Streszczenie Dziadów cz. 3.docx

(49 KB) Pobierz

Cela więzienna w Wilnie w klasztorze księży Bazylianów, przy ulicy Ostrobramskiej, przerobionym na więzienie stanowe. Jest noc, wsparty na oknie śpi więzień.

Pojawia się Anioł Stróż i nazywa mężczyznę „niedobrym, nieczułym dziecięciem”. Mówi, że więźnia strzegą przed złymi przygodami

i pokusą, zasługi i prośby jego zmarłej matki. Anioł na jej prośbę i za pozwoleniem Boga, często zstępował do chaty młodzieńca i w nocy stawał nad jego łóżkiem, pilnując sennych marzeń. Niekiedy dusza więźnia mu brzydła, lecz starał się zawsze, w natłoku jego myśli, odnaleźć te dobre. Wówczas ujmował duszę za rękę i wiódł ją ku wieczności, śpiewając pieśń, o której młodzieniec po przebudzeniu nie pamiętał. Anioł głosił w niej przyszłe szczęście. Czasami przybierał postać ohydnej larwy, by straszyć mężczyznę, ale pomimo tego dusza jego budziła się z dumą i zapominała o wszystkim, czego doświadczała w snach. Wtedy Anioł płakał i nie chciał iść do matki mężczyzny, która zawsze pytała o syna.

Jest już ranek, więzień budzi się zmęczony. Zastanawia się, czym jest noc i nie pojmuje wyjaśnień astrologów, którzy nie odpowiadają, dlaczego słońce

zachodzi. Żaden z uczonych nie zbadał również, dlaczego ludzie

śpią. Według niego należy także zając się życiem duszy. Dla młodzieńca sen jest światem cichym i tajemniczym. Uważa, że potrafi odróżnić marzenia senne od pamięci. Twierdzi, że poznał, co znaczy wyobraźnia, a marzenie leży przecież poza jej granicami. Mędrcy mówią, że sen jest jedynie wspomnieniem, uważają także, że marzenia senne są jedynie grą wyobraźni. Młodzieniec nie może odpocząć, gdyż sny straszą go i łudzą, powodując zmęczenie. Zasypia ponownie.

Z prawej strony

pojawiają się Duchy. Pragną podłożyć „miękki puch” pod głowę więźnia, śpiewać i nie straszyć. Duchy z lewej strony mówią, że noc w więzieniu jest smutna, a w mieście odbywa się w tym czasie wesele, słychać huczną muzykę i widać komety na niebie. Ten, kto skieruje swoją łódź na drogę komety, może pogrążyć się w sennych marzeniach. Anioł wyznaje, że uprosił Boga, by oddał młodzieńca w ręce wroga i pozwolił mu w samotności dumać nad swoim przeznaczeniem.

Odzywa się Chór duchów nocnych. W dzień dokucza im Bóg, dlatego też noc jest ich porą. Ciemność wyciąga pobożną myśl z głowy człowieka

i zatruwa jego poczciwość. Duchy chcą śpiewać nad więźniem, aby stał się ich sługą, chcą zawładnąć jego myślami i sercem.

Anioł mówi, że w intencji młodzieńca modlą się na ziemi i w niebie. Wkrótce ma on opuścić więzienie. Więzień budzi się. Anioł pyta, czy rozumie swoje sny i oznajmia, że znów będzie wolny. Mężczyzna pamięta jego słowa, ale nie wie, czy był to sen, czy objawił mu się Bóg. Ponownie zasypia, a Aniołowie pilnują jego myśli. Rozpoczyna się walka o duszę młodzieńca między dobrymi a złymi mocami. Duch z prawej strony mówi, że następnego dnia okaże się, które siły zwyciężyły w ciągu tej jednej chwili, decydującej o losach człowieka i wpływającej na całe jego życie. Duchy z lewej strony chcą podwoić swój wpływ na więźnia.

Młodzieniec po raz kolejny się budzi. Wie, że będzie wolny, ale nie rozumie skąd przyszła ta nowina. Jest świadomy, że chociaż opuści więzienie, to grozi mu wygnanie i życie wśród cudzoziemców. On – poeta nie będzie zrozumiany, gdyż nikt nie odczyta sensu jego wierszy, które dla obcych ludzi będą jedynie dźwiękami. Zostanie co prawda żywy, ale będzie się czuł martwy dla ojczyzny. Ci, którzy go aresztowali, tej jednej broni – mocy twórczej – nie zdołali mu wydrzeć. Następnie zasypia, a nad nim przemawia Duch. Zwraca się do więźnia, który nie wie, jaką siłę i władzę posiadają jego myśli. Na razie młodzieniec nie zdaje sobie sprawy z tych mocy. Posiadł ten dar, przebywając w samotności i uwięzieniu. Myślą i wiarą może przywołać zarówno anioły, jak i diabły oraz „obalić i podźwignąć trony”.

AKT I
SCENA I

Dochodzi północ i kilku młodych

więźniów ze świecami wychodzi ze swoich cel. Na korytarzu stoją strażnicy. Jakub i Adolf, młodzi więźniowie, zastanawiają się, czy uda im się zobaczyć z innymi towarzyszami. Adolf uspokaja przyjaciela

, mówiąc, że kapral jest Polakiem i ich stronnikiem, a strażnicy piją gorzałkę. Zanim pilnujący dojdą do nich, uda im się rozbiec do cel. Więźniowie witają się, zaskoczeni, ile znajomych

osób spotykają. Jest tam również Konrad, Ksiądz Lwowicz, Jan Sobolewski, Frejend, który wspomina, że w więzieniu pojawił się nowy aresztowany, Żegota.

Udają się do celi Konrada, która mieści się najdalej i nikt ich tam nie usłyszy. Jest dzień przed Bożym Narodzeniem. Za zgodą Kaprala, Polaka i dawnego legionisty, siłą wcielonego do wojsk cara, mogą spędzić razem Wigilię.

Żegota wyjaśnia, dlaczego znalazł się w więzieniu. Został pochwycony tego dnia z domu, ze stodoły. Wcześniej słyszał o śledztwach, przeprowadzanych w Wilnie i widział przejeżdżające w pobliżu jego gospodarstwa kibitki, ale nie wiedział, kogo szukają i za co. Nie należy do żadnego spisku i przypuszcza, że rząd chce wyłudzić pieniądze od aresztowanych w zamian za zwolnienia z więzienia. Jest przekonany, że nie zostaną zesłani na Sybir, skoro są niewinni. Prosi towarzyszy o wyjaśnienie, co tak naprawdę się dzieje.

Tomasz opowiada, że Nowosilcow, który przybył z Warszawy do Wilna, od jakiegoś czasu jest w niełasce u cara i roztrwonił swój majątek. Nie wyśledził żadnego spisku w Polsce, więc postanowił przenieść się na Litwę, żeby pozyskać względy władcy, poświęcając mu jak najwięcej ofiar. Na nic zdaje się obrona, gdyż całe śledztwo i sądy odbywają się w tajemnicy, nikt nie wie, o co jest oskarżony i nikt nie chce słuchać ich wyjaśnień. Nowosilcow chce wyłącznie karać, dlatego też więźniowie postanowili, aby kilku z nich przyznało się do winy, poświęcając się w ten sposób dla

dobra innych. Tomasz zdecydował się wziąć winę na siebie i prosi, by zgłosili się inni, starsi i bez rodzin

, którym ich zguba nie przysporzy cierpienia. Wówczas uratują młodszych, którzy mają jeszcze wiele do zrobienia. Żegota pyta, jak długo siedzą w więzieniu, ale nikt nie potrafi udzielić mu konkretnej odpowiedzi. Nie wiedzą również, jak długo jeszcze będą przetrzymywani. Frejend radzi, żeby o wszystko pytać Tomasza, który został aresztowany jako pierwszy i prawdopodobnie jako ostatni opuści więzienie. On bowiem wszystkich zna, witał każdego z nich w więziennych murach i wie wszystko. Suzin pragnie uściskać jego dłoń, wyjaśniając, że znał go wcześniej z widzenia i wie, czego dokonał, aby ocalić znajomych. Frejend mówi, że więzienie jest prawdziwym żywiołem Tomasza, który czuje się tu jak w domu, tyje, choć był morzony głodem. Stwierdza, że już się przyzwyczaili do więziennego życia.

Jakub mówi, że siedzi tu już od ośmiu miesięcy i nadal tęskni za rodziną. Tomasz z kolei tak bardzo przyzwyczaił się do życia w murach klasztornych, że szkodzi mu świeże powietrze. Wolałby być zamknięty pod ziemią o głodzie i chorobie, niż widzieć przyjaciół w jednej celi.

Frejend wyznaje, że na wojnie czuł się przydatny, ale podczas pokoju może jedynie kląć na Moskali. Chciałby znów służyć ojczyźnie, dać się zabić za Tomasza czy Konrada. Zwraca się bezpośrednio do młodzieńca mówiąc, że słyszał o nim, jako o wielkim poecie, który układa pieśni, oddycha zapałem, lecz usycha, kiedy inni delektują się jego twórczością. Jakub chce wiedzieć, czy nie ma jakichś nowin z miasta. Okazuje się, że Jan Sobolewski był tego dnia na śledztwie, lecz od chwili powrotu jest dziwnie smutny i pogrążony w milczeniu.

Sobolewski opowiada, że widział jak wywożono na Sybir dwadzieścia kibitek ze studentami ze Żmudzi. Kapral zgodził się, by mógł przez chwilę patrzeć na to, ukryty za kolumną przed kościołem, gdzie akurat była odprawiana msza. Nagle wszyscy ludzie wyszli na zewnątrz przed więzienie, gdzie stało wojsko i kibitki, do których zapędzano młodych

chłopców. Najmłodszy z nich miał około dziesięciu lat i nie mógł dźwigać łańcucha. Wywozili również Janczewskiego, który przez rok pobytu w więzieniu zmienił się tak bardzo, że w niczym nie przypominał dawnego wesołego chłopaka

. Skazaniec pocieszał towarzyszy niedoli, żegnał z uśmiechem zebranych ludzi. Dostrzegł także Jana i sądząc, że jest wolny, pozdrowił go. Na kibitce zakrzyknął trzy razy „Jeszcze Polska nie zginęła!”. Ludzie płakali, lecz słysząc ten okrzyk ucichli, a żołnierze pobledli. Wyprowadzono Wasilewskiego, który z trudem schodził po schodach słaniając się. W pewnym momencie upadł. Był bity podczas śledztwa. Jeden z żołnierzy zaniósł go litościwie na kibitkę, ocierając łzy. Nieprzytomny mężczyzna przypominał ukrzyżowanego człowieka

. Kibitki ruszyły. Na jednej wieziono niewidomego człowieka, który leżąc na słomie, wyciągał ku ludziom dłoń. Jan modlił się do Boga, żeby przyjął niewinnie wylaną krew jako ofiarę.

Żegota opowiada bajkę Goreckiego. Pan Bóg wygnał Adama z rajskiego ogrodu, lecz nie chciał, by człowiek głodował, więc rozkazał aniołom rozsypać ziarno zbóż na drodze grzesznika. Adam nie wiedział jednak, co zrobić z ziarnami. W nocy pojawił się diabeł i uznał, że w zesłanym przez Boga życie musi być jakaś potężna siła. Postanowił schować ziarna, zanim człowiek zrozumie, do czego mają służyć. Zasypał zboże ziemią i zadowolony z siebie zniknął. Wiosną zaskoczony diabeł zobaczył, że z ziarna wyrastają kłosy. Zrozumiał, że chciał oszukać Boga, ale w rzeczywistości oszukał siebie.

Frejend prosi Feliksa, by rozbawił towarzystwo piosenkami. Jankowski śpiewa pieśń Lwowiczowi, powtarzając jako refren słowa „Jezus Maryja”. Przerywa mu Konrad mówiąc, że nie pozwoli, by bluźnił i szydził z imienia Matki Boskiej. Podchodzi do niego Kapral i opowiada, że przed laty, zanim został oszpecony carskim mundurem, służył w legionach Dąbrowskiego, a później w pułku Sobolewskiego, brata Jana. Z jego rozkazu pojechał do miasteczka Lamego i w gospodzie słyszał, jak Francuzi bluźnią na Matkę Boską. Stanął w obronie imienia Maryi, a w nocy Francuzi zostali zamordowani przez właściciela karczmy. Kapral znalazł kartkę ze słowami: „Niech żyje Polak, jedyny obrońca Maryi”. Więźniowie proszą Feliksa o piosenkę. Mężczyzna wesoło, lecz z ciężkim sercem, śpiewa o losie więźniów, którzy na Sybirze pomszczą krzywdy i wówczas zwycięży sprawiedliwość.

Suzin zauważa, że Konrad siedzi zamyślony i blady. Feliks wyjaśnia, że poznali już przyzwyczajenia poety i północ jest jego godziną. Teraz zapewne usłyszą inną pieśń niż Feliksa. Prosi Frejenda, aby grał na flecie. Józef stwierdza, że duch młodzieńca błądzi daleko, może czyta przyszłość z gwiazd lub spotkał

właśnie znajome duchy, które wyjaśniają mu tajemnicę jutra.

Konrad zaczyna śpiewać. Jego pieśń powstaje z grobu niczym upiór, który żąda krwi i zemsty na wrogu, „z Bogiem i choćby bez Boga”. Chce najpierw wgryźć się w dusze rodaków, by, jak on, zapragnęli zemsty i stali się upiorami. Potem razem zabiją wroga, wypiją jego krew, a ciało

porąbią toporami. Przybiją ręce i nogi wroga, aby nie powstał i nie mógł zostać upiorem. Z jego duszą polecą do piekła i będą siedzieć na niej dopóty, dopóki nie wyduszą z niej nieśmiertelności. Lwowicz chce go powstrzymać mówiąc, że jest to pieśń pogańska. Kapral dodaje, że jest to pieśń szatańska. Konrad zaczyna mówić. Wznosi się ponad ludzi, by znaleźć się między prorokami i dojrzeć przyszłość. Z lotu ptaka stara się dostrzec przyszłe zdarzenia, lecz one umykają przed nim niczym stadko drobnych ptaków. Pragnie je wypatrzyć swoim sokolim okiem, pochwycić w szpony, lecz nagle zauważa innego ptaka, który wszystko zasłania skrzydłami i patrzy na Konrada – orła. Poeta chce się dowiedzieć, kim jest kruk, ale wrogi mu ptak patrzy na niego w milczeniu, plącząc myśli.

Więźniowie dostrzegają, że Konrad jest blady i słania się na nogach. Nie rozumieją jego słów, starając się go uspokoić. Młodzieniec powstrzymuje ich, wołając, że właśnie mierzy się z krukiem, że chce rozplątać myśli i dokończyć swą pieśń.

Kapral słyszy sygnał do zmiany warty. Każe więźniom rozejść się do swoich cel. Wszyscy uciekają, zostawiając Konrada samego.

Scena II
Improwizacja

Konrad odzywa się po długim milczeniu. Czuje się samotny, ponieważ nic nie znaczy dla ludzi jako poeta i śpiewak. Inni nie rozumieją jego twórczości, nie starają się doszukać w niej „wszystkich promieni”. Według niego poeta jest nieszczęśliwy, gdyż dla ludzi trudzi głos i język. Myśli są bystre, stając się słowami, które pochłaniają myśl, drżąc, czy ludzie zrozumieją głębsze nurty poezji i domyślą się, co utwór ze sobą niesie. Ludzie jednak nie dostrzegają w pieśniach emocji, oprócz tych, które mogą odczytać z twarzy poety.

Pieśń dla Konrada jest niczym gwiazda na granicy świata, której nie potrafi dosięgnąć ziemski wzrok. Pieśniom nie są potrzebne ludzkie oczy i uszy, dlatego lepiej, żeby pozostawały w duszy poety i świeciły na jej wysokościach.

Zaczyna rozmowę

z Bogiem i naturą, pragnąc by go wysłuchali. W jego przekonaniu tylko Bóg i natura są godni słuchania pieśni, których twórcą jest on – mistrz.

Wyciąga dłonie aż po niebiosa i kładzie na gwiazdach, wprowadzając je w ruch mocą swego ducha. Gwiazdy wydają tony, które z nich wydobywa. Wie o każdym dźwięku, dzieli je i łączy w tęczę, w akordy, rozlewa je w błyskawice. Następnie wznosi ręce na krawędzie świata, zatrzymując w pędzie kręgi gwiazd. Śpiewa i słyszy swoją pieśń, godną Boga i natury. Jest to w jego przekonaniu wielka pieśń, pieśń tworzenia, nieśmiertelna. Konrad czuje nieśmiertelność i sam ją tworzy. Pyta Boga, czy On mógłby zrobić coś większego od jego dzieła. Swoje myśli wciela w słowa, które wzlatują i rozsypują się na niebie. Zachwyca się ich pięknem, czuje je pod palcami, odgaduje ich ruch

. Nazywa te myśli dziećmi, które kocha. Jego są rozważania, uczucia, gwiazdy i wichry, a on stoi pośród nich niczym ojciec. Czuje swoją wyższość, depcze poetów, mędrców i proroków, wielbionych przez świat. Jest lepszy od nich, gdyż oni nie poczują nigdy takiego szczęścia i siły, jakie on odczuwa tej nocy, choćby chwalono ich i oklaskiwano. Ma moc, choć śpiewa sam sobie i dla siebie. Jest silny, rozumny i czuje, że jego siła osiąga pełnię właśnie tej nocy. Dziś pozna, czy naprawdę posiadł moc, czy też kieruje się tylko dumą. Ta chwila jest jego przeznaczeniem. Pragnie wytężyć ramiona swojej duszy, porzucić ciało, aby wznieść się do lotu, ponad planety i gwiazdy, gdzie mieści się granica Stwórcy i natury.

Jego ramiona są niczym skrzydła. Lewym obejmuje przeszłość, a prawym – przyszłość. Pragnie dojść po promieniach uczucia do Boga, by zajrzeć w jego serce, o którym mówią, że czuje na niebie. Przybył do Stwórcy niesiony potęgą, duszą, ponieważ jako człowiek

musiał pozostawić ciało na ziemi. W ojczyźnie porzucił serce. Miłość

Konrada jest tak wielka, że ogarnia nią cały naród, obejmując ramionami wszystkie przeszłe i przyszłe pokolenia. Jest dla nich ojcem, przyjacielem, kochankiem i małżonkiem. Pragnie uszczęśliwić ludzi, zadziwić cały świat, ale nie wie, jak to zrobić i szuka pomocy u Boga.

Przychodzi do Niego, uzbrojony we władzę myśli, która była w stanie wydrzeć gromy Stwórcy niebiosom i śledziła ruch planet. Konrad posiada znacznie więcej – zyskał moc, która nie została nadana mu przez ludzi, uczucie niczym wulkan dymiące słowami. Nie pochodzi ona z rajskiego drzewa, z owocu wiadomości

złego i dobrego, gdyż urodził się twórcą, a jego siły mają takie samo źródło, co siły Boga. Konrad tak jak Stwórca nie starał się o nie i nie boi się ich stracić. Jego oko jest równie bystre i potężne, jak oko Wszechmocnego, którym potrafi powstrzymać niczym w sidłach wędrowne ptaki. Ma moc tak potężną, że ulegnie przed nią nawet siła Boga. Potęgą duszy potrafi powstrzymać komety. Jedynie ludzie, którzy pozostają nieczyści i marni, choć nieśmiertelni, nie służą mu, nie znają tak naprawdę ani jego, ani Boga. Dlatego właśnie postanawia poszukać sposobu na zawładnięcie rodzajem ludzkim w niebie. Ma już władzę nad światem i pragnie uzyskać podobną władzę nad ludzkimi duszami. Chce, aby byli na każde jego skinienie, jak ptaki i gwiazdy. Nie szuka broni, którą by mógł zniszczyć ludzi, pieśń, nauki czy cudu. Pragnie rządzić czuciem, które jest w nim, rządzić tak, jak Bóg - wszystkim, zawsze i potajemnie. Marzy, aby inni odgadywali jego pragnienia, by spełniali je i aby to ich uszczęśliwiało. Jeśli natomiast odważą mu się sprzeciwić, niech cierpią i przepadną. Ludzkość ma być dla niego niczym słowa i myśli, z których będzie tworzył pieśni, bo tak właśnie rządzi Bóg.

Zapewnia Stwórcę, że nie „popsuł myśli, nie umorzył mowy”. Obiecuje, że jeżeli Bóg da mu podobną władzę nad ludzkimi duszami, to stworzy na podobieństwo pieśni cały naród, stworzy dzieło większe niż boskie, gdyż zanuci pieśń szczęśliwą.

Konrad żąda od Boga władzy nad duszami: „Daj mi rząd dusz!”. Gardzi światem, który nazywa „martwą budową”, tak bardzo, że do tej pory nie próbował zniszczyć go słowem. Czuje jednak, że jego wola ma ogromną moc, że mógłby gasić gwiazdy i na nowo je rozpalać, bo jest nieśmiertelny. Inni ludzie również są nieśmiertelni, ale on szuka kogoś, kto mógłby mu dorównać potęgą. Sądzi, że jest najważniejszym z czujących na ziemskim padole i to daje mu prawo szukania Boga. Do tej pory jednak Go nie odnalazł, lecz przecież wie o istnieniu Stwórcy. Żąda władzy, chce, by Bóg dał mu ją lub wskazał drogę. Słyszał o prorokach, władcach dusz, wierzy w to, że istnieli, więc może tak jak oni rządzić duszami. Marzy o sile równiej potędze Wszechmocnego, aby móc władać duszami tak, jak Bóg.

Zapada długie milczenie, które przerywa Konrad, zarzucając Stwórcy, że nie odezwał się do niego ani słowem. Teraz już wie, czym tak naprawdę jest Bóg i zrozumiał jak rządzi ludźmi. Nazywa kłamcami tych, którzy określali Boga jako miłość. Dla niego Stwórca jest jedynie mądrością. Zarzuca Mu, że pozwolił tym, którzy czytali księgi, przywłaszczyć część boskiej potęgi. Ludzie nie sercem, a myślą poznają drogi Wszechmocnego. Stwórca dał uczonym możliwość rządzenia światem, a jego obdarzył krótkim życiem i najmocniejszym uczuciem.

 

Znów zapada milczenie. Konrad zadaje szereg pytań retorycznych, na które sam odpowiada. Jego życie jest jedną chwilą, a uczucia są iskrą. Lecz z iskry wywodzą się gromy, ludzie, Bóg, a z jednej chwili są złożone wieki, dzieje. Jedną chwilą jest także śmierć i wieczność świata, którą pochłonie w końcu Stwórca.

Z lewej strony słychać głosy, które chcą wsiąść na duszę Konrada jak na rumaka. Głosy z prawej starają się go chronić.

Konrad wyzywa Boga na pojedynek, twierdząc, że niczym przyjaciel

odkrył przed Nim swoją duszę. Lecz Bóg milczy – ten Bóg, który walczył z szatanem. Poeta pragnie, aby Stwórca nim nie gardził. Nie jest sam, chociaż wzniósł się samotnie ku niebu, na ziemi jest połączony sercem z ludem, ma za sobą wojska, trony. Jeżeli ma być bluźniercą, to wyda Bogu bardziej krwawą bitwę niż Szatan, który walczył z Stwórcą na rozumy. Konrad pragnie walki na serca, gdyż cierpiał, wzrósł w mękach i miłości

. Bóg odebrał mu szczęście

osobiste, lecz on nie wzniósł pięści ku Niebu, zaciskając ją na własnej

piersi.

Ponownie słychać głosy. Jeden z nich pragnie zamienić rumaka w orła, aby wzniósł się do góry. Drugi mówi, że szał strąca gwiazdę w otchłań.

Konrad czuje się wcielony duszą w ojczyznę, połknął ciałem

jej duszę i teraz stanowią jedność. Nazywa siebie „Milijon, bo za miliony kocha i cierpi katusze”. Patrzy na biedną ojczyznę, czuje cierpienia całego narodu. Zarzuca Bogu, że rządzi i sądzi wesoło i mądrze, a ludzie mówią, że Bóg nigdy nie błądzi. Zastanawia się, kim jest Wszechmogący. Czy prawdą jest to, że Stwórca kocha, jeśli kochał, tworząc świat, zamykając zwierzęta w arce przed zagładą, jeśli Jego serce nie jest potworem, który rodzi się przypadkiem, jeżeli nie patrzy na miliony ludzi, proszących o ratunek jak na matematyczny rachunek, jeśli miłość jest po coś na tym świecie potrzebna i nie jest pomyłką. Bóg jednak milczy, a Konrad zaklina Go, aby dał mu władzę, właśnie jemu, który otworzył przed nim serce. Prosi chociaż o cząstkę władzy równą temu, co na ziemi osiągnęła pycha, bo on dzięki tej małej cząsteczce stworzy wiele szczęścia. Bóg milczy. Konrad mówi, że skoro nie chciał dać tej władzy dla serca, to niech da dla rozumu. Jest pierwszym z ludzi i aniołów, który zna Stwórcę, dlatego jest wart tego, by podzielił się z nim władzą. Jeżeli nie zgadł, Bóg ma mu odpowiedzieć.

Konrad pragnie zniszczyć Wszechmocnego siłą uczucia, które zamyka jak nabój w żelaznym okuciu woli. Wzywa Boga, aby się do niego odezwał, a jeżeli tego nie uczyni, to strzeli przeciwko jego naturze i skoro nie zamieni jej w gruzy, to przynajmniej wstrząśnie całym światem. Nazwie Stwórcę tak, że jego głos będzie przekazywany z pokolenia na pokolenie. Chce krzyknąć, że Bóg nie jest ojcem świata, ale…

Głos diabła kończy zdanie Konrada słowem „carem”. Młodzieniec słania się i upada.

Duchy z prawej modlą się za jego duszę, odpędzając duchy z lewej. Duchy z lewej strony pragną pognębić Konrada zanim odzyska świadomość. Duch z lewej oskarża diabła o to, że nie pomógł

Konradowi wykrzyknąć ostatniego słowa, które podźwignęłoby jego dumę na kolejny stopień, a kończąc za niego zdanie wypuścił go w połowie drogi. Przegania go. Duchy z lewej uciekają po chwili, słysząc kroki nadchodzącego księdza.

SCENA III

Do celi Konrada wchodzą Kapral, Ksiądz Piotr i jeden z więźniów. Bernardyn modli się, a więzień wyraźnie zaniepokojony dostrzega stan, w jakim pogrążył się poeta. Stwierdza, że to epilepsja. Prosi, by pomogli mu położyć młodzieńca na łóżku. Konrad czasami już wpadał w taki nastrój - najpierw zazwyczaj śpiewa, potem

dużo mówi, a kolejnego dnia jest zdrowy.

Kapral uspokaja więźnia i nalega, żeby Ksiądz Piotr pomodlił się nad młodzieńcem. Podczas obchodu strażników słyszał hałas, dobiegający z celi Konrada. Zerknął przez

dziurkę od klucza i to, co ujrzał, tak go wystraszyło, że pobiegł po zakonnika. Słyszał również pieśń poety, ale nie zrozumiał jej sensu. W oczach młodzieńca i nad jego czołem było coś, co zaniepokoiło Kaprala. Jako żołnierz widział wiele razy jak ludzie

umierali, lecz nigdy nie zauważył takiego wyrazu twarzy i oczu jak u młodzieńca. Prosi, aby przyjaciel poety odszedł do swojej celi, a on i Bernardyn zajmą się odpowiednio chorym. Konrad płacze, mówiąc, że modlitwa nic nie da, gdyż dostrzegł przepaść. Nie chce tam być, ale wytrzyma wszystko. Ksiądz Piotr stara się go uspokoić i nakazuje, żeby Kapral również odszedł.

Niespodziewanie Konrad zrywa się z łóżka, krzycząc, że widzi Rollisona, który również został aresztowany i leży we krwi, pobity w trakcie przesłuchania. Nie został wysłuchany przez Boga, u którego szukał ratunku. Konrad chce dać Rollisonowi to, czego chłopak

nie dostał od Stwórcy, lecz może jedynie wskazać mu drogę do śmierci. Każe mu skoczyć w przepaść, ponieważ otchłań jest lepsza niż ziemski padół. Tam nie ma bowiem braci, matek, ale nie ma także narodów i tyranów.

Ksiądz Piotr rozpoznaje nieczystego ducha, który opętał Konrada. Zaczyna odmawiać egzorcyzmy i chce, aby Duch przemówił ustami więźnia. Diabeł odpowiada mu w kilku językach, każąc, aby Ksiądz rozmawiał z nim po francusku. Kapłan pyta, kim jest. Demon wyjaśnia, że nazywa się legion i dodaje, że widział zwierza w Rzymie. Ksiądz Piotr zaczyna się modlić. Diabeł wyznaje, że źle zrobił, wchodząc w duszę poety. Nazywa bernardyna majstrem i uważa, że powinien zostać wybrany na papieża. Naśmiewa się z modlitwy kapłana. Chce opowiedzieć o tym, co mówią o Księdzu na mieście i zdradzić przyszłość. Jest prostym diabłem i zjawił się tu na rozkaz Szatana, aby zawładnąć duszą Konrada. Stał się jedynie ślepym narzędziem. Przepowiada, że następnego dnia Ksiądz Piotr będzie bity. Bernardyn rozpoczyna egzorcyzmy, a Diabeł stara się go wciąż powstrzymywać. Ksiądz Piotr pyta, gdzie jest więzień, którego duszę chce zgubić demon. Duch odpowiada, że w drugim klasztorze Dominikanów, ale według prawa należy już do niego, gdyż jest grzesznikiem. Kapłan zadaje kolejne pytanie – w jaki sposób może uratować nieszczęśnika? Wymusza odpowiedź Diabła: „wina i chleba”. Po tym ostatecznie przepędza Ducha. Konrad budzi się, pytając, kim jest ten, który mu pomaga i ostrzega, że i on może upaść. Człowiek

podaje mu rękę, a on przecież gardził ludźmi i aniołami. Ksiądz Piotr prosi go, aby się modlił, gdyż obraził majestat Boga i został opętany przez złego ducha. Zwraca się do Wszechmocnego z prośbą, by potraktował bluźniercze słowa jak głupstwo, aby Konrad mógł odpokutować swoje winy. Pada krzyżem na ziemię i przemawia do Stwórcy jako jego sługa, błagając, aby pozwolił mu przyjąć karę za przewinienia młodzieńca, który jest młody

i będzie mógł się zmienić, zostając sługą wiary i wysławiając imię Boga. Wierzy, że Wszechmogący jest dobry i miłosiernie przyjmie tę ofiarę.

W pobliskim kościele słychać pieśń Bożego Narodzenia. Nad bernardynem pojawia się chór aniołów, śpiewający o tym, że Piotr, sługa pokorny i cichy, wniósł pokój w dom pychy. Archanioł Pierwszy śpiewa, że Konrad bardzo zgrzeszył przeciwko Bogu. Archanioł Drugi dodaje, że nad młodzieńcem płaczą anioły i modlą się za niego. Anioł śpiewa pieśń o narodzeniu Jezusa, którego nie dostrzegli mędrcy ani królowie, lecz zauważyli jego przyjście na świat pastuszkowie. Chór aniołów obwieszcza, że Bóg objawia maluczkim to, czego odmawia wielkim. Archanioły bronią Konrada, tłumacząc, że nie badał sądów Stwórcy ani dla mądrości ludzkiej ani dla sławy. Nie poznał Boga, lecz uszanował imię Matki Boskiej. Kochając naród, kochał wielu. Archaniołowie proszą Stwórcę, aby przebaczył poecie by ten mógł czc...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin