Knopp SS Przestroga historii.doc

(2486 KB) Pobierz

Guido Knopp

SS przestroga historii

Z niemieckiego przełożył Mieczysław Dutkiewicz

Świat Książki

Ofiarom SS

Spis treści:

Przestroga historii

Walka o władzę

Knopp/Afflerbach

Szaleństwo Himmlera

Knopp!Deick

Panowanie Heydricha

Knopp/Mi11ner

Oddziały Trupich Główek

Knopp/Brauburger

Siły Zbrojne SS

Knopp/Neitzel

Mit ODESSY

Knopp/Schlosshan

Bibliografia

Indeks osób

Wykaz zdjęć

 

Przestroga historii

Byla formacją terrorystyczną, odpowiedzialną za ludobójstwo. Jak żadna inna organizacja w hitlerowskiej Rzeszy, ucieleśniała zabójczą, szaleńczą ideę rasy nadludzi. SS te dwie litery pochodzą ze starogermańskiego pisma runicznego to najskuteczniejsza i najgroźniejsza organizacja terrorystyczna w czasach dyktatury narodowych socjalistów. W ciągu niewielu lat sztafety ochronne (Schutzstaffeln) przekształciły się z mało znaczącej straży przybocznej w swoiste państwo w totalitarnym państwie Hitlera.

„Twój honor to wierność” pod tym propagowanym przez Heinricha Himmiera hasłem członkowie SS mieli wypełniać luki na frontach, bezlitośnie wyzyskiwać jeńców i robotników przymusowych, a także mordować z zimną krwią w obozach śmierci. Spośród wszystkich organizacji państwa nazistowskiego jedynie SS miała możliwość, a przede wszystkim wolę wykonania ludobójczych rozkazów Hitlera.

Niniejsza książka nie jest próbą uzupełnienia istniejących już monografii, a jedynie publicystycznym opracowaniem powstałym przy okazji emisji międzynarodowego serialu telewizyjnego. Ukazuje się ona w czasie, gdy żyją jeszcze ostatni oprawcy i ich ostatnie ofiary. Czynimy to z myślą o dotarciu do szerszego grona czytelników, którzy mogą liczyć na informacje pochodzące z niepublikowanych dotychczas źródeł. Korzystaliśmy bowiem z archiwów znajdujących się w różnych częściach świata od Waszyngtonu do Moskwy a także z zeznań świadków historii SS: samych oprawców, ich ofiar i przeciwników reżimu, którzy do tej pory nie zabierali głosu. Za pięć lat tego rodzaju dokumentacja sporządzona na podstawie wypowiedzi naocznych świadków tamtych wydarzeń - nie mogłaby powstać. Byłoby na to już za późno.

Początki SS były bardzo skromne. W maju 1923 roku przy kręgielni monachijskiej gospody Torbrau powstał „oddział szturmowy Hitlera” 22 mężczyzn utworzyło zalążek czarnej formacji. Mieli oni strzec życia „apostola”,

który chciał zostać „wodzem”, podczas bójek w loka[ach. Nosili czarne czapki zdobione trupią główką emblematem zapożyczonym od I regimentu rezerwistów gwardii, którzy  uzbrojeni w miotacze ognia działali przed liniami frontu wczasie I wojny światowej. „Żądza walki i pogarda śmierci” z takim nastawieniem żołnierze oddziałów szturmowych zamierzali obalić w okopach znienawidzoną Republikę.

Dyletancka próba puczu, podjęta przez Hitlera, spaliła na panewce, a przywódca, po wyjściu na wolność, zorganizował w 1925 roku nowy oddział szturmowy. SS (Schutzstaffeln sztafety ochronne) miały być zaprzysiężoną gwardią pretorianów, „elitą” partii, bezwarunkowo podporządkowaną swojemu wodzowi. Kandydaci na członków SS musieli być w wieku od 23 do 35 lat, dysponować referencjami wystawionymi przez dwóch obywateli, wykazywać się „zdrową i mocną budową ciała” oraz mieć przynajmniej 170 cm wzrostu i oczywiście „aryjskie pochodzenie”.

Jednak w latach poprzedzających dojście Hitlera do władzy garstka funkcjonariuszy SS rozpłynęła się w mrowiu członków Sturm Abteilungen  SA, czyli brutalnych oddziałów bojowych, które wyspecjalizowały się w burdach ulicznych. I chociaż sam szef SS, Himmler, stwierdził: „SA to linia, natomiast SS stanowi gwardię” to jednak drogę do Kancelarii Rzeszy utorowała Hitlerowi SA pod wodzą Ernsta Róhma. Szef sztabu SA miał jednak wybujałe ambicje i coraz natarczywiej domagał się większego udziału w strukturach władzy.

Sfrustrowani brunatni rewolucjoniści już zawadzali Hitlerowi; rozpasany terror w wykonaniu bojówek SA zaczął budzić lęk mieszczaństwa, które chciało żyć w stabilnym i silnym państwie. Szef SA Róhm, rozczarowany sojuszem Hitlera z dawnymi decydentami, począł wzywać do zorganizowania następnej po narodowej narodowosocjalistycznej rewolucji, a także żądał dla swoich „brunatnych oddziałów” nagrody za ofiary poniesione „w okresie walki”.

Tego rodzaju sytuacja zagrażała paktowi nowego kanclerza z siłami zbrojnymi Rzeszy (Reichswehrą) paktowi, którego Hitler potrzebował do osiągnięcia swoich imperialnych celów. Dlatego prawa ręka Himmlera, Heydrich, oraz szef Gestapo, Diels, zaczęli gromadzić materiał dowodowy, mający obciążyć rzekomego „zamachowca” Róhma. W rzeczywistości niebezpieczeństwo „puczu Róhma” nigdy nie istniało. Był za to pucz skierowany przeciw Róhmowi. Zlepek pogłosek, sfabrykowanych dowodów i fałszywych poszlak posłużył za pretekst do pozbycia się „tego pieniacza”.

Godzina prawdy wybiła 30 czerwca 1934 roku. Na rozkaz Hitlera oddziały SS w bezprecedensowej jak dotąd krwawej akcji wymordowały przywódców

SA. Właśnie w ową „niemiecką noc św. Bartłomieja” rozpoczął się awans SS, która szybko stała się najpotężniejszą organizacją terrorystyczną w Trzeciej Rzeszy.

Jednostki SS, wspierane przez oddziały policji i wyposażone w broń Reichswehry, wymordowały nie tylko przywódców SA, ale również niejako za jednym zamachem konserwatywnych przeciwników reżimu, jak na przykład dawnego towarzysza broni Hitlera, Gregora Strassera, oraz byłego kanclerza Rzeszy Kurta von Schieichera.

Jednak prawdziwym zwycięzcą tej wewnątrzpartyjnej walki o władzę okazała się SS pod dowództwem mało dotąd znanego Reichsfżhrera. Awans i rozwój SS są nierozerwalnie związane z karierą Heinricha Himmlera.

Skrytą dewizą Hirnmlera było zapożyczone przez niego stare hasło pruskie: „W większym stopniu istnieć, niż stwarzać pozory istnienia”. Nikt nie przypuszczał, że właśnie ten niepozorny człowieczek stanie się najpotężnieszym satrapą w otoczeniu Hitlera.

O ile zbrodnie kojarzone z nazwiskiem Himmlera są tak niesłychane i wykraczające ponad przeciętne wyobrażenie, że aż trudne do opisania, o tyle ten, kto je popełnił, był człowiekiem naprawdę pospolitym. Współcześni określali go jako „całkowicie niepokaźną osobowość”, w dodatku „pozbawioną charakteru” i przypominającą „pedantycznego belfra o szczególnie rozwiniętym zmyśle do oszczędzania”. Zapewne w innych czasach byłby sumiennym biurokratą. Ludobójstwo było dla niego problemem wyłącznie organizacyjnym. Z wyznaczonych mu zadań wywiązywał się beznamiętnie i rzetelnie, niczym urzędnik izby skarbowej rejestrujący setki zeznań podatkowych.

Zaplanowany przez Hitlera holocaust przeprowadzono systematycznie, gruntownie i bezdusznie. Takie było bowiem polecenie Himmlera, który osobiście przeprowadzał inspekcje w fabrykach śmierci i domagał się codziennych meldunków o liczbach zabitych.

Szef SS nie był typem intelektualisty, raczej należał do ludzi niezdarnych, bojaźliwych i niezdecydowanych. Posłuch uzyskał nie dzięki sile przekonywania, lecz dzięki świadomemu i konsekwentnemu powiększaniu zakresu swej władzy. Talent organizacyjny i starannie pielęgnowany wizerunek rygorystycznego człowieka czynu uczyniły z niego niezastąpionego egzekutora. I dlatego z czasem Himmler stał się jako ReichsfLihrer SS, szef Gestapo i policji oraz minister spraw wewnętrznych Rzeszy najpotężniejszym po Hitlerze dygnitarzem w państwie niemieckim.

Według niego wzorowy obywatel Rzeszy powinien być skłonny do używania przemocy, ale i do ponoszenia ofiar; wychowanie społeczeństwa, które by

postępowało właśnie w tym duchu, uznał za swój główny cel. Podwładnych nawoływał jednym tchem do uczciwości i obyczajności oraz do popełniania ludobójstwa: okrucieństwo było dla niego cnotą, bezlitosny mord — wyrazem siły. Pod koniec wojny zupełnie nie interesował się cierpieniem ofiar, lecz tylko stanem duszy oprawców. Chłodny racjonalizm i trzeźwość stanowiły jedną stronę jego pełnego sprzeczności charakteru. Jednocześnie zagubił się w niedorzecznej mieszaninie teorii rasistowskich, przyrodolecznictwa i okultyzmu ludowego.

Właśnie ten pozbawiony skrupułów oprawca, „wierny Heinrich”, zdecydował się w ostatnich miesiącach wojny na prowadzenie rozpaczliwej i nielojalnej polityki. Z jednej strony, kierując się własnymi urojeniami, organizował Volkssturm (oddziały zbrojne tworzone w ramach powszechnej mobilizacji dla wzmocnienia Wehrmachtu; przyp. tłum.) i Werwolf (zbrojna organizacja terrorystyczno-dywersyjna; przyp. tłum.), z drugiej natomiast prowadził z Zachodem tajne rozmowy na temat ewentualnej kapitulacji. I nawet nie wiedział, że jego nazwisko uznaje się od dłuższego czasu za synonim ludobójstwa. Zdradzał więc „swojego Fiihrera”, podobnie zresztą jak jedenaście lat wcześniej zdradził swoich pierwszych protektorów: Ernsta Róhma i Gregora Strassera. „Twój honor to wierność”. Ile ostatecznie warta była propagowana przez Himmlera maksyma SS, wykazał w końcu on sam. HHHH (Hżmmlers Hirn heisst Heydrżeh „Mózgiem Himmlera jest Heydrich”) drwili paladyni reżimu już w latach trzydziestych. I rzeczywiście usunięty z marynarki wojennej Reinhard Heydrich zrobił w hierarchii SS błyskawiczną karierę. Rozbudował dla Himmlera służbę bezpieczeństwa SS; z gestapo uczynił znak rozpoznawczy hitlerowskich Niemiec i narzędzie gwałtownej śmierci, która w każdej chwili mogła się stać udziałem każdego człowieka; utworzył też Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherheitshauptamt; RSHA), potężną i groźną instytucję, której niewidzialna sieć zawisła nad całym systemem terroru.

W tym miejscu należy obalić jedną z legend a mianowicie tę o gestapo jako wszechwiedzącej i wszechobecnej tajnej policji. W hitlerowskiej Rzeszy otaczano ją nimbem gigantycznej machiny o strukturze podobnej do ośmiornicy rozpościerającej wszędzie swoje macki; już samo jej istnienie miało uświadomić wszystkim jedno wszelki opór jest bezcelowy. W okresie powojennym gestapo stało się nawet synonimem władzy wewnętrznej opartej na przemocy. W rzeczywistości formacja ta miała znacznie skromniejsze znaczenie, niż wynikało to z rozpowszechnianej uporczywie legendy. Heydrich zdołał rozwinąć w państwie system donosów, gdyż swoje usługi oferowała liczna armia szpicli, denuncjantów i nieoficjalnych współpracowników służby bezpieczeństwa. Gdyby nie oni, gestapo pozostałoby ślepe i głuche. Nigdy przedtem w historii Niemiec nie można było tak łatwo donieść na nie- lubianych sąsiadów, konkurentów lub po prostu ludzi z jakiegoś powodu znienawidzonych, uczynić z nich bezbronne ofiary zorganizowanego terroru, pozbawić ich pracy i perspektyw na przyszłość i wreszcie wydać w ręce oprawców. Cały kraj zalały fale podłości. Ślady tego potopu do dziś odnajdujemy w tysiącach dokumentów.

Heydrich zawdzięczał swą karierę Himmlerowi I odpłacił się mu bezgraniczną lojalnością oraz okrucieństwem, w którym nie było miejsca na jakiekolwiek skrupuły. Obłęd Himmlera na tle czystek rasowych i zimny zmysł organizacyjno-wykonawczy Heydricha stworzyły fatalną kombinację.

Heydrich stanowił prototyp menedżera władzy; potrafił podchwycić niejasno sformułowane intencje Hitlera, z których odczytywał zamiary i kierunki dalszego rozwoju, zanim jeszcze padał stosowny rozkaz dyktatora. Jeśli w ogóle istniał ktoś, kto „wychodził naprzeciw planom Pihrera”, to był nim właśnie Reinhard Heydrich. Szef SD, wspierany przez Himmlera, zajął się organizacją „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” z olbrzymim zapałem, między innymi dlatego, że rywalizował gorliwie o względy Fiihrera, aby w przyszłości samemu objąć stanowisko ReichsfQhrera.

Jeszcze przed wybuchem wojny Szwajcar Carl Burckhardt określił go jako „młodego złego boga śmierci”. „Heydrich pisał były więzień gestapo, Ralph Giordano był prototypem nowej odmiany człowieka, takiej, jaką chciał widzieć narodowy socjalizm; czołowym przedstawicielem pokolenia, dla którego liczy się tylko bezwarunkowa karność. Od tej pory żaden przejaw nieludzkiego postępowania nie był już niemożliwy. Wszystko stało się możliwe, również morderstwo popełniane na milionach ludzi”. Ale Reinhard Heydrich nie dożył końca ludobójstwa, którego sam był organizatorem:

w czerwcu 1942 roku padł ofiarą zamachu.

Co by się stało, gdyby Heydrich pozostał przy życiu? Był on jakby zapowiedzią tego, w co mogłoby się rozwinąć państwo Hitlera: w państwo sterowane przez SS. W wielkogermańskiej Rzeszy, sięgającej od Atlantyku po Ural, przecinanej autostradami i ukoronowanej świątyniami zmarłych, 90 milionów niewolników żyłoby pod władzą nazistów. Istniało zapotrzebowanie na 14 milionów robotników przymusowych, około 30 milionów ludzi czekałaby śmierć, resztę wygnano by za Ural na bezdroża Syberii. Remhard Heydrich, przyszły szef SS, nie wahałby się urzeczywistnić tę koszmarną wizję.

Podczas procesu norymberskiego zabrakło go na ławie oskarżonych. Niewątpliwie zostałby skazany na śmierć.

Na mocy wyroku w Norymberdze za organizację przestępczą uznano całą formację, która w końcowej fazie II wojny światowej stanowiła najpotężniejszą siłę zbrojną SS, liczyła bowiem 900 000 członków. Była to Waffen-SS.

Formacja ta wywołuje do dziś kontrowersje. Czy była to organizacja elitarna, czy też banda zbrodniarzy? Czy jej członkowie byli „żołnierzami jak wielu innych”? Stanowili ucieleśnienie żołnierskiej odwagi i waleczności, czy raczej przykład nazistowskich awanturników i rzeźników, w których celowo wpajano brutalność, aby tym chętniej i gorliwiej likwidowali wszystko i wszystkich?

Istnieją dowody na poparcie jednej i drugiej tezy. Dywizje pancerne Waffen-SS walczyły zwłaszcza po bitwie pod Stalingradem w najbardziej zapalnych punktach frontu wschodniego i ponosiły tam olbrzymie straty. Straty ponosił oczywiście także Wehrmacht. Ale oddziały Waffen-SS okryły się również niechlubną sławą sprawców zbrodni wojennych. Z pewnością brutalne zachowanie nie było tylko ich domeną, a różnica w tym względzie między nimi i Wehrmachtem wydaje się nie tak duża, jak to wielokrotnie przedstawiano. Jednak ekscesy jednostek SS znacznie przewyższały stopniem okropności zbrodnie, które popełniali żołnierze Wehrmachtu. Nazwa Oradour pozostanie dla wielu osób symbolem zbrodni wojennych. (Oradour-sur

-Glane: wieś w środkowej Francji, spalona w czerwcu 1944 roku przez oddział SS. Cała ludność ponad 600 osób została wymordowana; przyp. tłum.).

Po wojnie weterani Waffen-SS próbowali postawić tezę, której raczej nie da się udowodnić: mianowicie, że członkowie Waffen-SS byli zwykłymi żołnierzami i ze zbrodniami SS popełnianymi przez szwadrony śmierci oraz w obozach zagłady nie mieli nic wspólnego. Niektórzy esesman zwłaszcza ci wcieleni silą mogli w ten właśnie sposób oceniać swoją służbę wojskową. Ale rzeczywistość wyglądała inaczej. Pomiędzy Waffen-SS i Allgemeine SS istniał dość ścisły związek, oficerowie jednej i drugiej formacji odbywali wspólne szkolenia bez względu na to, gdzie mieli potem służyć: w obozie koncentracyjnym, w administracji czy też na froncie. Z pewnością nie byli to „żołnierze jak wielu innych”.

W przypadku oddziałów „trupich główek” (SS-Totenkopfyerbande) pytanie o stopień winy za zbrodnie popełniane w miejscach budzących szczególną grozę nie pojawiło się w ogóle. Był to „kwiat oprawców” w gronie wykonawców idei holocaustu. Napiętnowanie tych ludzi na równi z innymi członkami sztafet ochronnych jako kryminalistów i urodzonych sadystów, przyniosłoby zapewne dużą ulgę potomnym. Moglibyśmy mówić, że byli oni zupełnym marginesem cywilizowanego narodu.

Jednak w SS służyło też mnóstwo „zupełnie normalnych ludzi”, wywodzących się ze średnich warstw społeczeństwa. SS z pewnością nie była zaprzysiężonym monolitem, lecz raczej kompleksowym i dynamicznym tworem, który w ciągu 20 lat istnienia podlegał ustawicznym przemianom. Mężczyźni (i kobiety), będący członkami tej formacji, różnili się znacznie między sobą. Niektórzy z nich, a mianowicie „wierni adepci”, przypisywali formacji „pod trupią główką” znaczenie niemal religijno-misyjne. Inni usiłowali znaleźć dla siebie w „królestwie Himmlera” pozycje w miarę możliwe do zaakceptowania, starając się ignorować te, które im nie odpowiadały. Jeszcze inni widzieli w SS przede wszystkim szansę zrobienia błyskotliwej kariery; wprawdzie oficjalnie wyrażali pełne uznanie dla ideologii „czarnej formacji”, ale w głębi duszy odnosili się do niej zupełnie neutralnie. Z kolei bezrobotnym inteligentom wydawało się, że tylko w szeregach SS znajdą sposobność, aby nadać swemu życiu sens i oparcie. Miejsce dla siebie ale nie tylko w SS

znajdowały również męty społeczne: kryminaliści, ludzie z marginesu, mordercy. O ile początkowo trzon SS tworzyli zaprawieni w burdach ulicznych lub knajpianych weterani pierwszej wojny światowej, to po zdobyciu władzy przez Hitlera do czarnej gwardii garnęli się głównie przedstawiciele „śmietanki towarzyskiej”. Himmler przejmował w całości kastowe, hermetyczne organizacje, takie jak jeździecki Herrenreiter-ClUb lub Kyffhuserbund. Wyżsi rangą esesmani byli reprezentowani wyjątkowo licznie przez arystokrację. Naukowców i ludzi wolnych zawodów zatrudniano przede wszystkim w służbach specjalnych lub w różnych gałęziach gospodarki. Oficerów armii werbowano do SS, aby kształcili potem rekrutów „oddziałów dyspozycyjnych” (yerffigungstrupPen), trzonu powstałych następnie sił zbrojnych SS (Waffen-SS). Ponadto Heinrich Himmler nadawał setkom szefów przedsiębiorstw, dyplomatów i urzędników państwowych „honorowe stopnie” SS. Esesmanem mógł zostać niemiecki arystokrata z tytułem książęcym, jak również chłop z Palatynatu, który jako strażnik w obozie koncentracyjnym dokonywał mordów na Zydach.

Reasumując: formacja SS odzwierciedlała w pełni niemieckie społeczeństwo. Większość jej członków stanowili „zwykli ludzie”, którzy w tych szczególnych warunkach stali się zbrodniarzami. Przyczyniło się do tego przestępcze państwo, w jakim przyszło im żyć. Jeśli państwo twierdzi, że mordowanie ludzi to wprawdzie postępowanie okrutne i niehumanitarne, ale służy wyższemu i dobremu celowi, to więzy moralne okazują się widocznie zbyt

słabe, aby powstrzymać masy przed zachowaniem o wszelkich znamionach przestępstwa. Ludzie, którzy stawali się kryminalistami, w dużej części nie uświadamiali sobie, że postępują źle. Jak brzmi morał tej historii? Sprawcą zbrodni mógł zostać każdy. Jeśli przestępcze państwo likwiduje bariery oddzielające prawo od bezprawia, żaden z jego obywateli nie może zagwarantować, że będzie podążał niezmiennie właściwą drogą. Natura ludzka jest na to zbyt słaba. Coś z Himmlera i Mengele, z Eichmanna i Heydricha tkwi w każdym z nas. Winnych czasach i innych okolicznościach wszyscy ci ludzie mogliby się wykazać „zupelnie normalnym” życiorysem, byliby zwykłymi, niepozornymi obywatelami. Himmler zostałby może nauczycielem szkoły średniej, Heydrich oficerem marynarki, a Mengele pediatrą...?

Przejawem lekkomyślności byłaby nadmierna wiara w człowieczeństwo człowieka, ta cecha jest bowiem zbyt zmienna i krucha. Jedynie demokratyczne państwo, które szanuje swobody obywatelskie i ustanawia klarowne normy prawne, jest w stanie zapobiec panoszeniu się bezprawia. Niedopuszczalna jest polityka wewnętrzna, której efektem jest powstanie państwa przestępczego, a w jego strukturach takiej organizacji jak SS. W tym względzie historia SS stanowi przede wszystkim przestrogę historii.

Walka o władzę

30 czerwca 1934 roku terror Trzeciej Rzeszy zmienił swoją barwę. Czerń zastąpiła brąz, mieszając się przy tym z krwistą czerwienią. Tym razem sprawcy nie wykrzykiwali żadnych haseł ani nie wymachiwali palkami, jeździli natomiast ciemnymi limuzynami.

W Berlinie trzej funkcjonariusze lokalnej centrali gestapo zaprowadzili byłego dygnitarza partii narodowych socjalistów Paula Schulza do czteroosobowego kabrioletu, po czym podnieśli dach auta. „Wewnątrz poczułem nieprzyjemny zapach zakrzepłej krwi, który, nawet gdybym

nadal nie w pełni orientował się w celu tej przejażdżki, rozproszyłby resztki moich wątpliwości”, wspominał potem Schulz. Auto przemknęło przez Steglitz i Grunewaid i skierowało się w stronę Wannsee. Jednak na drodze znajdowało się zbyt wielu wycieczkowiczów i dopiero za wsią o nazwie Seddin, oddalonej o około pół godziny jazdy od Poczdamu, mężczyźni znaleźli w lesie ustronne miejsce, gdzie mogli jak to określili, dokonać odstrzału”.

Kazali swojej ofierze wysiąść i odejść trochę od auta. Schulz zdawał sobie sprawę, że pozostało mu już tylko kilka sekund życia. Działając z zaskoczenia, wytrącił jednemu z esesmanów broń z ręki, ale zanim zdołał dobiec do zarośli, dosięgła go kula drugiego zamachowca. „Kiedy odzyskałem świadomość, leżałem na brzuchu, twarzą do ziemi. Czułem potworny ból w krzyżu, ciało miałem oblepione krwią. Natychmiast zacząłem rzęzić, imitując przy tym przedśmiertne konwulsje, a potem znieruchomiałem pozostałem w tej pozycji, tak jakby na moim miejscu leżał nieboszczyk”. Esesmani uznali, że „ strzał dobijający jest już zbędny, a kiedy poszli po płachtę brezentu, aby owinąć nią rzekome zwłoki, ciężko ranny Schulz wstał i zaczął uciekać leśnym duktem. Z trudem uniknął śmierci.

ediałesobie wtedy, że niezbędna jest straż przyboczna, choćby nieliczna, ale za to bezgranicznie mi oddana i gotowa w razie potrzeby wystąpić nawet przeciw własnym braciom. Lepiej mieć do dyspozycji 20 osób jednego pokroju zakładając, że można na nich w pełni polegać niż całą gromadę ludzi niepewnych.

Hitler na temat utworzenia SS

Owego dnia, 30 czerwca 1934 roku, mężczyźni w czerni tylko w tym jednym przypadku nie wywiązali się z nałożonego na nich zadania. Inne ofiary mordowali tak, jak tego od nich oczekiwano: w sposób dobrze obmyślony, posłusznie, bez skrupułów, inteligentnie i dyskretnie. Ich akcja okazała się kompletnym zaskoczeniem. Któż mógłby bowiem przypuszczać, że w tę duszną sobotę SS popełni pierwsze masowe morderstwo Trzeciej Rzeszy?! W kraju panował przecież spokój. Ludzie nie poświęcali wiele uwagi rozgrywającym się otwarcie od tygodni konfliktom pomiędzy partią i jej najważniejszą organizacją, SA. Tematu do dyskusji dostarczały emocje innego rodzaju: tydzień wcześniej piłkarze klubu Schalke, grając z FC Nflrnberg zdobyli w dramatycznym finale mistrzostw Niemiec tytuł zwycięzcy. W ostatnich sekundach meczu Ernst Kuzorra strzelił decydującą bramkę, ustalając wynik na 2:1.

Mało kto zdawał sobie sprawę z bezwzględnej walki o władzę, która rozgorzała w łonie kierownictwa NSDAP Krwawe ciosy zadawały sobie te same organizacje partyjne, które w trakcie kampanii propagandowej występowały wspólnie jako jedna potężna siła i w obłudnej maskaradzie stawały za Adolfem Hitlerem, ślubując mu wierność i posłuszeństwo. Nowe władze potraktowały ową walkę jako pretekst do wyrównania dawnych rachunków.

Rozprawa karna została zainscenizowana, przedstawiono na niej fałszywe dowody, a wyrok zapadł już wcześniej. Pod pozorem konieczności stłumienia w zarodku planowanego i organizowanego przez SA puczu, szefowie SS

Heinrich Himmler i Reinhard Heydrich polecili przygotować „listy śmierci”. Ten dzień wykazał trwałość sojuszu, jaki obaj dygnitarze potajemnie planowali od miesięcy z takimi paladynami jak Góring i Bormann. Ów pakt miał okazać się fundamentem dyktatury narodowych socjalistów, której gorliwymi egzekutorami były czarne bataliony. W monachijskim więzieniu Stadeiheim oddział SS Leibstandarte Adolf Hitler rozstrzelał grupę najwyższych oficerów SA. W koszarach SS w berlińskiej dzielnicy Lichterfelde plutony egzekucyjne wywodzące się z gwardii pretorianów Ffihrera dokonywały wyroków śmierci na osobistych wrogach partyjnej elity. „Oddziały te wspomina Hans Fischach, były członek jednej z Leibstandarte składały się z młodych ludzi, którym wydano rozkaz: Oto zdrajcy, którzy organizują pucz przeciw Ffihrerowi. Należy ich zlikwidować!... A potem: Stanąć w szeregu! Pierwszy

Istniało Róhm uczyni z SA jakby państwo w państwie I tym samym stworzy groźną sytuację dla Hitlera i jego towarzyszy.

Eberhard Richter, ówczesny mieszkaniec Berlina

Zajmie się pan sprawą Klausenera.

Klausenera należy niezwłocznie rozstrzelać w pomieszczeniach ministerstwa. Potem zadzwoni pan do mnie z jego telefonu służbowego.

Szef gestapo Reinhardłeydrich do funkcjonariusza SS Kurta Gildischa, mordercy polityka Ernsta Klausenera

szereg klęknij, drugi stać! I w ten sposób wykonywano rozkazy. Poszczególni esesmani w ogóle nie zastanawiali się nad tym, co robią. To był stan wyższej konieczności w państwie”.

W wielu przypadkach szefowie SS wysyłali do akcji zawodowych morderców. Tuż przed godziną 13 samochód SturmhauptfUhrera Kurta Gildischa zatrzymał się przed gmachem ministerstwa komunikacji Rzeszy przy Wilhelmstrasse. Na portierni Gildisch zapytał o miejsce urzędowania dyrektora ministerialnego, doktora Ericha Klausenera. Klausener kierował departamentem żeglugi, ale władze partyjne przywiązywały większą wagę do tego, czym zajmował się poza pracą. Jako przełożony Akcji Katolickiej zgromadził on tydzień wcześniej na terenie berlińskich torów wyścigów konnych Hoppegarten ponad 60 000 osób, a następnie wygłosił spontaniczne, poruszające wszystkich obecnych przemówienie, w którym stwierdził, że nie wolno nikogo pozbawiać miłości Bożej. Góringowi i Heydrichowi nie podobała się też jego przeszłość: w okresie Republiki Weimarskiej Klausener pracował w pruskim ministerstwie spraw wewnętrznych w departamencie policji. Nikt więc nie znał lepiej od niego rejestru przestępstw popełnionych niegdyś przez starych nazistów. Na swego zabójcę Klausener natknął się w chwilę po wyjściu z gabinetu. Gildisch oświadczył mu, że jest aresztowany, a kiedy Klausener sięgał po marynarkę, morderca dwukrotnie strzelił mu w głowę. Przed biurem ofiary wartę zaciągnęli esesmani, a Gildisch opuścił to miejsce, jakby nigdy nic. Czekały już na niego inne zadania.

W Monachium wieczorem 30 czerwca 1934 roku po mieście sunęły czarne limuzyny. Jedna z nich zatrzymała się w pobliżu Bramy Zwycięstwa, przed domem na Schackstrasse 3. W przeciwieństwie do Paula Schulza doktor Willi Schmid nie podejrzewał niczego. Jego rodzina była wprawdzie zaskoczona aroganckim tonem czterech mężczyzn w czarnych mundurach, on sam jednak uspokajał żonę i dzieci, zapewniając, że szybko wyjaśni nieporozumienie i niebawem wróci do domu. Bo cóż SS może chcieć od niego, krytyka muzycznego?

Wychodząc z domu Schmid sięgnął po kapelusz. Ten znany dobrze z codziennej obserwacji gest jego córka Renate zachowała w pamięci jako ostatnie wspomnienie ojca. Dziś wie, co się później wydarzyło: „Limuzyna pojechała szybko do Dachau, a tam natychmiast go rozstrzelano”.

Ostatecznie była to konfrontacja pomiędzy SS i SA, w wyniku której SS zlikwidowała też wielu ludzi nie mających z puczem nic wspólnego.

Albert Speer, na przesłuchaniu prowadzonym przez Amerykanów w maju 1945 roku

Zaczęło się od puczu Róhma 30 czerwca, gdy rozstrzelano generała Schleichera; wtedy właśnie po raz pierwszy sprawy dały mi do myślenia.

Horst Zank, oficer Wehrmachtu

W wyniku bezprzykładnej fali terroru na terenie Rzeszy życie straciło niemal 100 osób w tym politycy opozycji, jak Kurt von Schieicher lub były towarzysz Hitlera, Gregor Strasser. Tak zwana „noc długich noży” zapoczątkowała awans SS na instytucję budzącą największą grozę will Rzeszy. Tego dnia jak określa to monachijski adwokat Otto Gritschneder SS „zdała swój egzamin na krwawego oprawcę”. W ciągu zaledwie paru lat sztafety ochronne rozrosły się znacznie; od przybocznej straży Hitlera do gigantycznego aparatu terroru, który przenikał cale państwo i naród. W mitologii SS wydarzenia tamtego lata

obrosły legendą, jako „szlachetna akcja oczyszczania krwi”. Była ona dla tych, którzy ją przeprowadzili, kamieniem probierczym ich przydatności dla reżimu. Już w 1933 roku broszurka Das schwarze Korps nawoływała esesmanów, aby przede wszystkim kultywowali „...wszystkie cnoty, wszystkie przymioty, które SS ceni od pierwszej chwili istnienia i dzięki którym mogła wykazać swą wartość, a są to: wierność Fńhrerowi, subordynacja i dyscyplina”.

W konsekwencji „niemieckiej nocy świętego Bartłomieja” formację SS „wykuto na najostrzejszą broń w arsenale hitlerowskiej Rzeszy”, jak określił to biograf Hitlera, lan Kershaw. Uwidoczniły się wtedy narzędzia rozpętanego w następnych latach terroru esesmańskiego: pozornie wszechmocny aparat policyjno-szpiclowski, system obozów, tworzenie wiernopoddańczych oddziałów elitarnych, które składały przysięgę na wierność Hitlerowi.

Historia SS rozpoczęła się jedenaście lat wcześniej w urządzonym na kręgielnię i zadymionym od papierosów pokoju jednej z monachijskich knajp. Siedzący w nim mężczyźni ochoczo zamówili kilka kolejek piw, a kiedy w końcu zostali sami, wznieśli toast za człowieka, którego portrety zdobiły ściany wielu lokali w tym mieście: Adolfa Hitlera. Poświęcali mu to, co we własnym pojęciu zachowali po pierwszej wojnie światowej: „Przysięgamy ci wierność aż do śmierci”. Ten majowy wieczór 1923 roku, zakrapiany obficie piwem, stał się momentem narodzin oddziału szturmowego Hitlera (Stos struppe Hitler). Jego członkowie, wywodzący się z niedawno otworzonego oddziału ochrony osobistej o nazwie Stabswache, nie przeczuwali nawet, że stanowią zaczątek „czarnej formacji”, wiernej Fiihrerowi na wzór sagi o Nibelungach aż do ostatniej kropli krwi. Jeszcze w 1942 roku Hitler wspominał w chwili romantycznego uniesienia „ludzi skłonnych do rewolucyjnych czynów i świadomych, że nadejdzie

dzień twardej, zaciętej walki na śmierć i życie”.

naszym mniemaniu esesmani byli garstką ludzi, którzy mieli jedynie dbać o bezpieczeństwo osobiste najwyższych dostojników w państwie. Aż do 1938 roku nie zaprzątałem sobie w ogóle głowy myślami o wpływach Ss.

Paul Tolimann, komunista, aresztowany w 1933 roku przez SA

Ja też zdawałem sobie wtedy sprawę z istnienia SS. Zawsze odnosiliśmy wrażenie, że 55 jest lepiej zorganizowana niż SA, że jest jednolitą formacją. Natomiast SA wyglądała raczej na dziką zbieraninę.

Josef Zander, ówczesny mieszkaniec Bad Godesberg

Kadra dowódcza wywodziła się z Reichswehry i kręgu oficerów wojskowych. Ale poszczególne drużyny formowano z przedstawicieli klasy robotniczej z bezrobotnych, którzy otrzymywali

w zamian ubranie i buty.

Paul Tollmann, komunista, aresztowany w 1933 roku przez SA

„Pieśń SS”

„Naroclowi szubrawcy”

Ze śpiewnika SS.

Pastiszowy wiersz berlińskiego dzien

początek w dostawnym tiumaczeniu

nikarza Hardy”ego Worma (1932).

brzmi:

Początek w dosłownym tlumaczeniu:

SS maszeruje, droga wolna!

Do szeregu marsz!

Kolumny szturmowe stoją, w miejscu!

Bohatera markować!

Będą podążać od tyranii drogą ku

I proletariuszy masakrować!

wolności!

Obstawić salę!

Krew musi tryskać!

Calą tę zgraję powybijać!

Rzeczywistość przybierała tymczasem groteskowe formy. Handlarz materiałami piśmiennymi Josef Berchtold, którego nikły wzrost niewiele miał wspólnego z ideałem rosłego esesmana, oraz zastępca szefa ekonomicznego w NSDAP, Julius Schreck, zdołali przyciągnąć do siebie około 20 osób wśród nich znajdowali się uhonorowani potem „starzy wojacy”: zegarmistrz Emil Maurice, karany przedtem za zdefraudowanie pieniędzy, handlarz koni Christian Weber oraz rzeźnik i zapaśnik-amator Ułrich Graf. Było to hermetyczne kółko weteranów I wojny światowej, którzy niechętnie pozwalali osobom postronnym wglądać w wewnętrzne sprawy ochrony osobistej Hitlera. Już wtedy ich posłuszeństwo było bezwarunkowe, a rozkazy otrzymywali bezpośrednio i wyłącznie od samego wodza. Ich jedynym zadaniem było zapewnienie mu bezpieczeństwa; gdziekolwiek występował publicznie, towarzyszyła mu jego nowa gwardia przyboczna. Podążali za swym Ffihrerem niczym cienie, zjawiali się wraz z nim we wszystkich monachijskich piwiarniach, do których przybywał. Niebawem oddział liczył już ponad 150 członków, a przyjmowano do niego jedynie te osoby, które w porewolucyjnym Monachium „wykazaly się” w knajpianych burdach. „Wladza to prawo”, brzmiała ich prosta zasada, a przeciwników przekonywali o swojej racji za pomocą „gumki” i „zapalniczki”jak określali eufemistycznie gumowe pałki i pistolety. Ich mundury zdobił osobliwy symbol: „Na naszych czarnych czapkach widnieje trupia główka, jako ostrzeżenie dla wrogów i znak dla naszego wodza, że jesteśmy gotowi oddać życie za jego sprawę”, wyjaśniał późniejszy organizator 55 Alois Rosenwink.

Emblemat trupiej główki SS zapożyczyła od elitarnych jednostek wojska. Od stuleci uznawano go za znak szczególnie silnie rozwiniętego poczucia lojalności wobec dowódcy. Trupią główkę na czapce nosili zarówno „czarni” .„ huzarzy pruskiego „króla żołnierzy” (Fryderyka Wilhelma 1; przyp. tłum.), . jak i gwardziści I regimentu rezerwistów podczas pierwszej I wojny światowej. Wysunięci daleko przed piechotę, posługiwali się oni nowoczesną bronią, której użycie wymagało sporej dozy odwagi,.. i żądzy niszczenia. Miotacz ognia stał się jednym z najstraszliwszych rodzajów broni w tej wojnie. Okrutną śmierć w okopach, masowe zabijanie wroga weterani opiewali jako „oczyszczającą stalową burzę”, która miałaby nadawać ich istnieniu kierunek i sens. 28 czerwca 1916 roku głównodowodzący armii niemieckiej i następca tronu uroczyście przyznał tej jednostce prawo noszenia na rękawie emblematu w postaci białej trupiej główki było to najwyższe odznaczenie dla jego oddziału a żołnierzom pogratulował: „Uczestnicząc stale w najtrudniejszych akcjach, oficerowie i ich podkomendni skutecznie robili wszędzie użytek ze swojej broni, a w krótkim czasie stali się dla Francuzów jednymi z najgroźniejszych przeciwników w walce wręcz. Jestem przekonany, że ten widoczny dla wszystkich emblemat młodego oddziału będzie stanowił dla niego zawsze zachętę do kontynuowania rozwoju w duchu gotowości do walki i pogardy śmierci”.

Gotowość do walki idąca w parze z pogardą śmierci i to wszystko pod znakiem trupiej główki z takim nastawieniem wyniesionym z okopów I wojny światowej żołnierze oddziału szturmowego zamierzali obalić znienawidzoną Republikę Weimarską. „To byli prości ludzie. Wgłębi duszy i serca każdy z nich pozostał żołnierzem” opowiada były esesman Robert Krótz, który zetknął się wtedy w Monachium z członkami Stoiltruppe. „Część z nich wykazywała się patologiczną brutalnością, ale w sposób nie rzucający się w oczy, inni byli stosunkowo umiarkowani” wspomina monachijski adwokat Otto Gritschneder.

Wszyscy natomiast okazywali bezwzględne posłuszeństwo Hitlerowi. Podobnie jak wielu innych, również oni uważali traktat wersalski za „haniebny pokój”, zawarty przez „listopadowych zbrodniarzy”, którzy zdradzili swój kraj poprzez „pchnięcie nożem w plecy”. Monachium stało się punktem zbornym dla wielu osób, którzy z całego serca znienawidzili młodą republikę. Tę nienawiść prawicowych rewolucjonistów do nowej formy państwowości podsycał panujący w kraju chaos, a obietnice demagoga trafiały na niezwykle podatny grunt. W 1923 roku, okresie szalejącej inflacji, cena jednego kufla piwa w ulubionym lokalu esesmanów, Torbru, wzrosła w pewnym momencie do kilku miliardów marek. Pieniądze zarobione rano nie miały już wieczorem żadnej wartości. Zadanie czuwania nad osobistym bezpieczeństwem Hitlera było dla owych ludzi przesiadujących w kręgielni szansą wyrwania się z szarej egzystencji i awansowania do swoistej „elity”,

Żądamy likwidacji wojska zaciężne- jaką była dla nich zwykła grupa bojowa. Za swój go i utworzenia armii narodowej. awans odwzajemniali się tym, czego nauczyła

25-punktowego programu NSDA ich wojna światowa: wiernością, posłuszeństwem i pogardą śmierci.

pierwszą próbę obalenia znienawidzonej republiki Hitler podjął po upływie niecałych sześciu miesięcy od momentu tamtej przysięgi na wierność, złożonej w Torbrau. Cena jednego dolara wzrosła w tym czasie do 420 miliardów marek. Cierpliwość narodu zdążyła się już wyczerpać, sytuacja dojrzała do wybuchu „rewolucji narodowej”. Na wieczór 8 listopada sprawujący w Bawarii władzę (triumwirat w składzie: von Kahr, von Lossow i von Seii3er) zorganizowali mityng w monachijskiej piwiarni Burgerbraukeller. Hitler postanowił wykorzystać ten moment do przeprowadzenia zamachu stanu, rozpędzenia wiecu i na wzór Mussoliniego zmuszenia polityków i żołnierzy do wspólnego „marszu na czerwony Berlin”. Gefrajter Hitler mógł liczyć przy tym na poparcie jednej znaczącej osobistości z prawej strony sceny politycznej: w konfrontacji z von Kahrem jego najlepszym argumentem miał być autorytet byłego generała kwatermistrza von Ludendorffa.

Rankiem 8 listopada nad stolicą Bawarii zawisły ciężkie ołowiane chmury, kiedy Hitler zaalarmował Straż Przednią Niemieckiego Przebudzenia tak nazwał swój oddział uderzeniowy W Torbru Josef Berchtold zapoznał kamratów z planami puczu: „Koledzy, nadeszła wreszcie chwila upragniona przez nas wszystkich, zarówno przez was, jak i przeze mnie. Hitler i pan von Kahr doszli do wspólnego porozumienia i jeszcze dzisiejszego wieczoru zostanie obalony rząd Rzeszy, powstanie natomiast nowy rząd pod przewodnictwem Hitlera, Ludendorffa i Kahra. Przeprowadzona przez nas akcja będzie stanowiła impuls do nowych wydarzeń. Ale zanim przejdę dalej, wzywam tych, którzy z jakichkolw...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin