pocałunek archanioła_21.pdf

(295 KB) Pobierz
317838037 UNPDF
21
Wampirmiałnasobieswojecharakterystyczne czarne okulary,wargiukładały
sięwznajomydrwiącysposób– Dotwoichusług
Zdałasobiesprawę, żemusiałopuścićNowyJork, gdytylkoprzybyłtamDmitri–
Czywampirymająproblemyzezmianączasupopodróżysamolotem?
Venomzdjąłokulary, z pełnąsiłąuderzającwniąspojrzeniem oczu z pionowymi
źrenicami. JakuwężaNiemiałoznaczenia, żewidziałajejużwcześniej– jejskóraitak
ścierpławwewnętrznymszoku- skręcającawnętrznościodpowiedźnawidocznąwnich
obcąinteligencję. Częśćniejzastanawiałasięczygdystałsięwampirem to jedynie jego
oczyuległyzmianie – czyVenommyślijakczłowiek,czyteżjegorozumowaniebyło
czymśbardziejokrutnym?
- Czyżbyśchciałaulżyćmoimbólom,Łowczyni?– spytałwampir,przesuwając
szybkojęzykiempojednymdługimsiekaczuipozostawiającnanimzłotąkroplępełną
jadu. – Jestem wzruszony.
- Poprostuchciałambyćmiła– powiedziała,odpowiadając równiezłośliwieco
on.
ŹreniceVenomazwęziłysięochwilęprzedponownymzałożeniemokularów
Niemogłasiępowstrzymać– Dlaczegotwójjęzykniejestrozdwojony?
- Dlaczegotynieumieszlatać?– uśmieszek– Tocośnatwoichplecachtonie
dodatek, wiesz?
Pokazałamuśrodkowypalec,leczczęśćniejbyławdzięcznazajegoirytującą
obecnośćTwardościągałjąnaziemię,przeszłośćzamkniętawszufladzie,gdziewolała
jątrzymaćprzezwiększośćczasu– Niemaszprzypadkiembyćmoimprzewodnikiem?
Machnąłręką– Podążajzamną,mojapani
Pomimojegosłówszliramięwramię, gdyprowadziłjądogłównegobiura
Raphaela,czylimiejscaoktórymistnieniudotejporynawetniewiedziała– Jaksię
sprawymająnaManhattanie? - rozmawiałaotymzSarąiRansomem, lecz wampirze
spojrzenienasprawy,ajużwszczególności wampirataksilnegojakVenom,było
prawdopodobnie odmienne od ludzkiego.
Oczywiście,Venomniedałjejżadnejjasnejodpowiedzi– Ludziezaczynają
wierzyć, żepogłoskiotwoimzmartwychwstaniubyłyznacznieprzesadzoneWiększość
znichsądzi, żenieżyjesz, pogrzebana w miejscu nikomu nie znanym. Jakie to smutne.
Zignorowałaumyślnąprowokację– Prawdawciążniewyszłanajaw?Wiem,że
ludzieRaphaelaniepisnąłsłowaalecozinnymi?Michaela?
- WszyscymuzazdroszcząRaphaeljestpierwszymarchaniołem wichpamięci,
któryStworzyłanioła– spojrzenienanią ztychlustrzanychoprawekniepokazałojej
nicpozajejwłasnątwarzą, unoszącąsięwciemności– Jesteśwyjątkową zdobyczą
Uważajbycięniezapakowaliwworekiniepowiesilinajakiejśścianie
Gdyweszła,RaphaelsiedziałzadużymczarnymbiurkiemVenomzostawiłją
przydrzwiachZbezlitosnąsiłąuderzyłowniądéja vuTakiesamobiurkoznajdowało
sięiwjegoWieży
Jeżeli w tym momencie, rozłożyłbym cię na swym biurku i wszedł w ciebie moimi
palcami, to śmiem sądzić, że mówiłabyś inaczej...
WtymmomencieRaphaeluniósłgłowę,jegooczyżarzyły sięzdwuznacznie
seksualnegogorąca,któremówiłożedokładniewiedziałoczymmyślałaUtrzymującto
spojrzenie,zamknęładrzwiipodeszładoniego powolnymi, wymierzonymi krokami.
Zamiast zatrzymać się gdy dotarła do granitowego biurka, wskoczyła na niego i
zrzucajączeswojejdrogipapiery,przerzuciłanoginadrugąstronę,rozszerzającjeby
znalazłsięmiędzynimi
Archanioł położyłdłonienajej udach. – I znowu przychodzisz do mnie z oczami
pełnymikoszmarów
- Tak. – powiedziała,przesuwającdłońmiprzezjegowłosy– Przychodzędo
ciebie. – byłotozaufanie, któreniedałanikomuinnemu
Ścisnąłjejuda,przyciągającjąbliżejzłatwością, którasprawiłażejejserce
mocniej zabiło Archanioł Nowego Jorku był dzisiaj w niebezpiecznym humorze
Nachyliłasię gdyuniósłgłowę,całując goJejdominującpozycjatrwała zaledwie
sekundęSubtelnazmianawjegouściskuiznalazłasięnajegokolanach, jej nogi po jego
bokach,wilgotneciepłopomiędzyjejudaminaciskałonasztywnąlinięjegopenisa
Łapiącoddechnanagły,porażającykontakt,zajęło jejchwilęzdaniesobiesprawy
żerozłożyłaswojeskrzydłanajegobiurku– Robiębałaganw twoich dokumentach –
wyszeptałaprzywargach,którekusiłyjądonajerotyczniejszychzgrzechów
Przesunąłdłońbyzamknąćjąnajejpiersi
SzokodczućJejkręgosłupwygiąłsięwłuk
- WynagrodzętosobiewtwoimcieleJesteśgotowazapłacić?– pytaniepełne
zmysłowegookrucieństwa,któresprawiłożeinstynktprzetrwaniadałosobieznać
Lecz zamiast walczyć, rozluźniła się Raphael, pomyślała, był wystarczająco
przerażającybyodpędzićnawetnajgorszyzkoszmarówGdyjegozębyspoczęłyna
pulsiewzgięciujejszyi, gdyjegodłonierozdarłyjejkoszulkębyobnażyćgórnączęśćjej
ciała,ścisnęłajegoramiona,trzymającsiękurczowo.
Wtedytemocnebiałezębyprzesunęłysięniżej
Jejbrzuchścisnąłsięzuzależniającąmieszankąstrachuipragnienia– Raphael.
Wysunąłjęzyk,jednarękanajejplecach,drugaściskającapierśbymógłlizać
sutekzpowolnymskupieniem,któresprawiło, żejejciałonapięło się w oczekiwaniu. –
Maszzamiarugryźć?– pozbawione tchu pytanie.
Możliwe.
Słyszącchłódwjegogłosie, zawahałasię,nawetgdyjejciałopragnęłojego
dotyku. CzybyłachoćtrochębliskotejsiłybyporadzićsobiezArchaniołemNowego
Jorkugdybyłwtakim nastroju?
Jesteś moją Towarzyszką, Eleno. Nie masz wyboru, jak się nauczyć.
Byłwjejumyśle,wślizgującsiędo jej głowy gdypożądanieczyniłospięciewjej
obronie. – Czy ty kiedykolwiek zrozumiesz potrzebę pewnych granic? – ugryzła
delikatniejegowargę,sfrustrowananatylebydziałaćwedługinstynktu
UniósłgłowęJegooczykolorunocnegonieba,jegokciukprzesuwałsiępo
szczycie jej piersi. – Nie.
- Przykro mi – otoczyłaramionamijegoszyję– ale nie ujdzie ci na sucho takie
autokratyczne odpowiadanie. – aonaniemiałazamiarupozwolićbyjejgniewwbiłklin
pomiędzynimiTocowiązałoichzesobą– tożywe,bolesneuczucie– byłowartekażdej
walki. – Inigdyniezaakceptuję byciamarionetkąNieprzezLijuan,ajuższczególnienie
przezmężczyznę, którynależydomnie.
Nieodpowiedział,tylkoobserwowałjąztympowściągliwymskupieniem Patrzył
naniątaktegodnia, gdysiępierwszyrazspotkaliWtedy,obawiałasiężejązabije
Teraz,wiedziałażetegoniezrobiAlemożejązranićwsposób,jakitylkonieśmiertelni
potrafiąPowinnasięwycofać– ale nigdy nie byłaztych, cotakrobią.
- Co sprawiło– spytała,dotykającswoimnosemjegowniewypowiedzianym
uczuciu,wzaufaniuprzypominającymkruchąnić,którąmożezerwaćpojedynczym,
niedbałymzachowaniem– żemasztakihumor?
Zapachmorzaspotęgowałsię,ażniemal mogładotknąćpiany fal. Ta cisza była
pełnarzeczyniewypowiedzianych,błyszcząceostrzewiszącenadichgłowami Pot
pojawiłsięnajejplecachleczniepuściłago,wciążwalczącozwiązekktórypojawiłsięz
nikądistałsięnajważniejsząrzecząwjejwszechświecie
Elena Dotyknajejumyśle,gdyopuściłgłowędozgięciajejszyi
Jejsercebiłomocnowświadomości, żeniebezpieczeństwominęło,przesunęła
dłońmipojegowłosach,otarłatwarzojegociało– Sam masz swoje koszmary –
powiedziała,zrozumieniedotarłodoniejwczystości, któranadchodziposztormie–
Dzisiajbyłjedenztychgorszychdni
RamionawokółniejprzysunęłyjąjeszczebliżejPozwoliłanato,potrzebująctego
ciepłataksamojakionCzytoaby niebyłhaczyk?ArchaniołNowegoJorkupotrzebuje
jej?Jej,ElenyDeveraux,ŁowczyniGildiiiniechcianejcórkiŚciskając gozgwałtowną
delikatnością,przycisnęławargidojegoskroni,policzkaikażdegomiejscajakiemogła
sięgnąć
- Tochybacośwpowietrzu– odkryła, żemówigłosemtakcichym,żeledwie
słyszalnym– Niemogęprzestaćmyślećomojejmatce,siostrach– pierwszyrazmówiła
nagłososwoichkoszmarachNawetjejnajlepszaprzyjaciółkanigdyniepoznałaprawdy
jejdzieciństwa,tegozłaktóreją prześladowałoWniektóredniledwobyławstanie
oddychać
- Powiedz mi ich imiona. – ciepłyoddechprzyjejszyi,jegoramionataksilne
wokółniej
- Przecieżwiesz
- Ale to tylko fakt.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin