksówkarzowi,niezapominająconapiwku,
którywtakichsytuacjachzawszesięnaleŜał.
Zdzwoniącasiatkąwrękuruszyłstronęswojejklatki.Jeszczetrochęibędzie
widziałławeczkę.Jeszczetrzydrzewa,dwa,jednojestukazałasięjegooczom.
UdałosięnaławeczcesiedziałHeli,podszedłwjegostronę:
Jakleciszefie?–zapytałŜulastarającsiębypytaniewypadłojaknajbardziej
naturalnie.
Jakkrewznosa,panieRoman.Tamtedwajposzłychlaćwińczako,amnienie
wzięłyboŜemjuŜniemiałpieniedzów.
NacoRomannicnieodpowiedziałtylkopodszedłwstronęHeliegoipokazałmu
zawartośćreklamówki.Oczypijaczkanatychmiastzapłonęłynieskrywanaradością.
Przyjdźdomniezapiętnaścieminut–powiedziałRoman.
Naturalnie,alegdziepanwłaściwiemieszkasz?
Środkowaklatka,dziewiątepiętrodrzwipośrodku.Niespóźnijsię–odwróciłsię
napięcieiposzedłwstronęklatki.
Awięcudałosię–pomyślał.
RozdziaĀ 4
Szybkimkrokiemwszedłdodomu.Niedbałymgestemrzuciłpłaszcznastołeki
trzymającreklamówkęwrękuposzedłdokuchni.
Wystawiłbutelkinastół.Umyłręceispojrzałnaszklanydzbanekw,którym
trzymałesencjęnaherbatę,byłprawiepełny.
Otworzyłjednązbutelekicałąjejzawartośćwylałdozlewu,następnienalałdoniej
esencjiirozrobiłzwodąaŜuzyskałkolorpierwotny.
Dokładniezakręciłbutelkę,takbywyglądałananigdynieotwieraną.
Wziąłjednąbutelkęzprawdziwymalkoholemoraztąprzedchwiląspreparowanąi
wrazzdwomaszklankamizaniósłdosalonuipostawiłnastole.
Wróciłdokuchni.
ZszufladywyjąłkompletlaserowoostrzonychnoŜykupionychkiedyśwjednymz
tychtelewizyjnychdomówwysyłkowych.Szybkoprzecierałostrzaściereczkąi
układałjejpokoleinakuchennymstole,gdyostatninóŜleŜałnastolerozległsię
dzwonekdodrzwi.
RozdziaĀ 5
Zadrzwiamistałtenkogosięspodziewał–Heli.Tenosiedlowypijaczynauosabiał
tysiącePolaków,niemogącychsięodnaleźćwnowym,kapitalistycznymustroju.
Helimiałokoło45latijegociałobyłobardzozniszczoneprzezalkohol.Jegoskóra
byłasucha,Ŝółtaipomarszczona,aręcetrzęsłysięniczymczłowiekowiw
początkującymstadiumchorobyParkinsona.
Tak,onniezasługujenaŜycie.
WejdźpowiedziałRoman–otwierającdrzwi.
Heliwszedłdomieszkania,niepewnierozglądającsiędookołasiebie.Roman
zaprowadziłgodopokojuiusadowiłprzystole.Postawiłprzednimszklankęoraz
butelkę,takisamzestawzaserwowałsobie:
Azagrycha,aprzepoja–zachrypiałHeli.
TomarkowytrunekspoŜywasięgobezdodatków–odpowiedział.
Nochyba,Ŝetak.AlebędziemytakpolewaćkaŜdysobie?–wskazałgłowądwie
butelkijednąprzednimdrugąprzedRomanem.
NiemoŜemypićzjednej,poniewaŜjestemchory.
RozumiempanieRomanonicwięcejniepytam–chociaŜodpowiedźRomana
wydawałamusiępozbawionasensu,złoŜyłtonakarbwypitegoranoalkoholu.
Zaczęlipić.KaŜdynalewałsobiezeswojejbutelki.Heliwrazzkolejnymi
szklankamirobiłsięcorazbardziejwylewnyiwkońcurozpłakałsięjakdzieckoi
stwierdził,Ŝe„Pan,panieRomantotakiporządnychłop".
Niedałradywypićcałejbutelki,gdzieśwokolicach3/4osunąłsięnafoteliusnął.
Nareszcie.
Romanposzedłdokuchnidokładnieumyłręcepłynemdomycianaczyńistanął
nadstołem,przyglądającsięumieszczonymnanimnoŜom.Zastanawiałsię,który
wybrać.
Naglewpadłnagenialnypomysł.
Wziąłtaboretzkuchniiposzedłdoprzedpokoju.Stanąłnataborecieizpawlacza
wydobyłpółtorakilogramowymłotek.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin