!Adam Bahdaj - Do przerwy 0-1.txt

(354 KB) Pobierz
Adam Bahdaj

Do przerwy 0:1

Wydawnictwo Literatura
��d� 1999
SPIS TRE�CI
SPIS TRE�CI......................... 2
ROZDZIALI......................... 3
ROZDZIA�U........................ 21
ROZDZIA� III........................ 48
ROZDZIA� IV........................ 68
ROZDZIA� V........................ 90
ROZDZIA� VI........................ 110
ROZDZIA� VII........................ 126
ROZDZIA� VIII....................... 134
ROZDZIA� IX........................ 154
ROZDZIA� I


ROZDZIA� I

Maniu� obudzi� si�. Przetar� oczy, ziewn�� i nieprzytomnym od snu wzrokiem powi�d� po pokoju. By�o pusto i cicho, tylko z zepsutego kranu kapa�a monotonnie woda.
Maniu� przeci�gn�� chude ramiona i wystaj�ce spod koca, niezbyt czyste nogi. Z wygrzanego cia�a wygania� resztki dr�twoty. �Widocznie ciotunia ju� wysz�a - pomy�la�, gdy ockn�� si� zupe�nie. - Trzeba popatrze�, czy zostawi�a �niadanie".
Wsta�. Chwiejnym krokiem podszed� do pieca. Na blasze w nie�adzie sta�y stare, okopcone garnki. Po kolei podnosi� pokrywki, opuszczaj�c je z coraz wi�kszym rozgoryczeniem. Wszystkie garnki zion�y pustk�; nawet ten �redni, czerwony z urwanym uchem, w kt�rym ciotka zwykle zostawia�a kaw�.
�To mnie ciotunia urz�dzi�a - my�la� kr�c�c z niedowierzaniem g�ow�. - Nie zostawi�a nawet kropelki. Pewno si� bardzo spieszy�a i nie zd��y�a ugotowa� kawy. Albo nie mia�a ju� pieni�dzy na paczk� �zbo�owej� i cukier".
Ch�opiec nie traci� jednak nadziei. Otworzy� stoj�c� obok pieca szafk�. Schyli� si�, zacz�� grzeba� w�r�d talerzy, misek i starych, szeleszcz�cych torebek. Pr�cz garstki kaszy jaglanej, na dnie papierowej torebki, niczego nie znalaz�. Sta� chwil� strapiony, palcami czochra� sztywne w�osy, powtarza� bezmy�lnie: - Ale mnie ta ciotunia urz�dzi�a! Ale mnie ta ciotunia urz�dzi�a!...
Nale�a� jednak do ch�opc�w, kt�rych trudno doprowadzi� do rozpaczy. Po chwili, gdy zrozumia�, �e bezcelowo gapi si� w puste wn�trze szafki, gwizdn�� zawadiacko i nie zastanawiaj�c si� wiele, odkr�ci� kran. Woda chlusn�a z szumem. Maniu� rozpocz�� sw� porann� toalet�. Polega�a ona na umoczeniu r�k, przetarciu nimi oczu i nosa i kilkakrotnym parskni�ciu dla dodania sobie odwagi.
Po umyciu poczu� si� rze�ko i weso�o. Nic ju� nie mog�o zm�ci� jego dobrego nastroju, z kt�rym zwyk� budzi� si� rano. Nie pierwszy to raz wychodzi� z domu bez �niadania. Jako� sobie poradzi. Tacy jak on nie zwykli martwi� si� byle drobnostk�. Zagwizda� piosenk�, kt�r� us�ysza� wczoraj pod PDT na Wolskiej: �Nicolo, Nicolo, Nicolino..." To przywr�ci�o mu zupe�n� r�wnowag�.
Spojrza� w okno. �lepe mury s�siedniej kamienicy jarzy�y si� jasnym s�o�cem, p�at nieba nad dachem by� czysty i weso�y. Wszystko zwiastowa�o, �e ca�e przedpo�udnie mo�na b�dzie pow��czy� si� po mie�cie.
Ubra� si� szybko. Ta czynno�� nie zabra�a mu wiele czasu. Garderoba bowiem sk�ada�a si� z dziurawych trampek, po�atanych welwetowych spodni i trykotowej koszulki. Jedynym szczeg�em, kt�ry temu ubiorowi nadawa� nieco �wietno�ci, by�a nowa czapka �kolarka" z ma�ym podwini�tym daszkiem. Z fantazj� nasun�� j� na g�ow�, pobie�nym spojrzeniem sprawdzi� sw�j wygl�d w wyszczerbionym lustrze i gwi�d��c �Nicolo, Nicolo, Nicolino" wyszed� z pokoju.
Zamkn�� drzwi, klucz w�o�y� pod szmat�, kt�ra s�u�y�a za wycieraczk�. Zako�czy� w ten spos�b pierwszy rozdzia� dnia. Dnia jak ka�dy inny. Nie zastanawia� si� nad nim ani nie roztkliwia�.
Nie zastanawia� si� r�wnie�, dlaczego schody tak niemi�osiernie trzeszcz� pod jego trampkami. By�y to przedziwne schody: kilka zbitych, przegni�ych desek po��czonych wytartymi poprzeczkami, odgrodzonych od czelu�ci windy chwiej�c� si� barier�. Zej�cie z czwartego pi�tra wymaga�o znajomo�ci akrobacji, ale Maniu� schodzi� tak lekko i tak beztrosko, jakby to by�y ruchome schody na Trasie W-Z.
Przedziwne te schody wisia�y w przedziwnym domu. Przer�bany na p� przez bomb�, sta� teraz jak pszczeli plaster wyj�ty z gigantycznego ula, ods�aniaj�c przekr�j zamo�nej niegdy� kamienicy czynszowej. W jej wn�trze ubodzy mieszka�cy Woli wbudowali swe prymitywne mieszkania niby gniazda go��bie.
Dla Maniusia by�a to najzwyklejsza, najnormalniejsza w �wiecie kamienica. Odznacza�a si� jedynie tym, �e przewy�sza�a swe s�siadki o dwa pi�tra, a okoliczna ludno�� nazywa�a j� - �Go��bnikiem". By�o to bardzo praktyczne. Gdy kto� Maniusia zapyta�: - Gdzie mieszkasz? - nie musia� si� d�ugo zastanawia�, m�wi� po prostu: - W Go��bniku - i to zupe�nie wystarcza�o.
Na czwartym pi�trze gnie�dzi�y si� tylko dzikie go��bie, wr�ble i nietoperze. Na pozosta�ych zbite z desek drzwi �wiadczy�y, �e tutaj mieszkaj� ludzie.
Maniu� zatrzyma� si� na chwil�. Zza parapetu wzi�� �elazny pr�t i trzy razy uderzy� nim w szyn� windy. Zabrzmia�o to jak uderzenie w gong. Na ten odg�os z obu stron klatki schodowej niemal r�wnocze�nie uchyli�y si� drzwi, a w drzwiach stan�o dw�ch ch�opc�w: jeden ros�y, wysoki, z jasn�, otwart� twarz� i jasnymi, k�dzierzawymi w�osami; drugi niski, szczup�y, uczesany na je�a, o twarzy w�t�ej, upstrzonej piegami.
- Cze��! - przywita� ich przyja�nie Maniu�.
- Cze��! - odpowiedzieli jak na komend�.
- Wakacje, bracie! - u�miechn�� si� Bogu�, ten uczesany naje�a, nazywany przez ch�opc�w �Pere�k�".
Maniu� wyd�� wargi.
- Mnie tam wszystko jedno, czy wakacje, czy nie...
- No tak, nie chodzisz ju� do szko�y.
Drugi z ch�opc�w, Felek, zwany na G�rczewskiej �Mand�aro", uwa�nie przyjrza� si� Maniusiowi.
- S�uchaj, �Paragon", dobrze, �e� si� zjawi�. Zaczynamy dzi� trening. Po wiedz wszystkim, �eby przyszli o czwartej na boisko. Dobra? - G�os mia� suchy, niemal rozkazuj�cy.
Maniusiowi nie spodoba� si� ten ton.
- To si� zobaczy.
- Co si� zobaczy? - �achn�� si� Mand�aro. - Przecie� ty jeden masz czas.
Maniu� skrzywi� si�.
- Tak ci si� zdaje.
- A c� masz do roboty?
- Ech, bracie - u�miechn�� si� cierpko. - �ycie nie jest bajk� ani filmem. Ty wszystko legalnie masz w domu, a ja musz� organizowa�.
- O co chodzi?
Maniu� chcia� ju� powiedzie�, �e mu ciotka nie zostawi�a �niadania, ale rozmy�li� si�. Trzeba przecie� mie� ambicj�. Nie mo�na si� skar�y�. Machn�� wi�c r�k� i rzuci� kpi�co:
- Dobra jest, zrobi si�, jak pan prezes rozkazuje.
Mand�aro nie wyczu� kpiny.
- Pami�taj, �eby� nie nawali�, bo to wa�na sprawa. Musimy zmontowa� siln� pak�.
- W niedziel� zagramy mecz z ch�opakami z Okopowej - wtr�ci� Pere�ka i a� oczy mu zab�ys�y na t� my�l.
Maniu� zmarszczy� brwi.
- Z �Ba�antami"?
- A jak�e� chcia�?
- Oni nam wlej�, zobaczycie.
- Nie wiadomo.
- Do k�ka.
- Zobaczymy.
- Zobaczymy - powt�rzy� Maniu� i pstrykn�� w daszek czapki na po�egnanie.
Mand�aro przechyli� si� przez por�cz.
- Pami�taj, Paragon, o czwartej na naszym boisku!
Ca�a sztuka zbierania pustych flaszek polega�a na tym, �eby dobrze zna� miejsca, w kt�rych mo�na by�o je znale��. W tej dziedzinie Maniu� mia� niema�e do�wiadczenie. Kiedy wyszed� z Go��bnika, od razu skierowa� si� ku wielkiemu placowi budowy, gdzie wznoszono nowe bloki mieszkalne. Okr��y� wysoki, zbity z odpadk�w desek p�ot, omin�� wielkie do�y z wapnem, zbli�y� si� do barak�w, z kt�rych dolatywa�o senne stukanie biurowych maszyn. Wiedziony nieomylnym instynktem, odnalaz� miejsce, gdzie wczoraj po fajerancie murarze wypr�niali butelki. By� to zaciszny k�tek mi�dzy dwoma barakami, os�oni�ty nisko spadaj�cym dachem, kt�ry ochrania� zar�wno od deszczu, jak i gor�cych promieni s�onecznych. Ch�opiec nie omyli� si�. Pod �cian� na podmur�wce z cegie� sta�o pi�� pustych butelek po �czystej", u�o�onych wed�ug wzrostu: na czele litr�wka, potem p�litr�wka, a na ko�cu trzy �wiartki - szeregowe tego ma�ego oddzia�u. Wida� by�o, �e u�o�y�a je fachowa r�ka, �e konsument�w ze zbieraczami ��czy�a jaka� nieumowna solidarno��. Wszystkie butelki by�y calutkie i czyste. Nie trzeba by�o ich my�.
Maniu� gwizdn�� wyra�aj�c w ten spos�b swe zadowolenie i podziw dla poczucia porz�dku i �adu. �B�dzie �pi�tak� - pomy�la�. - Bez pomocy ciotuni te� mo�na �y� na �wiecie, zw�aszcza na Woli".
Zabra� flaszki, wr�ci� na G�rczewsk�, gdzie pod numerem 105 za wystawow� szyb� widnia� du�y napis: �Skup butelek".
- Paragon, ty znowu tutaj! - przywita�a go ekspedientka. W g�osie jej mo�na by�o wyczu� sympati� dla ch�opca.
- Pi�� buteleczek, pani szefowo - Maniu� u�miechn�� si� ca�� g�b� i �obuzersko przymru�y� oko. - Prosto od konsument�w. Wida�, �e cyrkulacja na sto dwa.
- Czyste?
- Jakbym �mia� przynie�� brudne, pani szefowo? Bez zmru�enia oka mo�na nape�ni� i nie stanie si� krzywda zarz�dzeniom sanitarnym.
Gdy z kasy otrzyma� banknot pi�cioz�otowy, splun�� na�, przybi� d�oni�.
- Dobra jest, pani szefowo. Pani zawsze mi szcz�cie przynosi. Dobry na dzi� pocz�tek. Odp�ywam, bo dalsze interesy na mnie czekaj�. Trzeba �y�...
W jego przem�wieniu tyle by�o dojrza�o�ci i zarazem poczucia godno�ci, �e ekspedientka patrz�c na wyrostka zaduma�a si� na chwil�.
Maniu� za�atwiwszy sprawy urz�dowe, zmieni� ton. Przybli�y� si�, rozejrza� si�, czy kto� nie pods�uchuje, zacz�� m�wi� poufnym szeptem:
- Pani Kaziu, a ten brunet Zbyszek, no wie pani, znowu si� o pani� pyta�. Gdyby pani potrzebowa�a jaki� li�cik albo wiadomo��, to ja ch�tnie s�u��. Dla pani to wszystko, panno Kaziu, tylko �eby mi pani nie kaza�a flaszek my�, bo tego nie lubi�.
Ekspedientka szybkimi ruchami poprawia�a utlenione w�osy.
- A co pan Zbyszek?
- No co? Pyta� si� o pani�: jak zdrowie, jak szanowna familia i w og�le w ten dese�.
- I nic wi�cej?
- Wi�cej? Wi�cej nie pami�tam, panno Kaziu. Ale jak b�dzie trzeba jaki� li�cik lub inn� korespondencj�, to do us�ug - uni�s� d�o� do daszka i posy�aj�c pulchnej ekspedientce najweselszy na ca�ej Woli u�miech, znikn�� w drzwiach.
- Ach - westchn�a patrz�c w puste drzwi - jaki mi�y ch�opak z tego Paragona!
Maniu� tymczasem skierowa� si� do baru mlecznego �Pod Bit� �mietank�". Oblicza� w my�li, co b�dzie m�g� zje�� za pi�� z�otych. Po chwili doszed� do wniosku, �e zafunduje sobie du�� bu�k� i kubek mleka, a reszt� schowa na inne wydatki.
Wychodz�c z baru mlecznego czu� si� tak, jak...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin