POSZUKIWANIA W WIERZE J.SALIJ OP.doc

(441 KB) Pobierz

POSZUKIWANIA W WIERZE

 

 

Wydawnictwo W drodze

 

Słowo wstępne

Wierzę w Boga
W jakim sensie Bóg jest Kimś Osobowym?
Czy w różnych religiach wyznawany jest ten sam Bóg?
Trudny dialog z ekspansywnym hinduizmem i buddyzmem
Po co Panu Bogu nasze dziękczynienia?
"Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie"
Krzyż znakiem rozpoznawczym chrześcijan
Czy Żydzi ukrzyżowali Pana Jezusa?
Radość wielkanocna dopiero się zaczyna
Komu potrzebny jest Kościół?
Czy pojęcie ofiary jest jeszcze zrozumiałe?
O wierności dogmatom
Możliwość i znaczenie objawień prywatnych
Czy w Kościele jest miejsce na religijną indywidualność?
Czy ja naprawdę wierzę w życie wieczne?
Czy dusza umiera?
Tajemnica przebóstwienia człowieka
Starożytni chrześcijanie na temat reinkarnacji
Czy zmarli bez sakramentów będą zbawieni?
Niepokoje o los potępionych
Solidarność z niewierzącymi rodzicami i przyjaciółmi
Komu trudno wierzyć w zmartwychwstanie ciał?
Wpływ wiary na moralność
Nieszczęsna potrzeba podobania się ludziom
O umiejętności prowadzenia sporów
Żeby nie cierpieć bezużytecznie
Rzekomy rygoryzm katolickiej etyki seksualnej
Kłopoty z prawdomównością
Ekskomunika
Dzieci nieślubne
"Czuję się gorzej niż kaleka"
Grzechy popełniane myślą
Żal za grzechy
Religijne poczucie grzechu i egocentryczne poczucie winy
Czy Pan Bóg może wybaczyć krzywdę, którą wyrządziłem drugiemu człowiekowi?
Pokuta zadawana na spowiedzi
"Dlaczego księża o tym nie mówią?"
Ewangelie i apokryfy
Co wynika z odrzucenia chrztu niemowląt?
O nadużywaniu Pisma Świętego
Spór o niedzielę
Czy Kościołowi wolno było ustanowić święta Bożego Narodzenia?
Monoteizm a oddawanie czci świętym
Prawda o aniołach -- integralna część wiary chrześcijańskiej
Miejsce świętych obrazów w naszej drodze do Boga
Dlaczego czcimy Matkę Bożą?
Niezmienność Ewangelii i zmienność praw kościelnych
Panowanie człowieka nad przyrodą
O zabijaniu zwierząt i jedzeniu mięsa
Dlaczego akurat wino?
Dwa wymiary daru uzdrowienia
Pytanie o antychrysta
Żyjemy w czasach ostatecznych!

 

 

 

(c) Copyright by Jacek Salij OP

SŁOWO WSTĘPNE

 

 

 

Nie jest tak, żeby katolik umiał odpowiedzieć sobie na wszystkie pytania religijne, które mu się nasuwają, i na wszystkie zarzuty przeciwko wierze, które do niego dochodzą. Nie da się jednak być wierzącym na serio, jeśli komuś nie zależy na ciągłym pogłębianiu swej wiedzy religijnej i jeśli ktoś w ogóle nie szuka odpowiedzi na przynajmniej najbardziej gorące pytania i zarzuty, które przed nim stają.

Już ćwierć wieku -- dokładnie od roku 1973 -- odpowiadam w miesięczniku W drodze na nadchodzące od czytelników pytania, dotyczące wiary, Kościoła, Pisma Świętego, sensu życia, poszczególnych zagadnień etycznych itp. Opublikowane tam listy wydałem następnie w czterech książkach (oprócz książki niniejszej są to: Szukającym drogi, Pytania nieobojętne oraz Nadzieja poddawana próbom). Ponieważ odnośna rubryka
w miesięczniku W drodze wciąż żyje i podejmuję tam coraz to nowe pytania, z którymi różni ludzie się do mnie zwracają, zapewne za jakiś czas ukaże się jeszcze piąty tomik w tej serii.

Sądzę, że nie da się obiektywnie ustalić stopnia ważności poszczególnych pytań. Pytanie, które komuś wyda się nieważne lub czysto akademickie, dla kogoś innego może mieć znaczenie kluczowe w odkrywaniu logiki wiary, a nierozwiązanie może stać się przeszkodą nie do pokonania w drodze do Boga. Odpowiadając od wielu lat na pytania, dotyczące wiary i moralności, nauczyłem się podejmować z całą powagą również te pytania, które na pierwszy rzut oka mogą wydać się błahe lub tylko luźno związane z wiarą.

Być może ta lub inna moja odpowiedź wyda się zupełnie niezadowalająca, a na pewno żaden z tych listów nie zawiera odpowiedzi wyczerpującej. Z drugiej jednak strony ufam, że w książce tej (jak i w trzech pozostałych) można znaleźć nie tylko próbę odpowiedzi na niektóre pytania, jakie każdy z nas rzeczywiście sobie stawia. Mam nadzieję, że przedstawia ona pewien styl myślenia religijnego, który pogłębia umiejętność radzenia sobie z rozmaitymi problemami religijnymi i moralnymi, jakie mogą się w naszym horyzoncie pojawić. Było bowiem moim zamiarem podejmować poszczególne pytania w sposób twórczy i samodzielny, a zarazem w jak największej łączności z naszymi ojcami w wierze. Jest to styl myślenia religijnego i moralnego typowo katolicki. Do czytelnika należy osąd, w jakim stopniu zamysł ten udało mi się zrealizować.

Przede wszystkim jednak nie zapomnijmy o tym, że pogłębianie swojej wiedzy religijnej jest wprawdzie czymś bardzo ważnym, ale to tylko środek do celu. Celem wiary jest Jezus Chrystus. Być chrześcijaninem znaczy szukać bliskości z Chrystusem, który żyje, otwierać się na Jego światło i moc. Być chrześcijaninem-katolikiem znaczy szukać Chrystusa w Kościele, który, jak zakochana małżonka, wprowadza nas w głębię nauki swojego Oblubieńca i Mistrza, umożliwia nam dotarcie do Jego potężnej miłości, a nawet bezpośrednie uczestnictwo w Jego Najświętszej ofierze i karmienie się Jego Ciałem. Żyjący Chrystus jako towarzysz i Pan mojego codziennego życia jest ostateczną odpowiedzią na różne pytania religijne, jakie przed nami stają.

Dlatego nie bójmy się pytań, dotyczących naszej wiary. Różne religijne trudności, a nawet wątpliwości, zawierają bowiem w sobie obietnicę większego zbliżenia do Chrystusa.

Jacek Salij OP

 

WIERZĘ W BOGA

 

 

 

Wyjdźmy od stwierdzenia św. Tomasza z Akwinu, że czym innym jest uznawać prawdziwość zdania: "Bóg istnieje", czymś zaś zupełnie innym jest wierzyć w Boga.

Spójrzmy na to rozróżnienie w perspektywie relacji między mną a tobą. Jeśli jesteś moim współmałżonkiem, ojcem lub matką, dzieckiem lub przyjacielem, uczniem lub przełożonym, twoje istnienie jest przecież dla mnie czymś oczywistym. Ale zarazem ja w ciebie mogę wierzyć lub nie wierzyć, tak samo jak ty we mnie, zaś moja wiara w ciebie może oznaczać dwie różne rzeczy. Jeśli się stało z tobą coś złego, na przykład popadłeś w alkoholizm albo rozregulowałeś się moralnie, moja wiara w ciebie oznacza, że nie uważam cię za człowieka zupełnie straconego; nawet wbrew ludzkiej nadziei, będę się mobilizował i poświęcał, aby ci pomóc wyjść na prostą drogę.

Moja wiara w ciebie może też przybrać inną postać. Uważam cię za człowieka szczególnie mądrego, dobrego, silnego, doświadczonego itp., i to daje mi iskierkę nadziei w sytuacji, która mnie przerasta. Załóżmy, że to ja jestem alkoholikiem i liczne moje próby wyrwania się z tego nałogu spełzły na niczym. Ale oto widzę (początkowo z niedowierzaniem), że ty uwierzyłeś w moje uzdrowienie, nie żałujesz sił, aby mi dopomóc, i czynisz to bardzo mądrze. Powoli zaczynam w ciebie wierzyć, chwytam się podanej mi przez ciebie ręki, i to, co jeszcze niedawno było niemożliwe, coraz bardziej staje się rzeczywistością: niewolę alkoholową mam już za sobą. Rzecz jasna, na twoją wiarę we mnie mogę również zareagować inaczej. Mogę mieć gdzieś twoje wysiłki, nawet jeśli są mądre i przepełnione prawdziwą życzliwością, i wcale w ciebie nie uwierzyć. Wówczas moja sytuacja jest nadal beznadziejna, tak jak była.

Uzbrojeni w powyższe intuicje, przyznamy zapewne rację św. Tomaszowi, który twierdził, że można bez żadnych zastrzeżeń uznawać istnienie Boga, a zarazem być człowiekiem niewierzącym. Można przecież uznawać istnienie Boga tylko dlatego, że rozum tego się domaga, albo w przerażeniu przed perspektywą ostatecznego bezsensu. Wiara w Boga zaczyna się dopiero wówczas, kiedy w Bogu Żywym znajduję źródło światła i mocy, kiedy spotykam Go w różnych okolicznościach mojego życia jako Kogoś Kochającego. Wierzę naprawdę w Boga, jeśli całą, na jaką mnie stać, głębią mojego jestestwa wiem, że On zasługuje na to, abym ja oraz każdy z moich bliźnich zawierzył Mu całego siebie.

Tylko dlatego mogę wierzyć w Boga, że najpierw Bóg uwierzył we mnie. W Piśmie Świętym oraz w nauczaniu Kościoła ta wiara Boga w człowieka nazywana jest łaską bądź miłosierdziem. Ale uwaga: nasze wyobrażenia na temat łaski Bożej niekiedy są bardzo dalekie od prawdy. Bierze się to stąd, że zbyt rzadko nasze wyobrażenia o Bogu porównujemy z tym, co On sam nam objawił w Jezusie Chrystusie. Łaska Boża powinna nam kojarzyć się przede wszystkim z dobrym pasterzem, który szuka zagubionej owcy; z kochającym ojcem, który cierpi z powodu swego marnotrawnego syna i nie może się doczekać jego powrotu; z lekarzem i samarytaninem, który z miłością pochyla się nad człowiekiem trędowatym lub poranionym, i doprowadza go do zdrowia.

Moja wiara w Boga jest możliwa dlatego, że Bóg pierwszy uwierzył we mnie, mimo że jestem wobec Niego większym niewdzięcznikiem, niż to sobie uświadamiam. To właśnie wyraża tradycyjna formuła, że wiara w Boga jest łaską. Mianowicie łaską jest to, że mogę w Bogu szukać ratunku i że odnajduję w Nim kochającego Ojca; że mogę Mu zawierzyć siebie samego i ocalić swoją duszę, choćbym nawet się znalazł w sytuacji przekraczającej moją ludzką wytrzymałość. Tym bardziej łaską jest to, że właśnie w Bogu mogę szukać ochrony przed sobą samym, On bowiem ma moc wyzwolić mnie nawet z mojej grzeszności.

Z powyższego wynika, że miarą mojej wiary w Boga nie jest stan mojej świadomości, ale to, co zwykło się nazywać stanem mojej duszy. Choćby mówienie: "Panie, Panie!" napełniało mnie niewysłowioną słodyczą, choćbym mocą mojej wiary wyrzucał złe duchy, przenosił góry i czynił inne cuda, marna jest ona, jeśli nie przemienia mnie samego. Ale z drugiej strony: Choćby ogarnęły mnie takie ciemności, że nie odczuwam już nawet tego, że Bóg istnieje, nic mi to nie zaszkodzi, a może wręcz przyśpieszy moje duchowe dojrzewanie, jeśli tylko oburącz trzymam się prawa miłości, również wówczas, kiedy jest to niezgodne ze zdrowym rozsądkiem lub ponad moje siły. Nie wytrwałbym bowiem w takich sytuacjach w postawie prawdziwej miłości, gdybym obiektywnie nie był blisko Boga i gdyby On mnie nie umacniał.

Tutaj wtrąćmy radę dla człowieka niewierzącego, który nie wie jeszcze nawet tego, czy Bóg istnieje, chciałby jednak w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o Boga uniknąć zarówno nieuzasadnionej pewności, jak nieuzasadnionego agnostycyzmu. Otóż podstawową sprawą, kiedy pytamy o istnienie lub nieistnienie jakiegoś bytu, jest wybór odpowiedniej metody poszukiwania odpowiedzi. Kiedy zaczęto liczyć się z istnieniem bakterii, uświadomiono sobie, że problemu tego nie da się rozstrzygnąć bez skonstruowania odpowiednio doskonałego mikroskopu. Kiedy nie wiedziano, czy w układzie słonecznym istnieje Neptun, a po jego odkryciu, czy istnieje jeszcze Pluton, było rzeczą jasną, że potrzebne są coraz większe teleskopy.

Jaką metodę należy zastosować, kiedy ktoś nie wie jeszcze, czy istnieje Bóg? Otóż nie wystarczy zauważyć -- o czym wie każde dziecko -- że jest On niewidzialny. My nie tylko nie możemy Go zobaczyć, ale w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zająć wobec Niego pozycji z zewnątrz. "W Nim bowiem żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Dz 17,28). On -- jak zauważa św. Augustyn -- jest bliższy mi niż ja sam sobie. Jeśli zatem Bóg istnieje (mówię teraz do człowieka niewierzącego), to wszelkie moje poszukiwanie Go dokonuje się bezpośrednio w Jego obecności.

Co z tego wynika? To przede wszystkim, że jałowe będzie moje szukanie Boga, jeśli interesuje mnie głównie pytanie o pierwszą przyczynę wszechrzeczy. Choćbym bowiem uzyskał absolutną pewność, że Bóg istnieje -- przypomnijmy spostrzeżenie św. Tomasza -- wciąż jeszcze byłbym człowiekiem niewierzącym. Jak do poszukiwań astronomicznych niezbędne są teleskopy, tak -- jeśli ja naprawdę chcę szukać Boga Prawdziwego -- muszę to czynić nie tylko intelektem, ale całą moją życiową postawą, poniekąd całym sobą, przede wszystkim poprzez oczyszczanie się ze zła oraz kształtowanie w sobie postawy miłości.

Jeśli zaś właśnie w ten sposób Go szukam, to niewątpliwie czynię to już w przestrzeni Jego łaski, nawet jeśli nie jestem jeszcze pewien Jego istnienia. Pan Jezus mówił o tym bardzo prosto: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (Mt 5,8). Z prawdy tej wynika, że nawet kiedy już Boga znalazłem i pokochałem Go całym sercem, nie wolno mi przestać Go szukać. Ostatecznie bowiem znajdę Go dopiero wówczas, kiedy zobaczę Go twarzą w twarz na życie wieczne.

Na koniec wspomnę o czymś, co dla nas w Bogu jest szczególnie fascynujące. Mianowicie Bóg dla każdego z nas jest Kimś Absolutnie Najbliższym. On kocha mnie bardziej niż ktokolwiek z moich najbliższych, na moim dobru zależy Mu daleko więcej niż mnie samemu. "Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie" (Ps 27,10; por. Iz 49,15; Syr 4,10). To chyba oczywiste: przecież to Bóg uzdalnia nas do wzajemnej miłości, przecież z Niego to płynie, że dla różnych ludzi jestem kimś drogim, a również ja czuję się głęboko związany z moimi najbliższymi. To On również uzdalnia mnie do tego, że zależy mi na moim dobru. Z kolei to mój grzech jest przyczyną tego, że potrafię skrzywdzić nawet ludzi sobie najbliższych, a własnego dobra szukam w sposób absurdalny, mianowicie niszcząc siebie i innych.

Im więcej to wszystko sobie uświadamiam, tym więcej będzie mnie radowało przykazanie, że Boga muszę kochać z całej duszy, z całego serca, ze wszystkich sił i ze wszystkich myśli. Odkrywa ono najistotniejszą prawdę zarówno o Bogu, jak o nas samych oraz o rzeczywistości, w której Bóg nas umieścił. Logikę tego przykazania najwyraźniej można zobaczyć w świetle tego wydarzenia, które miało miejsce dwa tysiące lat temu: że Jednorodzony Syn Boży, będący jedno ze swym Przedwiecznym Ojcem, dla nas stał się jednym z nas i dał się ukrzyżować. Czy trzeba bardziej przekonującego dowodu, że Ten, który chce, abyśmy Go kochali z całej duszy i ze wszystkich sił, szuka bezinteresownie naszego dobra?

 

 

 

W JAKIM SENSIE BÓG JEST KIMŚ OSOBOWYM?

 

 

"Mam zbyt wzniosłe pojęcie o Bogu, żeby uznać, że jest On osobą. Wyobrażać Go sobie jako osobę to czynić Go kimś na obraz i podobieństwo człowieka. A przecież nie powinno się przypisywać Bogu naszych ludzkich ograniczeń. Można dopuścić osobowe wyobrażenia Boga u ludzi prostych oraz u początkujących na drodze wiary. Ale ludzie religijnie zaawansowani winni z takimi wyobrażeniami zerwać".

Kiedy człowiekowi, który głosi te poglądy, zwróciłam uwagę na to, że takiego Boga nie sposób kochać ani się do Niego modlić, odpowiedział, że naiwnością jest sądzić, iż Bóg słyszy i rozróżnia każdą z milionów i miliardów modlitw, jakie ludzie codziennie do Niego zanoszą.

 

Przypominają mi się wspaniałe teksty biblijne, w których syn Syracha wydobywa naiwność wyobrażeń, jakoby -- skoro jest nas na świecie tak wielu -- Bóg nie był w stanie zajmować się każdym z nas poszczególnie:

 
Nie mów: Ukryję się przed Panem
i któż z wysoka o mnie pamiętać będzie?
W wielkim tłumie nie będę rozpoznany
i czymże jest moja dusza w bezmiarze stworzenia? (Syr 16,17)
 

Kilka rozdziałów dalej syn Syracha ostrzega przed naiwnym przypuszczeniem, jakoby Bogu mogło nie starczyć uwagi na zauważenie wszystkich czynów każdego z nas:

 
Człowiek popełniając cudzołóstwo
mówi do swej duszy: Któż na mnie patrzy?
Wokół mnie ciemności, a mury mnie zakrywają,
nikt mnie nie widzi: czego mam się lękać?
Najwyższy nie będzie pamiętał moich grzechów!
-- Tylko oczy ludzkie są postrachem dla niego,
a zapomina, że oczy Pana,
nad słońce dziesięć tysięcy razy jaśniejsze,
patrzą na wszystkie drogi człowieka
i widzą zakątki najbardziej ukryte. (Syr 23,18n)
 

Owszem, autorzy natchnieni bardzo lękają się tego, że nasze modlitwy mogą do Boga nie dotrzeć, toteż w Biblii często słychać błaganie: "niech dojdzie do Ciebie moje wołanie!" Ale jeśli niekiedy tak się zdarza, że nasze modlitwy do Boga nie dochodzą, dzieje się tak nie dlatego, jakoby

 
słuch Jego był tak przytępiony,
by nie mógł usłyszeć.
Lecz wasze winy wykopały przepaść
między wami a waszym Bogiem;
wasze grzechy zasłoniły Mu oblicze
przed wami tak, iż was nie słucha. (Iz 59,1n)
 

Z listu Pani trudno wywnioskować, co rządzi myśleniem owego człowieka o Bogu: intuicja, że nie powinno się przypisywać Bogu naszych ludzkich ograniczeń, czy też decyzja, aby z naszych pojęć na temat Boga wyrzucić to wszystko, na co trudno się zgodzić naszej wyobraźni. Oba te paradygmaty są w jego myśleniu obecne, a przecież wykluczają się one wzajemnie. Myślenie Pani znajomego o Bogu może się rozwinąć w kierunku bardzo pożądanym albo zupełnie fałszywym -- w zależności od tego, która z tych dwóch fundamentalnych intuicji weźmie w nim górę.

Ale ocieram się już chyba o granice przyzwoitości, wypowiadając się na temat sytuacji duchowej osoby trzeciej. Wprawdzie starałem się mówić w taki sposób, żeby dotyczyło to raczej pewnego modelu postawy niż konkretnej osoby, niemniej od tej chwili będę się zastanawiał nad tajemnicą Boga osobowego, nie nawiązując już do poglądów Pani znajomego.

Otóż nasze pojęcia o tym, co to znaczy być osobą, kształtują się w nieustannym odniesieniu do tego, że my sami jesteśmy osobami. Jednakże osoba ludzka jest bytem skończonym. Być osobą -- w przypadku człowieka -- oznacza zawsze również być bytem oddzielonym od całego wszechświata, w tym również od innych bytów osobowych: ja jestem jedynie cząstką wszechbytu. Sądzić zaś, że Bóg jest kimś osobowym jako cząstka wszechbytu, choćby najdoskonalsza, to tyle samo co przenosić Boga Prawdziwego w sferę mitologü, co wyobrażać Go sobie jako jakąś istotę pozaświatową.

Te właśnie intuicje -- jakżeż słuszne! -- prowadzą niektórych ludzi do wyobrażeń panteistycznych oraz do odrzucenia Boga Osobowego. Jakżeż niesłusznie! Ludzie ci podjęli oczyszczanie swoich pojęć o Bogu, ale ich wyobraźnia jakby przestraszyła się i nie pozwala im tego procesu doprowadzić do końca. W rezultacie wyobrażają sobie Boga jako duchową plazmę, wszędzie obecną i bezosobową, która leży u podstaw wszystkiego, co istnieje, i która wyznacza człowiekowi kierunek duchowej drogi.

Nie zauważają, że zdegradowali w ten sposób Boga Prawdziwego do poziomu zasady kosmologicznej, człowiek zaś traci wówczas podstawy do wiary, iż pojawił się na tej ziemi z Jego miłości. Co więcej -- jeśli Bóg nie jest osobowy, to nasze bycie osobami jest kaprysem natury, który zaistniał -- nie wiadomo po co -- w wyniku koniecznego toczenia się bezosobowych praw bytu i równie bezsensownie zaniknie.

Nie da się jednocześnie odrzucać prawdy o Bogu osobowym i nie przyjmować płynących stąd konsekwencji. Jeśli zaś nie ma Boga osobowego, to wszelkie oazy sensu, jakim udało się wyrosnąć z bezosobowej nieskończoności, prędzej czy później zostaną pochłonięte przez ostateczny bezsens. Z tego właśnie powodu gwałtownie przeklinał zwolenników takiej filozofii Boga Zygmunt Krasiński -- tym gwałtowniej, że przez jakiś czas sam podzielał ich teorie:

"Oni chcą, by materia i duch jedno były; by zewnątrz świata, by za naturą nic już nie było, by organizm świata był Bogiem żyjącym na ciągłej przemianie, na ustawicznym umieraniu cząstek swoich. Przeklęci, przeklęci -- oni mnie pozbawili na czas długi uczucia piękności. A jeżeli to prawdą, żeśmy błaznami dni kilku, a potem prochem, gazem, infuzoriami idącymi się zrosnąć w jakie inne błazeństwo organiczne? A jeśli prawdą, że świat tylko nieśmiertelny, a wszystka cząstka jego śmiertelna, bez wiecznej indywidualności? Jeśli Bóg to otchłań tylko przemian bez końca, to wieczność śmierci i urodzin, to łańcuch nieskończony o pryskających ogniwach, to ocean, w którym każda fala wspina się, by kształt dostać, i opada natychmiast bez kształtu?" (List 31 do Konstantego Gaszyńskiego z 9 lutego 1836) "Tak, panteizm jest to rozpacz wyrozumowana, panteizm zatruł mi wiele wiar i dlatego, proszę Ciebie, nie ufaj jemu; czekaj lepiej w niepewności zgonu, niż żebyś miał uwierzyć w tak okropną i suchą pewność" (List 35 z 12 czerwca 1836).

Mentalność współczesna jest jednak podejrzliwa. Czy Krasiński -- pytamy natychmiast -- nie myśli tu życzeniowo? Zgoda, że jeśli Bóg jest bezosobowy, to nie ma miejsca na nieśmiertelność ani na żaden sens ostateczny. Zgoda, że w człowieku -- a przynajmniej w niektórych ludziach -- jest pragnienie nieśmiertelności. Ale z tego nie wynika jeszcze, że Bóg naprawdę jest osobowy, zaś człowiek zachowa na zawsze swą odrębność i niepowtarzalność.

Przypatrzmy się jednak nie temu, co byśmy chcieli, ale temu, co jest. Otóż wielu z nas nosi w sobie intuicję życia nieautentycznego, powierzchownego, oraz życia autentycznego, głęboko wkorzenionego w rzeczywistość. Intuicję tę mają często również ci spośród nas, którzy sami żyją niestety powierzchownie. I tak dziwnie się składa, iż powierzchowne życie zawsze polega na tym, że człowiek żyje, "jak to mu samo leci" a jego postępki stanowią wypadkową unoszących go chętek i namiętności. Człowiek powierzchowny nie jest zresztą przeciwnikiem dobra. Niekiedy ogarnia go życzliwość do całej wręcz ludzkości, trudno mu tylko kochać konkretnego człowieka.

Dlaczego jest właśnie tak? Dlaczego tak się dzieje, iż nasze życie zyskuje na autentyczności poprzez postawę rozumną, poprzez to, że jestem panem samego siebie, poprzez miłość okazywaną konkretnym ludziom?

Spójrzmy uważnie na ten potrójny prymat w naszym życiu: na prymat rozumu nad materią, prymat wolności nad koniecznością, prymat tego, co konkretne, nad tym, co powszechne. Czyż nie świadczy to o naszym pochodzeniu od Kogoś Osobowego? Gdyby ostatecznym fundamentem rzeczywistości była jakaś transcendencja bezosobowa, rzeczywistość przedstawiałaby się zupełnie inaczej -- nasza rozumność, wolność i miłość w ostatecznym wymiarze byłyby czymś złudnym.

Wydaje się, że odsłoniliśmy w ten sposób główną przyczynę naszych zarówno mitologicznych, jak panteistycznych wyobrażeń o Bogu. Po prostu im mniej autentyzmu w naszej rozumności, wolności i miłości, tym trudniej jest nam wierzyć autentycznie w Boga Prawdziwego. Krótko mówiąc: pytanie, czy Bóg jest kimś osobowym, powinno się zgłębiać nie tylko teoretycznie, ale przede wszystkim przez całe swoje bycie osobą w wymiarze intelektualnym, moralnym i religijnym.

Kim jednak jest Bóg Prawdziwy, skoro nie jest On najdoskonalszą cząstką wszechbytu ani jakąś istotą pozaświatową, ale też nie jest bezosobową duchową plazmą, przenikającą i podtrzymującą wszystko, co istnieje? Jako chrześcijanie, odpowiedzi na takie pytania szukamy przede wszystkim w Piśmie Świętym.

"W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Dz 17,38) -- a więc nie jest On istotą pozaświatową. Zarazem jednak, jak modli się Salomon w dniu konsekracji Świątyni, "niebo i niebiosa najwyższe nie mogą Cię objąć" (1 Krl 8,27) -- a więc Wszechobecny jest zarazem transcendentny wobec wszystkiego, co stworzył. Bóg jest oddzielony od s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin