Babysitter 17.doc

(74 KB) Pobierz

 

              Rozdział 17

Po raz pierwszy.

Sny i mity zawierają ważne przesłania

od nas do siebie samych.”

— Erich Fromm
 

 

Kolejny tydzień w domu Cullenów minął pod znakiem zaakceptowania nowej sytuacji. Bella starała się za bardzo nie wchodzić w drogę Edwardowi, a on na to przyzwalał. Czasami czuł się nawet tak, jakby ponownie mieszkał jedynie z córką. Jedyną wspólną rzeczą jaką robili Cullenowie i Swanowie było jedzenie kolacji, po której Bella czytała dzieciom bajkę. Dwie dwuosobowe rodziny spotykały się wtedy w jadalni na dole, gdzie przez krótką chwilę Edward opiekował się dwojgiem dzieci, gdy Bella pomagała Margaret w kuchni. Obiady Bella jadała w domu Alice razem z dzieciakami, właścicielką domu, Esme i Rosalie, które uwielbiały spędzać razem czas . Alice była zadowolona z tego, że nie musiała spędzać wielu godzin samotnie, gdy Jasper zajęty był śledzeniem kolejnych kobiet, które zdradzały mężów. Oczywiście wcześniej również mogła zapraszać do siebie rodzinę, ale od śmierci Melody nie potrafiła się dogadać z żadną z kobiet. Nawet z Bellą trzyma dystans.

              Tego dnia kobiety siedziały w salonie przyglądając się bawiącym się dzieciom. Amelia uczyła Caleba rymowanek, a Anthony i Carlos bawili się w berka biegając między meblami. Wiadome było jednak, że już niedługo do rozkrzyczanej i wiecznie roześmianej czwórki dzieciaków dołączy piąte. Rosalie miała w najbliższym czasie wydać na świat kolejnego potomka Cullenów.

              - Jacy oni szczęśliwi - westchnęła rozczulona Esme - Amelia i Caleb zachowują się jak wzorowe rodzeństwo.

              - Mała miałaby brata i kochającą matkę, gdyby nie ten pijany drań - warknęła Alice czując rosnącą w niej wściekłość. - Edward tak bardzo kochał Melody i nienarodzonego synka.

              Bella westchnęła głęboko czując, że nie powinna uczestniczyć w tej rozmowie. W końcu nie należała i nigdy nie będzie należeć do rodziny Cullenów. Starała się odsunąć ukłucie żalu, jaki towarzyszył temu spostrzeżeniu. Uświadomiła sobie przecież, że nigdy nie miała i nigdy nie stworzy prawdziwej, kochającej się rodziny. Delikatnie podniosła się chcąc wycofać się z salonu, ale Rosalie chwyciła jej ramię dając w ten sposób znać, że ta rozmowa jest specjalnie zaaranżowana, by Bells poznała część historii rodziny. Tą część, którą od lat ukrywa każdy w swoim sercu.

              - Edward wciąż obwinia się za ich śmierć - powiedziała smutno Esme - to przecież nie jego wina, że ten … ten…               wjechał w nich - kobieta pociągnęła nosem.

              Bella zaczęła zastanawiać się jaką kobietą, żoną i matką była Melody. Czy przyjaźniła się ze wszystkimi Paniami Cullen, czy może tylko z jedną z nich? Jakie kontakty miała z teściami? W ciągu godziny rozmowy mogła naszkicować sobie portret psychologiczny matki Ammy z najdrobniejszymi szczegółami. Wydawała jej się jednak dziwnie znajoma, bliska. Postanowiła więc dowiedzieć się o niej nieco więcej od Edwarda, tylko nie była pewna, czy mężczyzna będzie chciał z nią rozmawiać na jej temat.

              W czasie, gdy Bella opiekowała się dziećmi Edward rozpoczął poszukiwania jej rodziny. Najpierw postanowił odwiedzić dom dziecka, w którym spędziła swoje dzieciństwo. Wyleciał więc samolotem z Chicago do Port Angeles, gdzie znajdował się niewielki, stary budynek z placem zabaw.

              Wysiadając z samolotu nie tracił czasu na zwiedzanie okolicy. Od razu złapał taksówkę i udał się do wyznaczonego miejsca. Rzeczywistość okazała się mniej przerażająca niż mogłoby się wydawać. Budynek ośrodka był wyremontowany, a większość dzieci bawiących się na placu zabaw była uśmiechnięta. Mężczyzna udał się od razu do dyrektorki ośrodka.

              - Dzień dobry - przywitał się z opiekunką najmłodszej grupy - byłem umówiony z Panią Black, gdzie znajduje się jej gabinet?

              - Dzień dobry - kobieta obdarzyła go szerokim, ciepłym uśmiechem, po czym zwróciła się do samotnie siedzącego,               smutnego chłopca - Eric, zaprowadź tego pana do pani dyrektor.

              - Dobrze proszę pani - odpowiedział smętnym głosem.

              Edwardowi zrobiło się go żal. Nie wyobrażał sobie życia bez rodziców, bez wsparcia które otrzymywał gdy był mały. Oczy chłopca były tak przejmująco smutne, że miał ochotę go przytulić i zabrać ze sobą do Chicago, gdzie znalazłby ciepło rodzinnego domu.

              Mężczyzna szedł jednak grzecznie za chłopcem, który ciągnął go lekko za rękę. Gdy doszli do gabinetu z napisem “Dyrektor Sarah Black” chłopiec spojrzał smutnymi oczami na drzwi, po czym odwrócił się do Edwarda i równie smutno się do niego uśmiechnął. Mężczyzna wiedział, że malec ma dopiero około sześciu lat i dziwił się nieco, że przeniesiono go do starszej grupy. Jednak po chwili uzmysłowił sobie, że dom dziecka musiał być ośrodkiem łączącym w sobie dwie grupy.

              - To tutaj - powiedział odwracając się i ruszając ponownie do wyjścia - dowidzenia.

              - Dziękuję i dowidzenia, Eric - odpowiedział Edward.

              Mężczyzna nieśmiało zapukał, po czym otworzył drzwi dyrektorskiego gabinetu i powoli  zajrzał do środka. Za biurkiem siedziała starsza, około pięćdziesięcioletnia kobieta trzymająca w rękach jakieś dokumenty. Kobieta podniosła w końcu znad nich wzrok i spojrzała na Edwarda delikatnie się uśmiechając. Miała głębokie, ciemne oczy wokół których utworzyły się już dość głębokie zmarszczki. Na czole również miała wyryte ślady emocji.

              - Dzień dobry, nazywam się Edward Cullen - przedstawił się podchodząc do niej - byliśmy umówieni na dzisiaj.

              - Dzień dobry, jestem Sarah Black - kobieta wyciągnęła do niego rękę, a on uścisnął ją przyjaźnie - od piętnastu lat jestem dyrektorką tego ośrodka i zastanawiam się właściwie co pana do nas sprowadza.

              - Prowadzę śledztwo na zlecenie jednej z byłych wychowanek tego ośrodka, Isabelli Swan. - Odpowiedział               delikatnie marszcząc brwi.

              Kobieta momentalnie zbladła, a w jej oczach stanęły łzy. Po chwili jednak jej twarz przestała wyrażać jakiekolwiek emocje. Jednak nauczony życiem Edward wiedział, że rozmowa o Belli rozdrapuje jeszcze nie do końca zabliźnioną ranę w sercu kobiety. Zastanawiał się jednak dlaczego tak bardzo boli ją rozmowa o tej dziewczynie. Wiedział oczywiście, że Sarah Black to matka Jacoba Blacka, czyli mężczyzny, który skrzywdził Isabellę. Jednak nie spodziewał się po twardej pani dyrektor tak emocjonalnych reakcji.

              - Przepraszam, wspomnienia czasem wywołują w człowieku różne odczucia - odchrząknęła lekko odwracając twarz od spojrzenia Edwarda. - Czy z Isabellą wszystko w porządku?

              - Owszem - odpowiedział spokojnie Edward - jeśli mam być szczery, to jest teraz bezpieczniejsza niż kiedykolwiek w swoim dotychczasowym życiu.

              Sarah Black słysząc niewinny komentarz Edwarda poczuła się głupio. Kilka lat temu sądziła, że jej ośrodek jest najbezpieczniejszym domem dziecka w całych Stanach, jednak myliła się. Jej własny syn zniszczył życie jednej z wychowanek.

              - Isabella była jedną z najbardziej cenionych wychowanek tego ośrodka - westchnąwszy kontynuowała               opowiadanie historii - to naprawdę urocza dziewczyna z masą niesamowitych pomysłów. Nieco szalona i pełna życia. - Kobieta posmutniała przypominając sobie ostatnie chwile, gdy ją widziała - zapewne teraz bardzo się zmieniła. Tęsknię za nią.

              - Och, może trochę się zmieniła - zachichotał mężczyzna przypominając sobie wieczór, gdy kłócili się w czwórkę o film, który mieli razem oglądać i wynikła z tego wojna na poduszki. - ale nie przyszedłem tutaj rozmawiać o samej Isabelli, a o jej rodzinie. Bella pragnie odnaleźć swoją siostrę.

              Sarah zmarszczyła brwi spoglądając na Edwarda. Pamiętała dobrze, że nie każdy mógł zwracać się do dziewczyny “Bells”, więc Edward Cullen musiał  być z nią w dość zażyłych stosunkach. Zastanawiała się czy są kochankami czy przyjaciółmi, bo mężem i żoną na pewno nie. Uznała iż owszem, mężczyzna jest niezwykle przystojny, a jego zielone oczy są piękne niczym szmaragdy, jednak nie nosił obrączki.

              - Wiem o jej rodzinie tylko tyle, że zostawili ją gdy miała niespełna trzy... może cztery latka, to wszystko powinno być w jej aktach, więc ich poszukam i prześlę kopie panu jak najszybciej się da. Wiem, że jej siostra ma na imię Jane i przez pierwsze dwa lata wychowywała się wraz z Bellą w naszym domu dziecka. Kiedy Isabella została adoptowana przez państwo Swan, jej siostrę adoptowała rodzina mieszkająca gdzieś w Chicago. Proszę mi wybaczyć, że nie pamiętam nazwisk, ale w ośrodku przewija się rocznie kilkadziesiąt dzieci. Wiem tylko, że gdy Swanowie zginęli w wypadku, Isabella trafiła do innego domu dziecka, a po roku znów do nas.

              - Zatem jej siostra ma na imię Jane, tak? - zapytał dla pewności - wie pani cokolwiek jeszcze o jej rodzinie?

              - Naprawdę niewiele, a poza tym nie powinnam w ogóle panu o nich opowiadać bez wyraźnego zezwolenia Isabelli. Takie są niestety procedury. - Odpowiedziała kobieta marszcząc brwi.

              - Rozumiem - odrzekł Edward, jednak nie miał zamiaru poddać się bez walki - gdybym jednak zadzwonił do samej zainteresowanej i poprosił ją, by wyraziła oficjalną zgodę na śledztwo. W każdej chwili mogę zadzwonić do Isabelli i z nią porozmawiać.

              Pani Black znów pobladła, a w jej oczach wymalowana była tęsknota za dzieckiem. Chciała usłyszeć głos dziewczyny i dowiedzieć się, czy naprawdę u niej wszystko w porządku. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć, że nie zauważyła złych przesłanek i nie uratowała jej przed upadkiem. Przed Jacobem.

              - Zgoda - powiedziała w końcu starsza kobieta - pod warunkiem, że pozwoli mi pan z nią porozmawiać osobiście.

              Cullen zmarszczył brwi nie będąc pewnym jak zareaguje Bella słysząc, że kobieta współwinna jej nieszczęścia chce z nią porozmawiać. Edward obwiniał panią Black o nieszczęście jakie spotkało jego przyjaciółkę, z trudem nawet trzymał język za zębami, powstrzymując się przed wygarnięciem kobiecie błędów. W końcu to ona wychowała potwora, który zmienił życie Isabelli w piekło z którego dziewczyna z trudem się wygrzebała.

              - Zapytam Belli, czy zechce z panią porozmawiać - powiedział nie będąc pewnym, czy Isabella w ogóle będzie chciała słyszeć o pani Black.

              Mężczyzna wyszedł na korytarz, by przez pierwsze chwile rozmowy być sam. Czuł dziwny niepokój przemieszany z nadzieją. W końcu przesłanie akt Belli byłoby wielkim ułatwieniem w śledztwie - może nawet przyspieszyłoby znalezienie Jane, jej siostry.

              Kiedy Bella odebrała telefon, nie wiedziała jak ważne informacje ma dla niej rozmówca. Uśmiechała się szeroko do kobiet siedzących na kanapie i dzieciaków bawiących się na dywanie. Spoglądała kątem oka na swojego Skarbka, którym dzielnie zajmowała się Amelia. Dziewczynka traktowała Caleba jak młodszego brata.

              - Dzień dobry, czy zastałem Isabelle? - zapytał Edward myśląc, że odbierze gosposia.

              - Tak, Eddie - zaśmiała się dziewczyna rozpoznając jego głos. Mimowolnie na twarze obojga wstąpił uśmiech. Jednak Bella szybko nabrała podejrzeń - czy coś się stało?

              - Jestem w… - westchnął mężczyzna - jestem w Port Angeles i rozmawiam właśnie z twoją byłą wychowawczynią, jednak kobieta uparła się, że muszę posiadać twoją zgodę. Ona… ona chcę z tobą porozmawiać.

              - W porządku - odpadła Bella lekko roztrzęsionym głosem. Nie miała przecież nic do zarzucenia tej kobiecie, nawet ją lubiła.  - Nie martw się o mnie, Edwardzie - zaśmiała się dodając mu otuchy - Sarah nic mi nie zrobiła, nie myśl, że mam do niej żal.

              Edward nie mógł jednak zrozumieć jej podejścia do sprawy. W końcu Pani Black była matką chłopaka, który zniszczył jej życie. Bella miała jednak w sobie takie pokłady siły, że potrafiła oddzielić winnych od niewinnych. Sarah według niej była tą bez najmniejszej winy. Niestety winą obarczała samą siebie.

              - Nie mogę uwierzyć - westchną Edward - przecież to matka tego skur… Jacoba.

              - To nie ona sterowała jego wyborami - odpowiedziała poważnie dziewczyna - nie obawiaj się o mnie. Pilnuj pani Black by nie padła na zawał, gdy mnie usłyszy.

              - Dlaczego miałaby…

              - A jak myślisz? - jej głos przez telefon brzmiał na bardzo smutny - ona wini siebie za całe to zajście, za to jaki jest               Jacob. Kiedy widziałam ją po raz ostatni błagała mnie o wybaczenie, tak jakby ona była przyczyną złego postępowania syna.

              - Błagała cię o wybaczenie? - spytał lekko zdziwiony Edward.

              - Tak - zaśmiała się histerycznie Bella -  Oskarżała się o bycie złą matką i kobietą. Spójrz jednak na to z mojej strony. Ona wychowała nie tylko mnie, ale każdego z moich przyjaciół z tamtych czasów. A teraz nie sprzeczaj się ze mną i przekaż słuchawkę pani Black.

              - Skoro tak stawiasz sprawę ….

              Edward wszedł tym razem bez pukania do gabinetu dyrektorki i podał jej z uśmiechem na twarzy słuchawkę. Kobieta rzeczywiście wyglądała tak, jakby przeżywała właśnie silne wzruszenie. Od razu zrozumiał, że Bella miała rację. Sarah Black przez cały ten czas musiała obwiniać się za to, do czego doprowadził jej syn. Za psychiczne kalectwo Isabelli Swan.

              - Czy mam panią zostawić? - zapytał spokojnie - dobrze się pani czuje?

              - Tak… to znaczy … nie do końca - wyjęczała kobieta kładąc dłoń na swojej klatce piersiowej - czy mógłby mi pan podać tabletki stojące obok książek na półce – poprosiła nieśmiało.

              Edward posłusznie podał kobiecie tabletki, a później spojrzał na jej bladą twarz, na której po raz pierwszy od jego przyjazdu pojawił się niepewny uśmiech.

              Bella wyczekiwała niecierpliwie, aż kobieta w końcu odezwie się do niej. Znała reakcje swojej wychowawczyni na tyle dobrze, iż wiedziała, że gdy tylko usłyszy jej głos poblednie, gdyż wyrzuty sumienia powrócą dręczyć jej chore serce. Wiedziała również, że kobieta za nią bardzo tęskniła.

              - Pani Black, proszę teraz grzecznie zażyć lekarstwa - Edward usłyszał pewny i pełny troski głos dobiegający z słuchawki telefonu - jeśli pani tego nie zrobi, nie będę z panią rozmawiać. Dobrze pamiętam jak ostatnim razem z panią rozmawiałam… proszę mnie nie zawieść. - Paplała Bella - Pani serce jest dla mnie zbyt ważne.

              - Nie martw się o mnie Isabello - zaśmiała się kobieta wsadzając sobie do ust pastylki - ja po prostu… ja przepraszam.

              Właśnie tego bała się Bella. Kolejnej salwy przeprosin za coś, za co Pani Black wcale nie była winna. Mogła doskonale zrozumieć starą, schorowaną kobietę, od której mąż odszedł, gdy Jacob miał zaledwie dziesięć lat. Chłopiec potrzebował męskiej ręki, albo przynajmniej stanowczości, której Sarah nie mogła wobec niego wykrzesać.

              - Ależ niech pani tego znów nie robi - poprosiła błagalnie dziewczyna - naprawdę nie chcę słuchać, jak pani obarcza się winą za to, co się stało. Jeśli ktoś z naszej dwójki jest winny, to jestem to ja. Mogłam tak bezgranicznie nie ufać.

              - Byłaś młoda, miałaś prawo.

              - Może ma pani rację, ale winnym swojego postępowania jest tylko i wyłącznie Jacob - odpadła w końcu ostro dziewczyna - żadna z nas nie ponosi odpowiedzialności za jego czyny.

              - Dobrze - przyznała w końcu kobieta - powiedz mi kochanieńka jak ci się teraz żyje? Czy dajesz sobie radę?

              - Jest dobrze - odetchnęła dziewczyna - mieszkam u mężczyzny z którym pani rozmawia i nie, nie jesteśmy parą, tylko przyjaciółmi - zaśmiała się - kiedyś panią odwiedzę. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś na pewno.

              - Trzymam cię za słowo Isabello - zaśmiała się kobieta - a teraz powiedz mi, czy mam przekazać twoje dokumenty temu młodemu człowiekowi?

              - Edwardowi? Tak, oczywiście. Co tylko chce - zaśmiała się Bella - i proszę nie patrzeć na niego tak podejrzliwie - zażartowała Bella znając reakcje swojej wychowawczyni - Eddy jest jedynie moim przyjacielem.

              - Nie miałam nawet prawa o to pytać Isabello - powiedziała spokojnie Sarah - wiesz dobrze, że Jacob…

              - Jacob to rozdział zamknięty w moim życiu - odparła przerywając kobiecie. - Nie chcę o nim rozmawiać, a teraz przepraszam, ale jestem w pracy. Obiecuję, że następnym razem pojawię się w ośrodku razem z Edwardem, właściwie namówię go, aby mnie tam zawiózł..

              Bella zdenerwowała się słysząc imię swojego oprawcy. Naprawdę nie miała ochoty o nim rozmawiać, być może brakowało jej również odwagi. Jednak właśnie w tej chwili uświadomiła sobie, że nie czuje do niego już nic, prócz wielkiego żalu.

              - Dziękuję Bello, to do zobaczenia.

              - Do widzenia Pani Black.             

              Edward patrzył z wyczekiwaniem w stronę starszej kobiety, a ona uśmiechnęła się w zamian nieśmiało oddając mu telefon. W zasadzie nie wiedziała jak wiele mogła mu o dziewczynie powiedzieć, mimo iż dostała całkowite przyzwolenie Belli. Chciała ostrzec Edwarda przed zrobieniem jej krzywdy. W końcu Bella tylko pozornie była silną i naprawdę twardą kobietą, w głębi serca tkwiło niekochane i skrzywdzone przez wszystkich dziecko. Dziewczynką, która chciała obdarowywać miłością cały świat. Miała tej miłości w sobie aż nadto, ponieważ przez całe życie była odrzucana i poniewierana, a los jej nie oszczędzał. Nikt nie chciał jej miłości - począwszy od rodziców, którzy będąc bogaci i w dobrym zdrowiu oddali ją do domu dziecka, kończąc na człowieku, któremu oddała serce, a który sprzedał jej ciało.

              - Panie Cullen, przekażę z chęcią panu wszystkie dokumenty Isabelli, jeśli obieca pan o nią dbać - odważyła się w końcu powiedzieć - Nie wie pan nawet jak wspaniałą dziewczyną jest Bella. Kiedyś zapytana co chce robić w przyszłości ,odpowiedziała że chce skończyć studia pedagogiczne by móc uczyć dzieci takie jak ona i doskonale wychowywać swoją własną gromadkę. Jedyne czego pragnęła to kochająca się rodzina, mój syn zniszczył jej marzenia, proszę nie dopuścić, by ktoś znów to zrobił. Ona naprawdę potrzebuje  miłości, nigdy tak naprawdę jej nie miała. Proszę o tym pamiętać. Isabella jest dla mnie jak córka, zawsze była.

              - Słyszałem, że na początku sprzeciwiała się pani … - zaczął nim ugryzł się w język - przepraszam, nie powinienem. Może mi pani zaufać, nie mam zamiaru jej skrzywdzić.

              - Tak, byłam przeciwna - zaczęła Sarah - wiedziałam już wtedy, że Jacob nie jest chłopcem dla niej. Ona potrzebowała kogoś kto byłby dla niej psychicznym wsparciem, a Jacob był wówczas niedojrzały emocjonalnie i jedynie hamował jej rozwój, a mimo to uczyła się świetnie. Gdyby nie mój syn, dziewczyna miałaby przed sobą karierę pisarską. Jej opowiadania były niesamowite, tak jak wszelkie wypracowania.

              - Mogę w to uwierzyć - zaśmiał się mężczyzna - raz byłem świadkiem tego, jak Bella wymyślała bajkę dla dzieci.

              - Tak,  w tym była wprost nie do pokonania - odpowiedziała śmiechem kobieta - dzieci z ośrodka kochały ją ponad wszystko. Właściwie tylko one okazywały jej wdzięczność za to, że jest. Kochała je, a dzieciaki kochały ją.

              Podczas gdy rozmowa między Edwardem i Sarah toczyła się w najlepsze. Bella zabawiała biegające po salonie dzieciaki. Amelia skakała po kanapie należącej do Alice, a kobiety zgromadzone w salonie śmiały się  do rozpuku z uciekającego przed Isabellą Caleba. Chłopczyk umykał matce wszelkimi dostępnymi drogami - pod stołem i między meblami, w końcu jednak dobiegł do kanapy wyciągając rączki w stronę Amelii. Dziewczynka pospiesznie wciągnęła go na mebel i skryła za swoimi plecami.

              - Oddaj mi tego Łobuziaka, Ammy - poprosiła Bella robiąc groźne miny.

              - Nie - chichotała dziewczynka - Caleb jest mój!

              - Oj, mylisz się - odpowiedziała Bella łapiąc dziewczynkę i łaskocząc ją - ten mały Łobuz jest tylko mój.

              - Nie prawda - upierała się dziewczynka udając, że nie czuje łaskotek. - Caleb jest mój!

              - Mama! - krzyczał chłopiec - ostaw moją Melię!

Wszyscy roześmiali się widząc jak Caleb rzuca się na pomoc dziewczynce łaskocząc swoją matkę. W końcu jednak Bella wyrwała dłonie z uścisku Amelii i złapała synka, po czym zaczęła go łaskotać.

              - Chciałeś Łobuziaku mnie zaczepiać? - zapytała śmiejąc się razem z nim - gdzie schowałeś mój telefon?

              - Nie ma - wzruszył ramionami chłopiec - Nie ma.

              - Powiedz mi kochanie, gdzie skryłeś mój telefon? - spytała już dużo spokojniej, przestając go głaskać. - Jest mi bardzo potrzeby.

              Caleb spojrzał konspiracyjnie na Amelię, a ta w odpowiedzi zasłoniła usta zaczynając się głośno śmiać. Bella odwróciła wzrok w stronę dziewczynki, a ta natychmiast zrobiła minę Aniołka. Jej twarz wprost krzyczała “czy ja mogłabym coś spsocić?!”.

              - Przyznajcie się - poprosiła Bella.

              - Pod - uszka ! - krzyknął Caleb - pod -uszka!

Amelia natychmiast pobiegła do odpowiedniej poduszki i wyciągnęła spod niej urządzenie oddając je Belli. Ucieszona kobieta ucałowała najpierw ją, a później swojego psotliwego synka, który zaczął się śmiać ciągnąc Amelię w stronę zabawek.

              - Poczekaj, braciszku - poprosiła Ammy biegnąc w stronę jednego z foteli i chwytając z niego zabawkę - teraz możemy iść.

              Esme popatrzyła na wnuczkę z rozczuleniem, z trudem powstrzymywała łzy cisnące jej się do oczu. Zaczęła wyobrażać sobie jakby to było, gdyby Melody żyła. Czy wszyscy byliby szczęśliwi, a może czas zdeptałby głęboką miłość między Edwardem, a Loddy dając im do myślenia. Może nie byli sobie przeznaczeni, a przeznaczeniem jej syna jest związanie się właśnie z Isabellą Swan. Być może Melody Taylor nigdy nie była mu pisana?

Właśnie w takiej atmosferze upłynął cały dzień w domu Cullenów. Dzieci zasnęły około ósmej wieczorem, a Bella i reszta kobiet usiadły przy kominku rozmawiając o życiu. Tę noc miały spędzić razem, w domu Alice. Zupełnie bez mężczyzn, którzy mogliby przeszkadzać im w zwierzeniach.

              W tym samym czasie, uzyskawszy niezbędne informacje Edward udał się do hotelu, w którym miał spędzić noc. Zagubiony we własnych myślach nie spostrzegł nawet jak szybko mijał czas. Przez kilka godzin zdążył jedynie przestudiować dostępną mu część życiorysu Belli i nie mógł uwierzyć jak wspaniałe wyniki osiągała dziewczyna podczas nauki w szkole. Nie mógł jednak zapomnieć słów, którymi Sarah uraczyła go na pożegnanie.

“Ona naprawdę potrzebuje  miłości, nigdy tak naprawdę jej nie miała. Proszę o tym pamiętać”

Słowa matki Jacoba nie dawały mu spokoju “Isabella potrzebuje miłości, której nigdy nie miała. Proszę o tym pamiętać”. Brzmiały w jego głowie jak echo.

Edward myślał o Belli nawet wtedy, gdy kładł się spać. Zastanawiał się co dziewczyna robi w tej chwili. Wyobrażał sobie jak kładzie spać swojego synka, a później idzie, jak co wieczór, czytać bajkę Amelii. Chciał znów usiąść udając, że niemal jej nie zauważa i słuchać jej głosu zza uchylonych drzwi. Chciał zobaczyć jej uśmiech, usłyszeć śmiech i rozbawiony ton, gdy się z nim przekomarza.

Pokażę jej co znaczy prawdziwa rodzina. Będę dla niej bratem, którego nigdy nie miała. - Obiecał sobie w myślach, jednak po chwili dotarło do niego coś jeszcze. - Nie mogę być dla niej jak brat, nie potrafiłbym traktować jej jak siostry. Jest czymś więcej w mym sercu niż przyjaciółką, ale przecież nie mogę jej kochać. Nie ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin