LTYH Prolog - Rozdział 5.doc

(308 KB) Pobierz

 

 

 

Listen To Your Heart

 

by kokomona

 

Prolog

 

              Zawsze pragnęła miłości. To uczucie było tak silne, że potrzeba bliskości, dotyku była niemal bolesna. Wiele razy zalana łzami wyrzucała sobie, że będąc dwudziestosiedmioletnią kobietą, nie potrafiła odnaleźć tych uczuć w żadnym mężczyźnie. Jej serce chciało bić dla kogoś, a biło wyłącznie dla siebie. Wierzyła, że wychowana w sierocińcu nie miała prawa do odczuwania. Nie miała prawa, by kochać, by być kochaną, by czuć na swojej skórze oddech mężczyzny i cierpki dotyk miłości. A tak bardzo, choć przez chwilę, chciała wierzyć, że i dla niej gdzieś mocniej zabije serce i ruszy na spotkanie silnemu uczuciu, które wyryłoby w jej duszy znak pożądania…

 

              Słońce już zachodziło za horyzont, pieszcząc wzrok tęczą barw, która radowała serce. To był dobry czas do rozmyślań i Isabella Swan, młoda kobieta, która jeszcze nie odnalazła swojej drogi w życiu, uwielbiała wykorzystywać go w ten właśnie sposób. Zachód słońca traktowała w sposób niemal mistyczny.. magiczny i miała wrażenie, że słońce codziennie zachodzi specjalnie dla niej, aby mogła poddać się swym marzeniom, snom o rodzinie, domu, którego nigdy nie miała i jedynej prawdzie, która tętniła w niej z całą mocą. Prawdzie, którą była czysta miłość w jej sercu. Miłość, jaką pragnęła przelać na osobę, która zawładnęłaby jej życiem. Zachłannie, pożądliwie… i nie wierzyłaby już w nic, poza swoją siłą do okazywania uczuć..

 

              - Bella! Znowu bujasz w obłokach?! – z zamyślenia wyrwał ją głos Brittany, kierowniczki pokojówek w hotelu Marriot. Miejscu, gdzie najbardziej wybujałe, nadmuchane i wystylizowane gwiazdy i gwiazdki bogatego światka, zatrzymywały się na noc lub dwie, by pławić się w luksusie, a potem dalej ruszać na podbój życia.

              - Nie.. ja tylko..

              - Rusz się do cholery i weź do roboty! Tylko marnuję przez ciebie czas Swan! Ile razy mam cię wołać? Z apartamentu na 7 piętrze wyprowadzają się goście i za godzinę będą następni. Bierz się w te pędy i doprowadź ten chlew do ładu! Nie chcę wysłuchiwać od szefa jakichkolwiek uwag na temat tego, że znowu cię nie dopilnowałam! – lawina krzyków zalała umysł Belli, która błądziła gdzieś pomiędzy marzeniami, a rzeczywistością. Stała przed kobietą jak w amoku przytakując, jednak jej myśli krążyły wokół czegoś pięknego i nieosiągalnego. Westchnęła rozmarzona i dopiero ostry policzek, jaki otrzymała od Brittany sprowadził ją znad krawędzi snu.

              - Przepraszam.. – jęknęła, widząc rozwścieczoną, pulchną twarz kierowniczki i potarła piekący policzek chłodną dłonią.

              - Swan! Jeśli zaraz nie zrobisz tego, co mówię.. pożałujesz!!! – kobieta wycedziła przez zaciśnięte zęby, a jej wzrok sączył jad – Przysięgam, że nie popracujesz tu ani godziny dłużej… - dokończyła ziejąc trucizną palącą umysł.

 

              Bella nic nie mówiąc wybiegła ze służbówki, i z łzami palącymi oczy ruszyła na 7 piętro schodami przeznaczonymi dla służby. Weszła do apartamentu, który wydawał się być królewskim. Jej obecne mieszkanie było mniejsze od tego ogromnego, bogatego wystrojem miejsca, gdzie każdy szczegół, każda rzecz była na swoim miejscu. To miejsce było pełne przepychu i bibelotów, jednak ją zawsze uderzało coś innego w tych pomieszczeniach.. Brak uczuć, brak życia..

Goście opuścili apartament i pozostała tylko pustka.. boląca pustka, którą Bella doskonale znała. Nosiła ją w sercu…

 

              Dokładnie wysprzątała apartament. Zmieniła pościel, wytarła kurz, który zalegał na bibelotach mimo tego, że wczorajszego dnia wszystko zostało posprzątane i weszła do łazienki, by i tam zrobić porządek. Nie chciała narazić się Brittany, która tylko szukała pretekstu, by pozbyć się jej przy najbliższej okazji. Ohh.. tak bardzo chciałaby wygarnąć tej kobiecie, jaką jest bezduszną osobą, ale nie mogła. Z czynszem zalegała za dwa miesiące i nie mogła sobie pozwolić na utratę pracy. Musiała spłacić dług za mieszkanie, które i tak było nędzną dziurą w porównaniu z tym, co oglądała na codzień. Nowy Jork był ogromnym miastem, którego się bała. Przepych i pieniądze grały w nim pierwsze skrzypce. Tak bardzo chciała z niego uciec, ale dokąd miałaby pójść? Nie miała nikogo, nie miała nic, była nikim…

 

              Zatracona w wykonywaniu swojej pracy odpływała w marzenia, w które wierzyła ostatkiem nadziei. Nadziei na lepsze życie.

Boże… nawet wycieranie lustra, czy umywalki wywoływało w niej melancholijne uczucia. Czasem miała wrażenie, że zatraca się w szaleństwie, ale to nie szaleństwo było jej chorobą, tylko rozpaczliwa chęć odnalezienia głębi uczuć, drzemiących na dnie jej serca. Wiedziała, że nie pohamuje ich, jeśli wreszcie ktoś zainteresuje się nią na tyle, by dostrzec w jej osobie coś więcej, niż dziewczynę o długich, lśniących, brązowych włosach i niespotykanej urodzie. Była wrażliwą kobietą, o pięknej duszy.. ale odkryć to w niej mógł tylko ktoś, kto odważyłby się zajrzeć do jej wnętrza. Nie patrzeć tylko na krągły biust i długie nogi, czy śliczną buzię. Chciała czegoś więcej. Czegoś.. prawdziwego..

 

              Spojrzała w lustro, które wycierała już kilkanaście razy walcząc ze smugą, która niczym blizna szpeciła je i odbierała mu blask. Twarz, którą zobaczyła była samotna i smutna, niemal pozbawiona życia. Piękno jej oczu skrywało się głębiej, niż najdalsze zakątki jej duszy, bo smutek jaki w nich zobaczyła bolał.. Bolał bardziej, niż jakiekolwiek rany fizyczne, które znosiła wychowując się w sierocińcu. Bardziej, niż policzek wymierzony przez Brittany. Bardziej…

 

              Łzy zalśniły jej w oczach zwilżając długie, gęste rzęsy rzucające cień na wystające, delikatne kości policzkowe i westchnęła czując, że ta pustka znów zwycięża. Odbiera jej radość i chęć by walczyć, by jeszcze trochę powalczyć…

 

              Usłyszała, że drzwi do apartamentu się otworzyły i zalała ją fala głosów, które wywołały szybsze bicie jej serca.

 

Nie zdążę wszystkiego dokończyć.. Brittany będzie wściekła! – pomyślała karcąc się i energiczniej walcząc ze smugą, która opierała się jej sile tworząc coraz większą, rozmazaną plamę na wysokości twarzy. Lustro wyglądało gorzej, niż zanim weszła do łazienki. Ohhh goście będą niezadowoleni, a Brittany wykorzysta to przeciwko niej.

 

Boże.. czemu zawsze muszę pakować się w kłopoty? Zamiast skupiać się na pracy, zawsze rozmyślam o tym, o tamtym, a potem źle na tym wychodzę! – zganiła się w myślach, po czym zrezygnowana przestała rozmazywać i tak już ogromną smugę przecinającą lustro, i westchnęła, opierając dłonie na marmurowym blacie z wbudowaną umywalką. Jeszcze raz spojrzała w lustro, gdzie już nie była w stanie dostrzec swojej smutnej twarzy i zamknęła oczy, próbując wziąć się w garść i nie rozpłakać z bezsilności.

 

Nie będę płakać przez głupie lustro, przez cholerną smugę! – zdusiła łzy pod powiekami i głęboko wciągnęła powietrze do płuc – Weź się w garść Bello! – wymierzyła sobie mentalny policzek, po czym otworzyła oczy i zamarła..

Obok, wpatrując się w twarz Belli ledwo widoczną w lustrze stała kobieta. Kobieta, która była nią. Była Bellą, tylko pięknie ubraną i zadbaną. Kobieta wyglądająca, jakby stała po drugiej stronie lustra…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1.

 

Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Była kamienną maską. Przyglądała się Belli lekko mrużąc oczy w sposób, w jaki patrzy osoba wyniosła. Wyglądała, jakby właśnie w tej chwili obmyślała jakiś plan, a jej odbicie w lustrze było najpiękniejszym zjawiskiem, jakie Bella kiedykolwiek widziała. Kobieta była przepiękną blondynką, o delikatnych rysach twarzy, pełnych ustach i idealnej figurze. Jej włosy opadały kaskadą na ramiona i plecy dopełniając arcydzieła. Oczy lśniły jak dwa lazurowe diamenty, a wachlarze rzęs rzucały subtelne cienie na kości policzkowe, tym samym sprawiając wrażenie dłuższych, niż były w rzeczywistości. Była wprost zjawiskowa…

 

Nawet nie drgnęła, gdy Bella wciągnęła z sykiem powietrze do płuc, nie mogąc się nadziwić jak to możliwe, że jest do niej podobna, jak bliźniacza siostra. Ale przecież to niemożliwe.. przecież Bella nie miała rodziny. Wychowała się w sierocińcu, a kobieta, która stała przed nią nie wyglądała na biedną sierotę, która nie znała swoich rodziców. Belli wydało się niesamowite, że spotkała swojego sobowtóra.

 

- Bardzo interesujące… - kobieta w końcu odezwała się, przerywając niezręczną ciszę, która trwała zdecydowanie zbyt długo. Serce Belli załomotało w klatce piersiowej na dźwięk jej głosu. Boże.. nawet głos miała identyczny. Nie różniło ich nic, poza kolorem włosów, nie pomijając oczywiście klasy społecznej. Każda rysa, każdy delikatny pieg na nosie kobiety odzwierciedlał Bellę. To było wręcz niemożliwe. Dwie kobiety.. identyczne kobiety, a jednak nie mające ze sobą nic wspólnego.. – Nie sądziłam, że nadejdzie taki dzień, w którym rozwiążą się wszystkie moje problemy.. – dokończyła tonem lekko kpiącym, jakby to zdarzenie było dla niej zabawnym zrządzeniem losu. Tak.. to było zrządzenie losu. To był jakiś żart. Nikt nie powinien wyglądać i grzeszyć urodą tak, jak ta kobieta, podczas gdy Bella przy niej wyglądała jak Kopciuszek.

- Przepraszam.. – Bella spuściła wzrok, pospiesznie zbierając z marmurowego blatu detergenty, którymi czyściła łazienkę – Ja już pójdę.. – jęknęła i nie patrząc na kobietę zwróciła się w stronę drzwi wyjściowych, a gdy miała już zniknąć jej z oczu usłyszała ciche stukanie paznokci o marmur. Zatrzymała się w progu, jakby ten dźwięk zmuszał jej podświadomość, by została.

- Lustro jest brudne.. – kobieta wycedziła przez zaciśnięte zęby, a Bella zadrżała słysząc ton jej głosu. Wydawał się niski i silny, jakby nie doczyszczone lustro było w tej chwili najważniejszą rzeczą. Bzdura..

 

Bella pragnęła jak najszybciej stamtąd uciec, choć coś podpowiadało jej, że powinna zawrócić z progu i wyczyścić tę cholerną rzecz. Wściekła na siebie i na swoją bezsilność westchnęła, po czym trzymając w ręku papierowy ręcznik podeszła do lustra, i unikając przenikliwego wzroku kobiety zaczęła je wycierać.

 

              Czuła na sobie jej wzrok i chociaż nie widziała jej twarzy mogła przysiąc, że kobieta śledzi każdy jej ruch. Jakby oceniała jej zdolności manualne, jakby miała co do niej jakieś zamiary i w tym momencie ją testowała. Bella zupełnie nie rozumiała tej całej afery z brudnym lustrem, ale nie miała odwagi się odezwać. Ta kobieta w pewnym sensie ją przerażała, a może przerażała ją myśl, że są do siebie tak podobne? W głębi duszy zawsze pragnęła, by odnaleźć jakąś pokrewną duszę, ale ta kobieta na pewno nią nie była, nawet mimo tego całego podobieństwa. Nie.. to niemożliwe…

 

              - Zastanawia mnie jak to możliwe.. – nagle kobieta odezwała się cicho, jakby chciała omamić ją głosem, tym razem melodyjnie spokojnym. Podejrzanie spokojnym..

              - Przepraszam zaraz skończę czyścić lustro, po prostu nie zdążyłam.. – Bella jeszcze szybciej i mocniej zaczęła wycierać lustrzaną taflę. Przestraszyła się, że kobieta w złości, iż apartament nie został przygotowany na czas, poskarży się właścicielowi hotelu, a wtedy Brittany to wykorzysta. Chociaż patrząc na to z drugiej strony, uwolniłaby się spod władzy tej okropnej, ponurej baby, która raczej powinna pracować ze zwierzętami, a nie z ludźmi. Nie.. nie mogła teraz o tym myśleć. Przecież nie mogła stracić pracy przez taką głupotę.. przez głupią smugę.

              - Nie chodzi o lustro.. – kobieta westchnęła, jakby zniesmaczona odpowiedzią Belli – Chodzi o to, że jesteś niewiarygodnie do mnie podobna. Jesteśmy identyczne – wyjaśniła nadal stukając paznokciem o marmurowy blat, co zaczynało doprowadzać Bellę do szału. Jak można przez pięć minut bez przerwy stukać paznokciami? To powinno być karalne.

 

              Bella zirytowana wreszcie skończyła pucować lustro, które w sztucznym świetle lśniło, jak połyskująca tafla wody rozświetlana porannymi promykami wschodzącego słońca. Odwróciła się i stanęła na wprost kobiety, a jej oczy zdradzały, że zaczyna się denerwować jej dziwnym zachowaniem. Przecież to było proste. Ona była pokojówką, a ta kobieta gościem w hotelu. Koniec.

 

              - Nie rozumiem do czego Pani zmierza – Bella powiedziała ostrym tonem i dopiero po chwili zrozumiała, że nie powinna zwracać się tak do gościa hotelowego. W zasadzie w ogóle nie powinna rozmawiać z tą kobietą. Jej zadaniem było doprowadzanie apartamentów do porządku i to wszystko. Wdawanie się w zbędne rozmowy z hotelowymi gośćmi, było nie do przyjęcia w oczach szefostwa. Wręcz zakazane. – Powinnam już iść – spojrzała na długie paznokcie kobiety, ociekające krwistą czerwienią i uniosła brew. To stukanie doprowadzało ją do szewskiej pasji – I proszę.. – wydusiła, próbując stłumić narastającą w niej złość, jednak nie dokończyła zdania. To dziwne uczucie zalewało ją coraz bardziej, a czerwone paznokcie zdawały jej się wdzierać w umysł, wystukiwać w szarych komórkach jakiś rytm, który trwał nieprzerwanie od kilku minut. Głowa zaczęła ją boleć i nie rozumiała, dlaczego kobieta tak się nad nią znęca. Tak.. to było znęcanie się, choć Bella sama nie wiedziała jak to możliwe. Nie wiedziała, że stukanie paznokciami w wykonaniu tej kobiety może doprowadzić ją na skraj wściekłości. Ale to trwało i kobieta najwyraźniej nie zamierzała przestać. Bella spojrzała na nią, a ta wyglądała beztrosko, na jej twarzy wykwitł przebiegły uśmiech, tajemniczy, jakby kryło się w nim jakieś tabu. Ta kobieta była dziwna i Belli wcale się to nie spodobało.

 

              - Proszę przestać wreszcie do cholery! – krzyknęła dając upust wściekłości, jaka się w niej zrodziła… i zamarła..

 

Mój Boże.. krzyknęłam na gościa hotelowego! Teraz na pewno pożegnam się z pracą! – skarciła się w myślach i nieśmiało, przepraszająco spojrzała na kobietę, a to co zobaczyła ją zszokowało.

 

              Uśmiech nie schodził z twarzy kobiety, a oczy lśniły jeszcze większym blaskiem, jakby tańczyły w nich niebiańskie iskierki. Odziwo słowa Belli na nią podziałały i palce przestały wystukiwać ten denerwujący rytm, dając Belli niesamowitą ulgę.

 

              - Masz charakterek.. – powiedziała nagle, a Bella niemal podskoczyła w miejscu, zszokowana jej podejrzanie dobrym nastrojem. Coś było nie tak.. – Nadajesz się.

              - Nadaję się? Nie rozumiem – Bella chwyciła ścierkę i postanowiła uciec z łazienki jak najszybciej. Chciała ominąć kobietę i wyjść, jednak ta chwyciła ją za ramię i zatrzymała.

              - Nie tak szybko. Jesteś mi potrzebna.. – zacisnęła dłoń na  ramieniu Belli sprawiając jej odrobinę bólu, który był niczym w porównaniu z tym, co znosiła w bidulu – Jak masz na imię?

              - Ja.. to nieważne. Po co to Pani? Jeśli chce mnie Pani wydać przed Brittany, że nie umyłam lustra na czas to…

              - Zamknij się i posłuchaj! – przerwała, jej głos stał się ostry, a ton zimny jak lód przeszywający serce – Pytam jak masz na imię?

              - Isabella… znaczy Bella – wyjąkała w odpowiedzi, coraz bardziej sparaliżowana zimnym wzrokiem kobiety, który nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stał się ciepły i kojący.

              - Tak już lepiej – kobieta uśmiechnęła się słabo – Bello..

              - O co Pani chodzi? Muszę wracać do pracy, więc jeśli to wszystko proszę pozwolić mi odejść – spojrzała na dłoń nadal zaciśniętą na swoim ramieniu.

              - Teraz będziesz pracować dla mnie – kobieta puściła jej ramię i oparła się o marmurowy blat, a jej piękne blond włosy odbijały się  w tafli lustra.

              - Słucham? – Bella nie wierzyła własnym uszom. Zupełnie nie rozumiała tej kobiety i nie wiedziała, co mogłaby robić dla niej w ramach pracy. Miała zostać pokojówką kobiety, która wygląda przy niej jak ona sama? To niedorzeczne..

              - Tak Bello. Będziesz dla mnie pracować przez pół roku. Później zobaczymy.. – kobieta zaczęła mówić, jakby w głowie miała już ułożony każdy szczegół pracy Belli. Ale na czym ona miała polegać? – Potem będę jeszcze korzystać z twoich usług, ale nie tak długo. Pół roku to dużo czasu. Dokładnie tyle ile potrzebuję.. – kontynuowała, a Bella oszołomiona wyłapywała pojedyncze słowa. Jedno jednak zapadło jej w myśli. Usług? Czy ona powiedziała, że będzie korzystała z jej usług?

              - Chwileczkę… chwileczkę! – wyrwała się z sieci, w jaką załapał ją aksamitny głos kobiety i spojrzała na nią unosząc lekko brwi – Mam być pokojówką? O takie usługi chodzi?

 

              Kobieta roześmiała się, a dźwięk jej głosu rozniósł się echem w całym apartamencie. Bella zadrżała widząc to, co działo się wokół niej. Serce waliło jej jak oszalałe, a oddech stał się urywany. Zabrakło jej tchu, gdy zdała sobie sprawę, o jakie usługi chodziło kobiecie.

 

              - Nie jestem jakąś pierwszą lepszą! – krzyknęła nagle – Nie pozwolę się wykorzystywać, nie jestem taka, jak Pani myśli! Nie sprzedam swojego ciała! – zgięła się w pół, gdy poczuła nagły, nieznany ból w klatce piersiowej. Mój Boże.. chciała zrobić z niej prostytutkę. Tylko nie to.. nie mogła jej tego zrobić.

 

Łzy zapiekły ją pod powiekami, jednak walczyła z nimi, nie chcąc pokazać, że jest zbyt słaba psychicznie. Wiedziała, że gdy tylko kobieta to dostrzeże, wykorzysta ją, może nawet zmusi, by została prostytutką. Wyprostowała się i spojrzała twardym wzrokiem na anielską twarz.

 

- Podoba mi się twój charakter. Jesteś silna i sądzę, że doskonale sobie poradzisz – kobieta w ogóle nie zwróciła uwagi na wcześniejsze słowa Belli, jakby to, co się z nią stanie już było postanowione.

              - Nie będę prostytutką! – Bella ponownie krzyknęła wściekle prosto w twarz kobiety – Co Pani sobie wyobraża? – kobieta uniosła pytająco brew, po czym lekko westchnęła.

              - Bello.. nie będziesz prostytutką i nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy – kąciki ust kobiety uniosły się lekko ku górze i zmierzyła dziewczynę wzrokiem od stóp do głów. Ogromny głaz spadł z serca Belli czyniąc je lekkim, niczym piórko unoszone łagodnie na wietrze. Jednak tajemnicze spojrzenie kobiety ponownie zasiało w niej ziarnko strachu, męczącej niepewności…

              - Więc kim.. kim mam być? – zapytała łamiącym głosem – Ja już mam pracę.

              - Ile zarabiasz?

              - To.. to moja sprawa.

              - Bello.. zapłacę ci dziesięć razy więcej. Potrzebuję cię i tylko ty możesz to dla mnie zrobić. Czy nigdy nie chciałaś się stąd wyrwać? Zacząć żyć jak kobieta, a nie jak.. służąca? – zmieniła ton na niemal błagalny. O co jej chodziło? Dlaczego tak jej zależało, żeby Bella dla niej pracowała?

              - Ja nawet nie wiem, jak Pani ma na imię – Bella pokręciła głową nie mogąc uwierzyć w absurd tej sytuacji. W ciągu kilkunastu minut dostała propozycję pracy, która choć nie znała jej szczegółów, wydawała się nie do odrzucenia. Kto zapłaciłby jej dziesięć razy więcej niż ma obecnie? Wreszcie skończyłyby się jej wszystkie finansowe problemy, może nawet odłożyłaby na upragnione studia, a może wreszcie spotkałaby kogoś, kto obdarzyłby ją uczuciem, o którym na samą myśl przechodziły ją przyjemne dreszcze? – I co miałabym robić? Nie mogę zgodzić się na coś, o czym nie mam pojęcia…

              - Wyjaśnię ci wszystko, ale powiedz mi, czy nie marzyłaś nigdy, żeby uciec? Żeby oderwać się na chwilę od rzeczywistości, zasmakować życia, poczuć… życie? – kobieta zapytała z ukrytą pasją, jaka musiała drzemać w niej gdzieś głęboko. Musiała kochać życie, wolność.. niezależność. Bella mogła tylko o tym pomarzyć. I czy naprawdę nieznajoma proponowała jej spełnienie marzeń?

              - Marzyłam.. oczywiście, że marzyłam..

              - Więc.. pomożesz mi? – spojrzała na Bellę ciepłym wzrokiem, który zniewalał. Chyba nikt nie potrafił odmówić tej kobiecie, a już na pewno żaden mężczyzna. Bella tylko skinęła w odpowiedzi, nie zdolna wydusić z siebie choćby najcichszego jęku. Nie wiedziała, co skłoniło ją do tego, by zgodzić się na coś, czego nie rozumiała, ale zrobiła to. I czuła, że to najlepsza decyzja w jej życiu..

              - Wspaniale! – kobieta zaśmiała się, po czym skupiła wzrok na twarzy Belli i zmrużyła powieki – Więc od tej chwili… nazywasz się Savannah Irmina Cullen..

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 2.

             

Śmiech kobiety brzmiał dźwięcznie, jak krople deszczu uderzające nieśmiało o szybę. Był perlisty, świeży i delikatny, zupełnie jak śmiech Belli z czasów, gdy była jeszcze dzieckiem i nawet pomimo zadawanego jej bólu potrafiła cieszyć się z tego, co miała. Teraz była dorosłą kobietą, która musiała stawić czoło temu, co szykował dla niej los. Nie.. raczej temu, co twarzą niewinnej kusicielki i z dźwięcznym uśmiechem proponowała jej Savannah. Kobieta piękniejsza od gwiazd, będąca jej nadzieją na lepsze jutro. Chociaż Bella zupełnie tego nie rozumiała, coś zmuszało ją, by zaufała tej kobiecie i zgodziła się na szaleństwo, o które ją prosiła.

 

              - Prosi mnie Pani.. – zawahała się – Mam zastąpić Panią w domu? Zająć.. Pani miejsce? – z trudem te słowa przeszły jej przez gardło i wciąż była oszołomiona tym, co usłyszała. Ona… Isabella Swan miała stać się Savannah Cullen? To nie możliwe…

              - Tak Bello. Ja muszę.. wyjechać – Savannah odpowiedziała nie spoglądając jej w oczy, jakby bała się, że dziewczyna odczyta w nich coś innego, coś złudnego.

              - Ale dlaczego? – Bella sapnęła kręcąc głową, która nie mogła i nie potrafiła pomieścić tych informacji. Zbyt ciężkich, by je zrozumieć i unieść.

              Savannah zastanowiła się przez chwilę nad odpowiedzią. Nie chciała, odstraszyć tej głupiutkiej dziewczyny tym, co planowała. Nie mogła powiedzieć jej prawdy, gdyż wyczuwała, że ta natychmiast zmieniłaby zdanie. Bella od razu zrobiła na niej wrażenie słodkiej dziewczyny, którą można manipulować, jednak było w niej również coś silnego. Coś, co skrywało się w niej, jakby czekało, by się ujawnić i przejąć w posiadanie jej umysł zbyt słaby, by się temu sprzeciwić. Chciało jej się śmiać na cały głos z radości, że jej problemy same się rozwiązały w jeden wieczór. To było niesamowite, że ta dziewczyna była do niej łudząco podobna i mogła posłużyć się nią, by osiągnąć to, czego pragnęła. Była wręcz nie do odróżnienia, gdyby stanęły obok siebie. Teraz jedynym jej celem, było całkowite przekonanie Belli o ważnym powodzie tej zamiany.

 

              - Bello powiem ci prawdę.. straszną prawdę.. – skłamała wiedząc, że wszelkie wahania Belli znikną, gdy tylko opowie jej wymyśloną przez siebie historię chwytającą za serce – Ja jestem chora Bello.. – jęknęła siląc się na łzy w oczach, które miały podkreślić tragizm jej sytuacji – Moja rodzina.. dzieci i mąż, nawet moja matka nic o tym nie wiedzą – mówiła przekonująco, śmiejąc się w duchu z naiwności swojej idealnej kopii – Muszę wyjechać na pół roku, może dłużej, żeby się wyleczyć Bello i ty musisz mi pomóc utrzymać to w tajemnicy.. – łzy perliły się w jej błękitnych oczach, połyskując jak nieoszlifowane diamenty i zniewalając niewinnością. Była pewna, że to przekona Bellę.

              - Ale dlaczego nic nikomu Pani nie powiedziała? – Bella krzyknęła trochę zbyt głośno, czując jak jej serce wyrywa się, by otoczyć tę biedną kobietę opieką.

              - Mów mi Savannah – poleciła kobieta.

              - A matka? Przecież zasługuje na to, by wiedzieć – pod powiekami Belli zebrały się łzy, gdy poczuła ból rozrywający jej udręczony umysł. Matka.. Bella tak bardzo pragnęła mieć rodzinę, matkę i ojca, którzy by ją kochali. Savannah miała to wszystko, nie zaznała nigdy przerażającej samotności, a mimo to ukrywała przed rodzoną matką tak straszny sekret. Choroba..

              - Nie mogę jej martwić, to zbyt poważna sprawa Bello. Ona.. nie przeżyłaby tego – kobieta odpowiedziała spuszczając wzrok, a serce Belli zamarło. Więź, jaka łączyła Savannah z matką musiała być bardzo silna, skoro wiadomość o chorobie córki, mogłaby odbić się na jej zdrowiu. Bella poczuła ogromny smutek ogarniający jej serce.

              - A mąż? Powinien wiedzieć, przecież nie możesz wyjechać i zostawić go bez żadnych wieści o twoim zdrowiu – Bella powiedziała z lekkim wyrzutem. Nie mogła uwierzyć, że Savannah nie zdradziła nic nawet osobie, którą kochała. Bo przecież kochała męża.. prawda?

              - Właśnie dlatego ty będziesz mną, Bello – Savannah odpowiedziała bez wahania, a ta wciągnęła z sykiem powietrze czując na plecach zimny dreszcz.

              - Ja.. Ja..

              - Edward nie zauważy różnicy. Prawie ze mną nie rozmawia, więc możesz być pewna, że i ciebie będzie trzymał na dystans – Savannah wypowiedziała te słowa z taką lekkością, nie mając pojęcia, co oznaczają dla Belli. Savannah nie kochała swojego męża, a on? – Nie sypialiśmy ze sobą odkąd urodziła się Smiley – dokończyła z rezerwą, a Bella poczuła rumieniec gorejący na policzku.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin