textfile15.txt

(35 KB) Pobierz
12
Dzicz, dzicz, dzicz


- Czy wszystko ustawi�e�? - Drizzt spyta� Belwara, gdy nadzorca kopaczy wr�ci� do kr�tego przej�cia.
- Zgasi�em ogie� - odpar� Belwar, stukaj�c o siebie triumfalnie, cho� nie za g�o�no, mithrilowymi d�o�mi. - Roz�o�y�em dodatkowe pos�anie w rogu. Poszura�em butami o pod�og�, i po�o�y�em twoj� sakiewk� w miejscu, gdzie b�dzie mo�na j� �atwo znale��. Pod kocem po�o�y�em nawet kilka srebrnych monet - przypuszczam, �e i tak nie b�d� ich zbyt szybko potrzebowa�. - Belwar wyda� z siebie chichot, lecz pomimo owej deklaracji Drizzt widzia�, �e svirfnebli nie rozstawa� si� zbyt �atwo z kosztowno�ciami.
-  Sprytne oszustwo - stwierdzi� Drizzt, by os�abi� b�l straty.
- A co z tob�, mroczny elfie? - zapyta� Belwar. - Widzia�e� co� albo s�ysza�e�?
- Nie - odpowiedzia� Drizzt. Wskaza� na boczny korytarz. -Pos�a�em szerokim �ukiem Guenhwyvar. Je�li kto� jest w pobli�u, wkr�tce b�dziemy o tym wiedzie�.
Belwar przytakn��. - Dobry plan - zauwa�y�. - Roz�o�enie fa�szywego obozu tak daleko od Blingdenstone powinno utrzyma� twoj� k�opotliw� matk� z dala od moich krewniak�w.
- I by� mo�e doprowadzi moj� rodzin� do przekonania, �e wci�� jestem w okolicy i chc� tu pozosta� - doda� z nadziej� Drizzt. - My�la�e� o tym, gdzie powinni�my si� uda�?
- Wszystkie drogi s� r�wnie dobre - stwierdzi� Belwar, rozk�adaj�c szeroko r�ce. - Nigdzie w pobli�u nie ma �adnych miast, poza naszymi w�asnymi. Przynajmniej z tego co wiem.
- A wi�c zach�d - zaproponowa� Drizzt. - Dooko�a Bling-denstone i w dzicz, jak najdalej od Menzoberranzan.
- Wygl�da to na rozs�dny kierunek - zgodzi� si� nadzorca kopaczy. Zamkn�� oczy i dostroi� swoje my�li do wibracji ska�. Podobnie jak wiele ras Podmroku, g��binowe gnomy dysponowa�y zdolno�ci� rozpoznawania magnetycznych w�a�ciwo�ci kamieni, kt�ra to umiej�tno�� pozwala�a im okre�la� kierunek r�wnie dok�adnie, jak mieszkaniec powierzchni m�g�by pod��a� �ladem s�o�ca. Chwil� p�niej Belwar kiwn�� g�ow� i wskaza� odpowiedni tunel.
- Zach�d - rzek� Belwar. -1 to szybko. Im bardziej oddalimy si� od tej twojej matki, tym b�dziemy bezpieczniejsi. - Przerwa�, by przyjrze� si� przez d�u�sz� chwil� Drizztowi, zastanawiaj�c si�, czy nie zabrnie zbyt daleko, zadaj�c nast�pne pytanie.
- O co chodzi? - spyta� go Drizzt, zauwa�aj�c wahanie. Belwar zdecydowa� si� zaryzykowa� po to, by zobaczy�, jak
bliscy si� sobie stali. - Kiedy pierwszy raz dowiedzia�e� si� o obecno�ci drow�w we wschodnich tunelach - zacz�� otwarcie g��binowy gnom - wydawa�e� si� traci� grunt pod nogami, je�li wiesz o co mi chodzi. To twoja rodzina, mroczny elfie. Czy s� a� tak straszni?
Chichot Drizzta uspokoi� Belwara, powiedzia� g��binowemu gnomowi, �e nie trafi� zbyt mocno. - Chod� - powiedzia� Drizzt widz�c, �e Guenhwyyar wraca ze zwiadu. - Je�li ju� sko�czyli�my rozk�ada� fa�szywy ob�z, to wykonajmy pierwsze kroki w nowe �ycie. Nasza droga powinna by� wystarczaj�co d�uga na opowie�ci o moim domu i rodzinie.
- Poczekaj - rzek� Belwar. Si�gn�� do sakwy i wyci�gn�� ma�� skrzyneczk�. - Dar od Kr�la Schnickticka - wyja�ni� otwieraj�c wieko i wyci�gaj�c l�ni�c� brosz�, kt�rej blask zala� ca�� okolic�.
Drizzt spogl�da� na nadzorc� kopaczy z niedowierzaniem. - B�dzie ci� wida� jak na d�oni - stwierdzi� drow.
Belwar poprawi� go. - B�dzie nas wida� jak na d�oni - powiedzia� z lekk� kpin�. - Nie obawiaj si� jednak, mroczny elfie. �wiat�o powstrzyma wi�cej wrog�w, ni� przyci�gnie. Nie przepadam za potykaniem si� o dziury w pod�odze.
- Jak d�ugo to b�dzie si� �arzy�? - spyta� Drizzt, a Belwar wywnioskowa� z jego tonu, i� drow mia� nadziej�, �e kr�tko.
- Wieczny jest dweomer - odpar� Belwar z szerokim u�miechem. - Chyba �e przeciwstawi mu si� jaki� kap�an b�d� czarodziej. Przesta� si� martwi�. Jakie stworzenie z Podmroku wejdzie dobrowolnie w o�wietlony teren?
Drizzt wzruszy� ramionami i zaufa� os�dowi do�wiadczonego nadzorcy kopaczy. - Dobrze - powiedzia� potrz�saj�c bezradnie bia�� czupryn�. - Zajmijmy si� wi�c drog�.
- Drog� i opowie�ciami - odrzek� Belwar zr�wnuj�c si� w marszu z Drizztem, poruszaj�c szybko swymi kr�tkimi n�kami, by dotrzyma� tempa d�ugim i pe�nym gracji krokom drowa.
Szli przez wiele godzin, zatrzymywali si� na posi�ek, po czym szli jeszcze d�u�ej. Czasami Belwar u�ywa� swej �wiec�cej broszy, niekiedy za� przyjaciele kroczyli w ciemno�ci, zale�nie od tego, czy uwa�ali region za niebezpieczny. Guenhwyvar kr�ci�a si� w pobli�u, lecz rzadko mo�na j� by�o zobaczy�, pantera ch�tnie wykonywa�a wyznaczone jej obowi�zki zwiadu.
Przez ca�y tydzie� towarzysze zatrzymywali si� tylko wtedy, gdy zm�czenie lub g��d zmusza�y ich do przerwy w marszu, poniewa� pragn�li oddali� si� od Blingdenstone - i tych, kt�rzy �cigali Drizzta - tak daleko, jak to by�o mo�liwe. Mimo to, dopiero po kolejnym tygodniu wkroczyli w tunele nieznane Bel-warowi. G��binowy gnom by� nadzorc� kopaczy przez niemal pi��dziesi�t lat i prowadzi� wiele z najdalszych ekspedycji g�rniczych.
- To miejsce jest mi znane - Belwar cz�sto stwierdza�, gdy wchodzili do jaskini. - Wzi��em st�d wagon �elaza - m�wi�, albo mithrilu, czy te� czego� z gamy drogocennych minera��w, o kt�rych Drizzt nigdy nie s�ysza�. Mimo za� tego, �e d�ugie opowie�ci nadzorcy kopaczy o tych g�rniczych ekspedycjach zazwyczaj sz�y w tym samym kierunku - w ko�cu na ile sposob�w g��binowe gnomy mog� roz�upywa� ska��? - Drizzt zawsze s�ucha� uwa�nie, wch�aniaj�c ka�de s�owo.
Zna� alternatyw�.
W ramach swoich obowi�zk�w narracyjnych Drizzt opowiedzia� o swoich przygodach w Akademii w Menzoberranzan oraz ciep�ych wspomnieniach o Zaknafeinie i jego sali gimnastycznej. Pokaza� Belwarowi podw�jne niskie pchni�cie
I odkryty przez ucznia spos�b na skontrowanie ataku, ku zdziwieniu i b�lowi jego nauczyciela. Drizzt ujawni� zawi�e kombinacje j�zyka migowego drow�w, na kt�ry sk�ada�y si� kombinacje wyraz�w twarzy i gest�w d�o�mi, lecz kr�tko cieszy� si� ide� nauczenia Belwara tego j�zyka. G��binowy gnom szybko wybuch� dono�nym �miechem. Spojrza� swymi ciemnymi oczyma z niedowierzaniem na Drizzta, po czym poprowadzi� wzrok w d�, ku zako�czeniom swoich r�k. Maj�c zamiast d�oni m�ot i kilof, svirfnebli nie by� w stanie opanowa� wystarczaj�co wiele gest�w, by okaza�o si� to warte wysi�ku. Mimo to Belwar docenia�, �e Drizzt zaproponowa� mu nauczenie j�zyka znak�w. Absurdalno�� tego pomys�u wywo�a�a u obu serdeczny �miech.
Guenhwyvar r�wnie� zaprzyja�ni�a si� z g��binowym gnomem w czasie tych pierwszych kilku tygodni na szlaku. Belwar cz�sto zapada� w g��boki sen i budzi�o go mrowienie w nogach, kt�re szybko dr�twia�y pod trzystoma kilogramami pantery. Belwar zawsze pomrukiwa� i uderza� Guenhwyyar w zad d�oni�-m�otem - to sta�o si� zabaw� dla nich obojga - lecz Belwarowi tak naprawd� nie przeszkadza�a blisko�� pantery. Prawd� m�wi�c, sama obecno�� Guenhwyvar czyni�a sen - kt�ry zawsze w dziczy wystawia� na niebezpiecze�stwo - znacznie �atwiejszym i spokojniejszym.
- Rozumiesz? - Drizzt wyszepta� pewnego dnia do Guenhwyvar. Kawa�ek dalej Belwar spa�, le��c p�asko na skale, z kamieniem w roli poduszki. Drizzt potrz�sn�� g�ow� ze zdumienia, gdy obserwowa� ma�� sylwetk�. Zaczyna� podejrzewa�, �e g��binowe gnomy troch� przesadza�y z przywi�zaniem do ziemi.
- Id� do niego - poleci� kocicy.
Guenhwyvar podesz�a i u�o�y�a si� nadzorcy kopaczy na nogach. Drizzt przesun�� si� w os�on� wej�cia do tunelu, by obserwowa�.
Zaledwie kilka minut p�niej Belwar obudzi� si� z parskni�ciem. - Magga camarra, pantero! - zagrzmia� g��binowy gnom.
- Dlaczego musisz zawsze k�a�� si� na mnie, zamiast obok mnie?
- Guenhwyvar poruszy�a si� lekko, lecz w odpowiedzi wyda�a z siebie tylko g��bokie westchnienie.
- Magga camarra, kocico! - rykn�� zn�w Belwar. Zawierz-ga� zaciekle palcami u n�g, chc�c zachowa� kr��enie i pozby� si� mrowienia, kt�re ju� si� pojawi�o. - Zmykaj! - Nadzorca kopaczy opar� si� na jednym �okciu i machn�� m�otem w bok Guenhwyvar.
Pantera odskoczy�a w udawanej ucieczce, szybszej ni� cios Belwara. Kiedy jednak nadzorca kopaczy si� rozlu�ni�, pantera wr�ci�a po swoich �ladach, obr�ci�a si� i wskoczy�a na Belwara, przykrywaj�c go i przyciskaj�c mocno do pod�ogi.
Dopiero po kilku minutach zmaga� Belwar zdo�a� wydosta� twarz spod umi�nionej klatki piersiowej Guenhwyyar.
- Zejd� ze mnie albo poniesiesz konsekwencje! - rykn�� g��binowy gnom, jednak gro�ba by�a w oczywisty spos�b go�os�owna. Guenhwyvar przesun�a si�, sadowi�c si� wygodniej na swojej �erdzi.
- Mroczny elfie! - Belwar zawo�a� tak g�o�no, jak tylko si� o�mieli�. - Mroczny elfie, zabierz swoj� panter�. Mroczny elfie!
- Witajcie - odpowiedzia� Drizzt, wychodz�c z tunelu, jakby w�a�nie dopiero wr�ci�. - Znowu si� bawicie? Uzna�em, �e moja warta zbli�a si� ku ko�cowi.
- Tw�j czas min�� - odpowiedzia� Belwar, jednak s�owa svirfhebli zosta�y st�umione przez g�st�, czarn� sier��, poniewa� Guenhwyvar zn�w si� przesun�a. Drizzt widzia� jednak zmarszczony z irytacji d�ugi, zadarty nos Belwara.
- Och, nie, nie - powiedzia� Drizzt. - Nie jestem taki zm�czony. Nie m�g�bym przerwa� wam zabawy. Wiem, �e obydwoje tak bardzo j� lubicie. - Podszed� i klepn�� Guenhwyvar pochwalnie w g�ow�, za� p�niej mrugn�� do niej okiem.
- Mroczny elfie! - Belwar mrukn�� do odchodz�cych plec�w Drizzta. Drow szed� jednak dalej, a Guenhwyvar, obdarzona cichym b�ogos�awie�stwem drowa, szybko zasn�a.

* * *

Drizzt pochyli� si� i znieruchomia� pozwalaj�c, by oczy przesz�y z dramatycznej zmiany z infrawizji - postrzegania ciep�a przedmiot�w w spektrum podczerwieni - do normalnego widzenia �wiat�a. Zanim jeszcze transformacja si� zako�czy�a, Drizzt m�g� powiedzie�, �e jego przypuszczenia by�y s�uszne. Przed nimi, za niskim naturalnym �ukiem, bi� czerwony blask. Drow utrzyma� pozycj�, uznaj�c, �e lepiej �eby Belwar dobi� do niego, zanim sprawdzi, o co chodzi. Zaledwie chwil� p�niej w polu widzenia pojawi�o si� przy�mione l�nienie zakl�tej broszy g��binowego gnoma.
- Zga� �wiat�o - wyszepta� Drizzt i blask broszy znikn��. Belwar pe�zn�� wzd�u� tunelu, by do�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin