Prus Bolesław - Starabajka.txt

(34 KB) Pobierz
1
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
            Boles�aw Prus

            Stara bajka
        
        





































            Kiedy �p. s�dzia Furdasi�ski' przeni�s� si� tam, gdzie, wedle s��w 
            proboszcza, mia� pobiera� wiekuiste czynsze z kapita�u swoich cn�t i zas�ug, 
            na Furdas�wce nie by�o ani grosza d�ugu.
            Nie podoba�o si� to jednak synowi i dziedzicowi zmar�ego, kt�ry zawsze 
            mawia�, �e w tych czasach tylko �ydzi i mechesy nie maj� d�ug�w, i - 
            hipoteka zacz�a si� obci��a�.
            Zreszt� m�ody pan Furdasi�ski by� poczciwy ch�opak. Wstawa� o sz�stej i, 
            jako rolnik z krwi i ko�ci, hasa� konno po polach do �smej. Nieraz w tych 
            wycieczkach upatrzy� sobie �adn� dziewczyn�, kt�rej w najbli�sze �wi�to 
            kupowa� gorset i chustk�, a nawet czasem, po up�ywie roku, dawa� jej krow� i 
            par�set z�otych got�wk�.
            O �smej pi� �niadanie, potem uczy� swego, szpaka gada� lub gwizda�, ko�o 
            po�udnia jad� drugie �niadanie, po �niadaniu troch� drzema�, o czwartej 
            spo�ywa� obiad, a po obiedzie albo znowu uczy� szpaka i rozmawia� z 
            ekonomem, albo jecha� do s�siad�w na partyjk�. Regularny tryb �ycia �ama� 
            si� par� razy na rok, mianowicie w czasie karnawa�u i w czasie wy�cig�w; 
            wtedy bowiem pan Furdasi�ski zabiera� karet�, cztery konie, furmana, lokaja 
            i ch�opca i jecha� na ca�y miesi�c do Warszawy.
            Niekiedy po up�ywie miesi�ca dw�r sam wraca� na wie�. By� to znak, �e pan 
            Furdasi�ski udaje si� za granic�.
            Marsza�ek Mazaj�o-Skrobejko, najbli�szy s�siad, kt�ry mia� trzy doros�e 
            c�rki, przez przyja�� dla �p. s�dziego cz�sto upomina� dz�edzica radz�c mu, 
            aby si� jak najrychlej �eni�.
            - My�l� o tym - odpar� pan Furdasi�ski. - W�a�nie kupi�em meble.
            Marsza�ek spojrza� spod oka na fotele obite amarantowym aksamitem i na 
            fortepian Bechsteina, okryty warstw� kurzu, i rzek�:
 
            - No tak, meble!... Ale niepotrzebnie karmisz tyle s�u�by w domu.
            - A c�, mam ich wygna�? Przecie� na nas, na obywatelstwie, ci��y obowi�zek 
            dostarczenia ludziom pracy, a�eby nie kradli.
            - Te w�dr�wki do Pary�a tak�e na nic - m�wi� marsza�ek.
            - Co te� marsza�ek baje! C� bym ja by� za Polak, �ebym cho� raz na kilka 
            lat nie zajrza� do Pary�a?... Pary� to jak Warszawa i Krak�w.
            - Wiede�ska wystawa tak�e zjad�a sporo grosza...
            - Obywatel u nas nie mo�e by� tylko rolnikiem - odpowiada� pan Furdasi�ski. 
            - Musimy bada� przemys�.
            - No, ale Monako...
            - Wszystko na �wiecie trzeba pozna�! - przerwa� mu m�ody dziedzic i 
            zbli�ywszy si� do okna, w kt�rym wisia�a klatka ze szpakiem, zagwizda� walca 
            Straussa.
            Poj�tny ptak pochwyci� natychmiast melodi�, lecz urwawszy j� w po�owie 
            od�piewa� kilka takt�w: Rachelo, kiedy Pan... a zako�czy�: Gdyby rannym 
            s�onkiem.
            Poniewa� m�ody dziedzic nie zmienia� trybu �ycia, wi�c maj�tek topnia� z 
            godn� podziwu szybko�ci�. Nawet marsza�ek straci� serce do syna swego 
            przyjaciela i o�wiadczy� publicznie, �e nigdy nie mia� zamiaru przyj�� go za 
            swego zi�cia, a je�eli wst�powa� do Furdas�wki, to tylko przez pami�� dla 
            �p. s�dziego. Przy tym robi� coraz surowsze wym�wki m�odemu panu i co kilka 
            zda� powtarza�:
            - Diabli wzi�li Furdas�wk�!...
            Przysz�a nareszcie chwila, �e pan Furdasi�ski nie obsia� p�l, nie zap�aci� 
            procent�w wierzycielom ani rat w Towarzystwie Kredytowym. Cugowe konie 
            schud�y, s�u�ba rozbieg�a si�, s�siedzi zerwali stosunki, a m�ody dziedzic - 
            nie mia� mi�sa na obiad.
            Oty�y marsza�ek, us�yszawszy o tym, dosta� ma�ego ataku apopleksji. Tydzie� 
            le�a� w ��ku, wreszcie pojecha� do pana Furdasi�skiego z ostatni� wizyt�.
 
            W�a�nie dziedzic uczy� swego szpaka arii: La donna e mobile, kiedy zasapany 
            marsza�ek wbieg� do salonu i rzuciwszy si� na kanap� zacz��:
            - C� to, subhastuj� ci�?...
            - Podobno.
            Marsza�ek wzruszy� ramionami i podni�s� oczy do nieba.
            - A ile� ci zostanie z maj�tku, je�eli wolno spyta�?... - rzek�.
            - Ze dwadzie�cia tysi�cy rubli...
            - Te te te!... Towarzystwa masz dziesi�� tysi�cy. D�ug�w hipotecznych...
            - Par� tysi�cy rubli.
            - Par�?... - spyta� oburzony marsza�ek. - Jest przesz�o pi�tna�cie tysi�cy 
            rubli zapisanych... A rewersa?
            - No, tych �mieci b�dzie mo�e na kilkaset rubli.
            - Kilkaset? - krzykn�� marsza�ek. - Wszyscy �ydzi lamentuj�, �e� bankrut i 
            �e im nie zap�acisz!... Pos�uchaj - doda�, usi�uj�c zapanowa� nad sob�. - 
            Przez pami�� dla �p. ojca obrachowa�em twoje d�ugi i warto�� maj�tku nie 
            wy��czaj�c powoz�w i mebli. Ot� m�wi� ci - nie masz nic!... Grosza st�d nie 
            wyniesiesz, jeszcze ci masa d�ug�w zostanie, bo za te grunta dadz� najwy�ej 
            po dwa tysi�ce rubli za w��k�... Czeka ci� n�dza.
            - Wszystko na �wiecie trzeba pozna�! - odrzek� spokojnie pan Furdasi�ski.
            Marsza�ek podni�s� si� z �oskotem.
            - W�adku - rzek� - czy przez pami�� dla twego �p. ojca mog� co zrobi� dla 
            ciebie?
            - Owszem - odpowiedzia�. - Mo�e pan zechce przyj�� ode mnie na pami�tk� ten 
            fortepian. Pyszny!... koncertowy Bechstein; ani razu na nim nie gra�em...
            Twarz marsza�ka zrobi�a si� fioletow�. Zacisn�� pi�ci i wrzasn��:
            - Smar... Smaku nie masz acan!
            Wybieg� z pokoju, a za chwil� przyszed� furman po czapk�, kt�rej wzburzony 
            pan zapomnia�.
            Od tej chwili a� do dnia licytacji pan Furdasi�ski by� ju� sam jak palec. 
 
            Nie trac�c jednak humoru chodzi� po pokoju i pali� fajk�, a jego szpak 
            gwizda� kawa�ki rozmaitych melodii albo wo�a�:
            - Diabli wzi�li Furdas�wk�!...
            Pan Furdasi�ski oburzy� si�.
            - Wo�aj - rzek� do szpaka - o�le jaki�, to, czegom ja ci� uczy�: "Z�odzieje! 
            Zydy!..."
            - Diabli wzi�li Furdas�wk�!... - odpowiedzia� szpak pilnie przypatruj�c si� 
            swemu panu.
            By� pewien, �e m�wi dobrze.
            Licytacja maj�tku przynios�a ca�y szereg niespodzianek. Naprz�d maj�tek 
            poszed� nie po dwa tysi�ce, lecz po dwa tysi�ce pi��set rubli w��ka, 
            skutkiem czego, do��czywszy sprzeda� mebli i zbytecznej garderoby, pan 
            Furdasi�ski nie tylko co do grosza sp�aci� najmniejsze nawet d�ugi, ale 
            jeszcze sam wzi�� do r�ki oko�o tysi�ca rubli got�wk�. Po wt�re maj�tek 
            kupi� ch�op z tej samej wsi, Kuba Grzyb, i od razu na st� po�o�y� 
            trzydzie�ci osiem tysi�cy rubli.
            Widz�c, �e ch�op z siwymi w�osami, nastroszonymi jak szopa, wydobywa z 
            kobieli sturublowe bankocetle, pan Furdasi�ski odezwa� si�:
            - I wy, Kubo, naprawd� kupujecie folwark?
            Stary zdj�� czapk� i pochyli� mu si� do n�g.
            - Patrzy�by mi si� - rzek� - folwark cho�by za pi��dziesi�t tysi�cy, bo mam 
            kup� ho�oty, ale, za pozwoleniem ja�nie pana, wezm� i ten, bo zawdyk lepi, 
            coby si� swoje zosta�o przy swoich. Nowe pomiary to ta b�d� jeszcze 
            niepr�dko, wi�c trza kupi�, kiej si� nadarza okazja.
            - I sami b�dziecie gospodarowali?... - spyta� pan Furdasi�ski.
            Stary znowu schyli� mu si� do kolan, a� siwymi lokami dotkn�� ziemi.
            - A bo ja g�upi, ja�nie panie - odpar� - rwa� si� do tego, czemu ja�nie pan 
            nie wydo�a�?... Ja tam, ju� do wezwania boskiego zostan� ch�opem, a na ten 
            folwark sprowadzam se wokumona a� spod Kalisza, tego Byd�oskiego, co go 
 
            Jeszcze ja�nie wociec za czasu pa�szczyzny mia� pisarzem prewentowym.
            - A c� to, bli�ej nie mieli�cie kogo?
            - Dopraszam si� �aski ja�nie pana, to by�o tak - m�wi� ch�op. - Jak ino Zydy 
            wzi�y gada�, co Furdas�wk� zlicytuj�, to zaraz m�j najstarszy zak�ada� se, 
            �eby ja�nie pana uprosi� na rz�dcego...
            - No, ja nie... - przerwa� Furdasi�ski rumieni�c si�.
            - W�a�nie te� tak rzek�a moja baba, �e ja�nie panu nijako by� u ch�opa w 
            obowi�zku, a jeszcze ja se pomy�la�em, �e kiedy on niebo�� na swoim nie m�g� 
            wydo�a�, to mu na cudzym b�dzie gorzej...
            Pan Furdasi�ski zacz�� przest�powa� z nogi na nog�.
            - Wi�c wtedy - m�wi� ch�op - rzek�em: bast! i zaraz se pomy�la�em o 
            Byd�oskim.
            - �e�cie o nim nie zapomnieli? - wtr�ci� by�y dziedzic - bo� on u nas nie 
            mieszka ju� ze dwadzie�cia lat.
            - O, ja jego dobrze pami�tam - rzek� ch�op - bo on przecie nas bija�. I tak 
            by�o, �e raz ja�nie wociec kaza� nam kilku wyasygnowa� po dziesi�� witek za 
            to, �e�my troch� zaniedbali sianokos. I kiedy na mnie przysz�a kolej, 
            Byd�oski prawi: "Na�ci, ch�opie, dziesi�� letkich witek za pa�skie siano, co 
            zgni�o. A tera, ino se wci�� ligaj, do�o�� ci pi�tna�cie mocnych za twoje 
            zgnite siano." - Ha! - m�wi� - panie pisarzu, co prawda, to prawda: zepsu�em 
            se siano przez jarmark! A on jak mi nie sypnie!... A�, z przeproszeniem 
            ja�nie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin